Kochani Rekreanci! :kwiatek:
Normalnie nie mam w zwyczaju produkowania sentymentalnych życzeń, ale tym razem nie mogę się powstrzymać 😁 Równo rok temu, 1 stycznia, z nie do końca wiadomych mi po dzień dzisiejszy przyczyn, po raz pierwszy zainstalowałam na moim koniu siodło ujeżdżeniowe. Pisałam już o tym tutaj, więc nie będę przytaczać tej historii od nowa, ale generalnie tamten dzień zupełnie przypadkiem zapoczątkował naszą przygodę z ujeżdżeniem. Początkowo dla funu, bo absolutnie nie wierzyłam, że ten koń będzie jakkolwiek w takim wydaniu funkcjonował - wszak nie ma ani głowy, ani ciała do bronowania czworoboków 😉 Z czasem okazało się, że zaczyna to wszystko mieć ręce i nogi, i powoli nawet sens, a im dalej w las, tym więcej moja Ślepinka zaczynała dawać od siebie i nawet się nie obejrzałam, a wymieniłam sprzęt skokowy na pingwinowy. Mam tego konia 9 lat, wcześniejsze lata były... hm, różne 😉 Abstrahując od wszelkich kontuzji i wypadków (a te wybitnie się tego konia trzymały...), to były lata treningowych trudności, czasem wręcz udręki. Nigdy nie był łatwym koniem, a po kolei przerabiani niewłaściwi trenerzy w parze z moimi ówczesnymi umiejętnościami - czyniły go coraz trudniejszym. To był proces rozłożony w latach, proces o kształcie sinusoidy - i pewnie dlatego ciągle próbowałam i łudziłam się, że to chwilowe, że minie. Przecież miał być moim wymarzonym skoczkiem, mieliśmy jeździć wieeelkie rzeczy 😉 A parkował coraz częściej, coraz wcześniej kończył parkury, aż wreszcie zaczął kończyć zawody na samej rozprężalni 😉 Zmiana trenera na tego ostatniego przyniosła wiele dobrego, koń bardzo się zmienił, ale stoperem pozostał. Miał lepsze i gorsze momenty, miał zrywy, które dawały złudzenie, że już udało się go odciąć, a potem wystarczył mój najmniejszy błąd i wracaliśmy do drągów. Podjęłam w końcu decyzję o rezygnacji ze skoków - z perspektywy czasu uważam, że o wiele za późno, ale mniejsza o to. To nie była łatwa decyzja, biłam się z myślami długo, tym bardziej, że - bądźmy szczerzy - obok chęci posiadania szczęśliwszego konia w mojej głowie pojawiały się też typowo egoistyczne myśli - przecież to miał być ten wymarzony skoczek 😉 Takie decyzje podejmuje się tym trudniej, im lepszy jest koń - a to był naprawdę dobry koń, z ogromnym potencjałem na duże rzeczy - oraz im mniej alternatyw dla niego się widzi. A ja nie widziałam żadnych, a już na pewno nie związanych z deptaniem kapusty 😉
Przechodząc do meritum - ten rok nauczył mnie, że w życiu nic się nie dzieje bez przyczyny. I utwierdził w przekonaniu, że zawsze warto walczyć. Niby to wiedziałam, niby to moje motto, a jednak czasem o tym człowiek zapomina i fajnie, że po raz kolejny mi życie, a raczej mój największy życiowy nauczyciel - mój koń, o tym przypomniał. Okazało się, że jest coś co możemy robić wspólnie i co sprawia obojgu frajdę. Czekałam na to 8 lat i choć droga do dzisiaj była bardzo zawiła - było warto. I Wam też tego życzę - wytrwałości i siły, bo z tym bywa różnie, a szkoda by przez ich brak uciekło Wam coś fajnego sprzed nosa 🙂 A pomimo, że czasem wszystkie znaki na niebie wskazują inaczej - zawsze się jakoś ułoży, zawsze jest jakieś wyjście, trzeba tylko chcieć je dostrzec 😉 Ja wiem, że to brzmi banalnie i "coachingowo", ale skoro los jest na tyle przewrotny, że Korabek popyla dresurę, to coś w tym musi być 😉 Wszystkiego dobrego w 2018! :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
I krótki filmik pląsającego coraz lepiej Śleputka:
https://photos.app.goo.gl/Q3L4aEMYDFkKFLhO2(dla porównania pierwsze i nieliczne kroki sprzed 2 miesięcy:
https://photos.app.goo.gl/VSX2vX2m2qfXjusP2 )
Pozdrawiamy :kwiatek: