Przychodzę z prośbą o radę... Już kilka osób polecało mi wszelkiego rodzaju ziółka, twierdzili, że potrafią działać cuda. A ja trochę cudu potrzebuję.
Koń puchnie. Obniżona odporność podobno. Raz mu się zdarzyło spuchnąć w środku lata, 35 stopni - diagnozą było zapalenie ślinianek i antybiotyk. Do późnej jesieni wszystko w porządku, po czym konia opadało i przewiało i od tego czasu jest powtórka z rozrywki ilekroć zmoknie lub postoi na wietrze. Weterynarz był, diagnoza ta sama. Koń naszprycowany Witaminą C i ilością zastrzyków niemieszczącą się w rękach. Wet uprzedził, że może mu się to ciągnąć aż do ocieplenia wiosennego, ale pogoda jaka jest, to wszyscy widzicie...
Koń potrafi spuchnąć w 15 minut i pod derką odpuchnąć w 10. Magia.
Szukam więc czegoś na odporność, może uda się na wiosnę rzeczywiście doleczyć do końca i zapomnieć o problemie. W innym wypadku czeka nas biopsja tego cholerstwa, co już wiąże się ze sporymi komplikacjami dla konia. A zaznaczyć trzeba, że aktualne puchnięcie nie sprawia mu żadnego problemu - nie boli go to, nie sprawia żadnego dyskomfortu, nie widzę po prostu żadnej reakcji, a jestem na nie dość mocno przeczulona. Jak się krzywo patrzy, to już szukam powodu, czemu. Więc chciałabym spróbować wszystkiego, zanim zafunduję mu kłucie.
Buły wyglądają tak cudnie momentami:
Klik. Wybaczcie, że jest uwalony w miejscu puchnięcia, jakieś 2 miesiące był regularnie smarowany maścią rozgrzewającą.
Jakieś pomysły, co bym mu mogła wrzucić do żłoba?