A ja zostałam dziś sponiewierana przez mojego nowego podopiecznego w pięknym stylu. Chcąc mu ulżyć, bo chłopak od prawie 10miesięcy nic nie robił i ciężko było mu ustać w miejscu przy czyszczeniu, chciałam wziąć go na kółko... Okazało się jednak, że to on wziął mnie, wylonżował się sam i to bez lonży, raz przygniótł mnie do ogrodzenia i na koniec jak już się zmęczył, wreszcie był w stanie żeby dać się prowadzić. Koń jak słoń, obstawiam, że 180cm ma, bo byk sporo wyższy ode mnie, a ja mam 174... Silna zaraza i człowieka ma za nic, co odrobinę mnie przeraża. Jutro Panu Nieczułemu zakładamy wędzidełko, bo chyba na halterku, kantarze, czy innym do tego podobnym nie porozmawiamy sobie...
Mimo wszystko mam jeszcze nadzieję, że uda nam się coś wykrzesać z siebie, małymi krokami, ale damy radę.
Fotorelację z jakich kolwiek postępów będę regularnie zamieszczać. O ile pójdziemy do przodu :wink: Sama jestem ciekawa, czy uda nam się dogadać...
Linki do tragicznych zdjęć robionych tragicznym aparatem:
-okwiat