Wewnętrzna "blokada"

hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 kwietnia 2013 13:27
halo, czy napisałam gdzieś, że hucuły cwałują? Czytaj ze zrozumieniem- kiedyś na nim jeździłam i mi się wystraszył, a nie pocwałował 😉
Nasze konie nie cwałują od byle czego, są w jakimś stopniu spokojne, że nie boją się np. iść w samotne tereny, ale boje się, że nie będę mogła zatrzymać mimo iż da się czasami z małymi oporami, ale da się.. Czytając nieraz czyjeś wpisy np. Pampery na photoblogu, że jeździ na Pampero na oklep w terenie to aż żal ściska, bo ja bym się nie odważyła 😉
desire   Druhu nieoceniony...
20 kwietnia 2013 13:32
hszonszcz, znajoma też sie bała jeździć na oklep w teren, a bardzo, bardzo chciała.  wpadła na pomysł z pasem woltyżerskim i śmiga na nim w teren/na spacer - już sie nie boi, bo jak tłumaczy "ma sie czego przytrzymać 'jak coś'".
hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 kwietnia 2013 13:37
desire, dobry sposób. Jeszcze jak kuń ma długą grzywę to ok, ale z irokezem to nie bardzo  🤣
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
20 kwietnia 2013 15:17
hszonszcz- Jeździłam na fiordzie z irokezem na pasie woltyżerskim i czułam się pewnie, mimo że ten koń lubił niespodziewanie skręcić ze ściany albo przy jechaniu koła w galopie, w połowie trasy odbić w drugą stronę. I skakałam. Lepiej mi to wychodziło, niż w siodle.
Bardzo dużo daje poczucie bezpieczeństwa, że w razie czego złapiesz się za uchwyt.
hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 kwietnia 2013 15:31
Dementek, ale jak się nie ma żadnych pomocy do przytrzymania to można złapać się grzywy, a jak kun ma irokeza to ni bardzo 😉 Coś w tym jest.. Niestety nie stać mnie na razie na pas woltyżerski :/
hszonszcz, ale ja ogólnie jestem ciekawa - czy hucuły cwałują? Domyślam się, że mowa była o innych koniach. Istoty sprawy tonie zmienia: koń, żeby był bezpieczny, musi być ujeżdżony, inaczej wszelkie obawy są uzasadnione. Pampera dużo czasu, zdaje się, poświęca na układanie swojego konia.
hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 kwietnia 2013 16:01
Halo, wydaje mi się, że u hucułów występuje tylko szybki galop... Nie wiem czy mają możliwości na więcej  🤣 Jeden koń kiedyś mnie poniósł i poleciał jak głupi, a że ma 170 no to prędkości nabrał, a hucuł z tyłu bez problemu za nim biegł i siedział mu na ogonie, więc licho wie..
[edit] a co do ujeżdżenia konia, to ogarnięte są. W sierpniu rok temu kupiliśmy konia, który wcześniej miał niestety wielu właścicieli-rekreacja, dzierżawy, prywatne treningi etc.., a że tylko ja na nim jeżdżę to nie mogę powiedzieć że jest źle ujeżdżony 😉
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
20 kwietnia 2013 17:39
(...)  koń się wystraszy czegoś w polach, pocwałuje jak to mają w zwyczaju i mnie zgubi po drodze..  😡


hszonszcz- Halo chodzi o to, co napisałaś w pierwszym poście  😉 (pogrubiłam w cytacie)
to hucułowi brakuje mocy koni mechanicznych (końskich?)  do cwałowania czy jak?  🤣 🤣 🤣
hszonszcz   wredny hszonszcz.
20 kwietnia 2013 18:00
Dementek, halo jednak chyba chodzilo o to czy huculy potrafia cwalowac 😀 ten fragment ktory zacytowalas tyczy sie wiekszych koni 😉 sama sie juz pogubilam 😀
hszonszcz, napisałaś nieczytelnie 🙂 Domyśliłam się, że chodzi o duże konie, ale przy okazji przyszedł mi do głowy "problem hucułów" 🙂 Ogólnie - cwałującego konia rzadko się ogląda.
Dziewczyny, ratunku!  🙁
Nie wiem, czy mój problem można nazwać blokadą wewnętrzną, ale jeśli coś mnie ogranicza to chyba tak.
Od czego zacząć...
Bardzo długi czas (choć w sumie jeżdżę 4 lata, więc jaki to długi czas?  🙄 ) jeździłam na szkapach rekreacyjnych bez ambicji na coś więcej, ale od jakiegoś pół roku na prawdę wzięłam się za siebie, znalazłam fajnego profesorka i zaczęłam jakieś konkretniejsze jazdy.
Wszystko szło super, zrobiłam duży krok na przód i z opinii innych wynika, że wciąż idę do przodu, ale pomimo to strasznie się frustruję.
W większości sytuacji (nie tylko związanych z treningami) podchodzę do siebie bardzo krytycznie, ale wydaje mi się, że dopóki nie osiągnę czegoś nie powinnam mieć innego podejścia...
No i właśnie, niby jest w tym trochę racji, ale im więcej od siebie wymagam, im więcej błędów sobie wytykam, tym bardziej się spinam i zadania narzucane przez trenera gorzej mi idą a wtedy znów wymagam więcej i więcej, frustruję się... I koło się zamyka...
Strasznie mnie to drażni, bo zsiadam z konia i słysząc, że zrobiłam dobrze to i to a nad tym muszę popracować, ale to kwestia czasu, bo nic nie przychodzi od razu, zwracam uwagę raczej na to co zrobiłam źle niż na jakiś tam sukces...
Zdaję sobie sprawę, że popełniam MASĘ błędów, ale chyba powinnam czasem pochwalić siebie za to co zrobiłam dobrze i nie analizować ewentualnych błędów na np najeździe na przeszkodę.  🤔wirek:
Co robić? Może ktoś ma podobny problem i chciałby mi coś doradzić?  :kwiatek:
Bardzo długie, przepraszam.  :kwiatek:
kuco chyba czas po prostu sobie uświadomić, że jeździectwo nie jest dla perfekcjonistów bo ZAWSZE może być lepiej. W tym sporcie im dalej w las tym więcej drzew. Jeśli teraz coś wydaje Ci się ideałem to gdy osiągniesz taki poziom to ideał będzie gdzie indziej, więc tak naprawdę NIGDY nie osiągniesz wymarzonego poziomu. Jak naprawdę to zrozumiesz to zaczniesz jeździć najlepiej jak Ty i koń potraficie w danej chwili i zaczniesz czerpać dużo większą frajdę.
Jeździectwo JEST dla perfekcjonistów (jeśli chce się jeździć na wysokim poziomie), lale faktycznie z perfekcjonizmem trzeba nauczyć się radzić sobie.
Ciekawy problem, kuco. Może na razie "sztucznie" "włącz" sobie obfite chwalenie się? Najlepiej - głośno 🙂 Pretekstów znajdziesz z pewnością dużo, nie mniej niż tych do "wieszania psów" na sobie. "Aaa, ale ładnie wyjechałam woltę, prawda?"  😅
a ja będę panikowała nad skokami - chociaż dopiero co je zaczynam, to boję się, że przy wyższej wysokości wyrżnę się przed przezkodę, spadnę na kark i koniec kariery w siodle  🙁 . Też tak miałyście/mieliście? Jak to złamać?
Dama, masę osób wyrżnęło przy skoku, ale jeśli chodzi o czarnowidztwo pt. kalectwo to są przy koniach znacznie groźniejsze sytuacje, tzn. mało kto uszkodził się skutecznie właśnie przy skoku a jeśli już to częściej wtedy, gdy był kompletnie zdemobilizowany pt. "takie nic". Wymagające krosy - trochę inna bajka, ale nie o tym mowa. Chodzi o to, że nawet spektakularna gleba przy skoku w 99% jest co najwyżej bolesna. Ta "przesadna wyobraźnia" wkrótce ci minie, wraz ze wzrostem pewności siebie i poczucia kompetencji, trochę gorzej pójdzie z... taką instynktowną obawą "dziwne, przedziwne = groźne", która często występuje przy skokach, bo zespół ruchów nietypowy dla naszego ciała i akcja szybka - to jest coś jak obawa przed saltem na trampolinie. Też mija.
hszonszcz   wredny hszonszcz.
23 kwietnia 2013 18:15
Dama, przed każdą jazdą siądź przed koniem w siadzie skrzyżnym, ręce na kolana i "mmmmmmmmmmmmm" 😀
haha, wątek dla mnie.
Przez ostatnie 5 miesiecy walczę ze swoją blokadą.
Wcześniej było super, zaczynałam jeździć coraz lepiej, jakieś zawody,
planowałam kupno konia żeby coś mini sportowo może pokombinować,
a teraz muszę jeździć tylko ona najspokojniejszych rekreantach bo strasznie sie spinam,
blokuję, przez co konie równiez zaczynają się bać, płoszyć, a wtedy to już nie jestem w stanie nic zrobić.
Paraliżuje mnie. No bo one sobie myśla że skoro ja sie boję to znaczy że sie trzeba bać i sie nakręcamy...
Staram się powoli z tego wychodzić ale jest cięzko.
I nie przeszkadzaja mi jakieś niesubordynacje czy bunty, boje sie tego że koń mnie poniesie, przewiezie bo np sie spłoszy...
I już sama nie wiem co zrobić żeby to opanowac bo bez tego ani rusz.
halo właśnie ten instynkt mam niestety za bardzo aż rozwinięty -  że spadnę nad przeszkodą to najgorsze co może być itp. itd. W sumie od tych 3 lat jazdy spadłam tylko raz, więc może dlatego  😁 .
hszonszcz nie próbowałam nigdy  🤣
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
23 kwietnia 2013 19:38
Nuna a stało się tak przez jakiś wypadek czy tak z dnia na dzień. ?
Ogółem to miałam i w pewnym stopniu mam tak samo. Za naradą wielu osób udzielających się w tym wątku przeniosłam się do innej stajni i jest o wiele lepiej, ale sukces który chcę osiągnąć nie jest jeszcze "ukończony" i w dalszym ciągu nad tym pracuje. Boję się, że jak np. z takiej górki z na padoku koń przyspiesza to mi pogalopuje itp. i ja od razu lecę do przodu, spinam się i dupa, za przeproszeniem. Cały czas pracuję nad tym, żeby się nie obawiać takich rzeczy a skupiać na rzeczach bardziej istotnych. Pani instruktor cały czas mi powtarza, że zawsze jak cokolwiek się dzieje to jedyne co mnie uratuje to odchylenie się do tyłu bo to takie "obciążenie" konia, więc na logikę obciążony koń nie będzie mógł zbytnio Cię ponieść. 😉 Ale jak na razie ja robię to zwykle na odwrót... 🤔wirek: Ale raz jak koń mi się społszył to udało mi się to dobrze zrobić. 😀 Życzę powodzenia w pokonywaniu bariery. ! :*
Nuna niestety, ale moim zdaniem tylko jazda Ci pomoże. Jakbym o sobie czytała. I powiem Ci, jeśli nie masz ambicji sportowych, nie rób se wyrzutów i jeździj bez obwiniania się, na niepłochliwych rekreantach. Któregoś dnia mózg wyluzuje, zapomni że miał się bać, (pod warunkiem że nie będziesz sobie wypominać "bo kiedyś to jeździłam lepiej, bo tamten jeździ krócej a się mniej boi" itd) przejdzie Ci. Dostaniesz któregoś dnia bardziej wymagającego Konia i okaże się, że wcale nie był straszny 😉 Ale musisz sobie dać luz 😉
Jeśli masz aspiracje sportowe - jazda, jazda i jeszcze raz jazda. Ja się bałam jak jeździłam raz na tydzień. Jak jeździłam trzy razy to nie. Jak mało jeździłam to każde poniesienie to była tragedia. Jak jeździłam dużo, to potem, nawet na oklep, będąc w trakcie ponoszenia przychodziło mi do głowy "ach, przecież on tylko galopuje, może szybciej niż chce i nie dam gdzie bym chciała, ale to tylko galop" 😉
No właśnie Jullqa, mnie też o odchylaniu powiedziano, i u mnie to działa.
No własnie tak pomyślalam, bo kiedy zaczełam się bać jeździłam tylko raz w tygodniu bo frustrowało mnie takie wożenie się.
Więc teraz znów zaczelam jeździć 2 razy w tygodniu i mam nadzieję że postępy przyjdą szybciej,
szczególnie że mój ulubiony koń wraca już do pracy po kontuzji i jak przestane sie bać to zaczne na nim jeździć,
bo teraz to nawet na nim się boję kiedy mam wrażenie że tracę kontrolę i on zaczyna gonić to się wycofuję.
W ogóle to sie tak nad tym zastanowiłam i chyba najbardziej stresuje mnie to ze się boję że jak np taki koń wyrwie mi się
całkowicie spod kontroli to komuś innemu cos sie stanie bo np w niego wjadę, albo że pozaczepiam przeszkody na ujeżdżalni i sie powywracają.
To samo jest podczas prowadzenia konia, najbardziej boje sie że on mi sie wyrwie i zrobi sobie lub komuś krzywdę heh
hszonszcz   wredny hszonszcz.
23 kwietnia 2013 20:59
Nuna, z tym prowadzeniem konia tez tak mam. Zwłaszcza, ze raz do przytrzymania ogiera podczas wiązania nogi klaczy do pokrycia.. no i mi się wyrwał, bo poszedł bokiem-starałam się zatrzymać, ale nic to nie dało.. No i później robili mu kopyta, miałam się po tym z nim kawałek przebiegnąć, a że koń niewyciekany to trochę się szarpał, to automatycznie zwalniałam, poluźniałam uwiąz i robiłam błąd przyciągając jego głowę do siebie podczas, gdy zad jeszcze leciał i miałam go koło siebie.. Jakbym tak dostała strzała, to nieźle byłabym poobijana-automat jakiś, koń biegnie to mu popuszczam i później hamuje  😵
Farifelia   Farys 21.05.2008
24 kwietnia 2013 16:17
Wątek dość pasujący do mnie 🙂
Ogólnie zawsze miałam różnego rodzaju blokady. Na samym początku bałam się w ogóle kłusa :P Z czasem było ok, ale miałam dziwną fazę, że totalnie nie umiałam usiedzieć w siodle. Raz nawet jechałam w stępie na koniu i ten koń się po prostu gwałtownie zatrzymał, a ja od razu przeleciałam mu przez szyję (!). Do dziś nie wiem jakim cudem 😉 Z czasem dostawałam do jazdy różne wariaty. Bałam się, ale skoro tak kazał trener, to tak robiłam. Serce mi zawsze przy tym waliło jak oszalała i nie raz spadłam, ale zawsze wsiadałam i jechałam dalej. W sumie dzięki temu odzyskałam równowagę.
Problem zaczął się w sumie dużo później. W 2006 roku miałam pojechać swoje pierwsze w życiu zawody. Cieszyłam się przeogromnie, ale i bałam przeszkód. Na małych przeszkodach było ok, ale jak wysokość się zaczynała od 80cm to narastała we mnie panika. Koń na którym miałam jechać, trochę mi pomógł, bo raczej wszystko skakał, ale lubił też się zatrzymywać przed przeszkodami albo wyłamywać.
Tydzień przed zawodami, na treningu zrobił mi mega stopę przed przeszkodą. Spadłam z niego trzaskając sobie kość ogonową. Ból był przeogromny. Nie potrafiłam się zginać, chodzić, o siedzeniu nie było mowy. Ale byłam tak uparta, że chcę jechać na te zawody, że trenowałam dalej pomimo bólu. Faszerowałam się tabletkami przeciwbólowymi i smarowałam maściami rozgrzewającymi. Odrobinę mi to pomagało, ale jeździłam tylko w półsiadzie bo o siadaniu w siodło nie było mowy... I tak pojechałam pierwszy dzień. Było ekstra, bez ekscesów.
W drugi dzień na rozprężalni była powtórka z rozrywki... Spadłam znów na tę nieszczęsną kość ogonową (wtedy już byłam raczej pewna, że mam ją w drzazgach). Ból był nie do zniesienia. Rodzice zawieźli mnie do domu (za nic nie chciałam jechać na pogotowie). W aucie leżałam na brzuchu wyjąc z bólu. W domu przyłożyłam sobie lód do tyłka :P Najadłam się tabletek i ból zelżał. A że byłam pogięta, to uparłam się, żeby jechać trzeciego dnia, bo już mnie przecież nie bolało.
Fakt faktem, przejechałam trzeciego dnia ten parkur, ale byłam naprawdę naćpana chyba tymi tabletkami. Potem przez miesiąc nie mogłam jeszcze normalnie siedzieć ani jeździć.
Od tych dwóch upadków moja blokada przed skokami się powiększała. Bałam się skakać wszystkiego co miało 80cm wzwyż. Jednak pomimo strachu, zawsze na treningach skakałam wszystko co trener mi ustawił. Nawet startowałam też w LL i L o dziwo, bez większego strachu.
Jednak całkowicie przełamałam strach na koniu, który skakał dosłownie wszystko co się mu ustawiło. Choćby miał wyskoczyć z piątej nogi, władować się klatą w przeszkodę, ZAWSZE skoczył. Na nim nie bałam się wysokości, skakałam nawet 110cm (dla mnie to i tak dużo :P )
Dzięki niemu odzyskałam wiarę w siebie i znów skakałam co się dało i na czym się dało. Jednak do czasu...
Pewnego dnia koleżanka poprosiła mnie, żebym jej wsiadła na konia, bo nie dawała sobie z nim rady. Gnał na przeszkody, wybijał się jak zając na polanie i ogólnie cyrki z nim miała. Oczywiście jako dobra koleżanka, zgodziłam się. Wsiadłam, trochę go rozluźniłam i zaczęłam skakać. Z początku nie było tragedii. Rwał jak głupi na przeszkodę, ale dawało się go opanować. Potem pojechałam na szereg z jedną fulą w środku. Wybił się kiepsko już przed pierwszą przeszkodą, i dużo mu brakowało do następnej, więc wypchnęłam go mocno do przodu, żeby nadrobił długą fulą. Niestety, on zamiast się rozciągnąć, zrobił długą fulę i dodał krótką, wybijając się spod samej przeszkody, wysoko w górę. Mnie wyrzuciło z siodła i spadłam obok galopującego konia, dosłownie na wyprostowane nogi. Poczułam przeraźliwy ból w prawym kolanie. Momentalnie mi całe spuchło i nie mogłam chodzić.
Na drugi dzień pojechałam do szpitala, ale tam, bardzo wspaniały doktorek, stwierdził, że to tylko stłuczenie i wysłał mnie do domu, przepisując jakąś maść. Dostałam L4 na tydzień i przez ten tydzień trochę ból zelżał. Wróciłam do pracy, jednak nie mogłam nadal dobrze wyprostować ani zgiąć nogi. W ciągu 4 miesięcy nic specjalnego się nie działo. Chodziłam do pracy, wsiadałam na konie, jednak noga nadal bolała przy zginaniu lub prostowaniu. Pewnego dnia przewróciłam się najnormalniej w świecie i kolano znów zaczęło okropnie boleć.
Poszłam do innego lekarza, wysłał mnie na rezonans. Z badań wyszło, że mam uszkodzone więzadło krzyżowe, łąkotkę, więzadła boczne, przesuniętą rzepkę i coś tam jeszcze.
Miałam robioną operację kolana. Dziś jest już w miarę w porządku. Wsiadam na konie i jest ok, ale pomimo tego, znów panicznie boję się skakać 🙁 Jakieś krzyżaczki i małe stacjonatki skoczę, ale jak już coś wyżej się zaczyna, to wzbiera we mnie panika... Nie wiem czy zdołam znowu przezwyciężyć ten strach...
Przepraszam jeśli kogoś zanudziłam swoim wywodem  :kwiatek:
hszonszcz   wredny hszonszcz.
24 kwietnia 2013 17:04
Farifelia, przeczytałam całe-straszne!  :przytul: Ja co prawda nie mam takiej przeszłości jak ty, ale też boje się skakać, mimo iż to byle co, bo jestem samoukiem i 70 cm max..
Farifelia   Farys 21.05.2008
24 kwietnia 2013 19:03
hszonszcz miło że dotrwałaś do końca 😀 Z kolanem niestety jeszcze nie koniec, bo czekam na rehabilitacje, ale na szczęście wszystko jest na dobrej drodze. Jedyny problem jest taki, że więzadło mam naderwane i ono się już samo nie zrośnie. Wystarczy jeden upadek na to kolano, żeby więzadło trzasło całkiem. A wtedy kolejna operacja rekonstrukcji więzadła, a to już nie jest najprzyjemniejsza akcja... Ta wizja jeszcze bardziej potęguje mój strach, a miałam ambitne plany na ten rok, żeby wziąć konie na LL i L i jakby wszystko było ok, to próbować zdać licencję. Ale coś mi się wydaje, że po tym wszystkim zostaniemy na małych amatorkach... 🙁
hszonszcz   wredny hszonszcz.
24 kwietnia 2013 19:12
Farifelia, będę posądzona pewnie przez kogoś o zły tok myślenia, ale wiadomo-jazda konna jest ekstremalnym sportem, nigdy nie jest super i trzeba się liczyć z tym, że nawet od byle jakiego upadku trzaśnie ci np. kręgosłup masz po jeździ do końca życia.. Jedyne co, to możesz czyścić, głaskać, oglądać ludzi na zawodach, którzy pokonując strach przed czymś coś osiągnęli, a Ty będziesz żałować, że oni spełnili swoje marzenia, a ty nie.. Ja uważam, że lepiej przeżyć życie tak jak się chce, a nie zważać na to co może być. Patrząc w przyszłość nie zyskasz tego co planujesz. Żyj teraźniejszością-co ma być to będzie 😉 Postaraj się jeździć na takim koniach, na których możliwość upadku zmniejsza się ku zera.. Koń jak koń, ale są różne-tak jak pisałaś. Jeden skacze wszystkie, a na drugiego wsiądziesz i Cię wysadzi w powietrze, dlatego tutaj zawsze musisz przemyśleć swoje działanie 🙂 Wolę nie żałować na stare lata, że chciałam-ale się bałam i strach przed czymś mnie powstrzymał przed spełnieniem marzeń..
Farifelia   Farys 21.05.2008
24 kwietnia 2013 19:29
hszonszcz mój tok myślenia jest właśnie bardzo podobny 🙂 Strach jest duży, ale nie chcę zmarnować swoich marzeń. Jedno co na pewno przemyślałam na teraz, to nie pchać tyłka na nie swoje konie 😀 Moje są dość opanowane, wiem czego się mogę w niektórych sytuacjach spodziewać po nich, tak więc skupię się tylko na nich 🙂 Mam nadzieję, że za jakiś czas odzyskam znów wiarę w siebie, ale wiem też, że będę przy tym mniej pochopna i ostrożniejsza.
Dzięki za wsparcie i słowa dodające otuchy  :przytul:
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
24 kwietnia 2013 19:54
Nie wiem, czy do końca blokada, ale mam problem 🤔 (Rany, udało mi sie przyznać przed samą sobą!)

W telegraficznym skrócie:
Nauczyłam się jeździć wbrew wszystkiemu i wszystkim, bo całe życie słyszłam - przy twoim kręgosłupie zapomnij o jeździe konnej.
Byłam z tych co dążą do ideału i wieczne niezadowolenie ze swojej jazdy, zmuszało mnie do klepania dupogodzin po porzygania. Poza tym uważałam, że skoro fizycznie jestem nie w pełni sprawna, to musze nadrabiać techniką. A miałam czas to jeździłam w każdej wolnej chwili i w każdych warunkach, tym bardziej, że miałam konia do własnej dyspozycji.
Na wszelkie pochwały reagowałam żachnięciem, bo przeca ja wiem, że jestem beznadziejna.
Dużo dupogodzin musiałam wyklepać, żeby zrozumieć, że jak na swoje możliwości, jetem niezła i że z Portkiem mogę jechać wszędzie. Przyszedł też moment, że zauważyłam, że radzę sobie na innych koniach również.
Ostatni TAK NAPRAWDĘ jeździłam w 2010 roku. Potem ciąża, połóg, dziecko i wsiadanie w porywach raz w miesiącu na spacerkowy terenik. Wszystko to złożyło się na opłakaną kondycję fizyczną na dzień dzisiejszy (bo jazda konna jest dla mnie oprócz przyjemności również rehabilitacją).
Postanowiłam wrócić do jeździectwa, ale ponieważ (już w końcu mojego) Portka wydzierżawiłam (przy dziecku każda złotówka się liczy) i stoi dość daleko, to zostało mi jeździć na jakimś innym koniu.

Jeżdżę pod okiem przyjaciółki, której się nie wstydzę. Jeżdżę jak jest w K-ce i choć teoretycznie miało to być raz w tygodniu, to w realu wychodzi raz na miesiąc. Nie da się jeździć dobrze po tak długiej przerwie, nie da się jeździć dobrze, gdy kondycha fizyczna jest w stanie opłakanym, a jeździec nie w pełni sprawny i nie da się, przy tym, dobrze jeździć jeżdżąc raz w miesiącu. Do tego jestem przyzwyczajona do wygodnego, miękko noszącego Portka, a jeżdżę na kobyle, na której mam wrażenia, że w kłusie zaraz się pode mną rozleci, a w galopie już się rozleciała i walczę o przetrwanie. W związku z powyższym uprawiam pornografię jeździecką w najgorszym stylu modląc się, żeby nie spać (bo mam małe dziecko do ogarnięcia i nie mogę się przeca uszkodzić).

Ponieważ uprawiam pornografię jeździecką w najgorszym stylu, to coraz bardziej się wstydzę i choć miałam plan jeździć również pod okiem kogoś innego, żeby 2 razy w tygodniu wsiąść (minimu raz w tygodniu), to porzuciłam tę myśl. No bo wstyd się komuś "obcemu" na koniu pokazać ❗

Co ja mam zrobić? Jeśli nie zacznę jeździć, będzie ze mną fizycznie tylko gorzej i gorzej, aż w końcu nie będzie mowy o wsiadaniu na konia. Niech ktoś mnie kopnie w tyłek.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
24 kwietnia 2013 20:07
ElMadziarra, może pomyśl, że osoby, które uczą już dużo widziały i doskonale rozumieją, że po długiej przerwie nikt nie będzie mistrzem. Sama wracałam do jazdy po 7 letniej przerwie i strasznie mi było głupio, że nie potrafię kłusa wysiedzieć tylko walam się jak worek ziemniaków po całym siodle. Więc Dziewczyno DO BOJU!  😅
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się