jazda za prace- wolontariat.

W ustawie o wolontariacie jest zapis o konieczności! ubezpieczenia wolontariusza od NNW.

Na Górce na 100% jesteśmy ubezpieczani 😉
W sumie, to sie hmm.. nazywa wolontariatem, ale to nie jest oficjalnie przyjęte, po prostu tam jesteśmy i pomagamy z własnej woli, czasem wsiadamy i np. jedziemy w teren, żeby konie troche ruszyć, bo dzieciaki na obozach wiele nie robią 😉
Czasem wsiadamy na młode konie, które są w trakcie zajeżdżania, ale to też jest uznawane jako pomoc 😉
kittajka   yellow power
30 maja 2011 15:23
Libeerte, a podpisywaliście umowy o wolontariat?
W sumie, to sie hmm.. nazywa wolontariatem, ale to nie jest oficjalnie przyjęte, po prostu tam jesteśmy i pomagamy z własnej woli, czasem wsiadamy i np. jedziemy w teren, żeby konie troche ruszyć, bo dzieciaki na obozach wiele nie robią 😉
Czasem wsiadamy na młode konie, które są w trakcie zajeżdżania, ale to też jest uznawane jako pomoc 😉


To ja mam dwa pytania: co z tego, że za wiele nie robią? Z tego co wiem to na obozach się kłusuje, stępuje, galopuje i to wystarczy, bo w Waszej ofercie jest, że koń chodzi 3 razy dziennie i to 7 dni w tygodniu, więc czy macie konie, które trzeba rozruszać?
Teraz drugie: Macie tak dużo doświadczenie by jeździć na młodych koniach? Dobra mniejsza, że Wam coś się stanie, ale w tej kwestii chcę poruszyć to, że to konie ze stajni gdzie prowadzą szkółkę, więc takie konie pójdą później do szkółki. Więc teraz macie takie doświadczenie by z np. 4 letniego konia zrobić takiego konia, który super reaguje na pomoce, który nie jest płochliwy, który do tego musi być cierpliwy.. Więc proszę przyjedź do mnie i zrób coś z moim koniem, bo na razie moja trenerka się z nim męczy przy sygnałach do galopu, ale jak ty taka młoda, jeździsz na koniach, które mają chodzić do szkółki to przyjeżdżaj i nawet Ci zapłacę za zajeżdżenie mojego konia  🙇
kittajka, nie podpisujemy umowy, bo jesteśmy tam tak jakby na obozie tylko zamiast jazd pomagamy i dzięki temu nie płacimy 🙂

Anetkis, Oczywiście, że nie robimy tego sami, na każdej jeździe jest z nami p.Ewa, która nas pilnuje i mówi co mamy robić 🙂
Konie które trzeba ruszać, to te które chodzą na korektywie 🙂
Ja osobiście chodziłam kiedyś przez, "bardzo długi czas" na wolontariat. Była to zawarta umowa, a raczej zgoda między moimi rodzicami a fundacją, gdzie był ten wolontariat. Oni wyrazili zgodę i inne rzeczy bym tam pomagała. Oczywiście po jakiś dwóch dniach zrezygnowałam, Głównie tam byłam po to by robić zdjęcia, która lubiłam robić, ale wtedy omijały mnie prace w fundacji przy koniach, czyli co za tym idzie, jeździłam tyle co kot napłakał. Oczywiście wcześniej tam pomagałam przez trochę dłuższy czas ,ale tak jak wyżej opisałam, myślałam, ze zawierając umowę coś się zmieni, ale się myliłam więc - zrezygnowałam.
Drugą pomocą w stajni byłam na zasadzie płacenia 100zł miesięcznie, czyli plus-minus wychodzi to tak jakbym miała raz w tygodniu jazdę za 25zł w tamtej stajni. Rodzice również wyrazili zgodę, ale z tego co pamiętam tylko na kartce napisali, ze wyrażają zgodę na to bym pomagała, żadne papierkowe sprawy. Moja pomoc polegała na tym, co miesiąc płaciłam 100zł właścicielce, musiałam być minimum 3razy w tygodniu, w tym dwa razy w dni powszednie (poniedziałek-piątek). Do moich obowiązków należały mniejsze lub większe prace stajenne i czasem spoglądanie na rekreację, jeśli właścicielka, która prowadziła jazdy nagle musiała wyjść. Z czasem zrodziło się na większe prace stajenne, prowadzenie lonż, co jest nielegalne bo dobrze o tym wiem, i umarzam ,ze jeśli ktoś nie ma papierów na instruktora nie powinien prowadzić rekreacji, ze względu prawnych, jeśli przecież coś komuś się stanie podczas takiego treningu, taka osoba może kombinować na różne sposoby by się wymigać od tej sytuacji! Gdy zaczęto mnie powoli wyrolowywać, że tak powiem, czyli robiłam więcej prac i to cięższych a jazd miałam z czasem mniej, z tego "wolontariatu" zrezygnowałam. W te wakacje pomagałam znajomej zajeżdżać młodego konia i w ogólnej przy nim opiece. Było to na zasadzie dzierżawy tego konia. Opiekowałam się głównie tylko ja, robiłam mu lonże, wsiadałam pod okiem instruktora, ponieważ jestem niska i nie gruba, gabarytami nadawałam się na wsiadanie na tego konia i minimalną pracę z nim. Za tą "dzierżawę" nic nie płaciłam, ponieważ był to konik stajenny, tylko na którego właścicielowi-instruktorowi brakło czasu, a nie powiem o jego córce, ponieważ ona ma też swoje konie, które musi ruszyć. A że rekreacji w tej stajni nie ma, wyszło jak wyszło i zaczęłam się nim opiekować. 🙂
Teraz skupiam się na pomocy w stajni, ale głównie na jakiejś umowie o tą pomoc, albo dzierżawie na czas wakacji, a co od września będzie to się zobaczy : )

Według mnie w stajniach gdzie proponowany jest tzw. wolontariat powinny być umowy o to, że wolontariusz płaci co miesiąc jakąś kwotę przykładowo to 50-100zł miesięcznie. Bo jeśli ktoś idzie na jazdę konną ze 100zł miesięcznie raczej ma. Jeżeli zaś nie, powinien szukać fundacji z hipoterapią i tam szukać dla siebie rozwiązania, by te konie miały jakiś trening, a wszystko byłoby czyste. Przecież tfu tfu gdyby coś jakiemuś "wolontariuszowi" ze źródeł nielegalnych, gdzie nie ma żadnych umów, zgód, "składek", stanie, to potem droga sądowa jest tragiczna i gorzej to może wyjść takiej osobie niż nawet stajni w której pomagał.
savoir - z tego co napisałaś, wynika że wolontariusz nie tylko ma robić (co jest oczywiste), ale również ma płacić za to że może robić, sorry ale to dla mnie trochę bez sensu.
kittajka   yellow power
30 maja 2011 17:59
Libeerte, czyli w sumie nie jest to wolontariat, skoro nie macie umów. Ubezpieczeni raczej też nie jesteście.
Swoją drogą też jeździłam w trzech stajniach w zamian za pomoc. W pierwszej było dużo roboty, a jazdy bardzo mało. Do tego potem się okazało, że jedyne co z tych jazd wyniosłam to błędy. W drugiej stajni jestem do dziś, z tym że trzymam tam własnego konia. Najpierw płaciłam za jazdy, dopiero z czasem zaczęłam jeździć w zamian za pomoc. Z tym, że dla mnie było to bardzo opłacalne, jazdy dużo, pracy mało i raczej lżejsza. W między czasie jeździłam w jeszcze jednej stajni. Tam też jakiś czas prowadziłam tereny dla ludzi. Ogólnie to była stajnia typu "Górka", więc chyba więcej nie muszę tłumaczyć. Na dzień dzisiejszy nie poszłabym drugi raz do takiej stajni. Wyciągnęłam wnioski, zmądrzałam i w sumie chyba drugi raz nie zdecydowałbym się na jazdę za prace. Chociaż z jednej strony było to dobre doświadczenie, bo teraz już wiem czego unikać.
Ogólnie gdybym jeszcze raz była zmuszona do tego, żeby jeździć w zamian za pracę, to wolałabym iść do normalnej pracy i zarobić na jazdy w jakiejś porządnej szkółce.
Ala_WR- niee....chyba ten wolontariusz dopłaca do swojej pracy, a za to ma jazdy gratis. Ale to jest tak zamotane, że nie idzie dojść o co w ogóle chodzi. Ostatni akapit jest dla mnie nie do rozszyfrowania.  😉
kittajka, nie podpisujemy umowy, bo jesteśmy tam tak jakby na obozie tylko zamiast jazd pomagamy i dzięki temu nie płacimy 🙂



Czyli jak nie macie umowy to nie jesteście ubezpieczeni.. Wolontariat jest ZAWSZE zawierany przez umowę, a to chyba już takie pomoce, więc może strona górki nie pisała głupot, bo to wtedy nie jest prawdą.



Ja kiedyś też pomagałam w stajni zamian za jazdy, ale to była pomoc przy stajni bardziej niż bezpośrednio z końmi. Nie było umowy, ale to była raczej pomoc z powodu ogromu czasu pomagałam, a za to, że zawsze z takim entuzjazmem robiłam najwięcej mój trener robił mi za darmo treningi.
Ale to już nie jest wolontariat.
dlatego napisałam TZW czyli tak zwany :P bo nie potrafię do konca nazwać pomocy za którą się płaci, nie na zyski stajni, ani swoje (chodzi mi o pieniądze, dobra pieniężne). a jeśli chodzi o taki rzeczywisty wolontariat to jasne, ze jest on bezpłatny. chodzi o tą pomoc, którą sporo osób wykonuje, która nie jest jakimś wolontariatem na rzecz jakiś poszkodowanych, fundacji etc. tylko by mieć korzyści czyli możliwość za to jazd w danej stajni : )
Nie zapominajcie, że umowa zawarta ustnie tez posiada moc prawną  😅
Według mnie w stajniach gdzie proponowany jest tzw. wolontariat powinny być umowy o to, że wolontariusz płaci co miesiąc jakąś kwotę przykładowo to 50-100zł miesięcznie. Bo jeśli ktoś idzie na jazdę konną ze 100zł miesięcznie raczej ma. Jeżeli zaś nie, powinien szukać fundacji z hipoterapią i tam szukać dla siebie rozwiązania, by te konie miały jakiś trening, a wszystko byłoby czyste. Przecież tfu tfu gdyby coś jakiemuś "wolontariuszowi" ze źródeł nielegalnych, gdzie nie ma żadnych umów, zgód, "składek", stanie, to potem droga sądowa jest tragiczna i gorzej to może wyjść takiej osobie niż nawet stajni w której pomagał.

Powtórzę się dla wyjaśnienia 😉 Jeżeli ktoś chce pomagać przy koniach, w stajni w zamian za jazdy, a jednocześnie by to było legalne w jakimś stopniu. Stajnia w której osoba ma pomagać, powinna zawrzeć z taką osobą umowę lub z jego rodzicami, jeśli jest ona niepełnoletnia o to, że płaci co miesiąc składkę np. 100zł w której mieści się ten przykładowy zus czy wchodziło na tego "wolontariusza" ubezpieczenie. Jeśli zaś osoba, albo jego rodzice nie potrafią mu dać nawet tych 100zł miesięcznie na konie, powinna poszukać fundacji, gdzie jest prowadzona hipoterapia i zapytać się czy jest możliwość o zawarcie umowy o wolontariat. Przecież konie z hipoterapii nie mają czasem jakiś treningów pod jakimiś jeźdźcami tylko uczestniczą w hipoterapii. Myślę, że teog typu fundacje z końmi często szukają wolontariuszy, którzy im pomogą w stajni, przy koniach w zamian za jakieś jazdy. 😉 A ost. zdanie to po prostu podsumowanie tego, że jeśli by się komuś coś stało, to jeżeli jest jakaś umowa zawarta, czy są te składki, czyli jednak jest w jakimś stopniu bardziej legalne, zawsze ułatwia wyjścia z takich spraw. ; )
Orzeszkowa tylko zawsze lepsza umowa spisana, gdyż jest ją lepiej zweryfikować, czy cokolwiek. Ale też masz rację ; )
Umowe z moimi rodzicami pani zawiera, przez to, że moi rodzice uzgadniają z nią ile jestem i powierzają jej odpowiedzialność za mnie, ale nie żeby jakoś pisemnie czy coś. Ubezpieczenie też mamy, p.Ewa nas ubezpiecza ZAWSZE, bo zawsze może coś się stać. 🙂

Czyli w sumie umowa jest, ale ustna 🙂
Zupełnie nie rozumiem tego komplikowania prostych spraw.jak dzieciak chce odrobić jazdy pracą to nie nic nie stoi na przeszkodzie,potrzebny tylko klub jezdziecki.dzieciak zostaje członkiem klubu,nieodpłatnie wykonuje pracę na rzecz tego stowarzyszenia, a klub zapewnie mu jazdę na koniu w ramach realizowania celów statutowych...i pozamiatane.PS Ubezpieczenie dla takiego "zawodnika" 60zł rocznie w PZJ i nie trzeba więcej.
A ja wam opisze moja sytuacje: znajome zalozyly swoja szkole jazdy legalnie, ja tam pomagalam glownie po to by miec tansze jazdy bez zadnych umow, kiedys prowadzilam oprowadzanke i kon sie sploszyl i dziecko spadlo, na szczescie nic sie nie stalo, mam pytanie: kto odpowiada za wypadek ja czy wlasciciel, ktory mnie poprosil o ta oprowadzanke? Ja nie mam zadnych uprawnien. Teraz wlascicielka chce abym napisala, ze bylam tam jako wolontariat.Czekam na wasze rady i odpowiedzi.
Aneczka80, tylko ustawa o wolontariacie podaje, że wolontariusz powinien być Ubezpieczony. Przez wolontariato-dawcę 🙂 Na pewno NNW, a przy koniach przydałoby się i OC.
Jeśli nie dostawałaś wynagrodzenia za pracę to są dwie możliwości/interpretacje: albo byłaś wolontariuszem, albo... umowa była typu barterowego (a jako taka powinna być opodatkowana, zatem wolontariat jest "wygodniejszy"😉.
Ja chodzę na wolontariat od 18 września 2015, a dziś jest 21.02.2016r. Mam prawie 13 lat, i zatrudniono Mnie bez żadnych papierów, tylko za podpisem Mamy  🙂
[CIACH] - sio do ogłoszeń!
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
12 czerwca 2017 09:46
My zapraszamy do zapoznania się z regulaminem forum, do ogłoszeń służy dział ogłoszeń.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się