Przez długi czas myślałam, że moja kobyła jest jedynym w stajni warmbloodem, tzn. koniem szlachetnym półkrwi. A warmbloody w oczach Amerykanów to taka arystokracja końska, głównie z tego powodu, że większość z owych warmbloodów jest importowana z Europy. Jest tak ponieważ USA ze swymi 318 mln ludności nie dochowało się jeszcze znaczących w sporcie własnych koni półkrwi. Umieją za to hodować różnego rodzaju wynalazki jak np.: quarter horsy do pokazów w ręku wyglądające jak bydło opasowe z miniaturowymi kopytkami i prostymi jak tyczki tylnymi nogami, czy do niczego niezdatne konie miniaturki czy skarlałe szetlandy o ledwie co wystających z tułowia odnóżach. Ichniejsza wersja konia szlachetnego półkrwi do sportu to np. mieszanka perszerona z czymś lżejszym. W sumie im taki pseudo koń SP grubszy i powolniejszy, tym lepiej, bo wzbudza mniej lęku u swych jeźdźców, a jak wiadomo Amerykanie są wybitnie podszyci tchórzem.
Tak więc co nieco się zdziwiłam, gdy niemalże po roku czasu mego pobytu tu powiedziano mi, że gniada kobyłka z wysokimi skarpetami i łysiną jest hodowli duńskiej i jest rasy Danish Warmblood (DWB). Nigdy bym tego konia nie podejrzewała o tak arystokratyczne pochodzenie. Bo jest nieduża i de facto przypomina konie lokalne, a nie żadną sportową maszynę. Fakt faktem sportowo nie jest użytkowana, a jedynie rekreacyjnie. Sama właścicielka na niej w ogóle nie jeździ, od czasu do czasu jedynie oprowadza ją na kantarku sznurkowym, a jak w stajni była Bev to uczestniczyła w organizowanych przez nią szkoleniach z tańców z koniem na lince.
Lexi została sprowadzona z Danii jako młody koń do skoków. Miała dwie właścicielki, które postanowiły zrobić interes życia sprowadzając konia z Europy, by go tu sprzedać. Lexi była już w Danii wyszkolona do skoków i tu w USA już miała chętnego kupca. Jedynym warunkiem zakupu było uczestnictwo Lexi w zawodach, by kupiec zobaczył czy koń daje radę. Na zawodach przytrafiło się nieszczęście: koń władował się w przeszkodę uszkadzając sobie poważnie łopatkę. Oczywiście o żadnej sprzedaży mowy już nie było, koń dochodził do siebie przez ponad rok, jedna z właścicielek się wycofała i obecna została na lodzie z niesprzedawalnym koniem, któremu od czasu do czasu odnawiała się kontuzja.
Lexi jest nad wyraz spokojna, przez jakiś czas dzierżawiła ją taka Kim z mojej części stajni, a Kim należy do grupy tych bojących się. Ale na Lexi wsiadała bez oporów, czyli koń musiał być w 100% spokojny.
Lexi miała różnych dzierżawców, głównie osoby średnio jeżdżące, typowo rekreacyjnie. Od jesieni zaczęła ją dzierżawić Rachel, o której myślałyśmy, że będzie z tych bardziej niebojących się, tym bardziej że nam opowiadała, jak to w innej stajni jeździła na biegi terenowe. Okazało się, że wg. Rachel Lexi to koń nieprzewidywalny. Jak na niej jeździ musi zamykać furtkę w ogrodzeniu czworoboku. Spadła z niej dwa razy. Ponoć koń jej bryknął.
Trzeba też nadmienić, że najspokojniejszy i najgrzeczniejszy koń na świecie jakim jest Lexi, poddawana była sznurkozie. Raz Rachel z nią tańcowała na placu obok naszej stajni. Przechodzącą obok siostrę Rachel zapytała się, czy ta zna się na natural horsemanship. Jen na to, że nie za bardzo. Akurat ja tam też byłam i się pytam Rachel, o co chodzi z tym NH, po co ona to robi. Ta na to, że robi to dlatego, że będący na swoim padoczku i jedzący siano koń nie podchodzi do niej, gdy ta po niego przychodzi zabrać go na jazdę. Ja na to, że może by w takim razie brała ze sobą jakieś smakołyki i że tak w ogóle to trudno oczekiwać, by koń który właśnie co dostał siano, sam z siebie leciał do niej. Rachel na to, że właśnie dlatego ona musi to naziemnie sznurkozą przepracować, by koń sam, bez smakołyków, do niej przybiegał. No i weź tu z taką rozmawiaj 🙄
Potem ją kilkakrotnie widziałam, jak "pracowała" z tym koniem naziemnie, wespół z kierowniczką stajni, która od zawsze była zwolenniczką sznurkozy.
Nikomu się w to nie chce wierzyć, by taka Lexi kiedykolwiek bryknęła. No ale fama poszła i ostatnio właścicielka Lexi poprosiła jedną z sióstr, by ta na nią powsiadała trochę, by zeszła z Lexi nadmierna energia nagromadzona przez niedostateczną ilość ruchu w zimie. Się z tego stwierdzenia śmiejemy bo Lexi porusza się jak żółw i żanej nadmiernej energii to ona nie przejawia, nawet teraz po zimie.
Tak więc siostra zaczęła od zeszłego tygodnia na tego nieprzewidywalnego smoka wsiadać. Oczywiście żadnych bryków ani niczego nieprzewidzianego i niepożądanego ten koń nie wyczynia: przeciwnie jest najspokojniejszym w świecie koniem na którym każdy początkujący na pewno by spokojnie i bezpiecznie ujechał.
Tak wygląda ta niebezpieczna i nieprzewidywalna bestia pod siostrą