Nasze upadki z koni.

zuzz ja czyściłam, siodłałam i lonżowałam na pierwszy dzień po złamaniu. Oprócz złamanego obojczyka miałam jeszcze złamaną łopatkę w dwóch miejscach. Miałam przygipsowaną rękę do reszty ciała, drugą miałam wolną. Po tygodniu w gipsie ściągnęłam sobie gips (koń mnie trochę poszarpał i musiałam złapać lonżę zagipsowaną dłonią, wynikiem czego doprawiłam obojczyk). Założyli mi drugi gips i ten już wytrzymał do końca. Jak mnie ktoś wsadził na konia to jeździłam w gipsie - jedną ręką. Obojczyk zrósł się krzywo, więc jak tylko będziesz miała taką możliwość - drutuj. U Ciebie nie ma szans na prosty ładny zrost.
.
a kamizelka może coś pomóc jeśli chodzi o obojczyki?

espana przepraszam ale w sumie w ogóle nie dziwie się że obojczyk zrósł Ci się krzywo przy takim podejściu do złamania. Mi lekarz zabronił nawet na zajęcia jeździć bo powiedział że każdy wstrząs, naruszenie itp. itd. po pierwsze wydłuży okres zrastania po drugie zmniejszy szanse na prawidłowe ustawienie kości. No nic pojutrze jadę na przegipsowanie i nowe rtg zobaczymy czy faktycznie się ustawiły, jak nie to chce operacje...
.
Zuzz-tak, zalezy od modelu-jedne chronia bardziej inne mniej, ale np takie kamizelki do wkkw maja ochraniacze nawet na ramiona 😉
.
zuzz, ja mialam podobne zlamanie. Fikolek z mloda kobyla na wyscigach. Obojczyk zrosl sie krzywo (na zakladke), wystaje sobie elegancko. Na konia wsiadlam jak tylko zdieli mi szelki po 8 tygodniach (nie bylo gipsu tylko szelki zciagane na kazdej kontroli, az lopatki sie zeszly)
Anderia   Całe życie gniade
22 listopada 2010 16:06
Spadałam kilka razy, nie wszystkie pamiętam. Ale przypominam sobie:
- w terenie na kucyku w galopie, mała nie wyrobiła na zakręcie i zrobiła taki ostry zwrot że zleciałam. Nic mnie nie bolało, no bo weź spadnij z wysokości 1,30 m na piasek  😀
- z Kodera na hali, tu było gorzej. Jedziemy kłusem, nagle drugi koń na hali zaczął brykać, to Koder uznał że a co, on nie będzie gorszy, i dał taki popis, że wywaliło mnie porządnie z siodła, + zaryłam kroczem o rączkę i wysoki przedni łęk (siodło rajdowe). To akurat bolało, tym bardziej, że on mały nie jest.  😀

edit: pomyłki
Też siępryłącze do tematu:
Spadłam 26razy w życiu i dokładie pamiętam każdy swój upadek. Dodam, że mój ranking tworzył się przez 11 lat intensywnej jazdy i 4 lata ''klepania tyłka'' w siodle. Na 26 upadków 11 jest z mojego KONIKA POLSKIEGO.
Do najciekawszych należą:
Drąg na klatę na stacjonacie, kret w ziemię ryjem (w sumie ryjami - moim i konia)
Wywrotka w terenie na chodniku w galopie niekontrolowanym
cała seria baranów z czterech zakonczona zjazdem z szyji i sciagnieciem ogłowia
To wszystko - moj kn
Do najgorszych natomiast zaliczm tegrooczny podwojny upadek z hucułolandgrafki przy jej zajezdzaniu. Pierwszy raz znokautowala mnie rodeem z czterech cala seria. drugim razem kiedy bylam juz na niej na lonzy tak sie zakrecila wokol wlasnej osi (przy okazji zaplatajac mi kilkakrotnie szyje lonza) ze az sie przewrocila.kiedy wstala - popedzila galopem.a ja za nią jak wisielec . . . . . . . . . :/
U mnie bywało tak dużo histeryzowałam a dzisiaj się śmieje! Jak sobie pomyślę to chyba jakieś 4 lub 5 razy spadłam może nie jest to duża liczba, ale jakoś nic mi się nie stało jeśli chodzi o zdrowie. Fajnie było iść do stajni z czekoladą i wielką bułą na twarzy bo spadłam z konia a jak się spadło pierwszy raz to taka duma.... Oj, miło wspominać, choć pupa trochę bolała, to jednak miło..
hmm... ja przez te ładnych parę lat z końmi (od 7-8 roku życia) jak dotąd (odpukać! tfu, tfu!) spadłam z konia tylko raz i to w sumie w sytuacji totalnie lajtowej, gdzie spokojnie mogłam się wyratować, ale sobie pomyślałam "ja przecież nie mogę upaść" - no a jednak! 😁

w sumie to nie miałam żadnych poważniejszych wypadków (ponownie: tfu, tfu!) - natomiast zdarzyło mi się przejechać kilka metrów za koniem na brzuchu, trzymając za uwiąz 😉 
(pominę fakt że koń wcześniej dostał kopniaka w brzuch - bo nie chciał grzecznie stać.......)
zuzz ja miałam obojczyk złamany jak kość z kurczaka - pod kątem prostym z licznymi odłamami. Nawet gdybym leżała przykuta do łóżka nie miałby szans się zrosnąć prawidłowo, bo niby jak.

Co do kamizelek - w moim przypadku nie uchroniłaby kości - wywróciłam się z koniem w pędzie i obojczyk i łopatka poszły po zderzeniu barku z ziemią.
Ja natomiast jeździłam nie do końca normalną kobyłkę która potrafiła przysadzić oraz wysadzić zadem wyżej niż można sobie wyobrazić po kilkunastu miesiącach jeżdżenia jej kiedy już sie super uspokoiła  galopuje sobie spokojnnie bez strzemion a w pewnym momencie jakby powrót mojego konia sprzed kilku miesięcy baran jakiego naprawdę się nie spodziewałam! wysadziła mnie w powietrze na volcie następnie odbiłam się od bandy po czym spadłam na ziemie podnosze głowę a ona stoi nademną przerażona jakby chciala spytać CO SIĘ STALO?! nie moglam się podnieść przez następne 10 minut lecz potem z determinacją wstałam i nawet jeszcze jej dałam w galopie popalić, za to na następny dzień ojjj koszmar.
maab a odczuwasz w związku z tym jakąś mniejszą sprawność tej ręki? podejrzewam że mój zrośnie się podobnie, bo kości ułożyły się prawie osiowo choć końcami nachodzą się właśnie tak 'na zakładke', gips ściągam za tydzień i przechodze na szelki.

echh te upadki, kiedyś zdarzyło mi się wisieć z boku konia i w takim oto 'wiszeniu' na twarz przyjąć drzewo w galopie  😀 ponoć aby trzasło, a skończyło się tylko na guzie i pękniętej wardze 😉
Co do kamizelek - w moim przypadku nie uchroniłaby kości - wywróciłam się z koniem w pędzie i obojczyk i łopatka poszły po zderzeniu barku z ziemią.

Eee? A do czego, w takim razie, służą kamizelki? Pytam najzupełniej poważnie, bo żyłam w przekonaniu, że maja właśnie znosić/rozkładać impet uderzenia. Nie? Chyba, że chodzi u "sam czubek" ramienia - ale to są kamizelki z "naramiennikami"? "Zwykłe" też chyba powinny "wystawać" poza obrys barków? To jak to jest? (ciekawość uzasadniona, bo jeszcze w kamizelce nie jeździłam, a będę musiała - jest już "zanabyta", a tu straszą, że tylko dla picu?)
Dopiero teraz widzę, że rozwinał się temat złamania obojczyka to może napiszę parę słów.

halo co do twojego powyższego pytania to niestet muszę się zgodzić z espaną, że zwykła kamizelka bez naramienników bardzo często nie uchroni przed złamaniem np. obojczyka. Ja złamałam obojczyk  mając na sobie kamizelkę, na pierwszy rzut oka wygląda jaknby kamizelka miała zasłaniać obojczyk bo przecież na nim leży jednak ja musiałam mieć pecha bo go złamałam i to nawet nie w miejscu gdzie byłyby naramienniki kamizelki, a bliżej wewnętrznej strony, bliżej mostka niż ramienia. Ale  nie wiadomo co jeszcze złamałabym gdybym kamizelki nie miała, tak to skończyło się tylko na obojczyku.

Co do pytania kiedy wsiadać itd. To ja powiem tak: u mnie  wszystko trwało nieco dłużej bo na początku włożyli mnie w gips Desaulta (cała ręka zagipsowana przy ciele) i 10 dni byłam w tym gipsie ze źle ułożoną ręka (super! niech żyje służba zdrowia!), po 10 dniach przemieszczenie się zwiekszylo i zmieniono mi Desaulta na ósemkę, rokowania były niepewne, było duże prawdopodobienstwo operacji bo kosci rozsunęły się dość sporo. Jednak pomogła dopiero ósemka założona u pruywatnego ortopedy bo w szpiatlu założyli mi gipsową, która juz po kilku dniach byla luźna. I powiem Wam, że ta druga ósemka była ze zwykłego materiału, wyglądającego jak prześcieradło;d zawiązanego na plecach, bardzo ciasno i mocno ściągając łopatki w tył,  jak się poluźniało to było dociągane i to naprawdę dało b dobre efekty, ale kilka tygodni musiałam w tym pocierpieć.

Reasumując złamałam obojczyk 17 suerpnia, praktycznie do konca sierpnia się nie zrastało bo był zły gips... jakoś poczatkiem września założono mi już tą działającą ósemkę i nosilam ją gdzieś do drugiej połowy października, potem jak już kości zaczęły się zrastać mogłam sie przeżucić na 'sklepową' ortezę w kształcie ósemki, która przy tamtej była istnym luksusem (wygodna, mięciutka, zapinana na rzepy) i ją nosiłam do konca października. Lekarz zezwolił jeździć dopiero po zakonczenii zrostu kostnego czyli na wiosnę.....  🙄 ale ja wsiadłam w grudniu i uważam to za optymalny czas, w listopadzie fakt mogłam próbować ale i tak bym niewiele zdziałała z ręką praktycznie pozbawioną mięśni, więc listopad przeznaczyłam na basen i wzmacnianie ręki.

Co do zrostu to nie żałuję, że nie miałam operacji, bo zrosło się fajnie, fakt jest minimalna 'zakładka' ale w niczym mi nie pzeszkadza, pod palcami wyczuwalne jest łączenie dwóch części obojczyka, ale nie jest to bardzo widoczne. Obecnie w ogóle nie odczuwam bólu ani żadnych skutków tamtego złamania.

Edit, Znalazłam zdjęcie porównawcze mojego obojczyka. U góry jest 10 dni po złamaniu, czyli w tym źle założonym gipsie widać jak mocno kości sie rozjechały, a na dole już w tej drugiej, bardzo mocnej ósemce:


Jak widać zakładka jest niewielka, całość się póxniej jeszcze nadlała i zaokrągliła tak więc ubytku na długości jest jeszcze mniej.
Ja spadłam podczas ponad 2 lat jazdy 7 razy (licząc od pazdziernika 2009,przy czym ta "plaga zaczęła sie na tych wakacjach xD) Hihi 😉 Najpoważniejszym upadkiem był ten pierwszy.Galopując klacz na ktorej jechałam jakoś dziwnie odskoczyła w galopie.Ja zgubiłam strzemiona,przechyliłam sie w strone bandy ujezdzalni,poleciałam na ściane,odbiłam sie na snopki siana pod ścianą,po czym poleciałam pod kopyta.Skończyło sie zgniecioną nóżką,na której spora blizna widoczna jest do dziś 😀 A pomyśleć,że ta kobyła jest dzisiaj moim największym sqarbeeem ;D Do tych może nie groźnych,ale groźno wyglądających moge zaliczyć glebke przy skokach xD Stacjonata gdzieś ok.110cm, moja pierwsza taka wysokość. Jedziemy galopem. Kobyłka wybiła sie,ale z niezłym,ok.50-zentymetrowym zapasikiem. Mnie katapultowało jeszcze wyzej (nie wiem jak to możliwe) i tak z niezłej wysokości poleciałam sobie na dupcie xDD Byłam w lekkim szoku,alw siadłam znowu i pojechałam jezcze raz xD
Z śmiesznych upadków- wyłamanie,przy czym w czasie najazdu krzycze "nie  skocze!!" . Klacz zatrzymała sie przed i skręciła a ja wylądowałam jakoś na drągu,a raczej pod nimi,siedząc w pełnym liksusie na piasku z miną "a nie mówiłam!" xD A do tego,reszta upadków była z kucyka szetlandzkiego,którego ani ja , ani on mnie nie darzy wielką sympatią. Kilka razy spadłam,jak zaatakowała mnie serią baranków(na oklep),raz gdy takie dziadowskie siodło sie zsunęło a ja z nim (na dozynkach!! Dobrze ze nie w procesji jeszcze xD) a inny raz w galopie,gdy nie przewidziałam baaardzo stromej górki,a z powodu ze byłam na oklep,to sie po prostu zsunęłam przed konia xD Hihi xD
JA sadłam już z 70 razy :P jadne z nagorszych to :
- Jade sobie spokojnie kłusem na hali na kucu 145 może :P , a przedemną Pan instruktor zajeżdża młodą klacz ,no to klacz na której jechałam jak to jej przyszło z natury brykała pożądnie 3 kółka wokół hali , poczym stwierdziłam że mam dość to spadne i jeszcze bezczelnie po mnie przebiegła z kopem  😀iabeł: 🤣

- Drugi raz to wybrałam się na koniu z bardzooo długimi nogami w teren w zimie i jak się zaczęliśmy zapadać to spadłam i walnęłm ręką o drzewo a 3 dni wcześniej złamałam nadgarstek i pękł mi gips  🤔 😉  NIe mówiąc o moich próbach samobójczych razem z tym koniem w rowach i na centralnych zderzeniach z drzewem :P
EDIT:literówka  😡 nogami zamiast bogami :P
Całą winę biorę na siebie - moja gleba z koniem mogła być łatwa do przewidzenia, a jednak się zdarzyła ...  🤬 (nie wspomnę, że później przez tydzień nie byłam w stanie stanąć na nogę - bardzo silne stłuczenie kostki, na szczęście obyło się bez gipsu ale już chciał zakładać  🤔wirek: )

Ale zacznę od początku - rok temu, zima, ciemno a genialna para jeździecka (czyt. ja i mój koń  :wysmiewa🙂 udała się na delikatny spacerek na kantarku, bez siodła z jednym uwiązem podczepionym dla ,,picu'' do kantarka. (nie chciało się siodłać konia, oj nie chciało ... )
Wszystko ładnie pięknie i nagle huk (stajenny zaczął zwalać coś ze strychu stajni - który wychodzi prawie na ujeżdżalnie) no to konik rura przed siebie, zatrzymać się nie chce, skręcić też w panice nagle wszystko mu się zapomniało. I gdzie stwierdził, że pobiegnie - tak, tak do stajni. Na to ja wielkie oczy i myślę bd gleba jak nic - skakać czy nie skakać, zabrakło czasu na przemyślenia. Koń z impetem wpadł do stajni i poślizną się na kostce a ja oczywiście z nim. Korytarz wąski, obłożony kostką - przygniótł mnie. Nie miałam nawet jak się odsunąć bo to ciężkie, na szczęście w ostatniej chwili włączył mu się mózg, zobaczył że leże obok niego rozwalona na połowie szerokości korytarza i przekręcił się w drugą stronę, którą niestety blokowały mu boksy także kilka desek poszłoo. Koniowi całe szczęście nic się nie stało; jednak mimo wszystko ktoś nad nami czuwał ... Po tej sytuacji już nie wsiadam bez ogłowia na tereny nie ogrodzone ...

Usprawiedliwiając się powiem, że była to moja jedyna taka gleba z koniem (z mojej można powiedzieć winy).
maab   road to hell
06 grudnia 2010 14:06
zuzz, nie odczuwam zadnego dyskomfortu, wszystko dziala normalnie, tylko widac roznice w lustrze.
Żeby nie było mi za dobrze, to wczoraj Wicherek pogubił nogi...
Jechaliśmy galopem po przekątnej a tu bach potknął się, nie ogarnął tego, pogubiły mu się nogi i bum na lewo, a mądra Ania nie zdążyła się ewakuować :P
Na szczęście nic nikomu się nie stało, ja mam tylko zbitą nogę i łopatkę, a konik nie kuleje
to i ja się wypowiem  🙄

w życiu spadłam 13 razy w ciągu dwóch lat ..
reszty 7 lat sobie nie przypominam , ale jeden z moich upadków bardzo dokładnie odbił się w mej pamięci 😀
było to 2-3 lata temu w wakacje , gdy zajmowałam się 8 letnim kucem felińskim, w dodatku ogierkiem. diabeł z niego był straszny, nikogo nie przyjmował na grzbiet , ale kiedy się nim zajmowałam zaczynając od samego początku to znacznie się uspokoił i po 6 miesiącach wsiadanie nie stanowiło problemu ... jego wzrost ? może 140 cm maks .
ja miałam wtedy jakoś 165 cm wzrostu i 13 lat około, jeszcze jeździłam bardziej rekreacyjnie poza treningami skokowymi.

wyszykowałam sobie ogra na jazdę. była to jazda grupowa , żeby przyzwyczaić go do reszty koni ( wcześniej pare razy już w takim zastępie chodził , więc powinien wiedzieć o co chodzi ) . kiedy wsiadłam już na czworoboku to pierwsze 3 kroczki były całkiem okej, a jakie wielkie było moje zdziwienie po włożeniu nóg w strzemiona, hoho . najpierw było sztywne zatrzymanie , potem bryknięcie zadem, a jednocześnie brykając zadem stanięcie dęba .. coś w stylu rodeo , totalnego rodeo kiedy zaczął kręcić się w taki sposób wokół własnej osi ..
ja - bojąc się o innych - trzymałam sie kurczowo udami i kolanami siodła byleby nie spaść i go utrzymać . przestał po jakichś 5 minutach , a ja dostałam okropnych skurczy nóg .. wytrzymałam ! całkowicie dumna z siebie siedziałam na koniu , ludzie bili brawo 😀 koń całyyyy mokry . stępujemy , bo najwyraźniej opadł z sił i na to wyglądało . już troche sie rozluźniłam - ba , całkowicie , bo nie miałam siły na trzymanie się ! nagle ten zagalopował z miejsca a ja co ? spadłam jak kukiełka w jednym momencie , bo nie umiałam już spiąć mięśni ..

miałam zakwasy na najbliższy tydzień ...  🙁
Ja muszę pauzować niestety po ostatnim spotkaniu z dragami. Niefortunnie zbiłam łydkę od strony wewnętrznej i krwiak nie chce zejść.  👿
Dramka witaj w klubie, ja też pauzuję.
Po tej pauzie nie wejde w bryczesy 😵
Ponia   Szefowa forever.
11 października 2011 21:35
co wy wiecie o upadkach hihih




Zresztą ostatnio Ktośka, wymysliła mi nową ksywę : Papieżyca  😂 bo gdzie pojadę to ziemię całuję ;D
Łoooo, ten drugi wygląda zacnie...  😲 Ale jak wnioskuję po tym, że piszesz na forum, raczej przeżyłaś  😁
hoho brawo! 😀

Chociaż mój przedwczorajszy upadek z wichrem wyglądał bardzo podobnie do tego który pokazałaś na pierwszym zdjęciu :P
Zairka   "Jeżeli jest Ci pisany to będzie Twój..."
11 października 2011 23:41
Ponia jestes mistrz 👍

Ja w sumie nie miałam chyba żadnych smiesznych upadków
Ale ostatnio nasza gleba...
Byłam 3 tygodnie po wypadku samochodowym, miałam naderwane kregi szyjne wiec teoretycznie powinnam miec jeszcze kolniez 🤬
Myśle aaa nic mnie nie boli, Grota akurat była regularnie jeżdżona prze kolezanke mówię a wsiądę sobie, wylansowałam konia w mój ukochany komplecik...
Koleżanka zaczęła skakac, no to ja tez sobie poskacze 😉
Galop skoczyłam stacjonate, zawracam na okser a Grocie sie nogi pomyliły i SRuuuu... koń leży, Zairka leci i na kark upadłam, zrobiłam fikołka..
Leże i oddechu złapać nie moge (obiłam sobie solidnie plecy), podlatują koleżanki, mówić nie moge, oddychac nie moge, czuje że szyja cała mi pulsuje i ramie sztywnieje...
Amba fatima pewnie coś narozrabiałam z tą szyją... leże sobie i nagle zrywam sie i mówie jak Grota? OK! A Czaprak?.... 😂

No to jest przejaw totalnego szmatoholizmu 😡 🤬
Na całe szczęście Grota zdarła sobie skórę, ja się tylko obtłukłam a czaprak tylko pobrudził 🙂
Misskiedis   Jeździj nocą, baw się i krzycz na całe gardło!
12 października 2011 06:43
Moje ostatnie upadki (zdaje się kolo czerwca tego roku):
Pierwszy z fiorda- skubaniec nauczył mnie żeby się za bardzo nie pochylać w półsiadzie 😁 Mieliśmy "skoczyć" jakieś szalone 30 żeby poćwiczyć najazd i półsiad. Ja zrobiłam swój piękny przesadzony półsiad a konik zrobił stopkę 😎 Zsunęłam się na szyję, powisiałam chwilę i spadłam na nogi/pupę 😂

Drugi upadek z klaczy (a raczej z klaczą) sp. Jechałyśmy sobie w terenie galopkiem piaszczystą drogą, bez korzeni i innych takich, normalnie jedna z najbezpieczniejszych ścieżek na galop. Kobyłka potknęła się o własne nogi i poleciała na pysk. A ja za nią. Wyciągnęłam ręce ale ześlizgnęły się po szyi konia a ja twarzą w ten piach z igiełkami z choiny... Miałam pozdzierane pół twarzy, wyglądałam jakbym przejechała nią po betonie :/
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się