Kącik WEGE :-)

cieciorka   kocioł bałkański
30 marca 2010 11:00
ja weganka i na wszystkie reakcje leje. jakoś nigdy nie miałam z tym problemów specjalnie. pewnie że ludzie się dziwią itd, ale jakos mi to wisi
Biedna Magda... to Twoim nadal nie przeszlo??🙂 

A mi juz stuka hoho dobre 10 lat, odkad jestem wege. Byla przerwa dwuletnia na weganizm nawet, ale nie bardzo mi sluzyl i jestem laktowege wlasciwie caly czas. Jak ludzie sie pytaja ile czasu nie jem zwierzat i im odpowiadam, ze to juz tyle czasu, to raczej nei slysze komentarzy, ze mi sie odmieni.

Tak naprawde, to jest nas coraz wiecej i wiecej i tolerancja ludzi sie zmienia! Nawet na stolowce studenckiej u mnei na uni codziennie jest jakas wegetarianska potrawa!
cieciorka, to już chyba tak z przyzwyczajenia, bo zawsze jak mówię, że jestem wegetarianką, to dostaję ryby na wszelkich imprezach albo są mi proponowane zamiast 😉. Dla ludzi na ogół ryby to nie mięso 😉.
dea   primum non nocere
30 marca 2010 14:56
...a pierogi z mięsem to danie wegetariańskie, bo mięsa nie widać na wierzchu 😉
Albo zupa na mięsie. Albo gulasz z odłowionym mięsem. 😉

Tym bardziej miło dla odmiany widzieć w karcie podział na dania "normalne", wegetariańskie i wegańskie. Nawet jak mnie to tak do końca nie dotyczy, to oko cieszy. A zdarza się, wcale nie tak rzadko. Co daje otuchę, że zmiany stopniowo postępują i się rozprzestrzeniają.
dea   primum non nocere
30 marca 2010 16:45
A mam dobry tekst na "co ci szkodzi zupa na mięsie, przecież możesz sobie odłożyć na bok talerza" - "fajnie, zapraszam na zupę na gałkach ocznych, przecież możesz odłowić i odsunąć na bok <bezczelny wyszczerz>".
abre   tulibudibu
30 marca 2010 17:18
A propos zup. Pamiętacie, jak pytałam jak uzyskać zupę smaczną, taką pełną a nie smakującą jak woda z jarzynami, bez użycia kostki rosołowej itp.? Sięgnęłam do źródeł i w końcu znalazłam odpowiedź.
Najpierw gotuję bulion warzywny na warzywach, z jakich chcę ugotować zupę. Np. na ok 1,5 l wody wrzucam 1 dużą marchew, 1 mały por, 1 średniej wielkości pietruszkę, pół cebuli i mały seler. Dodaję 2 łyżeczki suszonych warzyw i przyprawy jak pieprz, liść laurowy...
Gotuję wywar ok. 30 minut. Potem wyławiam te warzywa (są wygotowane, bo oddały wszystko co miały) i wrzucam do garnka już właściwe, pokrojone w kostkę. Gotuję je do miękkości.
Otrzymuję zupę na dość mocnym wywarze i jędrne warzywka a nie rozgotowaną papkę jaka mi kiedyś wychodziła.
brzmi niezle abre 🙂

pandurka, moim nigdy nie przejdzie.. skoro za kazdym razem jak rozmawiam z rodzinka to jest 'ty ZNOOWUUU na tych koniach' - a to juz ponad 10 lat.. to w kwestii mojej diety nie bedzie lepiej a tylko gorzej. tymbardziej ze modelowy obiad w rodzinie to ziemniaki plus duzy kawal miecha - warzywa - no ewentualnie.. zawsze jako dziecko siedzialam nad talerzem i nie moglam odejsc od stolu przynajmniej poki nie zjadlam miecha. i bylo wyrzucanie po kryjomu i pokazywanie ze przeciez juz zjadlam... no chore po prostu.. sam fakt zmuszania dziecka do jedzenia na sile dla mnie jest chory.. a no i jak jem tylko zupe albo tylko 'drugie' danie to tez przeciez jest to zbyt malo zeby sie najesc..
w ogole modelowe zywienie w mojej rodzinie to:
sniadanie:
kanapki z wedlina koniecznie,moze byc ser, na koniec jedna mala z dzemem ostatecznie. do tego herbata. po sniadaniu za moment kawa.

obiad:
zupa tłusta na kosci koniecznie albo i z 'wkladka'
drugie danie skladajace sie koniecznie z ziemniakow i miecha, do tego ewentualnie surowka (mizeria, pomidor, kapusta kiszona i koniec repertuaru)
po obiedzie za chwile kawa, ewentualnie kawalek ciasta

kolacja:
podobnie jak sniadanie, ale bez kawy po

owoce raz na jakis czas. na swieta zawsze, ale to zawsze pieczony schab ze sliwka, kurczak albo indyk, boczek pieczony. salatka jarzynowa, z ekstra propozycji grzyby marynowane i papryka.

i to jest wg mojej rodzinki ZDROWE zywienie  😎

a ja sie od zawsze zapychalam owocami i probowalam urozmaicac jakkolwiek (nalesniki, jajka na rozne sposoby...) wiec moze i nie dziwne ze mi 'zupelnie odbilo'  😎
dea   primum non nocere
31 marca 2010 09:30
To jeszcze będzie anegdotka 😉

Przychodzę sobie kiedys do roboty z litrowym słojem zupy pomidorowej na obiad. Z ryżem. Podgrzewam, wrzucam do michy i zaczynam konsumować. Łapię milczenie i skupiony wzrok kolegów.
- co się stało?
- POMIDOROWĄ jesz? ale przecież mówiłaś, że nie jesz mięsa?
- to pomidor jest mięsem?
- nie, ale przecież pomidorowa MUSI być na kości!

😉

A u nas w domu raz były zupy dobre, raz niedobre, nie mogłam zrozumieć od czego to zalezy. To było jeszcze przed czasami niemięsnymi. Któregoś razu nakładam sobie zupę sama, mieszam chochlą - a tam mój ojciec dorzucił "wartość" pod postacią kurzego serducha... no i wszystko stało się jasne... byłam zmuszona wyrazić swoją nie znoszącą sprzeciwu opinię  😀iabeł: i od tego momentu zupy zawsze były dobre 🙂 Bracia trochę na początku narzekali, ale potem przywykli do "zup na powietrzu", do tego stopnia, że nawet babcię sterroryzowaliśmy i robi zupy na wywarze z jarzyn na rodzinne obiadki.
U mnie w domu nie przechodzi zupa bez mięsa, jeśli gotuje babcia. W dodatku potrafi do niej dodawać wywar z gotowanych dla psów podrobów, np. żołądków lub serc - mi się niedobrze robi na sam zapach :/
I tak nie przepadam za zupami, z reguły jadam tylko te gotowane przez mamę.
dea   primum non nocere
31 marca 2010 10:12
Mogłabym na samych zupach żyć, zresztą kiedyś to praktykowałam i świetnie się czułam na takiej diecie... jak się tylko usunie "buga" w postaci wnętrzności w garnku - sama gotowałam na początku, żeby mieć pewność, że będę miała co jeść 😉
Jak to jest, że jedząc ser (który w swoim składzie zawiera podpuszczkę..) nazywacie się wege-?
dea   primum non nocere
31 marca 2010 10:23
Ja nie jem sera :P i nie nazywam się wege, żeby za długo się nie tłumaczyć :P jak ktoś pyta to mówię, że "dieta dziwna-nie pytaj".
...a tutaj jestem tylko przelotnie 🙂
Dea chodziło mi raczej o tego typu wypowiedzi: "To ja się przyłączam do grona wege uśmiech Co do szpinaku to uwielbiam makaron razowy z czosnkiem, serem i szpinakiem zapiekanyv emoty327"  😉
Ser jest produktem pochodzenia zwierzęcego, a nie mięsem. Wegetarianie mogą jeść produkty odzwierzęce, jak mleko, nabiał, jajka - weganie nie.
Poza tym podpuszczkę naturalną stosuje się głównie w najdroższych gatunkach sera (np. oryginalnej mozarelli, a nie tej od Mlekovity czy Zotta). Do większości serów dodaje się podpuszczkę mikrobiologiczną.
Poza tym podpuszczkę naturalną stosuje się głównie w najdroższych gatunkach sera (np. oryginalnej mozarelli, a nie tej od Mlekovity czy Zotta). Do większości serów dodaje się podpuszczkę mikrobiologiczną.


Skąd wiesz? Jest to jakoś wyszczególnione w składzie, że podpuszczka jest mikrobiologiczna?
Wiem to z rzetelnych stron o diecie wegetariańskiej i wegańskiej.
Poza tym to już kwestia sumienia, powodów, dla których decydujemy się na tego typu dietę.
Ja wychodzę z założenia, że zwierzę zabija się ze względu na mięso i skórę. Więc unikam tego typu produktów, bo nie chcę się przyczyniać do cierpienia zwierząt. Wiadomo - jest popyt, jest podaż.
Natomiast produkty takie jak nabiał, jajka, to jakby uboczne efekty produkcji, i ja dopuszczam ich jedzenie (zresztą takie jest założenie wegetarianizmu). Weganin już nie. W obrębie wegetarianizmu są modyfikacje, jeśli chodzi o produkty odzwierzęce, takie jak np. jajka.
Cieciorka pisała o tym kilka postów wcześniej.
dempsey   fiat voluntas Tua
31 marca 2010 11:29
Natomiast produkty takie jak nabiał, jajka, to jakby uboczne efekty produkcji

eh byłoby dobrze...
ale prawda jest niestety inna  🙁 pozyskiwanie nabiału na przemysłową skalę to takie samo przedmiotowe traktowanie zwierząt jak w przypadku hodowli na mięso. lub gorzej. liczą się tylko wyniki, a że zmaltretowana kura daje wciąż dużo jaj, i zdołowana krowa mnóstwo mleka... to winić można Stwórcę, że nie przewidział takiej opcji jak wymyślał kurę i krowę 😉

biorac pod uwagę realne cierpienia zwierząt, to albo trzeba by być weganinem albo po prostu nie brać udziału w konsumpcji jedzenia produkowanego masowo.
czyli żadnej niestety śmietany ze sklepu do w/w szpinaku, żadnego sera na wagę, mleka w kartonie i jaj (a na pewno nie tych z nr 3)
swoja drogą zastanawiające jak mało ludzi wie co oznaczają cyferki na jajkach. dziś w warzywniaku zapytałam jaki mają nr, czy może mają dwójki? (bo o jedynkach nie ma co marzyć). pani odpowiedziała: prosże pani, to są eski (?), nawet większe jeszcze niż te w marketach.... na wyjaśnienie, że nie pytam o rozmiar, bardzo się zdziwiła. no pewnie, co jeszcze mogło by być istotne w jajku poza jego rozmiarem, i ew. ceną?.. a to że sprzedawca dowiaduje się ode mnie, co znaczą symbole na produkcie,  który sam oferuje, przestało mnie już dziwić.

jak mogę (czyt.: w okresach prosperity finansowej) to szukam jaj od kur mieszkających w obejściu u rolnika, żółtego sera robionego przez babę na targu z mleka od swoich kilku krówek, a mięso... cóż - ostatni zastanawiam się aby te kilka procent mięsa ,które pojawiają się w mojej i dzieci diecie, kupować w sklepie z dziczyzną. nie maczam wtedy paluchów w przemysłowej hodowli, a "tylko" w zabijaniu.
no ale to moja koncepcja, daleka od tematu wątku (przepraszam wegetarian)

szkoda, że ten żółty ser od kobity kosztuje ze 30-35 zł za kilogram. masło też droższe robione ręcznie. więc niestety często zaglądam na dział nabiału w tesco - po prostu nie stac mnie na humanitarne żywienie się. szkoda.
Nie chodzi mi o ogólnie o nabiał, czy jajka, ale o to, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że ser żółty, czy pleśniowy może zawierać w swoim składzie podpuszczkę produkowaną z żołądków cieląt... Niby to nie mięso, ale podchodzi pod jedzenie np zupy gotowanej na kościach lub mięsie.
cieciorka   kocioł bałkański
31 marca 2010 11:37
nie całkiem zgadzam się z szepcik, również w kwestii stosowania podpuszki, ale mniejsza 😉

- to pomidor jest mięsem?
padłam  😂
przecież jest czerwony!

u mnie w domu, poza rosołem zupy robiło się na warzywach więc jakoś nie było z tym żadnego problemu- jedynie teraz każdy sam sobie zabiela w talerzu, zeby moja zupka była "czysta"
nie całkiem zgadzam się z szepcik, również w kwestii stosowania podpuszki, ale mniejsza 😉


No właśnie - to już kwestia konkretnej osoby, do czego się poczuwa, do odrzucenia całkowicie produktów zwierzęcych, inna nie.


[quote author=dea link=topic=739.msg537023#msg537023 date=1270024220]
- to pomidor jest mięsem?

padłam  😂
przecież jest czerwony!

[/quote]

no, a taki korzeń pietruszki na przykład czy kalarepka to białe  😂

Nie chodzi mi o ogólnie o nabiał, czy jajka, ale o to, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że ser żółty, czy pleśniowy może zawierać w swoim składzie podpuszczkę produkowaną z żołądków cieląt... Niby to nie mięso, ale podchodzi pod jedzenie np zupy gotowanej na kościach lub mięsie.



kwestia nieświadomości tego, co się je. powinni uczyć tego w szkole, moim zdaniem - kwestii produkcji żywności.
ja pamiętam, że mówili, że mięsko trzeba jeść koniecznie.

co serów, masła i jaj mam to szczęście, że 5 minut drogi od domu mam plac handlowy, a 20 minut dalej drugi. więc produktów prosto ze wsi, od pewnych dostawców mam do wyboru, do koloru.
cieciorka   kocioł bałkański
31 marca 2010 12:48
szepcik, nie- albo się jest wegetarianinem i nie je się produktów pochodzenia zwierzęcego, albo się nie jest i już. nie można być wege troszkę, tylko dlatego że inaczej się coś interpretuje. nie mowie że podpuszki jeść nie wolno, ale od tego są precyzyjne nazwy by życie ułatwiać i nie naciągać wszystkiego do siebie.

no, a taki korzeń pietruszki na przykład czy kalarepka to białe
ke?  🤔 i co z tego?
No w sensie, że skoro pomidor = czerwona zupa = niby że z czerwonego mięsa, to kalafior = biała zupa = z białego mięsa  😎

Ale laktoowo to jest przecież wegetarianizm, i dozwolone jest jedzenie serów, mleka, itd - to niby co, wg Ciebie to nie jest wegetarianizm?
cieciorka   kocioł bałkański
31 marca 2010 13:06
ale się uhahałam.

laska, czy ty nie czytasz, co piszemy? od kiedy podpuszka jest wege?
dea   primum non nocere
31 marca 2010 13:12
cieciorka, ale podpuszczka mikrobiologiczna jest przecież OK? chyba o takiej szepcik pisała. Bardzo się starasz poczuć się lepsza?..

A w ogóle to dlaczego musi być binarnie (wszystko albo nic)? Moim zdaniem granice mogą być wielostopniowe. Tak jak nie stawiamy znaku równości między kanibalem i człowiekiem z naszej kultury jedzącym mięso. A może stawiamy?
O Boze, ale szufladkujecie.. 🙄  Mozna isc do sklepu ze zdrowa zywnoscia i kupic ser zolty i mozarelle i plesniowy i jakie tam jeszcze wegetarianski i wcale nie jest to duzo drozsze.
cieciorka   kocioł bałkański
31 marca 2010 13:25
dea, nie, i tak jestem lepsza 😁
podpuszczka-racja
Pandurska- pewnie że można, mnie chodzi o to, że ktoś jedzący niewegetariański ser je niewegetariański ser więc nie jest wege.
nie mówię też żeby się do czegoś ograniczać, niech człowiek dyktuje sobie swoją diete, a nie dieta człowieka, ale biały to nie granatowy, a rower to nie samochód, choć kółka też ma.
naprawdę uważacie że jak nie widać żelatyny w żelkach to wszystko ok? sytuacja podobna jak z twoimi zupami.
jedzmy co chcemy, ale nazywajmy sprawy po imieniu i choć to nie to, to wolę wszystko lub nic niż pomieszanie z pomyleniem.
dea   primum non nocere
31 marca 2010 13:45
No tak, o podpuszczce nie mówię (dla mnie podobnie jak żelatyna jest niejadalna), ale ja do tego wątku teoretycznie nei mam w ogóle wstępu, bo czasem ryby jadam 😉 Tak, MIĘSO ryb i nie przeczę że to jest mięso, dlatego mówię, że nie nazywam się wege, ale przecież można sobie wyobrazić:
[list]
[li]człowieka, który je wszystko (innych ludzi też - kanibal)[/li]
[li]człowieka, który je mięso zwierząt poza człowiekiem (większość "normalnych" ludzi)[/li]
[li]człowieka, który bezwzględnie wyklucza jedzenie np. naczelnych (tu też się moze spora grupa ludzi załapać, bo myślę że nawet wielu mięsożernych miałoby problem ze zjedzeniem szympansa - np. moja mięsożerna rodzina)[/li]
[li]człowieka, który do grupy niejadalnych zalicza ssaki (dla mnie są "z przekonania" niejadalne i tak, to JEST jakaś ideologia - sama jem rybę tylko jak organizm o nią KRZYCZY, a zdarza sie to rzadko, a krową nie nakarmiłabym nawet własnego dziecka - jak będę musiała, dam kurę albo indyka - mniejsze zło? wiem że dla niektórych nie ma takiego pojęcia 😉)[/li]
[li]człowieka, który nie je ssaków, ptaków, ale je czasem ryby[/li]
[li]człowieka, który nie je kręgowców, ale czasem wciągnie jakąś mackę 😉[/li]
[li]człowieka, który nie je zwierząt wyższych, ale niekoniecznie wyklucza z jadłospisu koszenile (bo z żuczkami nie sympatyzuje tak do końca)[/li]
[li]....[/li]
[li]...aż do frutarian.[/li]
[/list]

Może po prostu już stara jestem i dlatego nie lubię podziałów białe-czarne. Jest wiele, wiele odcieni i często krzywdzące jest takie mówienie "a ty to normalna jesteś, spadaj stąd!" 😉
cieciorka   kocioł bałkański
31 marca 2010 15:44
ja znam te "podziały", ale chodzi o nazewnictwo, by ludzie umieli się określić. nie można nazywać czegoś czymś, czym nie jest. no nie da się. krzesło będzie laptopem, jeśli ludzie się tak umówią. wegetariaznim jest umową, tak powstaje język- znaki które rozumiemy. jeżeli ja sobie postanowie że na zlew zacznę mówić firanka, to firanką się nie stanie.
wysrosłam z nawracania ludzi, ale będę pilnować rozumienia zasad. a szepcik nie czyta postów osób z którymi rozmawia, dlatego rozmowa ciężko się toczy.
dea, ja nie mówię jedz ryby, tylko wiedz, że ryba to mięso. nazwanie i rozumienie, tego co sie robi jest niezbędne i pomocne w podejmowaniu decyzji.
język nie jest precyzyjny, nie wszystko da się wyrazić, ale nie komplikujmy tego bardziej.
nikogo "szukającego" (jak to beznadziejnie brzmi!), próbującego nie dyskryminuje, fajnie ze tu zagląda, nie jest negatywnie nastawiony, a jeśli jest to pozwala nam tu w spokoju rozmawiać.
nie mam problemu z mięsem, owszem mimo prób- okazuje się że jest to sprawa zbyt istotna by ją pominac w bliskich relacjach, ale to inna historia.
nierozumienie lub zaprzeczanie sobie jest hipokryzją. i do tego jest potrzebny precyzyjny język.
dea   primum non nocere
31 marca 2010 15:50
Ano, w tym się zgadzam. A kompromisy są trudne. Mój ex jest bezmięsny i dobrze mi z tym było (chociaż sam tak zadecydował), teraz mam "wakat" i nie mogę sobie wyobrazić szyneczki w mojej własnej lodówce - chociaż daję radę chodzić z kolegami z pracy na obiady jako towarzystwo czasem 😉
Zobaczymy... Póki co nikt mi nic do lodówki nie pakuje  😀iabeł:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się