no to tak:
1. jest ciężko. bo bardzo łatwo przerysować konia, bo fotograf się nabiega. początki były trudne (nigdy nie miałam aspiracji focić koni 😉 )
(pierwsza sesja)
2. łatwo ściąć niewłaściwie, bo konie są ruchliwe, a ja mam krótkie nóżki i kiepski refleks więc asekuracyjnie raczej ujmuję całą sylwetkę. fajnie obiektyw rysuje jak robię kadry takie ło:
(przynajmniej ja lubię)
3. mam tanią wersję (50mm 1.8 II), ale różnica między nią a obiektywem np. 18-135 (pożyczałam czasem) jest znaczna i lubię tę plastykę stałki, odwzorowanie kolorów, taką "czystość" obrazka. trzeba przymknąć przysłonę, żeby ostrość git się rozchodziła (jak się jest bliżej), ale jak się jest dalej to ja spokojnie korzystam z uroków f/2.5
4. nie jest to obiektyw do końskich portretów. ale czasami coś tam wyjdzie
trudna ogniskowa do koni, jak dostanę w łapy tele (nawet kiepskie optycznie) to mam wrażenie że świat fotograficznych osiągnięć stoi przede mną otworem
😉 (to C 18-135)
weź poprawkę na to, że ja nigdy nie wkładałam jakoś szczególnie dużo energii w fotografię końską, bo to zwyczajnie nie moja działka, nie mój rejon zainteresowań. jakoś fotografia zwierząt "to nie jest to". mam Canona 60D jeśli to ma jakieś znaczenie 😉