Anderia

Całe życie gniade

Konto zarejstrowane: 04 marca 2010
Głupi ma zawsze szczęście, tylko na tym polega jego głupota, że nie zawsze sobie z tego szczęścia zdaje sprawę.

Najnowsze posty użytkownika:

"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 18 stycznia 2019 o 15:53
[quote author=tunrida link=topic=95120.msg2838853#msg2838853 date=1547809243]
W ogóle nie znam nikogo kto się żywi w McDonald's. Żeby być za grubym starczy pakować w siebie kluchy, sery, ciastka, kotleciki do obiadu o 1,5 za dużo, piwo itd.
Z osób z dalszej rodziny które widuję to jest właśnie problemem. Za duze ilości zbyt kalorycznego jedzenia. A widać to na imprezach, spotkaniach rodzinnych, wakacyjnych itd.


U mnie w pracy doslownie 3/4 zespolu nie robi sobie obiadow do pracy, a w porze lunchu wszyscy leca do galerii jesc w Macu, Pizza Hut, KFC itd. I tak codziennie.
Jesli ktos juz robi sobie jedzenie do pracy- to najczesciej jest to jakze bogaty w dobre skladniki makaron z pesto ze sloiczka :P

A, no i zapomnialam- na sniadanie obowiazkowo wielka bula, zakupiona od Pani Kanapki.

Ludziom sie nie chce gotowac ani myslec o jedzeniu.
[/quote]

Dokładnie. Też mam takie spostrzeżenia. Ludzie nie wiedzą jak jeść i zaczynają się interesować (albo i nie), jak dawno już przekroczą magiczną barierę nadwagi. Mówię na swoim przykładzie. Wystrzeliłam w górę 20 kg w blisko 2 lata, przez rok 2018 sytuację udało się opanować, ale na pewno bym nie poszła do dietetyka ważąc w normie jak kiedyś. A jadałam zawsze bardzo niedbale.

W poprzedniej pracy to wręcz robiono oczy jak 5 zł na moje zdrowe obiadki robione własnoręcznie w domu, bo każdy kupował McZestaw i się nie przejmował. A ja "wydziwiałam".

Tymczasem obecnie przekonuje się, że naprawdę wygląd wyglądem i waga wagą, ale samopoczucie jest zupełnie inne jak się patrzy co się je. Też pracuję na pełen etat, oprócz tego robię masę innych rzeczy i też nie mam ochoty gotować. Ale mam rozwiązanie - jem z pudełek i jestem z tego bardzo zadowolona. Oczywiście też są głosy, że się burżujka znalazła, bo to drogie, i po co tak, skoro można zestaw u Chińczyka albo kotleciki na głębokim tłuszczu. Ale szkoda energii, by się tym przejmować.

No, ale to teraz jestem taka mądra.
Podsumowanie roku 2018
autor: kodusiowata dnia 26 grudnia 2018 o 12:19
Rok szalenie intensywny.

- obroniłam licencjat i zaczęłam magisterkę
- obudziłam się w momencie bycia kompletnym spaślakiem, schudłam 16 kg i wkręciłam na serio w bieganie; w tym roku zaliczony półmaraton 🙂
- po lekkich zawirowaniach, dalej szczęśliwie jestem z K.
- mam fajną, niestresującą pracę
- Dreamo siedzi u nowych właścicieli już ponad rok, jest mu tam wspaniale i utwierdzam się w przekonaniu, że była to dobra decyzja

Szczególnie cieszę się z tego biegania, daje mi to masę radości samo w sobie, ale też i fakt, że po jeździectwie długo szukałam jakiejś pasji, która by wypełniła lukę. Tylko właśnie, pasji, a nie mało namiętnego zainteresowania. I znalazłam, co ciekawe w czymś, do czego miałam kilka podejść i poprzednio mnie jakoś nie porwało. Jak wiele roboty robi trafienie na odpowiednich ludzi 🙂

Niech 2019 będzie dla mnie po prostu kontynuacją tego wszystkiego.
Kto/co mnie wkurza na re-Volcie? Reaktywacja ;)
autor: kodusiowata dnia 10 grudnia 2018 o 20:15
CV  🙂
wasze ulubione seriale
autor: kodusiowata dnia 15 października 2018 o 21:00
BCS jest świetne! Obejrzałam wszystko i bardzo żałuję, że czwarty sezon już się skończył. Widziałam całe Breaking Bad i bałam się, że spin-off będzie nastawiony na głupawy hamerykański humor Saula, ale bardzo miło się zaskoczyłam, bo jest dużo bardziej wielowymiarowo. I wątek Mike'a  😍
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: kodusiowata dnia 27 września 2018 o 18:31
lazuryt00 spokojnie, ja jako studentka IV roku na tym samym wydziale też nic nie wiem, bo zmieniałam tryb studiów na zaoczne, a wszędzie są komunikaty tylko o dziennych. Więc idę na pierwszy zjazd na pełnym yolo, a przecież chodziłam tu już trzy lata  😁
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 19 września 2018 o 16:59
A ja pewnie wsadzę kij w mrowisko, ale jak na to, że nie macie czasu zrobić zakupów, to bardzo dużo go poświęcacie na pisanie w tym wątku. I tego nie ogarniam  😁
Kraków i okolice-spotkania,odpowiedzi i pytania...
autor: kodusiowata dnia 17 września 2018 o 22:11
Dzięki smartini.  :kwiatek: Coś tam poszperałam, posiedziałam też na tripadvisorze i ślinka już pociekła  😀
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 17 września 2018 o 22:04
Dziewczyny, ale ja nie pisałam absolutnie o każdej osobie, która śmie stąpać po galerii handlowej w weekend. Nic nie wspomniałam o temacie niedziel (nie)handlowych i osób, które mają tak zajęty czas w tygodniu, że choćby stanęły na głowie, to inaczej niż w ten weekend się nie da zrobić zakupów. Wiedziałam, że rozmowa może zejść na ten tor, w końcu to re-volta. 😉 Ale miałam na myśli raczej osoby, które (jak ktoś wyżej określił) traktują galerie jako wybiegalnie dla dzieciaków, czy które serio się nudzą i nie znają żadnych alternatyw na spędzenie tego czasu. I nie, to nie domysły, bo są to moi znajomi, którzy otwarcie się do takiego podejścia przyznają.

Jako osoba, która od zawsze miała swoje pasje, zazwyczaj polegające na aktywności fizycznej na powietrzu, po prostu tego nie ogarniam. Bo i od tego ten wątek. 😀

Skoro jednak już wywiązała się dyskusja na taki, a nie inny temat, dodam coś od siebie. Mam oboje rodziców w handlu, od zarania dziejów. Temat znam więc od podszewki. Nie jest niestety tak kolorowo (przynajmniej w ich sklepie), że pracownicy mają zapał do pracy w niedziele, który dobra zmiana gasi. Wręcz ludzie przychodzą do takiej pracy mając nadzieję, że każdy weekend będzie wolny, a najlepiej to oczywiście pracować pon-pt 8-16. Ale jeśli się przychodzi jako klient, to najlepiej mieć sklep czynny 24/7. 😉 Chcę wierzyć, że na takie roszczeniowe postawy moi rodzice po prostu trafiają (dodam, że to sklep prywatny będący raczej punktem centralnym niedużej podwarszawskiej miejscowości), może w samej Warszawie i w sieciówkach problem jest mniejszy. Nie wydaje mi się jednak, tak na podstawie tego, ile tych roszczeniowych ludzi jest.

Oczywiście nie piję do Was, dziewczyny, nie umniejszam tego, że co niektóre z Was pracowały/pracują w handlu i mają chęć dorobienia w niedziele. Każdemu według potrzeb. Faktycznie jednak praca w gastronomii czy kinie w te dni to kompletny brak logiki.
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 15 września 2018 o 15:11
Nie ogarniam, że ludzie przy weekendzie jak nie mają co robić, to masowo chodzą po galeriach handlowych. Ja pojawiam się w nich tylko jak muszę (czyt. przymierzyć coś, co i tak potem zamówię przez internet). Ale ogółem nie ogarniam spędzania wolnego czasu w ten sposób zamiast na przykład umówienia się na piwo w fajnym lokalu czy poczilowania w domu nad książką  😉
Kraków i okolice-spotkania,odpowiedzi i pytania...
autor: kodusiowata dnia 08 września 2018 o 17:19
Cześć Kraków! Rozglądam się za fajną knajpką ze zdrowym jedzeniem, które bez obaw zjem na wieczór przed zawodami biegowymi. Wszelkie makarony pełnoziarniste, białe mięso i najróżniejszego rodzaju warzywa. 🙂 Chętnie też potrawy wegańskie na bazie roślin strączkowych. Cena nie jest najważniejsza, ale wiadomo - w granicach rozsądku. Okolice Starego Miasta, Bronowic. Ktoś doradzi?  :kwiatek:
Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania
autor: kodusiowata dnia 19 kwietnia 2018 o 12:34
emptyline spróbuj mimo wszystko jeść te 5 razy, to sporo robi. To nie musi być 5 razy po absorbującym posiłku, na którego przygotowanie musisz mieć godzinę. Ja np. mam jako większe posiłki śniadanie, obiad i kolację (z czego obiad nawet jako beztalencie kulinarne mogę zrobić w około 40 minut i to jest najdłużej), a reszta to przekąski, czyli z reguły owoce czy orzechy, które wystarczy wyjąć i ewentualnie umyć. Nie trzeba specjalnie przygotowywać.
Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania
autor: kodusiowata dnia 19 kwietnia 2018 o 10:58
tunrida oj zgodzę się, Ameryki nie odkryję, ale pierwsze 2 tygodnie to było piekło. Nie pod względem jadłospisu od dietetyczki, bo mi przepisała naprawdę smaczne rzeczy i mimo tego, że nigdy nie kochałam ciemnych makaronów czy warzyw typu cukinia, to zaskakująco dobrze mi to wszystko wchodzi. Ale właśnie te cholerne słodycze i fast foody. Ślinka leciała, leciała. Ale udało się i powiem szczerze - jak się człowiek pożywi kilka tygodni prawidłowo, to już tak nie ciągnie. Nawet po moim wyskoku z pizzą (a to był serio obfity posiłek, pofolgowałam sobie mocno) nie miałam ochoty wrócić do "ciągu". Mogłabym to śmiało pewnie napisać bez cudzysłowia, bo u mnie to już pod uzależnienie podchodziło. W każdym razie - jeden raz, jeden posiłek tego dnia, a 4 według diety, i koniec na jakiś czas. Waga i cm lecą, więc organizmu to za bardzo nie ruszyło, a samopoczucie jak poprawione. 😉

No i tak, zgadzam się z tą wzmianką o zdrowiu, ale taki schemat myślenia mam akurat z koni przeniesiony - jak jest jakiś problem, to trzeba najpierw wykluczyć problemy zdrowotne. Sama za poradą dietetyczki śmignęłam na morfologię z tarczycą i cholesterolem, tak profilaktycznie.
Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania
autor: kodusiowata dnia 19 kwietnia 2018 o 10:36
No dobra, to i ja się tu wpisuję. Otóż było tak: mam 22 lata, 165 cm wzrostu, długi czas odkąd przestałam rosnąć ważyłam sobie od 58 do 60 kg i to było dla mnie optimum. Miałam swojego konia, częste wizyty w stajni: jazda, lonżowanie, spacery, różne inne aktywności w stajni, wcześniej konie dzierżawione, więc podobnie. Często-gęsto jeździłam na rowerze, pływałam, biegałam. Jeździectwo od jakichś 2 lat mi zupełnie odpadło. Jeśli chodzi o inne aktywności, to też się odechciało. No i tak "się zrobiło", że zaczęłam ważyć jak na siebie jak słonica - 79-80 kg.  😡 Generalny brak ruchu, dieta kijowa (fast foody, słodycze, nieregularne, rzadkie posiłki - czasem i 2 razy dziennie), nieregularny tryb dobowy, zarywane nocki. No i się zrobił słoń z całkiem szczupłej młodej dziewczyny.

Wkurzałam się na siebie dosyć długi czas, że wypadałoby schudnąć, ale nic wielkiego nie robiłam i dalej żarłam. Zaczęłam biegać, ok, zapisałam się nawet na starty za parę miesięcy, ale umówmy się, że samym ruchem wiele się nie zrobi. Aż pewnego dnia stanęłam przed lustrem, naprawdę się wkurzyłam i jeszcze tego samego dnia zapisałam się do dietetyczki. Zgodzicie się chyba, że było z czym? To zdjęcie z końca lutego:



No i dostałam jadłospis, do którego dzielnie się stosuję. Warzywa, produkty pełnoziarniste, 5 razy dziennie, znacie te historie. Zdarzyły mi się do tej pory dwa cheaty: pizza i lody, ale przez miesiąc, to co to jest, kiedyś nie takie frykasy potrafiły być kilka razy w ciągu jednego dnia. Z ruchem bardzo ładnie idzie, w tym momencie waga mi wyświetla zdecydowanie ładniejsze cyferki: 73 kg. Ale to nie one cieszą najbardziej, tylko malejące obwody i coraz większe odczuwalne luzy w ubraniach. W bieganie wkręciłam się na dobre, jeden start na 5 km już za mną (z całkiem niegłupim czasem 🙂😉, przede mną dycha w czerwcu, zapisałam się na treningi biegowe z ludźmi, do których aż chce się chodzić nawet po przetyraniu cały dzień w fizycznej pracy. Oprócz tego, bo biegacz nie tylko biega, ćwiczenia wzmacniające w domu: brzuch, pośladki, uda, łydki. I "się robi", po malutku do celu, efekty widzę z każdym tygodniem.



Wkrótce do dietetyczki na kontrolę. Podsumowując tę tyradę: polecam się na siebie wkurzyć. Serio, nie warto być taką kluchą.
Jakie AUTO, czyli czym i dlaczego jeździmy? ;)
autor: kodusiowata dnia 19 lutego 2018 o 19:38
infantil, ja z kolei polecę Ci Toyotę Auris. Mam starszą generację (rocznik 2008), silnik 1.4 w dieslu no i cóż, samochód do tańca i do różańca. Pod względem jazdy miejskiej nie jest tak mobilny jak maleństwa typu Yaris, ale też spokojnie się nadaje do parkowania, łamania się. Kopa fajnego ma kiedy trzeba. Po mieście pali mi z 5-6 na setkę, ostatnio robiłam trasę Warszawa-Tatry, to wyszło może z 4. Na te 10 lat większe rzeczy miała naprawiane dwie - skrzynię biegów i ręczny. Fakt, że jak się już popsuje, to części drogie, jak to z Azji.

No ale właśnie generacja jest tu istotna, bo o nowszych Aurisach nie słyszałam za wiele dobrego. Na pewno nie są tak udane jak ten mój 10-letni.
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 26 stycznia 2018 o 11:59
Jeździć się uczysz dopiero po tym, jak odbierasz prawko, wyrobisz x kilometrów i natrafisz na x różnych, niespodziewanych sytuacji. Sama ilość zdawanych egzaminó nawet nie świadczy o tym, jakim kto jest kierowcą. Można zdać za 1, bo się miało szczęście/miłego egzaminatora/zero dziwnych sytuacji, a potem jeździć jak nie powiem kto, a można zdać za 5 razem a być bardzo dobrym kierowcą.


Dokładnie tak, banalne, a prawdziwe. Ja sobie prawko zawsze do matury porównywałam - o niczym nie świadczy fakt posiadania, ale coś tam umożliwia.

A parkować równoległe/tyłem nauczyłam się w zasadzie dopiero teraz, po 2 latach posiadania, jak zaczęłam jeździć w ramach pracy.  😂
Warszawskie voltopiry :)
autor: kodusiowata dnia 24 stycznia 2018 o 17:26
Univer jak najbardziej istnieje i działa, tyle że "wrota" ma takie, że jak się o tym lokalu nie wie, to łatwo przeoczyć.  😁 Tak jak Scottie mówi, wejście od UW, w miejscu, gdzie Oboźna zaczyna się robić stroma.
Warszawskie voltopiry :)
autor: kodusiowata dnia 21 stycznia 2018 o 14:10
Bischa, ja polecę Univer, zaraz koło Kafefajki, a jak dla mnie o niebo lepiej i bardziej kultowo. I po remoncie brak wszędobylskiego smrodu fajek 😉
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: kodusiowata dnia 09 stycznia 2018 o 17:48
Wracanie do domu, żeby pojechać samochodem pod miasto to dodatkowe ponad dwie godziny.

Linny, a nie myślałaś, żeby na przykład zostawiać samochód gdzieś przed Centrum, gdzie jeszcze nie masz strefy płatnego parkowania, a dalej do pracy komunikacją? Wtedy byś nie płaciła milionów za parking, a mogła sobie czasowo pozwolić na dojazd poza miasto.
Koniec z jeździectwem?
autor: kodusiowata dnia 08 stycznia 2018 o 20:13
xxagaxx dobrze Cię rozumiem, kilka lat temu miałam dokładnie to samo podejście. Człowiek liźnie sensownej pracy z koniem, coś się po drodze popsuje, a potem wożenie tyłka dla wożenia to już nie to. Aż sama jestem zaskoczona, jak łatwo mi przyszło odstawienie jeździectwa, sprzedaż konia, patrząc na to, że w życiu jeszcze żadną dziedziną się tak mocno nie zajarałam. Ale wygląda na to, że było, minęło, i wbrew wcześniejszym oczekiwaniom nie mam tego niedosytu, że czas jest, kasa jest, tylko nie ma na co tego spożytkować.
Podsumowanie roku 2017
autor: kodusiowata dnia 10 grudnia 2017 o 23:23
2017 u mnie to przede wszystkim rok rozstań. Z chłopakiem, z psem, z koniem. W tej kolejności. Chłopak - zerwał ze mną w Walentynki, przerabiałam w związku z tym najróżniejsze stany po to, by przy kimś innym się zorientować, jaki to był debil i w jakiej niemożliwej relacji byłam. 😉 Pies - suczka, którą miałam od 13 lat zachorowała na serce i pewnego letniego dnia trzeba było podjąć męską decyzję o uśpieniu. Koń - sprzedałam.

Nie bardzo nawet wiem czy się tym wszystkim przejmować, bo zaistniało też niewątpliwie trochę pozytywów - załapanie kilku fajnych doświadczeń zawodowych, samotne dwutygodniowe górskie wakacje we wrześniu, które świetnie mi zrobiły na głowę, brak kłopotów w szkole, świetni przyjaciele, pod koniec roku nowy związek, w którym pokładam spore nadzieje. I wreszcie kupno mieszkania, które powinno się wybudować do 2019 🙂

Na 2018 życzyłabym sobie jedynie bezproblemowego zdania licencjatu i dostania się na magisterkę. I tego, żeby dalej mi się układało w związku.
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: kodusiowata dnia 06 grudnia 2017 o 21:28
dead_inside również tak jak Misiek polecam stajnię Ani. Wygląda na to, że spełnia Twoje wymogi, poza tym wszystko jest prowadzone naprawdę z głową i starannie. Normalna atmosfera, pensjonariusza się nie traktuje jak zło koniecznie, co ma płacić i nie gadać. Wręcz przeciwnie - duża otwartość na sugestie, pomysły. Świetny kontakt telefoniczny/fejsbukowy. Nie orientuję się tylko, czy są wolne boksy, ale pogadaj, popytaj 🙂
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: kodusiowata dnia 01 grudnia 2017 o 11:08
Jak ja Was dobrze rozumiem w tym wkurzeniu na osoby niepracujące. Dorzucę do tego swoje trzy grosze - niepracujący studenci. 😉 Pomijam intensywne i absorbujące kierunki takie jak medycyna, ale na większości spokojnie da się gdzieś zatrudnić na pół etatu i może kokosów z tego nie będzie, ale na zachcianki już tak. I co, jakie podejście ma większość? "Niech starzy płacą, bo ja przecież studiuję". A że zajęć w tygodniu ze 20 godzin, to co tam. Łatwiej wyciągnąć łapę do rodziców i narzekać, że się nie ma.

Nie ogarniam, dla mnie pojęcia "mój wiek rozpoczyna się od cyferki 2" i "proszę rodziców o kasę na wszystko, bo mi się należy" wzajemnie się wykluczają. Ale niestety, z tego co obserwuję, to nie jest częste zjawisko.

Spotkałam się też z niepracującymi studentami zaocznymi, to jest dopiero combo.  😜
Od stajni do stajni, czyli przemyślenia i rozterki pensjonariusza-tułacza
autor: kodusiowata dnia 28 listopada 2017 o 13:05
Mnie takie błogosławieństwo w postaci osoby wszystkorobiącej spotkało w ostatniej stajni w karierze posiadania konia. W umowie podstawy typu karmienie, wypuszczanie, sprzątanie, w praktyce - uczucie, że tak w zasadzie to nie mam po co przyjeżdżać. Fakt, że bywałam tam średnio raz w miesiącu, więc czyszczenie, mizianie, doglądanie było mi mocno na rękę. Do tego stały kontakt z informacjami typu "będzie kowal", czy sugestiami, że może by warto zrobić tak lub tak (ale nikt mi nic nie kazał) - no cud. Każdemu życzę takiego pensjonatu.  😍 A wcześniej? Też byłam tą dziwną, na którą każdy patrzył z politowaniem, jak sama siatki z sianem dźwiga albo wiaderka z paszami szykuje. 😉 I co życia nie miała ani dnia wolnego od stajni, bo na ręce pseudoopiece trzeba było patrzeć. Nie mam pojęcia po co człowiek się na to wszystko godził.
Ból zębów, leczenie kanałowe, wybielanie i inne cuda.
autor: kodusiowata dnia 09 listopada 2017 o 12:08
Dr Dominika Szostak-Nawrocka, chodzimy całą najbliższą familią odkąd pamiętam. 😉 Na wszelkie zabiegi chirurgiczne jak w dym. Tylko że ona, no nie ukrywam, nie z tych tańszych, ale płaci się za pewną jakość. Doktor ma prywatny gabinet przy Suzina.
Sprawy sercowe...
autor: kodusiowata dnia 09 listopada 2017 o 12:04
Bischa, powtórzę, że nie ma co przypinać portalom łatki niepoważnych. Dziś w necie jak i w życiu, nienormalnych ludzi 90%, ale jacyś tam fajni jednak są do trafienia. Mówię to będąc od niedawna w drugim związku z Badoo 😉
Jakie AUTO, czyli czym i dlaczego jeździmy? ;)
autor: kodusiowata dnia 02 listopada 2017 o 10:25
Dzionka mój brat ma Kię Ceed i naprawdę fajne auto. Dobrze się prowadzi, nic się z nim nie dzieje. Nie jest bardzo długie, ale wbrew pozorom dużo w nim miejsca. Na użytkowanie typowo dzieciowe się sprawdza, tylko że u niego przy jednym egzemplarzu. 🙂 W trasę też dobre.
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 02 listopada 2017 o 10:16
Jak w temacie żebrania, to ja nie ogarniam chodzenia po knajpach. Czy to lepsze, czy to fastfoody typu Mak, raz nawet udało mi się z kolegą spotkać pana menela w kawiarni-deserowni. Przecież wiadomo, że lokal musi jakoś się utrzymać i ma wyższe ceny niż spożywczak, jeśli ktoś faktycznie chce coś zjeść niskim kosztem to raczej nie chodzi po knajpach. Serio ci ludzie liczą na wiarygodność? 😉 Raz się złamałam i kupiłam bezdomnemu kawę w Maku, jeszcze wybrzydzał, że czarna, a on czarnej nie pija.  🤔 Potem - nigdy więcej.

A, no i uwielbiam Romów, którzy pakują się do tramwajów z akordeonem i wysyłają dziecko z kubeczkiem do zbierania pieniędzy za to "widowisko". No nikt mi nie powie, że to są skrajnie biedni ludzie, skoro są ubrani czasem w droższe ciuchy ode mnie (a mi tam się dobrze wiedzie 😉). Tak jak trusia napisała, miejsce dzieci nie jest na ulicy, a tym sposobem uczą się od małego cwaniactwa zamiast pracy. Żeby nie było - żadna ze mnie rasistka, po prostu takie zjawisko widzę akurat u nich.
Sprawy sercowe...
autor: kodusiowata dnia 25 października 2017 o 09:20
No to i ja dorzucę podobnego newsa, bo w piątek oficjalnie zaczęłam nowy związek. 🙂 Trochę dziwnie po tych wszystkich miesiącach mieć świadomość, że ktoś jest i wyrażać się w liczbie mnogiej (pójdziemy, będziemy, zrobimy), ale to taka pozytywna dziwność.
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: kodusiowata dnia 25 października 2017 o 08:15
zduśka może u aniaagre? Z Pruszkowa może co prawda nie tak blisko, ale za to łatwy dojazd autostradą i potem ekspresówką. A za opiekę daję ręce, nogi, głowę i wszystko uciąć. 😉
Depresja.
autor: kodusiowata dnia 23 października 2017 o 09:14
CzarownicaSa ależ ja miałam dokładnie takie same lęki i opory, negatywne konotacje wzbudzały u mnie wszystkie słowa wokół "psycho-": psycholog, psychiatra, leki psychotropowe, psychoterapia... Na terapię się zbierałam o kilka lat za długo, do lekarza o kilka miesięcy. A tu się okazało, że postępowanie jak każde inne, lekarz jak każdy inny, leki jak każde inne. Z matką miałam z tej drugiej strony - co rodzice powiedzą i czy to nie przypał. No nie, nie przypał. Wsparli, pogadali, utwierdzili w przekonaniu, że jak się wymaga leczenia, to trzeba dać sobie pomóc. I pochwalili za dostrzeżenie w sobie problemu. I tak na to patrz - nie, że wydziwiasz, ale że umiesz zareagować na niepokojące objawy zanim jeszcze nie jest za późno.  :kwiatek: Jak paskudnie skręcisz kostkę, to też przecież idziesz do lekarza i nie patrzysz, że matka kaleka. Trzeba to trzeba. 🙂

A z ciekawości, jak wygląda postrzeganie chorób i zaburzeń psychicznych w Irlandii? Tu w Polsce nadal średniowieczna mentalność u większości i "paaanie, do psychologa to tylko psychole chodzą"...
Depresja.
autor: kodusiowata dnia 23 października 2017 o 08:30
CzarownicaSa, nie bój się leków. Prawidłowo dobrane naprawdę potrafią mega poprawić jakość życia. Poza tym, jeśli chodzi o terapię, to jedno drugiego nie wyklucza - możesz i na nią chodzić, i leczyć się farmakologicznie. Wiem po sobie, że czasem rozmowa z terapeutą przestaje wystarczać.
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 16 października 2017 o 10:35
Dziewczyny, ja sobie zdaję sprawę, znam nawet przypadek gościa, który kupił samochód z Bytomia i będąc zameldowanym w Warszawie jeździ sobie już któryś rok na ślunskich blachach - no można. 😉 Ale już nawet pomijając fakt, czy osoba z rejestracją ochocką faktycznie mieszka na Ochocie, czy na Śródmieściu, czy na Żoliborzu, czy gdziekolwiek indziej, to nie mieści mi się w głowie dobrowolne pchanie się w korki. Ale może to wynika z tego, że ja po prostu nie znoszę poruszać się samochodem ze średnią prędkością 10 km/h i nawet jeśli bym mieszkała tak blisko od pracy a potem musiała coś załatwić, to bym chyba wolała wrócić się do domu po auto albo w ogóle jechać wszędzie komunikacją. Uwielbiam swój samochód, jest to niebywały komfort, ale fakt posiadania go nie rozpieścił mnie na tyle, by mieć jakieś opory przed wejściem do autobusu/tramwaju/metra. 😉 A mój post dotyczył tego, że niektórzy najwidoczniej chyba mają. I nie piję do Ciebie, kare_szczescie, Twoje prawo jeździć wszędzie autem (zresztą nie musisz mi tłumaczyć braku chęci odzywania się do ludzi zawsze i wszędzie 😀), chodzi o ogół - bo jak 100 osób pomyśli, że jedzie samochodem bo tak, to na jednych światłach nagle się czeka 4 kolejki. I ja swoje 14 km spod miasta jadę 40 minut, a nie 15.

Żebym nie była taką straszną malkontentką, to rozumiem jazdę samochodem nawet blisko w skrajną pogodę - wielki mróz, wielki upał chociażby. W komunikacji z ogrzewaniem/klimą bywa jak bywa i nie ma pewności, że włączą tak żeby było optymalnie. A w poceniu się/zamarzaniu żadnej przyjemności nie ma, skoro w swoim samochodzie można to ustawić dwoma kliknięciami. To ogarniam jak najbardziej. 🙂

edit: Dworcika, a czy ja oceniam? 🙂 Wątek jest o nieogarnianiu i to napisałam, a nie coś w stylu "daję 1/10 jednoznacznie każdemu kto tylko przejedzie kilometr autem".
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 16 października 2017 o 09:09
Nie ogarniam jeżdżenia absolutnie wszędzie samochodem, nawet na krótkie dystanse w dużym, zakorkowanym mieście.  🙄 Przykład: Warszawa Okęcie, poranne godziny szczytu. Jadę do pracy spod miasta, około 14 km łącznie, autem, bo tak mi się najbardziej opłaca czasowo i finansowo. Niemożliwe korki po drodze, a na miejscu małe, osiedlowe uliczki poparkowane tak, że samochód na samochodzie. Jaka rejestracja najczęściej? Ochota. 😤 Dla nie-warszawskich: oddalona od mojego miejsca pracy o kilka przystanków tramwajowych w prostej linii. No i serio, warto stać w korkach, robić sztuczny tłum na drodze i na parkingu, krążyć szukając miejsc, spalać dużo więcej paliwa i wkurzać innych, niż sobie kupić bilet na tramwaj i w 15 minut pyknąć te kilka przystanków nie przejmując się niczym? To jest jakaś ujma? Ja tego nie rozumiem zupełnie.
Sesja/Studia i t d ;)
autor: kodusiowata dnia 16 października 2017 o 08:56
Po dwóch latach siedzenia na dziennych studiach z ręką na sercu mówię, że tak 85% mojego wydziału przyszło tu, żeby przedłużyć sobie dzieciństwo i nic nie musieć. 😉 A jak nagle trzeba - ojej, jak ciężko, jakie te przedmioty niezrozumiałe, jacy wykładowcy straszni. No już nie mówiąc o tym, że wstanie taka pancia jedna z drugą o 12, przyjdzie ledwo na jedne ćwiczenia o 14 narzekając jak to się nie chce, potem na melanż z mordeczkami i tak się słodki tydzień kręci. Nie żebym zazdrościła, bo ja bym się w takim trybie czuła cholernie nieproduktywna. Zresztą żyłabym w ciągłym stresie o swoją przyszłość z powodu kompletnego braku doświadczenia na rynku pracy. No niestety, takie czasy, że sam papier się nie obroni. Tyle że niektórzy tego nie rozumieją.

PS nie żeby coś, ja też lubię wyjść ze swoją grupą i się zrobić - do sztywniary mi daleko. 😀 Ale typ szalonej imprezowiczki ze mnie nigdy nie był i nie będzie, zwłaszcza teraz, jak mam de facto dwie prace.
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: kodusiowata dnia 30 września 2017 o 01:17
kolebka, a pewnie, że są najlepsze, też uważam godzinę 5-6 za niehumanitarną do wstawania. 🤣 Niestety taki luksus mam ostatnie dni, bo studiuję dziennie i trzeba będzie inaczej poukładać pracę.

Cały czas się gryzę z myślami, czy kupić ten karnet. Dziś zrobiłam sobie szybką trójkę i stwierdziłam, że leśne jesienne powietrze to cudowna sprawa. 😍 Trochę za cudna, żeby się zamykać w siłce. No ale ta ciemność, już teraz od 18:50. A mówili, że bieganie to sport, do którego niewiele trzeba, tani, dla każdego itepe.  😉
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: kodusiowata dnia 29 września 2017 o 01:31
amnestria, nie no, takim kozakiem to nie jestem, za las po ciemku to ja jednak dziękuję, zwłaszcza odkąd zwiewałam na rowerze przed łosiem. 😉 W dzień mi jakoś pewniej.

Magdzior wiadomo, że dwór jest fajny, tak myślę, czy się na tej siłcę nie zanudzę. Bo lubię jak mi się jednak krajobraz zmienia z przebytymi kilometrami, jak mogę sobie pętelkę po okolicy wytyczyć. Ale moje kostki się z asfaltem/chodnikiem nie lubią.

kolebka, to co wyżej, kostki. Po miękkim podłożu wszystko jest cudnie, ale po twardym dają o sobie znać. Więc niestety muszę trochę na to uważać i asfaltu bardzo unikam, czasem kawałek przy lesie gdzieś pobiegnę, ale to wszystko. Zazdroszczę tych zmian na popołudnie!
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: kodusiowata dnia 26 września 2017 o 19:37
Dziewczyny, a czy ktoś biegał w sezonie jesień/zima część tygodnia na bieżni, część w terenie? Tak sobie planuję luźno i myślę czy to zda egzamin, czy lepiej już całkowicie biegać indoorowo albo outdoorowo. Zimno mi nie przeszkadza, ale fakt, że coraz szybciej zapada zmrok i nie będę miała czasu na trenowanie w lesie przed tą 16-17. No, tylko w weekendy, ale dla mnie 2 razy w tygodniu to za mało. W sumie w swojej podwarszawskiej metropolii nawet mam siłkę pod nosem, więc nie muszę nigdzie specjalnie drałować.
Kto/co mnie wkurza na co dzień?
autor: kodusiowata dnia 07 września 2017 o 17:27
Podpisuję się pod jagodą1966, Antyradio super sprawa! Generalnie do niedawna w aucie nie słuchałam radia wcale, tylko płyt (a mam ich trochę), ale zaczęłam spędzać za kółkiem koło 6 godzin dziennie no i ten... płyty trwające średnio po 40-50 minut się poprzejadały. 😉 Ciężko o drugą osobę tak bardzo uczuloną na publiczne reklamy o upławach, środkach na erekcję itp jak ja, ale Antyradio robi dobrą robotę. Klimaty okolic rocka i metalu też u mnie jak najbardziej w cenie.
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: kodusiowata dnia 31 sierpnia 2017 o 20:20
A propos butów, to zdam relację z kupna swoich. 🙂

W końcu zamiast Decathlonu udałam się do Sklepu Biegacza (na warszawskim Żoliborzu), gdzie pani mnie pomierzyła, poprzyglądała się jak stopa się zachowuje w chodzie, biegu, no i przede wszystkim doradziła, w co mam celować. Otóż dowiedziałam się, że jedna kostka mi jeździ na bok i powinnam mieć buty stabilizujące. Pokazała kilka modeli, wszystkie równie zarąbiste, no ale i z zarąbistą ceną podchodzącą pod 600 zł, czyli dwukrotnością tego, co postanowiłam przeznaczyć. 😀 Ale pani była na tyle w porządku, że nie wciskała na siłę butów od siebie ze sklepu, tylko podała mi parametry i zasugerowała, żeby poszukać gdzieś na przecenach. No i stało się, skończyłam z zamówionymi internetowo Asicsami GT 2000 za półdarmo, o takimi:



Powiem tak: nie wiem jak mogłam sobie to robić i biegać w niespecjalistycznym obuwiu!  😍 Są idealne, na jakiekolwiek podłoże - kopny czy uklepany piach, korzenie, asfalt. Kostki są bardzo wdzięczne. 😉
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: kodusiowata dnia 18 sierpnia 2017 o 14:09
kolebka o super, nie ukrywam, że ku Decathlonowi skłaniałam się najbardziej, bo najprościej mi do któregoś podjechać. Z tego Kalenji mam stanik sportowy i sprawuje się świetnie, tak więc na butki od nich na pewno chętnie popatrzę. Ale i na pozostałe propozycje od dziewczyn rzucę okiem, dzięki.  :kwiatek:

Ciekawa jestem ogółem, bo słyszałam i czytałam dużo opinii, że bieganie w butach niebiegowych a biegowych to niebo a ziemia. Sprawdzę sama, na swoich nogach już niebawem 🙂
Runnersi- czyli biegaj z nami :)
autor: kodusiowata dnia 17 sierpnia 2017 o 14:03
Cześć biegaczki (albo i biegacze, jeśli trafi się jakiś rodzynek).

Wracam do biegania i dojrzałam chyba do kupna odpowiednich butów. Tylko że nie znam się na tym kompletnie, nigdy w typowo biegowym obuwiu nie trenowałam i nie mam pojęcia, w co celować. Czy możecie polecić jakieś dobrej jakości butki do 300 zł, na miękkie podłoża (las/bieżnia, po asfalcie nie biegam), na na razie krótkie dystanse, bo koło 5 km, ale się rozkręcam?  I jakby się dało je przymierzyć gdzieś w Warszawie, to w ogóle byłabym wniebowzięta.

PS wszelkie walory estetyczne są nieważne.
"Nie ogarniam jak..."
autor: kodusiowata dnia 29 kwietnia 2017 o 12:57
Praca w komunikacji miejskiej też może być przykra. Sytuacja z wczoraj - poranny tramwaj, godziny szczytu, więc kursy częstsze (co jakieś 4-5 minut zamiast co kilkanaście). Z czego akurat ten, którym jechałam, ma oznaczenie, że zjazd do zajezdni X, czyli kończy trasę wcześniej niż regularny kurs. Dzień w dzień przecież ten rozkład jest taki sam, więc logiczne, że jeśli się musi dojechać dalej niż zajezdnia X, to kursem wcześniejszym lub późniejszym, prawda? Otóż nie dla wszystkich. 😉 Jednym z moich współpasażerów wczoraj był człowiek, który sobie jechał, jechał, no i w końcu doznał olśnienia, że tak w zasadzie to nie dojedzie do swojego przystanku. Wyszedł do kabiny motorniczego i zaczął rzucać mu mięsem, że przecież "on pracuje i musi być w pracy" (bo motorniczy nie jest 😉), że to niepoważne, że nikt mu nie powiedział, że tak w ogóle to masz go pan zawieźć tam gdzie on chce bo on za bilet zapłacił. Pan motorniczy grzecznie mu tłumaczył, że tak się nie da, że zjazd do zajezdni jest w pełni planowy i tak dalej, ale w zamian tylko kolejne przekleństwa i nienawistne miny. A żeby było śmieszniej, rzeczony krzykacz wcześniej pomagał staruszce wejść po schodach do tramwaju. Kóltóra, panie. 😀

Biczowa, podziwiam za pogodę ducha przy pracowaniu na słuchawce. Ja nawet przy opcji "wyciszam się i mówię co naprawdę myślę o danym kliencie" za długo nie pociągnęłam.
Sprawy sercowe...
autor: kodusiowata dnia 11 kwietnia 2017 o 12:11
Ja się trochę ogarnęłam po swoim rozstaniu. Minęły 2 miesiące, co jest krótkim okresem, więc oczywiście nie powiem, żeby było całkiem dobrze. Są momenty słabości, ostatnio częściej. Z byłym chłopakiem wynikła pewna słaba akcja, przez co kontakt ucięłam i zdecydowanie sporo to ułatwiło. Nie ma tego złego. 😉 Pojawia się też bardzo, bardzo po mału ktoś nowy. 🙂 Trochę to chyba dla mnie za wcześnie, ale schlebia mi, że wzbudzam zainteresowanie w kimś innym i że to nie tak, że albo tamten, albo żaden.
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: kodusiowata dnia 17 marca 2017 o 17:41
emptyline, Hav-Anna u aniaagre. 🙂 Dreamko stoi już z dobre 1,5 roku, śmiało mogę polecić.
Sprawy sercowe...
autor: kodusiowata dnia 03 marca 2017 o 15:47
Dzięki dziewczynom, które wypowiedziały się w mojej sprawie. :kwiatek: Personalnie odpowiem maludzie, jako że poruszyła coś najbardziej mnie kłopoczącego (pogrubiłam):

Andria jak dla mnie to takie przyjaźnie mają sens tylko wówczas, jeżeli rozstanie jest na poziomie (uogólniając). Twoje nie było. Przy czym, bardzo przeżywasz kontakt z byłym i nadal nie jesteś "wyleczona". Jeżeli miałabyś zacząć cokolwiek innego to nie jesteś w stanie, bo trzyma Cię właśnie ta osoba. Nie wiem czy chcesz jeszcze z nim być, ale póki się jasno nie określić to stoisz w miejscu i czekasz. Jest w ogóle na co?


No i właśnie z odpowiedzią na to pytanie mam problem. Z jednej strony uważam, że tak, bo K. ma cechy, na które nigdy w związkach nie trafiałam, jak na przykład zdrowe podejście do innych ludzi w moim życiu (czyt. brak chorobliwej zazdrości), zaradność, niestawianie seksu jako priorytetu świata i okolic, wspólne zainteresowania, tematy do rozmów. Z drugiej, mieliśmy kompletne braki w podstawach takich jak zwracanie uwagi na swoje potrzeby, rozumienie, wspieranie. Nie chcę zabrzmieć jak osoba zwalająca tylko winę na innych, ale sobie nie mam nic do zarzucenia, to, o czym napisałam, było głównie po jego stronie. No i właśnie, czy jest nad czym płakać i na co czekać, skoro to, żeby było o czym pogadać przypłacałam kosztem samotności w związku... Odpowiedź teoretycznie brzmiałaby nie. Tylko że bardzo się przywiązałam i zwyczajnie go pokochałam, wydaje mi się, że tak, jak już nigdy nikogo mogę nie pokochać. Ale może mi się wydaje. Zdaję sobie sprawę, że jestem młoda i wiele przede mną. Tylko to świeże...

Poza tym, nie powiedziałabym, żeby to rozstanie nie było na poziomie. Nie było żadnego wyzywania się czy wielkich scen. Rozmawialiśmy o takiej ewentualności tak naprawdę od wielu miesięcy, tylko w chłopaku pewnego wieczoru wszystko się skumulowało. Nie wytrzymał. Powiedział mi wszystko szczerze, od razu było mówione, że tego kontaktu nie zerwiemy, bo się mną interesuje. Nie bez emocji, no ale też nie bez minimum kultury osobistej. Dlatego mam takie wątpliwości, czy trzymanie kontaktu ma sens, bo gdyby było po chamówie, odpowiedź byłaby prosta... Tu nie jest. A boleć boli.

Sprawy sercowe...
autor: kodusiowata dnia 28 lutego 2017 o 00:10
Przepraszam, że tak się wetnę z moją sprawą, ale siłą rzeczy nie daje mi ona spokoju. Poza tym ciekawa jestem Waszych poglądów na ten temat.

Dwa tygodnie temu (w Walentynki, no przecudna data) zerwał ze mną chłopak, więc jest to bardzo, ale to bardzo świeże i żywe. Byliśmy ze sobą rok i trzy miesiące. Niby niewiele, ale dla nas obojga był to pierwszy poważny związek, z angażowaniem swoich rodzin, zastanawianiem się nad wspólną przyszłością, myśleniu dojrzale (lub staraniu się...).

Jak myślicie, jaką rację bytu ma "przyjaźń" po rozstaniu? W cudzysłowie, bo to raczej ja na tę przyjaźń bym stawiała, w takim znaczeniu, żeby ze sobą utrzymywać kontakt, luźno się spotykać, wychodzić, pomagać w razie potrzeby. Ale nie chcę na chwilę obecną się schodzić ponownie. Dla niego miałaby to być kontynuacja znajomości z potencjalnym zejściem, przynajmniej według tego, co utrzymuje - będzie się starał, zmieni się, no i te wszystkie zapewnienia, które pewnie dobrze znacie.

I tak się zastanawiam, czy patrząc na to, że bardzo możliwe, że go odrzucę, czy większą krzywdą jest utrzymywanie tej "przyjaźni", czy byłoby całkowite odcięcie się? Na razie piszemy ze 2 razy w tygodniu, raz rozmawialiśmy przez telefon, a pojutrze się widzimy. Z czego wszystkie z rozmów przeryczałam po jakichś 20 sekundach i trochę się boję tego spotkania.
Kraków i okolice-spotkania,odpowiedzi i pytania...
autor: kodusiowata dnia 08 stycznia 2017 o 01:31
Poleci ktoś jakiś fajny bar/pub w okolicach stacji Kraków Główny, w którym można by było zjeść coś dobrego, ale nie za drogiego w nocy (od godziny 23 i później)?
Sprawy sercowe...
autor: kodusiowata dnia 06 stycznia 2017 o 19:08
Potrzebuję świeżego, obiektywnego spojrzenia na swoją sytuację, więc jeśli ktoś mógłby mi coś doradzić na pw, byłabym wdzięczna.
Podsumowanie roku 2016
autor: kodusiowata dnia 19 grudnia 2016 o 19:22
Podsumowując, w sumie jestem bardzo młoda i każdy rok kształtuje mnie coraz bardziej i zmienia, dlatego cieszę się, że pod koniec 2015 tym bardziej mogę powiedzieć, że znowu jestem inną osobą. Znaczy, że nic mi się w rozwoju nie zatrzymało... chyba  🤣 Na 2016 nic szczególnego nie zakładam, przynajmniej póki co. Na chwilę obecną życzyłabym sobie jedynie przeżycia dwóch pierwszych w życiu sesji. 😉


No i cóż, sesje jak najbardziej przeżyłam. Zimową trochę lepiej, letnią trochę gorzej (to znaczy nie tylko w czerwcu 😉), ale generalnie studia trwają. Tylko że to chyba jedyny pozytyw na ten rok. Ogólnie rzecz biorąc, zdrowie mi się posypało i ten fakt wpłynął na większość aspektów mojego życia, a także życia mojego chłopaka. Nie życzę nikomu, żeby kończył rok z taką świadomością.
Stajnie w Warszawie i okolicach
autor: kodusiowata dnia 15 sierpnia 2016 o 16:40
Z Duchnic jakoś tam można pojechać i się pokręcić poza placem, to nie tak, że nie ma nic, ale wielkie tereny to to nigdy nie będą z racji położenia. Niestety. 🙁 Mnie się tam dobrze stało, było bardzo uczciwie i w porządku względem pensjonariusza. Po prostu dobra stajnia w normalnych pieniądzach i nie lata świetlne od Warszawy.

Zależy co chcesz wiedzieć, Smoccos, o ile nic się drastycznie nie zmieniło odkąd nie stoję, to chętnie pomogę. 🙂