gateczka

Konto zarejstrowane: 21 lipca 2014

Najnowsze posty użytkownika:

Stajnia Rumak w Branicy
autor: gateczka dnia 24 lipca 2014 o 13:18
(betkali)..nie rozumiesz w ogóle od czego jest kuratorium oswiaty. Dokumenty instruktorskie pracownikow musza byc dostarczone przed rozpoczęciem obozu przez organizatorow wypoczynku do kuratorium w celu potwierdzenia zgodnosci. Tak wiec kierownik placówki widzial moje dokumenty nim mnie zatrudnil. Nad tym wlasnie czuwa kuratorium. Twoje wpisy sa dziecinne, nie orientujesz sie wcale w przepisach organizowania wypoczynku i nie wiesz o czym mowisz, nawet odnosnie scielenia koniom.
Stajnia Rumak w Branicy
autor: gateczka dnia 23 lipca 2014 o 11:41
Chciałam podzielić sie ta informacja z osobami które są oklamywane ( nieświadome warunków stajennych). Nie napisałam tego po to aby tutaj dyskutować o realiach danej stajni ponieważ widać gołym okiem. Napewno nie zaprzeczy mi nikt w to co napisałam, kto widział stajnie chociażby na przeciętnym poziomie. Dodatkowo za świadomością właścicieli przemawia fakt ze klacz o imieniu TUNDRA chodzi pod jeźdźcem na obozie z jednym zrobionym przodem kopyta a pozostałe trzy sa wyrośnięte po zimie ponieważ muchy nie pozwoliły zrobić kolejnych. Wszelkiego rodzaju złośliwe odpowiedzi do mojego wpisu pozostawiam bez komentarza... Co do uprawnień to moje papiery były w kuratorium miesiąc przed podjęciem pracy (wiec raczej we właściwych rękach).
Stajnia Rumak w Branicy
autor: gateczka dnia 21 lipca 2014 o 19:55
W odpowiedzi na Wasze wcześniejsze posty chciałabym podzielić się moją opinią odnośnie tej stajni. W tym roku zostałam tam zatrudniona na dwa miesiące jako instruktorka jazdy konnej. Na miejsce przyjechałam dwa dni wcześniej, wraz ze znajomym, który miał mi pomagać w jazdach dla grup początkujących. Zastaliśmy totalnie nieprzygotowany obiekt: niewywieziony obornik, m.in. z lonżo wnika na którym miałam prowadzić jazdy następnego dnia, totalny brak sprzętu, lub zgnite, śmierdzące kantary całe w gnoju, brak uwiązów, lonży, kopystek, podstawowych środków do jakiejkolwiek pomocy medycznej czy to dla konia czy jeźdźca. Ponadto przesuwane wejścia boksów, powypadały ze swych szyn, i praktycznie większości boksów NIE dało się otworzyć. Konie przed przyjazdem dzieci WCALE nie chodziły pod siodłem, zganiane z padoków, niejeżdżone, miały następnego dnia służyć mi jako konie dla osób początkujących (nawet nie kłusujących). Właściciel na ostatnią chwilę próbował zaprowadzić jakikolwiek porządek wokół obiektu, i wiem, że gdyby nie nasza pomoc, obiekt byłby zupełnie nieprzygotowany, nieskoszony, z bałaganem w domkach. Właściciel IGNOROWAŁ mnie przez cały czas, nie objaśnił ŻADNYCH wskazówek, do tego stopnia, że w dniu przyjazdu dzieci NIE WIEDZIAŁAM na jakim koniu będę prowadzić jazdy (konie zupełnie nieopisane), to samo ze sprzętem. Nigdy nie widziałam większego bałaganu. Ponadto konie stały zaniedbane, w małej kucykowej stajni były nienapojone przez cały dzień, w żadnym boksie nie było pościelone a na domiar tego w co drugim żłobie był spleśniały owies z całej zimy. Oprócz tego właściciel nie wywiązał się z podpisania ze mną umowy, obiecywał, że dojedzie kadra kilku osób, a na tylko  jeden turnus w ostatniej chwili przyjechała do mojej pomocy tylko jedna dziewczyna bez uprawnień wychowawcy kolonijnego i żadnego doświadczenia. Pani kierownik, żona właściciela, pierwszego dnia chciała zapisać w dzienniku zajęć 26 osób na moje nazwisko, ponieważ tylko ja miałam tam uprawnienia wychowawcy, po moich interwencjach połowę z tych osób zapisano do drugiej koleżanki. Kadra którą obiecywał pan Gerke nie dojechała wcale, a wokół całej sytuacji zrobiła się bardzo nieprzyjemna atmosfera. Gdy drugiego dnia zwróciłam uwagę, że jeśli warunki się nie poprawią – wyjeżdżam do domu, pani kierownik błagała abym została, mówiąc że wszystko się zmieni a mąż zachowuje się tak ponieważ prawdopodobnie ma depresję w związku z obozem. Po tygodniu obozu dotarły na miejsce kantary, które z racji swej ceny rolowały się w ręku, i dzieciaki nie potrafiły założyć ich na głowę konia. Ponadto było tak mało sprzętu że grupy zaawansowane kradły sprzęt z małej stajni i na jazdę z moimi dziećmi nie miałam nawet czym uwiązać konia! Wszystko trwało do połowy następnego tygodnia kiedy to zdarzył się wypadek na mojej jeździe. około 10-letnia dziewczynka, Natalia jeżdżąca na Mustangu spadła z konia, ponieważ koń strzelił serie baranów. Na ostatnim niestety dziewczynka niewysiedziała. Doznała urazu szczęki i mocnego krwotoku z buzi. Świadkiem zdarzenia była cała moja grupa, oraz znajomy który pomagał mi na jeździe. Upadek wyglądał fatalnie. Po udzieleniu przez nas pierwszej pomocy, natychmiast próbowałam dodzwonić się do kierownika placówki, pani Beaty. Niestety zignorowała trzy moje połączenia. Na całe zdarzenie udzielenia pomocy dziecku przyszedł właściciel, i nie pozwolił mi wezwać pomocy medycznej, gdyż stwierdził że nic się nie stało. Po około godzinie p. Beata zadzwoniła do drugiej instruktorki – która po pierwsze nie miała dziecka na jeździe, w grupie, ani w dzienniku zajęć i kazała jej zabrać mi dziecko, ponieważ usłyszała od najprawdopodobniej męża przez telefon że zrobiłam zamieszanie chcąc wezwać pogotowie. Instruktorka z brudnymi rękami ze stajni oglądała uraz dziecka w buzi, i dopiero na interwencje znajomego łaskawie umyła ręce w wiaderku koło stajni. Zabrała dziecko bez konsultacji ze mną do prywatnej łazienki państwa Gerke. Po dwóch godzinach dziewczynka zadzwoniła do mamy, mówiąc jaka jest sytuacja. Podała mi też telefon, gdzie mama prosiła mnie, aby kierownik placówki odwiózł natychmiast dziecko do lekarza! Pani Beata niczym się nie przejmując wróciła z drugiej pracy wieczorem, i na prośby matki i moje…łaskawie powiedziała, że wybierze się, każąc czekać mnie i dziewczynce następne pół godziny…zapewniając że nic jej nie jest. Późnym wieczorem gdy wróciła od lekarza, okazało się że dziewczynka ma uraz szczęki z pęknięciem, i oddzielonym wędzidełkiem od kości…ponieważ w okolicach nie było chirurga dziecięcego, po dziewczynkę w nocy mieli przyjechać rodzice. Pani Beata zrobiła mi na placu awanturę przy drugiej instruktorce, że robię zamieszanie z byle powodu, że po to zatrudnia ludzi aby się tym zajmowali, i że zwyczajnie ,,ją to wkur*** gdy ktoś zawraca jej głowę w pracy takimi bzdurami” i że sobie nie życzy takich sytuacji. Ponadto kazała mi iść spać do pokoju, tak abym nie spotkała się z matką dziewczynki. Temu wszystkiemu asystowała druga instruktorka jak wierny pies – koleżanka pani Gerke, i to ona została podstawiona jako opiekunka dziecka w chwili gdy przyjechała po dziecko matka, ja zeszłam na dół, i niestety ponownie zostałam wyproszona do pokoju przez p. Gerke. Właściciel, pan Marcin nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Zwyczajnie przypuszczam, że miał to wszystko w czterech literach, a mimo że ma prawo jazdy, nie skłonił się do wyjazdu z dziewczynką do lekarza…w mojej opinii, osoba która może jechać w takiej sprawie – a nie jedzie, dysponując samochodem, albo jest pod wpływem alkoholu, albo jest totalnie ignorancko nastawiona do wypadku, gdzie zagrożone jest zdrowie dziecka! Gdy zobaczyliśmy całą sytuację, tej samej nocy zebraliśmy się z ośrodka. Nie trzymała mnie tam jakakolwiek umowa, jak również miałam prawo to zrobić, z racji naruszenia podstawowych praw zarówno pracownika jak i bezpieczeństwa. Ponadto dodam, że pani Beata zażądała ode mnie moich ORYGINAŁÓW dokumentów z uprawnieniami i tego dnia WŁAMAŁA SIĘ do prywatnej korespondencji poczty polskiej, zabierając MOJE DOKUMENTY (NIE WIDZIAŁAM ICH NA OCZY) dając mi tylko kartkę od mojej mamy – co jest przestępstwem naruszenia czyjej prywatności. Przez następne dwa dni, nie dostałam na konto jakiejkolwiek wypłaty za pracę, trzeciego dnia zatrzymała mnie i mojego znajomego policja. Okazało się że PAN GERKE NASŁAŁ NA NAS POLICJĘ, kłamiąc ŻE MAMY UMOWĘ. Przez TRZY DNI byliśmy szukani przez policję jak jacyś PRZESTĘPCY. Ponieważ policja nie miała prawa nas szukać i w ogóle się w to wtrącać przypuszczam ŻE PAN GERKE MA ZMOWĘ Z MIEJSCOWĄ POLICJĄ. Policja odwiozła nas radiowozem na drugi koniec WSI, dosłownie w krzakach, gdzie miała towarzyszyć i pośredniczyć w wypłacie pieniędzy. Na umówionym z policją miejscu PAN GERKE oferował mi błahą sumę w zamian za MILCZENIE W TEJ SPRAWIE. Ponadto przy policji był w stosunku do mnie i do znajomego AGRESYWNY, RZUCAŁ SIĘ Z PIĘŚCIAMI, MÓWIĄC OBRAŹLIWE ZWROTY. Policja trzy razy musiała go uspokajać, aby nikogo NIE POBIŁ! Nie przyjęłam pieniędzy, zgłaszając sprawę w KURATORIUM OŚWIATY, gdzie wszystko było zarejestrowane, wraz z moimi dokumentami. Policja po spotkaniu z właścicielem odwiozła nas na bezpieczne miejsce, jednak tego samego dnia na każdym winklu Bukowca stali jacyś niebezpieczni mężczyźni patrząc się dziwnie na mnie i mojego znajomego. Domniemam, w mojej opinii, że państwo Gerke po tym jak policja wyśmiała ich  za takie załatwianie sprawy, obstawili okolicę jakimiś bandytami. Tym razem ponownie musiała interweniować policja, odwożąc nas w bezpieczne miejsce. W takich okolicznościach sprawa została zgłoszona na POLICJĘ, skąd z powodu powagi sprawy również NA PROKURATURĘ. Na chwilę obecną przez swoje zachowanie osoba pana Gerke, jego małżonki i ich firma została zgłoszona do KURATORIUM OŚWIATY, POLICJI, PROKURATURY, i PAŃSTWOWEJ INSPEKCJI PRACY, za znieważenie, nasłanie policji, agresywność, włamanie się do prywatnych dokumentów, przekroczenie norm pracy, stan ośrodka i brak interwencji kierownika placówki i właściciela w momencie wypadku. PAŃSTWO GERKE skutecznie popsuli mi wakacje, nie mówiąc o tym że do pracy przejechałam całą Polskę, z województwa ŚLĄSKIEGO, obrazili i znieważyli  mnie i mojego znajomego, narazili na koszty, wraz z tym, że przykładowo mogłam nie mieć pieniędzy na powrót do domu! NAPISAŁAM tutaj, po tym jak matka pewnej dziewczynki zadzwoniła do mnie z obawami, o obozy w Branicy, i poinformowała mnie o tym forum – którego wcześniej nie widziałam – a szkoda bo bym miała większy dystans do właścicieli obiektu.