Jakby ktoś chciał polubić i poczytać to od razu daję linka: https://www.facebook.com/ZzyciaApteki?fref=ts
Zajrzałem - typowy, ubecki projekt do memizacji rzeczywistości - ktoś, kto założył jest zadaniowany (choćby przez własną głupotę)- a każdy kto to czyta (w tym przypadku jak też, nawet cel naukowy mnie nie usprawiedliwia) jest matołem. Każdy kto tam pisze - takoż matołem jest.
Ciekawe czy "z życia apteki" napisze o tym jaki jest procentowy udział legalnie działających aptek w handlu narkotykami i podobnie działającymi substancjami, jak doi się państwową kasę, albo jak wyłudza podatek VAT - zamiast kształtować obraz klienta półidioty. Pewnie wygodniej jest o tym nie pisać - jak to jest, że np. szpitale żądają od hurtowni wydania leków posługując się sfałszowanymi dowodami przelewu - i prokuratura nic z tym nie robi, a hurtowniom nadal się opłaca. Pewnie też te apteki nie są świadome tego, że pigułki, które żenią są takie kolorowe, by się bydło (copyright Bartoszewski) nie połapało, że one takie muszą być, czego pilnuje cała armia regionalnych, poszukująca "biorących" doktorów, co to muszą się o tych pigułkach szkolić z całymi rodzinami w Grecji, bo w naszym klimacie nie wchodzi do głowy. Pewnie na tym portalu nie ma i nie będzie też wyjaśnione, jak to jest, że lek dla psa, z tą sama substancja aktywną, robiony w mniejszym reżimie technologicznym (o tyle mniejszym, że naczelny weterynarz co i rusz wycofuje całą partię) - że ten lek dla psa, ewidentnie gorszy jest kilkakrotnie droższy niż taki sam dla ludzi.
O ile ja się orientuję, to dostępu psu do tańszego i lepszego leku nie broni zidiociały tłum - tylko ten cieć od inkryminowanego portalu i "fachowcy" chodzący na pasku własnych potrzeb i korporacyjnych nakazów.
Po to właśnie są takie portale, by z nas robić idiotów, co płacą za pigułkę kosztującą w produkcji grosz - złotówkę. Chyba nie chce mi nikt napisać, że np. nadal robi się badania nad aspiryną, dlatego taka droga.
To jest klasyka zarządzania emocjami - a prekursorem współczesnej praktyki był dr Goebbels.
Nie trzeba zbytniej przenikliwości, by zgadnąć, że temat ewentualnej awarii na Ukrainie nie został wymyślony przez matoła-frustrata-paranoika, który siedzi w domu i wymyśla plotki, tylko przez zawodowców od podrzucania tematów zastępczych. To jest zabawa w kotka i myszkę - podrzucamy temat, a potem śmiejemy się z baranów, co wierzą w każda bzdurę i tak to się toczy. Efekt jest taki, że w szumie informacyjnym nie da się wyłowić, co jest prawdą, a co nie - bo nikt nie jest w stanie zweryfikować wszystkich informacji, jakie do niego docierają. Świadectwo tzw. bezpośrednich uczestników czy dziennikarska weryfikacja jest też g... warta, bo nie ma mechanizmu weryfikacji. Przykładem może być upadek dużego samolotu w otoczeniu osób, które miały zegarki droższe niż Sławek "pendolino" Nowak - i żadna nie potrafiła odczytać godziny i żaden dziennikarz nie potrafił o tę godzinę zapytać. Przez dwa tygodnie dziennikarze, dyplomaci, urzędnicy państwowi najwyższego szczebla twierdzili, że nie znają się na zegarkach - podobnie twierdził premier i prezydent Rosji - a Najwybitniejszy Geniusz Wszechczasów - Sikorski wiedział pod razu, co się wydarzyło, ale nie wiedział - kiedy. To samo nasza pani premier - więc nie byle kto - twierdzi dzisiaj, że ktoś ją okłamał. Skoro przypadkowa osoba może okłamać premiera, a ona w to wierzy i głosi to z mównicy sejmowej - to kto tu jest "tłumem" czyli motłochem?