wyczynowiec-wariat czy bohater?

duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
08 marca 2013 10:26
zakładam temat poruszona "profesjonalnymi" opiniami w necie na temat zimowego wejścia chłopaków na Broad Peak, jak ono się zakończyło to już każdy chyba wie... niestety chodzi o jakąś przerażającą tendencję do umniejszania i ośmieszania ludzi którzy spełniają swoje marzenia, przekraczają granice ludzkich możliwości

proszę sobie uprzejmie zajrzeć tu: http://polskihimalaizmzimowy.pl/pages/posts/zimowe-wejscia-na-osmiotysieczniki-13.php

polskie zimowe pierwsze wejścia na ośmiotysięczniki: 11
niepolskie zimowe pierwsze wejścia na ośmiotysięczniki: 2

mamy się wiec czym pochwalić

tu piękny tekst z bloga: http://zbigniewpiotrowicz.eu/blog/index.php/2013/03/06/broad-peak-czas-ekspertow/#more-3139

Na moim zegarku dochodzi 18.00. W Pakistanie zbliża się 22.00. Artur Hajzer podał przed chwilą informację, że Adam Bielecki jest już w bazie o dwójka Małek-Hayyat otrzymała polecenie od Krzyśka Wielickiego o zejściu w kierunku niższych obozów. Niestety wszystko wskazuje na to, że Maciek Berbeka i Tomek Kowalski nie przetrzymali zimowego biwaku w okolicach przełęczy na 7900.

Nie było mnie tam. Nie będę komentował, spekulował, analizował ani snuł różnych rozważań. Wyprawy himalajskie zawsze wiążą się ze zgodą na skalkulowane ryzyko. Jeśli jest to wyczyn na najwyższym światowym poziomie, margines objęty ryzykiem jest większy. Udział w wyprawie to decyzja świadoma, to kalkulacja własnych możliwości, ambicji, sił, umiejętności. Nie znam osoby, która działając w górach wysokich podejmowałaby się zadań wykraczających poza skalkulowane, dopuszczalne ryzyko. Ale zdarza się, że kalkulacje zawierają jakiś błąd lub zdarza się zwyczajne, trudne do przewidzenia nieszczęście. Wyprawa, zwłaszcza tak mała, to grupa osób o podobnych kwalifikacjach. Z tego względu szanujących nawzajem swoje kompetencje, prawo do własnego zdania i oceny sytuacji. Dlatego z obrzydzeniem myślę o nadchodzących dniach, kiedy odbędzie się medialny sąd nad Arturem Hajzerem, pomysłodawcą i liderem projektu „Polski Himalaizm Zimowy” i nad Krzyśkiem Wielickim, kierownikiem wyprawy. Niestety zacznie się szukanie winnych, pojawią się różnej maści „eksperci”, komentatorzy, moraliści i mentorzy. Odbędzie się wyścig, kto jest bardziej pryncypialny. I tym głośniej będą pokrzykiwać im mniejsze mają pojęcie o tym, jak to jest, gdy naprawdę stoi na wyciągniecie ręki od wymarzonego szczytu albo dotyka pustki… i wraca. Od czterech godzin trwa druga noc, którą bez sprzętu biwakowego musieliby przetrwać Maciek i Tomek. Szansa na cud jest znikoma. Obaj, wychodząc w kierunku szczytu dokonali swojej kalkulacji. Uszanujmy Ich decyzję. Uszanujmy Ich prawo do tej decyzji. Nie doszukujmy się winy w autorze znakomitego, ambitnego i rozsądnie prowadzonego programu, jakim jest „Polski Himalaizm Zimowy”. Nie wińmy kierownika wyprawy, którego doświadczenia, kompetencji i kwalifikacji moralnych nie ośmieliłbym się kwestionować. Obaj byliby bohaterami narodowymi, gdyby nie doszło nieszczęścia, gdyby Maciek i Tomek zdołali pokonać te 500 metrów w dół. Byłyby peany, medale, honorowe zaszczyty. Minął dzień. Grono „życzliwych” i zwykłych idiotów już się szykuje do medialnej uczty, do demaskowania błędów, do moralizatorskich pouczeń.  A Artur i Krzysiek to są ci sami ludzie, co wczoraj. Proszę, pamiętajcie o tym.



czy już naprawdę współcześnie wystarczy leżeć przed tvnem z hamburgerem w ręku i piwem??  🙁, to jest szczyt marzeń młodzieży? czy naprawdę idolami młodzieży powinni być tacy jak kupuś wojewódzki i dodzina?? czy już liczy się tylko to kto z kim spi, kto miał majtki i kto sobie obciął penisa??  🤔

Wszyscy wiemy, że by osiągnąć coś wielkiego trzeba balansować na granicy katastrofy. Zdobycie Broad Peak to kolejny sukces Polskiego Himalaizmu Zimowego, okupiony jednak prawdopodobnie bardzo wysoką ceną. Nie zawsze udaje się wszystko tak jakbyśmy chcieli, pomimo świetnego przygotowania i dobrych decyzji zespołu. Straszne, że właśnie tacy „eksperci” starają się szukać jakiś winnych. Po prostu nie rozumieją gór i nie znają się kompletnie na realiach. Tu nie ma żadnych winnych. Są za to rodziny, które powinno się otoczyć opieką środowiska i wsparciem społecznym, bo uważam że to są właśnie herosi naszej ery. Spełniają marzenia, realizują wielkie cele i dają przykład ludziom, że dlatego co w życiu naprawdę ważne trzeba się poświęcić choć nieraz przychodzi zapłacić wysoką cenę.

ci którzy uczestniczyli w tej wyprawie to "koledzy moich kolegów", ci którzy zginęli nie byli ludźmi przypadkowymi
kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki dokonał pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik w ogóle.
Z powodu braku specjalistycznego sprzętu KW korzystał na wyprawie i podczas ataku szczytowego z okularów spawalniczych. Inni uczestnicy mieli m.in. gogle narciarskie
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zimowa_wyprawa_na_Mount_Everest_1980

mamy być z czego dumni jako Polacy, dlaczego to tak próbuje się ośmieszyć?

na koniec zapraszam do obejrzenia pięknego filmiku z naga Parbat 2012/13
http://vimeo.com/60282170
Szkoda, że skoczyło się jak się skończyło, żal mi ich i współczuję ich rodzinom. Ale to są ludzie, którzy wiedzieli na co się decydują, znali ryzyko jakie podejmują i zdecydowali tak a nie inaczej. Teksty o tym, że to szaleństwo imho pochodzą od tych, którzy są najmądrzejsi sprzed telewizora. To tak, jakbyśmy teraz powiedzieli, że każdy kto jeździ wkkw jest wariatem, bo przecież jak się przewróci z koniem na krosówce to może się zabić.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
08 marca 2013 10:38
no właśnie, oczywiście ze wiedzieli na co się decydują, znali cenę
my jako sportowcy tez znamy cenę, tylko to okropne ze uprawianie sportu zaczyna być traktowane jako jakas fanaberia niebezpieczna
ooooo duunia dzięki ci za ten temat. Cały twój post siedzi w mojej głowie i sercu i myślę dokładnie tak jak ty. Całę piekło rozpocznie się jak ekipa wróci do kraju. Moje zdanie jest takie, że są ludzie którzy tą pasję rozumieją bez słów, albo nie zrozumieją jej nigdy. Proste.
Znam historię Polskiego Himalaizmu, interesuję się tym, dlatego to co się teraz dzieje jest niewyobrażalne. Ściska mnie w gardle, brzuch mnie boli, tej nocy źle spałam, miałam koszmary, tak silnie oddziałowuje to na mnie  🙁

To było ich życie, ich pasja, ich decyzja, ich śmierć (podejrzewam, że właśnie tak chcieliby zginąć) dlaczego ludzie ich obwiniają za to? Oni zostali z tego ulepieni.
Cały Polski Himalaizm przenosi mnie w te dobre czasy, partnerstwa, walki o swoje marzenia, wygrywania z własnymi słabościami wbrew wszystkiemu. Wbrew panującemu ustrojowi, wbrew braku środków na wyprawy. Prawda jest taka, że gdyby nasi w tamtych czasach mieli więcej pieniędzy to wszystkie 8 tysięczniki byłby nasze, zimą i latem.

Dla mnie osobiście to jest coś najpiękniejszego i najbardziej wartościowego w historii sportu wyczynowego w Polsce.
Dla mnie Himalaiści są ludźmi ze skały, są tytanami wzorami do tego jak należy walczyć o swoje!
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
08 marca 2013 10:54
To i ja w hołdzie tym, co przekraczają granice:

i druga
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 11:08
Macie może jakiegoś linka do aktualnych wiadomości. Odnaleźli ciała? Ostatnie wiadomości jakie znam to, że dwóch Pakistańczyków wchodziło na górę.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
08 marca 2013 11:10
http://www.facebook.com/pages/Polski-Himalaizm-Zimowy-2010-2015/161618080550304?fref=ts

tu wklejają w miarę na bieżąco, Artur Hajzer jest w kontakcie z tego co widzę, na odnalezienie ciał to raczej bym nie liczyła
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 11:13
Interesują mnie właśnie sprawdzone informacje, a nie przypuszczania, że jeden gdzieś spadł czy jeden umarł, a drugi został z nim.


Dzięki Duniu 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 11:14
[b]duunia[/b], po raz pierwszy w życiu totalnie się z Tobą zgadzam  😲

Ja mam ogromny szacunek dla ludzi gór. Podziwiam ich odwagę, wolę walki, chęć przekraczania granic. 
Sama kocham góry, interesuję się nimi, sporo na temat takich wypraw czytałam i mimo to, nie odważyłabym się wydawać żadnych opinii na temat tego, co się stało. Przykro mi, że w naszej polskiej mentalności za każde nieszczęście trzeba od razu kogoś ukarać, znaleźć winnego.
A tam wysoko w górach, zupełnie nie o to chodzi. Każdy, kto decyduje się na taką wspinaczkę, doskonale zdaje sobie sprawę z ryzyka. I chłopaki na pewno nie chcieliby teraz, żeby kogokolwiek obarczać winą za ich śmierć. Po prostu, brakło im sił...

Smutno mi jest strasznie. Podobnie jak hanoverka, też miałam straszne sny, a zdarza mi się to rzadko. Ale, jak już gdzieś pisałam, głęboko wierzę, że chłopakom jest już teraz ciepło, siedzą sobie w jakimś ciepłym górskim schronisku, popijają grzańca, i razem z Kukuczką, Rutkiewicz, Morawskim i dziesiątkami innych, do nich podobnych, wspominają, że było warto!

Mądre słowa, i trafny tytuł: Ciszej nad tą szczeliną.
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/komentarz--ciszej-nad-ta-szczelina,102169,1,1.html

Edit:
JARA, nie odnaleziono ich, zostali bardzo wysoko, prawdopodobnie wpadli w którąś z licznych tam szczelin i nie mogli się wydostać, bo pomimo dobrego widoku na całą górę, nie można ich było wypatrzeć.
Zresztą, himalaiści już w górach zostają. Co najwyżej można ich pochować w szczelinie, ale o transporcie na dół nie ma mowy...
to ja mam trochę inne zdanie. na pewno są to ludzie niezłomni, silni, wytrwali i zdeterminowanie etc. Mają wielką pasję i odwagę i chwała im za to. Zasługują na podziw i szacunek. Jednak dla mnie nie są bohaterami. To co robią, robią tylko dla siebie, może żeby zapisać się jakoś na kartach historii? Bohaterem jest ktoś kto robi coś dla innych, ot choćby wolontariusz w hospicjum, ale o nim nigdy świat się nie dowie.
Nie chcę nikogo oceniać w kontekście tej konkretnej sytuacji, ale hmm.. to co się stało rodzi jednak pewne pytania. Trudno się dziwić komentarzom. Nie każdy musi tę pasję rozumieć i gloryfikować "zdobywców". I taką postawę też trzeba uszanować.
Dla mnie zdobycie BP prze Maćka Berbekę nosi znamiona mistycyzmu, to jest niesamowite, dokładnie 25 lat temu 06 marca ''treningowo'' wszedł na wierzchołek, tak przynajmniej mu się zdawało, a w rzeczywistości był to przed wierzchołek BP Rocky Summit 8035m. Do rzeczywistego wierzchołka nie zostało wiele, jednak musiał natychmiast zawrócić i ostatecznie BP zimą nie został zdobyty. Tym razem po tych 25 latach udało się, jednak góra Maćka nie wypuściła, pozwoliła mu wejść, ale nie puściła z powrotem.........

miszka no i widzisz po prostu nie rozumiesz. Oni to robią dla siebie i dla ludzi. Np dla mnie, weź mój przykład. Ja się z tym utożsamiam, choć jestem zwykłym człowiekiem który z górami wysokimi nie ma nic wspólnego, bo się boi, ale kocha, kocha, kocha.
Dunia obejrzałam właśnie film z Nanga Parbat. Muzyka nie w moim typie, himalajstwem się nie interesuję, a mimo to serducho mi wali, jakbym właśnie przebiegła kilometr sprintem! Uwielbiam ludzi z pasją!

Niestety, jak prawie w każdym temacie sportów wyczynowych/nieprzewidzianych zdarzeń, pojawiają się nagle setki specjalistów chętnych i gotowych do komentowania na oczach narodu, tego co się dzieje. Tacy laicy jak ja, posłuchają, pokiwają głowami, zadumają się chwilę nad różnymi opiniami, ale nie będą także przytakiwać żadnemu telewizyjnemu specjaliście, który siedzi w ciepłym studiu nagraniowym i prawi swoje mądrości. Co bardziej świadomy człowiek wie, że każde zetknięcie z przyrodą jest nieprzewidywane. Można być nawet i super, niewiadomo jak, przygotowanym, ale i tak zawsze może Cię coś zaskoczyć. Nawet nie chce mi się już oglądać tego, co pokazują w tv, bo sieczki z mózgu zrobić nie dam, w internecie jeśli temat mnie interesuje poszukam wg mnie wartościowych informacji, albo same do mnie przyjdą, jak w przypadku założonego przez Ciebie wątku. I dzięki Ci za to!

Z całego serca podziwiam ludzi, którzy mierzą się z górami. Za ich determinację, siłę, hart ducha, męstwo... Za całokształt w dążeniu do realizacji swoich celów. Ja się gór obawiam, są dla mnie nieprzewidywalne i wolę je oglądać z daleka, niż zdobywać. Jednak kilka razy też się "wspięłam" na nasze polskie górki, ale nijak to się ma to wypraw na kilkutysięczniki. Mimo to rozumiem, że to co się czuje po wejściu na szczyt, widok, którym raczy się oczy, jest wart każdego wysiłku. Chylę czoła przed zaginionymi w Broad Peak i bardzo żałuję, że nie dane im było zejść.
duuniu, cóż można powiedzieć... media to media. gdyby wrócili cało z wyprawy, byłaby o tym krótka wzmianka w gazecie, teraz, gdy stała się tragedia spod ziemii wyskoczą "eksperci" chcący zdobyć popularność na ich śmierci. ja nie mam zielonego pojęcia na temat himalaizmu, ale podziwiam. podziwiam to, że znając ogromne ryzyko decydują się na przekraczanie granic ludzkich możliwości.
może nie do końca w temacie- moja mama pała bezbrzeżną pogardą do Felixa Baumgartnera... bo "wariat" i bo "po co?"
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 11:44
Masakra, umrzeć tak daleko, tak wysoko, samemu, z glodu, z wychłodzenia. Nikt nigdy nie dowie się co się tam wydarzyło, rodziny nigdy się nie pożegnają.
Jedyne wiadomości jakie znam to te usłyszane w radio. Od wczoraj natomiast cisza na ich temat, przynajmniej w RMF.
dla mnie nie są bohaterami. To co robią, robią tylko dla siebie, może żeby zapisać się jakoś na kartach historii? (...)
W pełni się z tym zgadzam... Nie uważam himalaistów, samotnych żeglarzy itp. wyczynowców za bohaterów. Szanuję ich za wysiłek i pasję. Szanujeza wiele lat przygotowań, i treningów, za wiele rzeczy. Ale dla mnie bohaterami nie są...

JARA takie ryzyko wpisane jest w wyprawy na 8 tysięczniki... szczególnie w wyprawy zimowe... nikt im broni do głów nie przystawiał - to był ich własny wybór... nei udało się - przykre przede wszystkim dla ich bliskich... Ale to też przestroga dla kolejnych wypraw...
Jestem w temaci laikiem totalnym, ale dziwi mnie, że himalaiści nie mająnamierzeczy GPS, po których moznaby dojsć co się z nimi dzieje...
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
08 marca 2013 12:09
przy tych warunkach praktycznie nic nie działa, tam jest minus 35 i nizej, ponadto załomy szczeliny i inne artefakty które fałszują obraz
zresztą nawet gdyby było wiadomo - co do milimetra - gdzie są, to i tak nikt by po nich nie wrócił; tam po prostu nie ma mowy o żadnej akcji ratunkowej

a co do bohaterstwa, no cóż każdy uważa jak chce, ale takie wyczyny powinny stanowic przedmiot co najmniej podziwu
to sa ludzie z "jajami ze stali" o takich teraz ciężko, dobrze ze mamy ich jeszcze paru...zaliczam do nich A.Małysza, J.Kowalczyk, Kubicę to sa bohaterowie, dzięki takim jak oni świat o Polsce słyszy

_Gaga Ze względu na powtarzające się pytania o urządzenia - lokalizatory GPS i możliwości zastosowania do poszukiwań helikoptera pragniemy poinformować:

1. Lokalizatory GPS typu SPOT
- wyprawa była wyposażona w lokalizator SPOT, zawsze miał go ze sobą Tomasz Kowalski.
- przed atakiem szczytowym SPOT został zgubiony, o czym informowaliśmy na stronie programu na portalu społecznościowym.
- w czasie ataku zespół nie miał więc lokalizatorów.
- SPOT ma dość istotne odchylenia od rzeczywistości szczególnie w terenie wysokogórskim i nie należy przeceniać jego przydatności.

2. Poszukiwania, ewentualna akcja przy użyciu helikopterów
- w Pakistanie jest możliwość przeprowadzenia lotów helikopterowych przy użyciu maszyn wojskowych
- w Pakistanie mogą się one wznieść na wysokość maksymalną 6700 m
- helikoptery te teoretycznie mogą podnieść poszkodowanego na linie z wysokości ok. 6400 [była jedna taka akcja w historii]
- w masywie Broad Peak nie ma możliwości przyziemienia wyżej niż ponad bazą na 4950 m.
- przeszukiwanie terenu przy pomocy helikoptera o tyle mijało się z celem, że przebywający w terenie himalaiści wczoraj
[Karim Hayyat, Artur Małek] mieli lepsze możliwości wglądu w teren. Karim przeprowadzał poszukiwania aż na 7700 m.
- cała droga wraz ze szczegółami jest b.dobrze widoczna z bazy. Luneta przybliża wszystkie szczegóły. Zastosowanie helikoptera
praktycznie niewiele zmienia.
- praktycznie wezwanie helikoptera i i jego start i tak nie są proste i nigdy nie następują natychmiast. Start jest poprzedzony długą procedurą.
- w dniu 7 marca pogoda na wysokości nie jest lotna i nie będzie w ogóle lotna w dniach następnych.

Artur Hajzer
Kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy 2010 - 2015"
JARA, ale jeszcze umrzeć w miejscu, które się kocha.
Szacunek dla ludzi ogromnej pasji.
duuniu zdaję sobie sprawę z tego, że tak wysoko w górach każdy jest sam i ani ludzie, ani sprzęt nie są w stanie ich uratować (śmigłowce tak wysoko nie latają), ale wydaje mi się ,ze mały moduł GPS można by bylo zamontować chocby w ubraniu (od spodu). Chociażby po to, aby było wiadomo czy czekać i mieć nadzieję, że ktoś zejdzie na dół, czy nie ryzykować czekania, bo jużnie ma szans...
Wiem, że teraz to już nie ma o czym mówić...
Nie piszę tego aby kogokolwiek krytykować - ciekawosć po prostu...
Przecież w przypadku lawiny lokalizator GPS potrafi uratować życie i takie urządzenia są stosowane...

Edit: hanoverka zdaję sobie sprawę, że helikoptery nie mają zasięgu 8000 m w górę z uwagi na gęstość powietrza...
Dziwi mnie jeden lokalizator... ale widzę, że nie tylko mnie...
Niedawno była w mediach dyskusja kto ma płacić za akcje ratunkowe dla takich wyczynowców, przy okazji polskiego kitesurfera Jana Lisewskiego który wypłynął zupełnie nieprzygotowany i holowanie go do brzegu na Morzu Czerwonym kosztowało państwo jakieś ogromne pieniądze. Były głosy, że ci nieprzygotowani mają płacić z własnej kieszeni, bo dlaczego niby nie? Tylko potem - kogo można nazwać nieprzygotowanym? Wspominali o turystach wchodzących w sandałkach na Rysy i innych sezonowych mistrzach bez kondycji i sprzętu, którzy zostają gdzieś w połowie drogi i ani w te ani we wte.
Dzionka z tym, że w Himalajach nie ma akcji ratunkowych... tam można tylko czekać i mieć nadzieję...
A Lisiewski moim zdaniem powinien ponieść konsekwencje (czyli koszty) akcji ratunkowej...
Lotnaa   I'm lovin it! :)
08 marca 2013 12:35
Wyprawa miała swój budżet i poważnego sponsora. Ale w takich chwilach, pieniądze nie mają znaczenia. Po prostu nie można było nic zrobić.
Gdyby to było niżej, to owszem. Ale na 8 tysiącach metrów...

Temat finansowanie akcji ratunkowych to temat rzeka. Można by to było w łatwy sposób załatwić ubezpieczeniami, tak jak to jest np. na Słowacji. A w Polsce. cóż, złe prawo, płaci podatnik...
podziwiam takich ludzi za pasję... kochają to co robią, są świadomi zagrożen , swoich słabych stron, mocnych stron
troszkę hazardziści - uda się albo się nie uda

skala oczywiście inna ale każdy z nas ma pasję
wsiadając na konia, szykując się do trudnego manewru- myślimy sobie- to dla nas trudne- uda się czy się nie uda
tez pokonujemy swoje lęki, granice

czy są bohaterami... nie wiem
są pasjonatami na pewno

czy pilot, który rozbije się małym samolotem nie wioząc pasażerów jest bohaterem?
ale pilot zawodowy, który uratuje maszynę i pasażerów przed katastrofą - jest bohaterem. Dla tych ludzi co przeżyli, dla ich najbliższych...
_Gaga, no tak, to tak w temacie wyczynowców. Tamten też przecież chciał być pionierem, a został oceniony jako głupiec i właśnie większość głosów jest za tym, aby z własnej kieszeni zapłacił za akcję ratunkową. Jest cienka granica między brawurą/głupotą a przemyślanym i dobrze zaplanowanym wyczynem. Podziwiam himalaistów, podziwiam wszystkich ludzi z pasją. Szkoda mi tylko strasznie ich rodzin...
Przede wszystkim:
takie ryzyko jest wliczone w wejście.
Jeśli ciała znajdą, to dopiero przy letnim wejściu.
Na takich wysokościach, gdzie został Tomek walczy się o każdy mały oddech. Nikt się za nikim nie cofa. Zejście jest jeszcze gorsze niż wejście. A oni na szczycie byli bardzo krótko, bo już się ściemniało. Tam nikt nikomu nie pomoże, bo ledwo sam idzie. Takie jest niepisane prawo. Nikt się nie cofnie, bo to się równa śmierci. Co z tego, że mieli najlepszy sprzęt na świecie...


Każdy jest odpowiedzialny za siebie i każdy wchodzący na takie szczyty wie co ryzykuje.
Czy 27 lat to wiele jak na himalaistę?
Na człowieka żyjącego tak jak my, ze swoją pasją?
Który został i tak cudem odratowany kiedy wcześniej (inny szczyt) dostał zapaści i ściągnął go helikopter?
Był już nie raz blisko śmierci i wiedział co go może spotkać. Nigdy nie jest się w stanie przygotować w 100%.
Zdobył niejeden szczyt i na pewno robił by to dalej.
Trzeba docenić to, jakim był człowiekiem, ilu ludzi zawsze zarażał pozytywną energią, ile dobrego zrobił.
Nie żałować tych ludzi, tylko tego, że się ich wystarczająco dobrze nie poznało.
Tak więc, trzeba cieszyć się życiem, tylko pasjonaci wiedzą, co oznacza takie ryzyko.
Co daje, ale też czego może żądać w zamian. I oni wszyscy są skłonni taką cenę zapłacić.

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
08 marca 2013 13:00
Ja mam mnóstwo pytań, ale jako laik. Kompletnie się na tym nie znam, pierwszy raz z tym tematem mam styczność z okazji tej tragedii.

Mówili, że jeden z nich miał jakieś problemy, mówił, że nie da rady zejść. Co mu było? Choroba wysokościowa, zmęczenia, przemarznięcie?
Dlaczego się rozdzielili, nie mogli pomóc zejść temu najbardziej osłabionemu?
Gdzieś też pisali, że było widać latarkę w któryś momenci, ale później ślad zaginął. Było to blisko szczytu?
Dzionka mam dobrego kolegę, który jest żeglarzem samotnikiem. W 2011 roku wział udział w regatach MiniTransat (smotna żegluga wszerz Atlantyku na torchę ponad 6 mietrowej łupince)... Ale - Radek był wyposarzony w sprzęt, ktorego potrafił używać (czego nie można powiedzieć o Lisewskim). Na lądzie miał poważną ekipę, pomocną w razie W (np zderzenia z wielorybem , co się akurat stało), Był ubezpieczony, zaopatrzony w środki ochrony osobistej, środki ratunkowe, środki medyczne, itp... słowem w takim wyczynie nie ma miejsca na pomyłkę, brak sprzętu czy... brak umiejętnosci właczenia SPOTa - jak w przypadku Lisewskiego... Na ocean też helikopter nie doleci, bo nie ma takiego zasięgu... na środku Atlantyku ruch statków jest an tyle mały, że można kilka - kilkanaście dni nikogo nie spotkać... tu zatem akcja ratunkowa - chociaż możliwa - jest bardzo trudna... Wielu żeglarzy nie ukończyło regat, jeden nie jużnigdzie nie popłynie... ale to jest ryzyko wliczone w ten sport, jak w każdy ekstremalny wyczyn...
To, co wymodził Lisewski dla mnie było szczytem braku profesjonalizmu... toć on nawet paszportu, czy wizy nie miał  🤔wirek: ani ekipy lądowej żadnej, nie wspominając o - istotnej w takim przypadku - asekuracji z wody...

JARA na tej wysykości jest już strefa śmierci i nikt tam nie jest wolny od choroby wysokościowej. Wychłodzenie przy - 30 - - 40 st też jest raczej możliwe. Podobnie jak zmęczenie po zdobyciu szczytu. Czyli wszystkie 3 powody...
Co do pomocy - już nawet w tym temacie wiele razy napisano - na 8 tys m jesteś sama, nikt Ci nie pomoże, bo sam walczy o  życie... nikt się po Ciebie nie wróci, bo lepiej aby zginął jeden - najsłabszy - niz najsłabszy i "bohater", który próbował go uratować... w Himalajach podczas ataku szczytowego praktycznie nie ma szans na ratunek - kiedy coś pójdzie nie tak...
Ja mam mnóstwo pytań, ale jako laik. Kompletnie się na tym nie znam, pierwszy raz z tym tematem mam styczność z okazji tej tragedii.

Mówili, że jeden z nich miał jakieś problemy, mówił, że nie da rady zejść. Co mu było? Choroba wysokościowa, zmęczenia, przemarznięcie?
Dlaczego się rozdzielili, nie mogli pomóc zejść temu najbardziej osłabionemu?
Gdzieś też pisali, że było widać latarkę w któryś momenci, ale później ślad zaginął. Było to blisko szczytu?


Tomek został na końcu, bo nie miał siły już iść. Reszta (Artur i Adam) miała zejść żeby zapalić światło w namiocie w bazie, żeby Maciej i Tomek mieli widoczny cel. Tomek został ok 150m poniżej szczytu... Ostatni raz dał znać w śr o 6:30 rano. Potem już była cisza w radiu. Tyle wiadomo.

Wklejam z: http://poznan.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1762629,poznaniacy-w-himalajach-jak-pokonac-najwyzsze-gory-swiata,4712735,id,t,zid.html#galeria

- Planując wyprawę na ośmiotysięcznik tu, "na dole", można powiedzieć sobie "jak nie dam rady, to w razie czego się wycofam". Ale to trochę oszukiwanie samego siebie - mówi Magdalena Prask, alpinistka i himalaistka z Poznania. - Każdy, kto się na taką wyprawę decyduje jest świadomy swoich sił i ryzyka, jakie podejmuje. Ale kiedy już jest się tak wysoko, trudno odpuścić.

Najważniejsza w pokonywaniu Himalajów jest psychika i wola walki. Granica psychicznej i fizycznej wytrzymałości jest indywidualna dla każdego wspinacza. Dlatego ocena szans na powodzenie zejścia ze szczytu jest tak skomplikowana. Zasada ta dotyczy każdego, kto decyduje się na wyjście w góry, niezależnie od ich wysokości.

Himalaiści z wyprawy na Broad Peak (8047m n.p.m.), którzy dokonali prawie niemożliwego, schodząc ze szczytu dosłownie walczyli o życie. - Każdy pokonuje drogę w dół najszybciej jak to możliwe. [b]Trzeba pamiętać, że po wysiłku, jakim jest pokonanie ośmiu tysięcy metrów, uczestnicy wyprawy nie są w stanie pomóc sobie fizycznie. Są na skraju wyczerpania [/b]- podkreśla Magdalena Prask. - Podawano przez radio informację, że Tomek Kowalski jest bardzo zmęczony, a jego siły słabły z godziny na godzinę.

Jak mówią wytrawni wspinacze, dla takich górskich wysokości zarezerwowano osobny kodeks górskich zachowań. - Chciałoby się powiedzieć, że uczestnicy wyprawy na Broad Peak powinni trzymać się razem, ale wtedy prawdopodobnie w górach zostaliby wszyscy, nie tylko Berbeka i Kowalski - przypuszcza Magdalena Prask. - Pokonując drogę w dół należy myśleć przede wszystkim o sobie.

Scenariusz zimowej wyprawy na Broad Peak ułożył się dramatycznie, ale, jak mówi doświadczony polski alpinista Leszek Cichy, w górach euforię od tragedii dzieli bardzo cienka granica. Bywało już, że po 30 godzinach udawało się zejść wspinaczom do bazy, ale przeżycie w takich warunkach związane jest głównie z poruszaniem się. Między przełęczą a obozem szturmowym na wysokości 7400 metrów nie było widać żadnego ruchu. Dlatego mimo prób odszukania Polaków, realistycznie patrząc na wydarzenia na Broad Peak trudno mieć jakąkolwiek nadzieję na ich odnalezienie.

wrzucę jeszcze jeden link: http://www.blogk2.com/index.php?id=66
Dosyć ciekawe spojrzenie
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
08 marca 2013 13:47
a ja właśnie przeglądałam gazetkę reklamową z almy, taka małą o wędlinach, tak sobie paczę a tam reklamują szpek czyli ichni boczek wędzony
a jak go reklamują? " z tych rejonów pochodzi legendarny himalaista Rheinold Messner"

Reinhold Messner próbował umniejszyć wyczyn ekspedycji insynuując, że zdobycie szczytu miało miejsce po zakończeniu terminu zezwolenia na atak szczytowy udzielony przez władze Nepalu (został on przedłużony drogą radiową) i nie jest to wejście zimowe. Jak się później okazało, ta opinia była spowodowana względami osobistymi – Messner przygotowywał zimową wyprawę na Czo Oju i chciał, aby to on po raz pierwszy zdobył ośmiotysięcznik zimą.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Zimowa_wyprawa_na_Mount_Everest_1980

no proszę, Niemcy maja powód do dumy, nawet boczek reklamują przy okazji a on zachowal się tak brzydko, tzn na pewno w tamtejszych mediach nie ma nawet wzmianusi o tym, ale dumni sa z niego  😉

a my co?   🙄 sami sobie obs... naszych  🙄

a tu z konferencji przed wyprawą:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się