Kasia2018

Konto zarejstrowane: 13 listopada 2018
Ostatnio online: 21 listopada 2023 o 12:22

Najnowsze posty użytkownika:

jakiego kiełzna używacie/ WĘDZIDŁA - rodzaje, zastosowania, spostrzeżenia
autor: Kasia2018 dnia 01 listopada 2020 o 19:59
[quote author=Szalona😉 link=topic=1598.msg2950525#msg2950525 date=1604162396]
Mamy tutaj pare bardziej doświadczonych w kiełznach osób, więc pokusze się o poradę. Nigdy nie miałam problemu z kiełznem, zawsze moje konie dobrze chodziły albo na zwykłym pojedynczo, ewentualnie podwójnie łamanym, na jakieś mocniejsze przypadki dobrze sprawdzał się wielokrążek z jednym małym kółkiem. No ale teraz mam konia zagadkę...
Kobyła 7lat ale można powiedzieć że stosunkowo mało doświadczona. Mocna i elektryczna, najgorzej chodzi na metalowych wędzidłach, obecnie chodzi na podwójnie łamanym plastikowym wielokrążku zapiętym na to główne duże kółko. Na słabszym wedzidle reaguje wolno i jak się rozhula (np. między przeszkodami) to przestaje je respektować, ale jak ma mocniejsze kiełzno, nawet ten wielokrążek, to znowu reaguje za mocno. Od mocniejszego kiełzna  przy mocniejszych półparadach się odbija, nie chce oprzeć i próbuje się wspinać. Najlepiej chodzi na hackamore, ale zapięte na łańcuszku jest też ciut za mocne, a na pasku za słabe, znowu zbyt wolne reakcje i momentami za dużo kg na rękach. Myślałam kiedyś o tandemie, ale boje się że będzie za mocny. W ogóle nie mam pomysłu na nią...
[/quote]
Specem nie jestem, ale jeżdżę na koniu, który większość życia był jeżdżony na cordeo i jest dość mocno elektryczny - po wielu próbach właścicielki okazało się że najlepiej chodzi na prostym wędzidle karbonowym z nachrapnikiem hanowerskim, było próbowane też oliwkowe, ale ogólnie po wielu różnych łamanych, wielokrążkach, cygankach okazało się że proste karbonowe jest ok i elegancko akceptuje działanie ręki.
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Kasia2018 dnia 01 listopada 2020 o 19:11
Kasia2018, a nie myślałaś o dzierżawie? Nie dalej niż kilka dni temu gadałam z dziewczyną, że w naszej okolicy nie za bardzo jest dla niej możliwość rozwoju sportowego i zdania SOJ. Bo po prostu nikt nie oferuje takich treningów na swoich koniach. Nie bez powodu teraz każdy "junior" ma zaraz kupowanego konia. To już nie są czasy klubów, koni klubowych i "dumnego reprezentowania barw". Jeźdźcy stali się klientami i skoro może przyjść każdy, to niewiele osób ryzykuje danie dobrego konia pod byle kogo.
A dzierżawa? Jak już przebolejesz szukanie i znajdziesz sensownego konia i właściciela, to umawiasz sobie trenera do stajni i masz go dla siebie. Niby nie Twój, nie masz nieprzyjemności wypadków losowych, a jednak trochę Twój.



  Kasia2018, - dokładnie tak jak Sivrite, pisze, ja dzierżawie swojego konia od prawie 2 lat, a czego dopiero od sierpnia drugiej osobie, wcześniej 1,5 roku jednej i tej samej. Wcześniej czasem użyczałam go na pojedyncze jazdy ze swoim lub znanym trenerem. Obie dzierżawczynie trenowały/trenują z moją trenerką, indywidualnie, ja się nie wciskam, koń ma być zadbany i uszanowany, sprzęt to samo, tyle. Szukałam raczej osoby 18+ za każdym razem, rozsądnej i zainteresowanej treningiem, ale też fajnym, dobrym podejściem do konia. Zwierz jest super, dużo potrafi nauczyć, ale też można jechać na luźnej wodzy na spacer.
Dla mnie to spora ulga, bo w kombinacji praca+studia+własny koń... no bywa ciężko wink A tak to ktoś jest te 2-3x w tygodniu, koń ma regularny ruch, jest zadbany, więcej pod okiem trenerki - co jest plusem. Teraz trafiłam na prawdę super, na mega babeczkę w średnim wieku, która dba jak o swojego i jest w nim zakochana, świetnie im idzie. Ja mogę bez stresu wyjść na kolację z chłopakiem czy umówić się na kawę z koleżanką. Także bardzo polecam poszukać, bo dwie strony mogą być zadowolone z układu

Sivrite, Keirashara dzięki za dobre rady - no i stało się - jestem znowu dzierżawcą  🏇 ale tym razem konia sportowego, zadbanego - i wcale nie szukałam powiem szczerze, po prostu przypadek lub jak kto woli starannie zaplanowany zbieg okoliczności. I po prostu podjęłam "męską" decyzję. Jak się chce człowiek rozwijać, jak się chce zmienić coś w swoim życiu - to trzeba coś zmienić - trzeba przestać coś robić i zacząć coś robić. Satysfakcja z korygowania szkółkowych koni przestała mi wystarczać. W opiece nad koniem i dbaniu o sprzęt można powiedzieć że mam fioła na tym punkcie  😜 Jazdy z trenerem, również na początek pod okiem właścicielki, bywam też na treningach dosiadowo-ujeżdżeniowych i z nich nie zrezygnuję!
I wiecie co - dobrze jest się czasem wkurzyć - bo z tego wkurzenia może w efekcie wyniknąć coś pozytywnego.
Można gniew zmienić na frustrację. Ale można też z tego gniewu uczynić siłę napędową do zmian - bo to "wkurzenie", te emocje są sygnałem, że może czas wyjść poza sferę komfortu.
Pozdro!
Kącik Ujeżdżenia
autor: Kasia2018 dnia 22 września 2020 o 23:56
flygirl
keishara trochę niepopularna opinia - ja mam takiego konia do kibicowania, choć nie "medalowego". Bardzo kibicuję Franziskusowi - może nie ideał, ale ma to coś, że sprawia, że oglądam go z dużym zachwytem. Taki trochę koń laleczka, no i do tego z Ingrid Klimke w siodle. Bardzo bym chciała, że weszli do kadry A. Ingrid byłaby pierwsza, która jechałaby olimpiadę w dwóch dyscyplinach 🙂


Też jej kibicuję, miałam kontakt z jej teamem, wybrać się kiedyś na trening otwarty do niej - marzenie  😍
Dała Franziskusowi czas, zresztą ja na temat Ingrid Klimke mogę bez końca... Niestety na mistrzostwach DE w Balve została MOIM ZDANIEM oceniona niesprawiedliwie i na podium nie stanęła a fajnie zrobiła kilka elementów - przejścia z piruetu do galopu wyciągniętego, albo zmiany co tempo na kole... a jeśli chodzi o dosiad i pomoce - moim zdaniem najlepsza była no i startuje na czynnym w hodowli ogierze, z którego większość pingwinów spadłaby wjeżdżając na linię środkową  😂 Niestety niektórym wydaje się że w ujeżdżeniu chodzi o wyrzucanie nóg w górę - jak to Niemcy mówią "vorne hui hinten pfui" (przód wow tył tfu)  😜
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Kasia2018 dnia 20 września 2020 o 21:09
Mnie wkurza, ze pomimo lat aktywnego uprawiania jezdziectwa dalej nie umiem za bardzo jezdzic 🙄 
Az strach pomyslec, ze bylo jeszcze gorzej 🤣

I ze konie sa takie delikatne i ze majac jednego konia to byle g....   moze byc koncem tej wesolej przygody 🤔


A to fakt... Rzeczywiście im dłużej i im bardziej świadomie się jeździ, tym więcej człowiek uczy się pokory...

Strach pomyśleć, co myślałam o sobie 20 lat temu...  😜
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Kasia2018 dnia 19 września 2020 o 21:32
Wkurza mnie w jeździectwie wiele rzeczy 👿
Ale uważam, że mądry uczy się od każdego, głupi wie wszystko...
Każdy ośrodek, każda stajnia, każdy trener jest na początku suuupeeer… Potem często przychodzi zmęczenie materiału i frustracja... I  brak postępów - ich przyczynę mało kto potrafi znaleźć w sobie...
Wkurza mnie to jak słyszę bo koń... bo trener... A jednak zależy dużo ode mnie - i to w jeździectwie jest piękne - że jest ten moment kiedy łapię z koniem porozumienie, odpowiada na sygnały, zagalopowuję myśląc "teraz" lub koń rozluźnia się, opuszcza głowę, parska zadowolony i tego nikt mi nie odbierze... 🏇 😅
Obecnie - pokonałam lęk przed niekontrolowanym upadkiem z konia, lęk przed zatrzymaniem przed przeszkodą, pokonałam też blokadę przez zaszufladkowanie przez jednego z instruktorów jako "rekreacja" "amator" czyli osobnik gorszego gatunku. Konie powinny łączyć, nie dzielić. Pokonałam te blokady dzięki wspaniałej osobie, która poświęciła mi czas na kilkanaście treningów dosiadowych, gdzie musiałam zmierzyć się ze swoim ciałem i ze swoim sfrustrowanym mózgiem - i jakaś furtka się wreszcie otworzyła. Przestałam bać się panicznie błędów i wmawiać sobie, że nie umiem jeździć.
Warto szukać - bo są ludzie, którym naprawdę zależy...
Dobrze jeździć najczęściej przeszkadzam sobie sama - chociaż rzeczywiście zmarnowałam parę lat u instruktora, który mimo opinii na 5.0, wcale dobry nie jest.
Warto szukać, nie żałuję żadnej zmiany stajni, tylko może odrobinę żałuję, że ostatnia zmiana nastąpiła za późno, bo zmarnowałam kupę kasy na "treningi", po których albo bolało ciało albo dusza, albo całokształt plus miłość własna  😂, ale z każdej stajni, od każdego instruktora dostałam lekcję - jeździectwa lub szkołę życia lub jedno i drugie.
Wkurza mnie najbardziej jednak spóźnianie się, brak dbałości o sprzęt, nieprzestrzeganie zasad na ujeżdżalni i niesprzątanie po sobie oraz wyżywanie się na koniach. Niektórych rzeczy, które widziałam, nie da się odzobaczyć  🤦


Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Kasia2018 dnia 12 września 2020 o 12:51
Dzięki dziewczyny za radę, ale na pewno będę omijać stajnie, gdzie prowadzi się rekreację szerokim łukiem...
Wierzę że znajdę i miejsce, i koni, i ludzi godnych zaufania - przecież nowych stajni przybywa...
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Kasia2018 dnia 12 września 2020 o 10:18
Mnie wkurza w jeździectwie to, że nie potrafię na dłuższą metę bez niego się obejść  🏇 🙄- z przerwami wciąż gdzieś w tle, mniej lub bardziej w realu są ze mną konie odkąd złapałam bakcyla na początku lat 90-tych - czyli już prawie 30 lat... Jest to drogie i specyficzne hobby, wielu moich znajomych puka się w czoło na samą myśl...

A jeszcze bardziej wkurza mnie to, że po przepracowaniu blokady, o której tu jakiś czas temu pisałam, kolejny raz zaczynam czuć, że powinnam zmienić stajnię, albo zrobić sobie przerwę od koni, jestem jeźdźcem-tułaczem (dokładnie 14 ośrodków jeździeckich w promieniu 50 km, nie licząc występów gościnnych)
Miało być tak pięknie... Miał być rozwój w kierunku małego sportu a jest znowu d...a 👿
Jak tylko okazało się, że jestem stałym bywalcem, to znowu ktoś zaczyna cyganić, kombinować... 🤔 Po koronawirusie okazało się, że w wakacje obozy, czyli jak zwykle, zanikła systematyczność jazd, potem podwyższono cennik, ustaliłam sobie grafik, od początku mówiłam, że nie interesują mnie jazdy rekreacyjne z dziećmi, wolę dopłacić za jazdę indywidualną i rozwijać się - po czym okazuje się, że bez uprzedzania nagle przyjeżdżam i dowiaduję się, że jazdę mam z kimś, kogo pierwszy raz w życiu widzę na oczy, a w ogóle to na 3-4 treningi tygodniowo każdy będzie z kimś innym... W dodatku przydziela mnie ktoś do grupy, gdzie ok, jestem najbardziej zaawansowana - ale co z tego, jeśli to oznacza bycie tłem i jazdę z oczami dookoła głowy non stop, bo dziefcynki tak bardzo są zajęte panowaniem nad koniem i swoim ciałem, że wymaganie przestrzegania podstawowych zasad na ujeżdżalni to już zbyt wielkie wymaganie.
Nie mówiąc już o tym, że co druga jazda odbywa się bez komentarza do mnie, bo ponoć wszystko gra, w akompaniamencie wrzasków na innych, a oczywiście jeszcze w międzyczasie pomagam innym łapać konia, siodłać, zakładać ogłowie itp...

Co ze mną jest nie tak? 😲

Na własnego konia muszę jeszcze trochę poczekać.
Zresztą od posiadania własnego odstręcza mnie coraz więcej rzeczy...

A póki co czas rozejrzeć się za możliwością trenowania, a nie klepania tyłkiem w rekreacji.

Wkurza mnie to wszystko.
Chcę jeździć i się rozwijać i nie chcę żeby mnie ktoś naciągał/oszukiwał/cyganił.


Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 08 lutego 2020 o 19:44
Flygirl no wow, nie jestem wybitnym jeźdźcem ale wiem o czym mówisz, troszeczkę...
Z tymi łobuziakami jest tak, że to z nimi czasem jak się włoży wysiłku trochę, to można poczuć prawdziwą więź, jak komunikacja zacznie działać.

Tylko jednak w mojej głowie jest hamulec ręczny, wielki znak STOP - ok, mogę, wiem że potrafię dać z siebie wszystko, pokonałam lęk, tylko po co wojować z tym lękiem - kiedy koń ma tygodniowo ok. 14 jeźdzców, w tym połowa skręcających tylko wodzami i do lęku dochodzi i frustracja i bezsens. Bo koń coraz gorzej znarowiony i tyle.
Więc cieszę się jak dziecko z nowej stajni.
Akceptuję też fakt, że nie mam już 20 lat, kiedyś wsiadałam na wszystko co miało 4 nogi. Dzisiaj wykluczam zbyt wielkie ryzyko. I niestety odczuwam skutki trenowania dłuższy czas w ciągłym stresie, podszytym lękiem. Trzeba chyba rozeznać, co jest rzeczywiście blokadą, a  co instynktem samozachowawczym.
Lżej na duszy, że nie tylko ja mam zahamowania, mimo, że nie potrafię żyć bez koni
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 08 lutego 2020 o 18:42
Dzięki Halo zrobiłam krok we właściwym kierunku
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 06 lutego 2020 o 20:11
Ta blokada pchnęła mnie jednak naprzód. Po pierwsze, pokonałam strach i wsiadłam na tego czorta. Jazda udana, nawet bardzo.  Po drugie, podjęłam decyzję, tutaj, w ten sposób niczego się już nie nauczę...
Nowa stajnia - dobro koni na pierwszym miejscu!!! czas dojazdu ten sam, doliczyć muszę czas na czyszczenie z panierki ale wolę to niż wsiadać na konia ze zrypaną psychiką i przez godzinę odbudowywać jego zaufanie do człowieka tylko po to, by zaczynać następnym razem od początku... Albo od kroku do tyłu.
I ta blokada spowodowała przełom - dzięki niej trafiłam w wymarzone miejsce, ha! i wreszcie będę mieć okazję spróbować krosu  🤣 🤣 🤣 🤣 🏇 🏇 🏇 🏇
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 20:15
dzięki Magda ...
w sumie to z każdej stajni coś wyniosłam, a ta "wewnętrzna blokada" czy "wewnętrzny barometr" czy też "wewnętrzny frustrat"  już kilka razy motywowały do zmiany. A po jakimś czasie zostawały tylko raczej dobre wspomnienia. I intuicja też jakoś nigdy nie zawiodła.
Od 1991 i pierwszego klubu w PGR, który niestety sprywatyzował się, poza gościnnymi występami zatrzymałam się po drodze w 8 stajniach, stajnia rajdowa,  stado ogierów, rekreacyjna, prywatna, stajnia ułańska, szkółka sportowa, stajnia prywatna.
Lęk przed zmianą oby mnie nie sparaliżował w podejmowaniu decyzji, a zmotywował do działania w dobrym kierunku.
Bardzo dziękuję wszystkim za dobre słowo
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 18:11
Trochę ze mnie znarowiony i zablokowany wewnątrz i na zewnątrz jeździec w kryzysie.
W sumie przypominam trochę tego konia, z którym zgrywałam się trzy lata, przez wzloty i upadki - dostaję za dużo sprzecznych komunikatów i głupieję  🤔wirek:
Dzisiejszy dzień to totalna deprecha, mam ochotę rzucić to wszystko, jazdę, zabawy w dzierżawy, marzenia o startach, kosztowne marzenia o końskim przyjacielu, może po prostu jeździectwo to nie dla mnie już, we wszystkich stajniach bryluje nastoletnia pełnia życia, może lęki i blokady są do przepracowania, a może do zaakceptowania?
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 17:39
Faith, no jasne, ja też bym nie pozwoliła. Propozycja była naprawdę w dobrej wierze, bo wkurzyłam się że koń 8 tygodni kopyta ma nierobione.
A ślady kopnięcia, mniejsza o to, być może faktycznie dostał kopa, wiadomo, że różnie bywa.


To jest po prostu olbrzymia odpowiedzialność i jedno wiem na pewno - nigdy więcej dzierżawy z ogłoszenia.

Nauczyłam się dzięki podróżom po stajniach jednego - słuchać, patrzeć i samemu wyciągać wnioski. I być ostrożnym z zaufaniem, dopóki się nie okaże w różnych sytuacjach, jak jest naprawdę.


Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 16:53
Kotbury   pożyjemy zobaczymy
raz współdzierżawiłam konia, dla którego właściciel miał b mało czasu, a poprzez jego konflikt z właścicielem pensjonatu koń co chwila zmieniał stado i skończyło się to paskudnym urazem, więc 3 miechy dzierżawiłam rekonwalescenta. A potem się przeprowadzili i podziękowałam, bo tam było mi za daleko.

potem trafiła się kolejna okazja, ale po dwóch miesiącach wycofałam się ze względu na problemy z kopytami u konia, panicznie bałam się kulawizny, a właściciel nie chciał słyszeć o porządnym kowalu (mam znajomego który podkuwa ortopedycznie i potrafi wyprowadzić każde kopyto), mimo że deklarowałam że ściągnę go na swój koszt. Była też taka sytuacja że prawdopodobnie koń był zapoprężony a właściciel wmawiał że drugi koń kopnął (pod brzuchem - to był chyba koń ninja). Więc wypowiedziałam umowę, a ostatnie dwa tygodnie już tylko lonżowałam, nagrywałam wszystko, żeby mnie nie wkręcono w koszty leczenia...

Wiem, że cenne to były mimo wszystko doświadczenia.
Idę w kierunku jazdy na jednym koniu, zanim zdecyduję się na współdzierżawę, zamierzam poznać dobrze realia stajni i to, czy jest szansa na progres w zgranym duecie.
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 16:22
No dokładnie, tym bardziej że jeżdżąc jakiegoś konia 3 lata, można się załamać tym, że wsiadając na niego jest za każdym razem inny, czasem wsiadam, koń wchodzi w rękę jak masełko, po tygodniu wsiadam, grzbiet jak beton, mimo że robię co mogę to i tak mi się obrywa za wszystkich "bo wy tak jeździcie"
a ostatnimi razami wsiąść nawet nie można bo koń bawi się w cofanko i dopóki go ktoś nie przytrzyma, to wsiąść ciężko.
błędne koło
wszyscy wkoło wiedzą że koń dziki i odstawia dzikie numery na treningach i na zawodach, a mimo to "przyjaciel stajni" potrafi celowo stanąć i w czasie jazd kamieniami po dachu rzucać
mam już trylion anegdot dla wnuków do opowiadania, dość
na stare lata pewne rzeczy już niedopuszczalne są i już.
I chyba moja blokada nie dotyczy koni. Po zachowaniu konia można dojść, co z nim się dzieje. Gorzej jeśli okazuje się, że człowiek, któremu ufam, nadużywa tego zaufania. I wpuszcza mnie świadomie w sytuacje, które nie powinny mieć miejsca.

OMG ale ze mnie troll  🏇

Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 14:00
Flygirl, dzięki za ten wpis! W punkt!
Szczególnie to, że człowiek pospinany to i koń pospinany, coś w tym jest...
I to, że ogólnie jak się czujemy w danej stajni, to ma też wpływ na to jak jeździmy...
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 11:20
Magda Pawlowicz, dzięki za radę.
Co roku jestem w tej stajni w sezonie letnim jedną nogą, wracam we wrześniu z nadzieją i stęskniona, bo jednak mimo wszystko wiele się nauczyłam - rozjechać linię, łączyć elementy ujeżdżeniowe typu łopatka do wewnątrz lub ustępowanie z najazdem na przeszkodę. 
Jednak tym razem to już tak ogólnie zaczynam czuć, że jeśli mam przejść z wiecznej ambitnej rekreacji to nie tam, bo daje się wyraźnie do zrozumienia, że żeby pójść dalej, trzeba zainwestować.
A ja jestem człowiekiem odpowiedzialnym i nie zdecyduję się na kupno własnego, póki naprawdę nie będzie to przemyślana decyzja.  I ponieważ obecnie nie ma mowy, bym mogła być u koni częściej niż trzy razy w tygodniu, nie ma mowy też o szalonej decyzji o posiadaniu własnego konia, zdanego na obcych ludzi, a jak się oszukuje w pensjonatach, też się dość napatrzyłam.
Dzierżawa z ogłoszenia też już nie wchodzi w grę, widziałam sporo skutków przedwczesnej lub pochopnej, impulsywnej decyzji o kupnie konia, bo potem się okazuje, że jednak  za duże koszty utrzymania itd.
Zaczynam regularnie jeździć w innej stajni, bez oczekiwań, z otwartą głową. Zobaczymy co z tego wyniknie. Póki co oddycham na każdej jeździe, bo jeździ się w max 2 konie. Jeśli jazda ujeżdżeniowa, to nie ma na placu żadnych stojaków i drągów. Każda jazda rozpoczyna się porządnym rozprężeniem i kończy rozkłusowaniem z zejściem w dół lub na zupełnie luźnej wodzy. Każdy koń ma swój sprzęt, który odkładany jest zawsze na miejsce i jest czysty. Konie na padokach, Boże jakie to cudowne uczucie jeździć na koniu sportowym, który się nakręca na widok drągów, ale nie próbuje mnie zgubić. I jest możliwość wyjazdów w teren, też na kros, co jest dla mnie bardzo ważne, bo najbardziej mnie kręci wszechstronne trenowanie.
Szkółkom skokowym, w których wszyscy muszą skakać niezależnie od tego, czy w ogóle rozumieją używanie pomocy, mówię NIE
czapsy i buty
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 08:25
Co dobrego znajdę w butach z niższej-średniej półki? Jakaś alternatywa dla Hippici?
Za Pascuello z góry podziękuję 😉

Ktoś ma np takie dziwadełka z Deca: https://www.decathlon.pl/sztyblety-jedzieckie-560-czar-id_8543018.html  ?


Mam używam już 2 lata i nie zamierzam zmieniać, mam do nich jeszcze z Deca skórzane czapsy, takie na zamek i z zapięciem na dwa napy i sprawdzają się rewelacyjnie. A jak napastuję to każdy pyta czy nowe buty mam :-D
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 07:45
Dbanie o dobrostan konia to też niewsiadanie na niego.
Dzierżawiłam konie, kiedy miały przerwy urazowe, przyjeżdżałam po prostu, żeby zapodać im jedzonko, pospacerować, polonżować, pobyć na pastwisku, pooprowadzać. Potem fiksowałam, kiedy mi się wydawało, że jeszcze koń nie chodzi czysto.

W tej stajni, którą mam na myśli, ja tę dzikuskę, na której zdałam odznakę, bardzo lubię, ale w tym momencie uważam, że dzieje się jej krzywda. Zamiast pakować kolejnego klienta na jej grzbiet, udając że to super koń (a jednocześnie krzycząc, żeby w stępie broń Boże nie dawać jej luźnej wodzy), wzięłabym ją na spacer, na padok, na lonżę, może na fizjo... Albo znalazłabym jej dom, w którym będzie koniem jednego jeźdźca. A przy tym ja nie chcę sobie zrobić krzywdy. Bo praca, bo obowiązki, w których nikt mnie nie zastąpi.
Mam nawyk z rajdów i jazd terenowych na młodych koniach, że jak lecę, to łapię konia. I każdego przy upadku złapię za wodze, robię to odruchowo. Tylko tej wariatki nie złapię, bo odsadza się, a w tym momencie to dodatkowo istnieje duże ryzyko, że szukając drogi ucieczki kopnie lub pociągnie w strzemieniu.
W tym momencie jestem na jakimś rozdrożu, na etapie czytania znaków.
Co chcę osiągnąć? Co daje mi stajnia w której jeżdżę i czy nie jest to czas, by z nią trochę rozluźnić więzy, bo z obserwacji widzę, że przewinął się przez te 3 lata tłum, osoby które były dłużej, albo zmieniły miejsce, albo mają swoje konie i rozwijają się (powiedzmy :hihi🙂 wyżej.
Robię bilans zysków i strat, krytycznie podchodzę do swojej jazdy, ale w obecnej sytuacji zaczynam myśleć, że jeśli nie spróbuję zmienić stajni, to stracę skrzydła. Bo rzeczy, które w niej widzę i słyszę, powodują wewnętrzną blokadę tak ogólnie, pracując nad starymi złymi nawykami dorobiłam się kilku nowych, na dodatek atmosfera, w której są niedomówienia, ściema, półprawdy, zgrzytanie zębami, a na zewnątrz keep smiling, byle tylko biznes się kręcił i stan kasy się zgadzał. A w tym wszystkim konie, które zarabiają na siebie i na swoich kumpli, nie mając wielu dni przerwy.  🤦
Jeśli kogoś wkurza to, co piszę, proszę nie czytać  🙄
Środowisko jeździeckie jest dosyć specyficzne, wszyscy w okolicy się znają, ja też nie lubię siania plotek, ale gdzieś muszę upuścić parę i podzielić się z kimś swoimi wątpliwościami.
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 03 lutego 2020 o 06:30
Halo, dzięki, właściwie to ja wiem na jakim jestem etapie...
Pokazywanie koniowi, że ze mną na grzbiecie takie numery co z innymi mam już za sobą ...  Etap wczuwania się w psychikę konia szkółkowego, którego uczę za każdym razem podczas rozgrzewki, że może mi zaufać, też już poza mną, chociaż wiele mi to dało jeździecko. Dopóki działał mój luz, zatrzymanie i cofnięcie parę kroków po próbie ucieczki, klepnięcie, ruch do przodu, uspokajanie głosem, czułam się w miarę bezpiecznie. Na tego konia wsiadają osoby z coraz mniejszym stażem jeździeckim i obserwuję go pod innymi osobami. Ostatnio cofa się przy wsiadaniu, nasilił się problem z rzucaniem głową, zadzieraniem jej do góry i wpadaniem łopatką w zakręt. Bardziej chyba niż ta ostatnia akcja z kopytem na kasku to zabolało moją duszę, jak ten konkretny koń ugryzł mnie w tyłek przy czyszczeniu kopyt. Za próby ucieczki pod jeźdźcem trener każe karać szarpnięciem za pysk, nie oszukujmy się, nie powinno się tego robić, tym bardziej jeźdźcy bez wyczucia!

To nie jest też tak po prostu lęk. Za każdym razem gdy wsiadam na konia, dreszczyk jest, tylko głupiec się nie boi.
Być może jestem w błędzie, ale po prostu przez tę sytuację biję się z myślami i dochodzę do wniosku, że w tej stajni marnuję swój czas i pieniądze.
Bo załóżmy, że tego konkretnego konia bym kupiła - jestem w stanie sobie wyobrazić, że z czasem dałoby się uspokoić tę gorącą końską głowę... Od początku uważałam, że ten koń do nauki jazdy się nie nadaje. Ale jeździ na tym koniu dużo ludzi, połowa z nich nie ma pojęcia o prawidłowym działaniu pomocy, a co dopiero na koniu wrażliwym... Na dodatek w stajni konie 21h na dobę stoją w boksach, co uważam za częstą przyczynę problemów wszelkich. Mam porównanie, jak zachowują się konie padokowane, one się rzeczywiście płoszą czasem, ale inaczej i dużo rzadziej.
Wewnętrzna "blokada"
autor: Kasia2018 dnia 02 lutego 2020 o 17:57
Jestem świeżakiem na forum, chociaż podczytuję od wielu lat. Bardzo się cieszę że trafiłam na ten wątek... Bo konie w moim życiu są z przerwami od 1991, różne mam za sobą przygody... W latach 90-tych złamane dwa żebra po upadku, sina (a w zasadzie czarna) ręka od nadgarstka do pachy po tym jak kobyła mnie podniosła za ramię, wiele spektakularnych upadków, przygód, wywrotka z koniem w galopie na grudzie, gleba a w zasadzie szybka ewakuacja z dębującego młodego konia, któremu się zaplątał elektryczny pastuch na barany wokół nóg... Najbardziej bolesne to było jak po stopce spadłam centralnie kością ogonową na drąg  😜. Ani jeździć ani siedzieć ani chodzić nie mogłam trzy tygodnie. Zawsze potem jakiś uraz był, ale szybko się zapominało... Człowiek był piękny i młody...
Im więcej lat na karku, tym mniej czuję się "nieśmiertelna"
Poznałam też w promieniu 50 km różne stajnie, różnych ludzi, przeróżne konie, to niesamowite, ale te z pierwszego klubu pamiętam wszystkie  😀
Jeżdżę w pewnym ośrodku od 3 lat (zawsze z przerwą na wakacje, bo tam wtedy obozy i prawie zero możliwości jazd dla "swoich"😉 Z nastawieniem na ambitną rekreację, docelowo mały sport. Opanowałam jako tako jazdę na różnych koniach, tych pędzących i tych do pchania. Chyba nawet nieźle radziłam sobie z lękami, bo często jeździłam na klaczy dosyć trudnej, pobudliwej, patrzącej na wszystko i słyszącej wszystko, którą cokolwiek, błysk flesza, szuranie łopaty, machnięcie ręką jest w stanie doprowadzić do panicznej ucieczki i uskakiwania w bok w sposób, który gwarantuje jej w 99% dalszą podróż bez pasażera na grzbiecie. Od wielu miesięcy nie spadłam z niej ani razu, byłam w stanie wysiedzieć każdy jej bzik, zazwyczaj uprzedzając jej ochotę na "spłoszenie się" przejściami, jazdą po ósemce, na kołach, zwiększaniem i zmniejszaniem tempa itd.
Jednak po ostatniej akcji (parę tygodni temu) mam blokadę. Zaczynamy stępować. Nic nie zapowiada złej przygody, no może tylko większy niż zazwyczaj w soboty chaos w stajni - ciągle ktoś wparowuje na plac znienacka, gdzieś coś stuka, puka i czuję, że kobył się denerwuje. Staram się tak jak zwykle uspokoić ją. Nagle ktoś odpala znienacka traktor tuż za ogrodzeniem ze zgrzytem. Nawet nie wiem kiedy całuję ziemię, kobyła odskakuje, robi nawrót nad moją głową  i kopytem puka w kask (na szczęście dobrze dopasowany i zapięty). Wstaję, wracam w siodło, udaję twardziela, ale nie do końca, kategorycznie odmawiam tego dnia treningu skokowego. Wokół traktor, szurające łopaty, cuda wianki (a potem okazuje się, że kobyła ma od jakiegoś czasu fazę, zrzuciła parę osób, ktoś nawet musiał jechać do szpitala ze względu na plecy, komuś też kopnęła w kask, ale oczywiście o tym dowiaduję się jakiś czas po fakcie). Jeździmy ujeżdżeniowo, galop z wężykiem, pół wolty i koło z dodaniem. Daję radę, ale jestem cała mokra, mając pod sobą beczkę prochu, która jakimś cudem nie wystrzela już do końca treningu. Udaje się zmagazynować energię i uzyskać przez to świetnie podstawiony zad, ale ja myślę tylko o tym, żeby przetrwać i zsiąść. Trener chwali zgięcie konia, jazdę na kontakcie, dodania i przejścia w punkt, ale mnie to nie cieszy. Zsiadam, zajmuję się koniem jak zwykle. Bogu dziękuję za to, że kask mnie ochronił.
W domu jak wieczorem zasypiam  śni mi się że spadam  😲
Zaczynam czuć blokadę i unikam wsiadania na tego konia. Zaczynam patrzeć bardzo krytycznie. Wiele razy miałam taką sytuację, koń się płoszy, odskakuje, próbując nad nim zapanować, muszę zwracać uwagę na stojące stojaki, leżące drągi (czasem 20 zwalonych na kupę w jednym miejscu) i ludzi, którzy czasem bezmyślnie wchodzą lub stają w miejscu najazdu w momencie kiedy podjeżdżam do przeszkody. I myśleć - czy ten konkretny koń jest pobudliwy czy już znarowiony? 3 lata i w zasadzie nigdy nie wiadomo, co się może stać.
Zaczynam myśleć o zmianie stajni. I w sumie to już właściwie zaczynam jeździć w innym miejscu. Właściwie przez ten cały czas sezon wakacyjny zawsze jeździłam gdzie indziej ze względu na obozy i może w ten sposób jeszcze nie zrezygnowałam z jeździectwa - bo dzięki różnym instruktorom, wyjazdom w teren, różnym koniom udawało się odzyskać pewność siebie.
Na dodatek czuję frustrację, widząc jak wszystko w jeździectwie kręci się wokół kasy...

I na ten moment nie wiem jeszcze, czy zmienię stajnię na dobre, czy odważę się kiedykolwiek wsiąść na tą wariatkę... Mam już swoje lata i próg ryzyka bardzo się obniżył, a jednocześnie nie jestem w stanie zrezygnować z koni  🏇

Za jakiś czas chciałabym po prostu doczekać się swojego konia i móc dalej się uczyć w duecie z nim, jednak niereformowalne wariaty odpadają. Owszem z doświadczenia wiem, że najlepsze konie, to te, które na początku nie chcą dać do siebie podejść, albo nie od razu się z nimi zgrywamy, zresztą ja zawsze tak mam, że potrzebuję czasu żeby z koniem się zgrać.
Wracałam do tej stajni ze względu na nauczyciela - mimo wszystko dużo się tam nauczyłam.
Ale w tym momencie mam dylemat. Bo nie da się wiecznie unikać wsiadania na konia, na którego chętnych wielu nie ma.
Testuję nową stajnię, daję sobie czas. Duży komfort jeździć na koniu, który coś umie, a nie kombinuje cały czas, jak się mnie pozbyć.
Moim marzeniem był start w zawodach. Ale ostatnio dochodzę do wniosku, że nic na siłę.

Rozpisałam się, ale to fajnie, że taki wątek znalazłam, gdzie mogłam to z siebie wywalić.