Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Muffinka, W Bielańskim. W sumie to nie chodzi o to, że ktoś był chamski, tylko po prostu obojętny i tak jakby nieobecny. Czułam się traktowana przedmiotowo. Personel był skupiony na tym, żeby bezpiecznie doprowadzić do końca, a nie żeby mi było miło. Ale było też kilka bardzo miłych osób. Lekarka oprócz kretyńskiego tekstu o "powadze" też mi trochę pomagała, wymyśliła żeby przeć z zatkanym nosem, jak przy nurkowaniu i to akurat było dobre. No ale ogólnie to fabryka. Kilkanaście porodów na raz, tłok, personel zabiegany.
W każdym razie jeśli kiedykolwiek jeszcze, to tylko z własną położną i ZZO. 🙂
Mazia   wolność przede wszystkim
15 kwietnia 2014 09:04
opolanka ja właśnie miałam taki dylemat, robię tak: jeżeli sięsfajdoli w nocy i jest obudzona/przebudzona to zmieniam pieluchę a jak mocno śpi to nie ruszam. Ja mam zawsze dylemat z odbijaniem, bo mi w nocy zasypia przy cycku (karmię na leżąco) i nie wiem czy odbijać czy nie, jak jednak biorę i odbijam to zawsze żałuję, bo przeważnie wcale nie odbija się a za to dziecko wybudza się i potem bez sensu noszę pół godziny i usypiam
Julie na Madalińskiego gdzie rodziłam też niby fabryka bo dzieci rodziły się non stop. Jak leżałam na porodówce rodząc Adasia to przed nim urodziło się 12 dzieci 😉 No tylko że ja długo leżałam 😉
A mimo tego nie czułam się ani przez chwilę przedmiotowo. Być może dlatego że rodziłam z dość młodym (i cholera - przystojnym!!!) położnikiem a lekarka przyszła na 3 ostatnie parcia i chyba nic nie mówiła do momentu aż młody wyszedł. Ale to zdanie położnika :"Pani Aniu, jeszcze jeden skurcz i Adaś wyjdzie, widzę jego włoski, są ciemne, ostatni wdech i będzie po wszystkim..." - to było bezcenne 😉

edit: A nie, przepraszam. Lekarka mówiła...do mojego męża siedzącego z głową między nogami (swoimi nogami oczywiście) ...pytała czy wszystko w porządku i czy chce wyjść 😉
"Pani" 🙂 Fajnie. Mnie mówienie na "ty" też wkurzało. Żałuję, że nie zwracałam się do tych osób co mówiły do mnie na "ty" tak samo. No, ale jakoś nie miałam do tego głowy. Byłam za bardzo przerażona tym co się dzieje. I ja cały czas mówię tylko o ostatniej 1-1,5 godzinie porodu. Wcześniej, jak byłam pod wpływem ZZO był luzik. 😉
zduśka   Zbrodnia, kara, grzech. .. litr wina
15 kwietnia 2014 09:22
jeju jeju jak tak sobie poczytałam to Boluś siedź we mnie jak najdłużej  😎
ja generalnie należę do osób odpornych na ból, krew itd. ale jakoś na samą myśl porodu robi mi się źle  🙁 panicznie się tego boję i nawet nie samego bólu ale powikłań z nim związanych dla mnie i dziecka , dodatkowo tego całego otoczenia ( miliona ludzi, braku intymności ) . Ja straszny czajnik jestem i samo badanie ginekologiczne traktuje jak zło konieczne  😉 a jeszcze w takim publicznym miejscu być w samej koszulce i bez majtek !!! . oj

to są moje odczucia i to skłania mnie do cc i liczę, że mi się uda. Na dziecko czekam ale aż się boję co będzie na sali porodowej..

i to co Julie opisała to jest właśnie mój koszmar  😉 i bardzo Ci współczuję, że musiałaś przejść przez coś takiego ..

carmina to już ten czwartek !! trzymam kciuki !! Będzie dobrze  🏇
[quote author=zduśka link=topic=74.msg2068338#msg2068338 date=1397550136]
Ja straszny czajnik jestem i samo badanie ginekologiczne traktuje jak zło konieczne  😉 a jeszcze w takim publicznym miejscu być w samej koszulce i bez majtek !!! . oj

[/quote]

Wtedy Ci na prawdę wszystko jedno, co z Tobą robią, kto jest. Więc luzik  😎
Ja też bardzo współczuję Julie. Ja chociaż uważam, że mam niski próg bólowy (moich skurczy, które miałam co noc przez 10 dni przed porodem nie było widać na KTG, a ja się zwijałam, nie mogłam spać całą noc i wstrzymywałam oddech - wtedy nawet  jeszcze nie wiedziałam, jak oddychać), to ból porodowy wspominam jako nic nadzwyczajnego, żadna trauma.

Natomiast mnie bardzo się podobało zwracanie na Ty, zwracanie się per "mama" 🙂 i faktycznie super motywowało poinformowanie mnie przez położną, że już widać włoski i że są ciemne 😀 Publiczne badania ginekologiczne (tylko okrycie kołdrą z boków) też mnie nie rusza, ani nie zawstydza, było śmisznie 😉
Ja cesarkę też bardzo źle wspominam....miałam komplikacje, krwiak na macicy, który się rozlał podczas operacji, płukanie brzucha i dren grubości kciuka... Najgorzej jak ruszyła perystaltyka jelit i zaczęła się kurczyć macica, rura w brzuchu drażniła jelita. 3 doby jechałam na morfinie. W międzyczasie dostałam 40 stopniowej gorączki, chyba dobę po cesarce, nie wiedzieli od czego, faszerowali mnie lekmi. Wanna płynów i leków płyneła w moich żyłam. Pamiętam jak pękały mi żyły od wenflonów /mam po mamie bardzo kruche/. Zastrzyki w brzuch, cholerna niemoc. Płakałam, bo nie mogłam wziąć dziecka, które obok mnie płakało. Żeby było śmieszniej miałam zapalenie cewki moczowej po wyjęciu cewnika. Bolało z miesiąc....KOSMOS! Teraz wolałabym rodzić naturalnie. Zdecydowanie.

E:
Wrzucam zdjęcie synka
opolanka ja właśnie miałam taki dylemat, robię tak: jeżeli sięsfajdoli w nocy i jest obudzona/przebudzona to zmieniam pieluchę a jak mocno śpi to nie ruszam. Ja mam zawsze dylemat z odbijaniem, bo mi w nocy zasypia przy cycku (karmię na leżąco) i nie wiem czy odbijać czy nie, jak jednak biorę i odbijam to zawsze żałuję, bo przeważnie wcale nie odbija się a za to dziecko wybudza się i potem bez sensu noszę pół godziny i usypiam


Ale po co odbijasz w nocy? Bardzo wiele dzieci zasypia podczas cycusiowania i po co je usypiać w ten sposób, żeby zaraz budzić 😉 ?


mnie nawet czytanie o porodzie wzdryga! A "porodówki" nie jestem w stanie obejrzeć 😉

Za to Kotbury i Kurczak czadowo wspominają swoje porody. na miejscu zdecydowanych na sn i chcących poprosiłabym Kotaburego o wskazówki, bo jeśli mnie pamięć nie myli to Ona rodziła jakoś specyficzie, z krzesłem porodowym czy czymś w tym stylu.
Jak rodziła się Natalka (sn) byłam jedyną rodzącą więc miałam spokój, intymność i zainteresowanie personelu i było super! Jak się rodziła Rózia (cc) było na raz chyba ze 6 porodów, kupa ludzi, zamieszanie i hałas. Generalnie u mnie sn było fajniejsze, po cc dłuzej dochodziłam do siebie mimo, że była na spokojnie, dzień wcześniej już było wiadomo, że jutro kroimy.
Ale z obu porodów najfajniejsze co pamiętam to "ćwierkanie"- w naszym szpitalu jak dzieciątko się już urodzi (bez różnicy czy cc czy sc) to na całym odzdziale słuchać taki dzwięk ćwirkającego ptaszka  😍 i wtedy wszyscy wiedzą, że jest już nowy człowiek na świecie. Strasznie to miłe i wzruszające, za każdym razem pociły mi się oczy jak to słyszałam (także gdy cwierkało innym dzieciaczkom, nie tylko moim).
mac, ale super z tym ćwierkaniem! Ja cały czas jeszcze chyba jadę na hormonach, albo mój organizm domaga się kolejnego potomka (nie daj Boże), bo łzy mi w oczach stają na samo wyobrażenie takiego ćwierkania hihih
Jasiel



my_karen dzięki  :kwiatek:


edit: A nie, przepraszam. Lekarka mówiła...do mojego męża siedzącego z głową między nogami (swoimi nogami oczywiście) ...pytała czy wszystko w porządku i czy chce wyjść 😉


Wyobraziłam sobie i nieźle się uśmiałam  😁.
A kiwał się do przodu i do tyły ?

Mój małżonek po sn powiedział,że bardzo dziękuje za taka imprezę i więcej udziału brać nie będzie  😂.
mój ustalił w czasie wizji lokalnej, czy można wyjść, wejść, znów wyjść i tylko pod warunkiem, że "tak" zgodził się uczestniczyć, ale że ja sama miałam mieszane uczucia i raczej byłam na "nie", to podeszliśmy do tego " co ma być to będzie"
PO interwencyjnej cc robił za to namiętnie zdjęcia ...bez karty w aparacie. Był też podobno niekomunikatywny do końca, położną bardzo rozśmieszył.
Na takie akcje jak u Juliemój mąż miał tresurę z mojej strony i zupełnie bez ustalania tego ze mną, ze strony znajomych- jak będzie masakra i długo, to ma siłą walczyć o cc.
Z tym, że ja generalnie jestem za cc. CC super wspominam, mimo że strachu się najadłam straszliwie. Było miło, magicznie, wesoło.
Pozbierałam się błyskawicznie. Sn sobie nie wyobrażam, mimo że zaczęłam od sn.
Wszystko zależy od personelu- nie wyobrażam sobie nie mieć swojej położnej i swojego lekarza
NIe miałam swojej położnej, lekarza, za nic nie płaciłam, zwykły państwowy szpital- żyję ja i moje dzieci, zaopiekowane byłyśmy super- czyli da się. Wszystko chyba zależy od ordynatora- jak toleruje bylejakość, i chamstwo to takie sytuacje mają miejsce.
nie przeceniałabym roli ordynatora. Poszłabyś na skargę? Po cieszyłabym się, że jest po i chciałabym do domu.
demon chyba się nie kiwał  😉 Szczerze mówiąc byłam w tedy na takim etapie że nawet jakby tam padł to nie zwróciłby za bardzo mojej uwagi 😉
I jeszcze odpowiadał:' Nie, nie, nic mi nie jest. Tak sobie siedzę, zmęczony jestem, spać mi się chce!!"  😂  (no fakt, siedział tam głodny razem ze mną kilkanaście godzin).
Tak nika poszłabym na skargę- do ordynatora, jeśliby to nie odniosło skutku to do dyrektora szpitala, rzecznika praw pacjenta a nawet samego diabła 😉. Dlatego, że ludzie nie chodzą na skargę niaprawidłowości stale są obecne- skoro źle zachowujący się personel nie ponosi konsekwencji swego zachowania robi to nadal. Gdyby trzeba się było tłumaczyć przed szefem lub ktoś straciłby pracę reszta zmieniłaby swe zachowania.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
15 kwietnia 2014 12:46
Ja- jak juz wiele razy pisalam 😉 - swoja cc wspominam bardzo dobrze 😀 personel byl spokojny, wyluzowany i taki emanujacy pewnoscia siebie, lrzez co czulam, ze jestem w dobrych rekach 😉 na sali podczas operacji anastezjolog o wszystkim mnie informowal, jam zrobilo mi sie niexobrze i wymiotowalam to podtrzymywal glowe i pocieszal. Gdy wyjeli mloda pielegniarka na cala sale glosno mowila ile punktow, wagi, centymetrow itd. Zebym wszystko slyszala. A potem podstawila mi mala, pokazala, kazala dac buzi i zaniosla do ojca 🙂 fajnie bylo.
Najgorzej wspominam pania ordynator, ponoc slynna na cala polske lekarke... ponura, rzeczowa( ten niepozytywny sposob), zero empatii... miala mni zbadac nastepnego dnia. Weszla, kazala Konradowi wyjsc, mi odslonic brzuch i dawaj naciskac i wyciskac bez uprzedzenia 😵 zero uprzedzenia, zero niczego, z bolu nawet krzyczec ni moglam, bo mni doslownie zatkalo... najgorszy bol z calego porodu. Potem rzucila tylko "zakryj sie" i wyszla. Masakra.
Moim lekarzem prowadzącym był sam ordynator szpitala Bielańskiego, wesoły Romek Dębski, znany z tv. 🙂
maleństwo   I'll love you till the end of time...
15 kwietnia 2014 12:58
Kotbury - nie myślałam jeszcze o tym... Powoli muszę się zacząć dowiedywać, czy jest jakaś położna taka polecana i czy można ją wynająć do porodu. Wciąż też nie wiem, jak rodzę - zależy od okulisty, a wizytę muszę odłożyć na maj, bo teraz ani czasu, ani kasy na to :/
AleksandraAlicja   Naturalny pingwin w kowbojkach ;-)
15 kwietnia 2014 13:02
Bardzo sobie chwaliłam mojego męża na porodówce- chociaż jest to typ nerwowy i roszczeniowy, co często mnie w nim denerwuje i rodzi problemy 😎 , to jednak w takiej sytuacji się sprawdził bardzo- opier..., nakrzyczał i cała porodówka chodziła, jak w zegarku  😁 I cesarkę mi zrobili natychmiast, jak się zaczął rzucać, a nie tak, jak planowali- po 21wszej, czyli jak się mecz skończy (euro było  🙄 ) Na pewno dużą rolę też grało to, że on wet, więc nie mogli mu pocisnąć kitów. Ogólnie moim zdaniem mąż na porodówce jest potrzebny choćby po to, by dopilnować interesu żony i dziecka, bo na samą siebie to nie ma co liczyć.
Jak czytam Wasze opisy, to się cieszę, że udało się znaleźć fajny szpital. Po starannym i dogłębnym przeanalizowaniu wszystkiego-nie mam na nich żadnego haka oprócz tego, że nie mają możliwości porodu w wodzie. Ale wolę jednak poród tradycyjny i rewelacyjną opiekę, poza tym pewnie przez problemy w ciąży i tak by mnie do porodu wodnego nie zakwalifikowali.
my_karen   Connemara SeaHorse
15 kwietnia 2014 14:27

Ja samą cesarkę wspominam dobrze, szybko stanęłam na nogi, ale cały poród też miałam średni (najpierw 25h prób sn, zakończonych i tak cesarką).
I wiecie co... powoli zaczyna do mnie docierać, że znowu będę miała naleśnika w domu i nie potrafię sobie tego wyobrazić. Mój to już taki duży, samodzielny chłopak. Ciekawa jestem jak to będzie.

agulaj, bo zapomniałam napisać, super modelka! 🙂
opolanka, ja tylko kupy przewijałam.

A jeszcze tak a propos dyskusji o kucykach, to znalazłam takie coś:


Sama jestem podobnego zdania co Julie, choć takie obrazki mnie rozczulają 😉. Kazałam nawet mężowi czasowo 'wyprowadzić' konia spod domu, bo się bałam, że Darek się gdzieś zapląta między kopyta. Niestety mąż nie widzi w tym nic niebezpiecznego (choć posłuchał i konia wstawił do znajomego) i przy każdej okazji Darka do koni prowadzi, o koniach opowiada i kupuje tryliardowego konisia do kolekcji. A Młody to uwielbia.

Ja mogę tylko przypomnieć, że miałam poród sn i wspominam go baaaardzo dobrze 🙂

Przypominam Franciszka, który jutro kończy 3 lata  😲

Zasypianie "na dżentelmena"


Nauka jazdy na rowerze  😍
Nord   -"Bryknąć Cię?"-zapytała Łoza
15 kwietnia 2014 14:52
Ja swój poród sn wspominam źle chociaż nie trwał długo i nie było komplikacji - po prostu mnie cholernie bolało i tyle. Przeżyłam, bo przeżyć musiałam, ale szczerze mówiąc niechętnie to powtórzę. Jedyna przewaga według mnie nad cc jest taka że po porodzie mogłam iść pod prysznic, sama byłam w stanie zająć się od razu córką (dziewczyna która leżała ze mną na sali po cc przez 24 h nie mogła się podnieść). Po 3 dniach wyszłam ze szpitala i w 5 dniu od porodu siedziałam już na koniu. Nie wiem jaka jest różnica dokładnie pomiędzy sn a cc jeśli chodzi o dochodzenie do siebie bo widziałam dziewczyny po cc tylko w szpitalu, ale sama świadomie nie zdecydowałabym się na było nie było operację pomimo tego że swojego porodu nie wspominam jako bajkowe przeżycie. Podobno jak Ci dadza dziecko na ręce to wszystko zapominasz...dla mnie bzdura ja pamiętam do dzisiaj i za dwa miesiące będę musiała odświeżyć wspomnienia jeszcze raz (żeby było jasne nie mówię o traumie pojawienia się dziecka - to niewątpliwie najwspanialszy moment) tylko o całej akcji porodowej...
Julie - dziękuje, będziemy się z mężem starać żeby młody miał fajne dzieciństwo!  :kwiatek: O bielańskim trochę słyszałam i sama też 2 razy widziałam, siostra tam rodziła dwie córki przez cc. Faktycznie szpital i oddział sprawił na mnie wrażenie fabryki... Ale to co piszesz o personelu to się w pale nie mieści! Chociaż z drugiej strony nie jest to aż tak zaskakujące w końcu cała akcja "Rodzić po ludzku" nie walczy z wyimaginowanym problemem...

Fiesta - powiem Ci, że do Domu Narodzin kobiety się nie pchają 😉 Odkąd działają jeszcze nie słyszałam o przypadku, żeby nie było w nim miejsca na poród. Ostatnio znajoma była na ktg w Św. Zofii i mówiła, że DN stoi pusty. Także nie ma się co martwić na zapas. W zeszłym roku na 5849 porodów raptem 373 odbyły się w DN 🙂

Muffinka - dziękuje!  :kwiatek: Studia psychologiczne sprawiły, że wiem jak dużo zależy od tego co siedzi w głowie i jakie się ma nastawienie dlatego w kwestii porodu starałam się w trakcie całej ciąży dowiedzieć wszystkiego co możliwe, poznać różne historie tak żeby mieć w miarę pełny i świadomy obraz tego wydarzenia (łącznie z oglądaniem filmików czy zdjęć artystycznych z porodów, te drugie niezwykle mnie...rozczulają!). Mam nadzieję, że obecność położnej którą już znam i polubiłam oraz męża pomogą mi to udźwignąć wszystko psychicznie 🙂

Maleństwo a myślałaś aby rodzic w szpitalu ale ze swoja położną. Ja tak rodzilam dwa razy i bardzo polecam. Owszem to nie jest tanie bo trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 500-800 zł. Drogo ale przynajmniej w moim wypadku było warto.


Zazdroszczę cen...w Warszawce a przynajmniej u Św. Zofii położna to wydatek 1500zł.


Co do krzyku...położna z którą rodzę na szkole rodzenia skrupulatnie przez cały miesiąc wkładała nam do głowy jakie to ważne nie powstrzymywać się i żeby się nie wstydzić bo nie ma czego. Dodatkowo fizjoterapeutka popierała pozwalanie sobie na krzyk tym jak wpływa on na hmn nazwijmy to "prace dróg rodnych", przeponę itd. Także wiem, że nie będą się na mnie krzywo patrzeć jakby mi się zachciało krzyczeć a nawet będą namawiać tylko....póki co ja sobie jakoś tego nie wyobrażam, że będę się wstydzić itd  😁 Choć jak się domyślam gdy poczuje ból porodowy to bardzo szybko zrozumiem potrzebę darcia się ;p Mam nadzieję, że jakieś opory psychiczne nie będą mi tego utrudniać.

Atea - jaki z niego już kawaler!
kate - ależ ma fajne oczy to Twoje dziecię 🙂
tajnaa - taki marzyciel z niego na tym zdjęciu 🙂
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
15 kwietnia 2014 17:26
dziewczyny a jak to w ogóle jest z położną własną. Żółtodziób jestem. Jak się ją załatwia? Jak to finansowo wychodzi? Jak to potem wygląda podczas porodu? To pewnie wsparcie psychiczne jest.

dostajesz namiar od koleżanki, albo lekarza. Taka położna jest od początku do końca na wyłączność. Są szpitale gdzie załatwiasz to oficjalnie wg cennika na umowę np.: http://www.siemiradzki.pl/uslugi,41.html
albo nieoficjalnie się dogadujesz. W razie jakby co, położna gwarantuje zastępstwo. Jak się zacznie i jedziesz do szpitala, to dzwonisz.
Stawki są różne.
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
15 kwietnia 2014 17:43
dziękuję
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się