Sprawy sercowe...

pony   inspired by pony
25 listopada 2011 07:22
kurcze, wiem, że to nie nie takie proste, ale uważam, że powiedzenie 'tak' ze względu na to, że boimy się powiedziec "jeszcze nie teraz" to ściągnięcie na siebie właśnie takiej sytuacji jaką ma Breva i wielu moich znajomych.
Tak jakby gryzie się w moim odczuciu to, że zgadzamy się na wspólne życie (!) z kimś, z kim tak naprawdę nie potrafimy rozmawiać. PRzecież jeśli obu stronom zależy to czy problemem będzie poczekanie?
Nikodi- a jak facet (czy kobieta😉 zmienia się diametralnie po oświadczynach to inna sytuacja. Pewnie sama zerwałabym wtedy zaręczyny🙂

Powtórze to, co kiedyś już to pisałam- według mnie wszystko jest proste dopóki nie zaczniemy sobie komplikować, kręcić, nie mówić 100% prawdy itp. A jeśli nie do końca proste, to napewno!dużo prostsze.

I tak życzę powodzenia Brevie bo taka decyzja musi naprawdę wiele kosztować. Myśli i emocji i pewnie łez :kwiatek:
ash   Sukces jest koloru blond....
25 listopada 2011 08:53
Dla mnie zaręczyny i odkładanie ślubu na później/kiedyś tam nie mają sensu. W większości takie pary się rozchodzą.
yga   srają muszki, będzie wiosna.
25 listopada 2011 09:38
Dziewoje, kurde no! Nacieszyłam się moim singlowskim szaleństwem. Jednak nie umiem być zimną rybą i mieć serce z kamienia  👿 CZEMU CZEMU CZEMU  😵 to by tyle ułatwiło.. 😉
Chciałabym się umieć bawić facetami. Da się tego jakoś nauczyć?
A.   master of sarcasm :]
25 listopada 2011 09:55

A. jestem nie na czasie czy się nic nie chwaliłaś? Gadaj 😎


Nie chwalilam sie bo jak wiesz, jestem cichociemna hehe  😎

Moj dobry znajomy i moja kobyla wystapili nieswiadomie w charakterze swatek, wlasciciel stajni do ktorej sie przeprowadzilysmy (nota bene kumpel znajomego) okazal sie calkiem, calkiem...  😎 Na razie mu pozwalam latac kolo siebie, rozwoj sytuacji zainauguruje wkrotce 😉
A., to trzymam kciuki🙂

pony, nine i Nikodi to naprawde dobrze wytłumaczyły. U nas było tak że parę razy miałam już duże wątpliwości, ale z czasem ustępowały. W końcu przyszły wakacje, zrobiło się naprawdę miło i w momencie gdy poprosił mnie o rękę nie miałam wątpliwości nie z szoku, tylko z przekonania że tego właśnie chcę, a to jest mężczyzna z którym mogę spędzić resztę życia. Niestety - speed pozaręczynowy na którym lecieliśmy przez 2 miesiące w końcu minął, znów zaczęłam się lepiej mu przyglądać i zobaczyłam, że naprawdę zaczął troszkę podchodzić na zasadzie "jest moja i moja już będzie, więc nie muszę się starać". Zaczęliśmy się coraz bardziej mijać, kłócić, aż w końcu nadeszła środowa noc, kiedy z niewiadomych przyczyn wyszły ze mnie w formie płaczu wszystkie emocje kłębione od 2 lat. To mi dało do myślenia i stwierdziłam, że ja się kompletnie nie znam. Od 17 roku życia przechodzę ze związku w związek, wiecznie "uwieszona" na jakimś facecie, definiująca się nim, nie posiadająca wiedzy o samej sobie. Mam dwa wyjścia - utrzymywać związek który naprawdę mógłby się zakończyć ślubem i założeniem "rodziny jak z obrazka" i wiem, że moglibyśmy tworzyć dom i względnie udane małżeństwo. Albo mogę zerwać zaręczyny, być może złamać mu serce, ale i tak nie mając pełnego przekonania do tego związku,zrobić teraz to, na co nigdy nie miałam wystarczających jaj - pożyć trochę sama i skupić się na sobie. Mam 23 lata, nie chcę być sfrustrowaną żoną swojego męża, jaki cudowny by on nie był. Dlatego wybieram trudniejszą opcję nr 2, której się boję ale i której nie mogę się doczekać. Tak więc trochę problemów w związku, trochę zmiana nastawienia jego do mnie po zaręczynach, a przede wszystkim moje przejrzenie na oczy i zrozumienie że najwyższy czas poznać siebie i sobą się zająć.

Od 17 roku życia przechodzę ze związku w związek, wiecznie "uwieszona" na jakimś facecie, definiująca się nim, nie posiadająca wiedzy o samej sobie. Mam dwa wyjścia - utrzymywać związek który naprawdę mógłby się zakończyć ślubem i założeniem "rodziny jak z obrazka" i wiem, że moglibyśmy tworzyć dom i względnie udane małżeństwo. Albo mogę zerwać zaręczyny, być może złamać mu serce, ale i tak nie mając pełnego przekonania do tego związku,zrobić teraz to, na co nigdy nie miałam wystarczających jaj - pożyć trochę sama i skupić się na sobie. Mam 23 lata, nie chcę być sfrustrowaną żoną swojego męża, jaki cudowny by on nie był. Dlatego wybieram trudniejszą opcję nr 2, której się boję ale i której nie mogę się doczekać. Tak więc trochę problemów w związku, trochę zmiana nastawienia jego do mnie po zaręczynach, a przede wszystkim moje przejrzenie na oczy i zrozumienie że najwyższy czas poznać siebie i sobą się zająć.


Ja mam 24 lata, zerwałam, bo też miałam "wzoty i upadki", wizję związku jak z obrazka. Odrzuciłam to wszytsko. Jestem singielką, szczęśliwa sama ze sobą. Wreszcie mogę oddychać. Czasami warto zrobić ten trudny krok. Nie jest powiedziane, że miłość życia musisz znaleść do wieku lat 30😉


Mąż przyjaciółki mojej mamy tak miał. starał się starał, wychodził swoje i dopiero po ślubie pokazał swoje buractwo i opinię, gdzie powinna być żona. Z z zewnątrz idealny obrazek rodziny tworzą...
Dziewczyny młode jesteście macie jeszcze czas na małżeństwa i rodziny. Pobawcie się trochę życiem bo potem z wiekiem to już nawet się nie chce (przynajmniej w moim przypadku tak jest, że mi się poprostu już nie chce szaleć).
Cariotka   płomienna pasja
25 listopada 2011 13:41
Będąc w teraźniejszej bliskiej relacji z facetem z którym kiedyś byłam zastanawiam się czy nie być z Nim w związku, spróbować czegoś poważniejszego. On jest jak najbardziej na tak, tylko czeka na moją decyzję. Dzięki temu że dał mi na starcie pewną wolność i możliwość bycia w luźniejszych relacjach zaczęłam rozmyślać nad czymś poważniejszym co u mnie jest nie spotykane, bo zawsze nie ma czasu albo brak jest rzeczowego faceta. Przepraszam że pisze tak pokićkanie ale ja tak mam 😁
Mam dokladnie identyczna sytuacje .. Chłopak złoty i zycie byłoby z nim fajne, tylko ze.. nie było 'motylkow' nigdy (z mojej strony) i przy ewentualnym teraz na pewno tez nie bedzie. Zastanawiam sie tylko na ile to jest wazne. I chyba do zadnych wnioskow nie dojde  🙄
pony różnicy nie ma żadnej. Każdy może się rozleniwić i przestać starać. Kwestia zaręczyn może nie mieć tu najmniejszego znaczenia.

ash muszę poniekąd przyznać Ci racje, ale jeżeli ludzie chcą być ze sobą to i tak będą.

yga mamy identyczny problem. Pomyśl inaczej - żyjesz zgodnie z własnym sumieniem i zasadami moralnymi. Mogłabyś w rzeczywistości być jaką tylko chcesz, ale masz hamulec i ja zdecydowanie to popieram, bo któregoś dnia przychodzi kac do tych kobiet z sercem z kamienia.
Tak nawiązując... Mój znajomy ma teorie, z którą też nie mogę się nie zgodzić. Twierdzi, że owe kobiety mimo, że łamią męskie serca to w dużej liczbie nie mają pojęcia co oznacza prawdziwe uczucie i są nieszczęśliwe.

Breva Myślę, że właśnie teraz odkryłaś sedno dyskusji. W danym momencie możemy sądzić, że podejmujemy dla siebie najlepszą decyzje, która uszczęśliwia nie tylko nas, ale i ukochanego.
Nie zapominajmy też, że po oświadczynach trzeba wrócić do normalnego życia. Pracy, problemów i trosk. Często w tym momencie pojawia się problem bo euforia mija po miesiącu? Później trzeba nauczyć się cieszyć na nowo z małych rzeczy. Po czasie tak naprawdę możemy ocenić swoją decyzje na trzeźwo i gdy pojawiają się takie przyziemne sprawy jak koszty czy inne sprawy dotyczące poniesienia konsekwencji danej decyzji. Pamiętajcie, że "koszty" mogą być różnorodne - uczymy się żyć w nowym stanie emocjonalnym, na innym już dojrzalszym poziomie związku, a reakcje z zewnątrz nie muszą nam pomagać przyzwyczajać się i cieszyć z danego etapu w naszym życiu.

Nie jest powiedziane, że miłość życia musisz znaleść do wieku lat 30😉
Ludzie znajdują się po 50 nawet, więc tworzenie jakiegoś przedziału wiekowego, gdzie wypada być z kimś, gdzie trzeba, gdzie koniecznie musi jest bezsensowne. Najważniejsze, by dobrze wybrać. I można mieć wtedy nawet 60 na karku, ale by być szczęśliwym i tyle.  😉
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
25 listopada 2011 15:14
A. w takim razie trzymam kciuki i czekam na rozwój sytuacji 😉

[quote=Nikodi]ale jeżeli ludzie chcą być ze sobą to i tak będą[/quote]
Polać jej! 🏇 😁
[quote=Sankaritarina] o takie, no, bycie głośną, odważną, wolną, ze swoim zdaniem, z przytupem i tupetem jak taran.

Dzięki! Sama bym siebie lepiej nie opisała 😁 no i wszystko jasne 😀iabeł:
[/quote]
No i widzisz, ekstra! Wróżę Ci zatem świetlaną karierę i mnóstwo kasy. 😀 Chłop się znajdzie w międzyczasie. 😉

Breva,  *siada w fotelu, w kwiecistym fartuchu, poprawia papiloty, zakłada nogę na nogę owiniętą w wełniane szkarpety i puchowe kapcie i mówi*: Mniee to się L zawsze nie podobał. 😉

Są takie sytuacje w życiu, w których nie można mieć dużych wątpliwości i nie można usprawiedliwiać. Powodzenia w podejmowaniu dobrej dla Ciebie (nie dla płaczących, proszących, załamanych etc) decyzji. :kwiatek:

A., Oni z kobyłą to przygotowali, zobaczysz. 😉 Twoja klacz mu listy z instrukcją wysyłała. 😉 Trzymam kciuki! 🙂

[quote="yga"]Chciałabym się umieć bawić facetami. Da się tego jakoś nauczyć?[/quote]
Zależy co rozumiesz pod tym zdaniem. Choć myślę, że to się na dłuższą metę bardzo nie opłaca. Za to opłaca się bycie niedostępną. 😉

[quote="Nikodi"]Twierdzi, że owe kobiety mimo, że łamią męskie serca to w dużej liczbie nie mają pojęcia co oznacza prawdziwe uczucie i są nieszczęśliwe.[/quote]
Ano, coś w tym jest. Czasami w pewnym momencie taka dziewczyna otwiera oczy i orientuje się, że wokół niej sami zajęci, żonaci, dzieciaci i zostaje jej "odpad z fabryki". Nikt nie lubi być olany, a chłopaki gadają między sobą, opinie się robią...
Sankaritarina, rozbroiłaś mnie🙂

dzięki dziewczyny, za słowa otuchy i wsparcia! jestem już po rozmowie - wiadomo, miło nie było🙁 facet załamany, płaczący, cierpiący... aż mi się serce łamało. Ale w 4 godziny po, jestem jeszcze pewniejsza swojej decyzji. Wiem że dobrze zrobiłam! chociaż żal mi go strasznie... ufff dobrze że to już za mną! chociaż teraz dopiero łapie mnie stres - przecież ja w dorosłym życiu tak naprawdę nigdy nie byłam sama! z jednej strony tyle możliwości, z drugiej - jak ja się odnajdę! (śmiejcie się, ale to dla mnie naprawdę nowość...)
Breva, istnieje solidarność jajników, nigdy nie będziesz sama.  😁
hahaha, dzięki!😀
Strucelka jedno miasto może warto się kiedyś spotkać i...  🥂  😉

Breva, nikt nie mówił, ze będzie łatwo.  :kwiatek:
Moim skromnym zdaniem dzielna jesteś już teraz a z czasem jest coraz łatwiej.

Zależy co rozumiesz pod tym zdaniem. Choć myślę, że to się na dłuższą metę bardzo nie opłaca. Za to opłaca się bycie niedostępną.
Sankaritarina, zgadzam się!  🙇
Averis   Czarny charakter
25 listopada 2011 20:36
Breva, dzielna dziewczynka 🙂
😅 Dziewczyny i chłopaki, bardzo proszę Was o pomoc. 😅
Sprawa dotyczy w dużej mierze spraw sercowych, wiem, że jest tu ludność zewsząd i w różnym wieku, dlatego bardzo na Was liczę.
Temat nie jest łatwy, bo dotyczy przemocy seksualnej w związkach. Przygotowuję na czwartek referat na ten temat i chciałabym zebrać jakieś dane obrazujące zasięg zjawiska.

Tutaj znajduje się krótka ankietka (10 pytań, połowa z nich dotyczy danych demograficznych)
http://www.ankietka.pl/ankieta/73413/przemoc-seksualna-w-stalych-zwiazkach.html
Bardzo proszę o wypełnienie jej przez osoby będące w związku (formalnym lub nieformalnym) dłużej niż 2 lata.

Jeśli będziecie mieli chęć, oczywiście mogę przesłać wnioski z moich mini- badań.

Jeszcze raz zwracam się z uprzejmą prośbą o poświęcenie kilku minut (także przez osoby będące w związkach, w których przemoc seksualna nie występuje ❗ )
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
25 listopada 2011 20:52
I teraz człowiek ma rozkminę jak odpowiedzieć- w imię teraźniejszego, czy dawnego związku?  🤔
poszlo 😉

Breva, podczytuje i podziwiam. Do odwaznych swiat nalezy!
dzięki jeszcze raz dziewczyny! staram się trzymać (nie bardzo trudno mi to przychodzi co jeszcze mnie utwierdza w przekonaniu że dobrze zrobiłam). ale łatwo naprawdę nie jest ze względu na niego - najpierw on pisał, później jego kolega, a na koniec dostałam od tego jego kolegi mms'a przedstawiającego załamanego L siedzącego skulonego pod ścianą.... ehhh..... okropnie się poczułam🙁 ale trudno - nie jest to nic czego się nie spodziewałam. Muszę być silna to i on w końcu stanie na nogi.
Strucelka   Nigdy nie przestawaj kochać...
25 listopada 2011 23:29
Sankaritarina hahaha dziękuję, oby! 😁 :kwiatek:

Nikodi jak najbardziej  😎 możnaby w ogóle zrobić re-voltopirów spotkanie, zwłaszcza kącika sercowego 😉
Breva gratuluje "jaj" :kwiatek: nie każda kobieta w takiej sytuacji zrobiłaby tak samo...
Breva, nareszcie!!! Ogromne gratulacje. Od czasu do czasu czytałam Twoje posty i zawsze brakowało mi w nich czegoś.
Radość, szczerość, złość, zaufanie, wsparcie, seks, milczenie itd. to dla mnie wyznaczniki jakości związku. Gdy czegoś brakuje lub mam w nadmiarze, to wiem, że coś jest nie tak i że nie będę do końca szczęśliwa.
Póki co jestem już 2 miesiące sama i na razie dobrze mi. (O ile nie tęsknię, ale to przejdzie)
A.   master of sarcasm :]
26 listopada 2011 09:16

A., Oni z kobyłą to przygotowali, zobaczysz. 😉 Twoja klacz mu listy z instrukcją wysyłała. 😉 Trzymam kciuki! 🙂




Nie dziekuje  😁 :kwiatek: Nie jestem pewna czy wspolny znajomy nie maczal w tym palcow przypadkiem 😉 bo F. juz dlugo probuja wyswatac (rozwiedziony od 12 lat)
Scottie   Cicha obserwatorka
26 listopada 2011 09:40
Breva, podziwiam, że miałaś siłę podjąć aż tak odważną decyzję. Myślałam, że tylko zerwiesz zaręczyny, a Ty poleciałaś po całości 😉

Jakie macie stosunki z rodzicami swoich drugich połówek? Po poście Dzionki zaczęłam się zastanawiać, co by było, gdyby jednak rodzice nie byliby aż tak przychylni. Często się takie związki rozpadają?
mery, dzięki🙂 i wcale się nie dziwię tej reszcie kobiet. dalej czuję się jak potwór który świadomie i dobrowolnie złamał komuś serce dla własnej wygody. Ale może dla własnego szczęścia? taką mam nadzieję!

yegua, dzięki! dobrze mi robią teraz takie informacje zwrotne, że niekoniecznie sobie wymyśliłam problem, tylko faktycznie postąpilam słusznie... Mam nadzieję, że on też kiedyś to zrozumie...

Scottie, zerwanie zaręczyn nic by nie dało... i tak by to był początek końca (podejrzewam że słowa oddaje pierścionek, jednak nie wiem czy chce być Twoją żoną też by go strasznie zabolały i miałby o nie żal), a tu był też chyba ten problem, że on kompletnie nie wierzył że ja naprawdę mogę w pewnym momencie odejść... niby mówiłam, słuchaj następnej takiej rozmowy nie będzie, albo że zaręczyny to nie ślub i tak naprawdę nie do końca są jego gwarancją, a on niby potakiwał, ale spływało to po nim jak po kaczce... tym razem też by tak było. Ale pomijając jego, ja po prostu zrozumiałam, że jedna z rzeczy których się boję to samotność. Z drugiej strony czuję że to jest dokładnie to czego mi potrzeba! nie mogłabym iść dalej w życie wiedząc że nawet nie dałąm sobie szansy przeżycia czegoś innego, niezwykłego. Czasami czytałam artykuły o kobietach których życie było fascynujące, zaskakujące i im zazdrościłam, a przecież moje życie też takie może być, o ile się na to odważę... no i tym sposobem, uznałam że muszę to zrobić, jakkolwiek będzie to bolesne, okrutne i raniące go...
nie mogłabym iść dalej w życie wiedząc że nawet nie dałąm sobie szansy przeżycia czegoś innego, niezwykłego. Czasami czytałam artykuły o kobietach których życie było fascynujące, zaskakujące i im zazdrościłam, a przecież moje życie też takie może być, o ile się na to odważę... no i tym sposobem, uznałam że muszę to zrobić, jakkolwiek będzie to bolesne, okrutne i raniące go...


Breva, także uważam, że dobrze zrobiłaś 😉 Czytam regularnie co tutaj się dzieje i za każdym razem jak pisałaś coś o swoim związku to wydawało mi się, że coś w nim jest nie tak.
Podobne odczucia mam do postów Szepcik

Inna sprawa, uważam, że wcale nie trzeba być singlem aby korzystać z życia, żeby nasze życie było fascynujące. Związek nie powinien ograniczać. Robię co chcę, o czym marzę z pełnym poparciem mojego M. Tak samo on robi to co chce, co kocha z pełnym moim poparciem i nie ma dla mnie nic piękniejszego niż widzieć jak cieszy się jak małe dziecko z nowych odkryć🙂
Ja chcę podróżować, zwiedzać ciekawe miejsca i wiem, że pojedzie ze mną wszędzie tam gdzie chcę. W przyszłości chcę założyć własną klinikę dla zwierząt, chcę mieć swoją małą stajenkę i nigdy nie krytykował moich pomysłów wręcz mu się podoba to że wiem czego chcę, że chcę w życiu coś osiągnąć i dążę do spełnienia swoich marzeń. Ja zarażam go swoimi marzeniami a on mnie swoimi. I robienie niezwykłych rzeczy razem z kimś kogo się kocha uważam za jeszcze cudowniejsze i bardziej fascynujące niż gdybym to robiła sama.
Trwanie w związku który nas ogranicza, ktoś nam stawia nawet niewypowiedziane ultimatum "albo ja albo twoje marzenia" uważam za bezsensowny i skończyłabym go od razu. Nie znoszę narzucania mi własnej woli i próbowania zmienienia mnie.

A podejście mężczyzny "ma pierścionek, jest moja" czy "jesteśmy tak długo razem że nie muszę się starać bo ona i tak jest moja" uważam za żałosny. Jeśli ktoś prawdziwie kocha, będzie się przez całe życie starał.
Horsiaa, dzięki🙂 i zgadzam się z tym co napisałaś! tylko że u mnie są dwa problemy - jeden to taki że nie potrafię zachowywać zdrowego egoizmu w związku i sama podporządkowuje wszystko swojemu partnerowi. i dzieje się tak za każdym razem! a żeby to zmienić musze nauczyć się być sama, a nie uwieszony na partnerze który ma mnie utwierdzać w przekonaniu że jestem zajebista (bo sama nie jestem w stanie w to uwierzyć). I drugi, że ja jestem na etapie gdy nie wiem czego chcę, jakie są moje marzenia, w którą stronę chcę iść... tym bardziej potrzebuję samotności by popróbować różnych rzeczy i się upewnić, co jest dla mnie najlepsze i najważniejsze. Za to jak już się ogarnę, wierzę że też zbuduję szczęśliwy partnerski związek w którym będę się z facetem nawzajem wspierała i motywowała😉 Taki jak Wasz!🙂 (swoją drogą gratuluję i cieszę się Twoim szczęściem🙂 )
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się