kassumi7

Konto zarejstrowane: 19 czerwca 2010

Najnowsze posty użytkownika:

Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 05 października 2011 o 14:13
Ech z kasą ostatnio wiele ludzi ma problemy. Co chwilę nowe zwolnienia, brak nowych miejsc, a jak już są to za marne pieniądze. Pracy poszukuje się miesiącami, nikt nawet nie zwraca uwagi na CV, które każe sobie dostarczać... jeden wielki wyścig szczurów wszędzie. Nikt sobie nie pomaga, bo przecież po co, skoro kiedyś ta osoba której się pomogło, może wstać i zająć nam gdzieś miejsce? Świat jest straszny. Wszędzie trzeba się pchać na chama, na siłę bo inaczej zostaje się na szarym  końcu pośród tych, co upadają. Jak tak sobie pomyśle, że na świecie jest tyle miliardów ludzi i że ja nic tak naprawdę nie znacze, to aż się żyć odechciewa.

Nie wiem czy też tak macie, że nie chce Wam się nieustannie pchać, krzyczeć i udawać odważnych...walczyć wiecznie o swoje. Same problemy, nie ma pocieszenia, ulgi. Albo kasa, albo zdrowie. Albo oba na raz. Do tego problemy z bliskimi i dalszymi bliskimi, przepraszanie, wybaczanie. Straranie się... Mnie się już bardzo nie chce. Należe niestety do ludzi słabych i jest mi z tym źle. Cały czas muszę żyć na przekór sobie - czyli udawać odważną, silną i pewną siebie - żeby mnie gawiedź nie zdeptała. A nie będąc sobą, czuje nieustające napięcie i brak spełnienia. Marzy mi się taka zaciszna wyspa, pełna życzliwych ludzi, gdzie w spokoju wykonywałabym swoją pracę. Na depresję coraz więcej ludzi cierpi :/

Julie - masz rację. Ale dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Zmieniłam stajnie, instruktorkę. Mimo tego pozostaje jeszcze problem zdrowotny, który będzie zatruwał mi życie aż do śmierci ( albo cudu w dziedzinie medycyny i nano technologi ). Jesień mi nie służy @.@
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 26 września 2011 o 10:13
Z ludźmi generalnie jest ciężko. Ciężko z nimi się dogadać. Można dla nich robić wiele, być miłym, grzecznym, sympatycznym, a potem i tak powiedzą, że za mało się starałeś/łaś. Byle małe potknięcie oni będą wynosili jako ogromną katastrofę, której nie da się wybaczyć. Ich humory i nastawienie do życia oraz do innych istot ludzkich jest tak skrajnie negatywne, że zastanawia mnie po co w ogóle przebywają w społeczeństwie. Mają się jeszcze za najlepszych, nie wiedzą co to skromność, umiar w osądzaniu siebie. Takich ludzi bardzo nie lubię i uważam, że powinno się ich unikać dla własnego dobra. Nie płakać z tego powodu, że znowu nas zgnoili tylko najzwyczajniej skończyć znajomość zanim ta zrujnuje nasze poczucie bycia.
Znam parę takich osób, a jedną dosyć dobitnie dlatego wiem o czym piszę. A życie lubi łamać. Oj lubi. To takie hobby losu, żeby jak najskuteczniej przybić nas do ziemi. W tedy bez pomocnej ręki nie da się wstać. Jak się wstanie samemu, to można znowu upaść. Ech, gdyby było więcej osób uśmiechniętych, radosnych, takich które chcą pomóc, zaprzyjaźnić się to wiecie jakby było lepiej na świecie? Zaraz "nie da się" zmieniło by się na "a jednak tak...".
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 25 września 2011 o 21:06
Dziękuję Wam za dolanie trochę otuchy i za zrozumienie. Postaram się na przyszłych jazdach dać z siebie więcej i nabrać pewności siebie. W końcu jak mam spaść to i tak spadnę, a jeśli będę się bała mniej to może koń nie będzie się tak płoszył.
Kwestia przyzwyczajenia. Tak samo jak kiedy pokazywałam znajomym i rodzinie gady. Byli przerażeni jakie to niebezpieczne, zimne, oślizgłę, a kiedy okazało się, że zwierze te jest ciepłe, delikatne w dotyku a dotego przyjazne to zaraz chcieli co chwilę! Co prawda wąż nie zrobi tego co koń kopytami, ale myślę, że dam radę. Przydałby się też ktoś kto nauczy rzeczy, których w książkach nie ma, albo są lecz lepiej nauczyć się na żywo.

Z tego co widzę moje problemy nie są aż takie wielkie jak innych. Naprawdę ciężko jest, ale jeżeli wiadomo,że można na kogoś liczyć to jest lepiej.

Ja dziś zerwałam z moim chłopakiem... po 4.5roku... ech 🙁
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 22 września 2011 o 21:14
Nie neguję, że się nie da. Tylko czy zna ktoś magiczną receptę jak? Myślę, że tylko obcowanie z końmi może mnie z nimi oswoić. Kiedy będę wiedziała, że nie zabiją mnie z byle powodu to może nabiorę pewności siebie? Nie wiem jak o tym myśleć. Rozważałam by wrócić na lonżę, ale na lonży już niczego nie osiągnę ( albo mi się wydaje? ). Albo wprost przeciwnie. Nauczenie się raz a porządnie działania wszystkich możliwych pomocy da mi pewność siebie i na maneżu nie będę się panicznie bała, że koń spłoszy się, a ja zlecę gdy ten skręci gwałtownie w którąś stronę, no i że poobijam sobie kolana o słupki na krytej.

Heh dzięki 🙂
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 22 września 2011 o 10:34
50-ciu lat nie mam... to prawda. Ale też mnie żal ściska jak dziewczyny w moim wieku srebrne zdają heh. Zdaje sobie sprawdę, że ze mnie sportowiec nie będzie, ale dąże do jednego - rajdu/spaceru konnego po bieszczadach. Chcę na tyle umieć jeździć by spokojnie i bez stresu wyjechać w teren i poczuć wiatr we włosach. Nie chcę też tym samym krzywdzić koni. Wiadomo, że koń profesor jest cierpliwy, ale bez przesady.
W sumie podłamał mnie tekst instruktorki z wczoraj. "Jak ktoś jest strachliwy to nie powinien jeździć konno" ... poczułam, że chodzi o mnie. Ba! Wiem, że chodziło o mnie.

Co do własnego konia to najlepiej dobrze się na nich znać. Żeby nie nauczyć go przez przypadek czegoś złego, a potem żałować. Rozróżniać w porę choroby...wiele lat hodowałam zwierzęta, więc wiem jak duże wyczucie trzeba mieć. Może jaszczurki i węże ciężko porównać do konia, ale też coś w tym jest.
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 22 września 2011 o 00:15
Mils nie powinnaś się załamywać. Zrobiłaś i tak więcej niż inni. Np ja. Możesz poszczycić się wieloma sukcesami, no i masz większą motywację w tym wypadku. Konie niestety są bardzo drogie, ale to nie jest nic nierealnego. Kwestia czasu i samozaparcia moim zdaniem. W zasadzie rozumiem Cię bo jak na MÓJ wiek to jeżdże tak katastrofalnie, że bardziej się nie da. Także mnie to dołuje i to bardzo. Jest mi z tego powodu bardzo przykro i zastanawiam się czy nie zrezygnować z jazdy w ogóle.
Jak pisałam w moim poście - rodzice mieli mnie w dupie - więc o jazdach za młodu nie było szans. Brak pieniędzy oraz strach przed ludźmi zamykał mnie w domu. Stąd pomyśl, jak wiele już mogłaś osiągnąć. Trzeba czerpać z takich chwil i starać się myśleć do przodu. Sama staram się sobie to wmówić...
Jesteś także lepsza od innych, gdyż dojdziesz do tego sama. Oni mają pieniądze? Skądże! To ich rodzice mają pieniądze. Ty dojdziesz do tego co oni z większym wysiłkiem, ale także większą satysfakcją. No i nigdy nie będziesz przechwalała się jaka to Ty nie jesteś bo na wszystko Cię stać, nawet jak ( tego Ci życzę ) dorobisz się swoich marzeń związanych z koniem.
Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"
autor: kassumi7 dnia 21 września 2011 o 17:05
Widzę, że to wątek także dla mnie...

Nie jeżdżę długo. W zasadzie to uczę się jazdy od jakiś 4 lat z częstotliwością 1-2 razy na rok. Czasem częściej czasem rzadziej. Tak czy siak jeżdże chuj***. Najpierw uczyły mnie na lonży dzieciaki po 10-13lat, jak zleciałam bo małolat wyleciał z taczką przed konia, to przestałam jeździć. Znalazłam inną stadninę gdzie uczyła mnie pani X. Parę lonż i pchałam się na maneż nie rozumiejąc koni, nie mając odpowiedniego dosiadu, twardą rękę itp, itd. Rzecz jasna moja jedyna instruktorka się na to zgodziła. Jeździłam sobie jak tylko miałam kasę - czyli w tedy rzadko. Następnie kobiecina zmieniła pracę ze stajni Y na Z, więc ja automatycznie z nią. Tam była zgroza! Na maneżu dwie lonże, po zewnętrzej zastęp 3 jeźdźców, a między nimi robiący ósemki wariat.
Wiedziałam, że robie wiele błędów i dlatego koń nie chce iść do kłusa, że nie chce skręcać, ale instruktorka nie tłumaczyła, nie pokazywała. Kazała mi tylko bić go batem, a przecież wiem, że tak być nie może. To nie konia wina, że ja źle siedzę, źle trzymam wodze, że nie działam łydkami jak należy. Stwierdziłam w tedy, że nie będę go biła po to tylko by szedł w kłus, że chce sama ( oczywiście jeździłam też z placatem i bacikiem żeby go poganiać, ale co z tego jak jeździ się źle i koń kłusuje tylko ze względu na tą pomoc? ). Nie wiedziałam nawet, że powinno się zmieniać nogę w wyższych chodach, nie wiedziałam, że kciuki nie mają być do góry tylko do wewnątrz, nie wiedziałam, że trzeba działać też biodrami, a nie samymi wodzami, czy nogami... wiele rzeczy nie wiedziałam i zamiast dowiadywać się od niej, dowiadywałam się z książek. Podchodziła do rekreacji czysto w ten sposób "niech wsiada na byle jakiego konia, pojeździ parę kółek jak jej się uda, a potem NASTĘPNA!!". Pewnego dnia młoda laska w celu pogonienia mojego konia z zewnątrz, walnęła go w zad oferując mi tym samym niesamowitą atrakcję w formie pierwszego galopu. Współczułam konikowi, którego szarpnęłam za pyszczek... Nie chciałam. Tak zrezygnowałam z jazdy tam. Również z tego powodu, jak siodło mi ujechało ( a przychodziło się na "gotowego" konia. Nie było siodłania samemu), ja głupia nie poczułam w tedy, że jest luźno. Dopiero potem. Po długiej ( jakieś 2 lata ) przerwie zarobiłam pieniążki i postanowiłam kupić karnet w moim zdaniem najlepszej stajni w okolicy, która głównie jeździ sport. Ale jest chole** chuj***... nie umiem nic, jestem za uległa dla konia. Nie mam sił go kopać, boję się szczególnie krytej ze słupkami. Mam beznadziejny czas reakcji, do tego zatkane ucho... Miałam nadzieję, że czegoś tym razem się nauczę, że jeżeli się przyłożę to będzie ok, ale nie wiem jak się do tego wziąć. Kocham konie, czuje się dobrze w ich towarzystwie, ale ich nie rozumiem. Dzisiaj koń poszedł mi w galop. Ba! Cwałował jak szalony bo wystraszył się jakiegoś dźwięku. Njapierw mordercza jazda, potem skok przez płotek, ostry zakręt i na ziemię. Istna masakra. Wiem, że początki są trudne, ale może ja poprostu się nie nadaję? W ogóle ostatnio jest zły okres. Od początku roku same pogrzeby, do tego arytmia i odporność = 0. Z chłopakiem nieustannie się kłócimy, a ludzie jakoś są niemili. Wszyscy tylko po sobie wrzeszczą i wygadują jacy to oni nie są. W ogóle dziewczyny, które rozmawiały w przebieralni mnie przeraziły. Jedna przez drugą chwaliły się ile to one nie wydały na siodło, co to ich koń nie umie i w ogóle jakie są super a jaka X, V, Z, M głupia i naiwna. Do tego mowa ze słowami w stylu "qnisie, lofciać, i helooooł"... poczułam się gorsza i lepsza za razem. Gorsza bo ja jestem beznadziejna, nie mam kasy na własnego konia, nie stać mnie na najdroższy sprzęt i jeżdżę jak pokraka utrudniając naukę innym, ale z drugiej strony lepsza bo wszystko co mam i co osiągnęłam zawdzięczam tylko sobie. Nie bogatym rodzicom, wujom i stryjom tylko ciężką pracą, nieustannym udoskonaleniem siebie. Rodzice mieli mnie w ciemnej d*** całe moje życie. Mieszkałam sama już w wieku 14 lat i nikt się tym nie przejmował. Mogłam się stoczyć, łazić na imprezy, nie wiedzieć jak się pisze słowo "który". Mogłam teraz ćpać i chędożyć się z byle kim, jak wiele tym podobnych ludziom. Ja wolałam malować ( w czym najlepsza nie jestem ), tańczyć Belly dance ( w tym też ), grać w RPG ze znajomymi... i wiele innych. W niczym nie jestem dobra.

Generalnie tęsknie za robotą. Była ciężka, ale tam jakoś mnie doceniali. Chwalili spokój, cierpliwość, przyjecielskość. Jakoś morale mi rosły przy takich życzliwych ludziach. Sam uśmiech jest dużo lepszy od najmilszych słów. Takie ciepło od nich biło. Brakuje mi tego. Nie wiem czy to taki okres czy jak... jakby ludzie byli dla siebie bardziej otwarci i mili to świat wyglądałby inaczej, a cierpiących na depresje byłoby znacznie mniej.

I tak się rozpisałam... czasem tak trzeba. Może moje paplaniny nie są tak przejmujące jak posty powyżej, ale też prawdziwe. Ech
Ochrona przed infekcjami
autor: kassumi7 dnia 19 września 2011 o 20:31
Calore - z tą odpornością chyba coś nie tak. Wychodzę normalnie na dwór, nie raz przemarzłam na kość, ale różnie bywa. Najgorsze są te uszy i zatoki. Bo jak grypy chwytają mnie rzadko, tak właśnie katar i zatkane uszy doskwierają mi za często w stosunku do tego jak o siebie dbam. Znam osoby, które nie tylko raz zapomniały czapkę czy opaskę po wysiłku, ale za każdym razem i nic im nie było. No i oczywiście, nie piszę o lecie. Co prawda latem też mnie przewiewa ( a głupio łazić w czapce latem O.O ... nienormalne by to było ), lecz biorę poprzednie pory jesienne i zimowe kiedy jeździłam nie tylko na krytej. Nie wiem dlaczego jeżdże na hali, to pytanie powinnam skierować do instruktorki.

Hm skoro uważasz, że to pytanie 6-latka, a moje pisanie mentorskie... to nie wiem jak niby na tym forum mam pisać? Dostałam wszakże odpowiedź. Większość pytanie zrozumiała i odpisała rzeczowo, za co im niezmiernie dziękuję. Także pisać więcej tutaj nie muszę i nie będę.

Dodam jeszcze swoje 3 grosze na odchodnym, że jestem przekonania iż nie trzeba być uszczypliwym i złośliwym. Jeżeli uważasz że temat jest głupi, to na niego nie odpisuj. Nie klikaj nawet na odnośnik, bo po co? Przypominam, że jest to forum. Miejsce generalnie ( wg. mnie ) służące typowo do rozrywki. Luźnych pogawędek, dyskusji... nawet jeśli tematem miałoby być "dlaczego kończyna nie chce rosnąć na moim padoku", albo "na lewym płotku rośnie grzyb, a na prawym nie".

Tyle z mojej strony
Ochrona przed infekcjami
autor: kassumi7 dnia 19 września 2011 o 18:57

To nie liż konia po jeździe, to się nie zainfekujesz.
W ogóle stajnia to mało przyjazne miejsce, żeby się "niezainfekować".
Najlepszy byłby namiot tlenowy, może wygrzebiesz gdzieś na demobilu.

[/quote] ---> ? O.o A to ja może liże konia i całuje go potem w kopytka? Namiotu tlenowego też nie potrzebuję. Po co ta uszczypliwość? Zupełnie nie rozumiem po co niektórzy czepiają się tylu rzeczy, skoro na to nie zasłużyłam. Chyba, że to jakiś rodzaj "zabawy" z nowym nie znanym osobnikiem na forum, albo dowartościowanie siebie... nie rozumiem.

Co do tych kopyt to może faktycznie przesadziłam używając zwrotu "ciężka praca", no ale bez przesady. Nie wątpie, że są cieższe czynności.

Owszem zgodzę się z faktem, że dieta jest bardzo ważna. Ciężko o nią teraz jak w zasadzie żywność jest taka, a nie inna. Najgorsze jest to, że bardzo zdrowo się odzywiam, biorę witaminę C jak tylko się da naturalną, a i tak coś z moją odpornością jest nie tak.

Szczepionki to sprawa dosyć sporna. Jak to często mówi moja ciocia, która jest lekarką "Szczepionki w większej mierze nie działają jak należy, a mogą szkodzić". Najlepsza jest własna odporność. Nie zagłębiałam się aż tak dobrze w mikrobiologii, by trafnie powiedzieć ile czasu potrzebuje bakteria by się zmutować, ale rok to na pewno wystarczający czas. Zresztą.... nvm. To nie miejsce i czas na reprymendy o drobnoustrojach O.o

Pomysł z herbatą z imbirem bardzo mi się podoba. Termobuty brzmią ciekawie, chociaż jak ja tylko na krytej jeżdżę to chyba nie będą mi aż tak potrzebne?
Ochrona przed infekcjami
autor: kassumi7 dnia 18 września 2011 o 17:56
Właśnie kupiłam sobie fajną kamizelkę, mam nadzieję, że sprawdzi się w praktyce. Co do tej czapki to często jestem tak podniecona po jeździe, że zdarza się zapominać 😀 Idę do boksu z krytej i zakładam ją dopiero po wyjściu. Widać to za późno. Ale nie jest to też zawsze, a bywa że mam przeziębione uszy mimo zakładania opasek, cóż...

Jak się jest początkującym, to obcowanie z końmi jest ogromnym przeżyciem. W końcu są wielkie, nieznane. Nie rozumie się ich w pełni. Do tego trzeba o wielu rzeczch pamiętać, zupełnie głupich, ale jednak nowych i świeżych. Założę się, że Wy nie zwracacie już na to uwagi. Mycie kopyt to codzienność, a wyciąganie konia z padoku to coś absolutnie normalnego, dla mnie to nowość. Mycie kopyt to wysiłek, a wyciąganie konia z padoku to stres ( że np. inne uciekną ) 😀

Ah! Joakul. Bakterie też potrafią się zmutować. Przykładem może być E.Coli, która coraz bardziej odchodzi od typu. Ale w sumie to nie miejsce na dysputy o mikrobiologii.

Dziękuję bardzo Calore za linka 🙂 O takie coś mi chodziło. Teraz tylko znaleźć jakieś odpowiednie obuwie i będzie dobrze.

Ochrona przed infekcjami
autor: kassumi7 dnia 17 września 2011 o 12:30
Zakażenia występują w momencie kiedy organizm jest osłabiony tudzież przewiany/wyziębiony. W tym momencie mikroby latające w powietrzu i będące na różnych przedmiotach mają pole do popisu. Zatem temat pasuje, a Ty nie masz się czego czepiać.

Gdyby szczepionki miały w 100% pomagać przed infekcjami to myśle, że byłaby to rewolucja na medycznym rynku. Niestety tak nie jest, bo bakterie mutują się w zawrotnym tempie, a generalnie lepiej zapobiegać niż leczyć. Zatem Gaga dobrze radzi z inwestowaniem w przewiewny strój i odpowiedni kask.

Tobie radzę - zaszczep się na grypę, mykobateriozę, boreliozę, Coccusy i inne skrętki, krętki, pierwotniaki i wirusy a potem powiedz czy nie zachorowałaś po jeździe, będąc spoconym, kiedy wieje zimny jesienny wiatr. . . No comment.
Jedynie z czym się zgodzę to z lekami wspomagającymi odporność, chociaż ich działanie jest niewielkie

Ochrona przed infekcjami
autor: kassumi7 dnia 16 września 2011 o 11:18
Do tej pory jeździłam mało kiedy. Zarobiłam własne pieniądze, więc chce wreszcie nauczyć się porządnie jeździć. Znalazłam odpowiedni klub i powolutku kompletuje strój jeździecki. Szkoda, że to takie drogie 🙂

Skoro jest coś pod kask/toczek to mogłabyś mi podać linka albo jakaś nazwę żebym mogła to znaleźć i kupić? Jeżeli instruktorka zgodzi się na czapkę to będzie sprawa załatwiona. Narazie wiem, że raczej trzeba mieć na głowie tą "pseudo" obronę.

Ja noszę bawełniany podkoszulek, ale kurtkę mam raczej nie oddychającą. To beznadziejna sprawa bo faktycznie potem jestem jak w saunie. Tak samo jak po jeździe zdejmę toczek bo w nim do domu nie wracam. Spocone czoło + wiatr = lekarz 😀 A potem tylko "Coooo pani mówiła? Może pani powtórzyć? Co? nie woltę?" jak ucho zatkane 😀😀
Ochrona przed infekcjami
autor: kassumi7 dnia 16 września 2011 o 10:26
Mam takie być może głupie pytanie...

Jak zabezpieczacie się przed przwewianiem/przeziębieniem podczas jazdy? Teraz robi się coraz chłodniej, wieje zimny wiatr, często padają deszcze no i niestety szybko jest ciemno. Zastanawiam się jak zabezpieczyć uszy. Jak założe toczek to w zasadzie nie mam jak założyć opaski, a na uszy choruję co chwilę :/

Długie szale odpadają, bo przeszkadzają podczas jazdy. Jakie kurtki, swetry? Może coś specjalnego produkują a ja nie mam o tym pojęcia... nie wiem 🙂

Jeżeli był taki temat to nie obrażajcie się. Jest to duże forum i ciężko wszystko znaleźć nawet z opcją "szukaj".
Revoltowe wielkoludy(wielkokonie), czyli im wyższy koń tym lepiej :)
autor: kassumi7 dnia 24 czerwca 2010 o 22:29
Hmm to albo fryza z innym pomyliłam albo jest to ten koń, o którym słyszałam od innych równie mądrych na stajni 😀
Jak to jest z wchodzeniem na takiego bydlaka? Jak nie ma drabinki to chyba kiepsko
Revoltowe wielkoludy(wielkokonie), czyli im wyższy koń tym lepiej :)
autor: kassumi7 dnia 24 czerwca 2010 o 15:31
Xeguus tak chodzi mi o Jaworzno-Jeleń, ale bodaj mnie zabito nie wiem czy on ma na imię Kajtek czy nie, ale był gniady. Ten pan dwa konie miał. Teraz mieszkam w Mysłowiach, więc nie wiem jak się sprawa miewa. I tak jak już mówiłam jestem niska, więc dla mnie każdy jest wysoki 😉

A co do posiadania konia to czemu by nie mieć właśnie takiego? Zdarza się, że się jeździ na zimnokrwistych i to nie koniecznie Fryzach, ale wlasnie na Shire i Clydesdale. Może ktoś ma 😀 Jak odwiedzę ojca w Jeleniu to zrobie zdjęcie 😉

Za dużo o koniach też nie wiem, więc nie krzyczcie odrazu 🙂 Stosunkowo od niedawna się nimi interesuje, więc jak będę gadała głupoty to mnie sprostujcie :P
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: kassumi7 dnia 24 czerwca 2010 o 15:12
Ja jeżdżę już od jakiś 3-4 lat, w tym, że właśnie z częstotliwością 1-2 razy w miesiącu a w okresie zimy w ogóle bo mnie na to nie stać ( ściślej moich rodziców) I wkurza mnie to, że to jest takie drogie. Wkurza mnie, że nie ma gdzie jeździć ponieważ jest albo drogo albo właśnie instruktorzy są jacy są. Użyj bata, użyj bata, mocniej i mocniej! Jeżdżę jak pokraka bo zamiast działać łydkami to kazali mi bić batem. Naszczęście szybko zorientowalam się że coś jest nie tak i teraz nie używam bata nawet jak musze bo nie chce bić konia. Raz gdy powiedzialam, że nie będę go biła bo nie tak chce się uczyć jeździć to 15 letnia dziewczynka wzięła długiego bata i z wnętrza maneżu walnęła mojego konia tak, że poniósł mnie, przy czym ja nie galopuje bo nie jestem na takim poziomie, a krzywdy zrobic zwierzakowi nie chce. Skonczylo się na tym, że jakoś się utrzymałam i zwolniłam go, ale pierwsza moja rekacja to pociągnięcie za wodze przy pierwszej foule.
I nie lubie bogatych bo ich rozmowy mnie przerażają "nooo, jakie ja siodło mam kupić... te za 5000zł czy te za 6000zł" "pfi ona ma sztyblety z przeceny chyba!", "Co to za buty masz? Adidasy? Ha, ha, ha!" I zreszta wszystkich ludzi i wszystko co zostalo wyzej opisane. Ludzie są głupi ;/ Nie tylko w jeździectwie
Revoltowe wielkoludy(wielkokonie), czyli im wyższy koń tym lepiej :)
autor: kassumi7 dnia 23 czerwca 2010 o 10:03
Mówicie o koniach wierzchowych, a o zimnokrwistych do zaprzęgu nikt nie wspomina. Też są wielkie i moje ulubione 😀 Mam prawie....160cm więc wielki koń to dla mnie ogromny koń. Nie lubie takich ani czyścić ani na nie wsiadać, ale kocham na nich siedzieć i je oglądać. Szczególnie lubie takiego jednego w Jeleniu. Ciężki żywot ma bo to koń starego wsioka rolnika więc nie raz przyszło mi się kłócić o to by mu w gorąco nie zakładać łańcucha na szyje i wreszcie coś zrobił z jego kopytami... ochwat ma jak nic.

Genralnie jeśli miałabym kupować konia to raczej takiego 160-165cm dla własnej wygody aczkolwiek dla mnie koń musi być dopasowany charakterem. musi mieć to coś 😀

W Szkocji mialam przyjemność jeździć na Clydesdale... tak się piszę? Urocze!
bezmyślność ludzka nie ma granic !!!
autor: kassumi7 dnia 19 czerwca 2010 o 21:16
Witam, jestem tutaj nowa więc może zaczne od przedstawienia się. Mam na imię Kasia i pochodzę z nieszczęsnego miasta Mysłowice. Również jestem niedoświadczona w wielu jeździeckich kwestiach, ale swój rozum posiadam i potrafię zorientować się kiedy zwierzęciu dzieje się krzywda. Osobiście jestem przeciwna używania nawet zwykłego palcata gdyż dla mnie jeździectwo ma polegać na partnerstwie, a nie przymusie. No, ale co tam.

Na Wesołej miałam przyjemność być tylko raz i odrazu się zniechęciłam. Może intuicja? Żal mi Sali bo ten koń długo będzie do siebie dochodził po takich przeżyciach. Byłoby dobrze aby ktoś poinformowany napisał tutaj jak przebiega śledztwo i czy coś jest robione w kierunku ukarania sprawców.

A kolejne pytanie... dlaczego niedoświadczony jeździec, dopiero co zaczynający kupuje konia? Zawsze mi się wydawało, że najpierw trzeba mieć wiedzę a potem dopiero brać się za zakup. Co uważacie?