jkobus

Konto zarejstrowane: 17 grudnia 2008
Ostatnio online: 25 kwietnia 2022 o 08:57

Najnowsze posty użytkownika:

Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 26 sierpnia 2021 o 15:28
Edit.: Moderuje na prośbę wielu użytkowników.
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 25 sierpnia 2021 o 10:56
Piszę, żeby ludzie normalni wiedzieli, że nie są ostatnimi Mohikaninami na tej planecie. Że jest ich więcej. Nawet w tym nędznym kółeczku wzajemnej adoracji, jakim jest Re-Volta (tfu...)...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 25 sierpnia 2021 o 10:42
Mam dobry gust. I nic mnie nie obchodzą Wasze doświadczenia jako dzieci - niejadków. Generalnie: nie lubię Was...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 25 sierpnia 2021 o 09:56
Szczerze pisząc rozmawialiśmy sobie właśnie dziś rano z Żoną o tym, czym jest miłość w2 ogóle, a miłość rodzicielska w szczególności. Wyszło nam, że jest to przede wszystkim cierpienie. Fakt - byliśmy świeżo po śniadaniu, podczas którego w Bronisława literalnie trzeba było wpychać jajecznicę. Dopiero ostatnie kęsy zjadł sam - i to ze smakiem. Odnieśliśmy zatem drobny sukces (aczkolwiek historia zapewne powtórzy się, jak nie dziś, to jutro - i będzie tak ZAWSZE. Jak nie z jajecznicą, to z czymś innym...). Tym niemniej - byłoby znacznie przyjemniej, milej i fajniej: olać to. Po prostu olać.

W zeszłym tygodniu, po kompletnie nieprzespanej nocy przypomniał mi się fragment beletryzowanej biografii, bodaj czy nie Kościuszki (ale nie jestem pewien). W każdym razie akcja działa się w XVIII wieku. Ojciec do siedmioletniego syna: synu - tu masz 10 dukatów. Będę Ci tyle przesyłał co roku. Razem ze świeżą bielizną. Tu jest Twój służący, którego opłacam. Jedziesz do szkół. Będziemy się widywali dwa razy do roku - na Boże Narodzenie i na Wielkanoc, kiedy nas odwiedzisz w domu. Wakacje możesz spędzać jak chcesz i gdzie chcesz.... Po prostu - żal, że nie ma żłobków z internatem...

No ale - nawet, jeśli nie wiedzieliśmy, na co się piszemy, tośmy się zapisali. Mniej - więcej świadomie. Może mniej niż więcej, ale to nie ma znaczenia. Żadne tam "pasje", żadna "samorealizacja", a już o jakichkolwiek kwiatuszkach czy aniołkach womitujących tęczą - nie ma co mówić. Jest cierpienie. Św. Paweł wiele o tym pisał - 2000 lat temu. Jeśli kogoś kochamy - to codziennie dla niego umieramy. Po kawałeczku.

Oczywiście: to nie jest bezalternatywna sytuacja. Można w ogóle nie mieć dzieci. Albo można ulec pokusie i olać wpychanie jajecznicy (czy cokolwiek innego). Jak widać - nie brak entuzjastycznych zwolenników olewania. Pierwszym był wspomniany już przeze mnie niejednokrotnie Jan Jakub Rousseau.

Tylko nie ma się co potem dziwić, że jest jak jest. Człowiek rodzi się jako samolubne, agresywne i leniwe zwierzę. Trzeba mnóstwa pracy, mnóstwa dyscypliny i mnóstwa konsekwencji - żeby wykrzesać z niego odrobinę człowieczeństwa. Bez najmniejszej gwarancji sukcesu..!!! Sam z siebie to się jednak jeszcze nikt nigdy nie uczłowieczył. Wbrew fantasmagoriom z "Emila".

Pracy, dyscypliny i konsekwencji NAJBARDZIEJ potrzeba w rzeczach z pozoru drobnych. Jak kształtowanie dobrego gustu, nauka samodyscypliny, skupienia, trzymania pleców prosto na koniu. Ostatecznie - nawet z najbardziej zaniedbanego pod tym względem dziecka rzadko wyrasta seryjny zabójca. Jest jeszcze policja, presja społeczna, itd. - tak naprawdę nauka etyki jest tu najłatwiejsza i najmniej istotna, bo jak rodzice nie nauczą, to nauczy więzienie. Ale dobrego gustu - kto ma uczyć, jak nie ja..?

No nie widzę chętnych dookoła...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 24 sierpnia 2021 o 10:43
Nie ma nic gorszego, straszniejszego i bardziej traumatycznego niż "wolny wybór". Człowiek jest istotą stadną bardziej niż koń. Dajcie swoim koniom "wolny wybór" - a zobaczycie jak szybko wpędzicie je w narowy, czy wręcz w chorobę. W moim domu żadnego "wolnego wyboru" nie było, nie ma i nie będzie. Póki żyję. Howgh.
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 23 sierpnia 2021 o 13:37
Złożona kwestia. W świecie maltuzjańskim, czyli przed rewolucją przemysłową, statystyczny poziom życia był odwrotnie proporcjonalny do jego statystycznej długości. Innymi słowy - im dłużej ludzie żyli (i im więcej ich było), tym żyli nędzniej. Co oczywiście nikogo specjalnie nie radowało. Nie mówi się o tym na lekcjach historii, ale w starożytności śródziemnomorskiej (zaś na Dalekim Wschodzie aż po połowę wieku XIX), rozwiązaniem tego dylematu było masowe dzieciobójstwo. Ludzie ograniczali swoją płodność porzucając na pewną śmierć lub wręcz zabijając swoje dzieci. Dzięki temu sami osiągali wyższy poziom życia (mieli do dyspozycji więcej żywności - albo/i więcej wolnego czasu).

Troszkę się to kłóci z wizją odpowiedzialności i heroicznej walki z przeciwnościami, prawda..?

Dopiero chrześcijaństwo i islam zdołały tę praktykę wykorzenić - nie bez zaciekłej walki trwającej przez wiele wieków i nigdy nie zakończonej pełnym sukcesem.

Rewolucja przemysłowa o tyle zmieniła reguły gry, że produkcja żywności (po raz pierwszy w dziejach ludzkości) zaczęła rosnąć szybciej niż najszybszy możliwy wzrost demograficzny - a im więcej było rąk do pracy, tym rosła szybciej. Stąd mamy eksplozję demograficzną i nigdy wcześniej nie spotykane rodziny z kilkunastoma dziećmi (dożywającymi wieku dorosłego) - w Europie od końca wieku XVIII do początku wieku XX, w Afryce - dzisiaj.

Przy tak "zmasowanej" plenności tylko najbogatszych stać jednak było na to, aby nad wychowaniem potomstwa pochylać się troskliwiej - przy pomocy armii guwernantek czy prywatnych nauczycieli. Większość populacji radziła sobie jak umiała. Lepiej lub gorzej. Z pewnością - nie było ani miejsca, ani czasu na rozpieszczanie dzieci nadmiarem uwagi...

W sumie był to system i tak lepszy niż obecnie. Kiedy dzieci jest bardzo mało - za to poświęca im się nieproporcjonalnie wiele wysiłku i troski. Wysiłek ten zaskakująco często przynosi nieproporcjonalnie kiepskie rezultaty. Trudno tego nie zauważyć. Właśnie chociażby - lawirując w okolicach warszawskiej "patelni", żeby uniknąć rozdeptania przez hordy agresywnej młodzieży...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 23 sierpnia 2021 o 12:55
Nie sądzę, aby można było mówić o jakimś masowym "nabieraniu się na plewy". Warunki się zapewne zmieniły, ale ludzie - wcale. Zatem 100 lat temu, 1000 lat temu czy 10.000 lat temu było na świecie tyle samo % "pustaków", "blachar", leni czy pospolitych idiotów (no dobra - być może żyli krócej i częściej umierali bezpotomnie...).

Raczej należy się obawiać oderwania aspiracji od realiów. Mężczyzna, który by nie akceptował innej kobiety niż jakaś księżniczka z bajki - łatwo nie znajdzie sobie pary (w przypadku mężczyzn, zdarza się to rzadko - z tego powodu...). Kobieta poszukująca księcia na siwym koniu może mieć pewne trudności w znalezieniu takowego w Warszawie, Szczecinie czy nawet w czeskiej Pradze. Nie mówiąc o mniejszych miejscowościach.

Druga sprawa to brak woli pokonywania trudności i znoszenia przeciwieństw. Więc gdy tylko jakieś pojawiają się na horyzoncie - jedna ze stron robi w tył zwrot i znika. Z zasady przy tym - nie uprzedzała zawczasu, że tak zrobi, nieprawdaż..? No i to jest chyba to najgłówniejsze nieporozumienie. "Nowoczesna" przysięga małżeńska powinna brzmieć: "będę z Tobą, póki nam będzie dobrze i kolorowo - a potem sobie pójdę". Przynajmniej nikt by nie mógł powiedzieć, że dał się zaskoczyć.

Wreszcie trzecia rzecz, najważniejsza - to brak przymusu. Nie tylko kulturowego czy społecznego. Przede wszystkim - brak wyzwań o charakterze środowiskowym. Jeszcze za zdychającej komuny po prostu OPŁACAŁO SIĘ być w stabilnym związku. Przynajmniej dało się więcej niż jedną kolejkę naraz obskoczyć (a im rodzina liczniejsza, tym zaopatrzenie lepsze - dzięki temu...). Teraz to nie ma najmniejszego znaczenia. Więc - skoro nie trzeba - to po co "się męczyć", nieprawdaż..?

Z tym, że to jest off top tutaj. Z punktu widzenia propagacji genów kwestia tego, czy dzieci są ślubne czy nieślubne, ze stabilnego związku czy z rodziny patchworkowej - jest nieistotna. We Francji notoryczna niestabilność związków uważana jest wręcz za czynnik pronatalistyczny. Bo w nowej konfiguracji parom zdarza się chcieć mieć wspólne dziecko - niezależnie od tych, spłodzonych z poprzednimi partnerami (inna rzecz, że i tak nie osiągają zastępowalności pokoleń i tak - nie ma się zatem czym ekscytować, ot - wymrą trochę później od nas...).
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 23 sierpnia 2021 o 12:23
Dobór naturalny tak działa. Mężczyzna, jako istota z definicji prosta (by nie rzec wręcz prymitywna...), reaguje pozytywnie na miły wygląd. Jeśli za tym wyglądem idzie też wspólnota życiowych celów - wszystko kończy się happy endem. Jak nie - kończy się endem, tylko szybciej. Albo wcale się nie zaczyna (i tak jest, w sumie, najzdrowiej).

Z kolei kobieta, jako istota z definicji wyrachowana, rzadko kiedy daje się nabrać na plewy - zatem mężczyzna musi się wykazać stosowną zawartością portfela. Portfel można odziedziczyć albo wypchać sobie samemu - co wymaga sprytu.

Stąd, w warunkach normalnych i stabilnych, rolą mężczyzn jest utrzymanie ludzkiej populacji w zdrowiu i urodzie, a rolą kobiet - zapewnienie odpowiedniego poziomu inteligencji. Obie płcie robią to zupełnie nieświadomie i mimowolnie, ulegając instynktom.

Ocenianie tego zjawiska jest, moim zdaniem, nieco nie na miejscu. Nie da się zmusić kobiet, aby kochały biednych, niezaradnych, nieporadnych i rozlazłych mężczyzn. Tak samo jak nie da się zmusić mężczyzn, aby kochały rozwrzeszczane, agresywne i brzydkie kobiety. Oczywiście - względnie i w zależności od kontekstu. Biedny mężczyzna zawsze może zostać pokochany przez kobietę jeszcze biedniejszą od niego. Zaś wulgarna i agresywna kobieta znaleźć jeszcze wulgarniejszego i jeszcze bardziej agresywnego partnera. Pytanie, czy są to na pewno i bez żadnych wątpliwości akurat te kierunki, w które chcielibyśmy, aby nasz gatunek szedł w przyszłości..?
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 23 sierpnia 2021 o 09:01
Czyli co - wracamy do "eksperymentu Calhouna"..? Ale żeby to aż tak szybko szło..? Prawdę powiedziawszy, miałem nadzieję, że umrę, zanim taka degeneracja stanie się widoczna gołym okiem...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 23 sierpnia 2021 o 08:48
Zapewne tak właśnie jest. Skądinąd jednak, niespecjalnie mnie to cieszy. Bycie głośnym i wulgarnym (zupełnie niezależnie od płci i kontekstu) dowodzi braku pewności siebie i słabej konstrukcji psychicznej. Nawet wśród bandytów wcale nie należy najbardziej bać się najgłośniejszego - to nie on jest naprawdę szefem... Zatem, jeśli rywalizacja ma polegać na ściganiu się w wulgarności i hałaśliwości - to by dowodziło jakiejś naprawdę masowej "epidemii słabości" wśród młodych dziewcząt. A przecież, przynajmniej tradycyjnie, w Polsce to kobiety były płcią silniejszą (psychicznie)..?

Walczymy ze srokowatością naszej córki od jakichś dwóch lat. Póki co - bez najmniejszego zgoła efektu...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 23 sierpnia 2021 o 07:52
Moja wyjściowa obserwacja, sprzed lat kilkunastu, w zasadzie potwierdzała to, czego i tak można się było spodziewać: w Warszawie, a w szczególności w jej biznesowo - urzędniczo - uczelnianym centrum, w godzinach pracy, widać było ponadprzeciętną koncentrację urodziwych pań.

Przy czym: jasne - nie to ładne, co ładne, tylko co się komu podoba. Tym niemniej w najogólniejszym sensie, da się to sprowadzić do kombinacji zdrowia, dbałości o siebie, pewnego wyrafinowania (gustu trzeba się uczyć i - po starszej córce widzę - nie jest to nauka ani łatwa, ani mała: w wieku lat czterech niezmiennie podoba jej się wyłącznie to, co błyszczące, najlepiej złote, falujące i pod każdym względem przesadne - nie mam najmniejszego zamiaru pozwolić jej tu na wolność ekspresji, tylko wprost przeciwnie - będę tresował póki mi tchu w piersiach starczy...), oraz możliwości finansowych.

Teoretycznie, tak właśnie być powinno i praktyka potwierdzała teorię. Co zawsze budzi zadowolenie. Przynajmniej u mnie.

W stabilnej społeczności rolniczej, ani nazbyt sztywnej (pod względem możliwości awansu społecznego), ani przesadnie dynamicznej, zachodzić bowiem POWINNA stopniowa segmentacja populacji. W centrum władzy koncentrują się ludzie najbardziej uzdolnieni do tego, aby czerpać z niej profity. Są to najsprytniejsi mężczyźni i najładniejsze kobiety.

Owszem - trafia się i wśród płci męskiej kariera zrobiona dzięki urodzie i wśród kobiet - tylko dzięki inteligencji, bez żadnego zgoła materiału na piękność. Ale to są rzadkie wyjątki. Reguła jest - przez ostatnie 10 tysięcy lat - taka jaka jest.

W Polsce to przez wiele wieków nie działało. Najpierw nie było jednego, wyraźnego centrum, a mobilność społeczna była zupełnie nieintuicyjna (jednostki ambitne uciekały ze wsi nie do upadających miast, tylko na Ukrainę...). Potem były zabory i centrum znalazło się poza polskim obszarem etnicznym. Wreszcie - naród przemieścił się o kilkaset kilometrów ze wschodu na zachód, niemal jak tabor cygański.

Dopiero od 1990 roku mamy "normalność". I przyjemny dla oka wygląd warszawskiej ulicy te kilkanaście lat temu, był tego najprostszym i najłatwiejszym do zauważenia objawem. Warszawa zaczęła doganiać inne wielkie metropolie świata. Zapewne dotyczyło to nie tylko kobiet - ale sprytu na pierwszy rzut oka nie widać, a urodę tak.

Tymczasem w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, w czasie trwania pandemii - coś się zmieniło. Przed początkiem lipca byłem w mieście raptem kilka razy (od marca zeszłego roku) - i każda kolejna wizyta robiła na mnie coraz to bardziej przygnębiające wrażenie. Na początku to były puste chodniki z nielicznymi, zamaskowanymi i nieledwie skaczącymi od bramy do bramy przechodniami. Jak w kiepskim filmie o okupacji.

Teraz, po pierwsze - poczułem smród. Zapewne był zawsze, tylko byłem do niego przyzwyczajony. Centrum miasta cuchnie. Kanalizacją.

Po drugie: na krótkim odcinku (góra 1000 metrów) od stacji kolejowej do biura, regularnie muszę lawirować między grupami głośnych, wulgarnych, brzydkich dziewczyn. Im młodsze, tym bardziej agresywne, glośniejsze i mroczniejsze.

Domyślam się, że to właśnie jest "samorealizacja", tudzież "ekspresja osobowości" - czyli te rzeczy, na które moim córkom nie mam zamiaru pozwolić.

Ale rzecz nie tylko do tego się sprowadza! Tu zaszła jakaś głębsza zmiana. Coś pękło w samym jądrze społeczeństwa.

To, że kobiety ignorują mężczyzn i nie chcą im się podobać - to jest betka, to bez znaczenia. Już Arystofanes napisał o tym komedię. To nic nowego.

Ale że kobiety nie chcą przyćmiewać innych kobiet..?
własna przydomowa stajnia
autor: jkobus dnia 10 sierpnia 2021 o 13:06
pestka, my mamy już około 20 km - i sukcesywnie wymieniamy sznurek na szeroką, białą taśmę. Po prostu sznurek się nie sprawdza...
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 05 sierpnia 2021 o 08:08
1. Nie mogłem się "odsłonić", bo nigdy się nie zasłaniałem. Przecież to chyba żadna niespodzianka, że na prawo ode mnie jest już tylko zad słonia, na którego grzbiecie spoczywa płaska, nieruchoma Ziemia..?

2. Tylko ludzie uzgadniają swoje poglądy w dyskusji. Żadne inne zwierzę niczego takiego nie robi (i jest to jedna z naprawdę niewielu różnic pomiędzy homo sapiens , a resztą fauny). Wynika z tego, że obmawianie, ocenianie, plotkowanie, obrabianie sempiterny, branie na języki, a takoż - tworzenie i powielanie stereotypów, uprzedzeń i przesądów - to bardzo kulturalne czynności. To jest wręcz fundament i źródło kultury...

3. Drugim filarem kultury jest hipokryzja. Co już ćwierć tysiąclecia temu zauważył nasz zdymisjonowany król Stanisław Leszczyński w swojej odpowiedzi na nader niemądrą, choć robiącą wówczas (i dziś też, choć mało kto o tym wie...) wielką konkietę, młodzieńczą rozprawkę Jana Jakuba Rousseau.

4. Kulturalnym jest zatem zarówno to, że 11 lat temu dobrze bawiliśmy się obgadując wygląd niewiast różnych nacji - jak i to, że w roku 2021 najwyraźniej taka zabawa jest już passe. Natomiast hipokryzja polega na tym, aby - idąc za dyktatem mody - nie pamiętać, że moda zmienną jest. No cóż. Zdemaskowałem hipokryzję - a to rzeczywiście niewybaczalne i wysoce niekulturalne. Nie żałuję.

5. Jest niezmiernie wręcz uderzające, w jaki sposób "nowa moralność" (cudzysłów absolutnie konieczny i celowy, bo i cóż nowego w tym neopurytaniźmie..? Że zamiast zakrywać od stóp do głów kobietę, jak w wersji wiktoriańskiej, każe mężczyźnie udawać kastrata..? A cóż to za różnica w gruncie rzeczy..?) powtarza i sposoby i nawet zwroty frazeologiczne mód wcześniejszych. Wczoraj rzuciła mi się na oczy feministyczna recenzja poradnika małżeńskiego, napisanego przez "tradycjonalistki". Recenzja była oczywiście krytyczna - no i ok. Ale puenta rozwala system! Recenzentka bowiem łaskawie dopuszcza, by autorki wyznawały takie poglądy. Póki robią to we własnym gronie. Ale upubliczniać w formie e-booka czy kont na Instagramie, które mają dziesiątki tysięcy subskrybentów..? Tego już znieść nie może... " Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji". To też Jan Jakub. Gdyby były możliwe podróże w czasie - udusiłbym szkodnika w kołysce...
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: jkobus dnia 02 sierpnia 2021 o 07:17
gosiaopti, w sumie - tylko podziwiać znajomość końskiego świata i oczekiwań właścicieli koni. Do tej pory większość rozmówców wyraża najgłębsze zdziwienie (czasem nawet oburzenie), że u nas pensjonat dla emeryta kosztuje tyle samo, co dla każdego innego konia. Jak to tak??? A trafiają się i tacy, co pojąć nie mogą, że nie chcemy przyjąć ich pupila "na łąki" za darmo. Przecież nic nas to nie kosztuje, prawda..? Po złości nie chcemy, nic innego... Jestem pewien, że pan, który z tym ogłoszeniem wystąpił nie narzeka na przerób w tej chwili. Może nawet już mu się możliwości transportowe wyczerpały na jakiś czas - i dlatego tak łatwo się przyznał. Spoko. Za miesiąc czy dwa ogłosi się znowu. Klientów mu nie zabraknie.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: jkobus dnia 22 lipca 2021 o 14:49
Nie zrobili i nie zrobią. Wkręcają Cię. Płatnikiem usług schroniska dla zwierząt jest zwykle gmina, więc tylko od gminy (straż miejska, jakiś gminny hycel...) schronisko przyjmuje zwierzęta. Nie od osób prywatnych. Jak znajdziesz psa i nie możesz go zatrzymać, to podrzucasz przez płot albo wołasz straż miejską - od Ciebie bezpośrednio nie wezmą. A braliby na przechowanie..? Za darmo..?

To chyba w równoległej rzeczywistości...
KOTY
autor: jkobus dnia 22 lipca 2021 o 14:44
Mamy w tym roku bezprecedensowy wysyp dzikich, bezpańskich kotów. Od grudnia odłowiliśmy w żywołapkę i wypuściliśmy, po wykastrowaniu, cztery kocury. Miesiąc temu po raz pierwszy złapała się kotka. Była już kotna, o czym dowiedzieliśmy się dopiero na stole. Została u nas i bardzo przywiązala się do Żony (która, tak ogólnie, to tępi koty, jest to zatem miłość wbrew wszystkiemu...).

Niestety, odkąd kotka poczuła się dobrze po rekonwalescencji - morduje ptaki.

Nie będę zakładał siatki czy krat na wszystkie okna. Już fakt, że mieszkając na wsi kupuję żwirek jest wystarczająco dziwaczny.

Kotka musi znaleźć nowy dom.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: jkobus dnia 22 lipca 2021 o 14:35
Nie wydaje mi się, żeby jakiekolwiek schronisko przyjmowało zwierzęta od osób prywatnych. Nawet, kiedy chodzi o znajdę, a nie o przechowanie przez pewien czas. Tak że opowieść brzmi niewiarygodnie.
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 20 lipca 2021 o 12:29
Jako lojalny funkcjonariusz kaczystowskiego reżimu w pełni utożsamiam się ze stanowiskiem rządu. To chyba naturalne..?
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 16 lipca 2021 o 17:25
13 lat temu, jak widać na załączonym obrazku, nikt się jakoś tematem nie gorszył. Co się zatem zmieniło przez ten czas (oprócz tego, że jesteśmy bardziej doświadczeni, piękniejsi i bogatsi, ma się rozumieć...)?

Dorasta nowe pokolenie, wychowane już wyłącznie na Internecie, z przerywnikami na Erasmus, czy inny "czarny protest"..?

Pokolenie wulgarne, krzykliwe - z którym nawet już mi się nie chce nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu..?
Geografia urody - temat dla panów (czy tylko..?)
autor: jkobus dnia 15 lipca 2021 o 18:32
Edit na prośbę wielu użytkowników
własna przydomowa stajnia
autor: jkobus dnia 15 lipca 2021 o 07:49
Zdopingowało nas to tylko do wykonania pewnych działań, które dawno planowaliśmy. Następny nieproszony gość przykro się zdziwi...

Z innej beczki: nie udało nam się wczoraj przestawić jednego ze stad na nowe pastwisko. Żeby było wygodniej, udostępniliśmy Padok Centralny (ten gdzie na sam koniec chodzili Wasi chłopcy) od strony starej wiaty. W tym roku dużo pada, często są burze, no i - wygodniej nalewać wodę z kranu pod wiatą niż z węża.

W tym celu wykarczowałem poszycie i część mniejszych drzew na fragmencie Lasku Centralnego (kilka godzin cięcia - dwa tygodnie usuwania gałęzi, głównie co prawda dlatego, że od 1 lipca skończyła mi się pracą zdalną i wciągu dni roboczych niewiele jestem w stanie zrobić; tyle że z powodu beznadziejnego rozkładu jazdy pociągów, jeszcze bardziej wyśrubowaliśmy standard czystości - bojąc się, że rano nie zdążę, jeśli będzie tego za wiele naraz, sprzątam teraz kupy dwa razy dziennie - i rano i wieczorem...). Za czym, nie bez przygód, ale mniejsza już o to, wczoraj wkopałem słupki i większą grupą, przy pomocy części pensjonariuszy, rozciągnęliśmy taśmy i druty.

Wypuszczone na nie ruszaną od niemal roku trawę konie wykazały taki entuzjazm, że jeszcze nim zdążyliśmy odejść, już było do remontu zamknięcie (pomarańczowa linka to nieporozumienie, konie chyba jej w ogóle nie widzą... - raz daliśmy się nabrać sprzedawcy, jakieś dwa lata temu, od tej pory usuwamy ją zewsząd, akurat na wejściu została...). No OK. Naprawiliśmy, włączyliśmy prąd... pół godziny później staranowały ogrodzenia Padoku Wiosennego. Gdzie akurat prowadzimy różne prace agrotechniczne, dopiero co, kilka dni temu, rozrzuciłem nawóz, itd.

Oczywiście natychmiast je stamtąd wyciągnęliśmy, a ogrodzenie naprawiliśmy - ale zabrakło nam już materiałów na jego radykalne podwyższenie i umocnienie.

Wrócimy do tematu, jak kurier przywiezie nowe rolki taśmy i druty.

Swoją drogą - tylko końskie pospólstwo potrafi tak po chamsku, bezczelnie, piersią na pastucha...

Nasze konie za bardzo nas pod tym względem rozpieściły. Jak to arystokracja...
własna przydomowa stajnia
autor: jkobus dnia 13 lipca 2021 o 13:05
Na żywo jeszcze tego nie widziałem. Żona mi mms-a przysłała. Trudno mi uwierzyć, że komuś chciało się skradać po krzakach tylko po to, żeby zrobić nam na złość. Do najbliższych zabudowań jest kilometr, a do najbliższego sklepu z piwem - trzy kilometry. Nikt zatem nie miał okazji zrobić tego mimochodem, po drodze, przy okazji. Wymagało to celowego wysiłku. W 30-stopniowym upale, albo w strugach ulewnego deszczu. Trudne do pojęcia. Nie to, że nie mam wrogów. Mam, całe mnóstwo. Jakoś jednak do tej pory żadnemu z nich aż tak nie zależało... No nic: kto szuka guza - pewnie go znajdzie..!
Jakie AUTO, czyli czym i dlaczego jeździmy? ;)
autor: jkobus dnia 12 lipca 2021 o 15:57
Szczerze pisząc najbardziej miejscożrące są foteliki. Jak się przytrafi wypadek i będzie potrzebny kolejny fotelik - to Najstarszy już się zwyczajnie nie zmieści. Mimo, że teoretycznie jest siedem miejsc.

Whatever jednak - Zafira nie dożyje momentu, gdy nie będziemy potrzebowali fotelików, a i moment rezygnacji z wózka (nie tak znowu odległy, najmłodsza już wstaje - tylko chodzenie jeszcze jej się nie udaje...) może okazać się zbyt ambitnym celem. Silnik rzęzi ostatkiem sił...

A ciężko wkładać jakieś tysiące w generalny remont maszyny kupionej za 2000 zł. Już nowa rura wydechowa z tłumikiem i obudową za cztery i pół stówy wygląda na rozrzutność (stara nie to że się urwała - ona się rozpadła...).

Rodzina szwagierki, siedmioosobowa (w tym jeden fotelik i dwa poddupniki) - mieści się w Seacie Alhambra. Razem z (dużym) psem, wózkiem i torbą na pieluchy.

Ale oni są przyzwyczajeni do ścisku. Mieszkają w bloku.

No i w sumie rzadko podróżują.

W zasadzie - jak tak sobie myślę - to koniec końców całe dzieciństwo przemieszczałem się tylko komunikacją publiczną - a wcale nie urodziłem się w mieście. Pierwszy samochód, Syrenkę 104, ojciec kupił dopiero w połowie lat 80-tych, jak była nas już czwórka. A tak, to jeździło się autobusami i pociągami (włącznie z dwukilometrowym marszem pieszym przez las z jednej stacji na drugą, bo tak wypadało po drodze do dziadków...). I jakoś się dało.

Człowiek się łatwo przyzwyczaja do dobrego, nieprawdaż..?
Jakie AUTO, czyli czym i dlaczego jeździmy? ;)
autor: jkobus dnia 12 lipca 2021 o 10:48
Z tym elektrykiem to oczywiście czysty absurd - ale na elektryka przysługuje mi 27 tysi dotacji. I na nic innego. Przy skali inwestycji w gospodarstwo, które jesteśmy zmuszeni cały czas finansować - po prostu nie mamy wolnej gotówki. I co najmniej jeszcze parę lat tak będzie.

GDYBYM miał brać elektryka (co jest mimo wszystko mglistą dość perspektywą...) - to po pierwsze: raczej właśnie duży samochód rodzinny, na wspólne wyjazdy na zakupy, czy do Warszawy (na Żoliborz, do dziadków, mam niecałe 90 km, tyle powinien dać radę...). Nowy, z dobrze działającą klimą, obszerny (Zafira e-Life jest o połowę większa od starej Zafiry, to zupełnie inna jakość...). I relatywnie rzadko wykorzystywany. Na dojazdy na stację kolejową kupimy coś małego, najchętniej w benzynie, co by nie było problemu zimą. Takie coś i za 1000 zł da się znaleźć. A nie jeżdżę przecież do pracy ze wszystkimi dziećmi. Na razie...

Po drugie - do kompletu wtedy byśmy założyli fotowoltaikę. Której jedynym zadaniem byłoby ładowanie tego elektryka. Który i tak głównie by stał przy domu - więc dałoby się to pewnie jakoś skalibrować. A na fotowoltaikę też jest dotacja. Tyle, że niewielka - do 5.000 zł. Jak na potrzeby bytowe naszego gospodarstwa, moc, którą można by uzyskać wykorzystując do maksimum te 5 tysi to jest śmiech na sali i w ogóle szkoda gadać - ale na samochód, który może sobie stać cały dzień..?

Oczywiście, jest to technicznie absurdalne i mocno przypomina drapanie się w lewe ucho przekładając rękę pod prawym pośladkiem. Ekonomicznie też jest zwyczajnie głupie - ale dotacja... Przecież ja tego nie wymyśliłem - to rząd chce być kochany i chce być trendy - więc sadzi takie idiotyzmy...

Testowaliśmy Forda Galaxy, który jest dość podobny do VW Sharan (właściciel się wręcz mylił, bo wcześniej, zdaje się, miał Sharana). Rzeczywiście - jest to trochę wygodniejsze od Zafiry. Ale tylko trochę. Prawdę powiedziawszy - test przekonał nas ostatecznie, że jak mamy wozić całą naszą szóstkę (szybko rosnącą, szczególnie na długość...) - to 7-miejscowy van jest nędznym półśrodkiem i szkoda zachodu.

Do ciągania przyczep mamy, teoretycznie, mojego starego Patrola (który ma się dobrze, tylko wymaga... właściwie wymiany karoserii - niewiele z niej już zostało). Rok temu dumałem, czy by go nie wymienić - ale jak zobaczyłem ceny, to wymiękłem. Mimo wszystko nowe blachy będą tańsze. Co nie jest, oczywiście, szczytem listy priorytetów - więc nie nastąpi szybko. Do tego czasu, z braku przeglądu, Patrol służy mi do rozwożenia siana po padokach...

Jak by się zatem nie obrócić - wychodzi, że potrzebujemy busa.

Teraz tylko strzelić główną wygraną w loterii spisowej - i sprzedać tę nową Yariskę za taką cenę, co by na używanego busa starczyło, co nie..?
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: jkobus dnia 08 lipca 2021 o 15:30
W normalny dzień śmieciarę da się wcześniej czy później wyminąć - ale nie w dzień targowy. W dzień targowy jest ciągły sznur samochodów, a wszystkie boczne uliczki zapchane parkującymi, więc się stoi. Jak byłem do tego przyzwyczajony, to w środę po prostu wyjeżdżaliśmy pół godziny wcześniej - ale ostatnio, kiedy naukę zdalną zniesiono na sam koniec roku szkolnego, Kuba dwie środy pod rząd spóźnił się na pierwszą lekcję. Dobrze, że ja pracę w biurze zacząłem dopiero od 1 lipca...
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: jkobus dnia 08 lipca 2021 o 14:35
Co Wy wiecie o zabijaniu... W wakacje mnie to nie rusza, podobnie jak nie ruszało mnie przez półtora roku pracy zdalnej - ale od września, o ile fafnasta fala epidemii nie pomoże, znowu będę dowoził najstarszego syna do Warki, do szkoły - i sam wsiadał tam do pociągu jadącego do stolycy (póki wakacje jeżdżę z najbliższej stacji). Otóż Warka to ciche, spokojne i senne miasteczko i jeden jedyny most na Pilicy oraz jedna jedyna droga prowadząca od tego mostu do miasta - zupełnie, a nawet z naddatkiem wystarczają.

Z wyjątkiem dni targowych. Wtedy robią się korki.

No i jak raz warecki ZUK śmieciary puszcza po mieście nie kiedy indziej - jak właśnie w porannym szczycie. A te śmieciary (zresztą - nie wiem, czy mają tylko jedną, czy więcej - jedna zupełnie wystarczy...) stają sobie co kawałek i blokują jeden jedyny pas ruchu - czekając aż śmieciarze załadują zawartość koszy z kolejnych posesji po drodze.

Całe szczęście, że pociągi zwykle się spóźniają...
Jakie AUTO, czyli czym i dlaczego jeździmy? ;)
autor: jkobus dnia 06 lipca 2021 o 14:29
Ech - Zafira, którą rzutem na taśmę kupiliśmy tuż przed powiększeniem się rodziny dożywa swoich dni. No i jest dla nas zwyczajnie za ciasna. Jak się włoży do bagażnika wózek, to już na zakupy miejsca nie ma. Trudno i darmo - trzeba się przesiąść do busa. Problem w tym, że busy generalnie trzymają cenę i wygląda na to, że bez najmarniej dwóch dych niczego sensownego się nie znajdzie (w zasadzie to wahamy się pomiędzy VW Transporterem a MB Vito - ale takich, co by na "dzień dobry" nie zaczynać od generalnego remontu, z wymianą skrzyni biegów i silnika na czele...). Ruszył rządowy program dopłat do elektryków i w rozpaczy rozważałem i taki wariant - z tym, że oczywiście nie mam kasy na brakujące 85% (albo więcej) ceny, więc w grę wchodziłby tylko jakiś rodzaj wynajmu lub leasingu. No i tu jest pies pogrzebany: limit kilometrów. Mieszkając na wsi spokojnie i bez żadnych szczególnych wojaży robimy około 500 km tygodniowo - na dojazdach na stację kolejową, do szkoły, do sklepu, itd. Tymczasem praktycznie wszystkie oferty jakie widziałem zawierały się w przedziale od 7500 km na rok (kpina...) do góra 60.000 km (ale wtedy nie rocznie, a za cały okres umowny - też wychodzi skąpo...). Jak by nie kombinować - nic z tego nie będzie. Oczywiście, może się okazać że taki elektryk, z nominalnym zasięgiem ciut powyżej 200 km na jednym ładowaniu (pytanie, czy dałoby się do tego podczepić przyczepę z generatorem i ładować w trakcie jazdy..?) w praktyce nie pozwoli nam jeździć tyle, co jeździmy. Więc nie ma się co przejmować umową, skoro i tak pokona nas technika...
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: jkobus dnia 06 lipca 2021 o 09:32
Ja w ogóle nie uważam pojęcia "szczęście" za termin opisujący cokolwiek mierzalnego, a tym samym - wartego, aby w ogóle o tym debatować publicznie. Przykłady, które podałem tego właśnie dowodzą. Reformatorzy społeczni i pisarze walą tym "szczęściem" na prawo i lewo, uzasadniając w ten sposób swoje febliki, takie czy inne. Tymczasem ich działania w ogóle nie dotykają istoty sprawy. Społeczeństwo czy państwo nie są od tego, aby kogokolwiek uszczęśliwiać - to jest z definicji niemożliwe, bo całe to "szczęście" siedzi, nieszczęściem, w środku człowieka (i to, o zgrozo, pojedynczego i osobnego...), a nie na zewnątrz.

Czyniąc "szczęście" hasłem reformy społecznej dążymy, po kawałeczku rzecz jasna, do likwidacji społeczeństwa.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: jkobus dnia 06 lipca 2021 o 07:49
Czytam sobie właśnie w pociągu "Kobietę trzydziestoletnią" Balzaca i trafiłem na następujący cytat: Społeczeństwo może istnieć jedynie tylko siłą indywidualnych wyrzeczeń, jakich wymagają prawa. Przyjmując jego dobrodziejstwa, czyż nie zobowiązujemy się dochowywać warunków, dzięki którym istnieje?

Dalej, co prawda, ta piękna maksyma przechodzi w zupełnie naiwne, typowe dla XIX wieku dywagacje o tym, jak byłoby pięknie, gdyby mężczyźni byli delikatni i brali pod uwagę potrzeby kobiet w małżeńskich łożnicach. To taka dziecięca choroba naszej cywilizacji - mimo lepszej wiedzy, wciąż z niej nie wyszliśmy. Verne snuł utopie "cywilizacji balonowej", Reymont zdawał się sądzić, że byleby tylko wszystkim Jagnom zapewnić edukację artystyczną, a wszystkim Jagustynkom renty, to już żadnych więcej nieszczęść na świecie nie będzie, Sienkiewicz marzył o skrzypkach dla każdego Janka, itd., itp.

No cóż - trudno chyba dzisiaj o mężczyznę który by nie wiedział, że kobieta ma własne potrzeby (nawet wśród ułanów, prawda..?), wszystkie Jagny, jeśli tylko chcą, mogą zdawać na ASP, a Jagustynki dostają nawet trzynastą i czternastą emeryturę. Naszą cywilizacja techniczna dawno przekroczyła najśmielsze urojenia Verne'a. No i co..?

Widzicie gdzieś to szczęście i błogość powszechną..?

Wydaje się Wam, że jeśli uczynimy kolejny krok w kierunku subiektywizmu, indywidualizmu i wyzwolenia człowieka, pozwalając dowolnie definiować i zmieniać płeć - efektem będzie coś innego niż nowe (być może trudne dla nas w tej chwili do wyobrażenia, tak samo jak Balzacowi trudno było wyobrazić sobie praktyczny zanik instytucji małżeństwa, którą przecież chciał tylko udoskonalić i poprawić...) nieszczęścia, nowe biedy i nowe problemy..?

Złudzenia...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 19 czerwca 2021 o 15:15
Tukidydes jako źródło statystyczne. Brak mi słów.
Strzyga, fajerwerki inteligencji, że dech zapiera...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 17 czerwca 2021 o 11:28
Nie słyszałem o żadnych danych natury statystycznej. Znam tylko przypadki pojedyncze, czyli tzw. "anegdotyczne" - które, jak wiadomo, nie dowodzą zupełnie niczego.

Przyjaciółka mojej Żony, lekarka - anastezjolog, oczywiście zaszczepiona, poleciała odstresować się na wycieczkę do Kolumbii. Złapała tam lokalną odmianę Covid, którą przechorowała - szczęśliwie dość lekko, ale to osoba młoda, wysportowana (uprawia alpinistykę) i generalnie zdrowa - już po powrocie do Polski. To jest fakt "anegdotyczny", ale przynajmniej - pewny.

Moja Mama z kolei twierdzi, że jej szkolna przyjaciółka wraz z mężem, oboje 70+, po drugiej dawce szczepionki (nie wiadomo jakiej) złapali Covid - i w ciągu tygodnia, jedno po drugim - zmarli. Może tak było, może zmarli na coś innego. To są opowieści sąsiadek, świadectw zgonu nikt nie widział. W każdym razie, martwi na pewno są, Mama była na pogrzebie.

Również w dalszej rodzinie wśród osób starszych były jakieś podobne przypadki - ale tego już nawet nie będę przytaczał, bo ich wiarygodność jest niesprawdzalna.
odchów źrebiąt gdzie? miejsca godne uwagi
autor: jkobus dnia 16 czerwca 2021 o 13:45
Gdyby zgłosiły się co najmniej dwa ogierki jednocześnie, to polecam się. Mieliśmy grupę młodych ogierków, ale już się rozwiązała, bo pojechały "na swoje". Miejsce jest, infrastruktura jest - tylko pojedynczego nie przyjmę, bo przecież sam jeden chodził nie będzie. No, na krótki czas mogę mu dać do towarzystwa naszego Juliana, ale docelowo - nie o to przecież chodzi...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 16 czerwca 2021 o 11:51
1. Arogancja..? Raczej dość oczywista spostrzegawczość. Większość ludzi to głupcy. Łatwo się o tym przekonać, jest to powszechne doświadczenie, a fakty powszechnie znane nie wymagają dowodu. Demokracja w skuteczny sposób spełnia pragnienia większości. Ergo - demokracja skutecznie spełnia pragnienia głupców. Czy można się dziwić efektom..? Dziwne byłoby, gdyby były lepsze...

2. Grypa hiszpanka, to prawda, uderzyła w populację wygłodzoną i wyczerpaną trudami trzech lat wojny światowej. Przy tym - dużo uboższą, słabiej odżywioną, itd., itp. Tym niemniej, przebiegała znacznie gwałtowniej i dawała zupełnie odmienny efekt od Covid, o czym nawet na Wikipedii można sobie przeczytać. Wśród ofiar "hiszpanki" było nieproporcjonalnie wiele dzieci i osób młodych - Covid tymczasem, zabija głównie osoby starsze i już wcześniej schorowane (i tutaj akurat niczym się nie różni od typowego "przeciętnego" patogenu - znacznie natomiast różni się od różnych tropikalnych paskudztw, które zabijają niemal wszystkich...), zaś u dzieci najczęściej przebiega zupełnie bezobjawowo. Obliczenie śmiertelności hiszpanki jest niemożliwe, gdyż same tylko szacunki liczby globalnej zgonów na hiszpankę różnią się o rząd wielkości (pomiędzy 17 a nawet 100 milionów ofiar). Jednak nawet przy minimalnych wartościach - Covidowi wciąż daleko do takiego efektu w liczbach całkowitych. Choć w międzyczasie populacja globu wzrosła bodaj sześciokrotnie, nieprawdaż..?

3. Skoro Covid zabija głównie osoby starsze i wcześniej już schorowane, to moja teza, iż w roku 1920 byłby infekcją niedostrzegalną, ma się dobrze: takich osób 100 lat temu było w populacji proporcjonalnie znacznie mniej niż jest obecnie. Po prostu - umierali wcześniej na inne choroby i stąd - nie mieliby szans zachorować i umrzeć na Covid. Poniekąd - dlatego Covid tak łagodnie obchodzi się np. z Afryką. To jedyny kontynent, na którym piramida wieku wciąż przypomina tę sprzed 100 lat - z przewagą młodzieży i niewielkim udziałem osób starszych.

4. Teleporady medyczne przejdą chyba na stałe do skarbnicy narodowych memów. Panie doktorze, odczuwam ostry ból w odcinku piersiowym kręgosłupa - To proszę się pomacać i sprawdzić, gdzie dokładnie - Ale ja nie jestem w stanie odwrócić się na bok, a co dopiero macać się po własnych plecach... - Dobrze, to przepiszę panu e-receptę na środki przeciwbólowe... Kurtyna...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 15 czerwca 2021 o 09:39
Strzyga: nie pojadę do żadnych faweli. Bez szczepienia nikt mnie do samolotu nie wpuści 🙂. Zresztą - argumentum at favelum zamyka wszelką dyskusję. No bo co idzie dobrze w fawelach..??? Inna rzecz, że na tle rozlicznych epidemii trapiących ludzkość w przeszłości - nawet w fawelach Covid to żarcik. Naprawdę. Poczytajcie chociażby Tukidydesa. A plaga, która trapiła Ateny w jego czasach też wcale nie należała do najjadowitszych...

halo: bardzo przykro się czyta to, co piszesz. Nie z powodu treści, tylko z powodu zestawienia treści z nickiem. W innych wątkach jesteś osobą rozsądną, sceptyczną, spoglądającą na życie z dystansem, często z ironią. Tylko w tej jednej sprawie - opuszcza Cię zupełnie rozum i zostają tylko irracjonalne lęki.

Jak słusznie zauważył tow. Josif Wissarionowicz (a wiemy dobrze, że wszystkie jego spostrzeżenia zawsze były słuszne...) - jeden trup, to tragedia. Sto tysięcy trupów - to już wyłącznie statystyka.

Ten brutalny bon mocik ilustruje jedynie w dosadny sposób pewną różnicę kategorialną. Indywidualnie - każdy ma dobre prawo chronić siebie i swoich bliskich jak mu tylko rozum, portfel i okoliczności pozwalają.

Ale polityka państwa to coś zupełnie odmiennego. Państwo, które na ślepo, w panice, nie kalkulując kosztów i efektów miota się od pomysłu do pomysłu, raz zamyka całe branże, to znowu je otwiera, żeby następnego dnia zamknąć - ponosi odpowiedzialność za wszystkie skutki tego działania. Dlatego, kiedy nie wiadomo co robić w skali państwa - najrozsądniej jest po prostu nie robić nic.

Przy czym w tym wypadku "nie robienie nic" oznacza, że pozwalamy wirusowi rozprzestrzeniać się (prawdę powiedziawszy od momentu, gdy opuścił okolice targowiska w Wuhan - i tak nic już nie było w stanie go powstrzymać przed obiegnięciem całego globu...), nie przewracamy do góry nogami niczego (operacje planowe odbywają się zgodnie z planem, nie ma faktycznego zamknięcia placówek zdrowotnych, administracji publicznej, itp.) - a co najwyżej ułatwiamy ludziom, którzy tego chcą, realizację ich indywidualnych pomysłów na ochronę zdrowia. Można też, co nie wymaga wielkich nakładów, izolować najbardziej zagrożonych - pensjonariuszy domów opieki społecznej czy domów seniora.

Podłączanie chorych na Covid pod respiratory i tak było głównie zabiegiem pijarowym - większości z nich nic to nie pomagało, przedłużając tylko agonię.

Covid to pierwsza w dziejach "epidemia pijarowa". Co ciekawe - nie tylko w państwach demokratycznych władze myślały tylko o tym, jak przypodobać się ludowi, a nie o tym, jak radzić sobie z zagrożeniem! Przecież w ogóle nie byłoby całej tej epidemii, gdyby lokalne władze KPCh w Wuhan nie próbowały w końcu 2019 roku tuszować całej sprawy - po to, aby nie psuć nastrojów ludności. Zdaje się, że w konsekwencji towarzysze rozstali się nie tylko ze stanowiskami, ale i z życiem (jak to zwykle bywa po spotkaniu kilku gram rozpędzonego ołowiu z ludzką potylicą...) - ale było już za późno i ich surowe ukaranie RÓWNIEŻ służyło tylko pijarowi. Tym razem władz centralnych w Pekinie... I tak dalej, i tak dalej - każdy chciał "dobrze wypaść", "udowodnić, że wie co robi i panuje nad sytuacją". A jak wyszło..?

No właśnie...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 13 czerwca 2021 o 11:43
A potrafisz na jakichkolwiek statystykach pokazać, który kraj poradził sobie lepiej, a który gorzej..? Moim zdaniem wygląda to tak, że żadne działania jakiegokolwiek rządu nie miały żadnego znaczenia. Epidemia, plus - minus, wszędzie zebrała taki sam owoc. Tylko koszty były różne. Tak jest ZAZWYCZAJ z działaniami rządów. Dlatego mądrzy Chińczycy już 2500 lat temu wymyślili doktrynę wuwei. Niestety - obecnie, jak się okazuje, są już zbyt cywilizowani, żeby samemu ją stosować...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 13 czerwca 2021 o 08:10
Wątpliwej jakości dowcip. No cóż. Ja RÓWNIEŻ szczerze Was nie lubię!
Koronawirus
autor: jkobus dnia 12 czerwca 2021 o 16:41
Gdybyśmy NIC nie zrobili - epidemia skończyłaby się rok temu. Oczywiście - kosztem wielu ofiar. Czy tych ofiar byłoby więcej czy mniej niż naprawdę było, tego się nie dowiemy. Tym niemniej - Covid-19 daleko nie tylko do dżumy czy cholery, ale nawet do grypy hiszpanki. To lajtowy patogen. 100 lat temu pewnie nikt by nawet nie zauważył jego pojawienia się.

Nie robienie NIC było oczywiście niewykonalne. Politycy nie mogli sobie na to pozwolić z obawy przed utratą popularności i, w konsekwencji, władzy. Musieli zatem robić COŚ. Nawet, jeśli nie mieli bladego pojęcia co. Kosztem jest największy skok liczby zgonów od 1945 roku. Nic się ma to nie da już poradzić. Co więcej - należy oczekiwać, że reakcja na każde przyszłe wyzwanie tego rodzaju będzie identyczna. Nikt nigdy nie przyzna się, że nie wie co się dzieje, ani co powinien zrobić. Każdy będzie za wszelką cenę udawał, że kontroluje sytuację i doskonale wie, co robi. NIe ma przy tym najmniejszego znaczenia barwa partyjna czy niuanse systemu politycznego. W skali świata na zignorowanie epidemii zdobyło się raptem kilku zupełnie nieważnych dyktatorów (Łukaszenka, Kim i bodaj prezydent Turkmenistanu) - jak na razie wyglądają na ostatnich Mohikaninów zdrowego rozsądku. Panika i uleganie zupełnie irracjonalnej presji sondażowych słupków wygrały wszędzie indziej...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 11 czerwca 2021 o 18:49
halo Twój lęk nie jest moim lękiem. Nie dogadamy się, zresztą - nie czuję potrzeby porozumienia w tej sprawie. Z powodu "walki z Covid" umarł mój Tata. Nie miał Covid. Miał miażdżycę. Nie doczekał wznowienia planowych operacji. Porównując zresztą liczbę zgonów " na Covid" z ogólną liczbą nadwyżkowych, w stosunku do średniej, zgonów w ciągu ostatnich 12 miesięcy widać, że "walka z epidemią" zebrała kilkakrotnie więcej ofiar niż sama epidemia... Taki urok życia w "społeczeństwie postnowoczesnym"...
Koronawirus
autor: jkobus dnia 11 czerwca 2021 o 09:11
Jeśli przybycie infekcji nie daje odporności (a nie daje, to jasne - to wirus podobny do wirusa grypy, a na grypę można chorować dowolną liczbę razy, nawet i kilka razy do roku, jak ktoś ma pecha...), to szczepionka takiej odporności również nie da. Oczywiście - jeśli ktoś nie chorował, to szczepiąc się, zyskuje: szansę (bo nie pewność), że gdy w końcu zarazi się, przejdzie to łagodniej. Tylko tyle i aż tyle. Tak, czy siak - wcześniej czy później większość z nas to przechoruje. My już po - nie było fajnie, ale też bez przesady. Żyjemy i nikt z nas tlenu nie potrzebował. Przeszliśmy, jak się zdaje, odmianę brytyjską. Nijak nas zatem to nie obroni przed przejściem w przyszłości odmiany indyjskiej, brazylijskiej, czy jakiejkolwiek innej: co roku będą powstawały nowe. I tak będziemy sobie z tym żyli, aż pomrzemy.

Jak tysiące pokoleń przed nami. Dla mnie to krzepiąca myśl. Mam jednak nieodparte wrażenie, że zdecydowana większość przedpiszczyń szczerzy wierzy, albo wierzyła we własną, doczesną nieśmiertelność i rozwianie tego złudzenia stało się powodem do przykrych odczuć. No cóż. Może to kwestia wieku..?
Konie achał-tekińskie
autor: jkobus dnia 14 maja 2021 o 13:26
Korikowie nie mają nic na sprzedaż, ani nie planują mieć..? Podpora też coś sprzedawał...
Konie achał-tekińskie
autor: jkobus dnia 14 maja 2021 o 12:02
Nie potwierdzam. Nie mam nic na sprzedaż i nie planuję w tym momencie żadnej hodowli. Może się to kiedyś zmieni, ale i wówczas - celem nie będzie wyprodukowanie koni na sprzedaż, tylko ewentualnie: przedłużenie linii żeńskich, które mam, o kolejne pokolenie. Tak więc na sprzedaż to potencjalnie mogą być, w ciągu najbliższych 10 - 15 lat, jakieś zbędne nam ogierki, o ile takie się urodzą...
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: jkobus dnia 30 kwietnia 2021 o 14:12
Aelirenn zapraszam. Co prawda do mnie z Warszawy jest ok. 50 km (w zależności od pory dnia, położenia punktu startu względem obwodnicy i wyboru trasy to będzie od ok 1 godz i kwadransa do 2 godzin w jedną stronę - w dni powszednie) i nie mam krytego lonżownika oraz absolutnie nie obiecuję, że się go dorobię w ciągu dwóch lat (w tym roku budujemy stodołę i będzie dobrze, jak ją do końca roku spłacimy - a kryty lonżownik jest z deczka droższy...) - ale miejsca mam za to do upojenia, błota nawet po tygodniowych deszczach nie ma, a ogrodzenia solidne...
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: jkobus dnia 15 marca 2021 o 12:25
Do nas z Urysnowa jest 40 minut. Do godziny - jeśli się jedzie w porze szczytu.
własna przydomowa stajnia
autor: jkobus dnia 19 lutego 2021 o 12:12
Ja nie każdą jestem w stanie pchać. Tylko te nieco większe. Bo przy mniejszych - obijam sobie kolana korpusem.
własna przydomowa stajnia
autor: jkobus dnia 19 lutego 2021 o 12:00
Jakiej poprzeczki..? Kółko walki - albo wcześniej sam korpus.

W każdym razie - ciągnąć idąc do przodu w żadnym razie nie ma mowy. Można ewentualnie ciągnąć idąc tyłem. Tyle, że ile można chodzić jak rak..?
własna przydomowa stajnia
autor: jkobus dnia 19 lutego 2021 o 11:30
Ponieważ ciągniona taczka wali po łydach ciągnącego..?
Emerytura dla konia- gdzie?
autor: jkobus dnia 19 lutego 2021 o 09:53
Wiesz - w sumie, to właśnie rozważamy zakup kamerki internetowej. Co prawda, myślałem, żeby ją wycelować w karmnik dla ptaków. Ale - czemu nie miałaby pokazywać wybiegu emerytów..?
STADNINA MODELOWA- organizacja, podstawowe założenia.
autor: jkobus dnia 19 lutego 2021 o 08:40
jkobus
ja mam takie siatki wsadzone na balot plus na to dzwon.


Zapomniałem, ale mam coś lepszego niż zdjęcie: