Wewnętrzna "blokada"

hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 maja 2013 22:07
Farifelia , muszę się nad tym zastanowić.. Dziękuję Ci bardzo!  :kwiatek: :kwiatek:
Szczerze mowiac nie bardzo rozumiem...jak reagujesz na to ponoszeni? Reagujesz w ogole jakkolwiek?
O to samo chciałam spytać....
I szczerze powiedziawszy....ja bym nie próbowała na hackamore. Nie dlatego, że uważam, iż to "czyste zło" etc, tylko dlatego, że coś mi się nie wydaje, żeby koń, który wywiózł na munsztuku (swoją drogą, jaki to był munsztuk?), zareagował na hackamore.
tez mam takie przypuszczenie...
dlatego interesuje mnie co sie dzieje, jak kon zaczyna wywozic. skoro powtarza sie to nagminnie, to problem trzeba przepracowac.
Farifelia   Farys 21.05.2008
21 maja 2013 10:05
Zależy też może od konia. Znam konie, które nie ważne co by w pysku nie miały, tak to wędzidło zagryzą, że nic się z nimi nie da zrobić... A potem cała jazda to jedna wielka szarpanina, a chyba nie na tym ma polegać teren :/
Na niektóre konie hackamore ma zbawienny wpływ. Nie oznacza to, że na wszystkie. Ale warto też spróbować.
No chyba, że jeździec reaguje panicznym usztywnieniem, szarpaniem za pysk, klepaniem tyłkiem i dźganiem łydkami. Ale jakoś mi się nie wydaje, żeby taka była reakcja hszonszcza (choć mogę się mylić 😉 )
Ja mam podobną sytuację "wewnętrznej blokady". U mnie to się przejawia przy skokach. Mam już wyłamany krąg w kręgosłupie. I jazda konna nie jest mimo to dla mnie żadnym problemem, natomiast jeśli chodzi o skoki to mam okropny przestrach że zlecę na któregoś z drągów, stojaków i ten krąg rozwali mi się do końca  😵 wtedy będzie wózek inwalidzki i żegnajcie konie, tego jednak raczej bym nie zniosła. Wkroczyłby tu nie tylko smutek ale i złość, frustracja oraz najprawdopodobniej psycholog. Nie umiem skakać. Najwięcej skoczyłam metr, nie odczułam tego za bardzo ale jazda z zamkniętymi oczami nie jest najlepszym pomysłem - zwłaszcza na skokach. I chociaż brzmi to jak kapryszenie rozhisteryzowanego dziecka i pewnie by tak było - gdyby nie fakt, że dzieckiem już nie jestem - to okropnie ujadam i robię wszystko by na "zbyt wysoką" nie najechać. Najprawdopodobniej psycholog już by mi się przydał by przedyskutować obecny lękliwy stan. Nie miałam problemu wcześniej takiego.. jak już trenowałam na stałe i przekonałam się do konia to 70 - 80 cm z palcem w d. i bez strachu.. teraz, myślę, że te wysokości sprawiłyby mi ponowny problem.
Bardzo dużo trwało abym się przekonała i skoczyła metr, to było na drugiej jeździe na tym samym koniu.. To było dla mnie bardzo dużo, był szereg i była ta metrówka w nim.. nie zdawałam sobie pojęcia z tego, że mam na tyle umiejętności i samozaparcia, silnej woli by to skoczyć - oczywiście z tymi zamkniętymi oczami, nie pamiętam dokładnie jak to udało mi się zrobić, wiem, że jeśli nie byłoby tam tej trenerki, chociaż jej jeszcze nie ufałam tak do końca.. dzięki niej, dzięki jednemu zdaniu, tonowi, który nie uznaje sprzeciwów.. zrobiłam woltę, krótki najazd z galopu i oddałam dwa skoki. Byłam taka szczęśliwa, że miałam ochotę całować panią trener po rękach.. chwała jej za to.  😀 Ale teraz.. w innej stajni, z innym koniem.. w tamtej stajni, z tamtym koniem.. raczej bym już znowu się bała.
hszonszcz   wredny hszonszcz.
21 maja 2013 11:07
Na munsztuku jest o wiele lepiej niż na zwykłym wędzidle. Jest to normalny, prosty, pełny munsztuk, bo nie wiem jak to określić.. Jadę na kontakcie, ryjek mi się cieszy, a po chwili koń po prostu wystrzela(nie daje łydek, niemal odstawiam) do przodu szybciej, no to mi już uśmiech z twarzy znika i odchylam się i jak najszybciej próbuję przywołać go do porządku, a jeżeli dalej robi mi takie cyrki po prostu zwalniam do kłusa, stępa i koniec galopu na ten dzień..
Jest to taki model(prosty) tylko z innymi czankami.
zdarza się, ze uda nam się przejechać jakiś odcinek w galopie w spokoju, takim tempem jakim ja chcę i wtedy podsumowujemy "to było fajne", ale nieraz po prostu pędzi i to już nie jest przyjemne, kiedy traci się nad tym chorym zwierzem kontrolę..

Ostatnio było tak, ze w jedną stronę galop spokojniutki, na luźnej wodzy, bo czułam ze będzie OK, sam później przeszedł do kłusa i po jakimś czasie do stępa-z ulga mu na to wszystko pozwoliłam, bo się spisał. Wracając już nie było tak fajnie, nabuzował się, biegł żwawo, ale nie pędził, ale po chwili jakby go mucha w dupsko ugryzła.. Ściągnęłam mocniej wodze i powiedziałam "nie, nie będziesz mną rządzić", zwolnił i biegł żwawo kawałek jak na początku i zwolniłam, dużo przed końcem ścieżki, bo wolałam nie ryzykować...
a ajkie wędzidło dajesz do tego munsztuka?
hszonszcz   wredny hszonszcz.
21 maja 2013 11:23
Jeżdżę bez żadnego dodatkowego wędzidła...
[edit] przy czym nie zapinam łańcuszka
to radzę zmienić to na pelham, założyć łączniki do wodzy i zapiąć normalnie łańcuszek żeby wędzidło miało działanie prawidłowe, musztuk powinien być założony jako dodatek do wędzidła
Abstrachujac od wedzidla.
Sama sobie zorganizowalas ten problem hszonszcz.
Primo: Kon sie zabiera, a ty go po wszystkim nagradzasz i przechodzisz do stepa.
Secundo: odstawiasz lydki, to jak ma sie przyzwyczaic ze ta lydka jest i dziala?

Po pierwsze trzeba tego zwierza odczulic na lydke, skoro az tak sie na nia gotuje. Po drugie, jak zaczyna sie zabierac - trzeba na to jakos zareagowac, ale on musi podczas tej reakcji poczuc DYSKOMFORT a nie nagrode w postaci odpuszczenia. Proponuje wiec na kolo, i albo probowac kontrolowac tempo GALOPU na kole bez przechodzenia do klusa, albo faktycznie przygrzac mu solidne tempo i trzymac w nim tak dlugo jak TY chcesz, albo zmeczyc np. przejsciami - klus-galo-klus-galop-klus-galop. W kazdym razie - niech pracuje pod twoje dyktando a nie bo ma takie widzimisie. Sposob zalezny od konia, ale ptrzechodzenie do stepa na 100% nic tu nie da...
hszonszcz   wredny hszonszcz.
21 maja 2013 11:34
Tylko jak ja mu dołożę łydkę, to wiesz ze on mi się nie zatrzyma? 😉 Albo dopiero w domu, gubiąc mnie gdzieś po drodze... Nie muszę odstawiać łydki, ale wolę dla pewności, ze nie odbierze tego jako zachęta do szybszego..
Przechodzę do stępa po jakimś czasie, nie od razu..
No to z calym szacunkiem, ale jak ty robisz jakiekolwiek przejscie bez uzycia lydki? To w takum razie trzeba przepracowac podstawy na ujezdzalni a dopiero potem wprowadzac to w terenie, i to z glowa. Jak bedzie ok na zamknietym terenie - pojedz niedaleko na stepa. Jak bedzie 100 % okej, dolacz klusa...itd.
hszonszcz   wredny hszonszcz.
21 maja 2013 11:50
Człowieku, czasami dostawiam łydę kiedy jadę w pełnym galopie...😉  Nie jestem jakimś nieukiem, który jeździ niecały rok i w tereny wybiera się bez żadnego przygotowania  🙄 Reaguje strachem na szybsze tempo, mimo iż jeżdżę pare lat. Wcześniej się nie bałam, teraz czuję starch lecz próbuję go zgnieść i jadę. Koń nie należy do bardzo nieposłusznych, na zamkniętym jest idealnie. Koniec końców po części domyślam się dlaczego tak robi, po prostu jest spragniony tych szaleństw, tylko nie umie zrozumieć pańci że nie ma ochoty na takie przygody.
Ja mam podobną sytuację "wewnętrznej blokady". U mnie to się przejawia przy skokach. Mam już wyłamany krąg w kręgosłupie. I jazda konna nie jest mimo to dla mnie żadnym problemem, natomiast jeśli chodzi o skoki to mam okropny przestrach że zlecę na któregoś z drągów, stojaków i ten krąg rozwali mi się do końca  😵 wtedy będzie wózek inwalidzki i żegnajcie konie, tego jednak raczej bym nie zniosła. Wkroczyłby tu nie tylko smutek ale i złość, frustracja oraz najprawdopodobniej psycholog. Nie umiem skakać. Najwięcej skoczyłam metr, nie odczułam tego za bardzo ale jazda z zamkniętymi oczami nie jest najlepszym pomysłem - zwłaszcza na skokach. I chociaż brzmi to jak kapryszenie rozhisteryzowanego dziecka i pewnie by tak było - gdyby nie fakt, że dzieckiem już nie jestem - to okropnie ujadam i robię wszystko by na "zbyt wysoką" nie najechać. Najprawdopodobniej psycholog już by mi się przydał by przedyskutować obecny lękliwy stan. Nie miałam problemu wcześniej takiego.. jak już trenowałam na stałe i przekonałam się do konia to 70 - 80 cm z palcem w d. i bez strachu.. teraz, myślę, że te wysokości sprawiłyby mi ponowny problem.
Bardzo dużo trwało abym się przekonała i skoczyła metr, to było na drugiej jeździe na tym samym koniu.. To było dla mnie bardzo dużo, był szereg i była ta metrówka w nim.. nie zdawałam sobie pojęcia z tego, że mam na tyle umiejętności i samozaparcia, silnej woli by to skoczyć - oczywiście z tymi zamkniętymi oczami, nie pamiętam dokładnie jak to udało mi się zrobić, wiem, że jeśli nie byłoby tam tej trenerki, chociaż jej jeszcze nie ufałam tak do końca.. dzięki niej, dzięki jednemu zdaniu, tonowi, który nie uznaje sprzeciwów.. zrobiłam woltę, krótki najazd z galopu i oddałam dwa skoki. Byłam taka szczęśliwa, że miałam ochotę całować panią trener po rękach.. chwała jej za to.  😀 Ale teraz.. w innej stajni, z innym koniem.. w tamtej stajni, z tamtym koniem.. raczej bym już znowu się bała.

Przepraszam, że wcinam się w dyskusję, ale w takim razie, czy musisz skakać? może lepiej sobie po prostu odpuścić tę formę rekreacji?
hszonszcz, wybacz, ale najlepiej by było, gdybyś znalazła kogoś, kto nauczy cię prawidłowo używać pomocy, także wtedy gdy koń "ma swoje pomysły" i Wytłumaczy ci zasady używania tychże tzn. "jak to działa". Bo nie masz pojęcia o pojęciu 🙁.
hszonszcz czlowieku!  😉  skoro musisz jezdzic w teren na munsztuku i dostajesz nerwowej wysypki na sama mysl - to nie, to nie jest normalne.
a skoro uwazasz ze blokada jest TYLKO w twojej glowie, to tym bardziej powinnas sie przyzwyczajac do szybszego tempa i wiekszej adrenaliny w bardziej kontrolowanych warunkach. Znaczy sie poszalej troche na ujezdzalni, poskacz, pojezdzij ostrzejszym galopem, cokolwiek. ta sama taktyka. ale zdecyduj sie czy to jest twoj problem czy konia, bo najpierw pisze 'ten chory kon' a potem, ze kon jest idealny tylko ty nie masz ochoty😉
i tak, zgadzam sie z halo...
hszonszcz   wredny hszonszcz.
21 maja 2013 12:20
Tyle, ze na ujeżdżalni lubię poszaleć, w terenie już nie, bo to otwarta przestrzeń  🤣
Chory koń miałam na myśli dosłownie, szpatowiec 😉
a musztuk bez dobrze zapiętego łańcuszka nie działa prawidłowo i mozna go sobie ...na ścianie powiesić, tak to się tylko konia psuje
hszonszcz   wredny hszonszcz.
21 maja 2013 12:28
Melechow, wczesnej pisałam ze nie zapinam-zapomniałam dodać że chodziło mi o mocne zapinanie Łańcuszek jest podpięty z jednej i z drugiej strony, tyle żeby nie napierał mocno na szczękę 😉
ale jak za luźno podpięty to przepada 😀
Tyle, ze na ujeżdżalni lubię poszaleć, w terenie już nie, bo to otwarta przestrzeń  🤣



Niedługo to munsztuków Ci nie starczy.
Bo problem nie lezy w pysku, tylko w Waszej komunikacji. Po licho galopujesz z nim w terenie? Sprawdzasz czy ma dzisiaj dobry humor? Przecież narażasz swoje zdrowie i życie w ten sposób, pomyśl.
Gdy już Cię poniesie w galopie w terenie (tzn. gdy ciągniesz za wodze,a on zwolni lub nie), to nic już nie zadziałasz wtedy. Za późno. Jest taki momen - sekunda, dwie, tuż przed poniesieniem, gdy koń jest jeszcze "z Tobą". To ostatnia chwila, kiedy możesz jeszcze zareagować. Czy potrafisz rozpoznać tą chwilę? Gdy czujesz, że za chwilę Cię poniesie (ale jeszcze masz z nim kontakt) - nakieruj go na małe koła (dyskomfort, który zmusi konia do zwolnienia i pozostania "z Tobą" w kontakcie). Zdecydowanie i konsekwentnie (mocny akcent) działaj tak zawsze, gdy czujesz że za chwilę stracisz z koniem kontakt, a on poleci z Tobą w siną dal.
I jak ma koń pojąć, że na ujeżdżalni wolno mu "poszaleć" a w terenie już nie ?
Ja bym tego nie nazwała blokadą, ale inaczej.
"Odstawianie" łydki to błąd. Jazda na samym munsztuku, bez wędzidła i z luźnym łańcuszkiem to błąd. I galopowanie w terenie w sytuacji ogólnego braku porozumienia to błąd.
Niestety kochana. Z koniem nic specjalnego robić nie trzeba, to Ty musisz zrozumieć i nauczyć się.
No to miałam i ja na myśli. Nie blokada tylko brak pokory. Nikt na świecie nie umie jeździć konno tak, żeby już nie dało się tego poprawić. A kto się uważa za doskonałego jeźdźca ten jest w błędzie.
krwawa mery, problem w tym, że przynosi mi to większą radość niż ustępowanie  🙄
Też miałam taką blokadę. Kiedyś spadłam w galopie i złamałam rękę, przerwa roczna od koni. A potem tak paniczny strach przed zagalopowaniem, że łzy ciekły. Gdy tylko wyczuwałam, że koń zagalopował nawet przypadkiem lub gdy padała komenda "galop" moje ciało się usztywniało, najbardziej ramiona i biodra(czyli najgorsze co mogło być) powodowało to usztywnienie nóg i podciąganie pięt w góre a co za tym idzie kompletny brak oparcia w strzemionach, ja jako jeszcze laik nie miałam równowagi i kólko się zamyka, przyjmowałam także tzw. pozycję embrionalną, czyli pochylalam się do przodu. Robiło się to jakby automatycznie, próbowałam walczyć, kończyło się na łzach w oczach, że nie potrafię zapanować nad sobą a co dopiero nad tak ogromnym zwierzęciem pode mną. Kilka jazd i zawsze to samo, nie pomagały dobre słowa, głębokie oddechy. Dopiero poczytałam o psychologii sportu i o wizualizacji. I stał się cud. Na luzie,spokojnie, bez spiny i zagalopowałam, dwa kroki ale zawsze. Teraz galop uwielbiam po prostu i sama nie rozumiem jak mogłam się tak bać  🤣
hszonszcz , piszesz : "a jeżeli dalej robi mi takie cyrki po prostu zwalniam do kłusa, stępa i koniec galopu na ten dzień"
nie kończ jazdy nigdy na źle wykonanym ćwiczeniu, bo koń nauczy się, że tak właśnie jest dobrze, bo nikt nie próbuje tego zmieniać i w pewnym sensie koń obierze to jakbyś akceptowała to co robi. ćwiczenie zawsze na koniec musi być wykonane poprawnie, a jeśli sama nie dasz rady poproś kogoś bardziej doświadczonego o pomoc 🙂
Zaliczyłam w zeszłą niedzielą glebę na crossie, chwilę nie mogłam wstać, w rezultacie trochę się potłukłam, posiniaczyłam, ale nic konkretnego nie stało się ani mi, ani koniowi. Parkurówki i małe crossówki poskakałam w domu na drugim zwierzu, zaraz na drugi dzień po tamtym wydarzeniu. Trochę rosły mi w oczach, ale na następnym treningu było już całkiem pozytywne nastawienie i trening wyszedł ponoć całkiem pozytywnie. W poniedziałek ( u nas był to dzień wolny od pracy)pojechaliśmy na zawody. Czworobok przejechaliśmy, parkur z dwiema moimi głupimi zrzutkami- stał dość szeroko do galopowania, a dwie ostatnie przeszkody były po łuku i trochę z górki. Konisko mi sie rozgalopowało, rozhulało, nie zdążyłam poskracać i zrobiliśmy zrzutki na dwóch ostatnich ( na ostatniej Czesiu urwał pół fuli i sierota jeszcze zostałam z ciałem).
A z crossu... zrezygnowałam 😡 🤔. Urosło mi wszystko w oczach i czułam się jakbym miała jechać Badminton. Wystraszyłam się, że zrobię jakiś głupi manewr z nerwów i załadujemu się w coś i źle się to skończy. Fatalnie się czuję, taka osobista porażka. Niby wiem, że dobrze zrobiłam rezygnując będąc w kiepskiej kondycji emocjonalnej, ale jednak...
Boję się, że będę teraz robić wielkie oczy na wszystko 🙁.
edit. dopisałam ostatnie zdanie
czeggra1, się mi wydaje, że dobrze zrobiłaś. Starty w kiepskiej formie to średni pomysł.
A na przyszłość - miarka do kieszeni 🙂 Nie będzie "rosło w oczach" a o nieregulaminowej przeszkodzie można wtedy napomknąć 🙂 Jeszcze się rozhulacie!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się