bianka

Konto zarejstrowane: 03 grudnia 2008
Ostatnio online: 08 sierpnia 2022 o 08:14

Najnowsze posty użytkownika:

Obozy jeździeckie
autor: bianka dnia 01 września 2017 o 06:43
U nas właściwie żadne służby nie robiły problemów, ale z uwagi na miejsce pobytu na terenach ośrodka jeździeckiego panie z sanepidu zwracały uwagę na: miejsce spożywania posiłków  (zabezpieczenie przed muchami- moskitiery i lepy) oraz sugerowały żeby pomyśleć o łazience z wejściem bezpośrednio z dworu, czy zapewnić dostęp do innej niż tylko ta w stajni (oczywiście z jednorazowymi ręcznikami).
Problemem ze względów finansowych może być dla Ciebie fakt, że niezależnie od liczności grupy (w sensie małej ilości osób) musisz mieć przynajmniej dwie osoby w kadrze- kierownika i wychowawce.
Obozy jeździeckie
autor: bianka dnia 31 sierpnia 2017 o 20:26
https://men.gov.pl/ministerstwo/informacje/przed-wakacjami-co-warto-wiedziec-bezpieczny.html
Poczytaj, odwiedź kuratorium, sanepid i straż pożarną w razie gdyby nie wszystko było jasne.
strzyżenie / golenie koni
autor: bianka dnia 17 listopada 2015 o 18:08
Zastanawiając się właśnie nad tą małą maszynką trafiłam na taką: https://www.jula.pl/catalog/wypoczynek/zwierzeta-domowe/akcesoria-dla-zwierzat-domowych/pielegnacja-zwierzat/maszynka-do-strzyzenia-koni-bydla-809017/
Ktoś miał z nią do czynienia?
Dzieci jeżdżące konno
autor: bianka dnia 01 kwietnia 2015 o 14:58
brzezinka raczej o funkcjonalność... widziałam jak chłopiec w stajni schodził z konia, zahaczył kamizelką o siodło i wpadł wprost pod konia... Na dodatek zrywając zamek - to nie wyrządza więcej szkód niż dobra?

Kozdanda
Żeby kamizelka była funkcjonalna, to dziecko przede wszystkim musi chcieć w niej jeździć. Wbrew pozorom (albo stereotypom przynajmniej w naszej okolicy) dopasowana kamizelka może być wygodna i w ogóle nie przeszkadzać w jeździe.
Tak jak napisała Strzyga warto przejechać się do sklepu i przymierzać zanim się zdecydujemy. I o ile odradzam stanowczo kupno używanego kasku, tak przy kamizelce nie widzę przeszkód (o ile rzepy i zapięcia są sprawne, tak żeby w razie upadku się nie porozpinały)
Z tego co ja zaobserwowałam czasem lepiej kupić używkę ale trochę lepszej firmy niż połasić się na tańszą, a nową.
Np. kamizelki z decathlonu są na ogół dobrze dopasowane u małych dzieci 4-6 lat, ale w większych rozmiarach często są za krótkie tyłem- kończą się na wysokości nerek i przy upadku można plecy sobie poobijać i dodatkowo są mocno sztywne. O te:
A te decathlonowe są całkiem fajne, tylko chudzielcom po dopasowaniu często tworzą postawę "pakera" pod pachami:

Sama jeżdżę w takiej:
[img]https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcR-LfgbGeIaOQCljic25-P0Ucn9q-H0gA7I8Fl36NJRtLmsACcLSfS8FQ[/img], używa jej kilkoro dzieci u nas i też się sprawdzają.
Dzieci jeżdżące konno
autor: bianka dnia 01 kwietnia 2015 o 12:12
Dzięki Atea! Miło to słyszeć, teraz mam trochę więcej czasu, bo własne dopiero rozwijające się w brzuchu "Stworzonko" daje mi nieźle popalić, więc mam czas żeby oprócz czytania popisać 🙂
ps. zresztą jesteśmy nie tak bardzo daleko od siebie, bo my też wielkopolska.
Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym
autor: bianka dnia 01 kwietnia 2015 o 12:10
Dzięki Dziewczyny za wsparcie- choć nie powiem, ciężka sprawa leżeć w łóżku mieszkając w stajni z 40 końmi i mając przeszło 60 dzieciaków tygodniowo na jazdach. Na szczęście tata i brat przejęli pałeczkę w jazdach i nie powiem odciążyli bardziej niż wydawało mi się, że będą w stanie (choć podejrzewam, że u brata trochę wpływ miało rzucenie kolejnych studiów i teraz zawsze może użyć argumentu, że to z miłości do siostry  :wysmiewa🙂
Czytanie Was daje dużo luzu i pomaga! Dzięki!
Dzieci jeżdżące konno
autor: bianka dnia 01 kwietnia 2015 o 12:00
Cóż-
Jeśli chodzi o bezpieczeństwo dzieci, obojętnie czy swoich, czy nie swoich to bardzo trudny i śliski temat. Niestety my borykamy się często z rodzicami, którzy próbują, najczęściej z niewiedzy "narażać" dzieci. Na szczęście większość z nich im więcej przebywa, tym więcej słucha, obserwuje i zauważa.
Jeśli chodzi o braki kasków przy czyszczeniu- uczulamy, że mają być, że powinny, jednak 4 razy do roku, mamy imprezy gdzie spotykają się dzieciaki z wszystkich grup naraz i te które kasków swoich nie mają dostają nasze, ale muszą się nimi dzielić. Obowiązkowo na koniu musi być założony i zapięty kask w dobrym rozmiarze (Ile razy już rodzice, albo dziadkowie kupowali kaski na wyrost- bo przecież urośnie i próbowali je wypychać dodatkowymi wypełniaczami... :głupi_łeb🙂
Jeśli chodzi o jazdę w kamizelkach- każdy rodzić podpisuje się pod regulaminem na początku roku gdzie jest napisane, że są wskazane, a obowiązkowe na jazdy ze skokami. I to jest przestrzegane. (Tu natomiast po raz kolejny pojawia się paradoks, że najdłużej na swoje kamizelki czekają dzieci, których rodzice kiedyś jeździli, bo oni jeździli, spadali i nic im nie było, i w ogóle w toczkach, a nie kaskach...)
W ogóle tragiczna obserwacja, której dokonuje u siebie, że im rodzic bardziej musi się postarać żeby było go stać na jazdę konną Jego dziecka, tym szybciej to dziecko ma zapewniony kompletny strój.
Ustawienie koni- wszystkie nasze konie i kuce są tak wiązane przy koniowiązach, czy to w hali, czy przed stajnią. Uczone są tego od źrebaka. Obok siebie nigdy nie stoją konie, które w choć najmniejszym stopniu nie przepadają za sobą. Znamy je i wiemy, które muszą stanąć w większej odległości, czy nie mogą stać obok tego, czy tamtego konia. Tfu, tfu, tfu, jak do tej pory się to sprawdza.
A chodzenie za zadem- hmm, wychodzę z założenia, że bezpieczniejsze jest obchodzenie kuca w kontakcie (dotykając zad) niż nagłe doskakiwanie do niego. I znów nie mówię, że rutyna u koni "nie zabija", bo z doświadczenia wiem, że jest często właśnie ona przyczyną wypadków. Jednak nie popadam w obsesję. Dzieci były pilnowane przez 5 dorosłych i do tego przy każdym kucu była jedna osoba z grupy młodzieżowej zaawansowanej. W dodatku to nie są "nowe" dzieci, jeżdżą regularnie od września, albo nawet kilka lat i też już znają kuce, wiedzą, który potrafi przeszukać kieszenie, a który skubnąć w tyłek przy czyszczeniu kopyt (bo takiego też mamy) Czy to dużo, czy to mało- niezależnie co powiem każdy i tak ma prawo wyrazić swoją opinię. A tak na prawdę można wyciągnąć wnioski dopiero gdy się będzie i zobaczy na żywo- bo takie ocenianie, to trochę zbieżne jest z oceną stylu jazdy zawodnika po jego jednym zdjęciu na parkurze 😉
Co do jazd w miejscach nieprzygotowanych, czy bez kasku- mogę tylko powiedzieć, że u nas obowiązek jazdy w kasku jest dla każdego- wszyscy instruktorzy, właściciele prywatnych koni, dorośli, nie ma wyjątku- Bo skoro ja tłumaczę dziecku, że to ważne ze względu na bezpieczeństwo, ba, nie ukrywam, że każdy jeździec spada, że jak ktoś mówi, że nie spada, to znaczy, że albo kłamie, albo nie jeździ, to jaki mam argument do tego żeby jeździć bez kasku. Mam powiedzieć, że moja głowa jest twardsza, odporniejsza?! Nie, uważam, że my dajemy im przykład. To samo dotyczy kamizelek - skoro ich obowiązują, to mnie też. I mało tego, ja nie tylko to mówię, ale ja również w to wierzę.
Co do miejsca- pomiędzy placami konia się przeprowadza w ręku, na halę po chodniku również, podczas wyjazdu i konieczności przejazdu przez asfaltową drogę zawsze stoi samochód zatrzymujący ruch a przynajmniej pierwszy i ostatni jeździec ma na sobie kamizelkę odblaskową.
Elaborat mi wyszedł, ale myślę, że są to kwestie, które należy poruszać, a dodatkowo, nie obrażać się i nie unosić, tylko dyskutować. Bo czasem zgodnie z przysłowiem w swoim oku człowiek belki nie widzi a u innego źdźbło zobaczy. I jeśli tylko wytknięcie tego źdźbła przyczyni się do zmiany na lepsze- to o co się tu obrażać? 🙂

Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym
autor: bianka dnia 01 kwietnia 2015 o 10:53
Cześć,
Wpadłam tu kiedyś na chwilę, pochwaliłam się i zniknęłam, ale nadal czytam Was na bieżąco, tylko sił na pisanie nie było. Jak ktoś mi jeszcze powie, że ciąża to nie choroba, to wzrokiem jestem gotowa zabić. W tej chwili leci mi 13 tydzień, a ja regularnie przynajmniej dwa dni w tygodniu na kroplówkach, schudłam prawie 5 kg a każda aktywność fizyczna bądź stres kończy się wymiotami. Lepiej czułam się przez dosłownie 4 dni, ale jak do tej pory tylko 2 dni zdarzyły mi się bez wymiotów.
Na szczęście Stworek w brzuchu rozwija się prawidłowo, a wszystkie moje badania krwi wychodzą wręcz książkowo.
Tylko niektórzy w moim otoczeniu nieśmiało, a może nieświadomie dają do zrozumienia, że eee- nie może być tak źle, oczywiście najczęściej bezdzietni lub mężczyźni.

Ehh, wyżaliłam się, mam nadzieję, że sprawdzi się to, że teraz będzie lepiej. Tymczasem wracam do śledzenia waszych pociech, które dodają mi otuchy 🙂
Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym
autor: bianka dnia 11 lutego 2015 o 09:19
To i ja się nieśmiało dopiszę... 4 tydzień 🙂, wczoraj potwierdzony u lekarza. Na razie (chyba dzięki, w dużej mierze, śledzeniu tego watka od dłuższego czasu) jestem spokojna, ale świadomość zmiany jaka następuje właśnie w moim życiu wzbudza pewien niepokój.
NIEUCZCIWI RE-VOLTOWICZE
autor: bianka dnia 10 lutego 2015 o 11:32
Chciałabym zgłosić użytkownika gajoweczka imię i nazwisko z adresu email: Ola Osieczkowska
Na przełomie stycznia i lutego kontaktowaliśmy się w sprawie siodła z ogłoszenia [url=[[a]]http://ogloszenia.re-volta.pl/sprzet/szczegoly/163953?q=siod%C5%82o[[a]]+daslo+rimini+pro+light&kategoria=&stan=&lokalizacja=&sortuj=0&widok=0&strona=][[a]]http://ogloszenia.re-volta.pl/sprzet/szczegoly/163953?q=siod%C5%82o[[a]]+daslo+rimini+pro+light&kategoria=&stan=&lokalizacja=&sortuj=0&widok=0&strona=[/url]

Po podaniu numeru konta (30.01) i wykonaniu przelewu (02.02) kontakt się urwał. Nie dostajemy odpowiedzi na e-mail, telefony i smsy są ignorowane.
W dniu dzisiejszym sprawa została zgłoszona na policję do wydziału przestępstw gospodarczych.
M jak mieszkanie czyli wszystko o urzadzaniu:)
autor: bianka dnia 06 stycznia 2015 o 20:17
deksterowa, z pianinem to podobnie jak u nas 🙂 Też będziemy szukać jakiegoś fachowca, który je odrestauruje. Pewnie trzeba będzie usunąć wierzchnią warstwę i położyć ją na nowo... Ale pianino przeszło stuletnie, więc szukamy raczej kogoś z polecenia, bo szkoda by było...

znam i moge polecic fachowca, po kaliskim TBFie, uczacym sie i pracujacym kiedys w Calisii, pozniej w Schimell Piano, a obecnie robiocym renowacje w ramach realizacjii pasji:-) wiecej inf na priw. Ostatnio odnawial pianino mojego przyjaciela i zrobil z grata cudenko. ps. przepraszam za brak polskich znakow, moj tel ich nie uznaje.
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 13 października 2014 o 20:20
Cobrinha, jakie fajne uszy 🙂

bianka, ale stado! 🙂 Ile szło koni na pierwszych zdjęciach?

Dzieki :-), koni szlo 26 (przepraszam za brak polskich znakow, ale tel. ich nie uznaje)
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 12 października 2014 o 19:51
[b]bianka[/b]
wow piękne  stadko🙂
Jak z ogarnięciem  takiej ilości dzieciaczków ?

Mamy już trochę wprawy- a to tylko połowa ekipy- młodsza i mniej doświadczona zwiedzała nasze pastwiska na kucach.
Konie dobierane są parami w takich układach coby było jak najmniej antypatii. Kluczem jest odpowiedni dobór jeźdźców do koni i miejsca w zastępie do umiejętności. U nas zawsze za czołowym najpierw kucyki (nadają tempo) + min. jeden opiekun na kucu, później najmniej doświadczeni i dalej i kończy znów przynajmniej jeden opiekun. Dodatkowo na dłuższe wyjazdy samochód w odwecie. Czyli zawsze jest to logistyczne przedsięwzięcie.


Maluchy podzielone na dwa zastępy i każdy miał po 3 zmiany 🙂
yła też gonitwa ? 😉
Mniej doświadczeni poszukują ukrytego zająca. W tym roku odważyliśmy się zrobić mini gonitwę dla umiejących samodzielnie galopować, ale odbywała się w stępie w kłusie na terenie stajni- na największym placu. No i kolejna obowiązkowa sprawa w takich terenach zawsze poruszamy się chodem niżej niż opanowali wszyscy na placu.
masz może  więcej zdjęć to wstaw 😉 pięknie  wygląda  takie stadko , zazdroszczę  takiego  wypadu
Wstawię za to kilka zdjęć z Rajdu (trasy konne, piesze, rowerowe i motocyklowe), który jest co roku organizowany nieopodal nas:
[img]https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xap1/v/t1.0-9/10377078_708949945863646_5909671959276324723_n.jpg?oh=eb1684dc6e258dda401b5dc276a4a5d4&oe=54B7C92C&__gda__=1420675056_7481506224f2b6c48ae5082f4f5a66a2[/img]
[img]https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/v/t1.0-9/10542008_708956092529698_7168799955812702134_n.jpg?oh=ceae5b531adf8411fb9890a0002c2054&oe=54AE935D[/img]
[img]https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/v/t1.0-9/10354603_708955925863048_8631538912534582281_n.jpg?oh=47d16b7735af4f92addc8106c7652914&oe=54BC70E3&__gda__=1420750171_1efec33b1cf77a81889cc360e2d5ac16[/img]
Kącik Seniora - czyli koń na emeryturze
autor: bianka dnia 27 stycznia 2014 o 21:57
witajcie,
chciałabym przedstawić swoich emerytów i pochwalić się (bardzo się cieszę, że nadal tak jest) cała trójka nadal pracuje,  i  nie narzeka jakoś szczególnie na zdrowie, wiadomo, że dokarmienie i dogrzanie jest trudniejsze, po jazdach na noc nogi owijane, ale w sumie dopiero pierwsza zima, kiedy śmigają w derkach.
Pekolia ur.1991


Serata ur. 1991


Kariolka ur. 1994


Co prawda mamy jeszcze dwóch 18 latków tegorocznych i niby emeryci już by mogli być, ale nie wiem, czy by się nie obrazili za to 😉
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 07 stycznia 2014 o 22:43
[quote author=Być. link=topic=114.msg1972556#msg1972556 date=1389128771]
bianka, a gdzież tyle kuców w Wielkopolsce można spotkać?
[/quote]
W okolicach Ostrowa Wielkopolskiego (Wtórek),
Dziękuję za pochwałę ekipy. Z tej grupy wszystkie dzieciaczki śmigają już przynajmniej drugi rok, ale wyjazd z maluchami to zawsze wielki stres. Niemniej, radość jest niesamowita.
Dorzucam parę fotek tym razem starszych, ale też w większej ilości 😉


Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 07 stycznia 2014 o 12:22
To ja pochwalę się zdjęciami z pierwszego samodzielnego (bez opiekunów mknących na nogach) terenu jednej z moich kucykowych grup:

Wszystko o co chcielibyście, ale wstydzicie się zapytać ;)
autor: bianka dnia 02 października 2013 o 10:36
Poszukuję kolorowanki dla dzieci w motywem polowania/ hubertusa. Niestety hasła wpisywane w wyszukiwarkę przeze mnie muszą być jakieś trefne, bo nie mogę nic użytecznego znaleźć. Może ktoś wie, ma na komputerze coś takiego do wydrukowania?
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 03 czerwca 2013 o 13:44
bianka: więcej was matka nie miała?  😉 Strasznie was dużo.

Właśnie miała, miała, ale trzy osoby wystraszyły się deszczu 🙂
I właśnie w planach było zabrać wszystkie koniska, które mogły pójść.
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 02 czerwca 2013 o 21:32
Po zimowym powitaniu wiosny mieliśmy deszczowy dzień dziecka (w tematyce dzikiego zachodu). Oto kilka fotek z terenu:



Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym
autor: bianka dnia 27 marca 2013 o 08:41
bianka, kombinujcie tez z tymi hamburgerami - mozna zrobic z filetemz  kurczaka, z klopsikami, z wolowina, ze schabowym, z kotletem rybnym nawet. Byle by przypominalo hamburgera 😉 Mozna tez dzieciakom kawalki kurczaka z warzywami zawinąć w tortille z odrobina sosu (jogurt+majonez zeby bylo zdrowiej), niech im przypomina fast foodowe jedzenie.

Szafirowa, o tak, domowe hamburgery to najprostszy sposób na przemycenie ryby. Na tortille, natomiast nie wpadłam. 
Nie ma co przekombinowywac- chodzi o to, zeby dzieci jadly. Jezeli jest taka mozliwosc, proscie rodzicow o wypisanie ulubionych (czytaj- jadalnych 😉 ) potraw dziecka, latwiej bedzie wtedy ukladac menu, jak wiadomo np ze mielone lubi 14/15 osob. No i koniecznie kontakt z rodzicami dzieci zywieniowo problematycznych- no bo przeciez jesc musza, rodzic ma obowiazek przekazac informacje i pomoc rozwiazac problem.

Co do jadłospisu, to zawsze robimy tak, że pokazujemy dzieciakom potrawy, które mogą wybrać i razem układamy menu. I jakoś to idzie, ale właśnie dziecko jednozupowe i tak nie będzie jadło innych, nawet jak reszta je. I jeżeli to jest kwestia nie jedzenia tylko zup, to nic, bo je drugie danie, ale czasem się okazuje, że dziecko je tylko pomidorową i kurczaka. Rekordem było, jak zadzwoniłam do jednej mamy, żeby się dowiedzieć, czy tak jest, a Ona bezstresowo mi powiedziała, że no tak, tak jest, ale myślała, ze może my znajdziemy jakiś sposób na córkę...

Dzieci żywieniowo problematyczne to zupełnie inny temat. Na szczęście tu rodzice nie robią tajemnic.

Co do dzieci, które chcą jeść cały czas- staramy się zapewnić im tak dużo zajęć, a tak mało czasu "nie wiem co mam ze sobą zrobić" (właściwie tylko cisza poobiednia), żeby nie miały kiedy dopychać się słodyczami. Niestety nie ma tez co ukrywać, że mimo, że mówimy rodzicom o tym, żeby nie dawać słodyczy, chipsów, kolorowych napojów, to zawsze znajdzie się dziecko "przemytnik"  🙄

Dziękuję wszystkim za wskazówki. Na pewno je wykorzystam. Wydaje mi się jednak, że chyba pewnych rzeczy się nie przewalczy, bo jeśli dziecko nie je w domu, to i tu nie będzie jadło, jak się uprze. Może to i racja, że z głodu jeszcze żadne dziecko nie umarło (mając dostęp do jedzenia) 😉

Wszystkim mamom obecnym i przyszłym życzę zdrowia, a przede wszystkim cierpliwości 🙂
Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym
autor: bianka dnia 26 marca 2013 o 20:01
Ja powiem tak, że mojemu dziecku jedna ryba. Jeżeli to nie jest ziemniak albo czekolada jest to niejadalne bez względu, jak zajebiaszczo to wygląda.
Przeszłam przez etapy kupowania kolorowych makaronów, makaronów w kształcie Dory, ślicznych talerzyków, robienia figurek z żarcia.
A jeżeli jest to ziemniak, to nawet w wykonaniu mojej teściowej, czyli przypominająca szarego gluta breja, jest jadalny.
Zapomniałam! Jeszcze rosół zje w ilości hurtowej.

Ale zawsze warto spróbować.  😁


Dzięki pokemon, właśnie tego się obawiam, że będziemy stawać na rzęsach i poświęcać dwa razy więcej czasu,a nie przyniesie to efektu 🤔. Niestety, inaczej się ma z własnym dzieckiem, inaczej z cudzymi. I mimo, że rodzice w większości przypadków, mają świadomość, że dziecko jest niejadkiem, to ciężko to zaakceptować, gdy się takiego człowieka dostaje na dwa tygodnie. Najgorzej gdy na pytanie: a co lubisz? co być chciał zjeść? padają odpowiedzi: frytki, hamurgera, żadnych warzyw. 

Opolanka, no tak, z bajkami trzeba być na bieżąco. W sumie większość dzieci nie wie, o co chodziło z zupą pomidorową Pana Kleksa, więc chyba najpierw bym musiała podczas wieczoru bajkowego zrobić przybliżenie bajki z menu na dzień kolejny.
Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym
autor: bianka dnia 26 marca 2013 o 16:53
Drogie Mamy (oraz wszyscy inni którzy się tu wypowiadają 😉)
Mam do Was pytanie.
Przez pewien okres czasu w roku, karmię dość sporą gromadkę nieswoich dzieci w wieku 5-11  lat (brzmi to dość enigmatycznie, żeby nie było kryptoreklamy). Nie da się ukryć, że nie wszystkie dzieci chcą jeść wszystko co im się podaje (wiadomo, że są i takie, które nie mogą pewnych rzeczy, ale to inna para kaloszy).
Po zeszłorocznych przebojach z kilkoma, które odmawiały 90% posiłków- argumentując- bo tak, lub bo nie, wpadłam na pomysł żeby ich jadłospis był bajkowy. Tym sposobem w koncepcji na ten rok pojawiła się zupa shrekowa (warzywa zielone), pierogi na wzór fasolek wszystkich smaków bertiego botta, czyli różne wkłady, każdy niespodziewany, zupa pomidorowa od Pana Kleksa itp.
Moje pytanie jest takie: Jak myślicie, jak jest w przypadku Waszych dzieci, czy ma sens tworzenie kolejnych potraw rodem z bajek, czy to pomoże w przekonaniu niejadków?
Dziękuję za podpowiedzi.
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 23 marca 2013 o 19:10
Dzięki dziewczyny, ale powiem Wam, że jak wstałam rano i zobaczyłam -18 stopni, do tego pomyślałam o śniegu, który jest wszędzie, to miałam obawy. Na szczęście, wszyscy uczestnicy się zjawili, zwarci i gotowi. O wiośnie nie wiedzieli, więc mieli fajną niespodziankę 🙂.
Jeszcze jedno zdjęcie naszej wiosny:

Niestety prawdziwej wiosny ani widu, ani słychu, żadnego śladu, czy nawet poszlaki...
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: bianka dnia 23 marca 2013 o 18:31
Wiosna, niby już od dwóch dni, a dziś w terenie mieliśmy takie widoki:



Sam teren, planowany dla dzieciaków na początku roku nazwany został "W poszukiwaniu wiosny". Nie mogły więc jej nie znaleźć, więc:


Zabawa przednia, ale żeby w ostatnim tygodniu marca konie brodziły po nadgarstki w śniegu, to przesada  🙄
Zawody towarzyskie - propozycje
autor: bianka dnia 01 października 2012 o 19:42
Województwo: Wielkopolskie
Miasto: Wtórek, koło Ostrowa Wielkopolskiego (100 km od Wrocławia, 120km od Poznania i 120 km od Łodzi)

ZAWODY W UJEŻDŻENIU I SKOKACH PRZEZ PRZESZKODY
TERMIN:
14.10.2012r. (niedziela)


ORGANIZATORZY:
Gospodarstwo Agroturystyczne we Wtórku
Ostrowski Klub Jeździecki „OXER” we Wtórku;

MIEJSCE:
Gospodarstwo Agroturystyczne M. Parzydło ul. Ostrowska 43a Wtórek;

Ujeżdżenie  – ROZPOCZĘCIE ZAWODÓW godz. 10 00:
KONKURS NR 1- Program na brązową odznakę jeździecką PZJ
KONKURS NR 2- L3 cm

Skoki przez przeszkody – ROZPOCZĘCIE ZAWODÓW godz. 14.00
    KONKURS NR 1 – 60 cm
    KONKURS NR 2 – 80 cm

OPŁATA STARTOWA:
20 zł. – płatna przed rozpoczęciem danego konkursu;
Organizatorzy przewidują puchary,  oraz floot’s .

OSTATECZNY TERMIN ZGŁOSZEŃ:  12.10.2010r. do godz. 16.00.

WYMAGANE DOKUMENTY:
Aktualne badania lekarskie;
Zgoda rodziców u osób niepełnoletnich;

ORGANIZATOR INFORMUJE:

- Organizator nie ponosi odpowiedzialności za szkody wynikłe w transporcie, w trakcie trwania zawodów, a także za ewentualne wypadki i kradzieże oraz zastrzega sobie prawo do ewentualnych zmian w programie;
- Ewentualne protesty należy zgłaszać na piśmie z wpłatą 150 PLN wadium;
- rozprężalnia i parkur nawierzchnia trawiasta; czworobok nawierzchnia piaszczysta.

TELEFONY KONTAKTOWE:
Gospodarstwo Agroturystyczne we Wtórku: ,  kom: 0-604 253 857,
e- mail: okjoxer@wp.pl
www.konieikuce.com.pl

ZAWODY ZORGANIZOWANE DZIĘKI DOFINANSOWANIU Z ŚRODKÓW GMINY MIASTO OSTRÓW WIELKOPOLSKI I POWIATU OSTROWSKIEGO
Hity naszego dzieciństwa
autor: bianka dnia 17 stycznia 2011 o 16:52
Przeczytałam ten watek i od razu skojarzył mi się tekst e-mailu którego dostałam od znajomej:
"Dorastaliście w latach sześćdziesiątych,
siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych...???
Jak,  udało się wam przeżyć???!!!

Samochody nie miały
pasów bezpieczeństwa,
ani zagłówków,
no i żadnych airbagów!!!

Na tylnym siedzeniu było wesoło,
a nie niebezpiecznie

Łóżeczka i zabawki były kolorowe
i z pewnością polakierowane
lakierami ołowiowymi
lub innym śmiertelnie groźnym

Niebezpieczne były puszki,
drzwi samochodów.

Butelki od lekarstw i środków czyszczących
nie były zabezpieczone.
Można było jeździć na rowerze bez kasku.
A ci, którzy mieszkali
w pobliżu szosy na wzgórzu
ustanawiali na rowerach rekordy prędkości,
stwierdzając w połowie drogi,
że rower z hamulcem
był dla starych chyba za drogi...
.... Ale po nabraniu pewnej wprawy
i kilku wypadkach...
panowaliśmy i nad tym (przeważnie)!

Szkoła trwała do południa,
a obiad jadło się w domu.

Niektórzy nie byli dobrzy w budzie
i czasami musieli powtarzać rok.

Nikogo nie wysyłano do psychologa.
Nikt nie był hiperaktywny
ani dysklektykiem.

Po prostu powtarzał rok
i to była jego szansa.

Wodę piło się z węża ogrodowego
lub innych źródeł,
a nie za sterylnych butelek PET

Wcinaliśmy słodycze i pączki,
piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem
i nie mieliśmy problemów z nadwagą,
bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni

Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli
i nikt z tego powodu nie umarł.

Nie mieliśmy Playstations,
Nintendo 64, X-Boxes,
gier wideo, 99 kanałów w TV,
DVD i wideo, Dolby Surround,
komórek, komputerów ani chatroomów w Internecie...
... lecz przyjaciół !

Mogliśmy wpadać do kolegów
pieszo lub na rowerze,

zapukać i zabrać ich na podwórko
lub bawić się u nich,
nie zastanawiając się, czy to wypada.

Można się było bawić do upojenia,
pod warunkiem powrotu do domu przed nocą.

Nie było komórek...

I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy!!!
Nieprawdopodobne!!!

Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!!
Całkiem bez opieki!
Jak to było możliwe?

Graliśmy w piłę na jedną bramę,
a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny,
to się wypłakał i już.
Nie był to koniec świata ani trauma.

Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie,
złamane kości, czasem wybite zęby,
ale nigdy, NIGDY,
nie podawano nikogo z tego powodu do sądu!
NIKT nie był winien, tylko MY SAMI!

Nie baliśmy się
deszczu, śniegu ani mrozu.
Nikt nie miał alergii
na kurz, trawę ani na krowie mleko.
Mieliśmy wolność i wolny czas,
klęski, sukcesy i zadania.
I uczyliśmy się dawać sobie radę!

Pytanie za 100 punktów brzmi:
Jak udało się nam przeżyć???
A przede wszystkim:
Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość???

Też jesteś z tej generacji?"

Oczywiście traktowane z przymrużeniem oka 😉
Zawody towarzyskie - propozycje
autor: bianka dnia 20 kwietnia 2010 o 21:28
ZAWODY W UJEŻDŻENIU
TERMIN:
01.05.2010 r.

ORGANIZATORZY:
Fundusz Grantowy Dobrego Sąsiedztwa dla Ostrowa Wielkopolskiego;
Ostrowski Klub Jeździecki „OXER” we Wtórku;

MIEJSCE:
Gospodarstwo Agroturystyczne M. Parzydło ul. Ostrowska 43a Wtórek;

KONKURSY – ROZPOCZĘCIE ZAWODÓW godz. 10 00:
1. Konkurs klasy L-4
2. Konkurs L WKKW
3. Konkurs Olimpiad  Specialnych
4. Konkurs klasy P-7
5. Konkurs klasy N-6
UCZESTNICTWO:
Zawodnicy zrzeszeni w WZJ/PZJ, nie zrzeszeni, oraz zaproszeni goście.

OPŁATA STARTOWA:
30 zł. – płatna na odprawie technicznej;
Organizatorzy przewidują puchary, nagrody rzeczowe, oraz floot’s .

OSTATECZNY TERMIN ZGŁOSZEŃ:
Do 29.04.20010r. do godz. 16.00.

WYMAGANE DOKUMENTY:
Świadectwo szczepienia konia;
Aktualne badania lekarskie;
Zgoda rodziców u osób niepełnoletnich;
Konkurs nr 6 według Przepisów Olimpiad Specialnych,
Dokumenty sprawdzane będą na pół godziny przed  rozpoczęciem danego konkursu

ORGANIZATOR INFORMUJE:
- Zgłoszenia dostarczone i zmiany w zapisach do konkursów po terminie mogą zostać nieprzyjęte (obowiązuje dwukrotna - opłata startowa);
- Organizator nie ponosi odpowiedzialności za szkody wynikłe w transporcie, w trakcie trwania zawodów, a także za ewentualne wypadki i kradzieże oraz zastrzega sobie prawo do ewentualnych zmian w programie;
- Ewentualne protesty należy zgłaszać na piśmie z wpłatą 150 PLN wadium;
- Czworobok nawierzchnia piaszczysta, rozprężalnia- nawierzchnia trawiasta;
- Skład Komisji Sędziowskiej:
sędzia główny- Maciej Parzydło
sędziowie- Magdalena Nowicka, Magdalena Kajewska
- listy startowe dostępne będą w dniu 30.04.2010 o godz. 12.00

TELEFONY KONTAKTOWE:
Gospodarstwo Agroturystyczne we Wtórku: ,  kom: ,
e- mail: okjoxer@wp.pl

ZAWODY ZREALIZOWANE DZIĘKI DOFINANSOWANIU Z FUNDUSZU GRANTOWEGO DLA OSTROWA WIELKOPOLSKIEGO

Pozdrawiam.

edit: błąd w dacie
W Strzeszynie Re-Volter rży w trzcinie
autor: bianka dnia 16 grudnia 2009 o 18:23
przelew poszedł, informacja o pożarze też.
Zaświadczenie lekarskie
autor: bianka dnia 07 maja 2009 o 18:08
Co do badań na zawodach towarzyskich, to wiem, że u nas w regionie kiedyś miała miejsce taka sytuacja:
Dziewczyna spadła z konia w trakcie konkursu, na miejscu był tzw. wóz ratowniczy z wyposażeniem i obsługą medyczną, ale ponieważ miała problemy ze wstaniem i generalnie nie wyglądało to ładnie to postanowiono wezwać karetkę. Tuż po zakończeniu zawodów u sędziego zjawiła się policja w celu wyjaśnienia sprawy i właśnie sprawdzenia czy miała ważne badania lekarskie i czy tym samym mogła zostać dopuszczona do startów. Dziewczyna miała wszystkie badania więc nie było problemu, ale policja tłumaczyła to w ten sposób, że jeżeli jakakolwiek impreza nazywa się zawodami, a tym samym jest rywalizacją sportową, to od wszystkich startujących wymagane są badania lekarskie od lekarza sportowego, nawet nie rodzinnego, obojętnie w jakiej dyscyplinie. Oczywiście jeżeli byłoby to coś poważniejszego to odpowiedzialność ponosi sędzia, który dopuścił do startu. Istnieje nawet takie coś jak "lekarz sportowy uprawniony do wydawania zaświadczeń w sporcie amatorskim" (coś w tym stylu, nie mam przy sobie książeczki,ale takie coś ma na pieczątce)
Śmieszny jest jednak fakt, że jeżeli na przykład takowej imprezy nie nazwiemy "zawodami", a sparingiem, ocenianym treningiem, czy czymś takim to wtedy nie ma już obowiązku posiadania badań.
Mam nadzieje, ze nic nie poprzekręcałam, bo sytuacja miała miejsce 3 lata temu, ale generalny sens jest na pewno poprawny.
Czy tak musiało być?
autor: bianka dnia 07 maja 2009 o 16:13
Witam,
Po raz kolejny pozwolę sobie zamieścić wyjaśnienia na post Pani Kasi:
Jest to wypowiedź mojego Taty:

Pani Kasiu na świecie koni obiecałem że nie będę się już wypowiadał.
Rozumiem Pani  ból po stracie przyjaciela !
Byłem na miejscu zdarzenia i trzeźwo oceniając sytuację muszę do pani słów się odnieść.
1  Uważam że  transport konia NATYCHMIAST po tym jak wstał był bardzo ryzykowny ja miałem problem żeby przeprowadzić go 5 metrów na pobocze  a on miał wejść do przyczepy i jechać 200 km. Gdyby ten koń przewrócił się 50 kilometrów dalej po raz drugi w przyczepie to kto by pomógł ? Oczywiście nie namawiałem do pozostawienia go ale co robić gdy nie ma transportu – czekać.
2 Uważałem za priorytet znalezienie przyczepy odpowiedniej do transportu konia ze złamaną nogą tj z przednim trapem. Jedna już spowodowała nieszczęście !
3  Na miejsce zawodów dotarła pani Ania i ta mogła osobiście rozmawiać z ich uczestnikami. Myślę że to robiła. Mogła również skorzystać z mikrofonu. Wzięła natomiast od mnie nr Tel do dr Grunwalda bo był pomysł przeprowadzenia operacji na miejscu ( nie wiem  czyj ).
4 Na zawodach tak naprawdę  było ok. 30 zawodników z 6 klubów i mam informację że większość o wypadku wiedziała nie ogłaszanie przez megafon miało nie spowodować zbędnych  dla widzów i postronnych uczestników festynu  sensacji.
5 Pani Kasiu jeżeli jak Pani pisze nie mogła Pani patrzeć na cierpienie konia to TRZEBA BYŁO DOTRZEĆ NA ZAWODY to 1,5 km i samemu próbować załatwić transport skoro nam się nie udało !
6 Co do siodła to podczas prób wydostania konia mówiła Pani żeby ma nie uważać (być może szok ale fakt) Gdyby to było moje siodło to pierwszą rzeczą jaką bym zrobił to przeciął popręg ! Siodło zostało zdjęte po wyciągnięciu konia.
7 Przeżyłem taki wypadek mój koń przebił ścianę boczną przyczepy i wystawił nogę między dwa koła.
Nogę uratował dr Golonka  ale duży wpływ na to jakie były skutki wypadku miały poprawnie założone ochraniacze transportowe.
8 W Pani przyczepie nie odpadła podłoga powstały dwie dziury dokładnie pod lewą przednią i tylną nogą . Nie mnie jest orzekać czy przyczyniły się do tego hacele ale przez analogię :  Jakie są obrażenia kiedy na nodze stanie nam bosy koń okuty lub z wkręconymi hacelami ?
10 Co do podziękowań nie robiłem tego dla poklasku zobaczyłem tragedię i chciałem pomóc na tyle ile mogłem. Podziękowania należą się wszystkim którzy byli zaangażowani  w tą akcję.
Jeszcze raz wyjaśniam nie mogłem pozostawić w parku powierzonych mojej opiece zawodników bo w razie jakiegokolwiek nieszczęścia prokurator nie pytałby ile w tym czasie koni ratowałem ale o niedopełnienie przeze mnie obowiązku opieki nad nieletnimi!
11 Telefony odbierałem bo byłem po raz drugi byłem na miejscu  żeby zmienić opatrunek na nodze i sprowadzić konia po tym jak wstał na pobocze
Ps
1 Nie jest prawdą że jak sugerował redaktor SK jestem lekarzem weterynarii.
2 ŹRODŁO PANI INGI NADAL SIĘ ZE MNĄ NIE SKONTAKTOWAŁO.
Czy tak musiało być?
autor: bianka dnia 06 maja 2009 o 15:02
Witam,
Co do wcześniej zadanych pytań:
1) nie nie było boksów, były to zawody jednodniowe,
2) zorganizowane, w jakim sensie? teren parku przeznaczony dla koni był odgrodzony, obserwatorzy mogli dojść tylko od stron parkuru, tak aby obejrzeć zawody,
3) zawody rozgrywane były od południa do godz ok 17, o 18 w tym samym miejscu rozpoczynały się koncerty.
W tym miejscu , z ramienia organizatorów dziękuję za wykazany obiektywizm, i jak najbardziej na miejscu dyskusje dotyczącą zaistniałej sytuacji, a nie tylko wspólną nagonkę w celu znalezienia winnych.
pozdrawiam
Ania
Czy tak musiało być?
autor: bianka dnia 05 maja 2009 o 19:42
Wypadek miał miejsce na rogu ulicy przy której znajduje się stajnia (tj. ul. Nowa Krępa ) i ulicy Wincentego Witosa. Zawody odbywały się w Parku przy ulicy Księdza Kompały, więc osoby bardziej dociekliwe mogą sprawdzić chociażby w "szukaczu" jakie odległości dzieliły właścicielki od domu, a jakie od miejsca zawodów.
Dodatkowo tak jak wcześniej wspomniano zarówno Dr. Golonka, czy Służby, które były obecne w razie wątpliwości mogą potwierdzić wersje zgodną z prawdą.
Co do nie nagłasniania przez mikrofon, proszę sobie wyobrazić sytuacje, gdy przerywamy zawody i nagle brak atrakcji dla tłumu gapiów, który jak wiadomo szukałby kolejnej i myślę, że mógłby się znaleźć na miejscu wypadków natychmiastowo. Szczególnie, że w naszym mieście jest to festyn gromadzący rok rocznie większość mieszkańców.

Czy tak musiało być?
autor: bianka dnia 05 maja 2009 o 19:19
Witam, Nazywam się Ania Parzydło i również byłam odpowiedzialna za organizację tych zawodów. Bardzo dziwne jest wyciąganie tak pochopnych wniosków.
Przytaczam oficjalną odp. organizatora:
Witam
Nazywam sie Maciej Parzydło i zostałem oczerniony i oszkalowany w artykule i komentarzach które ukazały sie na portalu Świat Koni. Artykuł i komentarze dotyczyły wypadku jaki zdażył się 2 maja w drodze na zawody w Ostrowie Wielkopolskim. Chciałbym przedstawić sytuację jaką zastałem i zdać realcję z moich działań. Po pierwsze o wypadku dowiedziałem się telefonicznie od przypadkowego świadka zdażenia. Natychmiast udałem sie na miejsce i zaoferowałem swoją pomoc. Koleżanka właścicielki konia w dość ostry sposób podziękowała i powiedziała że same sobie poradzą (trzy kobiety i leżący w przyczenie ogier - całkowicie gotowy do startu - okiełznany, osidłany z wkręconymi hacelami!!!! bez ochraniaczy transportowych) Na miejscu wypadku była już policja, straż pożarna i dwaj lekarze weterynarii. Na wyraźną prośbę kierującego akcją strażaka zostałem i pomogłem rozciąć przyczepę, wywiązać konia i wyciągnąć go na ulicę (niejednokrotnie spociłem się i ubrudziłem leżąc pod przyczepą). Lekarze wcześniej podali leki uspokajające i przeciwbólowe. Właścicielka konia zadzwoniła do doktora Golonki z pytaniem czy można tago konia ratować( kon miał złamane kości tylnej nogi). Ponieważ była zbyt zdenerwowana doktor poprosił mnie do telefonu i zalecił pozostawienie konia na ulicy do czasu aż przestaną działać leki uspakajające i koń sam wstanie i zrobieniu opartrunku. Policja zabezpieczyła teren i zamknęła ulicę dla ruchu. Wróciłem więc na zawody, za które jako organizator byłem odpowiedzialny i do swoich zawodników - juniorów, których zostawiłem bez opieki trenerskiej. Zawodów nikt nie przerwał - wypadek miał miejsce 200 metrów od stajni z której pochodził koń a do terenu zawodów było ok kilometra. Nie informowałem przez mikrofon o zaistniałej sytuacji bo wśród koniarzy wiadomość rozeszła się lotem błyskawicy a tłum widzów, którzy byli na zawodach (organizowanych w parku miejskim podczas Festynu Rodzinnego) mógł tylko przeszkadzać w działaniach. Lekarz weterynarii zawodów nie pojechał na miejsce wypadku, gdyż miał pod opieką ok 30 koni na zawodach a przy rannym koniu było już dwóch weterynarzy. Drugi raz na miejsce wypadku zostałem wezwany kiedy koń wstał (jak widać odebrałem telefon) i nikomu nie udawało się sprowadzic go na pobocze. Natychmiast przyjechałem, przeprowadziłem konia w bezpieczne, zacienione miejsce i zgodnie z zaleceniami doktora Golonki zalożyłem świeży opatrunek i usztywniłem złamaną nogę konia. Równoczesnie lekarz weterynarii podawał zlecone przez doktora Golonkę leki. Krzykacze, którzy tak głośno teraz oczerniają wszystkich którzy próbowali pomóc nawet nie poszukali w tym czasie odpowiednich materiałów do usztywnienia choc stajnia była 200 metrów dalej. Usztywnienie zrobiłem z 10 paczek waty, bandaży, dwóch płaskowników i szyny Kramera pożyczonych od strażaków. Doktor Golonka powiedział, że tak zabezpieczony koń może przyjechać do kliniki nawet następnego dnia. Wróciłem więc na teren zawodów, które się zresztą zdążyły skończyć i zacząłem odwozić swoje konie do stajni (10 koni jedną przyczepą), oraz uprzątać teren parku (likwidować parkur, rozprężalnię itp.) gdyż za chwilę zaczynały sie tam występy festynowe. Po raz trzeci pojechałem na miejsce wypadku i zapytałem o stan konia i o to czy pił ale nie udzielono mi żadnej odpowiedzi. Polożyłem to na karb stresu i bólu w chwili tragedii i odjechałem widząc podjeżdżającą przyczepę. Nie wiem co jeszcze mógłbym zrobić i czy zrobiłem mało. Na pewno można było jeszcze szukać przyczepy z przednim trapem, gdyz taką wozi sie konie ze złamaną nogą ale nie znam nikogo kto taką ma. Jako organizator zawodów tak naprawdę nie byłem zobligowany do zajęcia się tą tragedią, bo koń w ogóle na zawody nie dojechał - nawet w pobliże zawodów. Nie odpowiadam też za ponoć nikłe zainteresowanie zawodników, czy taż niechęć do pożyczenia przyczepy. Sam mając 10 koni na zawodach w centrum miasta i jedną przyczepę do dyspozycji nie mogłem ich zostawić i jechać ponad 200 kilometrów do kliniki. Koń zresztą miał być ustabilizowany do transportu. Nie wiem kto udzieliłby mu pomocy, gdyby przewrócił się w przyczepie np. w środku lasu.Nie mogę się jednak pogodzić z tym, że "osoba wiarygodna" która zresztą nie ujawnia swojego nazwiska pisze artykuł a Świat Koni nie sprawdzając faktów publikuje go. Pytam gdzie etyka dziennikarska, gdzie rzetelność wykonywanego zawodu? Przecież można było zadzwonić choćby na policję , do straży pożarnej czy też do powiatowego lekarza weterynarii który został również opluty komentarzach. Istnieją przecież notatki służbowe po akcji w służbach do tego powołanych. Moje działania wynikały z chęci niesienia pomocy a nie szukania poklasku i robienia szumu wokól mojej osoby. Dla mnie najważniejszy był w tym momencie koń. Nie sądziłem, że świat Koni wzoruje się na Super Expresie a ambicje w szukaniu sensacji i opluwaniu ludzi (przecież to się najlepiej sprzedaje) czerpie z dziennika Fakt. Pewnie i sprostowanie wzorem wyżej wymienionych gazet ukaże się  "drobnym drukiem na ostatniej stronie". Jeżeli choć w jednym zdaniu mijam się z prawdą to poproszę o konfrontację z osobami, które były na miejscu zdarzenia: przede wszystkim z właścicielką konia, policją powiatową, strażą pożarną czy też oszkalowanymi lekarzami weterynarii.  
Proszę o opublikowanie mojego listu i zajęcia obiektywnego stanowiska
Maciej Parzydło


Ze swojej strony chciałam dodać tylko, że podczas rozcinania przyczepy główną uwagą Właścicielki było, aby uważać żeby siodło się nie zniszczyło.
Notabene sami byliśmy kiedyś w podobnej sytuacji, gdy mój koń wybił dziurę w przyczepie wystawiając nogę między koła. Obecna wtedy była osoba, która konia Pani Kasi przewoziła, i wiedziała, ze mieliśmy "doświadczenie", Ona jednak nie zadzwoniła, a zrobiła to osoba postronna, która zobaczyła samochód z przyczepą i samochody policyjne,a  więc zadzwoniła się dowiedzieć, czy wiemy co się stało. Po tym telefonie nasza reakcja była natychmiastowa.

Dlatego miło by było gdyby Voltopiry okazały się rzetelniejsze w wydawaniu osadów i zapoznały się z wersjami obu stron.
pozdrawiam
Ania
Historia mojego konia...
autor: bianka dnia 06 stycznia 2009 o 14:03
Rzadko się wypowiadam, częściej czytam, ale myślę, ze historia zakupu mojego kuca też się nadaje.
W sumie nie było planu kupna dla mnie konia, miałam swoich kilka na których jeździłam, ale szukałam konia dla młodszej koleżanki klubowej. Dałam, więc ogłoszenie na jednym z końskich forów: „ kupię kuca, najlepiej klacz lub wałacha, ujeżdżonego, powyżej 5ciu lat”. Po kilku dniach dostałam zaskakującego e-maila : „ Czy oferta kupna jest nadal aktualna? Co prawda nie jestem właścicielem konia, ale stoi w „mojej” stajni, ale... jest to czteroletni nie ujeżdżony ogier, może jednak jest Pani zainteresowana, ponieważ właścicielka chce go sprzedać a ja widzę w nim potencjał...” Z czystej ciekawości poprosiłam o przesłanie zdjęć i w miarę możliwości filmu. Wiedziałam, że w żadnym wypadku nie jest to koń dla koleżanki, ale był to kupienia dosłownie za grosze. Mnie nie zachwycił, był zarośniętym hucułem, ale tata zdecydował, że pojedziemy, jak się spodoba to weźmiemy,(najwyżej później będzie do szkółki) , wzięliśmy przyczepę i w drogę na drugi koniec Polski. Kiedy przyjechaliśmy właścicielka była bardzo zaskoczona, bo sądziła, że to nierealne, aby ktoś taki kawał jechał po „bezpapierowego, nieujeżdżonego kuca”. Kolejnego dnia miał być kupiony do pary do bryczki. Zdecydowaliśmy się na niego, kolejne zaskoczenie właścicielki spowodowane było ilością sprzętu jaki przywiozłam, tzn. ochraniaczy transportowych, derki w różnych rozmiarach.
Tak Fuks – imię zostało zmienione przeze mnie  na FOXY stał się mój. Okazało się, że po doprowadzeniu do stanu przydatności i włożeniu masy pracy, a także jego wielkim sercu na pewno nie zostanie koniem szkółkowym. Obecnie już od paru dobrych lat jest w Krakusie i tam teraz kolejnym dzieciom oddaje swoje serce.  Zresztą, te prawie dwa lata, które spędził u mnie były równie zaskakujące, jak i fakt jego sprzedaży przeze mnie , ale to już kolejna opowieść... pozdrawiam Biann