halo wyobrażam sobie jak musisz sie cieszyć. Jak kupilismy Judith mielismy na samym starcie bardzo niemiłą ''przygodę''. Od razu po kupnie śmigaliśmy na szczepienie. Pojechałam z ciocią do weta który jest jej sąsiadem. Zaszczepił, wszystko cacy. Odczekaliśmy dzielnie kwarantannę. Pies poszedl na dwór. Minął tydzień a pies zaczął czuć sie słabo, wymiotować itd. Mama domyślała się co sie dzieje, dawała jej pić łyżką do pyska itd.. Pojechaliśmy od razu do naszej zaufanej wetki. I co sie okazało? PARWOWIROZA. Szczeniak miał niecałe 3 miesiące - prawdopodobieństwo przezycia praktycznie nie instniało 🙁 Kroplówki, kroplówki i jeszcze raz kroplówki i cudem zdobyta surowica. Co 2 dzień pakowaliśmy szkieletorka do samochodu i na kontrolę do wetki.. Minął tydzień od podania pierwszej kroplówki.. Pojechaliśmy na kolejna kontrolę. Wpuściliśmy Judith do gabinetu, ona szalała, cieszyła się, szukała jedzenia (podczas choroby nie miała apetytu na nic). Wetka na jej widok usiadła na podłoge, wziela ją na kolana i rozpłakała się 🙂
Potem po naklejce w książeczce zdrowia okazało sie że tamten wet nei podał szczepionki przeciw tym świnstwom tylko jakies witaminki.. 🤔wirek: złośliwie, ponieważ byłam z jego sąsiadką! 🤔wirek:
Smoczyca czuje się dobrze, ma teraz 2 lata. Jedyną pozostałością po chorobie jest to że trzeba pilnować jej żywienia bardziej niż innego psa bo łatwo gubi wagę.
Zdjecie z czasu przed chorobą, jeszcze klapnięte uszka: