Praktyki,staże- oczekiwania studenta,absolwenta

Chciałabym Was spytać- czego pragniecie podczas odbywania praktyki?
Podpisania z góry i wolnego czasu w wakacje?
Uczenia się czegoś?
Wykonywania czarnych pomocniczych prac?
Siedzenia godzinami bez sensu?
Pytam,bo właśnie pisałam taki plan praktyki dla studentów. Wymyśliłam,że mają zapoznać się z każdym działem rzetelnie i czegoś się nauczyć.
Mam już kilku praktykantów/sprytnie po kawałku już teraz wakacyjne praktyki odrabiają/ .Pokazałam im mój cudowny plan i oczy mieli jakieś takie puste.
Proszę o uwagi i przemyślenia.
To samo odnośnie stażów absolwenckich .
Seksta   brumby drover !
16 marca 2009 13:39
Czekaja mnie praktyki za rok (mialy byc teraz, ale niestety rok bde powtarzac)..I szczerze mowiac mialam je miec w firmie, w ktorej pracowalam, tzn: uzupelnic dziennik praktyk, zdobyc podpisy, oceny i wolne wakacje (wolne o tyle ze sama praca na pelen etat bez praktyk po godzinach- praktyki mialy odbywac sie w godzinach pracy- placa miala byc taka jaka mialam normalnie, czyli po prostu jakby tych praktyk nie bylo). i ten pomysl bardzo mi sie spodobal.
Gdybym nie pracowala 8 lub 10 h dziennie to chetnie robilabym praktyki gdzies indziej by sie czegos nauczyc ( specjalnosc: zarzadzanie zespolami ludzkimi).
Niestety, w przyszlym roku rowniez praktyki beda jakby "na lewo" poniewaz zwyczajnie brak mi czasu, sily i checi na to, by po 8 czy 10 h pracy siedziec kolejne kilka do wieczora w innej firmie odbywajac praktyki.

Mysle, ze zupelnie inaczej sytuacja wyglada w przypadku studentow dziennych.
na początku chciałam sobie załatwić papierek i mieć praktyki z głowy, czas dla siebie...

jednak zdanie mi się zmieniło, chciałam pójść na praktyki nauczyć się czegoś nowego - wykorzystać teorię w praktyce...i porównać jak wiele różni się praktyka od tego czego mnie na co dzień uczyli...
a jak było? jak dla mnie beznadziejnie: oczekiwałam wdrożenia w firmę, co i jak, a w sumie przez cały czas się nudziłam, no czasem jakiś telefon odebrałam i na tym był koniec, nic się nie nauczyłam, kompletnie nic... nie nauczyli mnie niczego nowego, co w przyszłości mogłabym wykorzystać
a co do wykonywania "czarnej roboty" na praktyce
mogłabym wykonywać (np. parzenie kawy, kserowanie papierów) pod warunkiem że nie byłaby to moja główna bądź jedyna robota😉
Ja mam jeszcze 1,5 roku na zrobienie praktyk na studiach. Niestety, praktyki mają trwać 15 tygodni, a ja pracuję. Trudno jest mi sobie wyobrazić, że będe musiała zrezygnować z pracy, tylko po to, żeby zrobić trzy miesięczne praktyki 🙄 Bo pracodwaca na pewno nie da mi "urlopu" na tak długi okres...
Prawdopodobnie będe więc zmuszona załatwić sobie sam papierek że owe pratki mam odbyte, a szkoda, bo mogłabym odbyć praktyki w klubie jeździeckim. Niestety, nie bardzo wiem jak to wszystko pogodzić i tak zorganizować żeby było dobrze :/
co do praktyk jeszcze, moja znajoma przez kilka lat baaardzo chciała pracować w zus-ie, jak poszła tam na praktyki i przez miesiąc dzień w dzień po 8 godzin rozklejała i sklejała koperty to teraz na zus patrzeć nie może... liczyła na coś zupełnie innego...
a tak walczyła o miejsce właśnie tam 😉
my_karen   Connemara SeaHorse
16 marca 2009 14:56
Miałam prawie 3 miesiące praktyk w Urzedzie Miasta w czasie studiów. Nie wspominam miło, nudy niesamowite, polegaly wlasciwie tylko na przetrwnaniu tych 6h nie rzucajac sie specjalnie w oczy.

Obecnie probuje zebrac sie w sobie i startowac na staż w obecnym miejscu zamieszkania, juz w celu podjecia jakiejs konkretniejszej pracy. I szczerze to odwlekam to wszystko chyba tylko ze strachu. Studia skonczylam kilka lat temu, wypadlam z rytmu, boje sie ze blado wypadne na tle wygadanych i oblatanych studentow.
Nie chce sie znowu w to pakowac jesli ma to byc znowu roznoszenie korespondencji i nicnierobienie, z drugiej strony boje sie, ze jesli powierza mi cos wymagajacego duzej samodzielnosci-polegne(choc pewnosci siebie mi nie brakuje- nie wiem do konca z czego ten strach wynika..). Ostatnie kilka lat spedzialam przy koniach za granica, rowniez przy prowadzeniu szkolkowego biura i stajni. Ciezko teraz sie bedzie przestawic na cos zupelnie innego.

Jestem juz na troche innym etapie niz chec odwalenia praktyk, jak to bylo np na samym poczatku studiow. Wtedy chcialo sie tylko jak najszybciej 'odwalic' swoje i do domku. Pozniej juz ta chec byla zdecydowanie mniejsza. Teraz chcialabym cos w co sie moge zaangazowac, z mozliwoscia zatrudnienia. Problem chyba w tym, ze niespecjalnie wiem, w co dokladnie sie pakowac. Nie wiem, czy ma to byc bank, urząd, czy jeszcze cos innego.

Taniu, Twoj pomysl mi sie podoba i to jest mniej wiecej to, czego teraz szukam. Nawet jesli nie mialaby to byc moja przyszla praca, chcialabym 'wpasc w rytm' i naprawde czegos sie nauczyc.
Bischa   TAFC Polska :)
16 marca 2009 15:48
Czekają mnie w te wakacje , ale jeszcze nie wiem gdzie je będę robić . Czego oczekuję ?
- byle nie bezczynnego siedzenia
- żadnego podpisywania wcześniej jakiś papierków , że niby robiłam , a opitalałam się całe wakacje
- oczywiście przy koniach , tak więc - praca przy koniach przede wszystkim plus jakieś ewentualne prace w stajni i w okolicach stajni w granicach oczywiście , a nie jak w wielu stajniach/stadninach zamiatanie terenu , przerzucanie kamieni , malowanie ścian , a do stajni wstęp wzbroniony  🙄 Tak tak słyszałam o takich przypadkach  🤔
- ewentualnie za pomoc możliwość jazd i nauczenia się czegoś podczas jazd .
Ja praktyki miałam już po pierwszym roku. Z relacji moich kolegów i koleżanek ze studiów wynika, że każdy z nas trafił inaczej.

Ja siedziałam w Triadzie i muszę przyznać, że sporo się nauczyłam. Początkowo odwalałam czarną robotę typu liczenie zszywek, ale w miarę jak się wdrażałam, pozwalano mi robić co raz więcej. I tak, odwoływałam imprezy turystyczne, tworzyłam roomingi itp., kontaktowałam się z kontrahentami z innych państw, moja zwierzchniczka zostawiła mnie raz nawet samą na dwa dni i miałam za zadanie wysłać wycieczkę do Pragi. Nie powiem bywało nudno jak np. przychodziło do rozliczeń (nie miałam wtedy nic do gadania) ale generalnie było bardzo ok - a szłam z nastawieniem, że będę robić kawę czy myć okna.
Po praktykach zaproponowano mi pracę, ale nie mogłam jej podjąć ze względu na studia.

Natomiast część moich znajomych z roku zdecydowaną większość czasu spędzała na "Pudelku" zasypiając z nudów, część pojawiła się raz, uzupełnili im dzienniczek i podziękowali za współpracę, część tak jak ja uczyła się czegoś nowego.
to chyba zależy od osobowości człowieka - na większości kierunków praktyki są obowiązkowe, a są przecież tacy, którzy wolą je "odbębnić", a są tacy, którzy cenią nowe doświadczenia i nawet podawania kawy ich nie zrazi, bo zawsze się gdzieś przy okazji wkręcą 😉
mi się osobiście wydaje, że poza zapoznaniem z każdym działem powinno się zapoznać z konkretnymi miejscami pracy, typu co robi manager a co ktoś inny; no i dostać jakieś zadanie do wykonania, zespołowo lub osobiście.
To wszystko działa w dwie strony.Praktykanci lubią uciekać jak wagarowicze z podstawówki a pracownicy wykorzystują takie zachowania jako pretekst żeby się nie wysilać i praktykantem zajmować jak najmniej. W okresie praktyk mam zatem opory z dwu stron.
Im bardziej naciskam i pilnuję tym gorzej się z tym czuję.
Do tego dochodzi uczelnia,która NIGDY mnie ustami działu praktyk nie spytała o NIC.
I tak to sobie płynie i płynie.....
Mijają dwa ,trzy lata i stażysta aplikuje o pracę i w CV ma ZERO w dziale -doświadczenie.
ja zdecydowanie chciałabym się na praktykach czegoś nauczyć 🙂
Ja juz po pierwszym roku mialam obowiazkowe praktyki wakacyjne, 3tyg w pracowni protetycznej. Mialam mieszane uczucie, bo z jednej strony znajomi sie wyleguja nad woda a ja po 8 godz dziennie dluge w zebach😉 z drugiej strony jednak nie skorzystalam jednak z mozliwosci zwyklego podpisania papierka,ze niby praktyki odbylam.

Balam sie odpowiedzialnosci za wykonywane prace, pierwsze pare dni bylo dla mnie straaaaszne i stresujace, ale ludzie z ktorymi pracowalam byli bardzo sympatyczni i niezwykle wyrozumiali. Nie da sie ukryc, ze sporo sie nauczylam, a w moim zawodzie praktyka jest piekielnie wazna. O wszystko moglam zapytac i zawsze uzyskalam odpowiedz,mnostwo porad, bez nerwow. Bylam w szoku, ze tak to wszystko wygladalo🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
16 marca 2009 23:47
Tania, ja myślę, że to wiele zależy od dojrzałości studenta/absolwenta. Świetnie by było, gdyby każdy patrzył na obowiązkowe praktyki jak na szansę rozwoju. Niestety, jak już sama pisałaś, kiedy praktykantowi nie zależy, trudno, żeby i pracownik/przełożony się wysilał...

Ja swoje praktyki wspominam średnio. Musiałam odrobić 150h w szkole. W rzeczywistości tych godzin było może raptem 30. Ale czy żałuję? Chyba nie bardzo, bo podejście mojego nauczyciela prowadzącego było chyba bardziej demoralizujące niż motywujące (np przy moich pytaniach co robić, kiedy grupa gimnazjalistów mnie ewidentnie zlewa, otrzymywałam odpowiedź typu: "nie martw się, przecież jak nie chcą się uczyć to się nie nauczą". Niby prawda, ale zderzenie praktyki z teorią metodyki było ostre i bolesne, do tego stopnia, że raczej zraziłam się do pracy w szkole na dobre 🙄 ).

Pomijając szkołę, teraz, gdybym wybrała się na staż, chciałabym nauczyć się jak najwięcej, zdobyć rozeznanie w każdej dziedzinie, którą dana firma się zajmuje. Tak więc sądzę, że Twój pomysł Taniu jest bardzo fajny, ale nie oczekiwałabym raczej, że wiele osób to doceni.
Gościmy u siebie praktykantów już ponad 10 lat. Jest to mój tajny sposób werbowania personelu. Obserwuję sobie zachowania ,nic nie mówię ale zbieram opinie.Czy ktoś chętny,czy się interesuje,czy sam z siebie o coś pyta itp.
I jeśli praktykant chce - to się uczy.
Jeśli wybiera tępe wysiadywanie -też się nie upieram. Jego wybór.
Kiedyś moja siostra tak mi powiedziała-uczy angielskiego:
- Jeśli jakiś kretyn nie chce skorzystać z szansy lekcji w szkole za darmo i nauczyc się trochę obcego języka,to ja go zmuszac nie zamierzam.Sadzam na końcu klasy i o nim zapominam.Uczę tych co chcą.
Hm...

I inne pytanie: niestety pojawiają się praktykanci,którzy bez większego skrępowania wprost proszą o podpisanie praktyki zakładając nieobecność.
Ja rozumiem,że życie się różnie układa. Ciężkie czasy itp.
Jednak praktykanci są u mnie na podstawie umowy. Odpowiadam za nich w tym czasie. Nie mogę się zgadzać na takie układy. I na dodatek -no tak szczerze: źle oceniam młodą osobę,która pojawia się i składa taką propozycję. Jedyne co mogę zrobić to nie zawiadomić uczelni o takich zdarzeniach. No,jednemu -odmówiłam podpisania praktyki.
Co myślicie?
Mnie praktyki dopiero czekają teraz, po 4-ym roku.  Wiekszosc juz je odbyla ze znajomych i kazdy COS robił jednak. Jedni bardzo ambitnie, inni bardziej skupiali sie na szyciu akt i parzeniu kawy. Aczkolwiek jednak zależało im, chcieli zobaczyc jak to wyglada, cos sie dowiedzieć. Ja tez ide z nastawieniem ze musze cos wynieść z tych praktyk. Bo tak ot za darmoche robic komus kawy przez miesiac to napewno nie mam zamiaru, bo nie studiuje bycia gosposią. A znowuż NIC nie robić miesiąc czy dwa tez nie chce. To trzeba wypośrodkować, co nie wydaje mi sie taki trudne.. 🙂
kpik   kpik bo kpi?
17 marca 2009 20:49
bylam na jednych praktykach ale to była jakaś pomyłka ... przyjęto mnie w czasie przeprowadzki departamentu (o czym oczywiście nie wiedziałam) i w pierwszych dniach wkręcono mnie w pakowanie ton papierów i dokumentow... ale jak doszło do noszenia cięzkich pudeł to już odmówiłam... i tak tydzień zleciał, następnie rozpakowywanie wszystkiego... czarna robota za darmo ;/
moj czas tam spedzony był totalnie zmarnowany, bo nie mialam co robic. To co dostawalam do wpisania/segregowania/podliczenia konczyłam szybko i pałętałam się po pokojach pytając co jeszcze mogę zrobić... i w ten sposób mam no... średnią ilość godzin odrobionych.
W tym roku wyszło rozporządzenie ze praktyki na moim kierunku są obowiązkowe (wcześniej nie były, robilam fakultatywnie) i to w wymiarze 120h/3tyg i niestety nie mam wyrobionych tylu godzin 🙁 i musze wszystko jeszcze raz załatwiać.
Chciałabym pojśc gdzieś, gdzie będę miała konkretne zadanie do wykonania, bez poczucia zmarnowanego czasu. Nie wiem czy jest jeszcze za wześnie czy jak, ale nie mogę znaleźć zadnych ofert... a praktyke musze odbyć koniecznie zgodną z kierunkiem studiów (europeistyka)...

Pojawiło się info ze jest miejsce w kancelrarii prezesa rady ministrow, ze pilnie poszukują praktykantów (pilnie caps lockiem i z wykrzyknikami) po czym od 3 tyg nie ma zadnej wiadomośći o co dokładnie chodzi...

Chciałabym, żeby gdzieś traktowano studentów na praktykach poważnie!
Moon   #kulistyzajebisty
17 marca 2009 21:10
Heh, ja mam załatwione już praktyki w oliwskim zoo (jestem na oceanografii) liczę, że będzie ciekawie i że się czegoś nauczę, mimo, że raczej nie wybiorę ścieżki biologicznej, po II roku.
Z drugiej strony, praktykantów zoo przyjmowało z otwartymi ramionami (czyt. tania siła robocza) a jak koleżanka chciała się zatrudnić, to kręcili nosami, więc na cuda zbytnio nie liczę...
Jestem ciekawa, czy był ktoś z Was na praktykach/stażu w stajni.
-czy był to czas skutecznie dla Was spędzony
-czy nauczyliście się czegoś, czy tylko traciliście bezsensownie czas
-co z możliwością doskonalenia umiejętności jeździeckich (masz tu konika- pojeździj sobie czy też instruktor/trener poświęcił Wam czas)
To najważniejsze pytania, ale jeśli coś więcej, będę również wdzięczna 🙂
Ja praktyki na swoich studiach bardzo lubie. Generalnie babram sie w szpitalu bo jestem fizjoterapeuta, przyznam sie szczerze ze to niestety nie jest mój wymarzony zawód - za mało adrenaliny, zbyt nudno i monotonnie, wyobrazalam to sobie inaczej niestety ).
Szefowa z praktyk pilnowała mnie na poczatku tylko, potem juz miałam swoich pacjentów, swoje karty pacjentów i rzeczy do zrobienia. Zazwyczaj miałam swoich pacjentów obrobionych najszybciej - bo srednia wieku w szpitalach ( o personelu mowa ) przekracza 40 lat, w zwiazkuz  tym nie było sensu siedziec na kawusi i plotkowac o serialach...
Przyznam sie szczerze ze robiłam tez swoich ludzi szybko - co nie znaczy ze odbebniałam to byle jak - bo chciałam sie uczyc czegos nowego. Byłam na urazówce, wiec od samego poczatku meczyłam kolegów lekarzy zeby pokazali mi to czy tamto, zeby wyjasnili mi jak robic to czy to, a dlaczego tak a nie inaczej.
Doszło do tego ze nauczyłam sie robic podstawe rzeczy w stylu zastrzyki, zakładanie gipsu itp... ale zeby to robic czesciej musiałam podpisac umowe o wolontariat... byłam tam legalnie w pełni, uczyłam sie, łaziłam, nudziłam, wszedzie zagladałam. Mogłam juz potem siedziec na izbie przyjec i ogladac najgorsze przypadki... a co najwazniejsze pomagac przy nich.
Aktualnie juz wiem ze od wrzesnia zaczynam ratownictwo medyczne i nie bede sie w zyciu babrała z rehabilitacją. Moze tylko w formie hipoterapii, ale na pewno nie w szpitalu, gdzie dominuja ćwiczenia oddechowe, krazeniowe i takie dla rozruchu po złamaniach np.

na praktykach na prawde nauczyłam sie sporo. Uwielbiałam je, nawet jesli dostawalam najgorszych pacjentów ( czyt. takich którzy robia pod siebie, sa agresywni czy sa po prostu roślinami ). Nie załuje zadnej godziny w szpitalu, i nigdy tez z tych praktych nie uciekałam. Chociaz niestety z powodu pracy ostatnia praktyke załatwiłam za bombonierke... :/ czego sie wstydze i bardzo załuje ze nie mogłam ich odbyc... .

Praktyki ucza duzo. I to czego sie nauczymi i ile wyniesiemy zalezy od nas samych. Wiadomo ze jakbym siedziała na krzesle i patrzyła na Pania mgr jak cwiczy z pacjentem to nigdy nie dalaby mi moich własnych pacjentów.

I bynajmniej nie byłam nadgroliwa... 😉

A tak na koniec to sądze że gdyby nie to że korzystałam z praktyk w 120% nigdy nie odkryłabym że chce robic coś innego, że tak na prawdę to chciałbym byc lekarzem 😉
Ale że niesttey aż tak zdolna nie jestem to pozostaje mi ratownictwo i wymarzona praca w karetce 😀
asds   Life goes on...
19 marca 2009 22:12
Ja na praktykach byłam w sumie raz. Załatwiłam sobie praktyki w dziale R&D firmy Dionica zlokalizowanym na Malcie. Praktyki oczywiście były płatne. Przez 2 mc pracowałam jako  Head Assistant dla dyrektora działu MArketingu i sprzedaży, a przez miesiac jeszcze dodatkowo pomagałam u nichw  ksiegowosci poznajac program SAGE ( u nas w Polsce wprowadzona była póxniej jako Symfonia). Płaca była niezła , dostawałąm około 20 zł za 1h pracy dziennie w jednym dziale, za pomoc extra były bonusy. Podsumowując  zwrócił mi sie koszt biletu i życia tam na Malcie i została połowa zarobionych pieniążków. Wpis w indeksie mam i list referencyjny tez dostałam 🙂. Praktyki zagraniczne więc polecam !
A ja niestety byłam zmuszona wygonić osoby ,które przyszły na praktykę.
Praktyka odbywa się w laboratorium a panie wystąpiły w strojach.... ech.
Brudne,pomięte ,dziurawe fartuchy. O całej reszcie pań-nie wspomnę wiele.
Była delikatnie mówiąc-dawno nie myta.
Rozindyczyłam się do tego stopnia,że powiadomiłam i Dziekana i Dział Praktyk,że takich osób w laboratorium widzieć nie chcę. 👿
Zrezygnowały i poszły gdzie indziej. I dobrze. Niepoważne podejście do sprawy. 🤦
szukałam osoby - studenta na praktyki dziennikarskie...
i cóż = D.U.P.A
nikt się nie nadawał...

czego oczekiwałam - myślenia!! oraz pisania po Polsku, a nie po Polskiemu

co oferowałam? - pieniądze (moze niewielkie ale zawsze),
nauczenie robienia gazety od podstaw,
dawałam do "zrobienia" materiały, które ukazałyby sie w druku podpisane przez osobę praktykującą (dla mnie byłaby to mega-okazja opublikowania czegoś swojego, ale jak widać dla ludzi na dziennikarstwie NIE),
oczywiście komputer,
dostep do netu,
zwrot kosztów (np. dojazd do innego miasta na wywiad itd.)
praca w godzinach "do ustalenia"
możliwość zatrudnienia na stałe "po"

i cóż...
NICO...
pony   inspired by pony
06 kwietnia 2009 21:17
mnie praktyki czekają już w te wakacje, ewentualnie na trzecim roku. Mam do 'zrobienia' 240 godzin. Licze na to, że czegoś nowego się naucze, i mam wielką nadzieje, że nie zniechęce się do mediów (jestem na dziennikarstwie). Szukam, zobaczymy jak to się potoczy🙂 Po ludziach z roku jednak widze, ze znaczna częsc praktyki uwaza za zbedne  i stara sie zalatwic wszystko tak, zeby skonczylo sie na 'podpisaniu papierka' .A szkoda, szczegolnie jesli maja pozniej pracowac w opiniotworczych mediach.
Bischa   TAFC Polska :)
17 lipca 2009 06:55
Udało mi się coś w końcu załatwić . Będę robić praktyki w stajni BestHorses ( mam zgodę właściciela , którą dziś wiozę na uczelnię do umowy ) - pomoc przy koniach - w stajni , przy treningu i na zawodach . Czyli trochę się pewnie z tego rozumiem w luzaka pobawię i patrząc na to gdzie zawodnik jeździ najczęściej chyba będziemy w Kuźni  😉 Jakby kto ewentualnie chciał się do mnie zgłosić na pogawędkę ( o ile czas będzie  😉 Ale można pogadać w stajni zawsze  😉 ) to szukajcie - dostęp do internetu będę mieć normalny , wieczorami jak będę wracać do domu codziennie , ewentualnie może 2-3 dni pośpię w stajni no i zawody - wtedy brak netu . Czego oczekuję ? Mam nadzieję , że sporo się nauczę dzięki tym praktykom , wciągnę się w pracę luzaka i pomoże mi to w przyszłości . Jeśli chcecie , mogę czasem coś napisać jak se radzę , jak mi idzie i takie tam  😉
Ja własnie odbywam praktyki w laboratorium akademi medycznej i jest calkiem fajnie i ciekawie, jednak przyjmuja tam za duzo studentow i chwilami nie ma co robic...Ale puszczaja nas szybciej do domu i to jest plus:P
Ogólnie parktyki fajna sprawa, jesli obie strony czegos od siebie wymagają, a nie olewają sie nawzajem.
mi się właśnie kończy 2 tydzień praktyk. Jeszcze tylko 4 tyg 🙂
Praktyki odbywam w urzedzie miasta i gminy w referacie ochrony środowiska.
ogólnie nie robie nic z takich bardziej poważnych i odpowiedzialnych rzeczy - wiadomo, brak doświadczenia, to mnie do tego nie dopuszczają. Odbieram, wysylam pocztę, wpinam coś do segregatorów itp z ciekawszych zajęć - jeżdżę w teren na wizje lokalne dotyczące wycinki drzew.
Teraz wlasnie jestem w pracy, zostałam sama na 2 godziny, bo jedna dziewczyna jest na urlopie, a dwie pojechały w teren i ktoś musiał zostać. Więc siedzę, odbieram telefony i przyjmuje petentów, ale juz mialam dwie sytuacje, ze nie wiedzialam co im powiedziec i kazalam przyjsc za 2 godz  😡
Taniu, ja myślę, że te ich puste oczy może właśnie z tego wynikały, że liczyli, że przyjdą, dostaną podpis i będą mieli z głowy. A tu na nich robota czeka, i dobrze!
Nie wiem w sumie co studiują Twoi praktykanci, ale jak ja patrze na znajomych ze studiów (pedagogika) to aż mnie coś boli. Każdy tylko patrzy żeby nic się nie uczyć, a mieć zaliczone. Więc nie dziwota, że tak do praktyk podchodzą. Chociaż jak mówisz coś o laboratoriach to chyba Twoi powinni być no tacy bardziej sumienni i pałający do nauki. Przynajmniej ja mam takie przekonanie o studentach nie-humanistycznych studiów.

Ja mam praktyki we wrześniu, w przedszkolu. Dostałam dzienniczek praktyk i instrukcje w jakich grupach wiekowych co mam robić i ile czasu. Moja Pani opiekunka wszystko sobie skserowała i wydaje mi się, że będzie konkretnie i zrobię wszystko to co jest w planie. No ale zobaczymy.
W tym roku mam narazie fajnych praktykantów. Pomagają i uczą się.
Ze swojej strony też pogoniłam swój personel,żeby więcej poświęcał im uwagi.
Od poniedziałku przyjdzie tak ładna panna,że poświęcą na pewno. 😉
[quote author=asieńka link=topic=4053.msg298831#msg298831 date=1247818203]
Praktyki odbywam w urzedzie miasta i gminy w referacie ochrony środowiska.
ogólnie nie robie nic z takich bardziej poważnych i odpowiedzialnych rzeczy - wiadomo, brak doświadczenia, to mnie do tego nie dopuszczają. Odbieram, wysylam pocztę, wpinam coś do segregatorów itp z ciekawszych zajęć - jeżdżę w teren na wizje lokalne dotyczące wycinki drzew.
[/quote]

Właśnie na takie praktyki się dostałam, ale potraktowałam Urząd Miejski raczej jako zło konieczne (właśnie ze względu na zakres "obowiązków"😉 i szukałam sobie dalej czegoś ciekawszego.
I dostałam się do labolatorium w pewnej firmie-po znajomości

I wiecie co mnie najbardziej wkurza... ja naprawde chcę coś wynieść z  praktyk, ale jakoś nie mogę napisać, żeby wyciągano do mnie ręce. W Urzędach-do zaparzania kawy-owszem. Ale w każdym miejscu, gdzie praca wymaga choć trochę odpowiedzialności zostawałam odsyłana z kwitkiem. Mówiono mi wprost,że nie opłaca im się szkolić praktykanta, wdrażać go w techniki pracy, tylko na 6 tygodni.
Załapałam się do tego labolatorium, ale wręcz musiałam się o to prosić 🙁 A potem pracodawcy oczekują od pracownika "bla, bla, bla + minimum 2 lata pracy na podobnym stanowisku" Ehhhh...
Studiuję fizjoterapię. Zwykle mieliśmy 2-3 tygodniowe praktyki wakacyjne. Do przeżycia - robiłam uczciwie. Praktykanci są zwykle traktowani (z moich doświadczeń) jako darmowa siła robocza i wykorzystywani do robienia tego wszystkiego, czego pracownikom się z różnych powodów robić nie chce. Ja podczas żadnych praktyk nie miałam opiekuna, nikt się mną za specjalnie nie przejmował. Takie uroki praktykowania.

W tym roku jednam moja uczelnia trochę przesadziła. Mamy 8 tygodni praktyk. Utrzymuję się sama i nie mogę zrezygnować z pracy. Owszem skoro w roku akademickim jestem w stanie godzić studia dzienne z pracą, to na upartego dałabym radę, ale... ja też chcę odpocząć. Czy nie można rozsądniej rozplanować programu, żeby w roku akademickim tych praktyk było więcej? Ich punkciki się będą zgadzały i nie zrujnują, dla większości, ostatnich w życiu wakacji. Czasem mamy zajęcia po 1 - 1,5h dziennie. Więcej dojazd zajmuje... Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy potrafią człowiekowi pójść na rękę. Dlatego praktyki zrobię w 2 tygodnie, w ośrodku nad morzem, z zakwaterowaniem i wyżywieniem 🤣 Praca max do 14, a potem morze, plaża i te sprawy...  🤣
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się