Dziękować wszystkim, przekażę Rudemu opinie, niech wie, że ma się starać 😉 Mimo wszystkich jego trudności bardzo mi leży i pasuje ten koń i jest frajda z pracy, a postępy przychodzą. P. trener ma na każdego gagatka bardzo dobre pomysły i aż przyjemnie wsiadać kolejnego dnia. Z ostatnich sukcesów, to Rudy się ogarnął bardzo w przejściach, zaczynaliśmy od rozstrzygania kwestii, czy on w ogóle zrobi przejście (z odpowiedzią na nie), potem jak już się pogodził z zauważaniem półparady, to było pytanie, jak szybko ogarnie własne nogi (i np. przejście w 4-6 kroków było standard, a takie 2-3 kroki spóźnione już niezłe). Dalej, jak już się pojawiła odpowiedź od razu, to zostały jeszcze próby nurkowania mostkiem w dół. W ostatnim tygodniu Zombie doznał jednak olśnienia i zaczął robić ładne przejścia od zadu, reagując na samo zatrzymanie go dosiadem, zostając frontem w górze z lekkim przodem. Ale czad! 😀 Mam nadzieję, że kiedyś podobnie poskładamy przejścia z galopu 😁
Ogólnie to mam straszny zgryz, bo go adaptuję teraz do wypuszczania na padok i nie wiem wcale, czy z tym dobrze robię. Moje wszystkie konie to elektryki, na padokach biegają, brykają, ale Skwar i Karolek są lekkie, zgrabne, delikatne - Skwar z uwagi na swoją łękowatość nie potrafi poważniej fikać, jego repertuar bryków ogranicza się do wyrzutów tylną nogą w bok, a Karolek ma bardzo dobrą głowę i nigdy absurdalnie nie dziczeje. Kasztan skacze tak, że ziemia dudni i to w dodatku ciężki, mięsny koń, który ogarnięcie własnych szkit ma cokolwiek mierne :7 Teraz chodzi na padok po pracy, w dzień dodatkowo na trawę, ale w ręku i pod nadzorem. W niedzielę bardzo fajnie mi pracował, więc szybko skończyłam i poszedł się byczyć. Dawkę ruchu uzupełnił sobie sam ściągając przy okazji jedną podkowę 🙄 naturalnie z najgorszego swojego kopyta 🙄 Poszły końcówki ściany, ale i tak za 10 dni mamy kowala, więc jakoś na tym przechodzi, no i podkowa od razu przybita (mój facet został przeszkolony przez kowala i nauczył się przybijać zdjęte podkowy, jest przy tym tak precyzyjny, że jest w stanie idealnie wpasować się w istniejące dziurki po podkowiakach), ale... Mógł zdjąć podkowę z kawałem kopyta - mamy jeszcze nadal ze 3 cm rogu, który jest nic niewarty, można go dosłownie rozkruszyć palcami i zdrapać paznokciem. Jakby tak sobie rozwalił do żywego i był obolały i kaleki przez dłuższy czas? Albo co, jeśli następna nie będzie podkowa, tylko noga?
Wiem, że w tym wątku pewnie usłyszę, że koń bez padoku jest nieszczęśliwy, ale z autopsji wiem, że koń zaboksowany dla rekonwalescencji i nie mogący nawet na parę kroków zakłusować jest nieporównywalnie większą bidą, niż taki, który ma karuzelę, spacery w ręku, solidny trening, na którym się może wyszumieć i swój odpoczynek na trawie na lonży czy uwiązie.
Raz już jak uszczęśliwiłam konia swobodą, to mi nie to już nie wyszło 🙁 A też był elektryk i tak samo ciężki i mięsny...
No nic, ale autentycznie nie wiem, jak wybrać mniejsze zło.
Ktoś się stęsknił tymczasem za Skwarusiem?
🙂
Moja klasyczna mina 🤣
I to jest fajna rzecz, na lewo czasem jeszcze skaczemy, albo próbujemy gonić tempo, ale na prawo to już banalnie łatwo, się tylko siedzi - i kręci 🙂