stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

Nie wiem w jakim wątku, chyba w tym 🤔
Nie chodzi o jakieś konkretne "zabiegi". Chodzi o całokształt. Co można zrobić, gdy właściciel kompletnie nie interesuje się koniem? Owszem, (niski) koszt pensjonatu płaci, ale nawet dodzwonić się nie sposób. A półdziki surowy koń z dnia na dzień robi się coraz bardziej niebezpieczny dla siebie i dla ludzi - bo rośnie w siłę a w głowie pusto. Kto ma takiego konia układać? Właściciele pensjonatu podejmując za free i bez "błogosławieństwa" właściciela (już) ciężkiej, niewdzięcznej (bo zaniedbany koń zdziczeje znowu) i niebezpiecznej(!) pracy? O ile wiem, to "tak zeszło": już, już i koń miał iść do zajazdki czy coś i tak zeszły ze 3 lata.

Kiedyś można by napisać do właściciela: sprzedaj konia. Dziś sprzedać trudno - i na to też trzeba czas poświęcić. Na znalezienie łąk, gdzie koń mógłby sobie biegać z innymi przy minimalnym kontakcie z człowiekiem - też.

No wiem, że moje pytania są z serii "egzystencjalnych" 🙂
Dlaczego ludzie oczekują, że konie "zrobią się same"? Kto robi błąd? Właściciel pensjonatu, który nie chce z takim koniem za darmo pracować (ale dla własnego i innych bezpieczeństwa) czy ci, którzy swojej pracy nie wliczają w koszt pensjonatu, przyzwyczajając ludzi, że to "takie nic"? Czy praca z końmi za darmo nie posunęła się trochę za daleko? Tak globalnie? Oraz - akceptowanie miejsc, gdzie panuje bajzel na kółkach.

Coraz więcej widzę takich miejsc i takich sytuacji. Kiedyś to były wyjątki, można było doradzić, raz, drugi pomóc. Teraz - robi się coraz bardziej... groźnie. Poziom laicyzmu poraża.
Mijają lata i ludzie mienią się "doświadczonymi" - a jak nic nie robili porządnie tak nie robią.
Na tym tle: "4 lata mam swojego konia" nabiera... groteskowego wymiaru.
halo jedyne, co można to wypowiedzieć umowę pensjonatową i ostrzeć innych właścicieli okolicznych pensjonatów...
Niestety bywają i tacy ludzie
U nas aktualnie np. stoi koń z zaawansowanym COPD - stan ciężki, koń nieleczony. Stoję w tym pensjonacie pół roku i właścicieli na oczy nie widziałam. Na kowala zrzucamy się my, bo zwierza szkoda, a i marchewka zawsze się jakaś znajdzie - ale leczyć go niestety nie będziemy  🙁
Przypadków "porzucania" koni znam niestety wiele. "Porzucania" bo boks opłacony, ale zwierz właściciela widział ostatnio w dniu zakupu  😵
[quote author=_Gaga link=topic=7002.msg1927451#msg1927451 date=1384777210]
U nas aktualnie np. stoi koń z zaawansowanym COPD - stan ciężki, koń nieleczony. Stoję w tym pensjonacie pół roku i właścicieli na oczy nie widziałam. Na kowala zrzucamy się my, bo zwierza szkoda, a i marchewka zawsze się jakaś znajdzie - ale leczyć go niestety nie będziemy  🙁
Przypadków "porzucania" koni znam niestety wiele. "Porzucania" bo boks opłacony, ale zwierz właściciela widział ostatnio w dniu zakupu  😵
[/quote]

Wytłumaczcie mi proszę bo nie bardzo rozumiem 🙄 Po co takim ludziom koń?
ChingisChan Dominacja i zaufanie nie są ustalone. A to ustala się z ziemi. Jeśli z ziemi jest nie najlepiej, na koniu będzie jeszcze gorzej. Na grzbiecie końskim nie można już zajmować się bardziej fundamentalnymi problemami- a brykanie, dęby do takich sie zaliczają.  Bicie może wzbudzić tylko strach i pogardę konia, nie wzbudzi szacunku i nie wywoła zaufania. Koń który nas szanuje, nie będzie chciał nas zrzucić, a skoro bryka, to własnie próbuje zrobić. Praca z ziemi to oczywiście nie czyszczenie konia czy lonżowanie na sznurku, polegające na tym, że koń biega w kółko do znudzenia przez pół godziny. Można puścić go luzem na ujeżdżalni/padoku i wtedy pokaże nam, co myśli- czy się na nas pcha, narusza naszą osobistą przestrzeń, czy reaguje na nasze 'polecenia' -zatrzymuje się, gdy go o to prosimy, czy zakłusuje na naszą prośbę. Czy potrafimy kierować jego ruchem i czy koń od nas ucieka, czy podąża za nami i szuka kontaktu, czy przyjdzie do nas, gdy go zawołamy. I czy sprostamy jego 'testowi'- czy jesteśmy na tyle silni, by go poprowadzić? Czy też potrafi nas wyprowadzić z równowagi, a być może wywołać nawet strach. Nieodzownym elementem jest też odpowiednie prowadzenie - taka przechadzka z koniem na uwiazie (z czasem bez), bardzo dużo daje.
    A jesli dany kon puszczony luzem na ogrodzonym lonzowniku pcha sie na nas,to co wtedy zrobic? Dodam,ze nie boi sie bata ani troche...:/
Ja sama zajmowałam się koniem kupionym z miłości jak i z litości, ale właścicielka pewnego razu zniknęła wraz z aktualnym adresem i numerem telefonu, więc trzeba było podjąć decyzje odnośnie dalszego pobytu kopytnego w hotelu. Klacz została, jako że na ulicy zostawić ją nijak i się do niej nie przyznawać, poza tym nie jej wina była, że człek, co obiecał życie jak w Madrycie, a dał nogi za pas. Kobyła wiele przeszła, ale ostatecznie udało się ją ładnie pod siodłem ułożyć i do człowieka przekonać. Byłą właścicielkę powiadomiono jakoś, że sytuacja jest taka, a nie inna i sama sobie winna, bo i płacić przestała. Zmyła się na amen. Nie odezwała się słowem już nigdy, a przecież tak kochała swoją klacz, taka słodka ona była, taka piękna i błyszcząca jak złoto na czterech nogach...
Ach, chodząca paranoja.

Takich ludzi nie zrozumiem nigdy, wszakże jak kupuję zwierzę to są za nie odpowiedzialni, a nie jest to śmieć, który z czasem rozłoży się jak stara gazeta i ślad po nim nie zostanie. Przykre to.
larabarson, to jest właśnie trudne do zrozumienia 🙁. To chyba kwestia specyficznego lenistwa - na każdą zmianę stanu rzeczy trzeba poświęcić uwagę i energię.
No dobra ale załóżmy, że mam kaprys kupić sobie konia. Nie wiem o co chodzi, nigdy nie miałam do czynienia z końmi ale wiem, że ludzie wstawiają konie do pensjonatów i przyjeżdżają sobie w wolnej chwili tyłki poklepać. Przywożę konia do pensjonatu, spisuję umowę i chyba jestem informowana ile będę musiała co miesiąc płacić za pensjonat i że będę musiała raz na 1,5 - 2 miesiąca zapłacić za kowala, za szczepienia i odrobaczenie. Decyduję się na to i powiedzmy po pół roku okazuje się, że nie mam na to czasu, koń nie jest jednak spełnieniem moich marzeń itp. Nie lepiej wówczas go sprzedać? Lepiej płacić za pensjonat, zaniedbywać? Właściciele pensjonatów nie mają kontaktów do tych ludzi?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 listopada 2013 12:56
larabarson, ale możesz mówić, że masz konia. Możesz foteczkę pokazać.
larabarson, ale możesz mówić, że masz konia. Możesz foteczkę pokazać.


Kurczę ale właściciel pensjonatu nie może poinformować takich "właścicieli", że koń potrzebuje kowala,  lekarza? Czy dla nich tylko kasa się liczy za pensjonat i nic poza tym?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 listopada 2013 13:03
Znam właścicieli, których to nie obchodzi kompletnie.
Kurczę ale właściciel pensjonatu nie może poinformować takich "właścicieli", że koń potrzebuje kowala,  lekarza? Czy dla nich tylko kasa się liczy za pensjonat i nic poza tym?


Informuje, bez skutku. A właśiciel pensjonatu raczej nie ma środków a leczenie czy werkowanie obcego konia...
Gaga - no to jest zrozumiałe, nikt nie będzie leczył czyjegoś konia za darmo. A w umowie nie ma takiego zapisu, że właściciel konia jest zobowiązany do "tego czy tamtego"? Pytam bo ja żadnej umowy pensjonatowej nigdy nie podpisywałam a nie daje mi to teraz spokoju 😉
U nas jest ciut inaczej, w umowie pensonatowej mamy zapis, że jeśli coś się dzieje z koniem i wymaga to wizyty lekarza weterynarii, a do właściciela konia nie można się dodzwonić Właściele pensjonatu wzywają lekarza a kosztami obciązony zostanie właściciel konia- także kwestia chyba odpowiednio skonstruowanje umowy, choć pewnie dotyczy to już ekstremalnych przypadków, bo nikt przecież nikogo nie zmusi by dbac o zwierzaka. Ale w takim przypadku po co ludziom koń - to nie wiem...
Moze przeniescie sie z ta dyskusja na odpowiedni watek tematyczny...,to chyba nie jest watek o koniach w pensjonacie... 🤔
Nie masz prawa zmusić kogoś do leczenia zwierzęcia... Szczególnie w przypadku, kiedy leczenie nie rokuje
Coco ok w przypadkach nagłych - a co jeśli koń chory przewlekle i trwale?

Ja tam siecieszę ,że koń o którym piszę stoi w tym konkretnie pensjonacie. Wielkie łąki, boksy sprzątane, jedzenia do woli. Niejeden pensjonat by na takim podrzutku oszczędzał - ale nie nasz. BA - ia właściciel i stajenny - przyjdą , pogłaszczą za uchem
miłe to

I tym miłym akcentem kończę off ;-)
Ja prosze o porade,co zrobic gdy kon puszczony luzem na ogrodzonym lonzowniku idzie na czlowieka i nie pomaga odganianie batem,bo on sie bata wcale nie boi... 🤔
 .
To jest mlody 4 letni wysoki walach fundacyjny...,nikt z nim nie pracowal do tej pory...,robi z czlowiekiem co chce czyli idzie tam gdzie on chce,za nic ma uczepionego czlowieka na drugim koncu lonzy:/ 
larabarson, to spróbuj sprzedać konia problematycznego zdrowotnie lub/i behawioralnie.

Ja nie o wecie czy kowalu. Koń zdrowy, kowal umiejętny, wydatki pokrywane. Co z behawiorem zwierzaka? Właściciel siejącego zagrożenie sobie OC wykupi - i fajrant. Ale dlaczego całe otocznie ma być narażone na "imprezy"? Przy jednym rozwydrzonym, dzikim zwierzu inne się berecą. Zamieszanie idzie po całości. A nawet nasze forum gładko "łyka" takie sytuacje. "Wolnoć Tomku" - i nawet nic powiedzieć nie można. Będę się upierać, że to właściciel jest odpowiedzialny za zachowanie konia i takie zapisy powinny być standardem w umowach pensjonatowych. Nic nie załatwia, gdy właściciel jest nawet codziennie - szybko i "z daleka" da marchewkę czy smaczka, "popaczy" - i zmyka bo... się własnego konia boi.
To nie jest zaniedbanie?

Powoli dojrzewam do tego, że kaktus na dłoni gdy komukolwiek powiem/napiszę co robić, jak postępować z koniem, jak go układać. A całe życie byłam przekonana, że pomagać sobie trzeba - ot, tak - bo warto. Nie warto. Dziś nie ma powodów, żeby były stada "zagubionych".
"Zagubieni" dzisiaj (przy takim dostępie do informacji) to zwyczajnie - pasożyty. Pomagając popiera się taką postawę wampira pt. "wszystko dla mnie, ja nic" i jeszcze się człowiek naraża. A ludzie cenią tylko to, za co (słono najlepiej) zapłacą. Jeśli ludzie nie chcą się uczyć, podejmować trudu poprawnych zachowań i decyzji - niech się zabijają. Maluczko a będę propagować: "jak najwięcej jazdy bez kasku", "do konia - tylko w klapkach", "po co ogrodzenia", "dawaj smaczka/pochwal gdy tylko bryknie/przyciśnie do ściany/nastąpi na nogę", "bierz surowego na oklep i kantarku i heja w teren". W czasach lansowanego libertynizmu jedyna nauka, jaka trafia do mózgów to ta boleśnie odczuta na własnej skórze.
Kurcze, myślałam, że dawno mi przeszły zapędy do "zbawiania świata" a jednak poziom głupoty/niefrasobliwości nadal boli 🙁
halo przywołuję Cię do porządku! Ja Twoje rady akurat bardzo sobie cenię, o swojego "konisia" dbam i porzucić go nie zamierzam (mimo, że uparciuch wkurzający z niego 😉)  🤣
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 listopada 2013 16:39
"jak najwięcej jazdy bez kasku", "do konia - tylko w klapkach", "po co ogrodzenia", "dawaj smaczka/pochwal gdy tylko bryknie/przyciśnie do ściany/nastąpi na nogę", "bierz surowego na oklep i kantarku i heja w teren".

fajne 🤣

ja bym dodała:

"jak koniś gryzie, dawaj jabłuszka", "jak konik biegnie na ciebie z zębiskami i skulonymi uszami by cię stratować, stój i pozwól mu się wybiegać"
Kurcze...,moze zalozcie sobie swoj watek i tam dyskutujcie na temat koni w pensjonacie...:/  🤔
Sahara, nie dyskutujemy nt. koni w pensjonacie, tylko na temat rozwydrzonych/znarowionych koni, co jest jak najbardziej w temacie wątku. Żaden koń systematycznie "prowadzony" przez ogarniętego człowieka nie będzie koniem znarowionym. Problemy z końmi mają źródło w bałaganie w głowie człowieka - opiekuna aktualnego lub poprzedniego.
Gdyby tu zawsze było w porządku - nie byłoby wątku. Nawet gdy trafiłby się koński odpowiednik ludzkiego psychopaty - mądry człowiek wyeliminowałby go z użytkowania.
Ale co zrobić, gdy miłe, grzeczne, spokojne, chętne i zadbane konie są takie... nuudne  🙄.
A systematyczna(!) praca nad ogarnięciem zwierzaka - żmudna, wymagająca, przerastająca emocjonalnie i technicznie i... nuudna  🙄
Co lektura forum jasno wykazuje.
Chcesz ogarnąć konia - najpierw ogarnij siebie.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
18 listopada 2013 20:55
Niektórzy stawiają sobie za punkt honoru "odrobienie" konisia  którego wg. nich poprzedni właściciel wiecznie batożył (co często jest jedynie legendą wymyślaną przez obecnego).
To jest mlody 4 letni wysoki walach fundacyjny...,nikt z nim nie pracowal do tej pory...,robi z czlowiekiem co chce czyli idzie tam gdzie on chce,za nic ma uczepionego czlowieka na drugim koncu lonzy:/ 
  Prosze o pilna rade jak sobie z takim koniem poradzic...,wykluczone jest bicie batem...
dea   primum non nocere
18 listopada 2013 21:42
Instrukcja obsługi konia w weekend? Takim koniem się powinien zająć ktoś, kto wie co robi, żeby ofiar nie było...

W skrócie: trzeba go nauczyć szacunku i zainteresowania człowiekiem, współpracy. Powoli stawiać wymagania i je konsekwentnie egzekwować (od najprostszych) - bo jak się przyciśnie za dużym wymaganiem to się doprowadzi do konfrontacji, a kopanie się z koniem do niczego nie prowadzi. Wygrywac trzeba najpierw małe batalie, potem coraz większe. Jak koń nabierze chęci do współpracy, to przestanie być żądny mordu. Na przykład odpuściłabym lonzowanie, dopóki nie działa: karmienie (idealny spokój, koń pozwala zadać żarcie i nie pcha się na człowieka, je z uszami do przodu nie rzucając się na okolicę) - to BARDZO ważne, potem prowadzenie na wybieg - nie ma opcji powiewania za koniem. Jeśli trzeba, to uwiąz do pyska albo przez nos, żeby go zatrzymać, on ma się dawać prowadzić, zatrzymywać sie i ruszać z człowiekiem. Dopóki tego nie ma, jest wyprzedzanie, pchanie się łopatką, wyrywanie się - IMHO lonżowanie to proszenie się o problemy. Najprostsza obsługa, przy tym się konia najlepiej "wychowuje", i rozwiązywanie problemów na bieżąco. Tych małych.
Instrukcja obsługi konia w weekend? Takim koniem się powinien zająć ktoś, kto wie co robi, żeby ofiar nie było...

W skrócie: trzeba go nauczyć szacunku i zainteresowania człowiekiem, współpracy. Powoli stawiać wymagania i je konsekwentnie egzekwować (od najprostszych) - bo jak się przyciśnie za dużym wymaganiem to się doprowadzi do konfrontacji, a kopanie się z koniem do niczego nie prowadzi. Wygrywac trzeba najpierw małe batalie, potem coraz większe. Jak koń nabierze chęci do współpracy, to przestanie być żądny mordu. Na przykład odpuściłabym lonzowanie, dopóki nie działa: karmienie (idealny spokój, koń pozwala zadać żarcie i nie pcha się na człowieka, je z uszami do przodu nie rzucając się na okolicę) - to BARDZO ważne, potem prowadzenie na wybieg - nie ma opcji powiewania za koniem. Jeśli trzeba, to uwiąz do pyska albo przez nos, żeby go zatrzymać, on ma się dawać prowadzić, zatrzymywać sie i ruszać z człowiekiem. Dopóki tego nie ma, jest wyprzedzanie, pchanie się łopatką, wyrywanie się - IMHO lonżowanie to proszenie się o problemy. Najprostsza obsługa, przy tym się konia najlepiej "wychowuje", i rozwiązywanie problemów na bieżąco. Tych małych.
  Chodzi o to,ze poprzednia wlascicielka a raczej kilka dzieciakow sie tym koniem zajmowalo wczesniej na zasadzie wolontariatu,czyli robili z tym koniem co chcieli lub na co im pozwalal...i teraz ja mam go przejac i wyprostowac...wlozyc w niego swoja kase i prace a ktos go odbierze ulozonego... 😲 😲 😲  Pytalam sie o mozliwosc odkupienia tego,gdybym chciala go odkupic,to odpowiedz byla taka ,ze ewentualnie po paru miesiacach dzierzawy,bo ta kobieta bardzo kocha koniki i nie chce go sprzedawac:?
Niby z jakiego powodu Ty masz się zajmować niewychowanym koniem, wkładać wysiłek, kasę i jeszcze nic z tego nie mieć?
Niby z jakiego powodu Ty masz się zajmować niewychowanym koniem, wkładać wysiłek, kasę i jeszcze nic z tego nie mieć?k
   Bo mi szkoda konia po prostu..,na pewno trafi albo do szkolki jezdzieckiej albo do handlarza konmi...
Nie wyobrażam sobie takiego zwierza w szkółce. W każdym razie życzę powodzenia chociaż biorąc pod uwagę sytuację to niestety czarno to widzę. Koń nie twój, właścicielka wydaje się niepoważna itp.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się