Odznaki PZJ

halo, z tą derką to ja się nie mogę nauczyć
Zawsze miałam konie derkowane (czy przyzwyczajone do derek). Aktualnej parze koni zarzucam derki na grzbiet w pośpiechu z odległości metra z lewej czy prawej strony, paski latają, sprzączki dzwonią konie nawet nie drgną... ot obustronna rutyna.
Ostatnio podobnie przymierzałam derkę koniowi koleżanki (mój model chciała sprawdzić)... dobrze, ze blisko stałam koń mało nie zszedł na zawał 😉 a ponoć myślenie ma przyszłość 😉
Soją drogą to rutyna jest powodem 90% wypadków przy koniach
halo no wiesz ja byłam świadkiem ulania srebrnej odznaki za ochwat. Nawet nie chodziło o to, że ta osoba totalnie nie wiedziała o co chodzi, bo generalnie kojarzyła, ale nie potrafiła się jakoś super wyprodukować na temat rotacji kości i takich aspektów mocno weterynaryjnych.
Dlatego może przewrażliwiona jestem na tym punkcie. 😉 Ale z tego co mówisz na szczęście takie sytuacje nie są codziennością.
Z perspektywy kilkunastu oglądanych egzaminów (plus swoje własne) widziałem tylko dwa przypadki oblania na "opiece": pierwszy, kiedy dziewczynka nie była w stanie podnieść przedniej nogi kompletnie zaspanego hucuła. Prowadząca część stajenną chciała jej nawet pomóc i zaczęła coś mówić, ale mała i tak wiedziała lepiej, więc  kopnęła konisia dwa razy na szybkiego w staw. Naprawdę mocno. Koń zachował się w porządku, bo tylko na chwilę otworzył oczy i spojrzał na dziecko, a dziewczynce podziękowano (zresztą potem dobre pół godziny po stajni latała jej matka z krzykiem, że dziecko skrzywdzono). Drugi przypadek to egzamin na złotą, zresztą komisja szefowana przez jednego z bardziej wymagających egzaminatorów w tym kraju i prowadzenie konia do przeglądu. Chłopaczek podszedł z koniem do komisji, popatrzył na szanownych członków płci obojga i mówi: "no to go przyprowadziłem, wystarczy?". No i poprawka...
Poza tym jest dokładnie tak, jak pisała halo, nie widziałem oblewania na siłę na opiece- raczej właśnie dawanie szansy na poprawkę, np. "no i właśnie koleżanka pokazała nam ku przestrodze, jak nie wolno wyprowadzać konia z boksu, a teraz zaprezentuje prawidłowy sposób".
W sumie w większości ośrodków pewnie najłatwiejsza część egzaminu.
Alaska, nie oblewały, tylko "umiejętność do poprawki". Zapewne za obracanie konia w swoim kierunku a nie na zewnątrz.

Dokładnie tak. Choć dzieciaki niezłego stresa łapały, że teraz to już na pewno obleją. 😉
No i jeszcze znam jedno, co oblało tak całkiem, za nieumiejętność przywiązania konia - mimo wielokrotnego pokazywania w trakcie egzaminu "tak się robi, stój i ćwicz, przyjdę sprawdzić za 5 minut". Bo przy pokazywaniu już w zasadzie wychodziło, a potem wszystko się dzieciakowi plątało i był ryk, "no bo ja nie zdaaam". "Uspokój się, przecież nic się nie dzieje, umiesz, tylko powoli" - wychodzi, wychodzi, a za chwilę nie wychodzi i znowu ryk. 😉 Ale to w sumie było bardziej za brak opanowania emocji, a nie to, że nie umiała zawiązać węzła, bo jak się ogarnęła, to zawiązała, tylko przy egzaminatorze znowu "bo ja nie umieeem". Ale poza tym to na praktyce chyba też coś tam nie poszło.

A co do własnego sprzętu dla danego konia - byłam świadkiem egzaminu, podczas którego koń stajenny był czyszczony szczotkami zdającego (no bo trzeba mieć własny zestaw). I który w zasadzie też powinien być oblany, bo koń dla odmiany był czyszczony wyłącznie z włosem. Tzn. "głasku głasku" szczotką...

Swoją szosą jaki jest minimalny wiek, żeby podejść do brązu? Dobrze pamiętam, że 8 lat? W sumie mało które dziecko w tym wieku ogarnia zasady BHP przy koniu... Niby umie podnieść nogę do czyszczenia kopyta, ale już niekoniecznie z kontrolą, gdzie ma w tym czasie własną stopę.
sumire, dokładnie - opanowanie emocji jest ważne. Nie może pojawić się na zawodach ktoś, kto w stresie wpada w "histerię".
A egzaminatorzy nie są, na szczęście, komputerami i widzą(!) kto zdaje egzamin, ile można wymagać od dziecka.

Alaska, teoria to inna para kaloszy. Tu oblać ławo. Za żenującą niewiedzę. Za arogancję. Za taką arogancję, że nawet zajrzeć do pytań się nie chciało. Za uparte mylenie pojęć Np. ochwat/mięśniochwat. Za twierdzenie, że siano to pasza treściwa. Za niezdolność opisania  co to jest wolta. Nie za pojedyncze błędy, najczęściej za całość podejścia do tematu. Często "Po co mam myśleć? To nie szachy".

A czasem... oblanie teorii jest jedyną deską ratunku dla... egzaminatorów 😁 Bo bywa, że formalnie nie ma podstaw do oblania części praktycznej (zadania wykonał? no wykonał), a jest ewidentne, że dana osoba do zawodów nie dorosła, że to byłaby zgroza, gdyby pojawiła się na rozprężalni np. z innym(!)  koniem. Wtedy nadzieją jest teoria. I ta nadzieja często się sprawdza. Że ten "wyciągnięty za uszy" do odznaki, za szybko - wykłada się na teorii. Wszyscy oddychają z ulgą. Delikwent zyskuje potrzebny czas na okrzepnięcie w roli jeźdźca. Jeśli jednak taki delikwent teorię też zda - powinien wziąć sobie do serca uwagę, że zdał dość szczęśliwie, nadal nie jest wystarczająco samodzielny i potrzebuje dalszego szkolenia.
Z punktu widzenia egzaminatora (upraszczając):
1. brązowa odznaka:
- jeżeli widząc egzaminowanego na czworoboku nie boję się wpuścić go na "parkur" - to znaczy że zdał ujeżdżenie
- podczas gdy jedzie skoki zastanawiam się czy zapisałabym go do konkursu 80cm - jeżeli odpowiedź brzmi "tak" to zdał
- z obsługi i teorii ludzie zwykle są (lepiej lub gorzej ) przygotowani a egzaminator nie jest po to aby udowadniać egzaminowanym że nic nie wiedzą

2. srebrna odznaka:
- na czworoboku należy pokazać że jeździec potrafi wyjechać zakręt, siedzi stabilnie i pewnie prowadzi konia
- na skokach jeździec sprawia wrażenie przygotowanego do egzaminu licencyjnego w skokach (który i tak musi zdać żeby jechać wyżej
- teoria i obsługa j.w

3. złota odznaka = (w założeniu egzamin wstępny na kurs instruktorski)
oceniam czy egzaminowany może pokazać komuś jak się jeździ prawidłowo 😉
fabapi, ładnie i krótko napisałaś.
Tylko może źle mnie zrozumiałaś. Nie chodzi o to, żeby udowodnić na teorii, że delikwent nic nie wie (bo to KAŻDEMU i ZAWSZE można udowodnić, włącznie z autorami podręczników). Chodzi o taki (w rezultacie szczęśliwy) zbieg okoliczności, że osoba, która ledwie zdała = trudno się przyczepić formalnie a jednak pełnego zaufania nie budzi - dziwnym trafem okazuje się faktycznie nieprzygotowana.
Może dlatego, że sama nie bardzo w siebie wierzyła? I szkoda jej było czasu na teorię?
Jakieś takie zjawisko, jak często doświadczają sędziowie na parkurach: że jak zawodnik tak narozrabia, że aż komisja się gubi, to często nie kończy przejazdu, i jest wielkie uff. Oba zjawiska nie są częste, ale bywają.

I co do pkt.2 skoki - technicznie przygotowany - tak. Ale to jednak inna wysokość i skala trudności (srebro a licencyjny), i przecież nie przypadkiem. Skoki na srebro potrzebują zdać i ujeżdżeniowcy.
Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji w której ktoś zdaje ale "nie budzi zaufania".

A propos skoków na srebrnej odznace to chodziło mi o lepszą jakość jazdy niż przy brązowej.
Nie jest istotne czy pingwin czy nie
Tak czytam to co piszecie i aż mam wrażenie że w innym świecie żyję. Widziałam kilka egzaminów na brązową i srebrną odznakę (skoki i ujeżdżenie) i przynajmniej połowa nie powinna była zdać. A zdali oczywiście wszyscy.
Pamiętam jak długo ćwiczyliśmy żeby mój koń skakał przez krzyżaczka a nie przechodził kłusem 😉 Dziewczyna co na nim jechała była strasznie przejęta żeby sprawdzać czy noga dobra, żeby na środek trafiać. A ja stałam i obserwowałam jak ludzie w przeszkody nie trafiali i mieli po 2 wyłamania, jak koń przenosił ich na drugą stronę bo tak na wodzach wisieli, jak te konie galopowały na 4 takty w tempie prawie stępa. I o ile ktoś ziemi nie całował to zdawał.
Bardzo zależy od tego gdzie się zdaje. Niestety nie powinno tak być ale jest.
Poziom wyszkolenia osób wysyłanych na egzaminy też jest b.różny.
Szanujący się instruktor nie wyśle na egzamin osoby nieprzygotowanej. Oczywiście czasem stres uniemożliwi przejechanie poprawnie egzaminu ale to są jednostki.
Przy okazji mamy kolejny sposób jak zweryfikować (na potrzeby własne) szkoleniowca. Popatrzyć kogo przywiózł na egzamin  😉

Szanujący się instruktor nie wyśle na egzamin osoby nieprzygotowanej. Oczywiście czasem stres uniemożliwi przejechanie poprawnie egzaminu ale to są jednostki.



no nie wiem, czy się zgodzę. świadkiem jestem, jak był obóz, zakończony egzaminem. dzieciaki od początku obozu jeździły na tych samych koniach i rzeźbiły do egzaminu. szło im naprawdę super, jednostkom szło kiepsko.

po czym na egzaminie reprezentowały BARDZO niski poziom, dużo słabszy od tego prezentowanego na jazdach w czasie obozu, "na luzie". dla osób z zewnątrz, które tylko przyjechały na egzamin mogło to wyglądać na masakrę. a egzaminatorzy puszczali te dzieciaczki, bo widzieli na obozie, że naprawdę ogarniają.

i tu to nie były jednostki. 🙁

nie to, że bronię poziomu na odznakach, bo też stwierdzam, że jest bardzo często żenujący. ale przekonałam się, że bardzo często jest gdzieś "drugie dno"
Kahlan, brązowa odznaka uprawnia do startu w zawodach, a tam to są dopiero nerwy. Potem się ogląda przejazdy licencyjne i aż strach patrzy. Pamiętam jak ostatnio na zawodach siedziałam z koleżanką i się zastanawiałyśmy kto dopuścił jedną zawodniczkę do startu. Prosiło się o szpital od pierwszej przeszkody. Niestety skończyło się szpitalem i połamaną miednicą. Więc nie zgodzę się że nerwy mogę wpływać że czlowiek reprezentuje sobą taką masakrę. Można mieć gorszy dzień, można jechać spiętym ale ludzie, są pewne granice.
licencje to już srebro, więc i umiejętności powinny być inne. brąz to openki max.
moim zdaniem.

moim zdaniem nerwy mogą wpływać na wygląd przejazdu. jeżeli stwierdzi się po pierwszych zawodach, że stres zjada delikwenta za bardzo - to stop z zawodami, a rzeźbimy w domu.

napisałam tylko, co widziałam. nie mówię, że było to dobre. po prostu mówię, że często jest "drugie dno".
xxagaxx, fabapi, Kahlan, chwileczkę! Egzaminator nie ma zupełnej dowolności. Zdający ma zrealizować 50%+, tak? Tak! Tak stoi w przepisach. Nie 100%, nie 80% (czyli na 8, czyli dobrze), nie na 70% (dość dobrze). Ma być "wystarczająco" - ogółem.
Czyli, np. jak ktoś ma dobrze opanowany galop i zasadniczo włada koniem, to "latanie" w kłusie ćwiczebnym nie ma jak "powstrzymać" przed zaliczeniem egzaminu.
To nie jest, nie powinna być, kwestia tego, że "przepuszczam, bo widziałem, że potrafi, tylko się zestresował" - bo przecież celowo modeluje się sytuację stresową, ani tego "nie przepuszczam, bo nie mam zaufania". Zrealizował zadania z jakością 50%? = zdał.
Jedyny problem w praktyce jest w okolicach tych 50%. Czy 50,025 wystarczy do zaliczenia? Czy powinno być pewne 51? Czy 49,85 jest tego typu, że na pewno konieczna poprawka? Piszę o punktach, ale to dość dokładnie pokrywa się z wrażeniami, przecież nie jednej osoby.
Dwa wyłamania = nie zdane i tu nie powinno być dyskusji. Ale, powiedzmy, jest jedno wyłamanie, np. zbyt anemiczny najazd na pierwszą, a potem... naprawione pomylenie trasy. I to jest przypadek wątpliwy. Bo (wolta nie zamknięta) formalnych podstaw do oblania nie ma, a jednak "za dużo tego dobrego" jak na kilka przeszkódek. O czymś takim pisałam - że wtedy, dziwnym trafem, jest jeszcze teoria. I naprawdę, żadna celowa surowość. Nie wiem, czemu tak jest, ale zawalenie teorii "na własne życzenie" w takich przypadkach, takich "granicznych" jest dużo częstsze niż w pozostałych. Swoista "sprawiedliwość" sytuacji egzaminu.
Kahlan, ale o ile wiem brązowa odznaka uprawnia do startów w konkursach do L klasy włącznie tak? Zresztą przejazdy w Srebrnej wcale nie są dużo lepsze.

halo, jak widać ma zupełną dowolność. Sory, ale nikt tego nie sprawdza. Naprawdę, aż by się chciało nagrać i pokazać jakie gwiazdy zdają odznaki.
Trochę egzaminów na odznaki się naoglądałam i szczególnie na brązie bywa masakra. Mam wrażenie, że ma to związek z pewnym chwytem marketingowym, ośrodki organizują kursy, obozy, szkółki - nazwa nie ważna, mające przygotować adeptów do odznaki. Oczywiście jakieś warunki przyjęcia na takowy 'kurs' są bo wiadome, że w tydzień od zera do odznaki to niet, ale wiadomo też, żę każdy chce mieć jak najwięcej klientów i wymagania się naciąga. Biorą udział osoby, które powinny wrócić na lonże, a nie myśleć o odznace. I potem robi się problem bo efektem jakości kursu ma być egzamin, zatem wszyscy chcą zdawać, nie ważne, że zaczynali z różnego poziomu. I niektórym to nawet trudno wytłumaczyć, że lepiej doszkolić się i zdać za pół roku a od razu dobrze niż iść i próbować a może się uda na styk zdać...

Na szczęście egzaminy, które obserwowałam mimo często naprawdę różnego poziomu zdających były moim zdaniem rozsądnie oceniane i osoby mające po 2 wyłamania, nie umiejące zatrzymać konia w wyznaczonym miejscu po przejechaniu parkuru czy nie wiedzące, na którą noge się anglezuje nie zdawały i koniec. To jest też swego rodzaju przygotowanie do zawodów, trudno, nie zawsze będzie pięknie i kolorowo, nieraz wraca się z porażką i trzeba z tym jakoś żyć.

A jeszcze co do stresu to też kwestia jednak poziomu i umiejętności bo szczerze mówiąc widziałam wiele przygotować do odznak, część osób sama szkoliłam i jeśli ktoś ma umiejętności odpowiednie to mimo stresu odznakę zda. Bo jeśli w warunkach treningowych umie 80-90% chociazby wymagań na brąz to nawet jeśli przy stresie spadnie do 50-60% to zda. Gorzej jak ktoś na treningu jest w stajnie pojechać na te 50%, wówczas gdy dochodzi stres robi się nieciekawie.
Jak na mnie, to próg jest ustawiony za nisko. 60% rozwiązywałoby sprawę dokumentnie.
To 50% daje odznakę pewnej kategorii osób, które jeszcze nie powinny jej mieć. Takim ho-ho-ho naskakanym po zawodach towarzyskich (nieważne, że większość przejazdów to klęska), po których widać, że jeszcze powinny się chwilę pokornie(!) szkolić, a jednak ogólne obycie sprawia, że te 50% realizują.
Constantia   Adhibe rationem difficultatibus
10 stycznia 2015 07:48
Bardzo wiele osób które zdają srebro w ogóle nie ma pojęcia o kontrgalopie. Oni po prostu galopują na złą nogę w łuku. Z żuciem wcale nie jest lepiej. Ale zdają. Jak jesienią robiłam odznakę, to na brązie jedna osoba nie zaliczyła czworoboku, na srebrze tylko jedna osoba świadomie zrobiła kontrgalop. Obrazki były różne. Jedna dziewczynka miała bardzo ładnie wyglądającego poniaka. Tylko w kontrgalopie koń jej zmieniał nogi, no cóż ustawienie głowy było najważniejsze. Inna dziewczynka żucie zrobiła rzucając wodze i łapiąc za klamerkę. Kolejna chciała jechać brąz z wodzą Thiedemanna, bo koń jej głowy nie chce nosić. Komisja nie pozwoliła i dziewczyna się obraziła.
Zamiast się obrażać mogła założyć wypinacze 🙂
I co zrobisz, że nie umieją? Nawet jak będzie 0 (a o zero jest trudno) to jak reszta na 7 to oblać nie sposób. To 60% załatwiałoby sprawę, bo wtedy bez kluczowych zadań trudno się zmieścić, wręcz się nie da. No jak w ujeżdżeniu, no. To 60% daje pojęcie o pewnej... solidności, nie 50.
Ano, wielu nie-pingwinów kontrgalopy jeździ tylko jako przygotowanie do odznaki, tak to newa-ewa. Szkoda, ale tak jest. I jeszcze mit, że jak koń będzie ćwiczył kontrgalop to przestanie zmieniać nogi w parkurze. Żucie to też "skaranie boskie" a nie codzienny element treningu.
Czasem sobie myślę, czy nie lepiej by było, żeby kandydat na zawodnika musiał "po prostu" mini-LL w WKKW przejechać 🤣 zamiast odznak. To i obsługa stajenna byłaby zbędna, i teoria 🤣
Constantia   Adhibe rationem difficultatibus
10 stycznia 2015 18:11
To nie jest takie głupie. Czworobok LL jest prosty (same podstawy), cross to głównie małe kłody i niezbyt szybkie tempo, a parkur no to wiadomo.
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
10 stycznia 2015 19:40
Constantia, mi się ten LLkowy czworobok bardziej porąbany wydaje niż Lkowy, ale to tak z obserwacji 😉

najlepiej by było, jakby to szkoleniowiec dawał brąz i to on swoim nazwiskiem firmował to, co dopuszcza do startów na oficjalnych zawodach 😉
Hej, ale jak ktoś jedzie na odznakę, to chyba oznacza, że chce się rozwijać jeździecko i w pewien sposób poznać swoje błędy? 😉 Ja się przyznaję, że srebrną mam, ale uważam, że wtedy mój przejazd był okropny i wcale nim na nią nie zasłużyłam. Zjadł mnie stres, koń odskakiwał od budki, w kontrgalopie zmieniała nogi, żucia prawie nie było... Usłyszałam tylko, że bardzo ładnie siedzę, że widać, że się denerwuję i widać, że pracuje nad wszystkim i pewnie mi ciężko jak koń jest szkółkowy, a nie mój, zaliczone. Na skoki egzaminatorka nawet nie patrzyła za bardzo, ale to akurat wyszło mi dosyć ładnie. Jak tylko wróciłam do stajni (no na następnym treningu) to przejechałam jeszcze raz. Udało mi się to ładnie przejechać (bo wcześniej na treningach też wychodziło, inaczej bym nie pojechała). I szczerze mówiąc, to nigdzie nie stresuje się tak, jak na odznakach. Na zawodach się raczej bawię, chce przejechać ładnie, bez ścigania się i nei zależy mi na miejscu, przecież jak nie pójdzie to pojade treningowo jeszcze jeden przejazd. Na odznace była masakra, jak wróciłam to miałam gorączkę i wszystkie mięśnie mnie bolały przez ten stres.

W tym całym poście chodzi mi o to, że to, że komuś nie pójdzie dobrze na odznace wcale nie oznacza, że nie jest na tym poziomie i jeśli przyjeżdża z trenerem to będzie się rozwijać i na pewno błędy poprawi 😉

PS. Tak, wiem, że jest możliwość poprawki, ale egzaminator to też człowiek i chyba widzi, czy ktoś pracuje nad sobą i koniem czy nie 😉
Libeerte Wiadomo, że odznaka a zawody to nieco inna sytuacja, bo odznaka jest raz a zawody co chwilę (w sensie raz jeśli się zda od razu dany 'poziom), ale wszystko jest kwestią obycia, za małe błędy wynikające z rozkojarzenia czy rzeczywiście nerwów nikt nie oblewa.

Ja zwątpiłam jak osoba zdająca brąz po przejechanym parkurze nie była w stanie powiedzieć, na którą nogę galopowała w danym zakręcie... Oczywiście nie zdała... a komisja i tak była bardzo idąca na rękę dając szansę poprawy (no bo wiadomo jak to z tymi zmianami nogi na parkurze odznakowym jest, czasu mało, zanim sie zorientują, że trzeba zmienić to już kolejna przeszkoda jest) zadając pytanie czy wie, na którą nogę galopowała i czy była dobra.... no i niestety odpowiedzi się nie doczekali. A przecież to podstawa podstaw, jak można w ogóle próbować zdawać odznake nie będąc świadomym, z której nogi koń galopuje, no przecież tego nawet przez wielki stres nie powinno się 'zapomnieć'. ech
xxagaxx, fabapi, Kahlan, chwileczkę! Egzaminator nie ma zupełnej dowolności. Zdający ma zrealizować 50%+, tak? Tak! Tak stoi w przepisach. Nie 100%, nie 80% (czyli na 8, czyli dobrze), nie na 70% (dość dobrze). Ma być "wystarczająco" - ogółem.
Czyli, np. jak ktoś ma dobrze opanowany galop i zasadniczo włada koniem, to "latanie" w kłusie ćwiczebnym nie ma jak "powstrzymać" przed zaliczeniem egzaminu.
To nie jest, nie powinna być, kwestia tego, że "przepuszczam, bo widziałem, że potrafi, tylko się zestresował" - bo przecież celowo modeluje się sytuację stresową, ani tego "nie przepuszczam, bo nie mam zaufania". Zrealizował zadania z jakością 50%? = zdał.
Jedyny problem w praktyce jest w okolicach tych 50%. Czy 50,025 wystarczy do zaliczenia? Czy powinno być pewne 51? Czy 49,85 jest tego typu, że na pewno konieczna poprawka? Piszę o punktach, ale to dość dokładnie pokrywa się z wrażeniami, przecież nie jednej osoby.
Dwa wyłamania = nie zdane i tu nie powinno być dyskusji. Ale, powiedzmy, jest jedno wyłamanie, np. zbyt anemiczny najazd na pierwszą, a potem... naprawione pomylenie trasy. I to jest przypadek wątpliwy. Bo (wolta nie zamknięta) formalnych podstaw do oblania nie ma, a jednak "za dużo tego dobrego" jak na kilka przeszkódek. O czymś takim pisałam - że wtedy, dziwnym trafem, jest jeszcze teoria. I naprawdę, żadna celowa surowość. Nie wiem, czemu tak jest, ale zawalenie teorii "na własne życzenie" w takich przypadkach, takich "granicznych" jest dużo częstsze niż w pozostałych. Swoista "sprawiedliwość" sytuacji egzaminu.



Do zaliczenia wystarczy 5,0000000  😉
Nic więcej do dodania  🙂 powyższy post to sama prawda


Czasem sobie myślę, czy nie lepiej by było, żeby kandydat na zawodnika musiał "po prostu" mini-LL w WKKW przejechać 🤣 zamiast odznak. To i obsługa stajenna byłaby zbędna, i teoria 🤣

Brawo! Jestem za!
Tylko ile klubów w tej chwili posiada możliwość zorganizowania crossu?  🙄
Kolejna sprawa jest taka, ile mamy konkursów w WKKW w danym rejonie? Na pewno dużo mniej niż samych egzaminów. Więc i dostęp do ewentualnego zdawania odznak na  konkursach była by dużo mniejsza!

Kolejną sprawą jest to, że podpisuję się pod tym co ktoś już tu wspomniał, czyli egzamin na odznaki po skończeniu turnusu jeździeckiego. Super sprawa dla organizatorów. Jest czym klienta przyciągnąć. Ale potem mamy takich jeźdźców, że szkoda słów.

Mam w stajni teraz taką dziewoję. Od pół roku jeździ, głównie tereny, na koniu którego dzierżawi. Więc płaci, to wszyscy jej do de wchhodzą! Zdała odznakę, więc uważa się za niewiadomo kogo. A prawda jest taka, że ledwo w galopie na tym koniu siedzi. Jakby jej dać innego, to by się chyba zabiła przy pierwszym kłusie. Ale skoro płaci to wymaga.
I tak wygląda nasze jeździectwo, płacę to mam odznakę!
Witam,
Czy któraś z was może wie gdzie w okolicach Wrocławia może mnie ktoś przygotować do zdawania brązowej odznaki jeździeckiej? Znacie taką stajnie lub osobę prywatną z własnym koniem? Najlepiej żeby było nie za drogo za jazdę (do 50zł) i jakby dawali zniżki dla studenta to byłoby super. A tak poza tym to jak się przygotowywujecie do odznak to ile godzin w tygodniu jeździcie?
mils   ig: milen.ju
30 stycznia 2015 16:02
Hmm... Moim zdaniem nie da się określić ile godzin w tygodniu potrzeba na dobre przygotowanie się do odznaki (brązowej, bo moim zdaniem srebro to inna bajka). Widziałam dziewczynę, która jeździła 1, czasem 2 razy w tygodniu, ale miała bardzo dobrą pomoc z ziemi, wszystko co działo się na jazdach było przemyślane i sensowne. Inna dziewczyna od tej samej instruktorki, ale jeżdżąca prawie codziennie, przygotowała się do odznaki w trochę ponad tydzień i także zdała dobrze. Znam i takich, którzy jeżdżąc po kilka razy w tygodniu przez dłuższy okres czasu zdali... Marnie, moim zdaniem niekoniecznie zdać odznakę powinni. W mojej opinii bardzo dużo zależy od dobrego instruktora, który od samego początku będzie swoich podopiecznych dobrze prowadził, a przygotowanie będzie przeprowadzone przemyślanie. Ważne jest też samo nastawienie zdającego i tutaj stawiałabym na pokorę i totalny brak pośpiechu.
A jeszcze więcej (no, taki obraz jest, no) zależy od konstrukcji emocjonalnej adepta 🙁. Smuteczek,ale od wybitnej miękkości psychicznej to nie instruktor jest dedykowanym specjalistą, szczególnie, że na treningach może być wszystko ok i nie przewidzisz, czy się ktoś nie rozsypie pod wpływem stresu.
Instruktor może przygotować merytorycznie, pomóc rozwiązać pomniejsze problemy emocjonalne, a egzaminy są tak ustawione, że gdy ktokolwiek "czai bazę" na potrzebnym poziomie, to MUSI zdać. O ile się nie rozsypie 🙁
W zasadzie oblewających można podzielić na 3 grupy: tych, co to nieporozumienie, że się wybrali (i najczęściej sami świetnie o tym wiedzą), tych, co się posypali i stracili głowę (i 90% percepcji i kompetencji), i tych co mieli niemożebnego pecha.

Choć nadal wydaje mi się, że poziom jest ustawiony nieco za nisko 🙁 Ale tak jest ustawiony, niewiele da się zrobić.
Jest tak ustawiony, że w zasadzie odznaki są... niepotrzebne. Bo wystarczy zerknąć na jeźdźców (w miarę kompetentna osoba) i można przewidywać wynik (i wygrywać kasę na zakładach 😁, gdyby istniały). Oprócz właśnie tych osób, które na odznace zaczynają się zachowywać kompletnie irracjonalnie.
Halo - bo jeździectwo robi się masówką, a współczesna młodzież chce wszędzie łatwizny (nie tylko w jeździectwie). W ogóle większość to by chciała chyba order Lenina za sam fakt, że łaskawie przyczłapali do stajni  😂  Więc rozdają na prawo i lewo te odznaki.
Srebrna jeszcze coś tam znaczy. (podkreślam cośtam), ale brązowa już ni hu hu!
Nadal znaczy to samo: że delikwent może pojawić się na rozprężalni nie siejąc zgrozy.
Natomiast różnice między adeptami zdającymi na 5 a tymi na 8-10 są porażające. No ziemia a niebo.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się