koń - profesor

margaritka   Cantair HBC, a Nerwina na emeryturze;)
20 listopada 2008 15:04
my mamy takiego w stajni i tu Was zadziwie - jest arabem😉
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
20 listopada 2008 15:49
Wypowiem się jako osoba, która długi czas jeździla najpierw na młodych koniach, a dopiero od niedawna na profesorze.

Blisko 7 lat spędziłam jeżdżąc na młodych, niedoświadczonych koniach z charakterkiem. Efekt tego był żałosny - nie dość, że robiłam tylko "pozorne" postępy, to do tego uczyłam konie głupot, od wielokrotnych upadków, poniesień itp. zaczęłam się ich bać, jeździłam na patentach, każda jazda to był jeden wielki stres pod tytułem "co ten koń znowu wymyśli"... Tak naprawdę był to martwy okres - oprócz dobrego, długiego wstępu na lonży i dużej wiedzy teoretycznej nie umiałam nic.

Dopiero w sierpniu zeszłego roku dorobiłam się prawdziwego konia-profesora, wtedy 11 latka, który był sprzedawany, ponieważ jego mozliwości skokowe się skończyły, a właściciel chciał iść dalej. Koń startował w ujeżdżeniu klasy N (przygotowany do C +lotne co dwa takty), w skokach startował do C (zarówno regionalki, jak i ogólnopolskie), wyżej już nie był w stanie przejść na czysto. Zdrowy - żadnego opoja, wszystkie kości ok, jedynie miał swego czasu wycinany rysik - ale to nie jest jakiś wielki uraz.

W ciągu tego roku nauczyłam się więcej, niż przez poprzednie 7 lat jeżdżenia. Pierwsza moja chwila na tym koniu wyglądała tak, że nawet nie umiałam ruszyć, bo koń nie wiedział, co od niego chcę. Chwilę potem, jak poprawnie poukładałam się w siodle i dałam prawidłowe sygnały - koń ruszył bez problemu. Jednak od razu wyszła moja sztywna ręka (chwilę wcześniej pod właścicielem idealnie ustawiony przodem, sam odpuszczał w potylicy na rzuconej wodzy, pode mną potylica usztywniona), brak pracy dosiadem (odstawiony zad, z wcześniej króciutkiego konia), brak działania łydki (koń ledwo się wlekł, mimo, że chwilę wcześniej chodził żywo i z impulsem). Ale mimo, że ledwo trzymałam się w siodle, przewiózł mnie wtedy przez okser 115 cm - trzymałam się grzywy już od najazdu, zostawiłam rzuconą wodzę, przeniósł mnie przez przeszkodę.
Tak wyglądały nasze początki.

Po roku czasu mogę stwierdzić, że naprawdę nauczyłam się bardzo wiele - przede wszystkim nauczyłam się "słuchać" konia, który swym zachowaniem wyraźnie pokazuje mi, że robię coś nie tak - sztywna ręka = sztywna potylica, brak dosiadu=brak zadu, moje usztywnienie = usztywnienie konia, źle wyliczony odskok = kładzenie uszu, wyraźnie czuję dosiadem, że coś jest nie tak (na młodych koniach nie potrafiłam tego wyczuć), tak samo zła noga w galopie... przy lotnych gdy źle przełożę pomoce, on wykona zmianę adekwatnie do tego, co zrobiłam - zwykle zbyt mocno działam ręką, a w ogóle dosiadem, łydką, w efekcie koń zmienia nogę przodem, a tyłem już nie. Wybacza takie błędy, jak np. zostanie z ręką - owszem, pokaże, że jest nie ok, zadrze łeb, ale nie zrazi się przez to do skoków. Za każdym razem, gdy na konia wsiada doświadczona osoba, on pokazuje co potrafi - nie zapomina swej wiedzy. Takich przykładów mogłabym więcej mnożyć. I to jest właśnie dla mnie koń profesor - nie tylko biernie przewozi mnie przez parkury, ale wyraźnie pokazuje, że coś jest nie tak.

Przez pierwsze dwa parkury faktycznie mnie przewiózł - na rzuconej praktycznie wodzy, w stresie, w mojej panice on był spokojny, skupiony, poprawiał nieprawidłowe dojazdy, zła noga nam się nie zdarzyła. Ale potem na kolejnych w końcu odmówił skoku, gdy po raz n-ty wyszłam przed ruch, mocno go wyprzedziłam i nie dojechałam do przeszkody - w ten sposób nauczył mnie doprowadzania konia do przeszkody, a także między członami szeregu.

No i najważniejsze - nie boję się już wsiadac na konia, nabrałam pewności do swoich umiejętności i tego, że potrafię sobie poradzić w sytuacji stresowej. Nie boję się także już wsiadać na inne, obce konie - wiem, że rudy nauczył mnie dobrze posługiwać się pomocami, więc moje sygnały są czytelne. Miałam też okazję pracować niedawno z młodym czterolatkiem - przez okres, z którym z nim pracowałam, nie dość, że nie przyniosłam mu szkody, to jeszcze nauczyłam ładnych przejść i przede wszystkim aktywnego ruchu do przodu (oczywiście praca była pod okiem doświadczonej osoby).

Ogólnie mówiąc jazda z koniem profesorem dała mi o niebo więcej, niż jazda na młodych koniach. I własnie tak wyobrażam sobie profesora - pokazuje mi, gdzie robię błędy, co o wiele bardziej działa na moją świadomość, niż tylko słuchanie o moich błędach od instruktora czy trenera. Ale popieram zdanie poprzedników - przy tym wszystkim doświadczona osoba z ziemii także jest bezwzględnie konieczna.
majek   zwykle sobie żartuję
13 stycznia 2009 14:09
my mamy takiego w stajni i tu Was zadziwie - jest arabem😉


Ja też kupiłam w tym roku araba-profesora... Ma 14 lat i to był bardzo dobry zakup....

A na czym polega moim zdaniem jego `profesorstwo`: pokazuje mi błędy. Moje jak na nim jeżdżę, ale także pokazuje mi błędy jeźdźca, kiedy to ja stoję na środku placu. I jest mi też łatwiej przekonać tego jeźdźca, że zrobił błąd, bo np. mówię mu `A widzisz, nie zadziałałeś jak trzeba, bo koń się usztywnił i podniósł łeb do góry`... Nie ma `ale ja to zrobiłem tylko ten koń nie słucha`.... No bo wszystko widać...


aniapa ładnie opisała zjawisko konia-profesora.

Ale jest tez inne zjawisko koni profesorów, bardziej negatywne. Konie po sporcie, często trafiają do rekreacji (szkółki). Uważam że jest to po jednej ciężkiej pracy (sport) kolejna ciężka praca (rekreacja), właściwie jeszcze cięższa. To możne zabrzmieć okrutnie, ale uważam, że powinno szukać się sposobów na ograniczenie ruchu w szkółkach rekreacyjnych. W Niemczech są szkółki tak popularne że konie często chodzą 6 godzin dziennie, przez 3 nie są często rozsiodłane. To często konie po dużym sporcie. Na pewno w tym tkwi też sukces niemieckiego jeździectwa, właśnie w doskonałym wyszkoleniu od podstaw.

caroline Czy 10 letni koń N klasy to koń profesor? Myślę że absolutnie nie. To przecież młody koń. Mój Lordek ma 14 lat, a czasami mam wrażenie że 4  🙄 N klasa też nie jest przecież konkursem bardzo trudnym, dla doskonale wyszkolonych koni. Jak sobie przypomnę moje N-kowe konie, to myślę sobie "Rany, ale ja mało wiedziałam/umiałam, a konie tym bardziej", a łapaliśmy się czasem do pierwszej trójki ( 🤔 nie wiem ZA CO!)
Więc N nie tak wiele. Czasem patrzę sobie na przejazdy C i sobie myślę "Rany!..." Znam konie skokowe S-Klasy które nie potrafią wykonać ciągu albo zwrotu (Kehrtwendung?)  🤔
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
13 stycznia 2009 22:37
Moim zdaniem wszystko zależy od tego na jakim poziomie jest jeździec. Dla kogoś kto "wyrywa" się z rekreacji i chce zacząć się bawić w sport to koń chodzący z palcem w zadku klasę N to będzie profesor. W momencie kiedy rosną umiejętności jeźdźca to i zmieniają się wymagania co do tego jaki powinien być profesor. Dlatego moim zdaniem ciężko narysować granicę od jakiego wieku czy też jakiego poziomu wyszkolenia koń staje się profesorem. Ważne, żeby był lepiej i wyżej wyszkolony niż jeździec, którego ma uczyć i miał dobry charakter.
Wątek zamarł na dłuższą chwilę, bo aniapa praktycznie wyczerpała temat :kwiatek:
Ostatnio miałam "profesora" w trochę innym znaczeniu. Pochylił się człowiek odrobinę do przodu - stopa. Nie wrócił błyskawicznie w siodło w szeregu - stopa. Minimalnie nie wyprostował pyszczka przy wyjściu z łuku - wyłamanie. Nie dogalopował zakrętu - stopa! Lekko nie zdążył z ręką w skoku - stopa na następnej! etc.
A gdy wszystko było 100% to można było 130 śmigać! (koń z rodowodem raczej... zaprzęgowym).
Nie mogę powiedzieć, żebym za nim przepadała, ale co mnie nauczył - to moje 😀
Z przyzwoitego skoczka (wg słów trenera) zrobił profesjonalistę 🙇
Ale nie polecam tego typu "profesury" początkującym  🤣
ja się zgadzam w 100% z Koniczką...
Czyli - im więcej umie jeździec tym większe umiejętności musi mieć profesor dla niego.
Czyli jeśli jeździec chce zacząć startować i jest na poziomie L klasy, to profesor będzie wyszkolony do N klasy.
Jeśli jeździec jest na poziomie C klasy to profesorem dla niego będzie koń zrobiony do CC/CS. Proste.
No i wiadomo, że musi to być koń reagujący na naciśnięcie odpowiedniego 'guzika' i 'paplający', czyli zdradzający łatwo błędy jeźdźca. Raczej nie powinien 'zgadywać' co jeździec od niego chce 😉
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
14 stycznia 2009 10:30
To może i ja dorzucę swoje 3 grosze o koniach profesorach...dużo już zostało powiedziane i z większością się zgadzam...bo koń profesor nie ma swojego wieku...koń profesor nie ma minimalnego poziomu wyszkolenia (no prawie  😉),koń profesor to taki koń,od którego jeździec "kupi" coś,co jest mu potrzebne...
Koń profesor jest najlepszą rzeczą jaka może się przytrafić każdemu kto chce się w jeździectwie rozwijać,jak i "pani starszej" która chce tuptać do lasu na spacerki...
Jest u nas w stajni taki koń...do końca nie wiemy ile ma lat,ale 18 na pewno już skończył...kiedyś chodził podobno nawet św.Jerzego lub może nawet wyżej ( i faktycznie umie wszystkie wymagane elementy) - ten koń jest przede wszystkim ulubieńcem pań,które bez obaw zabierają Primo na spacery do lasu,dostojnie tupiąc czy nawet urządzając "anemiczne" galopy przez nóżkę 😅 Primo ma jeszcze jedną zaletę - adept,który dopiero ma zacząć galopować wsiada na siwego,instruktorka mówi :zrób to tak i tak i cud - koń galopuje...z drugiej strony doskonale sprawdza się jako tester zadufanych panienek...pamiętam jak przyszła taka wyszczekana szesnastka co to "prawie GP" jeździ,Primo akurat wolny był,więc dostała go na jazdę...nie wdając się szczegóły - dziewczę orzekło że to trup,który nic nie potrafi...mój W. ma jakiś sentyment do tego konia,ciśnienie mu się podniosło,kazał zsiąść i sam wsiadł...niezapomniana naprawdę była mina owej amazonki gdy zobaczyła,że ten "trup" zmienia nogi co dwa tempa...potem co jedno..nagle przy niej piaffuje by oddalic się pięknym pasażem...szczęka opadła jej do ziemi i pokornie poprosiła instruktorkę by wytłumaczyła jej jak się prawidłowo zagalopowuje,bo chyba ona robi coś nie tak.

Podsumowując - koń profesor to koń,którego każdy z nas powinien spotkać na swojej drodze bo nauczy nas nie tylko jeździć konno...nauczy nas także pokory.
[quote author=Ktoś link=topic=105.msg146467#msg146467 date=1231929048]

Podsumowując - koń profesor to koń,którego każdy z nas powinien spotkać na swojej drodze bo nauczy nas nie tylko jeździć konno...nauczy nas także pokory.
[/quote]
Oj to to 😀
W stajni X jest koń "po Sałackim". Uwielbiałam go. Można wsadzić na niego człowieka, który nigdy na koniu nie siedział - najwyżej będzie stał całą jazdę 😁 Świetny "koń-tester" - natychmiast wychwytywał poziom umiejętności "tam na grzbiecie". Jesteś słaby - nawet nie zakłusujesz. Jesteś dobry - koń zrobi wszystko, o co poprosisz. Wszyscy go kochają: zawsze rusza się tak, jak potrzeba. Najbardziej bawiły mnie zmiany jego wyglądu: od kulawej na cztery nogi chabety - po "najpiękniejszego z całej wsi" z lekuchnym ruchem i pięknie wypiętrzoną sylwetką - i to na jednej jeździe - wystarczy zmienić jeźdźca.
IMO konia-profesora mozna rozroznic na 2 podstawowe typy

1. dla osob slabo i b. slabo jezdzacych - to kon zrownowazony, ktory bedzie przebaczal bledy, obijanie itp. i na ktorym nowy adept jezdziectwa nauczy sie podstaw

2. dla osob, ktore chca swoje umiejetnosci szlifowac - bedzie to kon wymagajacy wlasciwego oddzialywania pomocami, nie przebaczajacy bledow - im mniej bedzie przebaczal, tym precyzyjniej trzeba sie bedzie nauczyc oddzialywac

A bardzo ciekawy kon-profesor to taki, ktory w trakcie przygody jezdzieckiej co jakis czas sie zmienia. Nie ma nic gorszego niz przyzwyczajenie.
Koń profesor to taki koń, który pokaże nam, że nic nie umiemy. Gdy już sobie to uświadomimy on Nas nauczy wszystkiego co potrafi. 🙂
Halo racja...koń X potrafił pokazać jak kto jeździ🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się