Akcja dla koni z Morskiego Oka
Ech, chyba dorobię się w końcu ksywki "Katarynka", bo co jakiś czas się powtarzam. 😉
Roxy,
Osobiście chętnie widziałabym tam inne zaprzęgi. Ze względów estetycznych, ze względów kulturowych (te fasiągi przerobione z wasągów na coś a'la wozy cygańskie zwyczajnie mi się nie podobają i nie widzę zbieżności z folklorem Tatr).
Aczkolwiek drugie Twoje zdanie już ma mniej sensu - tam gdzie są bryczki tam jest na ogół jeden koń
A co do trzeciego zdania... No właśnie mnie to zastanawia. Jak to jest. Rzeczywiście jeszcze parę lat temu nie było takich obostrzeń w temacie transportu konnego na MO. Rzeczywiście ładowano i 20 osób. A nie było słychać o masowych padnięciach koni na trasie. No to jak to jest?
Jeden konie i na bryczce cztery osoby, dwa konie i na "tym czymś" dwadzieścia osób hmmm dla mnie jest różnica, dobra zaraz będzie że się czepiam- teraz tylko czternaście.
Dwanaście.
Ech... Ciągle tyle niedoinformowania.
Naprawdę sądzicie, że łatwiej rozmawiać z fiakrami????? (co nie znaczy, że myślę, że z obrońcami zwierząt łatwo) Próbowałyście kiedykolwiek z góralami rozmawiać o ich zwierzętach??? Próbowałyście wytłumaczyć, że pies powinien mieć w upale dostęp do wody, cienia? Że nie powinien jeść chleba z wodą????
A myślicie, że "sympatyczni" fiakrzy dopuszczają poza wybranym towarzystwem kogoś nowego do wożenia ludzi, żeby wozów było więcej i można było wozić mniej ludzi na wozie?
Mnie pozostało zastosować sposób małego dziecka, żeby móc spokojnie spać: nie jeżdżę, nie widzę, nie ma problemu. Próbowałam rozmawiać wcześniej, jeszcze kiedy jeździłam w tamte strony. Raz nawet mi sie udało ale poza tym zdrowie mi miłe. Z tymi ludźmi się nie da rozmawiać.
Niejednokrotnie rozmawiałam z góralami o zwierzętach, mało tego pomagałam w jednym ze schronisk dla psów albo siedziałam w lecznicy dla zwierząt czy jeździłam w teren z weterynarzami, w górach spędzałam przez wiele lat każde ferie i wakacje i nie widziałam różnicy pod tym względem między góralami a resztą społeczeństwa. Z odpowiednim podejściem można się było z każdym dogadać tylko trzeba człowieka szanować a buractwo bywa na całym świecie.
Tak berula, wystarczajaco dlugo mieszkalam w gorach, ze jakies doswiadczenie w rozmowach z goralami mam. Kiedy przyjechalam, sasiad mial psy na lancuchu, kon nigdy nie chodzil na lake. Nigdy tez nie leczyl psow. Po roku kon mial wielkie wygrodzone pastwisko, psy kojec, w ktorym bywaly zamkniete kilka godzin dziennie, reszte czasu biegaly luzem, jeden z psow byl po operacji i srubowaniu zlamanej w wypadku nogi. I naprawde nie trzeba bylo go obrazac, rzucac sie pod konia ani odwalac histerii, czy sprawdzac jak i gdzie zarabia.
tet, 👍
To samo dzieje się przecież na wsiach położonych "na końcu świata"... nie tylko w górach. Są ludzie, którzy korzystają z edukacji i przekonują się, że koń wypuszczany = koń zdrowszy, a pies chodzący luzem lepiej pilnuje podwórka i kur przed lisami, niż pies na łańcuchu. Wozacy z MO również powoli uczą się jak powinno się dbać o konie aby dłużej i lepiej służyły i przynosiły więcej kasy przy - wbrew pozorom - mniejszych sumarycznie nakładach...
Świata nie zmieni się z dnia na dzień a na pewno nie zmieni się w taki sposób, jaki stosują "zieloni" 🤔wirek:
berula, moje doświadczenia rozmów z różnymi ludźmi o odmiennych poglądach też raczej pozytywne.
Tak jak dziewczyny nie rozumiem dlaczego fiakier, góral to ma być z założenia jakiś mniej rozumny rodzaj człowieka. Bo na Mazurach czy w środkowej Polsce to psów na łańcuchach nie było?
Rozmawiałam z wozakami w różnych częściach kraju. Nawet w swoim Lublinie ostatnio edukowałam pana, który jeździ zaprzęgiem sprzątającym (mamy taką atrakcję - pogrubiony kucor jeżdżący po Starym Mieście). Rozmawiałam jako nastolatka czy teraz jako osoba dorosła. Co więcej - krytykowałam, mówiłam jak powinno być. Nikt mnie nigdy nie pogonił, nikt złego słowa nie powiedział.
Mojego sasiada przekonalo to, ze wczesńiej musial wymieniac dyle (deski) w stanowisku konia raz w miesiacu. Po wypuszczeniu go na wybieg deski wymienia raz na rok, a kon nie zdechl i mial dalej sile, zeby pracowac. Bo byl przekonany, ze od jedzenia trawy konie robia sie "rzadkie". I ze jak chodzi po pastwisku to sie meczy. A on ma odpoczywac po pracy 🙂😉 no troche madrosci ludowych sie nasluchalam. Za to strugal lepiej niz podkuwacze w Krakowie.
Naprawdę sądzicie, że łatwiej rozmawiać z fiakrami????? (co nie znaczy, że myślę, że z obrońcami zwierząt łatwo) Próbowałyście kiedykolwiek z góralami rozmawiać o ich zwierzętach??? Próbowałyście wytłumaczyć, że pies powinien mieć w upale dostęp do wody, cienia? Że nie powinien jeść chleba z wodą????
A myślicie, że "sympatyczni" fiakrzy dopuszczają poza wybranym towarzystwem kogoś nowego do wożenia ludzi, żeby wozów było więcej i można było wozić mniej ludzi na wozie?
Mnie pozostało zastosować sposób małego dziecka, żeby móc spokojnie spać: nie jeżdżę, nie widzę, nie ma problemu. Próbowałam rozmawiać wcześniej, jeszcze kiedy jeździłam w tamte strony. Raz nawet mi sie udało ale poza tym zdrowie mi miłe. Z tymi ludźmi się nie da rozmawiać.
z fiakrami da się rozmawiać i to całkiem sympatycznie
wioząc dooopę do MO całą drogę rozmawialiśmy z fiakrem o koniach
opowiadał nam jak trudno kupić dobrego konia do pracy i jak się juz go kupi to się o niego dba.
Gorzej mi się rozmawiało z fundacją ... mając konia po interwencji to JA musiałam dzwonić i mówić że kon żyje bo oni nie mieli zamiaru... nie pytali o nic. Chyba dla nich ważne było, że mieli szkieletora z głowy i pilnowali, żeby medialnie kasa na niego wpływała. Konia leczyłam ja, odwszawiłam , odkarmiłąm i po kilku miesiącach zadzwoniłam, żeby go sobie zabrali.
Po tej "przygodzie" zdecydowanie inaczej patrzę na medialne akcje "ratowania" koni przez "miłośników" wszelkiej maści.
Dwanaście.
Ech... Ciągle tyle niedoinformowania.
W drodze powrotnej może być czternaście osób, ech te niedoinformowania 😁
Ascaia- mam pytanie (jeśli to nie tajemnica) czy ta grupa ekspertów ma w swoich rozważanaich jakiś margines do ustąpienia?
Na przykład obcięcie ilości osób na wozie o 30% ? Czy już twardo będzie bronić własnej opinii i stanowiska fiakrów?
Bo czytając ten watek mam wrażenie, że rozmowy doszły do ściany.
12-15 osób to jednak razem z wagą pojazdu dużo. I chyba najprościej i najtaniej jest zmniejszyć ilość pasażerów.
Jest jeszcze pole manewru do rozmów na ten temat?
To ja już nie nadążam za zmianami 😁
Taniu eksperci nie są od negocjacji. Oni mieli zbadań jak stan wygląda z punktu wiedzenia wiedzy hipologicznej, weterynaryjnej, itd. To nie jest tak, że oni decydują. Oni nawet nie mają "obowiązku" uczestniczyć w rozmowach. Przeprowadzili badania, badania wykazały to i to, jest opinia. To grono wspomagające, a nie uczestniczy konfliktu.
Rozmawiać może (i powinien) TPN. Z fiakrami, z animalsami i z mediami.
15 października na spotkaniu w TPN miała powstać Grupa Robocza ds. transportu konnego na MO, której zadaniem byłoby wypracowanie kompromisu. Tak naprawdę nie powstała, bo fundacje tylko wykrzykiwały, że nie ma opcji na jakiekolwiek dyskusje. Że jedne co ich interesuje to natychmiastowy zakaz transportu konnego. Dokładnie tak wypowiadały się fundacja Viva i Tatrzański TOZ - najbardziej aktywne w ilość i "głośności" wypowiedzi panie czyli Anna Płaszczyk i Beata Czerska. Pani Dorota W. która przejęła konia o imieniu Awans wygłosiła na początku expose (przerywając powitanie dyrektorowi TPN) i w ogóle wyszła mówiąc, że tu nie ma o czym rozmawiać. Spokojnie odzywali się przedstawiciele fundacji Gaja i Centaurus, ale to była jedna, dwie wypowiedzi. Pozostali milczeli. Zasadniczo prawie 6 godzinne spotkanie to były stanowcze wywody pań AP i BCz. I cały czas było "nie będziemy o niczym dyskutować". Kiedy fiakrzy chcieli mówić to byli zakrzykiwani, wyśmiewani, obrażani. Nawet to, że fundacje usiadły przy stole tak, że mieli każdy jeden mikrofon dla siebie, a eksperci i fiakarzy musieli do mikrofonu wędrować przez pół sali.
Ja zabrałam głos na sam koniec. Jako obserwator, jako osoba, która nie ma żadnych interesów w sprawie. I między innymi zaproponowałam zmniejszenie ilości osób lub rozmowę nad zmianą zaprzęgów. Fiakrzy powiedzieli - możemy pomyśleć, tylko, żeby nie było tak, że zaraz będzie tylko można ciągnąć za sobą dwukółkę z jednym pasażerem. Fundacja Viva i TTOZ w ogóle nie odpowiedziały na tę część mojej wypowiedzi. Było tylko - to jest znęcanie się, to jest przestępstwo, natychmiast zakazać, nie ma o czym rozmawiać, a ile pani ma koni, a jak się pani nimi opiekuje, a ile pani ma lat... Nie mówiąc o tym, że później próbowano także mnie obrazić. Tylko wtedy się jednak pohamowano. chyba dlatego, że było twarzą w twarz . A teraz jak wiecie pani Anna P. pod pseudo Klaudynka Spadalska na facebooku pisze już wprost pod moim adresem w mocno obraźliwym tonie.
Więc nie wiem czy jest pole manewru.
PS. Weź jeszcze pod uwagę, że animalsom wyszło, że na wozie może zostać fiakier i jeden pasażer. Bo inaczej to dalej znęcanie się nad końmi.
Jest coś takiego jak techniki negocjacyjne, tego można się nauczyć. Podstawą negocjacji jest szacunek do przeciwnika w dyskusji, i chęć dojścia do rozwiązania problemu. Nie do kompromisu, ale rozwiązania.
Tego nie ma ze strony animalsów. Przyszli, nie wytarli butów, walą pięścią w stół i rządają wprowadzenia wszystkich swoich pomysłów. Co gorsza, te pomysły nie są przemyślane, nikt nie bierze pod uwagę konsekwencji swoich działań.
Nie interesują ich żadne ustępstwa. To jest właśnie terroryzm. Dlatego są i pozostaną dla mnie ekoterrorystami.
Możemy tu sobie obmyślać co by jeszcze można było zmienić, a potem jechać do Zakopanego i spotkać się z Klaudynką Spychalską. I co, myślicie, że przedstawicie jej te pomysły? A potem usiądziecie z nią, fikarami, władzami TPN, żeby podyskutować punkt po pukcie co można, co się da, a co jest nierealne? Może Ascaia, bo ma świętą cierpliwość. Ale nie fiakrzy, i wcale im się nie dziwię. To, że się nie dziwię, że ludzi szlag trafia, nie znaczy, że zwalniam ich z odpowiedzialności za konie, czy uznaję że jest dobrze.
Żeby były techniki negocjacyjne to w ogóle musi zaistnieć chęć negocjacji. To co napisałaś tet - chęć szukania rozwiązań.
Ze strony fundacji tego nie ma. Nie ze strony fundacji Viva i TTOZ, które nakręcają protesty i medialną stronę sprawy. Oni chcą meleksów i wycofania koni = koni potrzebujących pomocy (bo zmęczone, bo ubojnia, bo praca przy zrywce, bo fiakrom nie można ich zostawić).
Ascaia- dziękuję za wyjaśnienia. Rozumiem. Pytałam, bo odniosłam wrażenie, że ten raport ( z zacnymi nazwiskami) trochę usprawiedliwia tych fiakrów, którzy rzeczywiście męczą konie. Bo jakaś tam grupa taka jest. Może wyjątki-nie wiem. Jakby nie było konie padały. Dziewczyny pisały, że widziały i marne, zmęczone konie. Na pewno w upały się męczą. Ja w upał chowam konie do stajni i nawet o dwukółce nie pomyślę. A turyści w takie pogodne dni chcą być dowiezieni. Czyli rynek/chętni/kasa są.
Rozumiem, że ze strony obrońców jest stanowisko sztywne i koniec. To źle. Dla koni źle.
Taniu eksperci nie są od negocjacji. Oni mieli zbadań jak stan wygląda z punktu wiedzenia wiedzy hipologicznej, weterynaryjnej, itd. To nie jest tak, że oni decydują. Oni nawet nie mają "obowiązku" uczestniczyć w rozmowach. Przeprowadzili badania, badania wykazały to i to, jest opinia. To grono wspomagające, a nie uczestniczy konfliktu.
Rozmawiać może (i powinien) TPN. Z fiakrami, z animalsami i z mediami.
15 października na spotkaniu w TPN miała powstać Grupa Robocza ds. transportu konnego na MO, której zadaniem byłoby wypracowanie kompromisu. Tak naprawdę nie powstała, bo fundacje tylko wykrzykiwały, że nie ma opcji na jakiekolwiek dyskusje. Że jedne co ich interesuje to natychmiastowy zakaz transportu konnego. Dokładnie tak wypowiadały się fundacja Viva i Tatrzański TOZ - najbardziej aktywne w ilość i "głośności" wypowiedzi panie czyli Anna Płaszczyk i Beata Czerska. Pani Dorota W. która przejęła konia o imieniu Awans wygłosiła na początku expose (przerywając powitanie dyrektorowi TPN) i w ogóle wyszła mówiąc, że tu nie ma o czym rozmawiać. Spokojnie odzywali się przedstawiciele fundacji Gaja i Centaurus, ale to była jedna, dwie wypowiedzi. Pozostali milczeli. Zasadniczo prawie 6 godzinne spotkanie to były stanowcze wywody pań AP i BCz. I cały czas było "nie będziemy o niczym dyskutować". Kiedy fiakrzy chcieli mówić to byli zakrzykiwani, wyśmiewani, obrażani. Nawet to, że fundacje usiadły przy stole tak, że mieli każdy jeden mikrofon dla siebie, a eksperci i fiakarzy musieli do mikrofonu wędrować przez pół sali.
Ja zabrałam głos na sam koniec. Jako obserwator, jako osoba, która nie ma żadnych interesów w sprawie. I między innymi zaproponowałam zmniejszenie ilości osób lub rozmowę nad zmianą zaprzęgów. Fiakrzy powiedzieli - możemy pomyśleć, tylko, żeby nie było tak, że zaraz będzie tylko można ciągnąć za sobą dwukółkę z jednym pasażerem. Fundacja Viva i TTOZ w ogóle nie odpowiedziały na tę część mojej wypowiedzi. Było tylko - to jest znęcanie się, to jest przestępstwo, natychmiast zakazać, nie ma o czym rozmawiać, a ile pani ma koni, a jak się pani nimi opiekuje, a ile pani ma lat... Nie mówiąc o tym, że później próbowano także mnie obrazić. Tylko wtedy się jednak pohamowano. chyba dlatego, że było twarzą w twarz . A teraz jak wiecie pani Anna P. pod pseudo Klaudynka Spadalska na facebooku pisze już wprost pod moim adresem w mocno obraźliwym tonie.
Więc nie wiem czy jest pole manewru.
PS. Weź jeszcze pod uwagę, że animalsom wyszło, że na wozie może zostać fiakier i jeden pasażer. Bo inaczej to dalej znęcanie się nad końmi.
ale, ale. Czy mi się dobrze wydaje, że oto wypowiada się córka szanownego specjalisty Kolstrunga?
fibi, ale Ascaia nigdzie nie ukrywa kim jest i chwała jej za to, bo wiadomo, że wiedzę i praktykę z końmi związaną ma większą niż osoby z Vivy i ta cała śmieszna dziennikareczka (nota bene ta pani nie ma żadnej wiedzy i cały czas to pokazuje..o etyce dziennikarskiej tez nie wspomnę-wystarczy prześledzić jej wpisy właśnie w kierunku Ascaii np.)
ale, ale. Czy mi się dobrze wydaje, że oto wypowiada się córka szanownego specjalisty Kolstrunga?
Czy wyczuwam przekąs?
fibi, od początku mojego wypowiadania się w tym temacie na forum pisałam wielokrotnie "mój ojciec", więc nie wiem skąd to zaskoczenie. Ogólnie na forum też nigdy nie kryłam jak mam na nazwisko i jakie są moje "korzenie" pracy z końmi.
W jednym się z Tobą zgodzę - mój ojciec jest szanowny, a dodatkowo szanowany i jest specjalistą w zakresie hodowli i użytkowania koni.
Ascaia- dziękuję za wyjaśnienia. Rozumiem. Pytałam, bo odniosłam wrażenie, że ten raport ( z zacnymi nazwiskami) trochę usprawiedliwia tych fiakrów, którzy rzeczywiście męczą konie. Bo jakaś tam grupa taka jest. Może wyjątki-nie wiem. Jakby nie było konie padały. Dziewczyny pisały, że widziały i marne, zmęczone konie. Na pewno w upały się męczą. Ja w upał chowam konie do stajni i nawet o dwukółce nie pomyślę. A turyści w takie pogodne dni chcą być dowiezieni. Czyli rynek/chętni/kasa są.
Rozumiem, że ze strony obrońców jest stanowisko sztywne i koniec. To źle. Dla koni źle.
Wyniki analiz nie mają na celu nikogo i niczego usprawiedliwić. Mają zadanie pokazać stan rzeczy- czy dochodzi do przeciążeń, czy konie są w złej kondycji. Oczywiście robią badania w takich warunkach jakie są im udostępnione.
Żeby zupełnie wykluczyć "ludzkie gadanie" to trzeba by zrobić wszystkie badania na próbie 100%. Czyli wszystkie konie weterynaryjnie. Wszystkie konie zważyć. Wszystkie wozy zważyć. Itd. Wtedy byłyby to badania idealne. Ale wszyscy eksperci są spoza Zakopanego, w dodatku to nie są ich autorskie idee badań, żeby mogli w pełni kontrolować warunki.
Dlatego mi się coraz bardziej nie podoba postępowanie TPN. A może władz powiatu, gminy?
Bo widzę rzeczywiście pewną opieszałość i niedokładność w działaniach, w informacjach. A za to "wystawili" ekspertów na publiczny żer. A sami stanęli jakby z boku sprawy.
Fibi, zaleta bycia dluzej niz jeden temat na forum, przynajmniej na tym, jest to,mze zna sie ludzi. Nawet jezeli nie po nazwisku, a to dosc trudne nie znac czesci ludzi z nazwiska, to znamy sie z roznych tematow, mamy jakies zdanie o innych osobach. Jednym mozemy wierzyc w to co pisza, o innych wiadomo, ze naginaja rzeczywistosc. Wiemy kto ma poukladane pomysly na zycie i jest konsekwenty w dyskusjach a kto sam nie wie czego chce.
Dla nas nie jest zadna tajemnica tozsamosc Ascai, i raczej ta tozsamosc czyni ja bardziej wiarygodna, a nie mniej.
Moze jakies inne hity sezonu znasz?
Ha ha, zaczęłam dostawać głuche i dziwne telefony. Na przykład z pytaniem czy to Ascaia? 😉
Przy okazji - została opublikowana jeszcze jedna opinia. Autorstwa p. Wiland. Według niej obciążenia są jeszcze więcej niż według obliczeń p. Czerskiej. Czyli wychodzi na to, że już nawet jeden pasażer nie powinien siedzieć na fasiągu.
Poza tym zarzuca mojemu ojcu posługiwanie się literaturą aż sprzed ćwierć wieku, jednocześnie posługując się (nadal) podręcznikiem "Hodowla koni" Pruskiego. Nie mam pojęcia jak nieżyjący od ponad 30 lat człowiek mógłby wydać książkę w 2006 roku?
http://hij.com.pl/czesc-jego-pamieci/Po drugie podane jest tam pojęcie "koń mechaniczny" - przy czym jest to miara, która powstała w XIX wieku. Powstała jako określenie umowne - 1 KM to siła jednego żywego konia. Później określono konkret czyli 1 KM = 735,49875 W. Ale frazeologia tego pojęcia jest umowna i nieprzekładalna na współczesność, a przede wszystkim na praktykę pracy z końmi.
Pani Dorota Wiland, dała się poznać jako rozsądna osoba. Przy okazji batalii o uboje rytualne (wygranej). Park będzie miał teraz różne analizy do wyboru.
Ale wciąż są to wyniki skrajne. A co z tymi specjalistami z zagranicy, gdzieś była o tym mowa.
to dzisiejsze oświadczenie Irka Kozłowskiego! (z jego profilu na fb)
BARDZO WAŻNA WYPOWIEDŹ AUTORYTETU I TRENERA KONI.
KONIE W MORSKIM OKU SĄ PRZECIĄŻONE!
PRZECZYTAJCIE!
"To co powiedziałem w programie TVN 24 nie wyczerpuje tematu, między innymi ze względu na bardzo krótki czas antenowy.
Dlatego uzupełniam to poniższym tekstem.
"DO NASTĘPNEGO WYPADKU BĘDZIE CISZA"
Konflikt między góralami, a ekologami dotyczący pracy koni na Morskim okiem trwa od lat.
Górale bronią źródła swoich dochodów (nie małych !!!), a ekolodzy dobra koni.
Za góralami stoją lokalne władze administracyjne, za ekologami tysiące podpisów jakie zebrali od mniej lub bardziej uświadomionych ludzi.
Jedni i drudzy mają swoje racje. Jedni i drudzy bronią ich w coraz bardziej zaciekły sposób. Ostatni zapowiadany protest ekologów, jaki miał miejsce09 listopada, przerodził się w regularną bitwę.
Była policja, straż miejska i oczywiście media.
Media, którym bardziej zależy na pokazaniu konfliktu w tak „atrakcyjnej„ formie, niż rozwiązaniu go, bo cóż będą wtedy pokazywać. Trudno się też dziwić, zwłaszcza całodobowym stacjom informacyjnym. Efektem tego były „fruwające” na ekranach telewizorów obrazki tłumu szarpiących się ludzi, wśród których miotały się bogu ducha winne, przerażone konie.
Media muszą mieć temat. Przykładem niech będzie fakt, że następnego dnia było już „po temacie”, ponieważ pojawił się nowy, czyli zadyma na Święcie Niepodległości.
O „Morskim Oku” nie wspominał już nikt.
STANOWISKA STRON.
Ekolodzy żądają całkowitego wycofania transportu konnego nad Morskie Oko, górale wręcz przeciwnie, uważają, że to są ziemie ich przodków i mają prawo robić na nich, co chcą.
Warto wspomnieć, że administracja, czyli władze samorządowe, bardzo mocno trzymają stronę górali. Trudno się dziwić, jeśli MIESIĘCZNY wpływ do ich kasy z tytułu opłaconych licencji fiakrów to ok. 80 tys. zł.
Rokroczny, trwający 2 dni przegląd weterynaryjny wszystkich koni, prowadzony przez tamtejszego lekarza weterynarii, przynosi w/w dochód ok. 30 tys. zł.
Jego opinia jest kluczowa przy jakichkolwiek wątpliwościach dotyczących zdrowia koni.
Jeśli już jesteś przy kwestiach opłat, to warto również nadmienić, że dniówka fiakra to od 3 do ponad 6 tys zł. DNIÓWKA !!!
Dlatego jeśli media pokazują obrazek skruszonego górala, który z frasobliwą miną, płaczliwym tonem opowiada, że to dla niego i jego rodziny to być albo nie być, to pamiętajmy, o jaki byt tu chodzi. Kilkutysięczny dzienny utarg!!!
Tak swoją drogą, szkoda, że media tak bardzo nie interesują się bytem tych rolników z Podlasia, którzy również żyją z turystyki.
Jeśli dzisiejszy rynek pozwala na zakup konia zdolnego do pracy za 8 tys zł, to trudno się dziwić, że nie wszyscy przywiązują wagę do dbania o to zwierzę, adekwatnie do bardzo ciężkiej pracy, jaką ono wykonuje. PS: Gdyby dojrzały koń kosztował 30 tys zł (tyle kosztować powinien, aby hodowla miała ekonomiczny sens) jestem pewien, że troska właścicieli była by zupełnie inna.
EKOLODZY przez swoje dotychczasowe działania spowodowali, że wprowadzono dożo pozytywnych zmian. Trudno to sobie wyobrazić, ale jeszcze nie tak dawno na wozach siedziało po 25 osób, a ciągały je niejednokrotnie konie 2,5 i 3 letnie. To tak jakby dziesięcioletnie dziecko zmuszać do bardzo ciężkiej pracy.
W wyniku takiego postępowania wiele zniszczonych koni trafiło do rzeźni. Jak się do tego ma opiewana w mediach góralska miłość do koni? Dla mnie to nie jest miłość do koni, lecz do konia. Tego żyjącego i zarabiającego „dutki”. Później tak samo gorliwa miłość jest przelewana na kolejnego „zarabiającego”. Czy tak ma wyglądać góralska miłość do koni?
Chwała ekologom za to, że pilnują tematu, gdyby nie to, „miłosny proceder” trwałby do dzisiaj.
Za sprawą ich działań przeprowadzono również szereg badań siły uciągu, oraz różnorakich pomiarów określających wpływ obecności zaprzęgów w tym konkretnym miejscu.
Czy jest rozwiązanie które usatysfakcjonuje obie strony ?
WĄTPIĘ.
Natomiast mam propozycję, która będzie NAJLEPSZA DLA KONI, oraz całego zjawiska, jakim jest TRADYCJA jazdy zaprzęgami na podhalu.
Przypomnę, że zarówno górale, jak i decydenci przekonujący o zasadności obecności zaprzęgów w tym miejscu bezustannie powołują się na tradycje.
Dawnymi czasy, kiedy kolej nie dojeżdżała do Zakopanego, a motoryzacja praktycznie nie istniała. Turyści byli odbierani z dworca kolejowego w Krakowie i zaprzęgami dowożeni do oddalonego o 100 km Zakopanego. Trwało to najczęściej dwa dni. Nie były to platformy kilkunastoosobowe, lecz bryczki lub wozy chłopskie. Górale mają swoje określenie na wozy używane w rolnictwie przystosowane do przewozu turystów: „fasiąk”. To dość dziwny twór językowy, a pochodzi od nazwy wasąg, czyli lekki pojazd włościański.
W czasach, o których wspomniałem, pojazdy te były zrobione w ten sposób, że na podwozie zwykłego wozu na drewnianych kołach, z metalową obręczą, była zakładana skrzynia (kasta) wyplatana ciosanym drewnem jesionu. Na tym były rozciągnięte kabłąki przykryte lnianym płótnem. Taki pojazd oprócz tego, że wyglądał stylowo, był lekki i był w stanie zabrać od 6 do 8 osób.
DO TAKICH POJAZDÓW NALEŻY POWRÓCIĆ.
Wykonanie takiego powozu nie stanowi najmniejszego problemu. Powinien być wyposażony w hamulce na obydwie osie, resory, amortyzowany, bardzo mocny dyszel, oblane gumą obręcze kół ze szprychami.
Głos, który podniesie się natychmiast to „góralski lament” że to kosztuje itp.
Jeśli przy kilkutysięcznej dniówce biedny baca płacze, że będzie musiał za to zapłacić to nie dajmy się nabrać! Koszt zakupu takiego pojazdu, który jest inwestycją na długie lata, nie przekroczy 20 tys. zł.
Jego na to absolutnie stać, a platformy na kołach od osobowego auta, które dzisiaj wciągają na górę konie, nie mają nic wspólnego z tradycją.
WARUNKI W JAKICH PRACUJĄ KONIE nad Morskim Okiem to również kwestia postojów. Nagminnie zdarza się tak, że te z koni, które skończyły kurs są ładowne na samochody lub przyczepy i przetrzymywane są na nich po kilka lub kilkanaście godzin. To nie powinno się dziać. Na miejscu postoju powinna być zbudowana drewniana wiata ze stanowiskami wyścielonymi słomą, w której konie mogą faktycznie odpocząć. Dla lokalnej administracji, która z comiesięcznej sprzedaży licencji zarabia krocie, to pestka. Taki budynek (bez stałego związku z gruntem) powinien być wykonany estetycznie, w nawiązaniu do drewnianej architektury regionu. Jeśli władze administracyjne tylko jeden miesięczny dochód z licencji fiakrów przeznaczą na w/w inwestycję to absolutnie wystarczy.
Jest jeszcze szereg kwestii, które dotyczą BEZPIECZEŃSTWA.
PO PIERWSZE. Licencje powinny być wydawane tym fiakrom, którzy zdadzą teoretyczny i praktyczny egzamin dotyczący zasad bezpiecznego powożenia. DLACZEGO kierowca autobusu musi przejść niezliczoną ilość badań, testów, egzaminów, zanim siądzie za kierownicę pojazdu wypełnionego po brzegi ludźmi? Góral w związku z tym, że powoził jego dziadek i ojciec, nie musi umieć nic. Warto dodać, że pasażerami niejednokrotnie są również dzieci i osoby niepełnosprawne.
Co do bezpieczeństwa: Widziałem na własne oczy, jak lekarz (wspomniany już wcześniej) w celu zbadania tętna konia zaprzężonego do pojazdu, odpina naszelnik (czyli to czym uprząż jest przymocowana od przodu do dyszla) … uwaga: nie odpinając pasów pociągowych wchodzi między dwa konie i bada. Tego rodzaju błąd jest złamaniem absolutnie podstawowych zasad bezpieczeństwa powożenia. Ani góral, który stoi obok, ani lekarz weterynarii nie mają pojęcia o tym, jakie zagrożenie powodują dla koni, siebie i otoczenia postępując w ten sposób.
PO DRUGIE. Na każdym zaprzęgu obok powożącego powinna być osoba towarzysząca (luzak), której zadaniem będzie dbanie po bezpieczeństwo. Jak ważna możne być rola takiej osoby chyba nikogo nie trzeba przekonywać. To czasami ma decydujący wpływ na bezpieczeństwo, nie tylko pasażerów i koni, ale również wszystkich osób w otoczeniu. Przypomnę, że codziennie przewija się tam tysiące turystów, a znaczna ich ilość nie korzysta z zaprzęgów, lecz idzie nad Morskie Oko piechotą.
PO TRZECIE. W zaprzęgach w tym konkretnym miejscu powinny pracować konie co najmniej 6-o letnie. To jest wiek, w którym organizm jest w pełni dojrzały i gotowy do wykonywania ciężkiej pracy. Ekonomicznie eksploatowany koń może pracować kilkanaście lat. Nierzadko zdarzają się przypadki koni ponad dwudziestoletnich, w pełni zdrowych i chętnych do pracy. Dlaczego nie nad Morskim Okiem?
PODSUMOWANIE
Obecnie konie w pracy nad Morskim Okiem są PRZECIĄŻANE !
Przeciążenia te wynikają wyłącznie z powszechnego, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, zjawiska jakim jest NIEPOHAMOWANA LUDZKA PAZERNOŚĆ, na szybki zysk.
Zaproponowane powyżej zmiany moim zdaniem nikogo nie krzywdzą, a co najważniejsze poprawią byt zwierząt.
Na zakończenie dodam, że nie jestem stroną w tym sporze, a to co proponuję opieram na doświadczeniu ponad dwudziestoletniej pracy z końmi zaprzęgowymi, ludźmi o różnym poziomie umiejętności powożenia oraz fakcie, że kilka razy występowałem jako biegły w sprawach sądowych dotyczących wypadków z udziałem zaprzęgów w których ginęły nie tylko konie.
Pozdrawiam.
Ireneusz Kozłowski"
fibi, od początku mojego wypowiadania się w tym temacie na forum pisałam wielokrotnie "mój ojciec", więc nie wiem skąd to zaskoczenie. Ogólnie na forum też nigdy nie kryłam jak mam na nazwisko i jakie są moje "korzenie" pracy z końmi.
W jednym się z Tobą zgodzę - mój ojciec jest szanowny, a dodatkowo szanowany i jest specjalistą w zakresie hodowli i użytkowania koni.
[quote author=Tania link=topic=95695.msg2228480#msg2228480 date=1416659203]
Ascaia- dziękuję za wyjaśnienia. Rozumiem. Pytałam, bo odniosłam wrażenie, że ten raport ( z zacnymi nazwiskami) trochę usprawiedliwia tych fiakrów, którzy rzeczywiście męczą konie. Bo jakaś tam grupa taka jest. Może wyjątki-nie wiem. Jakby nie było konie padały. Dziewczyny pisały, że widziały i marne, zmęczone konie. Na pewno w upały się męczą. Ja w upał chowam konie do stajni i nawet o dwukółce nie pomyślę. A turyści w takie pogodne dni chcą być dowiezieni. Czyli rynek/chętni/kasa są.
Rozumiem, że ze strony obrońców jest stanowisko sztywne i koniec. To źle. Dla koni źle.
Wyniki analiz nie mają na celu nikogo i niczego usprawiedliwić. Mają zadanie pokazać stan rzeczy- czy dochodzi do przeciążeń, czy konie są w złej kondycji. Oczywiście robią badania w takich warunkach jakie są im udostępnione.
Żeby zupełnie wykluczyć "ludzkie gadanie" to trzeba by zrobić wszystkie badania na próbie 100%. Czyli wszystkie konie weterynaryjnie. Wszystkie konie zważyć. Wszystkie wozy zważyć. Itd. Wtedy byłyby to badania idealne. Ale wszyscy eksperci są spoza Zakopanego, w dodatku to nie są ich autorskie idee badań, żeby mogli w pełni kontrolować warunki.
Dlatego mi się coraz bardziej nie podoba postępowanie TPN. A może władz powiatu, gminy?
Bo widzę rzeczywiście pewną opieszałość i niedokładność w działaniach, w informacjach. A za to "wystawili" ekspertów na publiczny żer. A sami stanęli jakby z boku sprawy.
[/quote]
No to jak w takim razie ten specjalista może popełniać takie błędy? Skoro przy poprzednio dopuszczanej liczbie osób też twierdził, że wszyskto jest w porządku i konie nie są przeciążane? Jakoś liczbę osób zmniejszono, nawet kiedy było po 20 osób na wóz pakowane, jacyś specjaliści twierdzili, że nie dzieje się koniom krzywda (czy akurat Twój ojciec to już nie wiem), więc akurat z mojej perspektywy właśnie na usprawiedliwianie tego procederu to wygląda. Tym bardziej przy powyższym oświadczeniu innego specjalisty.
Ciekawe. I jest rozsądna propozycja kompromisu. Podobna do mojej wersji. :kwiatek: