Alicja_8, no właśnie bałam się, że mi Rafał padnie, ale dał dzielnie radę. Nie śmiem go już prosić o więcej, chyba, że sam po prostu pojedzie, bo to musiała być mordęga. Ale odmówił wejścia na konia w drodze powrotnej, choć to pewnie kwestia Całusa, który potrafi przestraszyć się własnego cienia. 🙂
Następne cele ustalone jak najbardziej: jest las koło Kilimandżaro ze śmieciami, coś co wygląda na żwirownię i przede wszystkim wypad w poszukiwaniu wody nad Wisłę i w okolice Brześc.
Całus jest w żadnej formie w sumie, na pewno nie złej, ale w sumie się obijamy, dopiero niedawno zaczęliśmy bardziej systematycznie pracować. Chłopak się tu dobrze bawił najwyraźniej. Sama byłam zdziwiona, że umie ruszyć nóżkami 🙂
Być, oj, mam nadzieję, że będą, ale na razie sama się nie odważę. Zbyt dużo tam niebezpiecznych odcinków + crossy. Nie chcę w pojedynkę zaliczyć gleby, bo koń uciekając do stajni, miałby szansę władować się pod samochód.
Dodaję jeszcze 2 zdjęcia uwieczniające przypływ adrenaliny podczas podjazdu. Naprawdę myślałam, że Romek tego nie utrzyma i spadnie na plecy.
Dziś za to pojechałam w pojedynkę na godzinę na spacer, troszkę sobie jednak pogalopowaliśmy i pokłusowaliśmy, bo nie dało się wytrzymać w lesie! Komary i muchy tak cięły, że myślałam, ze sfiksuję razem z kucem. Znaleźliśmy nową ścieżkę prowadzącą do naszych tras galopowych. I całe szczęście, bo pozostałe dwie są kompletnie zalane. Na koniec wybraliśmy się w innym kierunku niż zwykle. Okazało się, że są tam miłe, miękkie i przejezdne leśne trasy. Troszkę przerósł nas tylko mały strumyk, który po kilku podejściach pokonaliśmy 'niezwykle zgrabnym' skokiem niczym kilkutonowy słoń. 🙂 Ale się udało. Kuc nadrobił swoją wcześniejszą niesubordynację przy zakładaniu owijek i był bardzo grzeczny, spokojny i chętny do jazdy i włażenia w nowe miejsca - jak nie on! Spotkaliśmy też quady i jeepy i spokojnie je ominęliśmy.