Kącik instruktora

_Gaga tylko że ja mam sporo pomysłów na pracę z dziećmi, które się boją i często jakoś tam dajemy radę, ale w tym przypadku albo to nie jest strach, albo okazywany w tak dziwny sposób, że kompletnie brak mi pomysłu co robić.
Udało się parę razy niemal zmusić ją do jazdy w zastępie i nie wyglądała na spanikowaną, radziła sobie, ale bardzo szybko odmawiała współpracy. Mam jeszcze nikłą nadzieję, że to kwestia czasu i w końcu się przełamie.
Ja zawsze w opisanych przez Was przypadkach, staram się jakoś odwracać uwagę, opowiedzieć coś, zapytać o rzecz nei związaną z końmi. Po jakimś czasie człowiek sie zaczyna rozluźniać. Z tym ,że potrzeba niesamowitej cierpliwości, spokoju i bardzo dużo czasu. Chociaż zastanawiam się, po co takie osoby w ogóle przychodzą na jazdę. Może to kwestia chęci pokonania jakis swoich lęków , czasem pewnie pochwalenie się, że "jedzie sie na konie".
Natomiast zupełnie nie toleruję samowolki. Swego czasu pracowałam w stajni, gdzie szef zarzucał mi, że każę ludziom wykonywać jakieś ćwiczenia, że oni się na to skarżą ( podobno to ja wymyśliłam anglezowanie  😉 ). Podziękowałam tam za pracę, tak jak wielu instruktorów po mnie, którzy tam byli. Obecnie w owej stajni osoby wykwalifikowanej nie ma. Ludzie przychodzą, biorą sobie konia i jeżdżą. I teraz nagle facet ma duże wpływy z jazd.
Moja dziewczynka też się raczej nie boi. Na początku jazdy nie może się doczekać, aż zaczną kłusować, chętnie wykonuje wszystkie ćwiczenia. Do czasu aż dojdzie do "magicznej" granicy 30/40 minut jazdy i wtedy zaczyna się lament. Szczerze mówiąc nie mam pomysłu co dalej robić...
Przecież dzieci nie mają wytrzymałości fizycznej i psychicznej równej dorosłemu
dlaczego staracie się je "zmusić" do czegoś, co jest ponad ich siły??  😲
Nie lepiej poprowadzić 30 - 40 min "fajnej" lekcji jazdy, niż doprowadzać maluchy do płaczu??  😲
Wlasnie chcialam ujac ten problem🙂 moze to akurat dziecko nie jest gotowe jeszcze na utrzymywanie skupienia przez tak dlugi czas?🙂 moze po prostu po tych 30 min wysiada jej koncentracja? 🙂 nie ma pewnosci ze to jest zwiazane tylko z jezdziectwem, podpytalabym rodzicow czy to wysteouje tez przy innych zajeciach🙂 dluzsze robienie czegos moze ja zwyczajnie nudizc, frustrowac, stad taka a nie inna reakcja🙂
Jazdy dla dzieciaków nie są tak intensywne jak dla dorosłych. Dzieci zdecydowanie częściej mają przerwy i odpoczynki, sporo zabaw i ćwiczeń w stępie. Do tej pory mi się taka sytuacja nie zdarzyła z żadnym innym dzieckiem. Ja już nie raz rozmawiałam z jej mamą i proponowałam krótsze jazdy, ale Ona się nie zgadza.
Ja jazdy dla dzieci robiłam maksymalnie 40 minutowe. Godzina to za dużo. Proste.
Julie ja nie mam takiej możliwości. W cenniku jest wyraźnie napisane jazda 60min, a jak chcę wcześniej skończyć to rodzice awanturują się, że zapłacili przecież za godzinę a nie za 45min. A nie mam możliwości policzenia mniejszej stawki za krótszą jazdę. Tak więc staram się znaleźć jakiś złoty środek.
Warto oświecić rodziców, ze dziecko to nie robot - ma swoją wytrzymałość psychofizyczną, a wychodzenie za daleko poza nią - skończy się kompletnym zniechęceniem do jeździectwa, jeśli nie do sportu w ogóle...
Gaga zgadzam się z Tobą i staram się to robić, i na szczęście większość rodziców to rozumie, ale niestety nie wszyscy.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
08 listopada 2011 12:46
Moje dzieciaki wytrzymują godzinę i jeszcze by chciały 😉
To zależy chyba od indywidualnych możliwości delikwenta.
U mnie po 10 minutach stępa wszyscy zaczynają kłus (mam już samodzielnych jeźdźców głownie, ci w zastępie mają mi sygnalizować potrzebę przejścia do stępa). Raczej jazda polega na wielu ćwiczeniach, przejściach, figurach. Jak konie odpoczywają, to jeźdźcy robią ćwiczenia rozciągające i rozluźniające. Podczas tej "fazy kłusa" oczywiście ci, którzy się zmęczą, mogą przejść do stępa, ale od początku uczę, jakie są zasady na padoku, gdzie mają swoje miejsce stępujący, kto ma pierwszeństwo etc. I nawet takie szkraby, które dopiero zaczynają, wiedzą gdzie ich miejsce, nie zajeżdżają innym drogi i jest bezpiecznie dla wszystkich.

Co do rodziców to mam różnych. Najgorsi są ci, którzy próbują dawać rady zza barierki typu "szybciej, kopnij go, pociągnij za LEJCE" 😉 mam na początku niezły ubaw, no ale niestety szybko ukrócam domowych trenerów.
Z resztą moi uczniowie wiedza, że marudzenia nie ma na jeździe.
Jeśli coś się dzieje (np. coś kogoś boli, źle sie czuje), ma podjechać do mnie i mi to powiedzieć, a nie wrzeszczeć, jak zwracam uwagę żeby wykonać jakieś ćwiczenie, że "ja nie moge bo mnie boli głowaaaa!". jak cie boli, podjedź, powiedz, dostosuje się do potrzeb i możliwości. Ale wrzasków ani do mnie, ani do pozostałych jeźdźców nie toleruje.
opolanka: No i bardzo fajnie to robisz.

ewuś: Pogadaj z szefem. Powiedz mu o tym, o czym tu piszemy.
Moim zdaniem standardowa jazda dla dzieci powinna trwać 30-45 minut.
I przecież nie ma problemu, żeby kasować za godzinę nauki (w tym 30-45 minut jazdy), bo przecież do nauki można włączyć czyszczenie, prowadzenie konia w ręku, wsiadanie, zsiadanie... Z tych czynności "naokołokońskich" robi się co najmniej 15 minut + jazda i masz godzinę.

A jeśli są dzieci, które mogą i chcą więcej, to można je włączyć do "normalnych" jazd.

Ja w mojej szkółce nie miałam w cenniku czegoś takiego jak "jazda dla dzieci", bo na szczęście miałam ich mało, ale udało mi się zrobić stałe godziny "dzieciowe" i rodzice rozumieli (bo sobie ich wychowałam) że moja praca z dziećmi nie ogranicza się wyłącznie do czasu jazdy, ale że muszę każdego konia osobiście im pomóc przygotować, osiodłać, zaprowadzić, powrzucać na konie, potem konia odprowadzić i rozebrać... i że zajmuje to więcej czasu.
Miałam w cenniku: "jazda dla początkujących - 50 zł", "jazda dla zaawansowanych - 40 zł".
Zaawansowany, to dla mnie ktoś, kto sobie sam konia przygotowuje, ubiera, wsiada, reguluje puśliska, dopina popręg itd".
Więc raczej nie dziecko.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
08 listopada 2011 17:36
Ja zawsze w opisanych przez Was przypadkach, staram się jakoś odwracać uwagę, opowiedzieć coś, zapytać o rzecz nei związaną z końmi. Po jakimś czasie człowiek sie zaczyna rozluźniać. Z tym ,że potrzeba niesamowitej cierpliwości, spokoju i bardzo dużo czasu. Chociaż zastanawiam się, po co takie osoby w ogóle przychodzą na jazdę. Może to kwestia chęci pokonania jakis swoich lęków , czasem pewnie pochwalenie się, że "jedzie sie na konie".
Natomiast zupełnie nie toleruję samowolki. Swego czasu pracowałam w stajni, gdzie szef zarzucał mi, że każę ludziom wykonywać jakieś ćwiczenia, że oni się na to skarżą ( podobno to ja wymyśliłam anglezowanie  😉 ). Podziękowałam tam za pracę, tak jak wielu instruktorów po mnie, którzy tam byli. Obecnie w owej stajni osoby wykwalifikowanej nie ma. Ludzie przychodzą, biorą sobie konia i jeżdżą. I teraz nagle facet ma duże wpływy z jazd.


- trochę jakbym o sobie czytała  😉 tak serio to ja też byłam zbyt wymagająca ale skarżyli się nieliczni, że zbyt wiele wymagam. Wiekszość moich nastoletnich uczennic oraz ich rodzice byli zadowoleni, że nie ma samowolki, jest dyscyplina, lekcje urozmaicone a przede wszystkim, że dają super efekty. Właściciele stawiali na "atmosferę" więc nie pasowałam tam. Teraz właściciel laik zdobył papiery instruktora i razem z 15-latką na zmainę prowadza jazy -szkoda mi tych dzieci, które nadal tam jeżdzą ale widać nie zależy im na umiejętnościach. A ja zajełam się sobą i na swoim koniu czasem daje prywatne lekcje i nikt nie marudzi -że za ostro!  🏇
opolanka   psychologiem przez przeszkody
08 listopada 2011 20:10
Dzięki Julie za miłe słowo 🙂
A czemu wychodzisz z założenia, jeśli dobrze zrozumiałam, że dziecko nie może być jeźdźcem zaawansowanym? Ja mam w jednej z grup 4 dziewczynki w wieku 12-14 lat, robią przy koniach wszystko same (czasem pomagam tylko zalożyć siodło na wiekszego konia), ale nie pomagam ani przy popręgach ani przy strzemionach. Radzą sobie same 🙂
czasem te histerie na koniu nie są spowodowane bezpośrednio kwestią jazdy, czy koni. To kwestia wychowania. W każdej dziedzinie by tak było np. w szkole dziecko zgłasza się do wykonania pracy plastycznej. Dziecko zaczyna po 10 minutach mówi" nie chce mi się", ok zgadzasz się żeby skończyło później. prosisz później a ono wręcz wpada w histerię, to to Ty obniżasz mu próg, np prosisz żeby nie wyklejało a pokolorowało pracę. A jemu dalej to nie w smak. To jest związane z wychowaniem w domu, z opiekuńczością rodziców, samodzielnością dziecka itp itd .Więc nie ma co obniżać wymagań.

Julie- a czemu jej nie miałam wziąć ze sobą w teren? Jakby darła paszczę to bym z nią wróciła, mogłabym równie dobrze jeździć z nią godzinę czy dwie po lesie. A czy mi konia nie żal? W czym? Przecież taka nauka na lonży jest bardziej obciążająca dla konia.
opolanka: Ja mówię o mniejszych dzieciach, które po prostu fizycznie nie są w stanie osiodłać, czy dopiąć popręgu.
Oczywiście są wyjątki - miałam 11-sto latkę jeżdżącą z grupami zaawansowanymi, ale tak sobie wychowałam jej tatę, że zawsze czyścił i siodłał z nią, dopinał jej popręg itd...

marysia550: No... z tego co napisałaś wywnioskowałam, że jej umiejętności były prawie zerowe. Więc ja bym nie wzięła ze względów bezpieczeństwa i z obawy o to, że będzie w kłusie szarpać mi kunia za pysk.
Oczywiście, są konie którym można ufać na tyle, że klient może sobie jechać na długiej wodzy i nic się nie stanie... Prawie na pewno 😉
Ja bym jej zrobiła lonżę.
Ty zrobiłaś inaczej i masz do tego prawo. Masz na tyle wiedzy i doświadczenia, że wiesz co robisz. Nie kwestionuję tego 😉
no właśnie z tym klusem na lonży to na dwoje babka wróżyła. Mnie się wydaje, że po pierwsze jest trudniej się nauczyć na kole anglezowania, a po drugie nogi konia są bardziej obciążane. A Wam jak się wydaje?

Julie- nie szarpała konia, bo trzymała się siodła. Na szarpanie bym nie pozwoliła.
Może się troszkę wtrącam.
Jestem osobą średnio zaawansowaną po upadku z konia w którym złamałam nadgarstek
Poczytałam trochę tutaj.
Ja osobiście boję się zagalopowania a najgorsze co bywa na jeździe, że ludzie się dziwnie patrzą i komentują
Teraz na szczęście mam dobrą stajnie i mam nadzieję ten lęk przezwyciężyć.

Widziałam jazdę z małymi dziećmi (kilku letnimi) które nie chciały z konia zejść tak było fajnie.
Ja kiedyś wykonywałam ćwiczenia na koniu z różnymi przedmiotami. Chustką, patykiem. Instruktorka kazała przekładać w stępie np. chustkę za placami, nad głową, pod szyją kucyka 🙂 Może tak uda się wam utrzymać koncentrację maluchów 🙂
Chyba lepsze ćwiczenia z bacikiem i jego przekładaniem, większość znanych mi koni na powiewające chustki i inne płachty reaguje histerycznie...
A loże szyderców są wszędzie, grunt to przejmować się zdaniem instruktora, a nie bandy komentujących  😉
marysia550: To jak Ty uczysz anglezowania?  😲
Pół godziny pracy na lonży (a raczej człapania, bo w takim tempie odbywa się lekcja dla początkujących) jeszcze żadnemu koniowi nie zaszkodziło.
Może tylko w sensie, że jest to dla konia nudne 😉
Ja czasem nawet uczę galopu na lonży. Co jest szkodliwego w poruszaniu się po 20-metrowym kole na wypięciu?
Chyba lepiej, że to ja kontroluję rytm, tempo, zgięcie itd... Więc koń się przy okazji szkoli i nabiera właściwych nawyków.
Nie wyobrażam sobie zabrania w teren kogoś, kto trzyma się rękami siodła, nawet na najspokojniejszym koniu na świecie, bo nie toleruję trzymania się siodła. To jest rzecz, którą trzeba natychmiast zwalczyć, od pierwszej jazdy. Trzymanie się siodła rękami pozwala ustawić źle nogi. To jest takie zakorzenianie złych nawyków jak dla mnie.

Elbus: To jakieś dziwne konie znasz...
Większości koni rekreacyjnych, które ja znam, można powiewać i wymachiwać nad głową chusteczką, płachtą a nawet całym dzieckiem! 😉

A i loże szyderców są nie wszędzie! Tam gdzie na to nie pozwala instruktor ich nie ma.

Julie-a związku trzymania się siodła z ustawieniem nogi nie zaobserwowałam, popatrzę teraz na dziewczę na lonży. Tak, jak uczę normalnie na placu to też nie lubię trzymania się siodła, bo ma się to nijak w rzeczywistości do pracy ciała w trakcie kłusa. Tutaj , jak już wspomniała, dziewczyna szybko załapała, więc siodło zaraz puściła.
A co do obciążania konia na lonży- czy na prawdę koń w rekreacji na lonży pracuje pół godziny dziennie?
U mnie tak najczęściej było. Czasem w weekendy dwie lonże, ale raczej nie pod rząd.
Wiem, że w jakichś "fabrykach" latem dużo więcej, ale myślę, że największa krzywda dzieje się tym koniom nie z samego faktu kilku lonż, tylko z powodu nieumiejętnego lonżowania - czyli że chodzą odwrotnie wygięte i wleką zad kilometr z tyłu. No i oczywiście szkodzi im to na beret, po prostu są przez to otępiałe i znudzone 😉
Julie, ano takie konie znam  😉 dzieckiem można wymachiwać, dziecko spokojnie może łapać za grzywę, uszy, głaskać po ganaszach z siodła itd., nie robi to na tych koniskach wrażenia - ale powiewająca kolorowa chustka czy kurtka jest dla niektórych koniożerna.

Jak loży szyderców nie ma na hali/maneżu, to będzie w pokoju czy w stajni po jeździe, kiedy instruktor nie widzi  😀iabeł:
Loża szyderców w małym sporcie chyba zdarza się częściej



Zaawansowany, to dla mnie ktoś, kto sobie sam konia przygotowuje, ubiera, wsiada, reguluje puśliska, dopina popręg itd".
Więc raczej nie dziecko.

nie zgodzę się z Tobą ja mam grupę sześciorga dzieci w wieku 7 lat, 12 lat, trzy 13-sto latki i jeden 15 latek i wszyscy sami sobie konie przygotują osiodłają, dopasują strzemiona tylko 7 latce musze pomóc podpiąc popręg. A ta siedmiolatka osiodła i otranzluje każdego z dużych koni włącznie z moją Rudą która ma 170 w kłębie. Więc nie można wszystkich dzieci wrzucać do worka dla początkujących
wszystko zależy od sytuacji- jedna  z hucek, z którymi pracuję przy czyszczeniu pogoniła już nie jednego zaawansowanego. Ona jest niereformowalna. 🤔wirek:
aszka: Zgadzasz się ze mną, tylko źle rozmumiesz to co powiedziałam  😀
Nie wsadzam dzieci do jednego worka, napisałam przecież wyraźnie "RACZEJ nie dzieci" (może powinnam dodać słowo "małe"😉. Ale mówiłam też,  że są wyjątki i napisałam też wyraźnie że mam na myśli młodsze dzieci niż np. 7 lat, które z racji samego wzrostu nie są w stanie osiodłać dużego konia, bo np. nie uniosą czapraka na kłębie jak już siodło leży na grzbiecie.
A jak udało Wam się złapać pracę jako instruktor? Szukałyście, czy ktoś do was zadzwonił? Wysyłałyscie zapytania do stajni czy dostałyscie prace w stajni którą znacie? Powoli dojrzewam do decyzji, że chciałabym pracować w tym zawodzie 😉
Zairka   "Jeżeli jest Ci pisany to będzie Twój..."
11 listopada 2011 11:40
u nas w okolicach Wrocławia jest ciężko o prace, jak nie jestes ze stajennej rodziny, albo po znajomosci..
A tam gdzie praca jest to nie warto isc 😵
Miałam dużo szczescia poprostu 😉
Jest bardzo dużo ogłoszeń w necie.
Polecam strony:
http://www.stadniny.pl/ogloszenia/oferuje
http://www.voltahorse.pl/index.php?option=com_adsmanager&page=show_category&catid=4&order=0&expand=0&Itemid=54&limitstart=20
Praca za granicą:
http://yardandgroom.com/jobs/jobs.aspx?continent=EE

Kilka razy udało mi się też znaleźć pracę, po prostu jeżdżąc po stajniach i pytając osobiście.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się