Najnowsze posty użytkownika:

KOTY
autor: Mzimu dnia 04 września 2015 o 12:11
Dzień dobry, możemy dołączyć do wątku z naszym nowym domownikiem?
Kosmita Okropek Sasusson pozdrawia wszystkie koty i ich podopiecznych! 🙂
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 04 września 2015 o 12:09
To bardzo trzymam kciuki, żeby szybko-lekko-wyleczalnie. Jak będziesz już go miała to pokaż koniecznie.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 04 września 2015 o 12:02
Co tak cicho w wątku? Zajrzałam po wakacjach a tu żadnych nowych zdjęć króliczych, żadnych raportów. To wrzucę trochę naszych wspominek ze wspólnych z królikozaurem eskapad nad morze i na Mazury (5 razy z nami był nad morzem a na Mazurach nawet nie zliczę, ech...).

Myślałam intensywnie o adopcji, bardzo długo biłam się z myślami, wracałam co chwila do uszatych stron adopcyjnych przez całe wakacje, ale w końcu, podsumowując wszystkie zdrowotne przejścia moich króliczych podopiecznych, uznałam, że nie jestem gotowa na powtórkę, muszę odsapnąć. Na pewno niejeden królik zagości jeszcze w moim domu, ale teraz - przerwa. Ponieważ jednak w domu był dotkliwy wakat, więc postanowiliśmy się za to zakocić dla odmiany i od dwóch tygodni mamy nowego lokatora. Ale do wątku nadal będę zaglądać z wielkiego sentymentu. A teraz muszę już kończyć, bo nowy lokator właśnie zabija parasole w wannie. 🙂
PSY
autor: Mzimu dnia 04 września 2015 o 11:33
Po blisko trzech bajecznych miesiącach w ciągłym ruchu, praca i szkoła w końcu uziemiły za biurkiem, więc pomiędzy Anną Jagiellonką a Gandalfem Szarym nadgoniłam lekturę psiego wątku. Pozdrawiam wszystkich psiarzy, cieszę się z dobrego domu Asterka, bardzo-bardzo współczuję Blow i trzymam kciuki za Wernę.
Ależ się wątek miło zachartował - nie mogę się napatrzeć na te smuklaki ścigające się z wiatrem, przepiękne są. Miło popatrzeć jak się wyrabia i pięknieje magdziorowy stworek, hiacyntowe chodziaki jak zwykle klasa i wdzięk, no i Zora90 - filmik z treningu, a zwłaszcza tę część "po", obejrzałam dwa razy i uśmiech szeroki wykwitał samoczynnie. Kapitalne masz psy i serce rośnie jak się ma przywilej popatrzeć na happy end - na psa, którego jedni ludzie oddali, bo był dla nich nieogarnialny, a który trafił najlepiej jak mu się mogło przydarzyć i żyje teraz pełnią psiego życia. A jeszcze parson do tego, więc dla mnie to jeszcze dodatkowo budzi emocje.
U nas po wakacjach Ofka wylatana za wszystkie czasy, tradycyjnie już podróżowała jak stary tramp, zawierała nowe przyjaźnie i odnawiała stare. W domu od niedawna nowość, bo po dłuższych bojach z myślami zdecydowaliśmy się nie na kolejnego królika, ale na turbokotka, żeby było do kompletu do turbopieska. Jestem z psicy szalenie dumna, bo osiągnięcie stanu widniejącego na zdjęciach zajęło... dobę. Kot, dodam, nigdy wcześniej psa na oczy nie widział. Teraz wspólnie uśmiercają zabawki, kołdry i troczki od plecaków, zgodnie sępią, wygrzewają się i odprawiają co wieczór rytualne nabożeństwa wyznawców wiru odpływowego.
Wilki prawda i mity
autor: Mzimu dnia 01 września 2015 o 18:32
melehowicz - przecież staramy się patrzeć na temat całościowo i z dystansu, stąd różne ogólne dane przytaczane za oficjalnymi raportami, stąd na prośbę niesobii przytaczane konkretne przypadki. A że do tego dochodzą prywatne obawy, uwagi i spostrzeżenia to chyba normalny objaw dyskutowania nad zagadnieniem.
Przysiadłam sobie i w chwili wolnej obejrzałam raz jeszcze filmik z wilkami za saniami i poczytałam komentarze. Sam autor lub wrzucający na jutuba nie był w stanie określić dokładnie gdzie to było, poza informacją, że "gdzieś przy granicy z Białorusią". Jedyna znana mi wzmianka o reintrodukcji wilka to słowa przewodniczki przy wybiegu wilków w Kadzidłowie, że patrzymy właśnie na młode wilki, które cementują watahę przed wypuszczeniem na wolność, więc mamy nie podchodzić, żeby ich nie denerwować (trzy lata temu to było). Ale z tego co pamiętam o misji Kadzidłowa to oni pracują nad rysiami i głuszcami głównie,  czyżby pani przewodniczka popłynęła nieco? Nie wiem kto miałby wypuszczać na wpół oswojone wilki do lasu, żeby sobie biegały za saniami, skoro z tego co sprawdziłam w necie w Polsce stawia się raczej na reintrodukcję naturalną, bo wilk się świetnie przemieszcza i radzi sobie sam. I choć Polska widnieje w spisie reintrodukcyjnym w Wiki za Szkocją i Niemcami to nie znalazłam żadnych oficjalnych potwierdzeń, żeby ktoś wilki wypuszczał, a jedynie projekty takich programów. Zaciekawiło mnie to w kontekście tego filmiku, w którym nikt po Polsku nie mówi, jedynie pada słowo "Poland". Ktoś coś wie konkretnego w temacie reintrodukcji?
Faza, nie przesadzajmy z tym szufladkowaniem wilka w książkach czy filmach, nie wiem jak inni, ale ja się wychowałam na "Białym Kle", cyklu o Rudogrzywej, córce wadery i innych takich, o wilkach rozmawiało się w moim i w zaprzyjaźnionych domach z fascynacją, mam wielu znajomych miłośników wilków. I sama ogromnie wilki lubię, co nie zmienia faktu, że jakbym miała gospodarstwo w obrębie wilczego terytorium to bym się niepokoiła o moje zwierzęta - a niepokój przełożyłby się raczej na próby zabezpieczenia terenu, stajni itp niż na żądania, by wszystko co wyje natychmiast odstrzelać.
Wilki prawda i mity
autor: Mzimu dnia 01 września 2015 o 14:14
edzia69 - a, czyli te akurat z reintrodukcji, obznajomione z człowiekiem. Swoją drogą - ja dziękuję jechać tam sobie do lasu w okolicy, że już o mieszkaniu pod tym lasem nie wspomnę, ze świadomością, że wataha może w dowolnej chwili przybiec i zrobić swoje "happily follow", choćby po to, aby sprawdzić czy to nie ich znajomy. Dzieci i wnuki tych wilków na bank będą mniej płochliwe względem człowieka, bo się przecież będą przez przykład uczyć, że do koni, sań, wozu z ludźmi można przybiegać. I może to jest odpowiedź na statystki, z których wynika, że odsetek zwierzyny hodowlanej w menu wilków jest na terenach, gdzie bytują od niedawna wyższy (wynosi w porywach do 7 % w porównaniu do terenów z dawna wilczych - tam jest 2-3%, niestety nie mogę teraz znaleźć tego konkretnego raportu z procentami, bo chciałam zacytować cały akapit, ale chyba dobrze zapamiętałam).
Wilki prawda i mity
autor: Mzimu dnia 01 września 2015 o 13:33
Znajoma straciła podrośniętego źrebaka na pastwiskach otoczonych Puszczą Napiwodzko-Ramucką. Najprawdopodobniej podczas ucieczki stada wpadł do rowu i ugrzązł i tam go wilki dopadły. Specjaliści potwierdzili, że to były wilki.

Temat mnie zaciekawił i też się udałam do googlandii, znalazłam ten raport, którego fragmenty przytoczyła bera7 i kilka innych, w tym całościowy opracowany przez Instytut Ochrony Środowiska PAN za rok 2002-2003, w którym opisane są następujące dane w skali kraju: wilki zabiły 1570 owiec, 588 sztuk bydła, 98 kóz, 51 psów i 9 koni (z tego 7 w Podkarpackim) plus pojedyncze przypadki zabicia hodowlanych jeleni, danieli i muflonów. Skarb Państwa wypłacił wtedy odszkodowanie za szkody wyrządzone przez zwierzęta chronione w wysokości blisko 1 mln zł. Wilki znalazły się na drugim miejscu za bobrami. To zresztą się powtarza w innych raportach - nieodmiennie na pierwszym miejscu bobry, po nich wilki, potem długo długo nic i niedźwiedzie, żubry i incydentalnie rysie. O tym jak dynamicznie zmienia się nasz świat świadczy kwota odszkodowań za rok 2014 (za zwierzęta chronione oczywiście) - 13, 5 mln. Wilki bodajże tak samo na drugim miejscu za bobrami.

Dodajmy też, że mówimy o przypadkach zgłoszonych i uznanych przez komisje (pytanie - ile jest niezgłoszonych, bo pomijając zwierzynę hodowaną na lewo, hodowcy np nie mieli siły się bujać z oględzinami i nie wierzyli, że cokolwiek dostaną, czemu trudno się dziwić, skoro w samych raportach stoi czarno na białym, że gminom powszechnie brak środków na te odszkodowania, usiłują przepychać na przyszłoroczne budżety a i tak nie dają rady). Warto też zwrócić uwagę, że odszkodowania te nie są wypłacane za straty poniesione w nocy - jeśli od zmierzchu do świtu zwierzęta nie były pozamykane w oborach czy stodołach, a w dzień nie były na pogrodzonych pastwiskach. Czyli wszystkie cytowane wyżej skuteczne wilcze polowania miały miejsce w biały dzień na pogrodzonych pastwiskach. Absolutnie nie dziwię się hodowcom, że się niepokoją o swoje zwierzęta.

I nie przywiązywałabym się bardzo do tego jak było kiedyś i do wygodnego dla miłośników wilków twierdzenia, że wilk stroni od ludzkich siedzib, a całe zło to te hybrydy. Zwierzęta zmieniają obyczaje. Kiedyś, gdy byłam mała i ganiałam po lasach i polach z lornetką to wydarzeniem roku był żuraw, gdzieś na horyzoncie, widywałam je szalenie rzadko i zawsze z wielkiej oddali. Teraz idę do konia na pastwisko i kilkanaście żurawi łazi dookoła - i cienia emocji z żadnej strony - ani one się nie przejmują, ani ja, bo tyle ich widzę i z tak bliska, że mnie to już nie rusza. To co - kiedyś robili prawdziwe żurawie, a teraz mamy hybrydy żurawiopodobne na bazie bocianów? No chyba nie, ptaki zmieniły obyczaje, dostosowały się, zbliżyły do ludzi. Wilki robią to samo.

edzia69 - ten filmik z kuligu niesamowity. I one tak sobie z lasu przyłażą towarzysko polatać za saniami? Napiszesz coś więcej? Gdzie to było? Aż ciary przechodzą....
konie fryzyjskie
autor: Mzimu dnia 17 sierpnia 2015 o 10:14
sucha - bardzo przyjemne dla oka zdjęcie

Katasia - odpowiadam z poślizgiem, bo się intensywnie urlopowałam, wifi kaprysiło i z jakiś tajemniczych powodów nie robiło problemów tylko z połączeniem z fb.
Dodek ma się bardzo dobrze i poza misją zwyczajową czyli ufaflunić się po uszy aktualnie przeprowadza misję "rośnie się". Strzela w górę tak, że dogania starsze koleżanki, a jak dorośle potrafi wyglądać przekonaliśmy się na sesji, którą mu zrobiliśmy (wcześniej przez trzy godziny bliscy załamania doprowadzaliśmy go do względnego ładu). Coraz bardziej przypomina ojca, co mnie cieszy, bo jestem wielką fanką Pucentego. Przebłyski słynnego dziadka też w nim widzę - generalnie zawsze mi się Dodek podobał, ale teraz zaczynam się z zachwytu rozpływać. Takie to to małe, parchate i zadziorne dopiero co butelkę cysiało a teraz taki kuń pełną gębą na wołanie przychodzi (przychodzi zresztą też jeśli się go nie woła, nawet więcej - im bardziej się go nie woła tym bardziej przychodzi 😉).
Przy okazji warczące antypozdrowienia dla żartownisia, który ukradł kantar po to, by z nachrapnika wyciąć trzy środkowe litery i gdzieś po tygodniu zniszczony sprzęt podrzucić w rzucające się w oczy miejsce na pastwisko. Oby ci też to i owo wycięli. A tak lubiłam Dodka w jego "Hooliganie". 🙁
konie fryzyjskie
autor: Mzimu dnia 21 maja 2015 o 23:56
aniapa - przepraszam, w natłoku roboty i kociokwiku ogólnym przegapiłam Twojego posta.
Tak, Dodek nadal w cobie. On ma małą głowę, paszcza ma ledwie 11,5 cm. Wszystkie fajniejsze kiełzna, które znalazłam zaczynają się od 12.5. W kwestii kudłato-zajazdkowej na pewno będą wpisy i rysunki. Zabieram go w październiku zaraz po przeglądzie, stajnię mam upatrzoną tak na 95%, ale wciąż się rozglądam (wiesz, syndrom pensjonariusza - najlepiej jest na pewno tam gdzie nas akurat nie ma 😉). Wykruszyła mi się znajoma co to była wstępnie umówiona na zajazdkę, wiec teraz się rozglądam wedle nieco innego klucza.
Zdjęcia z wypadów w teren. Reaktywacja tematu!
autor: Mzimu dnia 09 maja 2015 o 09:04
Zaglądam sobie do tego wątku w ramach kojenia tęsknoty za terenami, które uwielbiam, a w których mam teraz wymuszoną przerwę z wizją powrotu w obrębie roku. Już się nie mogę doczekać klimatów takich na jak na załączonych zdjęciach, aż mi dusza wyje, mam dotkliwy syndrom spadku terenu we krwi . Pozdrawiam wszystkich terenolubnych, zazdroszczę. Mam nadzieję, że czas zleci szybko i konstruktywnie i ani się obejrzę, a będę się mogła tu dołączyć ze świeżą porcją uszek. 🙂

Jak dotąd tylko podczytywałam wątek, ale po lekturze postu Na_biegunach nie wytrzymałam:

Oddałam agresora pańci, trzymała go za obroże, bo nie miała smyczy kukunamuniu

Napisała osoba, co puszcza konia luzem w terenie... Współczuję bardzo przeżyć z agresywnym psem, ale obyś nigdy nie została tak jak w Twoim cytacie i z taką ikonką opisana przez kogoś innego, jako ta, której spłoszony koń wracający galopem do stajni przeleciał po ludziach, po uprawach czy po innych zwierzakach.
PSY
autor: Mzimu dnia 09 maja 2015 o 08:27
GosiaG - bardzo przyjemny pies, lubię jak się w wątku pojawiają fajne a mało popularne rasy, zwłaszcza jak można sobie na zdjęciach popatrzeć na rozwój psa od małego - tak więc, wrzucaj dużo fot! Właśnie, a propos małego - Piaffallo, co tam u Was, długo się nie odzywasz - pokaż sunię. I ciekawa jestem co tam w temacie smooth collie się ulęgło. Na szczęście w hodowli Soroli zostały już tylko dwa pieski, więc jestem bezpieczna, pokusy zostały sprzedane.

My się majówkowałyśmy intensywnie - na zdjęciu w krainie wydr, bobrów i zwierzyny wszelakiej, pies za sprawą obfitości ruchu i wrażeń przestawił się całkowicie na dwufazowy tryb: plener-on, dom-off.

edit - tylko nadmiar kleszczy psuł nam idyllę. Tak maniacko psa pilnowałam, że przegapiłam na sobie, w efekcie pies nie zaliczył żadnego a ja i owszem.
konie fryzyjskie
autor: Mzimu dnia 07 maja 2015 o 17:59
aniapa - pięknie Ci chłopak rośnie, przepięknie.

Katasia - jesteście parą wielkiej urody, gratuluję wygranej! Kibicuję wam od dawna i podziwiam wasze postępy, bardzo jesteście inspirujące.

A Dodon kończy dziś trzy lata. Przeleciał ten czas jakby to jedna chwila była - wydaje mi się, że dopiero co Dodek był tycim źrebaczkiem na pajęczych odnóżach, a tu nagle, nie wiedzieć kiedy, kawał konia się zrobił.
Na zdjęciach jeszcze nieociosany, tak jak go Matka Natura stworzyła, cieszy się resztkami laby i pełnią flejostwa. Ale zmiany już nadciągają wielkimi krokami.

foto by Daniel Kozacz
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 23 kwietnia 2015 o 19:00
Matko, Muffinko, to koszmar jakiś. Ręce opadają. Zajrzałam do wątku nacieszyć się Waszymi uszatymi a tu Mani już nie ma a teraz to. Nie zdecydowałam się na królika zaraz po królikozaurze, po strata była za świeża, ale zaczynam się skłaniać w stronę dłuższej przerwy odkróliczej - zupełnie nie mam teraz siły (ani kasy) na zdrowotne problemy. Niby wiadomo, że nie można tak generalizować, ale jak się prześledzi tę czarną serię z naszego wątku to zwątpienie ogarnia. Zaczynam zerkać w stronę kota...
Trzymam kciuki za Manankę, żeby się zaleczyła ta nerka i dała o sobie zapomnieć..
"Zielone" bez granic?
autor: Mzimu dnia 20 kwietnia 2015 o 16:24
Poszukałam i zaintrygowana tym, że wszystkie linki do artykułu o łuku prowadzą donikąd, nie ma też tej dyskusji ani wywiadu poszłam do źródła czyli profil dr Kruszewicza na FB i stoi tam jego oświadczenie - w skrócie: nie spodziewał się takiej burzy, jaką wywołał swoim artykułem i apelem o używanie łuku w myślistwie, łucznictwo jako formę polowania będzie wspierał, ale oświadcza wszem i wobec, że sam z łukiem nie polował. Poluje jedynie z użyciem broni palnej. Dziczyznę upolowaną sam przyrządza itd itd. Na mój ogon, wychodzi na to, że rozsiewałam bzdury, chyba muszę się stąd oddalić w pohańbieniu, żeby mnie dzik zjadł. Ale mogę się pośmiertnie ubiegać o status połowicznej dyletantki? Bo obraz pana dyrektora ZOO relaksującego się za pomocą polowania jest aktualny. I łuk jest o tyle aktualny, że bardzo by za jego pomocą polować chciał, polowanie takie wychwala i zamierza wspierać ideę legalizacji łuku 😉
O, i przyznał, że polowanie z łukiem jest cholernie i wybitnie trudne.

Popatrzyłam na jego zdjęcia, wspomniałam sobie nasze spotkania i jak go lubiłam i strasznie jestem rozdarta, bo chcę go dalej lubić, ale obraz jego polującego zawiesza mi system.
"Zielone" bez granic?
autor: Mzimu dnia 20 kwietnia 2015 o 15:23
espana - no jasne, łatwiej się zaperzyć i obsobaczyć forumowiczkę za dyletanctwo i szerzenie bzdur niż zaguglać hasło: "Kruszewicz łuk".
Nie mam teraz jak wrzucać linków, ale zapewniam Cię, że przy odrobinie dobrej woli i wysiłku znalazłabyś zarówno obszerny wywiad (autoryzowany, więc śmiem twierdzić, że bez przesady z tymi internetowymi fałszywkami i podpuchami) jak i jego artykuł "Powody, dla których wybrałem łuk" czy "Dlaczego sięgnąłem po łuk" - już nie pamiętam, parę miesięcy temu to było oraz linki do rozlicznych polemik zaskoczonych ludzi, którym - jak mnie - nie do końca kleił się obraz dyrektora ZOO po godzinach polującego z łukiem (żeby nie było - artykuły pochwalne też były, że wreszcie ktoś się z sensem wyraził o potrzebie legalizacji łuku w Polsce, że super, że to ktoś sławny, bo jest szansa, że temat zostanie podchwycony). Była też gdzieś strona, na pewno do odnalezienia, gdzie były odpowiedzi dr Kruszewicza na krytykę jego sposobów na relaks, tej nie doczytałam do końca, bo jego reakcje były tak agresywne i nieprzyjemne, że nie chciałam tracić resztek sympatii do autora. I tak, w wywiadzie pan dyrektor opiewał smak dziczyzny pozyskanej własnoręcznie, w zdrowy sposób, bez odprysków ołowiu. Nie napisałam też nigdzie, że Kruszewicz poluje w Polsce, zapewne wyskakuje na Słowację albo gdzieś indziej po sąsiedzku, to nieważne, chodziło mi o samą ideę.
Tak na marginesie, miałam okazję postrzelać i z łuku (kilku rodzajów - od prostych bądź refleksyjnych rekonstrukcji po sportowe)  i z kuszy i z broni palnej na strzelnicy i absolutnie subiektywnie i dyletancko stwierdzam, że najtrudniejszy i najbardziej wymagający był dla mnie łuk. Stąd wolne wnioski.

Ton Twojej wypowiedzi i sposób w jaki się do mnie zwracasz i argumentujesz idealnie obrazuje dlaczego tak trudny jest dialog między środowiskiem myśliwych a ludzi sceptycznych lub stawiających pytania. Zaczęłam pisać obszerniejszą odpowiedź na drugą część Twojej tyrady - o co mi chodziło i czego przecież wcale nie napisałam, ale przeleciałam wzrokiem Twoją wypowiedź i mi się odechciało. Nie widzę sensu. Niemniej dziękuję za konkret o zwiększonym odstrzale, głównie właśnie tego się chciałam dowiedzieć.
"Zielone" bez granic?
autor: Mzimu dnia 19 kwietnia 2015 o 18:24
Dava - a może dlatego, że akurat mało myśliwych?  😉

A wie ktoś jak sobie w Anglii radzą? Też nie mają żadnych większych drapieżników, wilki co do jednego wybili już ho ho temu. Jak tam byłam to słyszałam tylko narzekania na króliki, w Szkocji konkretnie. I znajoma z Londynu skarżyła się na lisie gody, że strasznie nocami hałasują na ulicach i spać nie dają.
"Zielone" bez granic?
autor: Mzimu dnia 19 kwietnia 2015 o 17:13
To zostawmy na chwilę wilki i równoważenie ekosystemu za pomocą drapieżników i wróćmy do tego nieszczęsnego dokarmiania. Było to już tu poruszane kilkakrotnie, ale żadna konkretna odpowiedź nie padła, a mnie cały czas ciekawi dlaczego ci myśliwi, tak bardzo potrzebni i dbający o przyrodę nie są w stanie uregulować dziczej i lisiej populacji. Skoro tak bardzo lubią strzelać, skoro wysypują te tony żarcia (tuż przy granicy z ziemią mojego wuja jest ambona, na własne oczy widziałam ile tego żarcia tam się wala, zwierzyna nie jest w stanie tego przejeść) i mają te dziki, praktycznie na wpół oswojone koczujące w okolicach ambon, to może by tak poszacować z głową, odstrzelić porządnie (weki mięsne mogą długo stać w piwniczce), a potem przestać dokarmiać i zobaczyć co będzie? Czy już się na wieki zapętlili - dokarmiamy, żeby odciągnąć od pól uprawnych, mnożą się w związku z tym jak głupie, więc jeszcze obficiej dokarmiamy - więc jest ich jeszcze więcej...
Po raz pierwszy w mym życiu widzę przebuchtowane, wywrócone do góry dnem łąki i trawniki pod ursynowskimi blokami, z kim z końskiej branży lub zaprzyjaźnionych rolników nie rozmawiam narzeka na poniszczone uprawy, pastwiska i ogrodzenia, z powodu nadwyżki lisów z łąk dookoła mojej ukochanej Obórki zniknęły derkacze i przepiórki, kiedyś był to niemilknący chór, teraz w nocy panuje cisza, naprawdę się nie da wprowadzić jakiegoś sensownego programu odstrzału?
Z drugiej strony sądząc z ilości kontrowersji wokół samego mechanizmu szacowania i powtarzających się pogłosek na temat notorycznego zawyżania przez myśliwych liczebności populacji gatunków zagrożonych (np cietrzew, jarząbek, głuszec) po to by dalej móc do nich strzelać, bo to atrakcyjny łup to nadzieja na jakieś konstruktywne zmiany w przyszłości klęśnie coraz bardziej...
"Zielone" bez granic?
autor: Mzimu dnia 19 kwietnia 2015 o 14:34
Halo - Tobie serio, tak serio-serio- jest bez różnicy jak i kiedy żywy organizm zakończy żywot?
"Zielone" bez granic?
autor: Mzimu dnia 19 kwietnia 2015 o 13:27
Mam wrażenie, że pani Sumińska odjechała bezpowrotnie w swój własny świat autorskiej promocji czas jakiś temu. Dawno temu lubiłam od czasu do czasu posłuchać sobie jakąś jej audycję i obejrzeć program, ale ostatnimi laty słyszę coraz więcej takich kwiatków, że oczy przecieram. Nie ogarniam też jej kampanii namawiania bardzo starych i samotnych ludzi do adoptowania ze schronisk psów (żeby się zmobilizowali, bo pies wymusza spacer), najlepiej starych (bo też jak ich właściciele mają już z górki), a jak są schorowane to też super bonus (bo się będą staruszkowie mieli kim zajmować).

A a propos myślistwa dowiedziałam się niedawno, że dyrektor warszawskiego ZOO Andrzej Kruszewicz jest zapalonym myśliwym. Bardzo go cenię, miałam przyjemność poznać go osobiście w Ptasim Azylu, byłam zawsze na bieżąco z jego publikacjami. Więc kiedy przeczytałam w wywiadzie, że jego najlepszym wypoczynkiem, rozrywką i ładowaniem akumulatorów jest wziąć łuk i pójść w las, żeby ustrzelić sobie coś, najlepiej na obiad (a łuk dlatego, bo to zajefajne a poza tym on nie znosi mięsiwa z posmakiem ołowiu) to mi się rzeczywistość rozkleiła. Nie jestem w stanie racjonalnie i emocjonalnie dojść do ładu z faktem, że wielki miłośnik przyrody, który poświęcił życie na ratowanie chorych ptaków w ramach odsapu od tej pracy idzie w las i z dziką frajdą zabija zwierzęta. I jeszcze ten łuk. Naprawdę trzeba kunsztu, żeby zwierzę położyć na miejscu jedną strzałą. Kunszt ma to do siebie, że się go zdobywa. Nie chcę nawet myśleć ile zwierząt on musiał postrzelić nim nabrał wprawy... wolę już założyć, że jest wybitnym urodzonym łucznikiem. Szukałam ostatnio książki na prezent dla syna, domorosłego adepta zoologii, miałam w ręku książkę Kruszewicza, dawniej kupiłabym z miejsca. Teraz po chwili wahania odłożyłam. Jakoś nie mogę, sympatia wyparowała. 🙁
"Nie ogarniam jak..."
autor: Mzimu dnia 12 kwietnia 2015 o 10:28
Też "fajne" zdarzenie widziałam z udziałem wozu na sygnale. Krajowa siódemka, okolice Mławy - leci wóz strażacki, wyje, mruga, no pełna dyskoteka. Środek dnia, świetna widoczność. Ograniczenie prędkości bodajże 70, coś koło tego, on leci trochę ponad setkę. Większość samochodów usuwa się na pobocze (aczkolwiek niektórzy nim zjadą muszą dłuższą chwilę pomedytować nad faktem, że mają na zderzaku wyjącą straż pożarną). Większość się usuwa, ale nie wszyscy. Bo miszczowie szos, jeden za drugim, śmiało i na luzie wyprzedzają tę straż. 140 lub więcej na liczniku i dzida, co im się będzie jakaś ramota na sygnale wlokła przed nosem, skoro droga szeroka i przygrzać można. Z pięciu takich kamikadze zdążyłam w tym krótkim czasie naliczyć. Nie ogarniam tego kompletnie - nie tylko tego, że można wpaść na pomysł wyprzedzenia uprzywilejowanego wozu na sygnale, ale tego kompletnego braku wyobraźni. Bo przecież ten wóz jechał do interwencji, jak się ukazało w tym przypadku to był wypadek na trasie przed nami, był korek, jeden debil w trakcie wyprzedzania zorientował się, że droga przed nim jest zablokowana i hamował desperacko, żeby się wbić z powrotem za straż, niewiele brakowało a byłby karambol. Koszmar jakiś.
PSY
autor: Mzimu dnia 10 kwietnia 2015 o 11:39
Miałam yorka, świetnego niestrudzonego mikro-kompana w pieszych wędrówkach, znam wiele bardzo fajnych i poukładanych yorków, śmiem też zaryzykować twierdzenie, że ich właściciele raczej nie wybierają się z nimi do galerii (jak rozumiem handlowej) na tę jak jej tam "yorkomanię" tylko wolą zrobić frajdę psu i dać mu się wyhasać z innymi czworonogami. Yorkomanie w galerii to nie tyle spotkanie miłośników tych terierów co specyficzny stan umysłu - więc trudno się dziwić, że specyficzne umysły stawiają się tam tłumnie -nie oceniałabym rasy wedle nich.

Akurat na yorki w mojej okolicy nie narzekam, jest kilka jazgotliwych, ale chodzą na smyczach, reszta jest ok. Zdecydowanie większym problemem są sznaucery (potwierdzam obserwacje - nie spotkałam jeszcze normalnego, w sensie przyjaznego, potrafiącego się bawić egzemplarza), jamniki (100% agresji trzeba omijać szerokim łukiem, jest jeden wyjątek na plus, reszta tragedia - tyle że na szczęście na smyczach). No i sedno bolączki osiedlowej: ONki i onko-podobne plus pogibane blabladory. No i wynalazki jak np niby-bracco, o którym już tu pisałam. Jakiś niecały rok temu okoliczni amatorzy psiego piękna i mocnych wrażeń sprawili sobie wyżła weimarskiego i usiłują z nim chodzić noga za nogą dookoła bloków - i już jest... ciekawie.

PSY
autor: Mzimu dnia 09 kwietnia 2015 o 21:52
Ja dziwię się temu, że panuje przyzwolenie na znęcanie się nad łowną zwierzyną w imię zachowania użytkowości psów
(i nie tylko łowną, jeśli wierzyć pogłoskom).
PSY
autor: Mzimu dnia 09 kwietnia 2015 o 21:20
A my dziś świętujemy drugie urodziny. Były prezenty, w tym nowa piłeczka. Niestety długie spacery muszą zaczekać aż skończy się ostatnia w życiu cieczka, ale już niedługo. Swoją drogą jak ten czas niesamowicie leci, wydaje mi się, że dopiero co czekałam na zdjęcia miotu od hodowczyni a tu taka piesa wyrosła.

Co do polowań to zważywszy na ilość dzików i narzekań na szkody przez nie poczynione to chyba są potrzebne te polowania (tylko czegoś nieskuteczne, skoro tych dzików jest coraz więcej i więcej...) Szukając dobrej hodowli parsonów przerzuciłam dużo stron w necie i trafiłam na galerię prób norowców, z wielką dumą prezentowaną. Wśród zadowolonych psów i ich opiekunów było tam zdjęcie żywego lisa, wtłoczonego w klatkę, w której ledwie mógł się obrócić (a może i nie mógł, bo wrażenie było, że wypełnia tę ciasną przestrzeń całym skulonym sobą). Ze zdjęć wynikało, że psy dopadały do tej klatki, oszczekiwały lisa, pewnie też szarpały zębami pręty i generalnie wszyscy, z wyjątkiem żywej przynęty, świetnie się bawili. Było też zbliżenie tej klatki - tak śmiertelnie przerażonego, wręcz obłąkanego z grozy zwierzęcia nigdy wcześniej nie widziałam i widzieć nie chcę. Wstrząsnęło to mną potężnie, jeszcze potężniej informacja, że jest to legalne. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że nie da się uczyć psów używając lisiego truchła czy czegoś w tym stylu. Nie ogarniam znęcania się nad jednymi zwierzętami w imię miłości i zachowania cech użytkowych drugich.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 05 kwietnia 2015 o 17:44
Z lekkim opóźnieniem, ale z całego serca - wszystkim królikom i gryzoniom wątkowym życzę długiego życia w zdrowiu i w humorze, a ich opiekunom mnóstwa radości i satysfakcji dostarczanych przez podopiecznych (i bezmiaru cierpliwośći też życzyć nie zaszkodzi 🙂😉.
A karteczka wspominkowa - nie mogłam się powstrzymać, żeby na tego pysiola jeszcze raz nie spojrzeć.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 31 marca 2015 o 15:52
flygirl - ile razy zaglądam do wątku to Mańka wycina jakiś numer zdrowotny, niechże ona już przestanie się wygłupiać i chociaż na święta da Ci wolne od nerwów. Daj znać co wyszło na usg.

Muffinko - jeśli można dorzucić radę od siebie w kwestii wyjazdu: nie zostawiałabym królika samego luzem w mieszkaniu. Nic jej się nie stanie jak jeden dzień posiedzi w klatce. Nigdy nie wiadomo co strzeli uszakowi do głowy, po kilku doświadczeniach z moimi kamikadze zamykałam ich w klatkach za każdym razem, kiedy musiałam na dłużej wyjść, a w domu nie było nikogo. Teoretycznie mieliśmy mieszkanie przystosowane do królików, wydawałoby się stuprocentowo bezpieczne, a parę razy było... ciekawie. Pewnego razu np zniknął mi Dudek. Byłam w domu, królik biegał po moim pokoju i nagle przepadł. Szukałam i szukałam - i nic. Nie ma. Możliwości schowania za wiele nie było, sprawdziłam standardowe kryjówki i zaczęłam wpadać w popłoch. I jak już byłam niemal pewna, że musiał wyskoczyć przez okno uchylone u góry, przypadkiem dostrzegłam cień uszu - na ścianie koło okna, na wysokości mojej głowy. Okazało się, że Dudek wcisnął się za regał (ostawiony nieco od ściany, bo były tam rury biegnące do kaloryfera) i zapierając się łapami o mebel a grzbietem o ścianę wywindował się niemal na samą górę i tam pod rurami utknął beznadziejnie. Nie było łatwo go wydobyć, ale się udało. Nic mu nie było, ale tkwił tam z pół godziny, nawet nie chcę myśleć jak mogłoby się skończyć, gdyby był sam przez cały dzień. Masz dużą klatkę, przynajmniej będzie pewność, że Mananka niczego nie zbroi, nie naje się dywanika albo nie wciśnie gdzieś, skąd nie będzie umiała wyjść.
Katastrofy lotnicze
autor: Mzimu dnia 27 marca 2015 o 09:55
gwash - tajne nie są. Zwróć jednak uwagę na rozbieżność w podawaniu informacji - uznany za winnego przed zakończeniem śledztwa znany jest z imienia i nazwiska, twarzy, historii życia, opinii znajomych, fotografii jego mieszkania, fotografii domu jego rodziców, nawet zdjęcia jego dyplomów dostaliśmy na tacy. A drugi pilot, kapitan, jest to "prawdopodobnie Patryk S". O to mi chodziło między innymi - że informację o tym co najprawdopodobniej się stało można było podać w bardziej stonowany sposób, bez rzucania drugiego pilota - a konkretnie jego bliskich, przeżywających tragedię podwójną, - tuż po katastrofie na pożarcie mediom i innym hienom.
No, a teraz czekamy na zdjęcia, adres i historię życia dziewczyny, z powodu której pilot rozbił samolot i zabił 150 ludzi...
Katastrofy lotnicze
autor: Mzimu dnia 26 marca 2015 o 23:07
W całej tej przerażającej katastrofie przeraża mnie też to, że szczątki jeszcze nie pozbierane, jeszcze komplet rejestratorów nie odnaleziony a drugi pilot już osądzony, jego nazwisko, twarz, życie prywatne są własnością mediów. "To on rozbił samolot" głoszą nagłówki, pod zdjęciami, które przedsiębiorczy internauci skopiowali z jego profili, nim rodzina zdążyła pokasować konta. Jakby tego było mało prezentowane są zdjęcia domu jego rodziców z opisem gdzie to.  Nawet jeśli jest on winien to śledztwo dopiero nabiera tempa - nie można zaczekać na oficjalne ustalenia? Tylko tuż po katastrofie, kiedy emocje sięgają zenitu prokuratura z niespotykaną pewnością siebie typuje winnego. I ta sama prokuratura chwilę później dzwoni do rodziny oskarżonego pilota, rodziny jadącej jak wszyscy inni bliskich ofiar na miejsce katastrofy, żeby zawrócili, bo im ludzie lincz zgotują... Coraz straszniejszy ten nasz świat się robi.
Katastrofy lotnicze
autor: Mzimu dnia 26 marca 2015 o 14:04
Tak jeszcze a propos procedur właśnie i tego co teoretycznie zabronione - hem hm, ja sama jako dziecko bywałam gościem kokpitu, gdy pilotowali koledzy mamy, więc tak teges... jak nie wolno to szybko, jak mawia porzekadło.

Jeszcze odpowiadając Averis - fakt, że nieprzytomny człowiek oddycha, tyle że nieprzytomny w chwili kiedy za kolegą zamkną się drzwi nie zaczyna ręcznie przeprogramowywać samolotu na gwałtowne zniżanie - a tym mają niby świadczyć odgłosy z kokpitu. Oczywiście równie dobrze mogła huknąć jakaś megaawaria, kiedy pilot został sam, z grozy dostał wylewu, nie był w stanie otworzyć drzwi, a samolot obniżał lot i obniżał...

Ciekawe jakie są szanse na poznanie prawdy. I na wyeliminowanie takich sytuacji w przyszłości.

Pytanie też jaka wersja jest mniej bolesna (w sensie generująca mniej strat) dla Lufthansy - czy awaria maszyny czy dopuszczenie do tego, że za sterami usiadł terrorysta/psychopata/samobójca. Bo tu, jakby nie patrzeć, mamy sytuację bardziej złożoną niż zwykły ludzki błąd, o który najłatwiej oskarżyć pilota. Co jest gorsze dla wizerunku firmy - czy to, że stary samolot miał awarię, która doprowadziła do katastrofy czy to, że w firmie tak reklamującej się jako solidna i bezpieczna mają dziurawe sito w kwestii weryfikacji pilotów... Bardzo jestem ciekawa co powiedzą na konferencji.
Katastrofy lotnicze
autor: Mzimu dnia 26 marca 2015 o 13:21
edyta - fakt, zazwyczaj głosi się niemal od razu winę pilotów. Zobaczymy jak rozwinie się śledztwo, czy podadzą zapisy z czarnych skrzynek. I czy znajdzie się ten brakujący rejestrator, co tylko obudowę od niego znaleźli. Zresztą, jakby być podejrzliwym na maksa, to też się nie dowiemy czy udostępniono publice prawdziwe nagrania. Ale ta katastrofa jest wyjątkowo straszna, więc nic dziwnego, że ludzie na każdym newsem spekulują.

kajpo - kiedyś latali w czterech, było jeszcze dwóch nawigatorów, więc było trudniej zamknąć się samemu, jak weszły automaty i nowoczesność to często członków załogi jest dwóch, zwłaszcza jak lot jest krótki (a ten był) - nie wiem jakie są procedury, nie mam teraz czasu, żeby porządnie poguglać. Jeden wychodzi na siku to ma wejść stewardessa? Wcale nie byłabym pewna, czy one mają uprawnienia, żeby siedzieć w kokpicie, to nie ich rola - na pewno różne linie mają swoje procedury.
Swoją drogą miałam kiedyś miejsce z przodu, widziałam jak kapitan wychodził i nikt tam go nie zastępował.
Katastrofy lotnicze
autor: Mzimu dnia 26 marca 2015 o 13:07
Dzionka - jeszcze nie ma stuprocentowej pewności, który z nich wyszedł i potem bezskutecznie się dobijał. Ponoć na nagraniu jest tylko dźwięk odsuwanego fotela i zamykanych drzwi. Były wzmianki, że prawdopodobnie pada polecenie przejęcia sterów, ale nie wiadomo kto do kogo to mówi. Pewnie niebawem to ustalą.

I, tak, po 11 września kokpity stały się praktycznie pancerne. Z tego co czytałam można je otworzyć tylko po wstukaniu kodu i usunięciu blokady przez osobę wewnątrz, która dźwiękiem dzwonka informowana jest, że ktoś wstukał kod. A na kamerze ma podgląd, żeby zweryfikować, czy to na pewno członek załogi i czy wszystko ok. Wiadomo, że ten pilot, który wyszedł wielokrotnie wstukiwał kod (bo były dźwięki dzwonków), że najpierw pukał, a potem się dobijał, na koniec usiłując wyważyć drzwi. Tyle że siekierka była w kokpicie. Względy bezpieczeństwa...

Włos mi się na głowie jeży na myśl o tym, że to było celowe. Żeby pilot (teoretycznie starannie wyselekcjonowany i sprawdzony) postanowił przy pełnej prędkości rąbnąć w górę samolotem pełnym ludzi, wyczekał na odpowiedni moment i to zrobił to jest jakiś matrix...
No ciekawe co wyjdzie w śledztwie - czy był zwerbowany, czy chory psychicznie.
Ptaki
autor: Mzimu dnia 25 marca 2015 o 17:27
Kurczak - mogły się np rozbić o coś. Wtedy oszołomione często tak siedzą, nim, w zależności od stopnia potłuczenia, nie pozbierają się i nie odlecą. Wtedy nic nie widać na pierwszy rzut oka, ptak wydaje się zupełnie ok. Tylko reakcje ma dziwne, opóźnione albo w ogóle siedzi jak kołek. Może macie szybę/szyby w jakimś newralgicznym miejscu, światło się inaczej w nich załamuje albo coś - i ptaki się rozbijają...
PSY
autor: Mzimu dnia 25 marca 2015 o 17:14
Taka wiosna obłędna, zew lasów i łąk wzywa, a mnie grypsko ścięło. Trup nieboszczyk. Żeby się zająć czymś konstruktywnym i w desperację nie popadać zrobiłam pierwszą wiosenną przymiarkę do trymowania. I torebka foliowa kłaczków poleciała. Strasznie lubię ten efekt jak się nowy piesek zaczyna z dawnego wyłaniać. I tylko oczka paczą bez zmian. 🙂
Katastrofy lotnicze
autor: Mzimu dnia 24 marca 2015 o 22:33
Potworna tragedia, współczuję rodzinom bliskich tego piekła przez które teraz przechodzą.
Mam bardzo osobisty stosunek do katastrof lotniczych, przeżywam je. Moja mama była stewardessą, kuzyn nawigatorem, opowieści lotnicze towarzyszyły mi od dziecka. Nie bałam się latać jako dziewczynka, strach przyszedł później, na tyle silny i irracjonalny, że wsiadam na pokład tylko z największego musu. Mama się ze mnie śmieje, bo wciąż kocha latanie - mimo że to ona, nie ja, widziała na własne oczy z kuchennego okna katastrofę Kościuszki i to ona straciła w katastrofach obu iłów koleżanki i kolegów z załóg. I ona bez problemu wejdzie na pokład, a mnie zablokowało na amen.

Zerkałam dziś na portale informacyjne w nadziei na informację, że może zdarzył się cud i ktoś ocałał, ale odpuściłam sobie, gdy po raz kolejny nadziałam się na zdjęcia pogrążonych w rozpaczy i szoku rodzin, użyte jako materiał ilustracyjny do newsów. I to nie jakieś z oddalenia, dyskretne, tylko na bezczela, zbliżenia twarzy we łzach - ktoś, półprzytomny z rozpaczy, chowa się w ramiona bliskiej osoby, zasłania, ale bach! mu focię zza ramienia, a niech się świat syci jego rozpaczą po stracie dziecka/matki/brata/ukochanego...
Nie ogarniam tego, kompletnie, że można tak na zimno czaić się z aparatem na ludzką tragedię. Wszystkim tym pseudodziennikarskim hienom (i fotografom i portalom, które wieszają takie zdjęcia) łupnęłabym takie pieniężne kary, żeby je spłacali do końca życia.
PSY
autor: Mzimu dnia 23 marca 2015 o 18:51
Hiacynta - pierwszego spotkałam jesienią ubiegłego roku w podwarszawskich Kabatach, młody, na oko szacując z 7-10 miesięcy może miał. Warunków do pogadania nie było, bo mijaliśmy ich dość szerokim łukiem, oni ćwiczyli aport, a ja nie lubię się wtryniać jak ktoś pracuje, luzem był, ładnie go od nas odwołali (piszę "go" w sensie chodziaka, bo nie wiem, czy to pies był czy suka, nie przyjrzałam się, zajęta ogarnianiem własnej suczy). Moje dziecko głośno zapytało czy to owczarek niemiecki, powiedziałam, że chodziak i państwo się z dala ucieszyli, że ktoś kojarzy rasę. I tyle. A drugiego, dorosłego widziałam z okna samochodu w wakacje 2014, kiedy się telepałam powoli osiedlową alejką. Z facetem szedł, też luzem, zwolniłam jeszcze bardziej, żeby się upewnić, że to chodziak, widziałam jak go facet przywołał, bo rower jechał i pies natychmiast równał i szedł potem jak na obrazku ilustrującym chodzenie przy nodze. Rzadki to u nas na osiedlu widok, przeważnie ludzie fruwają wleczeni w dowolnych kierunkach za swoimi ONkami czy labkami. Potem mignęli mi jeszcze raz, kiedy odbierałam dzieciaka z przedszkola, ale więcej już ich nie widziałam - a chodzę z psem dużo. Może do kogoś w odwiedziny przyjechali. Albo tak się rozmijamy godzinami spacerów.

Natomiast co do oglądania mało popularnych ras psów to my tu w Wawie mamy Pole Mokotowskie. Jak ktoś jest w okolicy i chce mieć przegląd ras to niech się wybierze przy ładnej pogodzie w weekend. Tu jedyny raz w życiu widziałam na żywo komondora. Jak się odsieje miliard yoreczków, niby-ONków, westików i labków to są wilczaki, bearded collie, collie rough, puli, bassety, mopsy, foksteriery, airedale, szkoty - co kto lubi. Bywam raz na kilka miesięcy, bo preferuję mniej zapsione tereny, ale jak jestem to zawsze trafiam na coś ciekawego, rzadko spotykanego.
PSY
autor: Mzimu dnia 21 marca 2015 o 21:54
No to z cyklu "Poka swojego furkidza" - mój po miesiącu i tygodniu eksploatowania wygląda tak. Zaliczył kąpiel w kałuży, przejechał po błocku i był spłukany pod kranem (bez prania żadnymi środkami, tylko letnia bieżąca woda). Zdarza się, że taśma jest w porywach entuzjazmu międlona w psiej paszczy. Zobaczymy jak będzie za parę miesięcy. Na razie jestem zadowolona.
PSY
autor: Mzimu dnia 21 marca 2015 o 20:02
Mój furkidz ma miesiąc i nie wygląda jakby się wybierał na tamten świat, mimo częstych-a-gęstych spacerów i ciorania. Znajoma, która mi furkidz  poleciła używa gdzieś tak od roku i nie narzeka.
PSY
autor: Mzimu dnia 21 marca 2015 o 12:51
Wojenko - te BOSy, które znam z widzenia (całe trzy sztuki 🙂, więc fakt, przekrój przez populację to to nie jest) są bardzo fajne, ogarnięte i na tyle skupione na swoich przewodnikach, że inne psy i atrakcje ich nie interesują. Nie widziałam żadnych lękowych zachowań - to raczej siła spokoju i wielka godność osobista. Myślę więc, że jest szansa na upolowanie normalnego z dobrej hodowli. Może nawet dorosłego, bo modne nie są, może coś się ostać w hodowli. Ale absolutnie nie namawiam, w sumie ostatecznie ja sama sobie takiego nie sprawiłam, choć był czas, że rozważałam zupełnie serio. Ale ostatecznie odpadł z kilku powodów, między innymi ogarniania kłaków się wystraszyłam, bo zobaczyłam jak wyglądał taki jeden BOS jak się przeleciał po błotku nad wodą...

Co do smyczy ja ostatnio kupiłam w furkidz.eu, z wersji comfort, dwumetrową, taśma jest solidna a lekka, uchwyt wygodny i można sobie kolor wykończeń dobrać (wkurzało mnie, że w sklepach okolicznych głównie albo flexi albo jakieś krótkie patenty z niezliczoną ilością sprzączek i metalowych kółeczek do przepinania). Używam od miesiąca i zadowolona jestem z zakupu.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 20 marca 2015 o 18:31
Wiklinowy jest bardziej dekoracyjny, ale na bank zostanie systematycznie obgryziony. Mi to akurat nie przeszkadzało, niech sobie zęby ścierają, słoneczka. Wiele zależy od indywidualnych upodobań królika. U mnie tunelem nie pogardził żaden, ale była np jedna samiczka, która wyraźnie preferowała miękką budkę, taką jak dla kota. Jak Mananka ma u Ciebie dużo ruchu i może się wybrykać na swobodzie to może być mniej zainteresowana innymi atrakcjami.
Albo wymyśli sobie sama. Mój królikozaur uwielbiał ciskać kapciami.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 20 marca 2015 o 18:09
Też optuję za tunelem. Tunele są the best.
A jak chwilowo nie masz jak ganiać za gadżetami to spróbuj z tutką po papierze toaletowym. Zwłaszcza, że Twoja królinka jest z tych rzucających przedmiotami. Postaw przed nią tutkę i zobacz jaka będzie reakcja. Moje uwielbiały rzucać tutkami  po całym pokoju albo przestawiać je z miejsca na miejsce. Trzeba oczywiście mieć na oku, bo co poniektóre egzemplarze mogą tekturę podjadać ze szkodą dla zdrowia. Ale na chwilę zabawy pod nadzorem można im dać. U mnie był szał. 🙂
PSY
autor: Mzimu dnia 20 marca 2015 o 18:04
Zora90 - ale ładne to Twoje psisko, miło popatrzeć.

Mam przez ostatnią dekadę lub więcej niefart do spotykania ONków lub psów w ich typie wyłącznie pogibanych, histerycznie agresywnych,  nie tylko w stosunku do psów, ale często w ogóle wszystkiego co żyje (parę lat temu na moich oczach ON prowadzony na luźnej smyczy rzucił się na małe dziecko idące z matką za rękę z naprzeciwka - widziałam to z bliska, nie było żadnych widocznych powodów, dziecko nie piszczało, nie skakało, szło sobie). Odkąd sięgnę pamięcią na moim osiedlu głównym problemem były ONki, tak jest i teraz, mam ich kilka w okolicy, wszystkie porypane i niebezpieczne, właściciele zupełnie nie dają sobie z nimi rady, dodam jeszcze, że psy te cały dniami szczekają z balkonów na cały świat - zaczynam programowo nie znosić tej rasy, a kiedyś tak marzyłam o takim psie. Bardzo chętnie oglądam sobie zdjęcia smartini i innych, żeby odczarować swoje uprzedzenia i przekonać się, że gdzieś tam są psy tej rasy, normalne i zdrowe.

Dzionka - a co byś powiedziała na BOSa? Te z dobrych hodowli mają ponoć wiele fajnych cech dawnych ONków. Mi się podobają ogromnie. Obie wersje i te zakłaczone i te zwykłe. A co do kłaków i collie, bo ktoś tu w wątku wspominał - to zawsze istnieje opcja smooth. 🙂
Miałam okazję spotkać na spacerach dwa chodziaki, jednego dorosłego, jednego młodego - oba zrobiły bardzo pozytywne wrażenie. Przyjazne, opanowane i bardzo piękne psy - fakt, że właściciele sprawiali wrażenie bardzo ogarniętych i bardzo zaangażowanych w swoje psy. Wcześniej znałam rasę tylko ze zdjęć Hiacynty, na żywo są jeszcze atrakcyjniejsze. 🙂
A taki np duży pudel, królewski znaczy, w wersji sport-fit nie kusiłby Cię? To teraz mało popularna rasa, niemodna, więc jak ktoś hoduje to raczej z serca. Znajoma się czas jakiś temu namierzała, podsyłała linki - fajne psy.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 19 marca 2015 o 19:51
Też na noc zabierałam, bo rumor był nie do wytrzymania. Sypałam jedzenie na garstkę siana w jadalniowym kąciku z dala od kuwety. Całkiem ładnie było wymiatane.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 19 marca 2015 o 19:28
Arroch - ja bym z czesaniem kilka dni odczekała, a w tym czasie mocno popracowała nad zjednaniem sobie delikwenta za pomocą smaczków. Rozpieszczaj go tym co najbardziej lubi - żebyś znowu zaczęła mu się kojarzyć pozytywnie. On daje się głaskać? Nie ma nic przeciwko? Bo jeśli jest mizialny to można moim sposobem, jednocześnie głaszcząc jedną ręką drugą delikatnie wyskubywać. Można zacząć od przejechania bardzo lekko zwilżoną dłonią. Wszystkie moje króliki przyzwyczaiłam do wyskubywania sierści - zresztą ona sezonowo tak leci, że to jest nie tyle wyskubywanie co zupełnie bezbolesne wyjmowanie wysuwających się pęczków kłaczków.

O, edit, pisałam jednocześnie z Agatą-Kubuś, widzę, że nie tylko ja skubałam. 🙂

edit 2 - Muffinko - właśnie się spodobały. 🙂 Wiele królików rzuca miskami. Sprawienie ciężkiej porcelanowej też nie zawsze kończy proceder. Duduś turlał porcelanowe z łoskotem, królikozaur pirzgnął porcelanową przez cały taras i była to moja ostatnia miska tego typu i ostatnia próba.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 19 marca 2015 o 13:55
Agata - Kubuś - strasznie mi przykro, nie wiedziałam, że on taki młodziutki, myślałam po tej operacji, że już na prostą wyszedł... To niesprawiedliwe.
Trzymaj się jakoś i dbaj bardzo o siebie.
A ja kupiłam z rozpędu cykorię dla królika...
W weekend rozbierzemy klatkę-kolumbrynę tarasową. Na razie co spojrzę to mi się serce ściska.

Mananko śliczna - witaj w nowym domu! Live long and prosper! 🙂
rozmowy o niczym
autor: Mzimu dnia 16 marca 2015 o 12:03
Poszłam z psem na górki, bo pogoda cudna, ganiamy sobie po zielonym, tylko mi te śmiecie przeszkadzają. Wszędzie, jak okiem sięgnąć, śmiecie, trawniki po horyzont wręcz zawalone, co za fleje z tych ludzi, obrzydliwość, kolorowe papierki jakieś porozrzucali. Patrzę ci ja uważniej, a to ... krokusy...
Czas najwyższy zmienić nastawienie do życia z zimowego na wiosenne. 😎
PSY
autor: Mzimu dnia 16 marca 2015 o 08:26
JARA - to trochę jakby pytać kto komponując sobie dietę wybiera potrawy zdrowe, niskokaloryczne i wyłącznie cholernie niesmaczne (masochiści to nie tu, pani kochana, szukaj ich u nieogarniaczy i w wątkach pokrewnych :lol🙂

Tyle jest ras, że dla każdego coś miłego się znajdzie. Rzecz w tym, żeby dobrać sobie psa tak, żeby i się podobał (chyba normalne, że lubimy dogadzać zmysłowi estetycznemu) i żeby mieścił się w naszych możliwościach - fizycznych, czasowych. I finansowych też - niestety osobiście znam ludzi, którzy z rozmysłem wzięli duże psy i karmią je najtańszym syfem, oszczędzając na wszystkim, wetach też "Wiesz ile to żre? Zbankrutowałabym, gdybym musiała kupować lepsze żarcie. Odrobaczenie? Masz pojęcie ile to kosztuje?"itd.
Mi się na przykład szaleńczo podobają wilczaki, borzoje, wszystkie te podenka-ibiczenka i haszczory, ale wiem, że nie dałabym rady, więc z wielkim żalem odkładam do marzeń nie do spełnienia. Ale może kiedyś uda się ze smooth collie...
"Nie ogarniam jak..."
autor: Mzimu dnia 15 marca 2015 o 22:35
Ja bym chciała sóweczkę albo syczka.

flygirl - to je biała płomykówka, a nie śnieżna, ale ja bym i tak brała na Twoim miejscu. 🙂
PSY
autor: Mzimu dnia 15 marca 2015 o 17:09
k_cian - wielkość flata szacowałam po psie, samcu, którego regularnie spotykam w parku. Ale z tego co piszesz to chyba jest przerośnięty.
Aga była u Ciebie niedawno, powiadasz 🙂. Szczerze ją podziwiam za aktywność, pamiętam jej zdjęcia z wystawy, tu pies, tu karmienie niemowlaka, szacun. Pod jej wpływem długo się łamałam czy nie spróbować sił w wystawianiu i w hodowli, moi panowie podszeptywali, że szczeniaczki to taka przygoda (jasne, oni będą mieli przygodę, a ja będę miała miot na głowie). Hodowczyni Ofki też podpytywała, bo sucz ma i papier bardzo dobry i eksterierowo bardzo się udała, biłam się z myślami do tej pory i stwierdziłam, że jednak nie, wycinam i finito. Jakoś wystawy mnie nie kręcą, na hodowcę się nie nadaję. Moje cztery podejścia do tymczasowania różnych bidaków kończyły się tym, że trzy z nich zostały u mnie dożywotnio, bo tak się emocjonalnie związałam, że nie potrafiłam oddać, choć byli chętni. Już ja widzę jak jakimś obcym ludziom oddaję moje wychuchane szczeniaki...

A dziś odnaleźliśmy w otchłani pod regałem kultową piłeczkę, która została dawno temu uznana za zaginioną w akcji - i jest wielka radość oraz wielkie pilnowanie po zabawie, żeby piłeczka znów nie zginęła - o.
Króliki oraz gryzonie
autor: Mzimu dnia 14 marca 2015 o 16:20
nefryt - patrzę na Twoje zdjęcia i się wzruszam, bo widzę na nich moją Mzimu, zwaną Zatorową Panną.  🙂
Też kiedyś nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zrobić zastrzyk, ale dla niej musiałam się nauczyć.
PSY
autor: Mzimu dnia 14 marca 2015 o 15:14
k-cian obawiam się, że mam spaczoną optykę, patrzę z perspektywy 30 cm parsona, to według niego sobie skaluję. Dla mnie flat jest już dużym psem, a co powyżej flata jest wielkie. 🙂 Ten niby-bracco to pies i na oko jest większy od flata, ale trudno to ocenić, bo oglądam go wyłącznie szalejącego na flexi, często stającego na tylnych łapach w amoku ujadania, wydaje się wtedy ogromny.
(tak w ogóle a propos flatów moja znajoma ma bardzo fajną sucz, jakoś się tak zgadało, że Cię kojarzy i nawet Twoje ogłoszenie o ostatnich szczeniętach z miotu dotarło kiedyś do mnie za jej pośrednictwem - a nuż się skuszę, bo takie super. Świat jest mały. 🙂 A sucz nazywa się Zina, może kojarzysz)

Akleshia - pół biedy jak wezmą pekińczyka. Gorzej jak akitę...

JARA - myślę, że chodzi o sytuację, kiedy ludzie pracują te osiem godzin, wracają do domu, wychodzą na 30 sekund przed blok odcedzić psa i wracają, by zalec przed tv. Jak nie przymierzając mój szanowny sąsiad (mam bardzo psie osiedle, w samym moim małym kameralnym bloku jest osiem psów, mój dziewiąty). Sąsiad ów co osiem lat mniej więcej bierze nowego blabladora, albowiem jest wielkim miłośnikiem tej rasy, koniecznie innej maści niż poprzedni i w przeciągu roku robi z niego agresywną dziką baryłę. Hobby takie ma. Na początku idealistycznie sądziłam, że to, że go nie widzę na spacerach z tym psem oznacza, że on np wstaje o 5 rano i zaprztala po Kabatach dwie godziny, a potem idzie do pracy. Ale przyszedł czas, kiedy miesiącami dyżurowałam przy chorym dzieciaku, zaliczałam bezsenne noce, byłam ciągle w domu. Facet wychodzi dwa razy dziennie ok 8 i 22-23, (od święta może ze trzy razy) zawsze idzie prosto i w prawo, żeby okrążyć nasz mały blok zgodnie z ruchem wskazówek zegara, na koniec ścina trawnik i idzie pod samą ścianą domu, żeby było krócej. The end. Pies zawsze na flexi, nieprzytomnie szarpiący się i ciągnący z obłędem w oczach. Przez te kilka lat odkąd tu mieszkam NIGDY nie widziałam, żeby zmienił trasę. Przez ulicę mamy nieduży, ale przyjemny park. Są górki, jest niedaleko spory las. Nie, prosto, w prawo, przez trawniczek... A, no i oczywiście nie sprząta po psie - tak dla całokształtu obrazu  😉.

edit - literówka
PSY
autor: Mzimu dnia 13 marca 2015 o 23:32
Wojenka - No to musi być bracco, w sumie bardzo charakterystyczny jest, drugiego takiego gabarytu i kształtów w połączeniu z takim kolorem nie ma - w przejrzałam sobie album jeszcze raz - nic innego mi nie pasuje.
Biedny pies. I biedni my wszyscy okoliczni psiarze. Od wielu tygodni go nie widziałam, łudziłam się nadzieją, że może właściciel poszedł po rozum do głowy i oddał tego psa w odpowiednie ręce, ale niestety mąż mi wczoraj zameldował, że się pojawili, złamali rutynę dookoła bloku: kierunek -śmietnik-placyk-alejka - z bani można wracać, bo pan zachciał iść do budki po piwo. Pies rzucił się pod sklepem na kobietę z owczarkiem, udało się go odciągnąć. Czyli znowu muszę mieć oczy i uszy dookoła głowy w tamtej okolicy. Nie ogarniam dlaczego ludzie biorą takie psy i robią z nich obłąkane bezmozgi... taka cena za szpan...