Zapewne wyjdzie długo i chaotycznie, no ale proszę bardzo: moje wrażenia z wyjazdu wo Włoch.
Najpierw trochę faktów. Zawiozłyśmy dwa konie w połowie czerwca do Stefano Ferriego pod Mediolanem. Poznałam go na klinice, którą zorganizowałyśmy na Janiowym Wzgórzu, od razu zakochałam się w jego programie i podejściu (o tym później), mój koń magicznie zaczął robić to, czego pod nikim innym nie robił, a że i tak chciałam jechać w tym roku 'gdzieś dalej', to od razu zaczęły się pertraktacje z rodzicami 🙂
Budyń stał tam przez torchę ponad dwa tygodnie i już trenował pod Ste, ja miałam sesję i doleciałam do Italii w drugi dzień lipca.
Stajnia: jak to we Włoszech w trochę amerykańskim, stalowo-blaszanym stylu 😉
Angielskie boksy z krytymi korytarzami, otwarta kryta arena (jakieś 30x60 może więcej) i do tego zewnętrzna arena 130x60 (jak to w takich ośrodkach bywa, bez ani kawałka płotu, co mogłoby klasyków zadziwić ;D) Niestety lipiec był wyjątkowy jak na Mediolan i padało jakoś co drugi dzień, więc udało mi się na zewnątrz pojeździć tylko raz. Ale za to robienie duszych szybkich o średnicy 60m to jest coś!
Ste:
w treningu było około 20 koni i ma być więcej 😉 na przeróżnym poziomie zaawansowania. Były dwulatki, były tegoroczne futurity prosper (3 lata), konie na maturity (do 7 lat), konie NonPro bardziej lub mniej zaawansowanych 🙂
W stajni wisi tablica z końmi i co rano zapada decyzja, który koń pracuje ciężko pod Ste, który lżej pod asysentem, który idzie tylko na lonżę a który nie robi nic. W niedziele konie są głównie lonżowane a poniedziałek mają zupełnie wolny tak samo jak trener i spółka.
Co mi się tak spodobało w jego stylu? Praca na nogach, nogach i jeszcze raz nogach. Byłam besztana za każde użycie ręki zanim użyłam nogi. Konie Ste mają na KAŻDE przyciśnięcie ostróg podstawić zad, unieść grzbiet, oddać pysk i zwolnić (tak, zwolnić!). Ręka ma tylko korygować nos. Dwulatki, jak tylko złapią równowagę we wszystkich koniach, przechodzą na wodze GermanMartinger (podobne działanie jak czarna, ale lżejsze i z możliwością kontroli 'skali' działania)
I wcale nie po to, żeby je ciągać, bo nie reagują na wędzidło, jak mogliby niektórzy pomyśleć. Dzięki temu od samego początku uczą się używać zadu i grzbietu dzięki czemu ich kręgosłupy nie dostają w kość a ciało zaczyna się budować, by nadążyć za nauką elementów. Ich również uczy się od początku, oczywiście małymi kroczkami. Trochę przestawiania łopatek do spinów, trochę siadania na zadzie do stopów. I taka jazda twa max 20 min.
Wracając do systemu. Jest on bardzo prosty i jasny dla konia. Ma on jasno powiedziane co jest dobre a co złe i jakie są konsekwencje 'niesubordynacji' ale także wiedzą, że dobrze wykonane elementy skracają trening. Nie ma molestowania stopów czy spinów godzinami. Nam zdarzało się kończyć pracę nad stopami po dwóch czy trzech wykonanych stopach (mimo, że mamy z nimi problemy!) bo wg Ste lepiej nagrodzić dobre zachowanie niż zmęczyć konia.
Dodatkowo Ste dobrze wie, jakie charaktery mają jego konie i bierze je również pod uwagę przy układaniu programu. Dla przykładu, już na klinice rozpoznał, że Budyń się buntuje buntuje ale jak już oberwie, to wpada w panikę. Trudno więc znaleźć odpowiednią 'siłę działania'. Za lekko nic nie skutkuje a trochę mocniej już blokuje konia. To samo w stopach. Większość pobytu tam pracowałam nad tym, żeby koń się wyluzował. I tak galopowaliśmy sobie od ściany do ściany a koń stopował 'sam'. Efekt? W ostatni tydzień popracowaliśmy trochę nad respektem do ręki w stopie, ja zostałam skrzyczana za głupoty, tkóe wyczyniam ze swoim ciałem i nagle koń, o którym wszyscy mówili, że stopów robić nie będzie, stopował pode mną (!) tak, że tego nie czułam. na 0 spokojnie, czasami nawet na +0.5!
To samo ze spinami. Ćwiczenia były dobrane konkretnie do jego problemów a nie 'na pałę', więc koń, który nie spinował, nagle, 'magicznie' zaczął spinować pod Ste na +0.5...
tutaj Rooster Nic, koń Stefano
https://www.facebook.com/photo.php?v=334396243393360&video_source=pages_finch_main_videojak widać, wodze do ziemi, nogi przyłożone. I koń śmiga jak w zegarku.
NonPro
Moje spostrzeżenia co do innych osób w stajni i podejścia do jeździectwa? Jest dużo bardziej poważne i sensowne, niż u nas.
Ludzie, którzy dopiero się uczą, kupują spokojne i opanowane konie, które cały czas są w treningu u trenera a jak na nie wsiadają, to tylko pod jego okiem. Mają świadomość, że sami się nie nauczą i potrzebują kogoś mądrzejszego od siebie, kto im to wyjaśni. I tak dziadziu, który kupił sobie konika, zamiast hulać w skórzanym kapeluszu po lesie, uczy się na arenie i na zawodach jeździ na 70, 71 pkt... tak, takich punktów czasem ciężko się doszukać w naszych amatorach. Jest tu większe poszanowanie konia, trenera i jego pracy i wgl jeździectwa jako całokształt.
Ci, którzy jeżdżą już lepiej, mają swoje konie z którymi pracują, trenują, rzeźbią. Ale nadal chętnie korzystają z pomocy. O to się zapytają, tu poproszą o radę czy o wzięcie konia i sprawdzenia, czy wszystko działa jak powinno. Nikt się tu nie oburza, jak zwróci mu się uwagę.
Nawet trenerzy z najwyższej półki, jak np. Ste, sami wychodzą z prośbą do innych trenerów, żeby coś powiedzieli. Bo mają świadomość, że ktoś z dołu widzi to, czego oni mogą nie czuć czy już nie zauważać. Pytanie do asystenta czy nawet do takiego nonpro jak ja, czy dany element wyglądał ok albo co myślę, jest całkiem normalne. Trener nie jest Bogiem ani nie poznał żadnej prawdy objawionej.
Dodatkowo chce wiedzieć, co się uważa o jego pracy. Często pytał mnie, jak się czuję na Budyniu, w czym tkwią nasze problemy itd. W całym treningu jest dość dużo rozmowy, żeby wszyscy rozumieli o co chodzi. Bo koń nam przecież nie powie 😀
Co mi się jeszcze podobało, to tłumaczenie wszystkiego. Nie było czegoś takiego, że 'zrób to bo TAK'
Każde ćwiczenie miałam wyjaśnione jak, dlaczego, po co. Które mięśnie działają, jaki problem to naprawia a kiedy tego nie wykonywać. Dzięki temu mogę teraz, jeżdżąc sama, dopasowywać ćwiczenie do sytuacji.
Na klinice było to samo i była to jedna z rzeczy które wiele osób chwaliło. Ste wszystkim wyjaśniał jak krowie na rowie o co chodzi. Znajomym ze Słowacji wyłożył nawet po krótce cały swój system pracy z dwulatkami 🙂
W Italii jestem więc zakochana, w Ste również 😀 I na pewno wracam tam za rok (kto wie, może na duzo dłużej niż miesiąc... ale to się zobaczy 😉 )
Jeszcze może, jakby ktoś chciał, wrzucam nasze koła. A dokładniej jak wyglądał progres. Jak ktoś będzie zainteresowany, to jakieś inne elementy też mogę wrzucić.
tu są koła po jakimś tygodniu jeżdżenia pod okiem Ste (Budyń chodził pod nim poprzednie 2 tygodnie)
A tu 3 tygodnie później, nasza ostatnia jazda we Włoszech 🙂
i może jeszcze filmik z dnia luźnego, również na początku pobytu 😉
od czasu kontuzji, czyli ponad dwóch lat, nie wsiadałam na niego ani na oklep ani bez ogłowia (no dobra, coś tam tuptałam kłusem, ale elementów bez ogłowia nie robiłam od 3 sezonów)
Nic mi więcej na razie do głowy nie przychodzi... ale jak kogoś to interesuje, to możecie pytać 🙂😉