Stres. Jak sobie radzicie ze stresem?

Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
28 stycznia 2015 08:26
Nie znalazłam nic podobnego, więc właśnie-jak?
Ja wszystko strasznie przeżywam, stresuję się nawet najmniejszymi rzeczami. Przy wydarzeniach większej wagi potrafię mdleć. I tak każdy egzamin, kolokwium, trudniejszy dzień, nowa sytuacja. Prawko zdałam za 5 razem, bo z nerwów mnie paraliżowało. Jak koleżanka spadła ze schodów to zemdlałam, jak zobaczyłam rtg mamy też. I tak się w sobie spalam, żadne tabletki, meliski, inne ziółka nie działają. Macie jakieś swoje sposoby? Ktoś też tak ma, czy jestem tu osamotniona? 😉
Mnie się zdaje, że to sprawa układu odniesienia. I takiego "otrzaskania się " w życiu. Jak się nosi odpowiednią ilość blizn i siniaków to wymienione przez Ciebie powody są błahe. I nie stresują.
A w takich poważniejszych, to nikt sobie nie radzi w 100%. Staram się używać stresu jako czynnika mobilizującego. Obracam go na swoją korzyść. Krew szybciej płynie, lepiej myślę, szybciej reaguję. Potem zwykle leżę plackiem i odreagowuję, ale już po wydarzeniu.
Ja jestem bardzo odporna na stres.
W sytuacjach stresujących myślę: "to nie ja, mnie to nie dotyczy" i jakoś przeczekuję aż to co złe minie  😉
Dystans do wszystkiego, chłodne podejście.
Nawet jak się stanie to czego się boisz, to czas tak szybko leci, za chwilę minie, to Cię nie zabije, życie będzie toczyło się dalej bez względu na to co się stanie. Czymże są problemy w życiu, i tak wszyscy kiedyś umrzemy  😁
Miałam mocno stresujący moment w życiu, co odbiło się na zdrowiu. Też się zdarzały omdlenia, zawroty głowy, kołatania serca i inne nieprzyjemności. Dostałam od lekarza receptę na Neurovit. Miał za zadanie pomóc przy nerwobólach i zregenerować nerwy i muszę powiedzieć, że się znakomicie spisał. Jako środek do odzyskania normalnego samopoczucia, aby móc później już głową pracować, w której się już nie przewracał obraz, to świetna sprawa. To tylko informacyjnie, w nagłych sytuacjach raczej nie da rady, ale w długotrwałym stresie i jego skutkach ubocznych być może komuś pomoże.
Jest jeszcze sposób naszej noblistki:

Nic dwa razy

Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.

Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.

Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.

Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?

Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś - a więc musisz minąć.
Miniesz - a więc to jest piękne.


Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.


Autor: Wisława Szymborska
Mnie się zdaje, że to sprawa układu odniesienia. I takiego "otrzaskania się " w życiu. Jak się nosi odpowiednią ilość blizn i siniaków...


Dokładnie tak było ze mną! Przeżywałam wszystko, każda opinie bralam do siebie, byłam bardzo emocjonalnym człowiekiem. Potem poszłam do stresującej pracy, gdzie musiałam sie duzo kontaktować z ludźmi. Po 3 latach pracy po stresie nie mam ani śladu 🙂 bardzo duzo "spływa" po mnie, kompletnie mnie nie wzruszając.

Niedawno przechodziłam bardzo szczegółowe badania psychologiczne, pani psycholog była zdziwiona moim rezultatem.

Recepta? Napewno obycie sie w stresie, zdanie sobie sprawy, ze to co sie dzieje nie powinno dekompensowac, odskocznie w życiu, możliwość wygadania sie i wyrzucenia z siebie problemów 🙂
Mnie się zdaje, że to sprawa układu odniesienia. I takiego "otrzaskania się " w życiu. Jak się nosi odpowiednią ilość blizn i siniaków to wymienione przez Ciebie powody są błahe. I nie stresują.
A w takich poważniejszych, to nikt sobie nie radzi w 100%. Staram się używać stresu jako czynnika mobilizującego. Obracam go na swoją korzyść. Krew szybciej płynie, lepiej myślę, szybciej reaguję. Potem zwykle leżę plackiem i odreagowuję, ale już po wydarzeniu.


Mądrze powiedziane.
Ja mam podobnie. Dużo rzeczy, które dawniej mnie bardzo stresowało i przyprawiało aż o boleści żołądka i jelit, teraz na pewnym poziomie są normalnością. Nie mówię, ze mnie nie stresują wcale, ale bardziej przeradza się to właśnie w stres mobilizacyjny niż paraliżujacy. I właśnie to kwestia przetłumaczenia sobie, że no boże jak nie zdam to mam kolejny termin, świat mi się na głowę nie zawali, nie zależy od tego moje życie  itp, itd. 😉 Teraz bardziej stawiam na ustalanie sobie pewnych celów i konsekwentne dążenie do tego co postanowiłam.
I tak też mam teraz ze studiami, egzaminami, co raz to mam więcej przedmiotów, ale wręcz coraz lepiej sobie radę. Otrzaskałam się niejako już x tych egzaminów napisałam, wypracowałam sobie też swoje systemy nauki itp. Pewnie czasem zdarzają się zawsze jacyś ludzie którzy przysłowiowo napsują krwi człowiekowi, ale tzreba do tego przywyknąć w życiu też tak jest i szczęśliwy ten który umie sobie radzić w takich sytuacjach i wyjdzie z tego obronną ręką.

Np. mamy takiego ulubionego profesorka na wydziale. Legendy o nim krążą, ma różne dziwne widzi mi się, a egzaminy sprawdza jak mu wiatr zawieje dosłownie. W zeszłym roku mieliśmy z nim mikrobiologię, trzęsłam gaciami i dziękowałam bogu, że szybko udało mi się to zdać, bo parę osób zostawił na warunku. W tym roku mamy z nim fermenty i właśnie wczoraj pisaliśmy egzamin. Wręcz cały przed i po to się prześmiałam jak sobie go parodiowaliśmy. 😉 W jego przypadku stresowanie się nic nie zmieni, to kwestia szczęścia i jego humoru.

Udowodniłam sobie też parę razy, że nie ma rzeczy niemożliwych, kwestia odpowiedniej motywacji, organizacji czasu i ,,zawzięcia" się w sobie. To daje potem dużo pewności siebie. I sama po sobie wiem, że im mam mniej czasu tym lepiej organizuję czas i efektywniej go wykorzystuję.

A w kwestii odstresowania to też odkryłam, że ja mam nieodzowną potrzebę ,,wietrzenia się". I nawet jak mam duży nawał, brak czasu, ogólnie jestem zmęczona i mam ochotę położyć się i nie ruszać przez tydzień, to staram sie wygospodarować te 2-3 godzinki, żeby wyskoczyć do stajni. Tam się można porządnie zresetować, a mnie daje to niejako siłę, lepiej potem zasnąć i w ogóle. Jak kilka dni siedzę tylko w książkach to zaczynam czuć, że zaczynam wariować, a to znak, że dawno mnie w stajni nie było. 😉
Jesienią też trochę zaczęłam biegać i też super się potem czułam. Nie tylko fizycznie, ale właśnie psychicznie. Można po prostu wyrzucić z siebie to napięcie. 😉

Też mam teraz może inne spojrzenie do tych spraw, bo przeszłam kiedyś w życiu bardzo nieciekawy czas, pod tym względem i powiedzmy niejako się zahartowałam. Wiem, że nawet jak mi się coś nie uda, albo nie idzie po mojej myśli to i tak ,,jakoś to będzie" i w końcu się ułoży, a ja sobie poradzę. Mam takie porównanie, że nawet jakieś bieżące problemy są niczym w porównaniu jak się wtedy czułam i jak postrzegałam życie i świat.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się