Pomagać czy nie? Czyli- czy udzielisz pierwszej pomocy?

Do założenia wątku natchnęła mnie dzisiejsza sytuacja w pracy, która nie pozwala mi dojść do siebie.
Podchodzi klient chodzący po sklepie "Proszę Panią, jak wysiadałem z samochodu, to na końcu parkingu leżał nieprzytomny facet...". Na moje pytanie czy zadzwonił na pogotowie odpowiedział "Nie. Obok niego stały butelki piwa. Poza tym ja nie będę siedział na policji i zeznawał!!!! To jest Wasz parking nie mój!!!". W duchu posłałam go do cholery, wzięłam dwie osoby i poszliśmy go szukać. Fakt, leżał wielbiciel trunków mocnych, być może pogrążony we śnie, ALE BYĆ MOŻE NIEPRZYTOMNY, BO COŚ. Oddychał.

Na litość boską, jesteśmy ludźmi. Pijany czy nie, ALE WCIĄŻ CZŁOWIEK! Szlag mnie trafia na tę naszą odpowiedzialność społeczną. Nie życzę panu, żeby kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji.

Ale teraz rodzi się moje pytanie. Czy umiecie udzielać pierwszej pomocy? Czy zdarzyło Wam się, że tej pomocy udzielaliście? Czy obok "nieprzytomnych pijaczków" przechodzicie obojętnie?
Zawsze staram się pomóc .

2 razy ratowałam pijaczków którzy dostali napadu epi.
A ostatnio ratowałam ( z dzieckiem na ręku bo dosłownie qtwa nikt z autobusu nie pomógł ) babeczkę która przy ostrym hamowaniu autobusu wpadła na szybę ( tą w środku pojazdu ) rozbijając ją na sobie.

Czy umiem pomagać  - nie wiem.
Nigdy nie robiłam żadnego kursu
Ale też nie miałam ( i mam nadzieję że mieć nie będę ) akcji ze sztucznym oddychaniem.

Podczas ratowania/ pomagania ludziom sram za przeproszeniem z nerwów w gacie tętno przyspiesza mi do miliona nogi mam jak z waty ALE pomagam.

Sama  choruje na epi. I zawsze modle się o jakąś dobrą dusze w razie W. O takiego człowieka który pomoże i nie przejdzie obok mnie obojętnie.
a to niestety w dzisiejszych czasach coraz częstszy obrazek. Po prostu jedna wielka znieczulica

edit: lit
ms_konik   Две вечности сошлись в один короткий день...
19 października 2013 22:05
aszhar,
a możesz napisać, co powinien zrobić ktoś spotykający drugą osobę z atakiem epi,
czego Ty byś oczekiwała?
Mam dwie historie własne, obie żałosne pod kątem tego jak "społeczeństwo" się garnie do udzielania pierwszej pomocy.

W pierwszym wypadku ofiarą byłam ja, miałam gonga na ekspresówce pod Szczecinem... owszem do auta podbiegli ludzie, ale mnie nie zaczął wyciągać nikt. Za to opiiiip (moze okradli?) mi bagażnik🙂 Rodacy, Polacy, kochani.

Jak już po "hohoho" czasie przyjechało pogotowie i policja to policjanci (sztuk dwóch) kazali mi zostać w ich radiowozie bo jeden ogląda auto, drugi notuje... i nie ma kto pilnować policyjnej gabloty, a im ostatnio właśnie w takiej sytuacji ukradli. 😁
I jeszcze nie w temacie konkretnie ale do dziś dnia nie rozumiem czemu jak sam do szpitala trafisz bo coś ci się stanie to się o środki p. bólowe nie możesz doprosić, a ja musiałam sanitariuszowi kilka b. dobitnych słów powiedzieć aby zrozumiał, że bez względu na mój stan i to jak wyglądam, nie życzę sobie być zćpana (znieczulona) zanim nie skończą się policyjne oględziny miejsca wypadku i nie złożę zeznań.

Druga sytuacja całkiem niedawno, u mnie we wsi (Szamotuły) na drodze wlotowej facet potrącił na pasach kobietę.
Myślicie, że ktoś do niej podszedł?! sprawca wypadku to był w takim szoku, że kontaktu z nim nie było,  panowie z tirów wyszli, zrobili 3 kroki w kierunku i się porzygali🙂( kaszankę żre, karpia ubija a trochę krwi i babka w drgawkach i stoi jeden z drugim i haftuje na pobocze), inni przechodnie tylko utrudniali (jak zaczęłam się zajmować potrąconą to mnie jakaś baba zaczęła za ramię szarpać, żeby mi sprzedać newsa, że ta Pani na pewno jest w ciąży - no k. mać kluczowe przy robieniu usta usta, czy masażu serca, może powinnam przerwać i wysłuchać lokalnych plotek o historii poczęcia).

Ja mam ostatnio straszne wrażenie, że świat to się składa w 99% z producentów gówna, bo takich ludzi ciężko ludźmi nazwać. Polsatu i TVNu się naoglądali i jak się coś dzieje to się zachowują jakby wciąż w domu jakiś serial oglądali. Ryja trzeba na ludzi nadzierać w takich sytuacjach strasznie i polecenia wydawać jak w wojsku. nawet żeby po pogotowie ktoś dzwonił a ktoś inny ruch wstrzymał (żeby karetka miała pas do dojazdu) trzeba wyłapać z tłumu osoby i im KAZAĆ, nie poprosić tylko kazać i to tonem nieznoszącym sprzeciwu.

... właśnie mi się przypomniało, że apteczkę miałam uzupełnić w aucie.
Nie byłam na kursie udzielania pierwszej pomocy i b. żałuję. B. bym chciała iść na taki porządny kurs.
Scottie   Cicha obserwatorka
19 października 2013 23:05
Ze względu na moją pracę potrafię przeprowadzić RKO (również z użyciem AED) na dorosłym i dziecku oraz potrafię wytłumaczyć człowiekowi po 2 stronie słuchawki, jak to należy zrobić. Potrafię również udzielić innej, pierwszej pomocy medycznej, ale mam nadzieję, że swojej wiedzy nigdy nie będę musiała użyć w praktyce.

Ludziom, którzy chcą iść na kurs pierwszej pomocy, radziłabym zacząć naukę od wkucia wszystkich numerów alarmowych. Samo 112 nie wystarczy, serio. I jeśli mam być szczera, to jeśli liczycie na szybką interwencję np. ratownictwa medycznego, unikajcie dzwonienia na ten numer.

Jeśli chcecie się poczuć jak dobry człowiek, to samo zadzwonienie na 112 i poinformowanie, że np. na Wiatracznej na przystanku leży... "leżak" nie wystarczy, żeby uratować temu komuś życie.

I za każdym razem, kiedy schodzę z dyżuru, absolutnie nie odnoszę wrażenia, że ludzi w całości dotknęła znieczulica.
Ja jestem po przeróżnych kursach pierwszej pomocy (prawo jazdy, kurs uczelniany, który o dziwo był naprawdę sensowny, zajęcia w liceum, kursy na obozach itp). Teoretycznie wiem co i jak, ćwiczyłam na fantomach i znajomych, w praktyce nie miałam okazji się sprawdzić. Na szczęście jestem na tyle opanowaną osobą, że liczę na to, iż nie będę miała problemów w razie potrzeby udzielenia pomocy.
Z tego co nam powiedziano na kursie na prawo jazdy samo wezwanie pomocy nie wystarczy (w przypadku nieprzytomnego człowieka) bo nie ma szansy na to, żeby karetka dotarła zanim dojdzie do uszkodzeń mózgu. Dodatkowo facet (czynny zawodowo ratownik) odradził Nam 112 mówiąc, że dzwonienie na ten numer dodatkowo wydłuża czas oczekiwania na pomoc.
Mi sie zdarzylo wiele razy. Pewnie tez przez to, ze ja i moj maz jestesmy ratownikami medycznymi i od razu rzuca nam sie w oczy, gdy cos jest nie tak. Pomagamy, mamy w aucie duza apteczke, zostajemy poki jestesmy potrzebni. Udzielanie pomocy sprawia mi ogromna przyjemnosc, lubie czuc, ze zrobilam cos dla kogos 🙂
Pijakow omijamy szerokim lukiem, ale o tym juz pisalam w temacie o sluzbie zdrowia, nie chce sobie podnosic cisnienia na noc 🙂

niestety w naszym kraju poziom udzielania pp jest slabiutki, ale to sie zmienia. Jest coraz wiecej kampanii spolecznych, ludzie staja sie coraz bardziej swiadomi. Zdarza mi sie prowadzic kursy pierwszej pomocy- jeszcze kilka lat temu to byl dla uczestnikow przykry obowiazek, teraz uczstnicza w zajeciach, pytaja, sa aktywni. Mysle ze spoleczenstwo sie zmienia na lepsze.


Bardzo polecam ten film, obejrzyjcie caly -

         




W ciąży Kotbury  akurat nieświadomie zapewne ważną informacje podała bo przy kobietach w ciąży płód i macica uciska żyłę główną chyba i prawe biodro trzeba podnieść, i nie można również na tym boku kłaść w pozycji bezpiecznej bo się popsuje dziecko i nabruździ matce. Z jednej strony jeśli to nie była bardzo zaawansowana ciąża to teoretycznie nie powinno mieć znaczenia a z drugiej. Możliwe że kobiecina zapamiętała z jakiś kursów że coś z kobietami w ciąży się robi inaczej i chciała pomóc (ja tam wolę być optymistką i wierzyć w dobre intencje ludzi)
Inna rzecz pijaczki - pomagać cz nie pomagać? Ostatnio pochorowałam się bo z samcem moim idąc w nocy w Łodzi po kabanosy do sklepu spotkaliśmy panią nie mogącą wstać z połówką pół litra w kieszeni, oczywiście wiadomo po alkoholu szybsze wychłodzenie, a ubrani byliśmy w rzeczy na 10 min spacer a nie 20 minutowe oczekiwanie na patrol policji po zdjęciu kurtek. Nie umiem nie pomóc, zawsze jak leży to podejdę ale jakie są reakcje? Albo sklną albo przyjmą pomoc..
Ale mpk ? Udało mi się popsuć okulary za 300 zł kupione miesiąc wcześniej na szczęście ubezpieczone bo zasłabłam i przywaliłam nimi w coś ostrego. Pech. Wiadomo straciłam przytomność autobus stanął dobudzili mnie jakoś już kierowca był na samym tyle autobusu. Wiedziałam wcześniej że coś jest nie tak ale w tym momencie już nie jestem w stanie się ruszyć ani nic powiedzieć. Ale nikt nie ustąpi miejsca bo jak się ma dwadzieścia lat to się jest młodym i nie można mieć dolegliwości. Plus dla pani gdy po wolontariacie kilka godzin ze złamanym żebrem jechałam mpkiem i byłam chyba blada, zainteresowała się czy czuję się ok, trochę krępujące ale milsza postawa niż pozwolić po prostu się przewrócić człowiekowi bo "co mnie to"
Ale temat o pomaganiu - może nie o pierwszej pomocy - lecz co sądzicie o ludziach którzy proszą o jedzenie. Nie pieniądze a jedzenie? Iść do sklepu kupić bułkę i dać im?
nekti   Pająk stajenny..
20 października 2013 00:07
Wszystkie moje próby udzielenia pomocy osobie leżącej na ulicy (całe 3 i serio.. nie wiem czy będą kolejne) skończyły się na spisaniu przez policję (3x)- bo przyjechała pierwsza i marudzeniem panów z karetki (1x), że do pijanego wzywam.  😤
Zawsze odnosiłam wrażenie, że powinnam się czuć winna, że zawracam im głowę.

Z drugiej strony jak sama miałam wypadek i rozwaliłam sobie głowę na rowerze, nikt mi nie pomógł. Prowadziłam rower przez pół miasta i nikt się nawet nie zapytał, czy nie potrzebuję pomocy. Skończyło się na kilku szwach na czole, ale nikt nie zapytał czy nie potrzebuję pomocy - twarz (i nie tylko) miałam zalane krwią :/

Jeśli chodzi o wzywanie pogotowia, to chyba zależy od rejonu polski i wieku pacjenta. Do starszej osoby z cukrzycą na dolnośląskim zadupiu przyjechali dopiero jak zrobiłam "cichą awanturę". Do kobiety w średnim wieku na wielkopolskim zadupiu przyjeżdżali bez problemów. Oba przypadki kończyły się zabraniem do szpitala :/

Swego czasu zastanawiałam się nawet nad zrobieniem jakiegoś kursu pierwszej pomocy, ale rzeczywistość jest "mało zachęcająca". Póki co, w sytuacjach awaryjnych, posiłkuję się wiedzą z wyniesioną z lekcji PO  😉 i doświadczeniem życiowym  🙄
kujka   new better life mode: on
20 października 2013 08:55
Wzywam pomoc i staram sie pomagac, choć na szczęście jeszcze nigdy masażu serca, czy sztucznego oddychania nie robilam na żywym czlowieku i mam nadzieje, ze mi sie nie zdarzy szczerze mówiąc.
u siebie w pracy mamy od czasu do czasu przypadki, ze nam ktoś nagle spada z krzesla zemdlony. Albo cukrzyk, którego nie stać na leki zaczyna sie przelewać przez ręce. No, roznie jest i w moze tez dzięki temu latwiej mi dzwonic pod nry alarmowe.

mialam kiedyś podobnie do nekti - tez zemdlalam w autobusie. Zanim jednak padlam na podloge, to stalam twardo parę minut zmieniając kolor twarzy z bladego na zielony. Dali mi usiąść dopiero, jak polecialam...
pomagam i wzywam pomoc, nawet na ostatnim Biegnij Warszawo podprowadzałam starszego pana, a drugiego plastrowałam (w nerce noszę mini zestaw do ran i leki),przy wypadkach na drodze też się najczęściej zatrzymuję, pijakom nie pomagam. W tym roku znowu idę na kurs przypominający i każdemu polecam co roku sobie takie coś zafundować, a w autku mieć porządnie wyposażoną apteczkę. 🙂
sa tak z innej beczki, czy udzielając pomocy nie boicie się zarażenia czymś? ułożenie pijaka w pozycji bezpiecznej to już spore narażenie, bo nie wiadomo na co jest chory, a zawsze mają jakieś mikroranki. a sztuczne oddychanie? nie każdy ma przy sobie maseczkę idąc do sklepu.  a ranki w buzi są normalne, wystarczy przygryźć policzek. i możemy załapać jakieś dziadostwo od tego.
Ale nikt nie ustąpi miejsca bo jak się ma dwadzieścia lat to się jest młodym i nie można mieć dolegliwości.

Kurcze, ale człowiek nie ma nad sobą tabliczki "uwaga zaraz zasłabnę", by wszyscy mieli ci miejsce ustępować.
Póki się nie odezwiesz, że źle się czujesz, nie poprosisz nikogo o miejsce, nie wymagaj, że ludzie będą ci w myślach czytać.
Sama z własnego doświadczenia wiem, że gdy poczuje się słabo, lepiej na głos powiedzieć, że zaraz zasłabnę.
Dzięki temu kiedyś w autobusie zamiast huknąć do tyłu (i nabić sobie dodatkowo guza) podtrzymała mnie jedna pasażerka.

Niemniej już kilka razy zasłabłam w komunikacji miejskiej i za każdym razem większość osób patrzyła na mnie jakbym była jakaś naćpana albo pijana.
Nikt nie dopytuje, czy wszystko jest ok itd. Dlatego lepiej samemu się odezwać, poprosić o miejsce, póki jest się jeszcze świadomym niż liczyć na to, że ktoś jednak będzie chciał ci pomóc.
W ciąży Kotbury  akurat nieświadomie zapewne ważną informacje podała bo przy kobietach w ciąży płód i macica uciska żyłę główną chyba i prawe biodro trzeba podnieść, i nie można również na tym boku kłaść w pozycji bezpiecznej bo się popsuje dziecko i nabruździ matce. Z jednej strony jeśli to nie była bardzo zaawansowana ciąża to teoretycznie nie powinno mieć znaczenia a z drugiej. Możliwe że kobiecina zapamiętała z jakiś kursów że coś z kobietami w ciąży się robi inaczej i chciała pomóc (ja tam wolę być optymistką i wierzyć w dobre intencje ludzi)



babka była, że tak powiem "rozjechana" w taki sposób, że cieżko ją było jakkolwiek ruszyć. Gadanie o "pani ona w ciąży" było na zasadzie dodatkowej sensacji bo baba stała potem na poboczu i każdemu ten "news" sprzedawała.

O jaszcze sobie przypomniałam, że miałam jeszcze jedną sytuację. Zasłabłam za kierownicą w korku, zdążyłam tylko wjechać z impetem na pobocze i otworzyć drzwi i się "zwiesić" na zewnątrz auta głową w dół. Zatrzymało się małżeństwo, przedstawili jako lekarze, postali nade mną, zapytali tylko czy za dużo kawy nie wypiłam... i sobie pojechali🙂
Nie wiem ja mam naprawdę same przykre doświadczenia.
Facella   Dawna re-volto wróć!
20 października 2013 15:02
Z racji profilu mojej licealnej klasy jestem po kursie pierwszej pomocy, jednak jak dotąd nie zdarzyło mi się nikogo ratować. Raz tylko widziałam, jak niedaleko przystanku przewróciła się kobieta (chyba zemdlała), ale autobus już odjeżdżał i miał gdzieś moje prośby o wypuszczenie mnie. Na szczęście zaraz podbiegł do niej jakiś facet, nie wiem co tam się działo i jak skończyło.
Ale gdybym miała komuś udzielać pomocy (czy to ranny, nieprzytomny, atak padaczki, resuscytacja), to nie zawahałabym się ani chwili. Chociaż boję się np. pijaków i miałabym opory, żeby do niego podejść.

Isabelle, mnie uczono, że oddechy ratunkowe nie są obowiązkowe. Jak nie masz maseczki i np. reanimujesz pijaka, to wystarczą same uciśnięcia klatki. Inaczej chyba jest tylko przy topielcach, u nich się zaczyna od oddechów i to jest chyba niezbędne.
Mnie się jeszcze jakoś nie zdarzyło, żeby ktoś przy mnie zemdlał, uległ wypadkowi itp. Pijaczkom już nie próbuję pomagać, bo... to się zawsze kończy krzywym spojrzeniem ratowników/policji/spisaniem albo bluzgami ze strony pijaczka. Tzn. tylko raz się spotkałam z względnym zrozumieniem, kiedy to jadąc na świąteczne śniadanie w Wielkanoc zastaliśmy człowieka leżącego na środku wiejskiej drogi - koniec końców okazało się, że gość był pijany i mu się akurat film urwał w takim miejscu, ale ratownicy wyjątkowo nie kręcili nosem, tylko po prostu go scholowali do karetki. Nikt przed nami się przy tym człowieku nie zatrzymał, żeby sprawdzić, co z nim, wszyscy go omijali - dla mnie to jest niepojęte, żeby się nie zatrzymać w sytuacji, gdy ktoś leży nieprzytomny na środku drogi, po której jeżdżą samochody (a leżał po trochu na pasach ruchu w obu kierunkach). 🤔 Jeśli chodzi o pierwszą pomoc, opieram się na wiedzy z PO (dość porządnie prowadzonego) i kursu przed zrobieniem prawa jazdy, póki co przydawało mi się to do opatrywania skręceń itp. i z tym sobie radzę. Aczkolwiek kiedyś bym chciała zrobić porządny kurs, tak na wszelki wypadek. Apteczkę w samochodzie mam dobrze wyposażoną (niestety z opowieści koleżanki-drużynowej wynika, że większość kierowców jeśli już ma apteczkę, to z reguły wybrakowaną - ani bandaża, ani nic... ona swego czasu nosiła apteczkę zawsze w plecaku i wielokrotnie z niej korzystała - włącznie z sytuacją, kiedy biegła do wypadku w koszulce z napisem "harcerski instruktor ratownictwa", opatrywać... ratownika medycznego 😁 i musiała mu tłumaczyć, że sam najpierw wymaga pomocy 😉).
Sama też na szczęście nigdy nie zemdlałam na ulicy, raz się dość ostro wywaliłam na rowerze - z tym, że w Danii (jechałam dość szybko i trafiłam w krawężnik trochę nie pod tym kątem, co należało 🤔). Natychmiast ktoś do mnie podszedł, spytał, czy nic mi nie jest, pomógł pozbierać się z ziemi z rowerem, pozwolił mi zadzwonić od siebie z telefonu do kogoś (sam to zaproponował, a że roaming w mojej komórce tam nawalał i chciałam uprzedzić, że się spóźnię - i żeby ten ktoś naszykował apteczkę 😁, to skorzystałam z tej pomocy). Ogólnie mam wrażenie, że "zagranicO" ludzie mają inną mentalność, w Polsce jak się spyta choćby o drogę, to "spieszę się" (ew. jak się idzie z mapą, to miny mówiące: "tylko nie do mnie, błagam, spytaj kogoś innego"😉... Na wyjazdach wielokrotnie zdarzało mi się, że jak się gdzieś trochę zgubiłam i stałam z mapą, próbując ogarnąć, gdzie jestem i jak trafić do celu, zaraz ktoś podchodził i sam z siebie pytał, czy mi pomóc (włącznie z sytuacją, kiedy jakaś pani wyciągnęła komórkę i zaczęła mi szukać trasy w GPSie 😉).
Inaczej chyba jest tylko przy topielcach, u nich się zaczyna od oddechów i to jest chyba niezbędne.

przy topielcach się zaczyna od 5 oddechów, a dalej normalnie 30:2, gdzieś jeszcze uczyli mnie że przy dzieciach zawsze zaczyna się od 5 oddechów.
Facella   Dawna re-volto wróć!
20 października 2013 18:14
Że od pięciu i dalej normalnie, to wiem, tylko różnica między topielcem a "zwykłym" jest taka, że u topielca zaczyna się od pięciu oddechów właśnie i te początkowe chyba są obowiązkowe, a te dalsze może nie. W sumie tego nie jestem pewna, nie pomyślałam na kursie, żeby o to dopytać. U "zwykłych" zaczyna się od uciśnięć i oddechy na pewno nie są obowiązkowe. Uciśnięcia tak.
Co do dzieci, mnie uczono, że lepiej jest zacząć od oddechów, ale dwóch. I później 30:2, i lepiej robić te oddechy. Nie pamiętam tylko dlaczego tak, ale w sumie to przy reanimacji nieistotne.
kotbury mnie się majaczy z PO z liceum, że właśnie jeżeli Ty "dowodzisz" ratowaniem kogoś to wręcz powinnaś kazać komuś dzwonić, komuś innemu ruch zatrzymywać itd. Że ludzie lepiej działają jak się nimi dyryguje.
Facella   Dawna re-volto wróć!
20 października 2013 18:57
To prawda. Tylko nie wolno rzucać w tłum "proszę wezwać pogotowie!", trzeba palcem wskazać "proszę żeby pani zadzwoniła po pogotowie". Udowodnione jest, że im większy tłum, tym mniejsza odpowiedzialność jednostki, myślenie na zasadzie "czemu ja mam dzwonić, skoro ktoś inny może"/"jak nie ja, to na pewno ktoś inny zadzwoni". Zwrócenie się do konkretnej osoby zwiększa jej poczucie odpowiedzialności i stawia tę osobę pod murem.
sa tak z innej beczki, czy udzielając pomocy nie boicie się zarażenia czymś? ułożenie pijaka w pozycji bezpiecznej to już spore narażenie, bo nie wiadomo na co jest chory, a zawsze mają jakieś mikroranki. a sztuczne oddychanie? nie każdy ma przy sobie maseczkę idąc do sklepu.  a ranki w buzi są normalne, wystarczy przygryźć policzek. i możemy załapać jakieś dziadostwo od tego.


Ja zawsze mam przy sobie rękawiczki, z racji studiów i rodzaju zajęć ale też dlatego, bo pani na PO zabroniła nam kategorycznie dotykać się do kogoś leżącego na ulicy bez rękawiczek i robić sztucznego oddychania bez maseczki...
Już Wam tłumaczę o co chodzi z oddechami.
Zatrzymanie akcji serca u dzieci i ofiar utonięcia się jest spowodowane niedotlenieniem. Dzieci najczęściej pakują coś do ust, zachłysną się itp, a topiący się są niedotlenieni z jasnych przyczyn.

Z kolei pozostali najczęściej zatrzymują się z powodów krążeniowych.

W pierwszej grupie najważniejsze jest doprowadzanie tlenu, czyli prowadzenie oddechu zastępczego i masaż pośredni serca. Przy drugiej grupie bardzo ważny jest sam masaż serca. Oczywiście, oddechy również mają swoją funkcję, lecz sam masaż jest najważniejszy.

Ćwiczenia na fantomach są ważne, ze względu że prawidłowo prowadzony masaż serca umożliwia utrzymanie minimalnego przepływu krwi przez mózg i najważniejsze narządu, dzięki temu zwiększamy szanse uratowania pacjenta przez zespół pogotowia.
Dla dociekliwych, tu jest wszystko bardzo ładnie opisane i wyjaśnione- http://www.prc.krakow.pl/2010/02.pdf .

A co do kobiet w ciąży- kobiet w ciąży nie kładziemy na plecach, z racji tego, że płód w tej pozycji może ucisnąć żyłę główną dolną. W postępowaniu ratowniczym z reguły układamy prawe biodro ok 30stopni wyżej od prawego. Jeśli z jakiś przyczyn musi leżeć ma plecach możemy złapać brzuch i go po prostu przesunąć w lewo.

A co do tłumu- można go bardzo dobrze wykorzystać. Jeśli stoją bezczynnie to przeszkadzają, a ludzi niełatwo odgonić, szczególnie w miejscu publicznym. My ich angażujemy i wciągamy do akcji, wtedy czują się potrzebni. Jednemu można kazać dzwonić, pozostałym kazać liczyć na głos uciski- czasem neiźle to wygląda, jak 20 osób w kole razem liczy na głos.
Jak widzimy, że obecna jest rodzina, to wciskamy im kroplówki do trzymania, wtedy czują, że sami coś robili, uczestniczyli w akcji. Jeżeli człowiek nie traci głowy, to można sobie wszystko ładnie zorganizować 😉

PS
W życiu nie zrobiłabym nikomu tzw. "sztucznego oddychania".
Często przytaczana sytuacja na zajęciach z etyki:

Jedziesz sama w nocy samochodem po totalnym odludziu. Nagle na drodze zauważasz leżącego człowieka. Co robisz?

Ja nie odważyłabym się wyjść  😡
W sumie ja też nie. Słyszałam tą historię ale z zakrwawionym dzieckiem idącym drogą. Nie wysiadłabym za Chiny! za dużo horrorów 🙂
Scottie   Cicha obserwatorka
21 października 2013 10:53
Ja też bym pewnie nie wyszła, ale zatrzymałabym samochód w taki sposób, żeby nikt gościa nie rozjechał (i wykonała inne czynności, żeby zabezpieczyć teren) oraz starała się ustalić bardzo dokładną lokalizację, żeby PRM jak najszybciej dojechał. Pewnie też uchyliłabym szybę i krzyczała do gościa... tyle wystarczy, żeby udzielić pomocy.
tyle wystarczy, żeby udzielić pomocy.

nie wystarczy, bo jeśli ma niedrożne drogi oddechowe to się po prostu udusi.

Ale ja też pewnie bym się nie zatrzymała. Chyba, że byłby dzień i byłoby widać, że to normalny człowiek potrącony, a nie ochlejus który się zapił i położył.
Scottie   Cicha obserwatorka
21 października 2013 11:38
rtk, trudno. Może być też tak, że gość od kilku dobrych godzin już nie żyje. Moje zdrowie i życie jest w tym momencie najważniejsze i nie będę ryzykowała, bo również za dużo horrorów się naoglądałam 😉 I prokurator też raczej nie będzie miał się do czego przyczepić (bo przecież pomocy na tyle, na ile byłam w stanie udzieliłam- wystarczy, ze wykręciłam 112 i poinformowałam, że w to i to miejsce potrzebna jest karetka). edit: a że przed wykręceniem numeru nie wysiadłam i nie udrożniłam dróg oddechowych? Przecież mogę nie umieć tego zrobić. Dyspozytor jest od tego, żeby wytłumaczyć, jak to zrobić, ale też nie przekona bezbronnej panny, żeby wysiadła z samochodu, kiedy się boi.

Ja też nie mogę nikogo przez słuchawkę zmusić, żeby do leżącego gościa podszedł. Nie ma takiego obowiązku... Wczoraj zadzwonił jakiś buc, że na podwórku pod trzepakiem leży facet. Widzi go z okna. Pytam czy podejdzie do niego? Nie. Pytam, czy widzi, czy jest przytomny, czy oddycha? NIE WIE. W takim razie jak pan myśli, potrzebna jest mu pomoc medyczna, czy raczej powiadomić straż miejską, bo gość jest pijany? ON NIE WIE, PRZECIEŻ JA TU JESTEM OD UDZIELANIA POMOCY!!! Tylko, że mnie tam kutwa na miejscu nie ma :/ Łączę w takim razie z rat. med.. (taki mam obowiązek w razie przypadków medycznych) NIE, ON NIE BĘDZIE Z NIMI ROZMAWIAŁ, BO TO JA MAM DECYDOWAĆ, CZY WYSŁAĆ KARETKĘ czy SM!!! Już pominę szczegół, że to nie ja wysyłam służby, tylko informuję... Masakra 😉
a ja jadąc sama - nie zatrzymałabym się. kilku znajomych się zatrzymało-wtedy z krzaków/rowu wyleciało kilku, stłukli szybę, obrabowali, albo chociaż próbowali. dobrze, że udało się chociaż samochód zachować.  zadzwoniłabym jadąc samochodem, nawet krążąc wokół tego miejsca, ale nie zatrzymałabym się, ani nie otworzyła szyby.

niestety może to egoistyczne, ale uważam, że zdrowie i życie mnie i mojej rodziny jest ważniejsze niż życie i zdrowie kogoś obcego. dlatego nie zrobię sztucznego oddychania i bez rękawiczek nie dotknę. nie wiem na co ta osoba może być chora, nie wiem czy mnie czymś nie zarazi (a wystarczy mikroranka o których nawet często nie wiemy, bo nie zwrócimy uwagi).  nie jeżdzę komunikacją miejską, więc nie mam do czynienia z sytuacjami, gdy muszę kogoś w nich cucić.

w przypadku wypadku samochodowego-zawsze się zatrzymuje, ale nigdy nie wyciągam rannego. w szoku, w dopaleniu adrenaliną może nie czuć połamania i mogę mu tylko zaszkodzić. czekam na pogotowie
podsumowując-pomogę, jeśli nie będzie mi zagrażać niebezpieczeństwo, jeśli jest ryzyko, że mnie się coś stanie - przykro mi.
A ja pomagam jak tylko mogę pomóc choć też wszystko mi się trzęsie 🙄 ale najgorzej jest poczynić ten pierwszy krok. Zauważyłam, że jak ja się ruszę do pomocy to inni też się angażują.
W 98 r mój dziadek z babcią dzień przed Świętami Bożego Narodzenia wybrali się kupować prezenty..Zakupy bardzo dziadka zmęczyły, szli główną ulicą kiedy poczuł się źle, zrobiło mu się słabo. Zamiast zatrzymać się , poczekać , usiąść pędził  jeszcze 100 M do apteki, tam stali  w kolejce z babcią ...stracił przytomność. Babcia wpadła w histerię, ludzie uciekli, zamieszanie przed apteką a w aptece dramat. Farmaceutki nie wyszły nawet zza pierwszego stołu, uciekły na zaplecze...po 11 min przyjechało pogotowie i po serii elektrowstrząsów serce zaskoczyło, mózg już niestety nie. Po trzech dramatycznych tygodniach na oiomie dziadek( lat 69) zmarł. W karetce próbował jeszcze sam oddychać, na oiomie też w początkowych dniach ale potem było tylko gorzej. Lekarze uważali, że gdyby prowadzono masaż serca miałby ogromne szanse przeżyć . Brak wiedzy babci, obojętność ludzi i indolencja aptekarek  zabrały mu szanse na życie. Ja sama zostałam farmaceutką i jak była potrzeba pomogłam bo widzę w każdym człowieka, który ma rodzinę, na którego ktoś czeka, którego ktoś kocha. Dwa razy pomagałam na stoku w tym raz małemu dziecku, nikt oprócz mnie i męża nie zareagował....
Chaff, współczuję strasznie. Aptekarki - po prostu brak słów. Jak tak można?...
Ja jestem ratownikiem medycznym z wykształcenia, więc bardzo często udzielałam pomocy, a jeśli w stajni coś się stało i byłam na miejscu, to udzielałam pomocy i wzywałam karetkę. Całe szczęście nigdy nie miałam okazji  być  prywatnie przy poważnym wypadku. Raz na ulicy człowiek (pod wplywem alkoholu) dostał napadu epi. Było to w Poznaniu na bardzo ruchliwym deptaku. Jak klęczałam przy tym człowieku próbując go przytrzymać, żeby sobie głowy nie rozwalił, to ludzie się po nas dosłownie przewalali, potykali się, a nikt się nie zatrzymał, żeby pomóc. Ponieważ byliśmy dobrze widoczni z ulicy, zatrzymał się dopiero samochód (sic!), gość zostawił go na środku i wyszedł pomóc. Cały wielki tłum ludzi miał to w d... Już nie pracuję kilka lat w zawodzie, pewnie wahałabym się teraz (mając małe dziecko), czy rzucać się do obcego, pijanego niekiedy człowieka, bez rękawiczek i innego zabezpieczenia. Bardzo bym się zastanowiła... Jednak metodą na "zakrwawione dziecko na poboczu" wrobiliby mnie na pewno  🙁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się