Co mnie wkurza w jeździectwie?
to jest naprawdę przerażające. Ja mam zawsze problem żeby sie ugryźć w język, jak w każdej stajni, stajenni chwalą moje konie. Jak znajomi mówią "bo twoje są grzeczne". Tak, same z siebie. Mam takiego farta w zżyciu ze po kolei trafiam na 4 cudownie grzeczne zwierzaczki 😀 Nie dociera, że każdego konia nauczysz szacunku do przestrzeni człowieka. Że da się nauczyć nie szarpania na uwiązie, nie uciekania z boksu przy lekko uchylonych drzwiach, czy stania przy czyszczeniu bez wiązania. Da się, tylko trzeba poświęcić trochę czasu.
To ja mam hint dla osób, których konie boją się czyszczenia głowy, dotykania potylicy itd.
Często te konie są spięte i przez to mają nienawilżoną powiekę. Trzeba im dłonią tuż przed okiem delikatnie kilkukrotnie "pomachać". jak sobie pomrugają ze 30 razy to wiele z nich odpuszcza strachy "dotykania głowy". wiadomo, nie wszystkie, ale na sporą część działa.
Trafiania na dobrych behawiorystów psich zazdroszczę. Największym mindfuckiem, o którym słyszałam (od tego znajomego), była kiedyś panna, która chciała dobermana "szkolić" tak jak owczarka australijskiego... a na koniec się okazało, że w sumie to ona się boi tego psa.
Ja miałam przywilej siedzieć w temacie trzy dekady temu i pracować z osobami,które szkoliły psy bojowe (nie policyjne a bojowe). Ale tam było zupełnie inne podejście niż jest teraz. Rasa i predyspozycje rasy były kluczowe do dobrania psa do zadania. Nikt nie miał fanaberii, że właśnie z dobermana zrobi maskotkę. Dla mnie niezrozumiały jest nie wiem, np.hejt na kolczatki w szkoleniu.
Co do koni jeszcze. Mam wrażenie, że konie "lofciających panienek" często są nieszczęśliwe, bo są bezgranicznie znudzone i odarte z emocji.
Taki typowy pensjonatowy koń to 23h na dobę nic nie robi. Nie musi szukać pożywienia - bo ma pod nosem, nie musi szukać wody- zawsze ma w tym samym miejscu. nie musi się bronić przed drapieżnikami, nie musi szukać schronienia przed wiatrem/upałem itd. Nic nie robi. Stada są sztuczne, a padoki są nawet nie namiastkami życia naturalnego. Z nudów, nie mogąc realizować pracy w stadzie konie się zaczynają ganiać, łomotać, dokuczać sobie itd. I do tego jest dorabiane tyyyyle teori.
I ta jedna godzina na dobę, gdzie można by narzucić im wymagającą zaangażowanie ciała i umysłu pracę jest często marnowana na pozorne posłuszeństwo (oej mój konik chodzi na lonży z główką w dole, ojej mój konik chodzi za mną po hali)... fajnie. Każdy może mieć konia do czego chce, ale nazywanie tego pracą i życie w przekonaniu, że taki kon "ma lepiej" niż np.koń który chodzi 2* zawody jest myśleniem błędnym.
Post został usunięty przez autora
Post został usunięty przez autora
A mnie w jeździectwie wkurza, że przed zakupem konia nie zdawałam sobie sprawy jakie to są olbrzymie koszta! Oczywiście wiedziałam, że to nie są tanie rzeczy i to co szacuję najlepiej pomnożyć razy 2, ale mimo wszystko okazało się to niedoszacowane. Gdybym wiedziała w co się pakuję to bym konia nigdy nie kupiła.
Nie ostatnio wkurzają ludzie, którzy jak kon jest zdrowy to sa codziennie w stajni. No bo wiadomo, treningi, nowe czapraczki, trzeba sie pochwalić 🙂
Ale gdy kon przez kontuzje wypada na jakis czas z jazd, to słuch o właścicielach zaginął. Niby sie pojawia, konia wyczyszczą, 30 min i żegnam, bo czasu nie ma - ale czas gdy koń był sprawny to juz był.
A pozniej zdziwko czemu koń dostaje pierdolca, wariuje, skoro większość czasu spędza zamknięty w boksie.
Milla, też niestety obserwuję ten "trend" wśród nastolatek i jestem taka jakby to powiedzieć- rozczarowana kilkoma osobami.
Osobiście natomiast mogę zrozumieć, że ktoś może mieć chęć "odpocząć" od konia w kontuzji. Ja tak teraz mam. Ozłociłabym za to, żeby mi ktoś przyjechał, ogarnął, wsiadł, ruszył, zrobił żarcie, opatrunki itd. bo już siły nie mam patrzeć jak całe płaty skóry odpadają z nogi i mięso na wierzchu. Moja psychika potrzebuje urlopu🙁
Milla znam i mam sytuacje odwrotne 🙂 jak koniowi coś jest, to w stajni codziennie, jak wszystko ok, to "codziennie" jest już niemożliwe 😉
Ja tak samo jak mój był kontuzjowany to miałam po jakimś czasie dość bycia codziennie, 7 dni w tygodniu, łażenia w ręku, smarowania, wcierania i innych cudów. Jak jest zdrowy to nie mam ciśnienia i jestem raczej 5 dni w tygodniu, a czasem i mniej jak coś mi wypadnie. Ma jeść, pić, godzinę tuptania w karuzeli, padok z kumplami i trawą, nie umrze.
xxagaxx, - taaaak, znam to doskonale, koń nie jest grzeczny, bo wychowany, tylko taki się urodził 😂 na pewno ludzie, którzy nie potrafią swoich ugrzecznić wiedzą lepiej 🙃
kotbury, - mój ostatnio tuptał sam z siebie po hali za moim niezbyt końskim chłopem, myślisz, że można już nadawać levele i robić szkolenia? 😂 Najlepsze, że koń tego zachowania w zasadzie nauczył się sam. Po prostu ma w głowie, że za człowiekiem się tupta, czy idzie na luźnym uwiązie czy bez niego wychodzi na jedno. Spora część wychowanych koni pójdzie za opiekunem, nie potrzeba do tego czarów.
Odwiedziłam ostatnio moją przyjaciółkę, która zaczęła w międzyczasie prowadzić swoją stajnię. I wkurza mnie, jak ludzie nie potrafią się nie wpieprzać w nie swoje sprawy. Cała ziemia, budynki, konie są jej własnością, karmi sianem, które sama produkuje, kupuje jakościowe pasze, konie są zadbane, mają fizjoterapeutów, saddle fitterow, dietetyków, dobrego kowala i weta kiedy tylko trzeba, nie przepracowują się - chodzą max godzinę dziennie, mają stały dzień wolny w tygodniu, dziewczyna prowadzi jazdy świadomie - nie ma przyzwolenia na szarpanie czy kopanie, dba o to by dzieciaki pracowały nad dosiadem, nie pospiesza procesu, sama też wsiada na te konie, żeby im od czasu do czasu to i owo przypomnieć. Samo to, że konie są bez narowów, grzeczne i spokojne, powinno sporo dobrego o niej świadczyć. A i tak znajdują się paskudni ludzie, którym przeszkadza wszystko - że konie na padoku cały dzień, że sprowadzane do stajni na noc, że za grube, że za chude, że za mało pracują, że za dużo pracują, że młodzież jeszcze nie zajeżdżona, że czterolatek chodzi, że mogłaby lepsze siano kupić, że po co jej własne siano skoro to tylko konie i mogą jeść byle jakie, że dzieci za długo jeżdżą na lonży, że dzieci za szybko z lonży schodzą. Dlaczego środowisko jeździeckie jest takie zawistne, przyczepi się do byle czego, żeby tylko się przyczepić? Mam wrażenie, że jak ktoś chce psa uderzyć, to i kij znajdzie - a wielu by tylko biło...
Facella, bo tak dokładnie jest, pozostaje mieć wyjebane i robić swoje.
Milla, a po co mają siedzieć godzinami. Ja mam swoją stajnie i na kontuzjowanego konia schodziło mi dziennie max pół godziny na początku - ogarnąć, 10 czy 15 minut spaceru w ręku (zależy jaki problem) wcierki/inne zabiegi. Trening jednak zajmuje dłużej. To tak samo jakby mi ktoś powiedział że nie dbam o trzylatki bo się przy nich uwijam w max 30 minut na początku, ale tak szczerze, jak koń akceptuje ten pas/siodło/ogłowie/wypięcie/wsiadanie itd to po co je godzinami męczyć, zrobią co mają zrobić, nagroda i do domu.
Facella, mi się wydaje, że to nie tylko środowisko jeździeckie. Po prostu ludzie tacy są. Jest takie powiedzonko - wszystkich nie zadowolisz, ale wszystkich wku… to nie problem.
Facella, - mi się zawsze przypomina ten obrazek z osiołkiem 😉
Trzeba robić swoje i mieć w dupie głupie komentarze. Zawiść niestety jest bardzo obecna w naszym społeczeństwie, tak samo krytykanctwo dla sportu.
16376_anegdota-o-czlowieku-na-osle.jpg
Fokusowa, niestety najczęściej się z tym spotykam w środowisku jeździeckim... Czepianie się dla czepiania jest na porządku dziennym, aż się odechciewa cokolwiek robić, bo zawsze będzie źle.
karolina_, myślę że posiadanie konia to nie tylko zrobienie minimum. Czyli jak koń zdrowy to też trening, wcierke i do domu?
Najwięcej dało mi z dogadaniem się z koniem nic od niego niechcenie. Ot po prostu bycie razem, trochę nauka sztuczek bo on jest dumny jak coś nowego załapie, trochę trawy, trochę po prostu wypuszczenia go gdy jestem i przypatrywania się.
karolina_, myślę że posiadanie konia to nie tylko zrobienie minimum. Czyli jak koń zdrowy to też trening, wcierke i do domu?
Najwięcej dało mi z dogadaniem się z koniem nic od niego niechcenie. Ot po prostu bycie razem, trochę nauka sztuczek bo on jest dumny jak coś nowego załapie, trochę trawy, trochę po prostu wypuszczenia go gdy jestem i przypatrywania się.
Sonika, tylko jest różnica jak masz 1 konia a jak masz ich kilka i jeszcze trzymasz je u siebie więc rozumiem wypowiedź i punkt widzenia karolina_
Sonika, nie każdy ma czas na przyglądanie się, jak koniś je trawkę... i nie wynika to z braku empatii, czy traktowania konia jak roweru, tylko zwyczajnie takie jest życie. Ja mam do stajni dojazdu 40 min do godziny, więc w tygodniu cieszę się jeśli w ogóle dojadę po pracy. Ale albo wsiądę / przelonżuję, albo popatrzę jak się pasie... wybieram pierwszą opcję.
Jak koń był kulawy, nie widziałam sensu przyjeżdżania w tygodniu. Lepiej kasę za te 100 km dojazdu w 2 strony przeznaczyć na porządną diagnostykę, niż "paczać na konisia".
Fokusowa, niestety najczęściej się z tym spotykam w środowisku jeździeckim... Czepianie się dla czepiania jest na porządku dziennym, aż się odechciewa cokolwiek robić, bo zawsze będzie źle.
Facella, Spróbuj poudzielać się internetowo. Nakręć bloga na jakikolwiek temat (byle się jakkolwiek trochę poklikał), porusz temat np. wojny, aborcji, LGBT - albo zwierzątków w ogole, dzieci&rodzicielstwa.... allbo umieść jakąś ofertę pracy w takiej "trudno-prostej" branży jak produkcja, opieka nad osobami starszymi.
Albo nawet nie - prowadź bloga lifestylowego, gdzie pokazujesz swoje życie w np. jakimś azjatyckim kraju. Byleby inaczej niż ten przysłowiowy "szary zjadacz chleba"...
Bankówa, że w którymś momencie wyleją się na Ciebie pomyje internetowych frustratów, które na żywo też potrafią "wybić"...
Sonika, Dokładnie, różnica w tym kiedy masz jednego konia takiego "swojego-własnego", a kiedy masz kilka-kilkanaście, prowadzisz hodowlę etc.
I to nic złego ani gorszeego - wręcz zdrowo dla konia jest, kiedy się rusza. Jak dla każdego z resztą...
Nawet przy swoim-swoim są takie momenty w życiu, gdzie nie ma czasu na oglądanie jedzenia trawy. Przez jakiś czas łączyłam studia dzienne na technicznym kierunku, pracę w pełnym wymiarze godzin i konia. Wpadałam jak po ogień i wszystko z zegarkiem w ręku ogarniałam, bo albo tak, albo wcale. Zdarzało mi się wsiadać o 21 czy 22 (chwała za otwartą stajnie do późna). Nie wynikało to z braku empatii, a braku czasu... bo bywało, że spałam 4-5h na dobę. Trochę mi pomogło jak poszedł we współdzierżawę, ale dalej wolałam raczej dodatkową godzinę snu niż paczenie konikowi w oczka.
Potwornie lubię "nic nie robić" z koniem i to dużo daje, dlatego też mam tylko jednego, żeby go móc kochać i ogarniać na spokojnie. Czasem się jednak nie da i nie ma co oceniać nie znając sytuacji.
Sonika, nie zabieram koni w ręku na trawę (chyba że na chwilę po treningu/myjce czekając na miejsce na korytarzu), bo są cały dzień na pastwiskach/padokach i spędzają czas w swoim towarzystwie.* Nauka sztuczek (stepa hiszpańskiego, piaffu, co tam chcesz) to element treningu i praca - czas kiedy zamiast jeść trawę z kumplami koń musi się zastosować do moich wymagań. To samo się tyczy zrebakow, nauka podawania nóg czy chodzenia na uwiazie, czy zakładania kantara to też nauka a nie "bycie razem". Nie jestem przekonana że na liście potrzeb gatunkowych konia jest bycie oglądanym przez pancie na kwaterce, pewnie wolałby ten czas spędzić z kumplami. A szybkie drapanko które owszem lubią to można i przy karmieniu zaliczyć albo po treningu.
*W domu. Na zawodach zabieram i to po 2-3x dziennie na godzinę, bo niestety właśnie są przyzwyczajone do łażenia sobie a nie stania zamknięte.
karolina_, ale ty mówisz o sytuacji, gdy koń jest cały dzień z końmi na trawie/wybiegu. Co innego, gdy jak wspomniałam, koń stoi zamknięty w boksie i dostaje pierdzielca na głowę. Trzeba takiego konia przewietrzyć, wyjść z nim, zająć mu głowę choć na jakiś czas czymś innym niż gapienie się w ścianę. Bo później ździwko, czemu koń boks rozpierdziela (a przy okazji i siebie). I tłumaczenie nie mam czasu, mija się z logiką, bo gdy koń jest sprawny to jest czas posiedzieć w stajni chociaż te 2h, ale gdy już konia mamy zamkniętego, to cóż, wszystko inne ważniejsze. I tak, uważam, że takie coś to przedmiotowe podejście do konia, żywej istoty.
Milla, zająć głowę w miarę możliwości, bo jak ma ograniczony ruch to wet decyduje przecież ile może chodzić a stać na trawie i jeść w ręku nie będzie bo pierdolec - niektóre trzeba codziennie ćpać i trawki pojedza tyle ile jeszcze po spacerze działa sedacja. To są ciężkie tematy i niekoniecznie wynikające z braku chęci jeźdźca
Wkurza mnie mój zje...ny siwy koń! 11C brak meszek, komarów brak. wypuszczam o 5tej rano, a ta franca nie chce się iśc paść tylko trenuje zajoba na bramce. Pogodę mamy skisłą, siąpi, mgła, a ta stoi na bramce!! Chcę założyć maskę, to ta ostentacyjnie pokazuje że już ją coś gryzie. Pozostałych 5 koni bez masek się pasie i nawet ogony stoją. Po dobrej godzinie cyrków idzie się paść.
Więc ja pytam o co temu jełopowi chodzi ?? I tak co roku!
Może zostawić na pare dni w boksie to może doceni wielki padok z trawą, sianem, wodą, posprzątany do ostatniej kupy, wygrabione stare siano.
W tamtym roku przywiozłam 2,5 latkę i jak pierwszy koń wychodził na padok to ta już się stresowała, dzisiaj wychodzi jako ostatnia ze stajni i to na smaczka bo inaczej się nie ruszy 🤷
anetakajper, ja mialam klacz, ale po dużym sporcie, która nie umiała wychodzić na padok. Była to dla niej katorga, dopóki nie zamówilam porządnej derki przeciw owadowej, zmiana totalna, koń normalnie polubił padok.
Dodam,że nie byla wrażliwa na owady w stajni czy pod siodłem, zupelnie nie była.
a z każdym padokiem tak ma czy tylko z jakimiś wybranymi? Ja mam takich specjalnej troski gostków że często sie przytulają do bramy ,,bo coś" ide do nich wychodzę na środek padoku oni za mną i już tam zostają
Perlica, derki mogę sobie w D wsadzić. Nawet dorwałam 175cm egzemową z FB która jako jedyna nie opina jej jak inne wiecznie przykuse.
Dziewczyny było 36C i wychodziła i nie było trawy bo wyschła tylko siano w paśniku i stała i jadła. Nawet było trochę meszek. Teraz jak jest 11C i pada to ona z rana coś nie chce. Po 7 rano idzie się paść i pasie sie jakby nigdy nic do 17-18. Urodzona u mnie dzień w dzień chodzi na padok. zimia/jesień trzeba po nią łaskawie iść. Wypuszczam o 5tej to przez 2godz. mam sapanie na bramce.
espérer, na innym to juz taki pierdolec, że żrebak mokry jak szmata bo długość ściany ok 250-300m i tak biega przy płocie. Na dole jest szer. bramy 6m.
Najlepszym rozwiązaniem było oddzielenie jej od koni bo potrafiła tak rozhukać stado, że myślałam, że pozabijam. Każdy koń chciał zejść. Od czerwca stoją osobno bo ma żrebaka i jak ona chce naprawdę zejść to biega wzdłuż bramy- to ją chowamy, a reszta się pasie. Od paru dni dopuszczam młode do niej żeby żrebak miał po kim skakać to sobie wyobraźcie jak młode się zawsze pasły, tak dzisiaj ten siwy debil ściągną je na bramkę i się gziły!
Sonika, nie każdy ma czas na przyglądanie się, jak koniś je trawkę... i nie wynika to z braku empatii, czy traktowania konia jak roweru, tylko zwyczajnie takie jest życie. Ja mam do stajni dojazdu 40 min do godziny, więc w tygodniu cieszę się jeśli w ogóle dojadę po pracy. Ale albo wsiądę / przelonżuję, albo popatrzę jak się pasie... wybieram pierwszą opcję.
Jak koń był kulawy, nie widziałam sensu przyjeżdżania w tygodniu. Lepiej kasę za te 100 km dojazdu w 2 strony przeznaczyć na porządną diagnostykę, niż "paczać na konisia".
_Gaga, no waśnie.
Są kontuzje, gdzie najlepsze co można zrobić to zostawić konia w spokoju- niech będzie koniem na padoku, a są takie, których się nie da ogarnąć w 40 minut.
Ja aktualnie tyle to czyszczę nogę. A gdzie jeszcze wyczyścić konia, zadbać o kopyta, ruszyć (jazda, lonża)... do tego muszę mieć "sterylnie" w boksie (bo wolę aby się nową raną w gówno nie położyła). Plus robienie opatrunków i podawanie leków do paszczy, pomiędzy którymi musi być przerwa. 3 godziny to jest minimum aktualnie u mnie.
Rozumiem ludzi, którzy mogą mieć dość jeżdżenia do własnego konia zwłaszcza, gdy koń jest wiecznie chory. W pierwszym tygodniu po powrocie z kliniki mój koń na 7 dni tylko przez 2 sobie czegoś nowego nie zrobił, więc przyznam, że jazda do stajni to jest zawsze jest loteria czy coś się stanie, czy tym razem będzie dzień szczęścia bo nic się nie stało 🙂
No ale ja jestem z tych nadgorliwych, co powie wet tak robię i nie wyobrażam sobie zostawić konia zamkniętego w boksie w kontuzji bez opieki.
kotbury, jak Byśce trzeba było milion razy dziennie podawać leki przez wszczepiony port, to praktycznie mieszkałam w stajni. Ale stajnia wtedy 20 min od domu i z 10 od pracy. Kiepska opieka, ale blisko, tanio i "po drodze".
Dziś bardzo sobie cenię fakt, że stać mnie na stajnię w której nie musiałabym "mieszkać" w takiej sytuacji, bo opieka jest sztos i rokompensuje odległość od domu.
mindgame, kontuzja nie zawsze oznacza stanie w boksie. Dziś raczej się od tego odchodzi. Do aktualnej stajni też początkowo jeździłam codziennie, nauczona wieloma latami doświadczeń pensjonatowych. Okazuje się jednak, że są miejaca, gdzie nie jest to konieczne. Konie mają opiekę, mają czysto, są karmione, mają podawane leki, chodzą na padoki i do karuzeli, nawet mają kopytki smarowane... ale wiem dobrze, że takich miejsc jest mało.
_Gaga, oj tak. Jak przeniosłam konia do obecnej stajni to po tygodniu dojeżdżania codziennie i oglądania jak świetnie jest zaopiekowany i zadbany… zniknęłam na 2 tygodnie ze stajni. Poczułam tak ogromna ulgę w głowie, że musiałam odpocząć od wcześniejszego zamartwiania się i jeżdżenia, bo „jak nie pojadę to nie dostanie x y z”.