Ależ ja wzmacniam zachowania naturalne - koń wykonuje spontanicznie krok w bok, nagradzam go. Uważnie kształtując otrzymywane od konia kolejne kroki, mogę otrzymać zachowanie nienaturalne, np. ustępowanie od łydki na komendę.
Chyba najtrudniejsze jest w tej dyskusji określenie, czym dokładnie jest "naturalne zachowanie", "tresura" i "sztuczka"...
Co do sytuacji stresowej - mam wrażenie, że w tym momencie najsilniej zadziałają najtrwalej zakorzenione odruchy, nie ważne, w jaki sposób zostały pierwotnie nauczone. Ale potwierdzenia na to nie mam...
Czy Lorenzo mógłby nauczyć swoje konie tego wszystkiego przy użyciu smakołyków? Osobiście uważam, że tak. Ale nikt czegoś podobnego jeszcze nie zrobił, więc nie mam na poparcie swoich słów niczego poza własnym przekonaniem 🙂 Zobaczymy, może za parę lat...
Zapraszam do przejrzenia tych filmików (jest ich mnóstwo, zawierają proces uczenia koni(a) przy użyciu smakołyków - wyuczane są najróżniejsze zachowania, np. przyjęcie wędzidła albo machanie hula-hop):
https://www.youtube.com/user/hyxcTeż mogę zapytać: czy Lorenzo nauczyłby tego samego swoich koni, używając tylko metod polegających na korekcji?
Praca tej dziewczyny pokazuje też, że koń szkolony wyłącznie przy użyciu smakołyków nie musi być agresywny i rozbestwiony.
Nadal nie rozumiem, o co dokładnie ci chodziło, gdy pisałaś o ludzkiej potrzebie dawania. Szczerze mówiąc, fragmentu:
Taki trynd - wczuwasz się w motywację innych, zamiast narzucać im swoją. Niesamowite, ale działa nawet u ludzi 🙂
...też nie rozumiem. Nie mówię przecież, żeby konia traktować jak maszynę, nie przejmować się jego naturą. Ale częścią końskiej natury jest zdobywanie pożywienia (zajmuje mu to większość doby). Otrzymywanie karmy jest dla większości koni wielką motywacją! Tak wielką, że spokojne, ułożone konie nagle robią wszystko, co im przyjdzie do głowy, by tylko uszczknąć jabłka - o czym świadczą dwie strony wpisów w tym wątku. Ta "energia", ujarzmiona, może dać dużo dobrego.
Powtórzę: dlaczego oczekuje się ode mnie, żebym używała metod uczenia opartych na zachowaniach stadnych konia? A czemu nie wykorzystać jego podstawowej potrzeby - przyjmowania pokarmu? Myślę, że to takie trochę (nie obraźcie się, naturalsi) łechtanie własnego ego - bo używając metod zaczerpniętych z jeździectwa naturalnego mogę się przyrównywać do konia alfa. A jak wezmę smakołyk, to właściwym porównaniem będzie "maszyna dystrybuująca", jak trafnie określiła to
horse_art. Tylko że efekt będzie taki sam.
Podkreślam: tzw. metody naturalne bardzo dobrze działają na konie, to spójne, rozłożone w czasie szkolenie konia, które przynosi świetne efekty (patrz: Lorenzo). Nie chodzi mi tu o atakowanie tego typu metod, chcę tylko przekonać czytających, że ta droga nie jest jedyną zgodną z naturą konia.
Tak na koniec: życzę Ci,
zulu, i wszystkim czytającym ten wątek, rodzinnych świąt Wielkanocy i wesołego Dyngusa jutro (mokrego, nie śnieżnego!).