Co mnie wkurza w jeździectwie?

jak mówi przysłowie ,,syty głodnego nie zrozumie,, tak i niesobia nie rozumie o czym piszecie dziewczyny , prawdopodobnie nigdy nie startował/ła w żadnych zawodach więc dla niego to ze organizator musi ponieść koszty to abstrakcja .
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
18 listopada 2015 14:29
niesobia, a powiedz mi, że tak przewrotnie zapytam, o jakim biznesie mówisz w kontekście zawodów towarzyskich czy regionalnych od których ta rozmowa się zaczęła? Jak takowy biznes zabija sport na regionalkach?  😁
desire   Druhu nieoceniony...
18 listopada 2015 14:45
Panowie startujący od lat w konkursach dla dzieci i to na kilku koniach są żenujący  i mają szeroki rozkrok bo muszą stać na wszystkich stopniach podium .  😉


mały offtop - aż sobie ukradłam to zdanie do podpisu..  👍 😁
Zawsze mnie to śmieszy, jak ludziom się wydaje, że organizatorzy zawodów zarabiają na tym taaaakie kokosy  😁

Może nie kokosy, ale nie uwierzę, że organizatorzy zawodów biorą na siebie tyle pracy, żeby jeszcze do tego dopłacić 😉 Są przecież stajnie, które robią przynajmniej raz w miesiącu zawody nawet i jestem przekonana, że na tym zarabiają, bo chyba nie po to się tyle pracuje (a przygotować porządne i fajne zawody to wcale nie tak łatwo), żeby to robić za darmo, albo jeszcze dopłacać.
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
18 listopada 2015 15:27
Z organizacji są korzyści również nieco inne niż kasa 😉 reklama, prestiż, zachęcenie, potencjalnych klientów, etc. Dobrze jest jak się zwrócą zawody na zero, a jak jeszcze coś zostanie to jeszcze lepiej 😉 Ale powtarzam- w kontekście zawodów regionalnych czy towarzyskich na tym kokosów się nie zarabia. Coś o tym wiem, bo kilka takowych organizowałam 😉 Nie mówię, że się nie zarabia wcale. Ale nie uwierzę, że ktoś wychodzi znacznie więcej ponad zero na zawodach jako takich(nie mówię o kwestiach kateringowych, jak np. własna knajpa na miejscu zawodów itp.) 😉
No ja nie siedzę w organizacji finansowej, więc nie wiem jak to do końca wygląda, ale naprawdę nie uwierzę, że ludzie robią regularnie zawody za darmo, naprawdę 🙂 W moim województwie są ośrodki, które potrafią zrobić zawody dwudniowe 2 razy w miesiącu. Myślę, że muszą na tym zarabiać, bo na pewno nie robią tego, bo im się nudzi 😀
Libeerte, haha, no jakby ci to powiedzieć. U nas w stajni robione były skokowe i uj. Nie było ani jednych ujeżdżeniowych, które zamknęłyby się na zero. Do każdych dołożyła stajnia. Z powodu tego, że zawsze wychodziły na minus to z 4 razy w sezonie spadło do 2.
Generalnie zarabiają na te minusy zawody skokowe - które mają szansę być na plusie. Pod warunkiem, że nic się nie wydarzy. Któregoś razu się wydarzyło - z 120 zaplanowanych przejazdów zostało 79 - bo deszcz lał. To są tylko regionalki, za które płaci się jak się .... dojedzie. A czasem dopiero jak się przejedzie. Na ujeżdżeniowe też często zapisani ludzie nie dojeżdżali. A koszty trzeba ponieść, nawet jak ludzie nie dojadą.
epk, nie wątpię w ilość kosztów i wiem jak to jest z ludźmi którzy się zapisują i nie przyjeżdżają 🙂 Mimo wszystko nadal uważam, że nikt nie robi zawodów za darmo, bo w taki weekend może mieć sporą ilość klientów (no jeszcze zależy, czy ma tych klientów), na których coś tam zarobi. Nie mówię, że dużo mu z tego zostanie, ale jednak lepsze to, niż zawody do których ma jeszcze dołożyć 😉
keirashara, nie bardzo rozumiem o co ci chodzi. Tzn. rozumiem aż za bardzo. Ale - taki jest sport.
Nie ma porównania rzeczywistości w domu a na zawodach. A to zawody są sprawdzianem. Sportu, przygotowania sportowego. Bo sztukę jeździecką można uprawiać bez zawodów. Przygotować sportowo nie da się bez startów.
I nic dziwnego w tym, że debiuty wypadają słabo. Że gdy się rzadko startuje ma się słabsze wyniki itd.
Na zawodach dzieje się masa, masa rzeczy. Na zawodach jest stres. Para jeździecka musi się otrzaskać.
I tak, na zawodach obowiązuje zasada (mało miłosierna, nawet mało fair, ale wielce życiowa) że brawo bije się tylko zwycięzcom, najlepiej spektakularnym. A przegranych spotykają drwiny, czasem współczucie.

Jeśli ktoś chce ze startów mieć sam fun, to ma 3 wyjścia:
- ładuje tyle kasy(!), czasu i trudu żeby być debeściakiem
- konsekwentnie robi swoje i porównuje SWOJE wyniki, ze startu na start, nie ogląda się na "szczekanie psów na karawanę', ma postawę rybki z Nemo "płynie się dalej, płynie się, płynie..."
- sam start, niezależnie od wyniku, niezależnie od komentarzy traktuje jako fun i duży sukces  💃

Jeśli coś z tego zawodzi, trzeba się nauczyć przełykać gorycz - to też jest elementem sportu. Ogólnie SPORT wcale słodki nie jest. To bezwzględna rywalizacja. Jest zamieszanie, bo wiele osób nie wie, czy chce sportu czy rekreacji sportowej. Chce mieć ciastko i zjeść ciastko. Np nie mieć parcia (i poświęceń w tym celu) na wynik - a wygrywać (bo to fajne). Sport nieodmiennie łączy się z frustracją, na każdego przychodzi dzień klęski (czy nie-wygranej 🙂😉, fortuna kołem się toczy. Wyszkolenie emocjonalne jest elementem wyszkolenia sportowego.

Wiesz, parę dni temu śniło mi się, że... Naprawdę umiem jeździć!  💃 Jakie to było boskie! Jak wszystko cudnie wychodziło! Jednocześnie czułam, ile do tego brakuje mi w realu  😁.

Sny - to nie na arenach sportowych  🙂 I to już do wszystkich, nawet do dzieci. Nawet gdy mamy pony games, w których Wszyscy są wygrani, ci którzy tylko wjechali w szranki - nadal są niekomfortowe emocje, bo komuś poszło lepiej i to było widać.

epk, hm. Dobrze wiem ile kosztują zawody i jak trudna jest organizacja. Ale nie rozumiem dlaczego nie można zrobić zawodów ujeżdżeniowych na 20 koni. Tzn. rozumiem, ale to za chwilę. Bo: sędzia może być jeden (czyli mniej niż 300 PLN), jeszcze opłata za zawody, karetki Nie Trzeba, resztę można zrobić w ramach zbiorowego wysiłku, wolontariatu, z koniecznym ratownikiem włącznie. Zatem teoretycznie można, bez problemu.
Dlaczego nie można? Bo Każdy Chce Zarobić. Bo presja ekonomiczna sprawiła, że cenimy (w PLN) swój czas i wysiłek. Bo gdy są zawody Nie Zarabia się w inny sposób. I nie dziwne, że nikomu się nie chce. Że będzie wybierane działanie z większym sukcesem ekonomicznym. Że lepiej jest zarobić złotówkę niż złotówkę dołożyć.
I tak zauważyłam, że organizatorzy rzadko liczą koszta swojej pracy. Gdyby liczyli - zawody musiałyby być znacznie droższe.
Ja bym wolała 🙂 - bo często jestem "przyjezdnym". A ew. zyski/mniejsze straty są powszechnie przenoszone na koszta boksów.
wszystko fajnie,ale ja w dalszym ciągu zwracam uwagę,że debiuty debiutami,ale też powinno być bezpiecznie.U nas miejscami strach było moją rozprężyć,bo wielu miało problemy z hamowaniem i skręcaniem.i to nie z winy koni.i tego nie popieram,ani na skokowych,ani ujeżdżeniowych.debiut też powinien być przygotowany,nawet L ma dobrze wyglądać! ja jak pojechałam pierwsze zawody,to byłam po prostu gotowa.
DressageLife, wszyscy startujący mieli BOJ?
nie mam pojęcia,ta klasa była ZR/ZT.Ale te odznaki można o kant dupy potłuc,poziom żaden a ujeżdżenie można chyba i na wypinaczach jechać...
DressageLife, jeśli były ZT to nie ma wymogu BOJ. Nie wyrokuj zatem o poziomie BOJ, bo nikt nie ma wypisane na czole czy ma. Tak się składa, że na BOJ to właśnie ujeżdżenie jeźdźcy oblewają najczęściej. A gdy obleją nie mają prawa zarejestrować się jako zawodnicy. Podstawowym założeniem BOJ było właśnie nie sianie zgrozy na rozpężalniach.
Poziom na BOJ jest dokładnie taki sam jak na wszelkich zawodach: od 0 do 10. Różnie. Zazwyczaj blisko 7 to poziom niezły, poniżej 5 - niedopuszczający.
halo, 20 koni - to już jest dobrze u nas na regionalkach. 20 przejazdów - to jest ostatnio standard (a było i 18 jak skręciłam nogę i w ostatniej chwili nie startowałam). Startowe 50-60zł. Powyżej wszyscy już kręcą nosem. To ile masz? 1000zł. Sędziowie, karetka. Nie, nie zaprzyjaźniony ratownik. Kto to jest zaprzyjaźniony ratownik? Każda stajnia ma takiego?
A sędziowie w ilości 1szt. to pzechodza przy L-klasie. Od P-tki każdy kto przyjeżdża chce dwóch. Jak się zrobi takie zawody jak proponujesz, to sorki ale się ludzie nie zjawią w ogóle.
A jeszcze serio dochodzą koszty tak prozaiczne jak papier i tusz do drukarki, muzyka. Swoją szosą jakoś dziwnie u nas najcześciej większość w ramach wolontariatu zapierdzielała a i własny sprzęt typu laptopy, drukarki itp szedł w ruch. I daleko było do zamknięcia się na "0".
bo zawody na 20 przejazdów to trochę mało. Na zwykłych towarzyskich u nas od pierwszego kroku do LL jest po 40-50 przejazdów w jednym konkursie, a w L i L1 po 20. Jak byłam czasem na regionalnych, to było po 60-70 w konkursach typu LL-L, w pozostałych po ok 40-50. Mówię o skokach, bo na ujeżdżeniowych nie ma mnie za często, ale jak już jakieś oglądam, to jest tam zdecydowanie więcej, niż 20 przejadów.
Dava   kiss kiss bang bang
18 listopada 2015 17:35
halo, 20 koni - to już jest dobrze u nas na regionalkach. 20 przejazdów - to jest ostatnio standard (a było i 18 jak skręciłam nogę i w ostatniej chwili nie startowałam). Startowe 50-60zł. Powyżej wszyscy już kręcą nosem. To ile masz? 1000zł. Sędziowie, karetka. Nie, nie zaprzyjaźniony ratownik. Kto to jest zaprzyjaźniony ratownik? Każda stajnia ma takiego?
A sędziowie w ilości 1szt. to pzechodza przy L-klasie. Od P-tki każdy kto przyjeżdża chce dwóch. Jak się zrobi takie zawody jak proponujesz, to sorki ale się ludzie nie zjawią w ogóle.
A jeszcze serio dochodzą koszty tak prozaiczne jak papier i tusz do drukarki, muzyka. Swoją szosą jakoś dziwnie u nas najcześciej większość w ramach wolontariatu zapierdzielała a i własny sprzęt typu laptopy, drukarki itp szedł w ruch. I daleko było do zamknięcia się na "0".


A nie jest jakoś tak w przepisach, że karetka musi być (karetka i ratownicy)?
Fakt u nas samych towarzyskich zawodów nie ma (tylko jeśli coś to przy ZR) ale nawet na parkurach szkoleniowych są często karetki 😉
Dava, oczywiście, że musi być karetka z ratownikiem. Lekarza może nie być z tego co wiem, ale ratownik tak.
Nie, nie musi być karetki. Przepisy się zmieniły. Niedawno. Musi być ratownik, musi być na terenie zawodów miejsce gdzie można udzielić pierwszej pomocy i musi być "ugadany" transport do szpitala.
Co w rezultacie "daje" karetkę, jako najprostsze rozwiązanie. Co nie znaczy, że najtańsze.
halo, musi być Sędzia Główny, Sędzia WZJ i komisarz. Dwie ostatnie funkcje możesz połączyć w ujeżdżeniu i zostaje Ci minimum 2 sędziów, którym trzeba zapłacić gażę , dojazd i postawić obiad... w 300 zł się nie zmieścisz
Tak, musi być dwóch. I jeszcze lek.wet. Dojazd - to już zależy gdzie lokalizacja, i czy sędziowie miejscowi.
Minimalnie wychodzi 700-800 PLN, gdyby np. obiady były "w czynie społecznym". Jeśli 20 jeźdźców zapłaci po 100 (skoro za odznakę płaci się tyle i więcej) - da się zrobić zawody. Dużym kosztem jest obsługa komputerowa. Chyba, że znowu - w czynie społecznym.

Ale nie dziwię się brakowi entuzjazmu ani dla "czynu społecznego", ani dla organizacji zawodów w innych celach niż komercyjne.
halo, właśnie dlatego, że wszyscy uważają, że wszystko powinno być w czynie społecznym to mamy tak a nie inaczej na zawodach. Serio. Nie, nic nie powinno być w czynie społecznym - nie dlatego, że to jakiś wielki problem, tylko, że dla każdego jest to praca. Tak jak zawodnicy chcą jechać na dobrze przygotowane zawody tak powinni chcieć za to zapłacić. I wracamy do postu Gagi - ZAPŁAĆCIE TO BĘDZIE. I nie chodzi o komercyjny zarobek. Chodzi o to, żeby ci, którzy te zawody organizują byli wynagrodzeni odpowiednio za swoją pracę i czas wolny poświęcony zawodom. Na czynie społecznym to się daleko nie pojedzie. Owszem - wolontariat fajna rzecz (i działająca!) ale nie w obsłudze komp (biurze zawodów), muzyce i tym podobnych sprawach. Aby zawodnicy chcieli przyjeżdżać to zawody muszą być zorganizowane na poziomie. Na takie, które nie są to nawet sędziowie nie chcą potem jeździć.
Czyli "w czynie społecznym" mają pracować tylko zawodnicy? I płacić krocie ze zaszczyt tej pracy? Przy nagrodach rzędu flot?
Byłam sędzią w czasach, kiedy funkcja sędziowska była honorowa. Tak - sędziowie sędziowali bo lubili. Wszyscy sędziowie.
Dziś nie do uwierzenia. Podobnie jak zupełny brak komputerów, ba - zupełny brak prądu na terenie zawodów (dobra, generator do nagłośnienia).

Nic nie "powinno" być w czynie społecznym. To działa (i to działa dobrze) tylko wtedy, kiedy ludzie CHCĄ. Dziś nie chcą, i trudno się dziwić. Przynajmniej ci, co Potrafią (a o takich mówimy).

Wg ciebie wolontariusze nie pracują? Bo używasz argumentu, że musi być wynagrodzenie "bo jest to praca".
Nie, fakt wynagrodzenia nie świadczy o fachowości. Są np. na świecie osoby oficjalne, które nie pobierają "diet". Bo są wystarczająco bogate. I nie, z tego powodu nie są niefachowe.

Przez wiele lat optowałam za tym, żeby Płacić. Płacić uczciwie. Sytuacja wymuszania braku wynagrodzenia jest niedopuszczalna. Szczególnie bezczelne żerowanie na ludzkich chęciach. Ale ty sprowadzasz wszystko do "płacę to wymagam". A to niedokładnie tak jest.
Wiele imprez może opierać się na wspólnym wkładzie we wspólne dobro, w sporym a sprawnym stowarzyszeniu spokojnie można znaleźć fachowca w każdym temacie. Tylko zarządzanie jest nieprawdopodobnie trudniejsze. Prawie nikt już nie umie motywować ludzi inaczej niż finansowo tak skutecznie, żeby wszystko było sprawnie i tip-top.

No i powszechnie nie mamy takiej swobody czasowej i finansowej, żeby sobie fachowo bawić się dla frajdy.

O zawodach na poziomie decyduje jakość pracy i zaangażowanie wszystkich przy ich zatrudnionych. Wysokie koszta tylko pośrednio. Bo o ile zrobić dobrze a tanio jest trudno, to zrobić drogo a chłam - już łatwo. Co za problem na wcale nietanich zawodach postawić krzywo czworobok? A! Pewnie za to nikt nie zapłacił! A jakby zapłacił - to na pewno stałoby prosto? Nie żyjemy w kraju, w którym wysokość wynagrodzenia jest związana z jakością pracy. Może kiedyś tak będzie.

Wcale się z tobą nie spieram 🙂 Powinno być tak, że wszyscy robią swoje, robią dobrze - i są za to porządnie wynagradzani.
halo, byłaś sędzią w czasach, gdy na zawody przyjeżdżało 40 - 60 koni. Dziś na ZR 100 - 150 koni jest standardem, pracuje się od piątku (komisarze) do niedzieli po kilkanaście godzin. Przerwy między konkursami są tak krótkie, że sędziowie ledwie zdążą na przysłowiowe siku nie wspominając o tym że obiad je się po dwa kęsy "pomiędzy Lewickim a Nicponiem"... Dwie nocki z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę poświęca się na ogarnięcie odpraw, list startowych ,etc... po kilkunastu godzinach pracy to na prawdę wyzwanie 🙁 Też sędziowałam jeszcze kilkanaście lat temu - i było kompletnie inaczej... w znaczeniu mniej koni, mniej pracy, mniej wymagań a i nagrody sporo niższe = mniejsza odpowiedzialność... a teraz się d... spina jak się widzi propozycje i nagrody nawet na ZR... Poza tym wybacz, ale dziś niestety życie kosztuje i płynie inaczej niż nawet kilkanaście lat temu. Czas się generalnie przelicza na pieniądze. Za 1 dzień sędziowania ZR - te kilkanaście godzin (+ dojazd) zarobię tyle co przez 2 godziny stania na placu (czy na hali jeśli pada)... prosta kalkulacja... Gdyby dziś sędziowie nie lubili sędziować , to by nie sędziowali, bo zarobek - jak widać - bez szału... Dalej: kiedyś nie trzeba było odnawiać uprawnień. Dziś kurs co 2 lata: w tym kurs PZJ, FEI, plus dojazdy, jedzenie i noclegi. Do tego dolicz licencję sędziowską i co? robi się jakieś 3 tyś zł... Kiedyś  kursy były tańsze a licencję miało się dożywotnio (w sensie opłat)...

Co do jeźdźców - jeśli są zatrudnieni na umowę o pracę to się im przecież za te zawody płaci. Jeśli jeżdżą na własną rękę a handlują końmi to podnoszą wartość zwierzaków z każdym startem, zatem za darmo nie jeżdżą. Jeśli zaczynają, lub jeżdżą for fun, to podnoszą swoje umiejętności, no i mają z tego zwyczajnie przyjemność...
Ale teraz nikt juz nie chce nawet jeździć na zawody, które sa słabo zorganizowane a nagrody to uścisk dłoni i flo;-) u nas w regionie (świętokrzyskie wiec Halo powinnaś wiedzieć jak było kiedys....) aktualnie na "głupich regionalkach" jest pełen profesjonalizm, ful obsługa z serwisem organizacyjnym na czele, super imprezy po zawodach z rożnymi atrakcjami, pule nagród po ok. 10000zl i fajne nagrody od najniższych konkursów. Nikt nie robi nic charytatywnie, każdy dostaje odpowiednie wynagrodzenie wiec jest profesjonalnie i zawodnicy chcą jeździć na takie zawody a nie na zawody robione po kosztach w czynie społecznym... Kiedys byliśmy dziura na mapie zawodów w Polsce i na zawodach startowali tylko "lokalni" teraz ludzie przyjeżdzają z rożnych województw bo po prostu im sie chce bo wiedza, ze jest fajnie, profesjonalnie a nie byle jak.
halo, a ty mi możesz powiedzieć dlaczego ktokolwiek ma pracować w czynie społecznym tylko po to, żeby zawodnicy mieli taniej?
Bo ja tego nie rozumiem, dlaczego miałabym poświęcać swój czas wolny za to, że zawodnik (kompletnie nieznana mi osoba) będzie miała start za 50zł zamiast za 70? Może jeszcze ja zakupię papier i tusz ze swoich pieniędzy a wszyscy się ucieszą że taniej? Albo sędzia posiedzi sobie kilka niedzielnych godzin za free? Choć dla mnie stawki sędziowskie są symboliczne i żałosne już w tej chwili.
halo, - spoko, ja swoje zrozumiałam, z resztą konia w skoki nie pcham - to miała być zabawa, z racji kokowej okolicy, jeśli miałabym to robić na siłę, to nie łączyło sie to z zabawą. Tylko wiesz, jak człowiek swoje wypaca, męczy, zagryza zęby i walczy, żeby jeździć, a potem coś idzie totalnie do tyłu to jest przykro. Jak się znajdzie jeden z drugim uprzejmy i dowali komentarzem, to już całkiem 😉 I doskonale wiem, że mój przejazd wyglądał, jakbym totalnie świeżego konia wepchała, a sama nie potrafiła na nim skakać - no i co ja poradzę na to, zę gnojek treningowo śmiga, a na zawodach niet? Że on nie bryka/dębuje/nie pokazuje nic, a ma zacinkę i już? W sumie do skoków wada, do ujeżdżenia - super zaleta. Mi chodzi tylko o to, że ocenianie osoby widząc jej jeden start w zawodach, w niskiej klasie to jest takie... słabe. Ok, takie ludzkie prawo, co nie znaczy, że nie wkurza. Bo wszystko się może zdarzyć, bo ta klasa jest po to, żeby się uczyć, żeby jakoś przetrwać, nieważne, czy stres zje konia, czy człowieka.
A z osobami śmigającymi L jeżdząc więcej nie miałam na myśli osób, które zagrywają młode konie/jadą for fun/jadą pierwszy start po przerwie tylko osoby, które czynnie startując na poziomie ogólnopolskim P/N jadą towarzystkie L na tym samym koniu i perfidnie się ścigają, wygrywają i robią "co to nie oni", bo wygrali. Ok, ok, sport takie realia, ale tak po prostu i po ludzku wkurza mnie to, bo to jest takie niesmaczne. Wystartować, nawet wygrać - ok, ale robić z tego wyścig o złotą marchewkę i popisywać się tą wygraną? No nie 😉
Co do BOJ - ja ostatnio srebro zdawałam i uwierz, różnie bywa. Toć na srebrze były osoby, które zajeżdżały drogę/ stawały na najazdach mimo próśb i krzyków... różny jest poziom odznak w różnych ośrodkach.

Co do zawodów - mam mieszane uczucia. O ile rozumiem startowe, opłacenie sędziów, karetki itd. Tak np. opłata za boks w postaci 200zł/dzień na regionalkach jest dla mnie przegięciem. Nie, nie boks namiotowy postawiony specjalnie na okazje, bo wiem, że te same w sobie są kosmicznie drogie, ale po prostu wolny boks w stajni, gdzie miesiac pensjonatu kosztuje 600.
Poza tym zawody to nie mus. Chcesz startować - płać. To trzeba zorganiozwać, zadbać o sędziów, czasami sponsorów, bezpieczeństwo, miejsce, wkurza się tym część jeźdźców z miejscowej stajni, bo często jest to spora przszkoda w treningach (mnie brak hali/placu przez cały weekend co 2 tyg. bądź co bądź irytował). To są koszta, nerwy, czas. Nikt tego bez wychodzenia na zero/choć małego zysku robić nie będzie, bo i ludzie różnie reagują. Po towarzyskich w "mojej" stajni ludzie pluli jadem na nagrody, bo w torbach z nimi były. m. in. wypasione termosy, takie co trzymają ciepło po 12h. Dorzucił sponsor, całkiem miły gest, bo gadżet dość drogi, ładny i przydatny moim zdaniem - i wszyscy mieli gdzieś reszte, najważniejsze było powyśmiewanie termosów. Ja się nie dziwię, że się komuś odechciewa wolontariatu, widząc takie reakcje. Owszem, są ludzie pozytywni, fajni, ale nie wszyscy.
_Gaga, jestem sędzią. Nadal. Nieprzerwanie od 25 lat. Tylko teraz już odpuściłam sobie ujeżdżenie i WKKW, chyba że znowu nabiorę ochoty. Przypominam, że była mowa o zawodach Ujeżdżeniowych. Na 20 koni. Że "się nie da".
Dałoby się, ale...

epk, a ty swoje: "ma", "powinien". Przecież piszę po polsku? Przecież jeśli ktoś CHCE to nie zabronisz pracować bo to fajne? Za free? Kto może chcieć? Rodzice. Dla swoich dzieci.

keirashara, widzisz, wydaje mi się, że całe "pakiety" o których piszesz, wszystkie ostatnio poruszane to zagadnienia nie zależą od obiektywnych okoliczności. Zależą od postaw ludzkich. Ostatnio znaczącą przewagę ma jeden typ postaw. JA i DLA MNIE. Czy chodzi o ścianę na rozprężalni, czy kto komu ile płaci, w czym i po co startuje, jak komentuje wysiłek innych...
halo, mowa była ogólnie o zawodach - przynajmniej ja tak rozumiem tę dyskusję
Sędziowałam zawody ujeżdżeniowe dl 5 jeźdźców. Da się. Nie było nagród jako takich. Sponsorem był organizator, 2 sędziów i wsio. Ponieważ w naszym regionie ujeżdżenie kuleje , to i na zawody niewiele par się zgłasza, mimo to te 3-4 razy w sezonie są jakieś ZT + ZR organizowane - właśnie przy minimalnej opcji sędziowskiej. Da się. Nikt nie twierdzi, że nie. Ale też nie rozumiem dlaczego sędziowie mają sędziować za darmo, a jeźdźcy w tym samym czasie zarabiać na zawodach? Sędziowie nie zarabiają. skoro nadal masz uprawnienia wiesz ile kosztuje ich odnawianie , szczególnie w FEI... 🙁
halo, a to jak rodzice chcą to niech organizują. Nie było mowy o zawodach robionych "dla siebie" czy tam "dla dzieci" przez rodziców, tylko oczekiwaniach, żeby kwalifikacji do MPMK było więcej na co padł argument, że jak zawodnicy zapłacą to będą. Nie rozumiem co ma do tego organizowanie zawodów "społecznie dla dzieci". Kwalifikacje do MPMK i same MPMK to zawody, na których właściciele koni bardzo ładnie zarabiają, zwiększając wartość swoich koni. Organizacja ich kosztuje - to są realne pieniądze. Dziwi mnie uznawanie tego w kategoriach biznesu jako takiego - chcesz coś mieć to po prostu za to zapłać. 
niesobia, ale jaki biznes? Do zorganizowania zawodów potrzebne jest:
- zatrudnienie sędziów (tu jest określona stawka dzienna + zwrot kosztów dojazdu)
- karetka (kwota za godzinę od 80-100zł) - przy czym przy zawodach skokowych koszt karetki za 10 godzin to 1000zł i rozkłada się to na ok. 140-160 przejazdów (startów), na ujeżdżeniowych na ok. 60-70 startów. Przy czym istnieją stawki min. - min 600zł
- zatrudnienie parkurmajstra
- zatrudnienie obsługi parkuru, biura zawodów itp.
- zakup flot's (o nagrodach rzeczowych to już nawet nie piszę, to często jest zresztą od sponsorów)
- wydruk arkuszów - a więc zakup papieru, tuszu itp
- wyżywienie dla sędziów - choćby kawa, herbata, jakieś ciastka (nie mówiąc o obiedzie)

To wszystko przekłada się na konkretne pieniądze. I nie, nie da się zorganizować zawodów przykładowo ujeżdżeniowych dla 20 zawodników - bo trzeba do tego dopłacić kuuuupę kasy.
Więc jak ktoś zapłaci to i będą organizować - jak chętnych nie ma i płacić nie ma komu to i nikt nie będzie z własnej kieszeni wydawać pieniędzy. Akurat przy organizacji zawodów pracowałam (a nawet przy ich rozliczaniu) i wiem jaki jest FAKTYCZNY koszt ich realizacji. A nie to co się wszystkim wydaje.


Tu się zaczyna rozmowa. Upieram się, że się da. I że opcja zawodów komercyjnych nie jest jedyną możliwą.
epk, jeśli myślałaś o eliminacjach MPMK - trzeba było to gdzieś Napisać.
"Chcesz coś mieć to po prostu za to zapłać" to właśnie biznes, przecież nie nic innego?
Nie wszystko w jeździectwie musi być biznesem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się