Boks dla konia, za pracę.

Mądre, wstrzymuję się. Tym bardziej że przed chwilą wpadła mi oferta pomocy, przy koniach w zamian za treningi.  🏇
Więc, jak będę się tego trzymać, bo racze warto.   😎

Doskonały pomysł 🙂 gratulacje dojrzałej decyzji  🙂 Poważnie.... na własnego przyjdzie czas
A ja tak powiem od innej strony. Już tak pomijając pieniądze, czas, ustawianie sobie życia...

Pracowałam przy koniach prawie pół życia. I bardzo "ciekawe" historie się zdarzały. Telenowele brazylijskie, Harlequiny i tanie melodramaty klasy B to mały pikuś przy tym, co przeżyłam. Nie zrozumcie mnie źle, dzięki koniom spotkałam całą masę ciekawych i wartościowych osób, ale muszę jednak przyznać, że zwierzęta te przyciągają mnóstwo osób... no... nienormalnych... delikatnie ujmując. Raz jeden w życiu byłam w układzie, jaki wspomina autorka tego tematu. Nigdy więcej. Osoba, u której trzymałam konia okazało się, że ma baaardzo bogatą wyobraźnię. Szkoda, że mocno na moją niekorzyść. Potencjalnemu kupcowi mojego konia naopowiadała, że waliłam go młotkiem, na przykład, nie wiem, skąd to wzięła, serio musiała mieć coś nie tak pod kopułą.

Dlatego mówię zdecydowane NIE, jeśli ktoś oferuje bycie zależnym od niego. Bo stawianie konia za darmo na zasadzie układzików właśnie sprawia, że jesteśmy od takiej osoby właśnie zależni. I nie daj Boże, jesteśmy nastolatką mieszkającą u rodziców i pracującą na pół etatu, albo tak, jak ja - mieszkać 1500 km od domu, nie mieć w okolicy żadnej rodziny, mamusi i tatusia, w sumie NIKOGO, do kogo można by było się zwrócić o pomoc. Może to doprowadzić do bardzo przykrych i  niesłychanie trudnych sytuacji.

NIEZALEŻNOŚĆ - to jest to, czego potencjalny właściciel konia potrzebuje - i to na gwałt, choćby skały sr**ły. Tylko osoba niezależna ma prawo posiadać konia - bo inaczej, to choćby nie wiem jak kuszące były propozycja, jak wspaniałe były warunki - to wszystko jest jak stąpanie po cienkim lodzie. Serio, życie takie pisze scenariusze, że czasami człowiek się za głowę może jedynie złapać. Nie wszyscy ludzie są przyjaźni, szczerzy, nie każdemu wolno ufać, po świecie chodzi całe mnóstwo świetnych aktorów, którzy sprawiają piękne wrażenie, a przy najbliższej okazji potrafią wbić nóż w plecy. Dla mnie nie warto. Lepiej mieć te przespane noce oraz poczucie bezpieczeństwa.

Życie jest długie. Na wszystko jest czas. Serio. Właśnie - NIEZALEŻNOŚĆ, dobra praca i ustawienie sobie bezpiecznego i w miarę możliwości statecznego życia jest priorytetem. Dopiero potem warto myśleć o koniu. Bo inaczej człowiek się nieźle zaszarpie.
ikarina Ty to jak druga mama jesteś! 🙂
Nord   -"Bryknąć Cię?"-zapytała Łoza
26 grudnia 2014 19:32
Nord - ale widzisz, Ty masz w zasadzie normalną pracę, jak każda inna - tyle, że w stajni, jak rozumiem. Ale dostajesz wynagrodzenie, z niego płacisz za konia.

Prace mam normalną ale w banku a nie w stajni. Moim zdaniem lepiej iść do pracy i właśnie obracac złotówkami...
asds   Life goes on...
26 grudnia 2014 19:34
ikarina

AMEN!
Również zgadzam się z poprzednikami/poprzedniczkami.

Koń podobnie jak każde inne zwierzę czy dziecko to nie zabawka. To stworzenie za które jesteśmy odpowiedzialni i decydując się na jego posiadanie powinniśmy móc zapewnić mu godne warunki życia. Nie chodzi to żeby odrazu musowo stawiać konia w stajni z solarium i karuzelą, ale pomyśl jak czułabyś się gdyby twoi rodzice zapewniali ci dach nad głową tylko dlatego że ktoś za darmo wzamian za pracę udostępnia im mieszkanie- nieciekawie prawda ? Ludzie sa różni, dziś kogoś kochasz jutro nienawidzisz i sytuacja dynamicznie się zmienia. Co innego gdy płacisz komuś kasę i wymagasz aby dbał o twoje zwierzę ( karmił je, sprzątał mu i umożliwiał wyjście na padok ), a zupełnie inaczej gdy na czyjejś łasce twój koń jest gdzieś a nie daj Boże zachoruje poważnie i nagle będzie potrzebny ogrom kasy.

Popieram osobiście zdanie mojej trenerki. Posiadając konia trzeba nie tylko mieć pieniądze na jego kupno ale także pewność że będą pieniądze na pensjonat oraz odłożone 3-4 tys. na czarną ( odpukać ) godzinę.
To i ja się dopisuję do tych "młodych i naiwnych", co to myślały, że utrzymają konika. Oczywiście również i u mnie zaczęło się od układzików - po pierwsze kupiłam konia na spółkę z ex-narzeczonym, który miał się dokładać do utrzymania, szybko się okazało, że dokładał się niewiele, a do konia jeździł od święta; pożegnałam narzeczonego, ale musiałam wykupić swój udział konia (a nie był to koń za kilka tysięcy.....). Potem musiałam konia utrzymać - sama. Również pomógł u mnie Tata - dorzucał mi najpierw 200 zł do boksu, potem 100 jak zaczęłam łapać dorywcze prace. Kułam na dziennych studiach jak szalona, nie miałam czasu na imprezy i wyjścia ze znajomymi, bo ciągle się uczyłam - ale było stypendium na konia. Potem jeszcze na studiach zaczęłam zarabiać projektami, rysunkami, czymkolwiek. W stajni też układ - za to, że wyrzucam sama gnój, noszę wodę i robię sto prac dla gospodarza typu jeżdżenie po siano, załadowywanie i rozładowywanie ciężarówki z sianem i słomą, kopanie rowu pod wodociąg (kilofem w glinie i gruzie), bielenie ścian, malowanie drewnianych części boksu, stawianie ogrodzeń, rozstawianie i składanie kilkadziesiąt razy w sezonie pastucha, kopanie dziur pod ogrodzenie i jeszcze inne niezliczone prace - mam boks połowę taniej (na początku płaciłam tylko 100 zł za miesiąc! teraz cena poszła w górę, ale i tak pół darmo 😉 ).
Teraz - w zeszłym roku pracowałam w 6 różnych miejscach!! przerabiałam łącznie prawie dwa etaty plus studia. W tym roku trochę odpuściłam, zostawiłam sobie 4 różne prace, bo robię magisterkę. Od 2 lat koń utrzymuje się sam z jazd, które prowadzę - ale za to nie mam konisia tylko dla siebie i musiałam pożegnać marzenia o ujeżdżeniowej karierze (bo nie da się trenować na sensownym poziomie, kiedy wsiadam i najpierw przez pół godziny mam przypominanie koniowi prawidłowego kontaktu i uwrażliwiania na łydkę po dzieciach - mimo że moje dzieciaki jeżdżą naprawdę dobrze i je bardzo piłuję).

Dlatego apeluję - Chryzantemo kochana, nie wkop się tak jak ja!!! Kocham mojego konia, kocham ludzi, których dzięki niemu poznałam, kocham prowadzić jazdy i pracować na gospodarstwie, zmieniłam się na wielki plus dzięki posiadaniu konia, ALE - to są LATA wyrzeczeń, potu, krwi, łez, a w moim przypadku jeszcze ciężkiej choroby, gdzie byłam już jedną nogą na tamtym świecie, właśnie z powodu konia i pracy na gospodarstwie (miałam neuroboreliozę). Jestem dumna z siebie, że to przetrwałam i idę naprzód, ale mogłam być teraz kimś innym i może byłby lepszy czas na posiadanie konia, na pewno spełniłabym więcej marzeń i planów, które musiałam odłożyć. Oczywiście nie żałuję, ale Chryzantemo dobrze się zastanów, czy chcesz sobie takie małe piekło na ziemi zgotować 😉 ja kocham moje piekiełko, ale trzeba było się przyzwyczaić, a raczej brutalnie przystosować.

A teraz najlepsze na koniec - przez pierwszy rok posiadania konia nie miałam prawa jazdy 😉 Do konia chodziłam na piechotę lub rowerem 20 minut przez las (także po zmroku), nie raz np. z workiem paszy przerzuconym przez ramę roweru albo na sankach 😉 Chodziłam w KAŻDĄ pogodę, nawet w największy deszcz i śnieżycę, akurat była to zima ze śniegiem sięgającym mi do połowy uda i i tak chodziłam. Również kiedy byłam chora, bo przecież trzeba było zrobić swoje u konia. Dosłownie kilka razy wyręczył mnie Tata, kiedy np. miałam gorączkę, jak tylko czułam się lepiej - do konia. Przez cały ten pierwszy rok u konia nie byłam kilka razy, a tak byłam codziennie, a do tego nie opuściłam ani jednej godziny studiów. Więcej - kiedy o 3 w nocy wróciłam z koniem z przeglądu hodowlanego (w sumie zrobione ponad 1000 km w ciągu doby), o 6 rano wstałam na studia i normalnie poszłam na zajęcia 😉

Ja się na to zdecydowałam (właściwie to nie wiedziałam, że się na to piszę, ale mam taką cechę - NIGDY się nie poddaję), ale nikomu nie polecam i szczerze odradzam! Warto poczekać i nie robić ze swojego życia totalnego kongo.
fanelia bardzo Cię podziwiam i trochę rozumiem - ja co prawda nie mam 3 prac ale również tyram na studiach co by pozwolić sobie za stypendium odbywać chociaż treningi indywidualne 🙂

Przykład użytkowniczki idealnie pokazuje jak często i gęsto trzeba zastanawiać się nad kupnem własnego konia. Przemyśleć wszelkie za i przeciw 🙂 Ocenić realnie swoje możliwości itd itp
Generalnie to podziwiać można tylko wytrwałość, bo to, co sobie zgotowałam to jest czysta głupota i naiwność  😂 Ale byłam/jestem zbyt dumna, żeby przyznać, że to za dużo dla mnie i po prostu wzięłam to na barki uznając, że jak się poddam, to nigdy nie spojrzę w lustro. Zrozumie to tylko ktoś, kto już ma konia i też był zdolny do wyrzeczeń, ale jeśli nie ma się konia - nie ma sensu się katować, życie jest krótkie  🥂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się