lovebeagle

Konto zarejstrowane: 22 września 2010
Ostatnio online: 31 lipca 2023 o 17:46

Najnowsze posty użytkownika:

Zoofizjoterapia
autor: lovebeagle dnia 21 listopada 2016 o 22:24
Długo się zastanawiałam, czy polecać Szkołę Fizjoterapii Koni Pauliny Puchały, bo - przyznam szczerze - w połowie kursu II edycji postanowiłam się zająć fizjoterapią zawodowo (do szkoły szłam z intencją "naprawiania" swojego wyrwanego z hodowli rzeźnej konia po przejściach) i nie bardzo miałam ochotę dzielić się informacją o jakości tej szkoły, by nie generować sobie w przyszłości konkurencji. Ale w obliczu tak kontrowersyjnej sytuacji nie da się milczeć. Opinia osoby, która ciężko zapracowała na uprawnienia państwowe w Szwecji (wg bardzo restrykcyjnych regulacji) i próbuje zaszczepić kawał dobrej praktyki fizjoterapeutycznej zachodniej jakości w Polsce, nie zasługuje na hejt, który na nią spada.

Nim wybrałam tę szkołę, rok temu przeglądałam opinie dokładnie w tym wątku. Zastanawiałam się, którą placówkę spośród dwóch działających na rynku wybrać. Pani o pseudonimie Deanthe odradzała wybór SFK. Napisałam do niej na prv. Odpowiedź była tak enigmatyczna, brakowało argumentów na zarzuty, konkretów, że postanowiłam zaryzykować niemały dla mnie wydatek i jednak, skuszona programem, wybrałam szkołę pani Pauliny.

Dziś się cieszę, że nie posłuchałam tamtej opinii. Oczywiście pani Deanthe ma do niej prawo. Ja jednak mam TOTALNIE inne doświadczenia. Szkoła wymaga myślenia, zaangażowania, megaholistycznego podejścia do koni. Rozmawiałam z wieloma weterynarzami i okazało się, że na studiach, przed zrobieniem specjalizacji z chorób koni, mieli pięć razy mniej godzin z czytania zdjęć RTG niż my na kursie. Tak, to nie literówka: 5 razy mniej!!!!!!! Jeszcze większa dysproporcja godzinowa była w temacie kopyt. A tu było i podejście pana Gołębia, i mistrza kowalstwa. Szerokie spektrum...

O diagnostyce koni w ruchu nawet nie wspominam, bo odpuszczono nam ją dopiero, gdy wyłapywałyśmy nawet najmniejsze nieregularności. Kartkówki, odpytywanie z łaciny przez weterynarzy, panią dyrektor... Nauka, nauka, nauka! Co do samych wykładowców - klasa. Osoby praktykujące na Zachodzie, przywożące stamtąd mnóstwo nowinek. Nieosiągalnych często dla ich konkurentów po fachu, a co dopiero dla fizjoterapeutów!!!!!!! 

Co do liczby godzin, z tego, co mi wiadomo, pierwsza edycja zaczynała je w soboty o 11.00, a nie - jak planowano - o 8.00, a we wtorek kończyła o 15.00, a nie o 20.00. Ale jeśli grupa tak sobie życzyła? Jeśli tak ustalono na pierwszym zjeździe, bo tak uczestnikom pasowało logistycznie z przyjazdami i wyjazdami? Jeżeli komuś to przeszkadzało, dlaczego nie zgłosił zastrzeżeń po pierwszym czy drugim zjeździe? Choćby i w połowie kursu? Tylko po jego zakończeniu, jak już się miało dyplom w ręku?

W naszej grupie większość przyjeżdżała na 8.00 w sobotę i wyjeżdżała o 20.00 we wtorek. Kto musiał przyjechać później w sobotę i wyjechać we wtorek wcześniej, był zobligowany, na podstawie przesłanych materiałów, nadrobić zaległości. Tracił maksymalnie mało. Czy druga edycja mogła rzeczywiście aż tak dalece różnić się od pierwszej?