Odpowiedzialność Fundacji za swoich podopiecznych.

Co z odpowiedzialnością Fundacji za oddane w adopcje zwierzęta ?(okresowe kontrole w domu adopcyjnym)

Czy musi dochodzić do takich incydentów jak sprawa Samuela.

A co myślicie o zgodzie  na rozmażanie koni adopcyjnych?

Przykładowa fundacja wykupiła konia. Tym samym wzięła za tego konia pełną odpowiedzialność (za jego zdrowie i godne życie). Koń idzie do adopcji. Oczywiście spisuje się odpowiednią umowę adopcyjną, że bla bla bla.... i ... tyleśmy konia widzieli (bo zajęci jesteśmy innymi końmi, które trzeba uratować). Owszem może i jest kontakt telefoniczny, czy na gg  😵 wierzymy w zapewnienia, że wszystko jest ok. Ba, możemy nawet nie wiedzieć , że już się coś złego dzieje (dowiemy się jak koń będzie w stanie lekko agonalnym). Bo się nie pojechało, bo się nie sprawdzało, bo się nie było upierdliwym w wizytach. Może ktoś powiedzieć: "A gdzie ja znajdę na te wszystkie odwiedziny czas i pieniądze, hmm?"  Odpowiedź jest prosta. Jesteś tak samo odpowiedzialny za tego konia, jak i osoba adoptująca. Nie masz czasu kontrolować, nie oddawaj do adopcji. To dla mnie poniekąd pozbycie się części odpowiedzialności za danego konia. W końcu można zacząć wieszać psy na osobie adoptującej, że nie opiekowała się tak dobrze jak ja zrobiłbym/zrobiłabym to u siebie. Dla mnie fundacja jest dwukrotnie bardziej odpowiedzialna za to co dzieje się z koniem oddanym do adopcji. Kontrole okresowe powinny być tak naturalne jak to, że wstaję każdego ranka i idę do toalety zrobić siku.
Co do rozmnażania koni w adopcji to jestem na nie. Ogromne nie.
Czyj będzie źrebak?
Kto decyduje o tym którym ogierem pokryje się klacz?
Co jeśli nie daj Boże cos się stanie przy porodzie klaczy?
itd.
Po co "rozmnażać" problemy?
Konia do adopcji bierze się po to aby zapewnić mu godne życie, a nie bawić się w hodowle.

Kropka
Culula- podpisuję się pod tym. I dodam, że byłabym nawet za odwiedzinami niezapowiedzianymi. W miarę możliwości oczywiście, bo jechać i pocałować klamkę jest ewidentną stratą czasu. Kontrole, kontrole i już. Zaufanie, zaufaniem, ale kontrola, kontrolą.
Może ktoś powiedzieć: "A gdzie ja znajdę na te wszystkie odwiedziny czas i pieniądze, hmm?" 


Ale na to nie potrzeba czasu, ani pieniędzy. W pobliżu (mniejszym lub większym 😉) domu adopcyjnego zawsze znajdzie się osoba (koleżanka, wolontariusz, znajomy z forum itp itd), która raz na miesiąc-dwa wpadnie tam znienacka na chwilę, zrobi zdjęcia, pogada z ludźmi... Powiedzmy, że dostanie na paliwo, czy bilet. To nie są jakieś straszne koszty, a, jak wiadomo, zapobieganie jest tańsze niż leczenie.

Rozmnażaniu mówię "nie". Wystarczająco dużo bid jest naprodukowanych.
Adopcje- tak.
Kontrole- tak.
Rozmnażanie- nie.

Ciężko prowadzić jakąkolwiek działaność bez zaufania do drugiego człowieka- w profesjonalnych pensjonatach końskich też właściciel musi ufać swoim stajennym, innym pensjonariuszom etc. Nie można widzieć w każdym człowieku potencjalnego zła, ale wydaje mi się, że takie kontrole niespodziewane miałyby większy sens.
[quote author=CuLuLa link=topic=13787.msg421972#msg421972 date=1262255224]
Może ktoś powiedzieć: "A gdzie ja znajdę na te wszystkie odwiedziny czas i pieniądze, hmm?" 


Ale na to nie potrzeba czasu, ani pieniędzy. W pobliżu (mniejszym lub większym 😉) domu adopcyjnego zawsze znajdzie się osoba (koleżanka, wolontariusz, znajomy z forum itp itd), która raz na miesiąc-dwa wpadnie tam znienacka na chwilę, zrobi zdjęcia, pogada z ludźmi... Powiedzmy, że dostanie na paliwo, czy bilet. To nie są jakieś straszne koszty, a, jak wiadomo, zapobieganie jest tańsze niż leczenie.
[/quote]

Najwidoczniej czegoś tam potrzeba. Bingo! CHĘCI potrzeba!
.
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
31 grudnia 2009 11:00
Hmm, ja na przykład rozumiem, że Met + wolontariusze pracujący/mieszkający w okolicy Naszej Szkapy mogą nie mieć czasu na kontrole w domach adopcyjnych- odległych niejednokrotnie pewnie od NS o setki kilometrów...
Można np. stworzyć sieć wolontariuszy-odwiedzaczy(ze zdrowym rozsądkiem) w całej Polsce 🙂
Aby uniknąć subiektywizmu osoby odwiedzającej, Met tworzy formularz, który wypełnia taka osoba+ dokumentuje fotograficznie stan zwierzaka, kopyta i takie tam 🙂
W taki posób można wyłapać ewentualne problemy, można wskazać osobie adoptującej co trzeba poprawić, ewentualnie dać czas na naprawę sytuacji...
Taka wizyta może mieć miejsce np. wtedy, gdy Met nie może doprosić się aktualnych fotek bądź fotki są niezadowalające i wymagają naoczności...

Edit:
nie jestem za odwiedzinami "znienacka", jeśli kogoś uprzedzi się dzień wcześniej to i tak nie przytyje konia i kowala
i weta(odrobaczenie, szczepienie) raczej też nie zorganizuje na gwałt-co najwyżej może sobie zwierzaka poszorować 😉
Tomku_J- na pewno. Ale uważam, że osoba posiadająca czyjąś własność, nabywająca ją za darmo i do tego czasami wykorzystująca ją zarobkowo ( oprowadzanki, czy lekkie płatne jazdy- bo czemu by nie, skoro koń zdatny?) musi się liczyć z tym, że kontrole będą.
I ja biorąc konia od fundacji zgodziłabym się na takie kontrole. Nawet niezapowiedziane. Najwyżej tłumaczyłabym się gęsto czemu akurat dziś koń w gnoju stoi i słomy ma za mało. Coś za coś. Bierzesz konia- stwórz mu takie warunki, byś się potem nie musiała wstydzić i tłumaczyć. Tyle.

ps Ms_konik- słusznie. Wizyta zapowiedziana dzień, dwa dni wcześniej. Gnój wywalę, słomy dościelę, ale żeber, kopyt nie zdążę zrobić. ( choć ja i ak bym była za okazjonalnymi nalotami znienacka  😉)
a jak jest przy adopcji psa ze schroniska??

ktoś kontroluje, pyta, sprawdza???

adopcji dokonuje nie osoba z ulicznej łapanki tylko ( teoretycznie przynajmniej ) osoba odpowiedzialna która bierze zwierzaka pod opiekę i stara sie zapewnic mu jak najpsze warunki- mieszka w bloku na 7 pietrze nie adoptuje konia tylko chomika, nie stac ją na utrzymanie zwierzaka, nie ma na to czasu siły czy chęci to wara od schronisk, fundacji i tym podobnych organizacji !

niestety tacy ludzie też przychodzą adoptowac zwierzaka i niestety nie da sie przewidziec co sie z nim stanie
KONTROLE- owszem jestem za ale nie zawsze jest to wykonalne a szkoda

chociaż nie wyobrazam sobie tego w przypadku psów czy kotów- wizyty w domach adopcyjnych przez okrągły rok- ciekawe kto by to robił... 

może adoptujacy powinni składać jakieś sprawozdania- takie oficjalne dokumentacje- co jest ze zwierzakiem, na co chorował co mu podawano - z jakimiś zaświadczeniami od weta- nie jakies którkie wiad na gg czy smsy

.
No i Tomku dobrze gadasz- tak powinien wyglądać dalszy nadzór nad podopiecznymi fundacji. Szczegóły są do ustalenia i uzgodnienia, ale osobista kontrola powinna być.
Przede wszystkim proponuję odłożyć temat NS. Topik został założony przez autorkę wcale nie po to, by rozważać sposób działania fundacji w ogólności, a jedynie (!) po to, żeby przywalić Met - nie dajmy sobą manipulować, jeśli chcemy rozmawiać o sposobie działania fundacji, to mamy znacznie więcej lepszych. negatywnych przykładów (spod Łodzi i Szczecina).

Tomku J nie mam zdolności manipulacyjnych, wątek założyłam ,bo jak zadaję pytania w innym wątku tp mnie lekcewazycie ,milcząco pomijacie moje zapytania.

Jeśli chodzi o negatywne przykłady to już dawno fundacje te zostały obsmarowane, ten temat jest świeży ( po poprzednich wpadkach nie powinien sie pojawić)

Zgadzasz się jednak ,że jakaś kontrola powinna być.
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
31 grudnia 2009 13:14
[quote author=Tomek_J link=topic=13787.msg422038#msg422038 date=1262259262]
[quote author=ms_konik]Hmm, ja na przykład rozumiem, że Met + wolontariusze (...)[/quote]

Przede wszystkim proponuję odłożyć temat NS. Topik został założony przez autorkę wcale nie po to, by rozważać sposób działania fundacji w ogólności, a jedynie (!) po to, żeby przywalić Met - nie dajmy sobą manipulować, jeśli chcemy rozmawiać o sposobie działania fundacji, to mamy znacznie więcej lepszych. negatywnych przykładów (spod Łodzi i Szczecina).
[/quote]

W mój post można wstawić dowolną "przywódczynię" fundacji i wolontariuszy w okolicy fundacji funkcjonujących- akuratnie w tym zdaniu jest NS, bo nawiązuję do powyższych postów 🙂
Czytajac o kontrolach przypomniała mi sie sytuacja opowiadana pzrez znajomego, o stajni która mijam dosysc czesto i znam osobiscie.
Pewien Pan pod Czestochową ma niezliczona ilosc hektarów, jadac samochodem, objezdza sie dookoła praktycznie cały Jego teren. Owy Pan hoduje 300 koni. Konie maja zrobione 2 hale gdzie moge się schować, a poza tym to 24h na dobe sa na pastwiskach , bez wzgledu na pogode. Jadac samochodem, mozna zobaczyc tabuny galopujacych radosnie koni... mozna powiedzieć że dzikich. Trafiaja tam konie róznej maści, rasy, wieku, czy zdrowia.
Pewnego dnia do Pana przyjechała taka kontrola składajaca sie z nawiedzonych Pań które stwierdziły ze konie maja opłakane warunki bo nie mają stajni... i chca zobaczyc w jakiej te zwierzeta sa kondycji. Pan wział kobitki do jeepa i pojechał szukac koni w opłakanym stanie. Kobiety zobaczyły ufajdanego w błocie siwka i stwierdziły ze ten akurat cierpi.
Pan niewiele myslac odstrzelił zwierzaka, zeby sie nie meczył .No bo co, jak sie meczy to trzeba mu ulżyć.
Ponoc juz ani jeden kon według nich nie był cierpiący...

To tak a propos kontroli i nachodzenia ludzi. Widzi sie brudnego konia na padoku i już jest to odbierane jako złe traktowanie. Troche mniej słomy, rzepy w ogonie, czy ranka... już jest problem.
Ogolnie jestem za tym zeby takich adopcji nie było. Powiem wiecej, jestem za tym zeby takich fundacji nie było. Sprawami złego traktowania zwierzat powinna zajmowac sie straż dla zwierzat, i tak jak za granica maja RPCA , tak u nas tez powinno być. Tam jest wszystkoprawnie uregulowane, nawet z policją nie maja problemów.Sa kontrole, ale profesjonalne, dba sie o zwierzeta nawet kiedy sa juz poza fundacją. A u nas to taki pic na wode... :/
Ja też tak twierdzę.

Apropo Pana z pod Częstochowy słyszałam tę historię, i  wiele innych.Osobiście wiele razy obserwowałam jego konie, co niektórzy robili zdjęcia z ukrycia.
Też często tam przejeżdżam trasa na Świerklaniec.
White_fire
Generalnie byłam tam nawet, widziałam te konie z bliska i nie widziałam zeby sie coś złego działo. Co wiecej, bedac koniem na pewno chciałabym byc dzikim brudnym koniem , niz odpicowanym chodzacym pod siodłem 🙂
Ja osobiście spędziłam niedaleko kilka dni, słysząc ich rżenie przywoływania w nocy.Super wrażenie.Przepiękny widok.
.
Może i nie o koniku ale powiem Wam o adopcji psiaka. Ponad 1,5 roku temu zaadoptowałam psiaka, ładną sunię owczarka niemieckiego. Osoba która powierzyła mi owego psa pozniej straszliwie mnie "obsmarowała" na forum PE. Zrobiła ze mnie potwora który męczy zwierzaki, sprzedaje je na lewo i prawo, zamecza i wyniszcza konia, uzytkuje chorego konia itp itd.Bolałoi boli do dnia dzisiejszego. Dziwię się jednak ,że osoba ta od tego czasu ani razu w żaen sposob nie sprawdziła jak jej pies się czuje , czy ma co jesc, czy jest odrobaczony, zaszczepiony- no poprostu NIC. A przeciez jestem kilerem zwierząt.
Powiem Wam szczerze, z ręką na sercu- Nigdy więcej nie zaadoptuję żadnego zwierzak. NIGDY. Sama znajdę biedę, jest ich całe mnóstwo. Nie podobają mi się umowy adopcyjne, nie podoba mi się ,że np muszę zadbac ,leczyc chorego konia, muszę łożyc na jego utrzymanie a On nigdy nie będzie mój.
Nie mam żadnych praw a same obowiązki. Dlaczego jesli widac np po paru latach dbania ,kochania zwierzaka nie mogę go odkupic. Dlaczego ciągle mam się spowiadc przed fundacją. Ja chce np psa, kota oddac do tego szpitala a nie wskazanego przez fundację, dlaczego niektóre fundacje nie pozwalają zdrowego konia użytkowac zarobkowo? Sama mam koleżankę ma w adopcji 4 letniego zdrowego wałacha zimnokrwistego. Dlaczego nie może nim w czasie festynu dla paru groszy pwozic dzieciaków? O Nie wolę miec własne konie, własne psy.
W sumie...Faza- poruszyłaś ciekawy problem. Faktycznie, o tym nie pomyślałam. Ma się zwierzaka przez kilka lat, jest się z nim na dobre i na złe, opiekuje się człowiek nim, siedzi przy nim i ... ta myśl, że nie jest nasz i nigdy nie będzie.  🙁 Ale chyba przyjść i tak ot, sobie , zabrać nie mogą, prawda? Jak to jest w umowie adopcyjnej? Pod jakim warunkiem zwierzak może być od nas zabrany? ( oczywiście poza sytuacją gdy nie wywiązuję się z umowy lub gdy sama chcę zrezygnować)
wszystko zalezy od umowy. u nas na stronie jest wzor, ale dla kazdego konia wiadomo, ze trzeba ja nieco modyfikowac (bo na przyklad wlasnie bedzie uzywany w platnej rekreacji albo klacz zostanie zazrebiona. dlaczego sie zgadzam na zazrebianie klaczy? lepiej zeby zrebak byl od matki z dobrym papierem niz od NN. sa plusy i minusy. ale decyzje podjelismy po wielu burzliwych dyskusjach - w koncu plusy przewazyly).
Moja umowa adopcyjna niby wyraznie mówi ,że psa moga mi zabrac gdy nie wywiązuje się z warunków umowy, pies nie ma terminowych szczepien, nie jest odrobaczany , siedzi w budie lub gdy jest ogólnie zaniedbany czytaj głodzony ,bity itp itd.
Teraz zobaczcie jaka ciekawa historia- miałam złamną nogę, przez szesc tygodni byłam praktycznie unieruchomiona, pies dostał za pozno szczepienia- jest podstawa do jego odbioru??? No pewnie normalna fundacja by to zrozumiała ale w przypadku owej koleżanki nie koniecznie- pretekst by się znalazł.
Dalej co znaczy formułka- ogólne zaniedbania? Pies spi w domu, ma ksiązeczkę zdrowia, je lepszy pokarm ale.... cholernie po sterylce tyje. Czyto zaniedbanie ,ze z tym tyciem nie daje rady? Lara bo tak ma na imię sunka przywieziona została do mnie w stanie ogólnym dobrym ale bała się "wlasnego cienia" pierwszego dnia musiałam ją dosłownie łapac aby sciągnąc ją do domu, do dnia dzisiejszego a jest z nami 1,5roku boi się mojego męża. Aż przykro patrzec gdy mój mąz podchodzi do niej malutka się kuli, kładzie uszy cała jest spięta, mnie i moja mamę uwielbia budi nas rano z płaczem aby ją wypuscic, wieczorami podwaza pyszczkiem rękę aby ją głaskac. Ale jak osoba obca może roumiec jej strach przedfacetami? Obcy może pomyslec ,że mąż ją bije?
Powiem krótko, boję się ,że owa dziewczyna mogłaby przyjechac i pod byle pretekstem ją odebrac. Boję się bo wszystcy tu pokochalismy malutką. Chyba pierwszy raz zadarłabym z prawem i zwyczajnie nie oddałabym psiny. Wiecie co człowiek czuje do psa z którym jest już 1,5roku? Gdy oswaja ją jak dzikiego zwierzaka, gdy tuli ją gdy płaczę, gdy wozi ją do weta gdy zaczęła kulec? To jest moj pies i żaden paier tego nie zmieni.Nie oddam dziewczynki nawet jakby tysiąc bab tego zażadało.
.
ushia   It's a kind o'magic
31 grudnia 2009 21:00
a jak jest przy adopcji psa ze schroniska??

ktoś kontroluje, pyta, sprawdza???


Biorąc psa ze schroniska stajesz się jego właścicielem. Podpisuje sie tylko zobowiazanie do sterylizacji zwierzaka, o ile schronisko takowej nie zdazylo przeprowadzic.


[/quote]
Biorąc psa ze schroniska stajesz się jego właścicielem. Podpisuje sie tylko zobowiazanie do sterylizacji zwierzaka, o ile schronisko takowej nie zdazylo przeprowadzic.
[/quote]

I to jest zdrowe i normalne podejscie do sprawy. Wiem też ,że wpłaca się jakąs tam kwotę i jestes pełnoprwnym włascicielem psa. Dlaczego zatem inne stowarzyszenia i fundacje nie idą za przykładem schronisk?
ushia   It's a kind o'magic
31 grudnia 2009 23:10
Tłumaczą to potrzeba wpływui na dalsze losy zwierzęcia - zeby za chwile nie trzeba było konia ponownie z trapu ściągać.
Zresztą zauważcie lekka nielogiczność w Waszych zarzutach - tu problem, bo fundacja nie sprawuje kontroli nad koniem w adopcji, a jednoczesnie poparcie dla sprzedania zwierzecia "dalej" - no to dopiero pelna kontrola  😎
Ushia- moim zdaniem jest różnica. W czasie. Nowy dom adopcyjny jest teoretycznie niesprawdzony i niepewny. I powinniśmy go traktować nieco podejrzliwie. Osoba opiekująca się koniem i sprawdzająca się jako opiekun przez dajmy na to 3-5 lat staje się osobą znacznie pewniejszą i wiarygodniejszą.

Poza tym uważam, że cena wykupu przez dotychczasowego opiekuna nie powinna wynosić przysłowiowej złotówki. Śmiem twierdzić, że bardziej cenimy i dbamy rzeczy które nas kosztują a nie te które dostajemy za darmo.

Można by zastrzec w umowie zakupu, że fundacja nadal ma prawo spełniać niewielki nadzór nad koniem- raz na kilka miesięcy ktoś rozsądny by wpadł z marchewkami zobaczyć czy końska miednica nie wystaje poza konia.
Gdyby się okazało, że np dotychczasowy właściciel umiera, rozmyśla się i chce zrezygnować z koni z różnych względów- Fundacja ma obowiązek pierwokupu konia ( jest nadal odpowiedzialna "psychicznie" za zwierzaka) - za ustaloną wcześniej w umowie tę samą cenę za którą go sprzedała pomniejszoną w momencie gdy koń jest zdecydowanie starszy, bardziej chory itd itp ( pieniądze teoretycznie na tego konia powinna już mieć- raz za niego dostała cenę) i szuka mu nowego domu.

Wiem, że to jakaś taka utopia trochę...ale kombinuję, kombinuję.  😉
To są trudne zagadnienia i chyba wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę.

W takich momentach chyba większość działań opiera się na zaufaniu do opiekuna konia. Chodzi mi tylko o to, że większym zaufaniem obdarzyłabym osobę, która się przez kilka lat sprawdziła jako opiekun, niż osobę nową, świeżą, która dopiero zaczyna być opiekunem konia. Takiej bym nie ufała i starała się ją kontrolować.



"Można by zastrzec w umowie zakupu, że fundacja nadal ma prawo spełniać niewielki nadzór nad koniem- raz na kilka miesięcy ktoś rozsądny by wpadł z marchewkami zobaczyć czy końska miednica nie wystaje poza konia.
Gdyby się okazało, że np dotychczasowy właściciel umiera, rozmyśla się i chce zrezygnować z koni z różnych względów- Fundacja ma obowiązek pierwokupu konia ( jest nadal odpowiedzialna "psychicznie" za zwierzaka) - za ustaloną wcześniej w umowie tę samą cenę za którą go sprzedała pomniejszoną w momencie gdy koń jest zdecydowanie starszy, bardziej chory itd itp ( pieniądze teoretycznie na tego konia powinna już mieć- raz za niego dostała cenę) i szuka mu nowego domu."

czyli na przyklad sprzedajemy takiego konia po przykladowych 5 latach. kon ze szkapy/zrebaka w tym czasie zrobil sie sportowcem. sprzedajemy go za przykladowe 3tys zl. przez kolejne 3 lata kon pnie sie coraz wyzej. w koncu wlasciciel musi go z jakiejs przyczyny sprzedac. i ma to zrobic za 3tys? wyobrazcie sobie ogolne zadowolenie ;] i mozna by tak dalej gadac, ale dziecko mnie wola, potem porozmyslamy
Met- no to cenę uzależnić od faktycznej wartości konia w tym momencie ( wiem, wiem...któż oceni FAKTYCZNĄ wartość?) Fundacja miałaby prawo pierwokupu, ale mogłaby z niego zrezygnować. Gdyby koń stał się super sportowcem nie sądzę by jego życie stało się zagrożone, nie? Przynajmniej dopóki tym sportowcem by był.
Nie wiem. Nie mówię, że to co piszę jest słuszne. Po prostu głośno myślę.  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się