Twixy

Konto zarejstrowane: 05 grudnia 2017

Najnowsze posty użytkownika:

Kupno konia
autor: Twixy dnia 06 stycznia 2018 o 23:46
Nie jestem pewna jaką strategię przybrał ten Pan. Koń był jego, prywatny. A żeby poszpanować, tyłek powozić. Oprócz tego prowadzi bardzo duży pensjonat. Hoduje coś - owszem, tyle, że na bardzo małą skalę. Raptem kilka sztuk. Zapytam jak się rozlicza. Tylko wiadomo, czasem, żeby zaoszczędzić (a tutaj ciężki grosz co sobie za kopyta zażyczył.. no te 8% to nie miliony, ale komplet Verdusów i jakieś sensowne ogłowie MH bym za to kupiła na dobry początek..) mataczy się na różne strony. Wiem, że większość koni kupowanych jest "na lewo", bez odprowadzonego podatku za umowę kupna, nie mówiąc już o jakimś vacie. I ludzie się na to zgadzają, obie strony z tego co wypytałam w moim pensjonacie. Ja wolę oszczędzić sobie niepotrzebnego stresu i mieć czarno na białym: kto za co i ile ma płacić? Żeby później nie było nieporozumień, bo wina zazwyczaj spada na kupującego. A jak to mój przełożony kiedyś powiedział w Polsce lepiej siedzieć za człowieka niż za podatki.

Edit: Zabrakło najważniejszego - co w obu przypadkach następuje (sprzedawca jako osoba prywatna i jako hodowca)? Na pewno ma działalność. Pytanie tylko czy również sprzedaż konia może być podpięta pod pensjonat?
Kupno konia
autor: Twixy dnia 06 stycznia 2018 o 21:06
Jeżeli ktoś umie zrobić i zarobić na koniach to najbardziej opłaca się kupić młodego  personalnie na siebie i z przyjemnością zapłacić 2% podatku PCC  😉


Kupienie 3-4 latka to masa pracy, jak ktoś lubi i traktuje to jako sposób na zarobek - chwała mu za to. Ale mi się to nie kalkuluje i inwestycja przyniesie mały zysk w porównaniu nakładu pracy i ceny pensjonatu, która w skali roku przekracza 15 tysięcy. Musiałabym chyba kupić za 5, a sprzedać po roku za 30.  A pytanie było zupełnie o co innego - jak nie wydawać pieniędzy na coś na co nie trzeba.
Kupno konia
autor: Twixy dnia 06 stycznia 2018 o 19:00
Twixy, ualala..... to poszukaj jeszcze zasad obciążania VATem. Bardzo skrótowo, jeżeli w przypadku danego rodzaju transakcji nie znajduje zastosowania tak zwany odwrócony podatek VAT (przy koniach nie znajduje, podpowiem), to obciążenie transakcji tymże podatkiem zależne jest od statusu sprzedającego. Jeżeli jest on podatnikiem VAT i w ramach tej działalności sprzedaje Ci konia, to transakcja obciążona jest VATem (dostajesz fakturkę od sprzedającego). Płacisz go faktycznie Ty, ale odprowadza go sprzedający, bo zwyczajnie o tą wartość powiększona jest cena która płacisz sprzedającemu. Nie jesteś podatnikiem VATu, więc ani teoretycznie ani faktycznie nie masz nawet żadnej podstawy prawnej itp. do złożenia jakiejkolwiek deklaracji czy czegokolwiek w temacie, bo "nie istniejesz" dla VATu. To tak w przeogromnym skrócie.


Trochę kamień z serca. Istnieję dla Vatu. Mam własną działalność jednoosobową, ale to zupełnie nie w tej branży. Także sądzę, że nie ma to tu najmniejszego znaczenia - biorąc pod uwagę niezarobkowy charakter konia.

Jeśli sprzedawca wybrał podatek ryczałtowy, to również nie muszę płacić PCC? Jeśli prowadzi pensjonat i własną hodowlę, to podejrzewam, że właśnie tak się rozlicza. Powinnam zabezpieczyć się jakimś poświadczeniem od niego? Przy pierwszym koniu potulnie zapłaciłam te 2%, ale tu chodzi o trochę większą sumę i żal mi tych pieniędzy niepotrzebnie płacić.
Kupno konia
autor: Twixy dnia 06 stycznia 2018 o 17:37
"Jak podkreśla Marta Zdziebłowska, doradca podatkowy, menedżer w firmie doradczej KPMG, od 1 stycznia 2011 r. do 31 grudnia 2013 r. opodatkowaniu przy zastosowaniu stawki VAT w wysokości 8 proc. podlega sprzedaż zwierząt żywych wymienionych w pozycjach 14 i 15 załącznika nr 3 do ustawy o VAT (ex 01.4, w tym m.in. bydło cielęce, konie, wielbłądy i owce oraz ex 01.49.19.0 PKWiU – pozostałe żywe zwierzęta hodowlane, gdzie indziej niesklasyfikowane – wyłącznie króliki dzikie i przeszkolone psy przewodniki dla ociemniałych)." źródło: http://podatki.gazetaprawna.pl/artykuly/489673,vat-od-sprzedazy-zwierzat-zalezy-od-ich-gatunku.html
Kupno konia
autor: Twixy dnia 06 stycznia 2018 o 17:14
Przy okazji zapytam: Odprowadziłyście podatek VAT przy zakupie konia? Waham się jak to rozegrać. Przy pierwszym koniu odprowadziłam 2% od umowy Cywilno prawnej. Dotąd czasem sobie wyrzucam, bo wiem jak się buli za wykroczenia podatkowe.
Kupno konia
autor: Twixy dnia 06 stycznia 2018 o 11:19
[quote author=galopada_ link=topic=1647.msg2745479#msg2745479 date=1515222101]
Twixy, to normalny sposób kupowania konia
[/quote]

U pierwszego byłam z dobre 6 razy - w terenie, na skokach, z ziemi, z konia, nawet pławiłam. Dlatego 1 raz to zupełnie nowa sytuacja.
Kupno konia
autor: Twixy dnia 05 stycznia 2018 o 23:53
Rozważam zakup drugiego konia - pieniądze są, czas.. na konie zawsze się znajdzie, szczególnie, że dojeżdżam tam tylko raz. Sprawa jest przemyślana. Umawiam się na jazdę próbną. Bardzo, bardzo daleko od domu. Dojazd w dwie strony to koszt 500 zł w benzynie i cały dzień - od białego świtu do zmierzchu w drodze. I stąd pytanie. Czy kupiłybyście konia po jednej jeździe próbnej i dokładnym TUVie od zaufanego lekarza? Biorę ze sobą trenerkę, rzecz jasna. Sprawa jest dość pilna, także odpowiedzi na cito w cenie 😉
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 04 stycznia 2018 o 15:36
Wigorrr, jak mam takie chcice 😁 to kupuje coś co się przyda prędzej czy później - wcierki, smarndo siodła, psikacz do grzywy, czy pasze i suplementy. Zwłaszcza to ostatnie - uwielbiam jak moje konie dobrze jedzą.


Może tutaj pewne niezrozumienie ze strony Wigorrr wynika z tego (jak sądzę), że sam musi płacić za utrzymanie konia i te przyziemne rzeczy (kowal, koń zakolkuje, trzeba zapłacić za szczepienie). Może źle interpretuję, ale się trochę utożsamiam. Jak ktoś zap.. pracuje bardzo dużo na każdy balot siana, co nie przychodzi mu z łatwością, a nie rodzice kupują i sponsorują pasję to ma się inne podejście do utrzymania i lepszego żywienia. Traktuje się to jako powinność i inwestycję w konia. Czaprak, owijki czy siodło z białym tyłem to coś co jest ucieleśnieniem mojej zarwanej nocki. Trochę inaczej traktuję te rzeczy, bo mnie bardzo dużo kosztowały (życia, wysiłku). Pewnie jakbym miała możliwość dostawania kieszonkowego wystarczającego na pensjonat i nowy sprzęcik, a praca weekendowa czy dorywcza to tylko na podniesienie standardu, to brałabym w ciemno 🙂 Jak nie mam racji i dużo pracujesz a Wigorrr przychodzą pieniądze bardzo łatwo to przepraszam.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 04 stycznia 2018 o 10:51
Przyłączam się do wątku. Raz do dwóch razy w miesiącu muszę kupić coś dla koni, nie ważne czy to kantar, szczotka, czy byle co... Szczerze zaczyna mnie to irytować  😲 Z tym, że w moim przypadku to też częste wyprzedawanie sprzętu, czyli np. sprzedaję jeden komplet i kupuję coś w jego miejsce. Więc chyba nie jest, aż tak źle. Też tak macie, że po prostu lubicie wydawać pieniądze na rzeczy dla koni i to nie ważne na co?


Wszystko uzależnione jest od Twojej majętności i tego co kupujesz. Jeśli wydasz te pięć dych na zgrzebło czy parę skarpet jeździeckich to raczej naturalna sprawa. Nie ma się czym martwić. Tym bardziej jeśli są wyprzedaże i za tę, powiedzmy, stówkę kupisz bardzo sensowny czaprak za 200. Szczytem marzeń ekonomisty byłoby jeszcze zwiększenie użyteczności.. czyli kupienie czegoś a) tanio, b) pożądanego przez siebie, c) brakującego elementu wyposażenia lub zapasu części, która za chwile może się zepsuć.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 03 stycznia 2018 o 20:53
[quote author=Twixy link=topic=1118.msg2744163#msg2744163 date=1514898771]
Dla sprostowania: mój koń ma pełne ubezpieczenie (nie tylko od śmierci, ale i kolki, kulawizny itd.), za które regularnie i słono płacę,


Do jakiej kwoty ubezpieczenie pokrywa koszty leczenia? Jest jakiś udział własny? W jakiej firmie?  Pytam, bo szukałam ubezpieczyciela, ale nie znalazlam. Co prawda bardziej zalezy mi na OC, ale takie też by się przydało.
[/quote]

Polish Prestige. Ogółem płacę jakieś 1800 złotych z groszami. Dużo, mało? Nie wiem. Podobno mam zniżki, bo wszystko u nich (ale jak wiemy, kupujący zawsze robi świetne interesy i mu się opłaca.) Mam w tym: ubezpieczenie kosztów leczenia, transportu i pobytu w klinice (do 10.000, w tym wkład własny 15%, z tego co kojarzę), ubezpieczenie sprzętu do 10.000 (tyle, że w trakcie umowy nie da się już dodawać.. także na liście mam raptem dwa siodła i kilka droższych dupereli..), OC dla siebie do 200.000,  od nieszczęśliwych wypadków do 30.000, NWW na 150.000 lub 200.000, nie pamiętam (mam SOJ - dostałam zniżki.)

Mam kilka osób w stajni, które mówią, że ubezpieczyły konia i siebie za tysiaka. Pewnie i się da. Może nawet za 500. Kwestia tylko co się w tym ubezpieczeniu ma i ile koń jest wart/czy chorował. Też jak go użytkujemy.

Edit: Koniec z offtopowaniem, bo mnie zbanują xD
Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania
autor: Twixy dnia 03 stycznia 2018 o 13:13
Jem 2 lub 1 posiłek na dobę. Jak rozmawiam o tym ze znajomymi z grona "fit" to im się aż w głowie kręci i mroczki mają przed oczami (pół żartem, pół serio.) Ja jestem baardzo zadowolona z tej metody, bo wreszcie nie muszę aż tak liczyć kalorii, stresować się, że nie zjadłam posiłku lub zapomniałam wziąć coś zdrowego z domu na te 4-5 posiłków. A do tego cały dzień jestem najedzona. To co mogę polecić, a już pewnie kojarzycie, to błonnik z Biedronki - często tam bywa. Głównym składem jest babka jajowata, którą też w czystej formie przez internet można kupić. Fenomenalna sprawa. Jak organizm zaczął mi się przyzwyczajać do siemienia lnianego i nie było już takich efektów, to stosowanie wymiennie siemię-babka podwoiło efekt. Bardzo dużo błonnika. Dzięki czemu nawet jak zjem coś ciężkostrawnego to będzie okej. Nie będę mieć jakiś problemów wieczorem z załatwieniem się. A do tego pomaga utrzymać linię i daje efekt "wypełnienia żołądka." Jeśli chodzi o mikstury błonnikowo-śluzogenne to powinnam dostać jakąś rangę. Chociażby sierżanta. To co ja już brałam, to tylko koń w swoim żłobie zliczy, bo dorzucałam mu do meszu.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 03 stycznia 2018 o 13:02




Tutaj rezygnacja z jazdy na dłuższy czas z powodów zdrowotnych niestety. Jeżeli wrócę to już stricte jako ultra rekreant terenowy w siodle west lub ujeżdzeniówce. Sprzęt skokowy już mi nie potrzeby 🙁.
[/quote]

Jak tak się sprawy mają, to polecę OLX (jeśli mieszkasz lub czasowo przybywasz w większym mieście, chociaż można też przesyłką), sprzedałam tam sporo drogiego sprzętu w rozmiarze COB jak przesiadłam się na mojego FULL'a  🤣 Pewnie też dlatego, że roczne ogłowie Kavalkade opchnęłam za 150 bez wodzy, jak cena sklepowa 450 z wodzami.. No ale zależało mi na czasie, bo piwnica też ma swoje ograniczenia, a ja jeździłam do konia z ledwo domykającym się bagażnikiem. Allegro też bywa dobrą opcją. Najważniejsze, że jest bezpiecznie. Do ebaya wielkiego zaufania nie mam, bo nawet jakbyś wystawiła ES'a za te 35 dolców to kolejne 10-15 będzie kosztować kupującego przesyłka do Anglii/USA/Kanady/Niemiec pewnie też podobnie. Ale spróbować można.
Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania
autor: Twixy dnia 03 stycznia 2018 o 01:13
Jak czytam Wasze posty, dziewczyny, to już wiem, że nie zyskam poparcia. Mianowicie od ponad dwóchi pół roku regularnie się głodzę. I serdecznie mogę metodę polecić. Ale od początku. Od kilku lat przez stres i złe odżywianie miałam problemy z wagą i zaparciami. Nigdy nie byłam otyła, jedyne co to kilka kilogramów "do przodu" (te dwa lata z kawałkiem temu 60kg/172cm) Chociaż mieściłam się w normie to zawsze miałam wystający brzuch co ogromnie mnie irytowało. Po zakupie konia nie miałam już ani trochę czasu poza stajnią i pracą, żeby poćwiczyć na siłowni (wychodziłam z domu o 6 z pracy o 17-18 jechałam prosto do stajni i ze stajni około 20-21 do wyra.) W domu zwyczajnie padałam na twarz po całym dniu, a wstawanie 15 minut wcześniej na brzuszki to już było wariactwo. Przebadałam się dokładnie u lekarza (USG brzucha, badanie nerek, wątroby, trzustki, krwi, kału, moczu pod każdym kontem - większość prywatnie, bo NFZ to NFZ..) i wyszło mi, że wszystko w normie. Przyczyna zaparć mogła leżeć tylko po stronie odżywiania i psychologii. Udałam się do dietetyczki. Zarządziła 5 posiłków dziennie, 2 litry wody i rozpisała mi jadłospis na następne 2 tygodnie. Jak się można domyślić plan upadł, jak przyszło do przygotowywania posiłków, a tym bardziej punktualnego spożywania ich. Nie byłam w stanie tego upilnować. Spróbowałam szczęścia z dietą pudełkową. Firma z serdecznego polecenia, opinie dobre. Tyle, że jedzenie okazało się niesmaczne i kosztowało miesięcznie tyle co pensjonat i kowal razem wzięty. Szukając szczęścia przeglądałam kolejne diety, jak wpadłam na Intermittent fasting. Bingo. Jako, że amatorki nie lubię od razu złapałam wiatr w żagle i znalazłam.. szkolenie. Certyfikat jeszcze u rodziców leży i kurz zbiera, ale co schudłam to (już nie) moje.

Jestem w trybie dwa tygodnie 12 tydzień 24. Wygląda to mniej więcej tak, że gdy tylko wstanę (około 5.30-6) wypijam siemię lniane, ubieram się, biorę prysznic, by za kolejne pół godziny zrobić sobie naprawdę porządne śniadanie. Nie szczypać się jak lalka barbie tylko zjeść solidnie i w miarę zdrowo. Na przykład jajecznice z 3 jaj na mleku z bułką pełnoziarnistą i 200g warzyw na patelnie, a do tego szklanka soku pomarańczowego. Czasem na deser kilka ciastek owsianych lub kawałek sernika. W pracy zrobię sobie zieloną herbatę, napiję się wody, by po pracy zjeść solidny obiad w bufecie. Dla przykładu zupa pomidorowa, na drugie 3 gołąbki, ziemniaki, surówka, sok pomarańczowy, na deser kawałek ciasta. Na spokojnie, najedzona i szczęśliwa jadę do stajni. Nim na konia wsiądę minie dobra godzina - dojazdów, czyszczenia, sprzątania w boksie, przebierania się.. i tak dalej. Przez ten czas wszystko mi się układa, że nie czuję żadnego dyskomfortu. W domu tuż przed snem wypiję szklankę siemienia lnianego. Dosłownie 2 łyżki zalane wrzątkiem, może kilka kropelek miodu. Co dwa tygodnie, dla lepszego samopoczucia jem sam obiad, odrobinę większy. Po wyliczeniu kalorii wszystkich posiłków i napojów spożywanych podczas dnia na spokojnie wyjdzie około 1700-2000 tysięcy, co dla mnie jest ilością idealną. Efekty przyszły same. Zauważalne już po dwóch miesiącach, gdy organizm się przyzwyczaił. Po pierwsze: nie mam zaparć. Już ani trochę. W połowie to zasługa siemienia lnianego, w połowie diety. Wiem, bo w różnych konfiguracjach już kombinowałam z obiema pomocami. Po drugie: jem regularnie. Wcześniej zdarzało mi się nieraz zapominać w wirze pracy o jedzeniu, żeby następnym razem do pracy zanieść sobie dwie paczki ciastek i w przerwie wyjść do Maca na frytki. Po trzecie: Schudłam do 54 kg, które mi się utrzymują i już nie skaczą. Brzuch mam płaski, nie jak stół, ale wygląda dużo, dużo lepiej. W pełni mnie satysfakcjonuje jego "wypukłość." Po czwarte: czuję się naprawdę odprężona, jeśli chodzi o żywienie. Wszystkie moje porażki dietetyczne powodowały u mnie straszną frustrację. Byłam wiecznie zrozpaczona brakiem swojej konsekwencji. Czułam się źle w swoim ciele. Dodatkowo starałam się jeść same "fit" rzeczy, każde piwo ze znajomymi było dla mnie później powodem utrapienia i samoudręczenia. Teraz jem różne niekoniecznie zdrowe rzeczy (jak ciasta, ciastka, czasem jakiś Mac) bez wyrzutów sumienia. Staram się nie robić tego często, ale jak mam ochotę.. to życie przecież jest po to, żeby się nim cieszyć  😀 (jak mawia moja terapeutka) Uprzedzę od razu komentarze, że to niebezpieczne. Regularnie robię badania krwi, rzadziej hormonalne, żeby zobaczyć co na to mój organizm. Najwyraźniej akceptuje, bo wyniki wskazują, że jestem nadal zdrowa jak koń  🏇 Na co dzień czuję się naprawdę lekko i w pełni sił. Posiłki nie są przypadkowe. Liczę mikro i makro, żeby wszystko się zgadzało. Ćwiczyć zamierzam zacząć, ale to jak zmienię zawód lub podnajmę konia.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 02 stycznia 2018 o 21:32
U mnie koniec z jazdą i teraz mi tona sprzętu została do wysprzedania... 😵 Cieszę się że chociaż derki zimowe poszły.

Myślę tylko co z padami ES'a zrobić ... W PL się chyba na nie rynek skończył....Na ebay spróbować?


Wyprzedasz za pół ceny pewnie. Nie szkoda Ci? Może do tego wrócisz. Zazwyczaj sporo się traci na zbyt pochopnych decyzjach.
sprzętowe hity długowieczności
autor: Twixy dnia 02 stycznia 2018 o 21:30
Sprzętu mam od groma (a nawet więcej..), ale w sumie rzeczy, które mogę polecić w ciemno na palcach jednej ręki policzę. Góra dwóch, po głębszym zastanowieniu.

-Czapraki Waldhausena - szczególnie ukochałam sobie model Florenz - nie do zajechania, cena sensowna jak za jakość, mięsiste, super schnące i oczywiście przepiękne. Dla ludzi tych co nie lubią cieniutkich naleśników miód na serce. Jeden z moich pierwszych czapraków jest tej marki. Zakupiony jakieś 5 lat temu, nie oszczędzany (teren, błoto, gałęzie, pranie n razy) a ma tylko przetarcia w miejscu łydki na lamówce, które zaszyłam i nadal śmiga. Oprócz tego małego mankamentu wygląda prawie jak nowy.

-Futerko PAR FORCE - Weszło w moje posiadanie zupełnie przypadkiem po przygodzie z Mattesem, która zakończyła się po dwóch latach, gdy futro mocno się przerzedziło i przyklapło (dziwi mnie to niezmiernie, bo naczytałam i nasłuchałam się różnych opinii o jego długowieczności..) Zakupiłam na aledrogo za dwie stówki z kieszeniami na korekty, gdzie za to samo u Mattesa 500 zł to na jakiejś przecenie dostać można. Futerko pachnie PRAWDZIWĄ WEŁNĄ, nawąchać się długo nie mogłam. Mięciutkie, ale gęste. Nawet grubsze niż Mattes. Pod siodłem wygląda idealnie tak samo jak M. Mam już ponad rok i nadal wygląda (i trochę pachnie), jakby wczoraj przyszło. Jestem bardzo zadowolona.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 02 stycznia 2018 o 18:20
Swoją drogą, o czym wcześniej już wspomniałam, może przydałby się wątek o tanich i dobrych rzeczach? Patrzyłam czy coś takiego się pojawiło, ale jedynie znalazłam rzeczy o wyprzedażach. Nie chcę znowu dostać po głowię.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 02 stycznia 2018 o 13:37
[quote author=Na_biegunach link=topic=1118.msg2744164#msg2744164 date=1514898965]
Twixy, od dawna masz konia? To często syndrom nowego posiadacza  🤣
Idź do kina, wyluzowany właściciel to szczęśliwszy koń  😁
Stwórz subkonto oszczędnościowe i zamiast przycisku "zamów" w sklepie rób przelew na subkonto. Z oszczędności zafunduj koniowi i sobie regularny masaż/wyjazd na wakacje/klinikę z fajnym szkoleniowcem.
Zamiast iść na zakupy idź z koniem na spacer. Możesz mu nieba przychylić na wiele sposobów nie kupując rzeczy.
Czas poświęcony na zakupy wykorzystaj na pranie tego co masz. Bardziej konstruktywne a koniowi wisi, w której kolekcji się prezentuje - nie widzi kolorów jak człowiek 😉 Ważna jest czystość i wygoda a jakość i modna marka nie zawsze są tożsame. Osobiście np. wolę kantary mustanga niż eskadrona. Polar z caballa jest praktycznie nieśmiertelny.
Posprzedawaj albo powymieniaj rzeczy, których nie używasz o pół roku. Oprócz kasy odzyskasz przestrzeń. Ogranicz końskie rzeczy do 1 niedużej szafy 😀
Dietę ustal z dietetykiem. Dodatki paszowe to też często moda a nie potrzeba w konkretnym przypadku.
Itd...
[/quote]

Swojego mam już 1,5 roku, współdzierżawiłam jeszcze trochę konie przed kupnem (jakieś 2 lata, coś w ten deseń.) Jak wspomniałam padło mi na mózg od zakupu własnych 4 kopyt. Dużo czytałam książek, forów, magazynów. Popadłam w jakiś obłęd. Chciałam dla Małego jak najlepiej. Cztery różne smary do kopyt, milion suplementów, olejków konopnych, lucern, suszonych marchwi, bananów, otrębów, dodatków witaminowych.. Faktycznie robią robotę. Koń ma idealną wagę, umięśnienie, ilość energii, połysk sierści, stan kopyt, stawów. Pewnie podobny lub taki sam efekt mogłabym uzyskać przy 1/3 kosztów jakie poniosłam. Szkoda gadać. Każdy Polak mądry po szkodzie. Myślę, że moja kolekcja czaparaków przy odpowiednim przechowywaniu posłuży mi przez kolejne 5 lat. Skończenie z zakupami i zadbanie o siebie to moje postanowienie noworoczne  😅 Także może nareszcie Pańcia odpocznie a koniowaty zamiast ntej derki wyjedzie w Bieszczady na wczasy. Czas najwyższy!
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 02 stycznia 2018 o 13:12
Dla sprostowania: mój koń ma pełne ubezpieczenie (nie tylko od śmierci, ale i kolki, kulawizny itd.), za które regularnie i słono płacę, więc to nie jest tak, że jak koń zakuleje to będę musiała nerkę sprzedać. Trenera mam sensownego, z którym pracowałam długo, długo przed zakupem konia. Stajnia.. taka, na jaką pozwala wielkie miasto. Nie oszczędzam. Ale wiadomo, że ciężko, żeby cały dzień po pastwisku chodził. Pod miastem stajni jest wiele, ceny niższe, ale dojazd godzina w jedną stronę samochodem zdecydowanie przekracza moje możliwości czasowe. Dodatki są skonsultowane z wetem. Jak wspomniałam, na nadwyżce suplementów/środków pielęgnacyjnych/sprzętu cierpię JA, a nie KOŃ.

To całkiem częste, znam kilka osób które non stop kupują koniowi szmatki mimo, że muszą potem zagryzać zęby do końca miesiąca.

Pytasz czy kupujemy ekonomicznie. Niestety mówi się matka - ekonomia, ojciec - kryzys  😁  Żebym w ogóle mogłą sobie pozwolić na konia, muszę bardzo ciężko pracować więc tak, myślę ekonomicznie. Kiedyś kupowałam więcej, ale opamiętałam się jak z kobyłką zaczęłyśmy mieć problemy z nóżkami i wet zaczął zaglądać częściej. Byłam zmuszona dużo sprzedać i mocno zacisnąć pasa. To taka szybka terapia była.
Kiedyś kupowałam tylko wysłodki i pasze znanych firm, dziś kupuję u lokalnych producentów i bilansuję/mieszam sama (oczywiście nie na pałę, dużo na ten temat czytałam/pytałam/słuchałam) i widzę, że nawet kobyłce to bardziej służy, mnie z kolei daje to dużo radości. Czapraczki mam trzy, ochraniacze tylko jedne ale za to porządne. Siodło - dla mnie najważniejsze też mam porządne. Ogłowie też wystarcza mi jedno. Jak zepsuje mi się kantar padoczkowy, to jadę do Decathlona i kupuję za 20 zeta - nie dość że prawie niezniszczalny, to jeszcze ma podwójną regulację  😍 😅

Jeśli chcesz rady: sprzedaj wszystko. Zostaw sobie jedno ogłowie, jedne ochraniacze i 2,3 max 4 czapraki. Zobaczysz, że się da. Za to co sprzedasz jedź na Kanary. Myślę że wystarczy. A może nawet na Karaiby.



Wielki szacunek. Takiej rady właśnie mi było trzeba 🙂 Bardzo dziękuję. Sprzedać może niekoniecznie  😡 , ale wstrzymać się  od kupowania następnych rzeczy, które nie są mi ani trochę potrzebne, to zdecydowanie. Swoją drogą, może przydałby się wątek "tanie i dobre"? Żeby ustrzec ludzi przed bublami..


Wszystkie nadwyżki sprzętu i suplementów chętnie przygarnę 😁
Mogę na PW wysłać adres


Wiem, wiem. Już dużo osób w życiu realnym proponowało mi taką "pomoc", że się "zaopiekują" sprzętem w nadwyżce  🤣 Nie wiem  na ile mówiłaś serio, a na ile to był żart, więc nie będę się rozpisywać. W skrócie: sprzętu kupuję za dużo, ale to nadal jest ucieleśnienie mojego siedzenia po 10 godzin dziennie w pracy.


Modom chciałam uświadomić, że dokleili do złego wątku, autorka posta MA konia ...



Podbijam. Piszę jako właścicielka. Mam inny problem niż w wątku, do którego zostałam podpięta.
Kupuję sprzęt, a mam go już za dużo/nie mam konia/inne ;)
autor: Twixy dnia 01 stycznia 2018 o 23:00
Ostatnio dotarło do mnie, że mam spory problem z kupowaniem sprzętu jeździeckiego. Uświadomiła mnie o tym moja przyjaciółka (która też na koniach jeździ..), że moje zasoby przekraczają znacznie pułap "normalności." Oczywiście to ile kupujemy zależne jest od naszej majętności. Odkąd zakupiłam konia normą dla mnie są przesyłki z różnych sklepów jeździeckich za ponad tysiąc miesięcznie. Problem w tym, że mimo siedzenia na nadgodzinach muszę później odmawiać sobie wielu rzeczy DLA MNIE. Wolę kupić nowy czaprak/derkę/bryczesy niż wyjść do kina czy teatru. Mojemu Małemu nieba bym przychyliła, ma wszystkie możliwe dodatki żywieniowe, witaminy, lizawki, sprzęt droższy niż moja cała garderoba wraz z butami razem wzięte. Bardzo nie chciałabym należeć do osób "więcej sprzętu niż talentu", a tym bardziej wiecznie oglądać pod koniec miesiąca zera na koncie. Chciałabym przekonać się i przestawić z marek, które pustoszą mi konto (Anky, Pikeur, Eskadron..) na marki odrobinę gorsze, ale sensowne (HKM, Horze..) Zwracam się tu z pytaniem do koniarzy, a przede wszystkim właścicieli koniowatych, z pytaniem: Jak sobie z tym radzicie, jeśli macie coś podobnego? Jak kontrolować wydatki na sprzęt dla konia/jeźdźca, żeby nie skończyło się to bankructwem? Kupujecie sprzęty droższe czy bardziej ekonomiczne? Pomocy.

PS Szukałam wątku o podobnym zabarwieniu, ale nie udało mi się nic znaleźć. Mam nadzieję, że nie dubluję.
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnwarn.gif[/img] Dublowanie wątków
Co mnie wkurza w jeździectwie?
autor: Twixy dnia 13 grudnia 2017 o 13:06
O tym już było, ale się powtórzę: denerwuje mnie traktowanie prywatnych koni jak swoich. Pomijając już skrajne przypadki, gdzie ktoś bierze bez zgody konia na jazdę, irytują mnie kursanci, którzy upodobają sobie jakiegoś konia z prywatnej stajni i na zbyt wiele sobie pozwalają. Współdzierżawiłam kiedyś wałacha z bardzo fajną babeczką. Jeździłyśmy na nim tylko my dwie: ja i wspomniana właścicielka. Stajnia, w której stał koń była też częściowo szkółkowa (kilka pierwszych boksów od wejścia), ale to tylko z 4 pierwsze boksy należały do nieprywatnych. Na wszystkich boksach prywatnych wiszą tabliczki z numerami i danymi właściciela. Ciężko się pomylić. Przyjechałam kiedyś do konia, otwieram pakę tuż przy boksie i biorę swoje ubrania jeździeckie na przebranie, zostawiam swoją torbę. Poszłam się do szatni przebrać. Wracam, a tu jakaś, na oko 16-18letnia, kursantka jakby nigdy nic wzięła sobie z PRYWATNEJ SZAFY szczotki i jakby nigdy nic czyści sobie "mojego" konia (btw. nawet nie przywiązała). Na pytanie co robi odpowiedziała, że jej koń na jeździe, nie miała co robić, to wyczyści. Inicjatywa miła, pewnie. Tyle, że bez pytania grzebanie w cudzych rzeczach i wchodzenie jak do siebie do obcego konia już niekoniecznie.
Rozważania o stajennych...
autor: Twixy dnia 13 grudnia 2017 o 11:14
W stajni, w której jeździłam był od wielu, wielu lat system "praca za jazdy." Od poniedziałku do piątku rano (gdzieś tak 7:30-15) pracował stajenny z umową o pracę. Pan ten raczej w prowadzanie na padoki się nie bawił (chyba, że koni klubowych, prywatnych - nie, nie, nie), derkowanie, czyszczenie, cokolwiek. Dał jeść, sprzątnął, ewentualnie wywalił boks, zamiótł, jak coś było do naprawienia, to naprawił. I do domu. Cały biznes opierał się jednak na, w większości przypadków, nastoletnich dziewczynach i garstce (na palcach jednej ręki policzę) osób dorosłych. Po południu one tyrały (15:30-21:30? coś takiego). Z tego co pamiętam to był niezły zapie*dziel w dwie osoby. Dwa posiłki - obiad kolacja - jakieś 30 koni, zamiecenie 2 dużych stajni, przywiezienie i przemielenie 2-3 worów owsa (jakieś 50 kg sztuka na spokojnie), zamiatanie - sianko - miotła - boks wywalony - miotła - kurs wyszedł na jazdy - miotła. Wszechogarniające zamiatanie. Wywalenie dwóch boksów do betonu. Warto wspomnieć, że to nie były "klitki" tylko całkiem spore boksy. Konie na padok latały dość często, więc też te konie trzeba było sprowadzać dość często i gęsto (szczególnie w sezonie). Na zimę zapierdzielało się z łopatą. Nie ma zmiłuj. Najgorsze były weekendy. Ludzi masa, a też dziewczyny były od pomocy we wszystkim. Siodłaniu, czyszczeniu, wyprowadzaniu. Podczas pracy jedną godzinę miało się na jazdy. Jedną gratisowo.

Trochę w tym systemie przemieliłam. Nie powiem - doświadczenia nabrałam. Wiem jak stajnia wygląda od kuchni. Przez bite 2 lata - tydzień w tydzień byłam stajenną na wypożyczenie. Więc postawię się po drugiej stronie. To co mi najbardziej utkwiło w pamięci to ciągła presja na zapiep*****, ale i umiejętność ustawienia się pewnych pensjonariuszy. W weekendy w stajni pracowało się od 7. Była pewna grupka 3-4 pensjonariuszy, która jeździła na 8. Standardowo owies konie dostawały około 7:30-50 - wiadomo, wszystkim na hej owsa się nie rzuci. Raz jeździli, raz przychodzili później. Ogólnie czasem na prywatne numery dostawało się SMS'a "Nie karmcie (proszę - raz tak, raz nie) [wstaw imię konia]", a czasem coś wisiało na boksie "Nie karmić, jazda na 8😲0." Czasem też zdarzały się sytuację, w których właściciele od razu chcieli, żeby nakarmić konie - tuż po przyjściu. Sianko, minutka, owies. System był naprawdę okej, dopóki sms/kartka była. Zdarzały się sytuację, jak podczas karmienia nagle do stajni wkracza ktoś z mówiąc "ja mam na 8", a koń jakieś 5 minut temu dostał i 3/4 już pożarte. A później jakieś krzywe spojrzenia. Hitem też były smsy punkt 7😲0, jak komórkę miało się w szafce albo schowaną pod warstwami polaru, że się nawet wibracji nie poczuło. A później pretensje - pisałam/em przecież! Ludzie kochani. Roboty po pachy, dzieci skrzeczą, że koń nie daje nogi, zamieść trzeba, a tu nagle jakiś beztroski pensjonariusz mówi, że trzeba wyprowadzić konie (jego, koleżanki), a on sam nie da rady. Więc tak rzucało się wszystko (bo co zrobisz?) i zasuwało. A tu ani be, ani me często. Traktowali to jako "obowiązek." Oczywiście były wyjątki. Tacy co zapytają jak praca/szkoła/życie i te sprawy. Podziękują.
żel, żele, podkładka, podkładki, futerko pod siodło
autor: Twixy dnia 11 grudnia 2017 o 23:54
Kawał ciężkiego chleba z tymi końskimi zakupami. Zastanawiałam się nad zakupem używanego żelu? One niszczą się tak szybko?