Wewnętrzna "blokada"

ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
24 kwietnia 2013 20:23
Sprobuje to sobie zakodować we łbie. Myślałam już o nieprzyznawaniu się do własnego kunia i jakichkolwiek umiejętności jeździeckich, ale w stajni, którą wybrałam do na mój powrót do jeździectwa niestety (i stety) znają mnie.
Tylko jeszcze sobie musze to wytłumaczyć, żeby sama ze swoim opłakanym jeździectwem dobrze się czuć.
Farifelia   Farys 21.05.2008
24 kwietnia 2013 20:28
ElMadziarra jak dla mnie, nie masz się czego wstydzić ani krępować 🙂 Jak mówiła safie, trenerzy czy instruktorzy przeszli na pewno przez wszystko. Od osób uczących się na lonży, po samouków chcących poprawić błędy. Po pierwsze, przełam samą siebie i znajdź dobrego trenera w swojej okolicy. Przedstaw mu rzeczowo, jaki masz problem. Powiedz, że masz długą przerwę, problemy z kręgosłupem, dziecko i boisz się upadku itd. Trener to przede wszystkim też człowiek 🙂 On też na pewno Cię zrozumie i na pewno dostosuje treningi do Ciebie.
A pytanie ode mnie. Nie byłoby Ci łatwiej, sprowadzić z powrotem konia do siebie? Czy całkiem nie masz takiej możliwości? Rozumiem, że na pewno wsparcie finansowe z woli dzierżawy masz, ale może udałoby Ci się na miejscu znaleźć współdzierżawcę na przykład? 🙂
Ja osobiście trzymam za Ciebie kciuki i naprawdę, nie zamykaj się! Pamiętaj, trener to też człowiek 🙂
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
24 kwietnia 2013 20:44
Farifelia na dzień dzisiejszy sprowadzanie konia - nie ma sensu. Nie mam czasu i nie mam kasy. Nawet jak go ściągnę to nie dam rady postawić go w stajni, która w pełni satysfakcjonował by i jego i mnie. Stał w Gliwicach, w których było mu dobrze, ale był problem ze znalezieniem sensownego dzierżawcy i dla mnie też było to za daleko, a i warunki raczej terenowe, a ja potrzebuję obecnie do wyklepania dupogodzin maneżu i hali.

Poza tym, tam gdzie teraz stoi, to jest jego miejsce na ziemi. Kilku hektarowe łąki - gdzie ja takie cudo znajdę w Katowicach.

Ja już nawet myślałam, że jak zacznę się trzymać na koniu nie tylko paniką przed upadkiem 😉 to sama jakieś sensowne futro wezmę we współdzierżawę (taką zdolność finansową jeszcze mam 😀 ), ale najpierw musze wrócić do stanu używalności, bo nikt mi swojego konia pod tyłek nie da, widząc jakie jeździectwo reprezentuję.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
24 kwietnia 2013 21:05
Próbuj, próbuj 🙂

I całkowicie wspieram i rozumiem ( od ponad pół roku przechodzę przez blokadę głowa- ciało, wiem jak coś zrobić, ale nie jestem fizycznie w stanie i to jest mocno frustrujące).

Z posiadania konia nie musisz się zwierzać nikomu jeśli to powoduje jakąś większą blokadę. Jak zaczniesz jeździć regularnie to dużo i dość szybko zacznie wracać, bo to jest właśnie ważne, a nie poziom z jakiego się zaczyna 🙂

ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
24 kwietnia 2013 21:25
...przechodzę przez blokadę głowa- ciało, wiem jak coś zrobić, ale nie jestem fizycznie w stanie i to jest mocno frustrujące).


Oooo i w tym u mnie tkwi sedno sprawy - leży pies pogrzebany. Ja wiem, ale: fizycznie nie jestem w stanie i moje własne ciało mnie nie słucha.

To jest najgorsze, bo jak człowiek nie umie, to się uczy, aż na uczy. A gdy kiedyś bez problemu potrafił i teoretycznie dalej się wie jak, co zrobić, ale napotyka fizyczną bariera nie do przeskocznia... Załamka.

Totalna załamka, która u mnie skutkuje odpuszczeniem sobie, w tym przypadku - jeździetwa. Zauważyłam, że zaczynam cieszyć się, gdy jazda mi wypadnie, a to jest już tragicznie. Kiedyś, gdy nie mogłam pojeździć w jednej stajni, umawiałam się w drugiej, bo dzień bez jeździectwa dniem straconym. Lało jak z cebra, a ja i tak jeździłam w hali 15x15, wymyślając jakieś logiczne, możliwe do wykonania ćwiczenia dla siebie i konia.
hszonszcz   wredny hszonszcz.
24 kwietnia 2013 21:58
ElMadziarra, przechodzisz kryzys jeździecki 😉 Chcesz odpuścić? Chcesz być słaba i pokazać, ze tak naprawdę na nic Cię porządnego nie stać? NIE! Na pewno nie! Pokaż, udowodnij sobie, że jesteś twardą kobietą, że potrafisz współpracować także z innymi końmi. Powiedz sobie "boże, ja nie dam rady? dam i to jak!". Z koleżanką, gdy mamy jakiś problem i wątpimy w coś pocieszamy się odpowiadając na"damy rade..."-"no jak to !?my nie damy??!" Człowiek to istota, która broni się przed tym czego nie chce. Ty tą barierę przełam, powiedz sobie, ze tyle lat, które poświęciłaś jeździectwu ma to teraz szlag jasny trafić? Chcesz tego? Myślę, ze nie. Drzemie w Tobie upartość koniarza, tylko musisz jej poszeptać lub nastawić jej budzik jak najgłośniej i obudzić. Pamiętaj- koniarze potrafią być naprawdę uparci, a wtedy dążą do celu 😉
ElMadziarra na pewno ciężko przyznać przed innymi i przed samym sobą, że czegoś się nie potrafi - zwłaszcza, jak kiedyś przychodziło to bez większego wysiłku. Człowiek się frustruje i chce jak najszybciej wrócić do formy, żeby nie było obciachu (bo inni tak fajnie jeżdżą a ja... żal patrzeć). Wydaje mi się, że powinnaś to sobie przepracować w głowie. Uświadomić sobie, że jazda ma dać Ci odpoczynek i przyjemność a nie uczucie konsternacji. To jest hobby, na które masz jeszcze całe życie więc przy regularnych jazdach do formy wrócisz, nawet jakbyś bardzo nie chciała. Po prostu się nie spinaj, daj sobie trochę czasu, traktuj to jak relaks. Nic na siłę i nic za szybko. Nie oczekuj od siebie umiejętności ze swojego najlepszego okresu. Po prostu ucz się wszystkiego po kolei, obudź zapomniane mięśnie, nadbuduj trochę kondycję i tyle. Jeśli będziesz się tak dalej frustrować to ani to przyjemne ani pewności nie ma, że znowu z tego wszystkiego jeździectwa nie rzucisz. To nie wyścigi - daj sobie odrobinę czasu!
Ja kiedyś tez mialam blokadę wewnętrzną przed jazda konną, ale na zupełnie innym podłożu.
Instruktor, który prowadził mi jazdy, powiedział, że żeby naprawdę dobrze jeździć konno, to trzeba jeździć co najmniej 6 razy w tygodniu.
Przez trzy miesiące miałam awersję do jeździectwa i bardzo mi było smutno, bo myślałam, że nigdy się nie nauczę, a jeżdzenie raz w tygodniu w ogóle nie ma sensu.
Teraz jeżdżę pięć dni w tygodniu na swoim koniu, czasem nawet 6 i wiem, że kłamał hahaha, chyba zapomniał dodać, że dziennie powinnam jeździć na 6 koniach 6 dni w tygodniu  😂

Macie rację, że jazda konna to sport perfekcyjny, a do perfekcji zawsze brakuje i to frustruje, ale ja zawsze staram sobie wtedy pomysleć: mam kochanego zwierzaka, który się stara, który mnie znosi, co ja bym bez niego zrobiła? Czasem myślę tez o tym, jak wiele razem przeszłyśmy i jak wiele zmieniło się na plus i ten jeden nieszczęsny dzień i tak jest mało znaczący, trzeba się cofnąć o krok by znów pójść do przodu 🙂
I wtedy wszystko odpuszcza i galopujemy w stronę tęczy  😎
BASZNIA   mleczna i deserowa
24 kwietnia 2013 23:05
ElMadziarra, prosze Cie, wyluzuj. Ja mam 5 koni, stajnie, a nie potrafie jezdzic, to co wyprawiam na koniu podpada pod kategorie "dno i metr mulu". Pogodzilam sie z tym, wszyscy to wiedza, ja o tym mowie i wiesz co? NIkt mi nigdy nie zrobil nawet pol uwagi na ten temat. Moze za plecami, ale czego uszy nie slysza tego sercu nie zal 😉. I mam tak samo jak whisperer13, lepiej bym tego nie ujela :
Macie rację, że jazda konna to sport perfekcyjny, a do perfekcji zawsze brakuje i to frustruje, ale ja zawsze staram sobie wtedy pomysleć: mam kochanego zwierzaka, który się stara, który mnie znosi, co ja bym bez niego zrobiła? [....]
I wtedy wszystko odpuszcza i galopujemy w stronę tęczy  😎
ceffyl   Niektórzy ludzie są taktowni. Inni mówią prawdę.
24 kwietnia 2013 23:21
no to i ja się "odblokuję" pisemnie 😉 
pierwszego konia kupilam gdy moja córa miała niecale 2 lata, wtedy jeździłam często, mialam doświadczenia praktyczne z kilku lat regularnego jeździectwa i jeszcze nie dzielilam 'na dwa' .. wyszło jak wyszło, koń sprzedany, jeździectwo gdzieś umknęło realnie bo czsu i finansów brak..
niecałe 2 lata temu kupilam konia, Belife mojego kochanego, surowego 2,5 latka, znanego mi od jego źrebięcyh lat .. przerwa jeździecka trwała w tamtym momencie już ponad 3 lata, do tego fakt, ze koń surowy, ja w ciąży z drugim dzieckiem, więc jazda odpadala.. póki czułam się na silach to coś tam polonzowalam, cos poduczylam... ale koń młody, bunty się zaczeły pierwsze, ja ciężarówka na wysypaniu i zaczęly się strachy.. najpierw o siebie i brzuch, potem już dzielilam na 3 😉
wyszło tak, ze zaczęlam sobie wkręcać, ze "koń cos odwali"  😵 do tego stopnia, że zaczełam sie go bać, a konkretnie pracy z nim, przez to przebalował od narodzin syna w lutym do jesieni bo sobie z nim nie radziłam, pomagala Cejloniara za co wdzięczność dożywotnia, ale przeciez nie bedzie mi konia ukladac i tak do września..
Zdecydowałam, że konia do zajazdki oddaję "obcemu" bo ja sobie nie poradzę, nie umiem, polamię sie itp. itd
Zaznaczam jednoczesnie, że ukladalam wczesniej mlode konie w podstawach, 'naprawialam' te zepsute i ogólnie uwielbialam wyzwania  😁
koń wrocił a ja się balam wsiadać, przez co pode mna chodził raptem kilka razy do grudnia i znow przerwa.. bo slisko, tward, zimno .. a tak naprawdę strach coraz większy..  😲  Zauwazyli to wszyscy ..
Czułam się coraz podlej a niemoc jeździecka wzrastała ..

co pomoglo? 🙂 zaczęłam odwiedzac znajomą, ma swoja stajnię, konie sportowe i hodowlane, ale tez rekreantów kilka (stamtąd mam siwego), rozmawialam, zaczęła mnie wsadzac na rożne konie, poprawiać złe nawyki, chwalic jesli było za co i powoli dochodze do siebie  🤣  Siwy już mną nie rządzi choc próbuje czasem 😉 czuje się silniejsza, przelamuje lęki i mimo, ze nadal dziele przez 3 i mam swiadomość tego "co stać się może" to czuje się o niebo lepiej a praca z koniem znów sprawia mi przyjemność  😜  no i ambicje mi wzrosły..  😁

a byl jeszcze niedawno moment, że chcialam młodego sprzedać mysląc, ze go marnuję i co ja myślałam kupując surowego konia.. 😉

THE END  👀  wybaczcie.. chyba potrzebowałam się wygadac..  😡
Ja mam 5 koni, stajnie, a nie potrafie jezdzic, to co wyprawiam na koniu podpada pod kategorie "dno i metr mulu".


BASZNIA uśmiałam się  😀 Grunt to mieć dystans do siebie.
Wracając do tematu chyba dla każdego z nas najważniejszy w tym wszystkim jest koń i możliwość przebywania z nim, współpracy czy to z ziemi czy z siodła. Może czasem w chwilach wzmożonej frustracji warto sobie właśnie o tym przypomnieć i na chwile odpuścić, przestać zawracać sobie głowę palcami do konia czy piętą w dół i zwyczajnie czerpać przyjemność ze wspólnie spędzonego dnia 🙂
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
25 kwietnia 2013 05:34
Dzięki dziewczyny za wsparcie i mądre słowa.

Jadę dziś do mojego Portka. Jeśli będzie czas, to wsiądę i spróbuję sobie przynajmniej poprzypominać "metodologię jazdy" na koniu, którego moje ciało pamięta, bo może potem będzie mi łatwiej wprowadzać tą "metodologię" jeżdżąc na koniu, którego moje ciało dopiero poznaje.

Dam radę, bo kto da radę, jak nie ja 😉

BASZNIA ja wiem, że nie każdy musi umieć dobrze i pięknie jeździć na koniu, ale ja bym bardzo chciała. Nigdy nie byłam bliska ideału, ale teraz to oddaliłam się o lata świetlne do innej galaktyki. Jestem znów na początku drogi, którą już raz z samozaparciem i poświęceniem przeszłam i to mnie frustruje.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
25 kwietnia 2013 07:29
ElMadziarra, przeżyłaś poród, a z jazdą sobie nie dasz rady? No proooszę Cię 😉


Masz fajnie, że teraz zaczęłaś. Ja wróciłam do jazdy we wrześniu, przyszła zima i mimo, że się zaparłam to po zimowym dreptaniu nie było poprawy. Jeszcze w październiku zaatakował mnie koń, ugryzł w pierś - na szczęście skończyło się na wielkim krwiaku i bólu, a niczym poważniejszym. Ale pojawiła się blokada, strach. Wystarczyło, że koń położył uszy, machnął nogą, a ja już zmieniałam się w kulkę nerwów. Do tego dochodził fakt, że konie tam są typowymi rekreantami, które trzeba pchać do przodu i pchać i pchać. I słyszałam ciągle, że mam za słabe łydki itp.
Teraz zmieniłam stajnie, jeżdżę na jednej kobyłce i w sobotę zaliczyłam pierwsze skoki od ponad 7 lat ( mimo, że nigdy jakoś dużo nie skakałam). I było warto odmrażać tyłek przez całą zimę, zmuszać się do jazdy mimo późnych godzin, mimo zmęczenia, wbrew temu, że głowa boli, że to tamto i siamto dla tego uczucia. Skupiam się teraz na rozluźnianiu siebie i konia. Poganianie zmieniło się w hamowanie, stanie na środku ujeżdżalni w odpalanie w narożnikach, a bolące łydki w obdarte dłonie, ale pojawiła się frajda, frustracja znika pomału, a na kolejne jazdy czekam z niecierpliwością.

Przede wszystkim nie zadręczajcie same/sami siebie, tak jak już poprzednio pisałam. NIC Was to nie powinno obchodzić, że ktoś jeździ lepiej, że Wy jeździliście lepiej itd. Takie porównywanie się tylko dobije.
Mnie też kiedyś powiedziano, że żeby dobrze jeździć to raz w tygodniu niczego się nie nauczę. A w stajni wszyscy mieli parcie na skoki i odznaki. I wiecznie słyszałam "bo ty tylko na tych ciapach jeździsz", "tamta dziewczynka jest mniejsza a się nie boi" itd. Strasznie mnie to frustrowało o demotywowaniu nie wspomnę. Ale któregoś dnia powiedziałam sobie: DOŚĆ. Nikt nie będzie mi mówił, jak mam jeździć, na kim i co. Jeśli ja jazdę konną traktuję jak relaks, to nikt na mnie nie będzie nakładał presji, że mam skakać, albo wmawiał mi konia, na którym nie czuję się komfortowo. Niestety widzę, że jest jakaś tendencja, że każdy mówi "bo ja to lubię konie ogromne i szybkie", bo jak też można nie chcieć jechać na zawody itd...wszystko musi być NAJ. Trzeba się bardzo w sobie zebrać, żeby zignorować presję otoczenia i powiedzieć innym w twarz "a ja się najlepiej czuję na hucule którego trza całą drogę pchać".
Myślę, że pierw trzeba się samemu do siebie przyznać i olać presję otoczenia 😉
Chainsy zgadzam się z Tobą. Jest taka tendencja do mówienia, że najbardziej to się lubi pracować z młodziakami, końmi znarowionymi, trudnymi, pędzącymi przed siebie (i to paradoksalnie najczęściej wśród bardzo młodych jeźdźców i raczej średnio doświadczonych). Tak jakby przez to chciało się podkreślić swoje wybitne umiejętności. Ja tam jestem z tego samego gatunku co Ty - jeżdżę głównie na hucule i ślązakach i bardzo dobrze się z tym czuje. Konie spokojne, zrównoważone, fajne w teren.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
25 kwietnia 2013 11:47
Vanille, mnie się właśnie lepiej jedzie na koni, który jest do przodu i czasem jej się zdarzy odstawiać torpedę, niż na takim, że cała jazda to było " łyda, łyda, łyda", a on stoi. Teraz mogę się skupić na tym, żeby dobrze usiąść, jest szansa wyzbycia się nawyku cmokania non stop i dość szybko zrozumiałam, że nie trzeba bombardować konia co krok łydką.
Każdy koń może czegoś nauczyć, a mam większy problem z myśleniem, że kiedyś jeździłam tak i tak, a teraz nie umiem ruszyć, niż ze strachem przed upadkiem.

"Przede wszystkim nie zadręczajcie same/sami siebie, tak jak już poprzednio pisałam. NIC Was to nie powinno obchodzić, że ktoś jeździ lepiej, że Wy jeździliście lepiej itd. Takie porównywanie się tylko dobije."

I to trudno pokonać. Już wyluzowałam na szczęście i nagle zaczęły się jakieś postępy. 🙂
hszonszcz   wredny hszonszcz.
25 kwietnia 2013 11:50

Dam radę, bo kto da radę, jak nie ja 😉


I właśnie to chciałam przeczytać. Jestem z Ciebie dumna!  💃  :kwiatek:
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
25 kwietnia 2013 16:53
A ja po zmienieniu stajni jestem bardzo szczęśliwa. ^^ W pewnym sensie. XD
Tylko teraz jest taka sytuacja, że przed jazdą strasznie panikuję, mam takie motyle w brzuchu itp. po prostu idzie zemdleć. >.< Ale na koniu już wszystko jest ok. I czy wiecie może jak zapobiec tym "motylom". ? To jest głównie związane chyba ze strachem, przed nowymi rzeczami. Jakoś obawiam się nowych wyzwań. Niby fizycznie wszystko idzie ok, ale psychicznie to jedna wielka katastrofa...Np. wczoraj byłam na jeździe z koleżanką co miała 3 miesięczną przerwę. Wsiadła, wszystko było super, nawet galopowała ze stój. A jak ja tak na siebie spojrzałam, to nie dość, że jeździłam na 2 razy mniejszym koniu to ledwo co mi się udawała przez cavaletki przejechać w półsiadzie....A to ona niby ta "pokraka" a tu wyszło zupełnie co innego. I ogółem jak myślę o obozie konnym na który jadę w wakacje to też mam dziwne odczucia bo może nie dam rady, bo może to a może tamto. To jest okropne. Błagam pomóżcie, bo się wykańczam.  😕

Przepraszam jak coś, ale no, musiałam się komuś wyżalić a tutaj jedynie jest takie miejsce gdzie mogę to zrobić.
Jullqa wiem co masz na myśli. Mi takie ściskanie żołądka towarzyszyło przez całą drogę od domu do stajni. Dopiero jak dotarłam na miejsce, dowiedziałam się jaka jest instruktorka i jakiego mam konia wszystko mi przechodziło (o ile nie było pewnej szalonej instruktorki albo nie dostałam konia, którego się bałam). Była to kwestia tej niepewności, stresu i chyba trochę braku zaufania (słusznego) do koni i do instruktorki. Po zmianie stajni u mnie ten problem nie istnieje. Konie są przyjazne, nie muszę ciągle patrzeć, czy mnie coś nie chce ugryźć a instruktorka jest kompetentna i wymaga ode mnie tyle, ile jestem w stanie zrobić. No i nie robi nic wbrew mnie. Pomyśl może skąd się u Ciebie bierze to uczucie, czy to ekscytacja czy też czegoś się obawiasz?
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
25 kwietnia 2013 18:02
vanille przeniosłam się do innej stajni no i czuję się tam zdecydowanie lepiej. Konie świetnie, instruktorka zresztą też, więc w sumie nie wiem czego się obawiam. I co do tego uczucie to, to nie jest ekscytacja tylko po prostu obawa. Najbardziej chyba boję się, że koń mi zagalopuje i poniesie, spadnę i się połamię itp. Gdybym pewnie umiała już galopować to by było inaczej, ale rzecz w tym, że bardzo bym się chciała nauczyć, ale cholernie się boję...że np. nie zapanuję nad koniem. Albo zawsze mam obawę, że jak koń żywiej idzie w kłusie to zaraz galop i po mnie...Przed jazdą sobie myślę, no to jak koń żywiej idzie to dam mu jeszcze łydę i niech zagalopuje to zobaczę, może wcale nie jest tak źle, ale jak przychodzi co do czego to kompletna klapa. >.<
Jullqa tak to jest, że niestety człowiek się boi tego, czego nie zna. Ja też się bałam pierwszego galopu, poniesienia, upadku... Wydaje mi się, że to wszystko trzeba po prostu przeżyć, zobaczyć, że to nie jest straszne, że to nie oznacza od razu pogruchotanych kości a tym bardziej się od tego nie umiera (choć czasem może poboleć  😀 ). Czy któryś z tych koni, na których obecnie jeździsz kiedykolwiek Cię poniósł lub czujesz, że jest mocno do przodu i musisz go trzymać? Jeśli nie to tym bardziej nie ma co się martwić na zapas bo oszalejesz. A jeśli tak to może proś o jakiegoś spokojniejszego konia dopóki nie poczujesz się pewniej? A w kwestii galopu - tego akurat nie musisz się bać. Jeśli dobrze siedzisz w kłusie ćwiczebnym to galop to pestka i zobaczysz, że z czasem będziesz tylko czekać aż nadejdzie ten moment zajęć, kiedy będziesz mogła pogalopować. Przede wszystkim nie wybija tak jak w kłusie, zdecydowanie łatwiej wysiedzieć no i po prostu płyniesz razem z koniem. Jednym słowem - super uczucie. Jeśli jesteś już na tym etapie nauki, że instruktorka powoli będzie chciała Ci ten chód wprowadzać to może poproś żeby wzięła Cię na lonżę w ramach 'pierwszego razu' albo przynajmniej żebyś dostała na tą okazję wygodnego i spokojnie idącego konia. Im szybciej będziesz miała to za sobą tym lepiej. A ja Cię zapewniam, że galop za jakiś czas będzie Twoim ulubionym końskim chodem  😉
hszonszcz   wredny hszonszcz.
25 kwietnia 2013 18:36
I ogółem jak myślę o obozie konnym na który jadę w wakacje to też mam dziwne odczucia bo może nie dam rady, bo może to a może tamto.

Też mam to uczucie, że zrobię z siebie idiotkę, bo w dodatku jadę na sportowy i co ja sobie wyobrażam żeby jechać na niego z moimi umiejętnościami..
Z galopem tez tak miałam-galopowałam na lonży, ale bałam się momentu, kiedy instruktorka powiedziała "no to czas na galop. postępuj ją jeszcze chwilke" i poszła po lonże, a ja już strach i AAA , gaaaloooop  😲 A teraz jeżdżę i sprawia mi to przyjemność 😉 Jednak w terenie już nie, bo muszę czasami bardzo konia pilnować, bo ma zdolności ponoszenia :/

Czy mówiłam już, że boję się jeździć na oklep? AUĆ! wszystko mnie boli! zwłaszcza te części, hym.. dolne..  😀
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
25 kwietnia 2013 18:45
A jak myślicie, bo jak już dopracuję podstawy itp. a jestem na bardzo dobrej drodze no i przydałoby się już zacząć galop to lepiej 1 raz samodzielnie czy na lonży. ?  😉 I ogółem jak przestać się bać jak koń idzie troszkę żywiej, niż zwykle. ? Albo idzie za wolno i kombinuje a jak idzie szybciej to jest ok, ale ja juz mam stracha, bo za szybko...>.<
hszonszcz   wredny hszonszcz.
25 kwietnia 2013 18:56
Ja pierwszy prawdziwy galop przeżyłam w terenie i to nie przypadkiem, tylko taki miałam plan.. Wcześniej na lonży, ale to była mordęga, więc radziłabym samodzielnie, ale jeżeli boisz się prędkości konia, bo zależny jak kuń w galopie biegnie, to na lonży 😉
Jak koń biegnie szybciej niż "zwykle" to po prostu rozluźnij się i pracuj z nim w takiej prędkości. Ja to się nieraz cieszę, bo wtedy mogę popracować nad sobą i koniem. Lepiej żeby koń biegł żwawiej niż był do pchania, bo wtedy skupiasz się na tym, żeby koń nie zgasł, zamiast na sobie..
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
25 kwietnia 2013 19:01

Jak koń biegnie szybciej niż "zwykle" to po prostu rozluźnij się i pracuj z nim w takiej prędkości. Ja to się nieraz cieszę, bo wtedy mogę popracować nad sobą i koniem. Lepiej żeby koń biegł żwawiej niż był do pchania, bo wtedy skupiasz się na tym, żeby koń nie zgasł, zamiast na sobie..


Potwierdzam! Chociaż jeśli zaczyna bardzo gonić w kłusie ja robię kilka kół, jak koń się rozluźni i zwolni to wyjeżdżam dopiero na ścianę.
Czytam Was i jestem pełna zaskoczenia że nie tylko jedna ja borykam się ze strachem jeżdzenia.
Do tej pory nawet nie myślałam o tym że może być masa powodów dla ktorych wymyśla się omijanie końskiego grzbietu.
Kiedyś przeżyłam traumatyczne doświadczenie -moja pierwsza jazda w terenie i jakiś baran na motorze krosowym zrobił sobie rozrywkę płosząc i goniąc mojego konia na którym jechałam.Koń nie był winny i mimo tego że gnała wystraszona przed siebie ja utrzymałam się w siodle.Nie wiedziałam tylko jak konia zatrzymać więc zaczełam panikować że wyskoczy ze mną na obwodnicę gdzie o tej porze dnia była masa aut i z bezradności zsunełam się z siodła na ziemię.Ocknełam się pod nogami konia .Mi się nic nie stało a po chwili dopiero dogoniła mnie dziewczyna z którą na tą jazdę pojechałam.
Wsiadłam na konia bo za daleko było do stajni.nogi trzęsły mi się jak galareta ale wróciłam.Konia nigdy wiecej nie dosiadłam choc nie winię jej za to co sie stało.
Nauczyłam się perfekcyjnie zeskakiwać z siodła w jedną sekundę jak tylko pojawiało się jakieś zagrozenie.Oczywiście byłam bystrzejsza od konia 😉 nim on zobaczył łanie ja już stałam obok 😀
Teraz mam własną stajnię i własne konie.Mineło 8 lat od kiedy nie jeżdzę w tamtej stajni no i .... mam problem.
Boję się wsiadać
Tereny otwarte, brak ogrodzenia a konie nie chcą chodzić w pastuchu pod siodłem.
Próbowałam i nawet odważyłam się ze trzy razy wyjechać w pole ale za każdym razem jak mam konia osiodłać to mam milion wymówek aby tego nie zrobić.Sama wszystko przy nich robię ,sprzątam ,czyszczę ,karmię..
I choć marzy mi się teren na moim ulubieńcu - nie mogę się przełamać.
Budujemy lonzownik.
Chcę troszkę poprubować rozruszać się w barierkach ,noże to coś zmieni jak poczuję się pewniej .Oczywiście jak nie wymyslę znowu innego powodu aby tego nie uczynić.
Jak zaczełam Was czytać poczułam się lepiej. Nie czuję się dziwakiem za jakiego siebie uważałam.
Mój strach jest też oparty na czymś innym - urodziłam sie z niedowładem jednej strony po porażeniu mózgowym dzieciecym.
Więc mam jedną stronę dużo mniej sprawną.
Te 8 lat przerwy i trzecie dziecko też dają dużo dystansu .Mam nadzieję ,,cichą,, że jednak się przełamię.
Zaczełam od zaufania i choć widzę że ten koń naprawdę inaczej traktuje mnie niż pozostałych domowników.Jak ja na niego wsiadam to staje się taki wyciszony i chodzi ze mną tak jakby wiedział że sie boję a nie powinnam . Chce abym mu zaufała jak on ufa mi.. a ja nadal mam opory 🙁
hszonszcz   wredny hszonszcz.
25 kwietnia 2013 19:17
Angela, a może zabawy z ziemi z koniem Ci pomogą odzyskać zaufanie i cieszyć się bezgranicznie z obecności konia i w końcu mu zaufasz na tyle, żeby jechać z nim w teren? Ewentualnie może jakieś konsultacje z trenerami?
To może i ja się podzielę moją blokadą.
Od około pół roku włącza mi się stop przed okserami metrowymi i wyższymi. Nie robimy nic wielkiego, tylko od czasu do czasu pojedziemy LL i L na zawodach. Żadne przeszkody nie sprawiają mi problemy, oprócz tych nieszczęsnych okserów. I jeszcze ciekawe jest to, że w stronę "domu" skoczę, a w przeciwną stopniowo, podświadomie zwalniam konia i kończy się to ominięciem.
Na zawodach nie mam takiego problemu i skoczę wszystko, tylko w domu mam taki problem 🙁
Jullqa   Małymi kroczkami do przodu :)
25 kwietnia 2013 19:35
Angela widzę, że u Ciebie jeszcze większy problem niż u mnie. :// Ja to się po prostu galopu i szybkiego tępa boję no, ale myślę, że to przezwyciężę. Po prostu muszę uwierzyć w siebie, i tyle. W końcu raz się żyje i nie mam zamiaru na starość, żałować, że nie zagalopowałam bo się bałam. No, ale wracając do Ciebie. Jak bym była na Twoim miejscu zrobiłabym tak - najpierw wzięła bym swojego ulubieńca na spacer, na kantarze na tą trasę gdzie byś chciała pojechać.Najlepiej nie bardzo daleko od stajni. Ty się z nią trochę obeznasz, koń również. Później jak się odważysz to osiodłaj konia i się wybierz w tą obeznaną trasę, ale jedynie na stęp. I najlepiej z jakąś zaufaną osobą co po prostu będzie szła obok Ciebie, rozmawiała z Tobą (to Ci się pomoże rozluźnić), w razie czegoś złapie konia (tfu tfu). Potem spróbuj tą samą trasę znowu stępem, ale już sama. Oczywiście jak będziesz gotowa. I później tak samo z kłusem, potem może galop. 😉 A potem zaczynaj wyjeżdżać dalej i dalej aż nie będziesz mieć z tym problemu.  😀
Ale co najważniejsze - UWIERZ W SIEBIE. ! Mów sobie, tak dam radę, dam radę, dam radę i na pewno będzie Ci łatwiej. Jak wcześniej przeczytałaś ja też się boję galopu i wgl. ale postanowiłam, że uwierzę w siebie bo bez tego ani rusz.
Myślę, że pomogłam. 🙂
Jullqa przede wszystkim nie panikuj. Jak tylko coś takiego chociaż przejdzie Ci przez myśl - wywal to jak najszybciej z głowy i skup swoją uwagę na czymś innym, najlepiej na swojej jeździe  😀 Oprzyj stopy mocniej w strzemionach i odchyl się do tyłu. To jest najpewniejsza droga do utrzymania się na koniu bez względu na jego prędkość. Poza tym zazwyczaj na początku bywa tak, że jeździec z siodła trochę przesadza i kiedy wydaje mu się, że koń leci na złamanie karku z ziemi wygląda to zupełnie inaczej. Nie myśl więc o tej prędkości, nie skupiaj się na niej, po prostu rób swoje. Ja się z tego strachu wyleczyłam jeżdżąc dużo w tereny, zwłaszcza teraz na wiosnę, kiedy konie wyposzczone po długiej zimie pędzą ile fabryka dała  🤔wirek: prawdę powiedziawszy ja też nauczyłam się czerpać z tego przyjemność i lubię sobie czasem poszaleć na prostej  😁
Ja nigdy na lonży nie galopowałam, ale już wcześniej pisałam, że w ogólę do lonży i poganiania mi konia bez mojej kontroli mam uraz. Mimo to uważam, że jeśli tolerujesz lonżę to poproszenie o nią byłoby ok. Nie będziesz musiała myśleć ani o kierowaniu koniem ani o nadawaniu mu tempa bo tym zajmie się instruktor. W tym czasie będziesz mogła wczuć się w ten charakterystyczny koński ruch i skupić wyłącznie na swoim dosiadzie.

Angela jak widać idiotów na tym świecie nie brakuje. I to nie pierwszy raz kiedy słyszę/czytam na forum, że ktoś specjalnie spłoszył konia... Niestety potem często tak to się kończy, że jeździec na takie eskapady nie ma już ochoty - bo strach. Mimo wszystko trzymam za Ciebie kciuki. Dla mnie jedyną terapią w tej sytuacji byłoby po prostu pojechać w teren (na początek krótki) na spokojnym koniu w towarzystwie innego (również spokojnego) konia. Ja już kilka razy stawałam pod ścianą gdzie miałam się wycofać (ze strachu) ale zawsze wtedy myślę, że szkoda życia na obawy i wątpliwości. Jak nie teraz to kiedy? Lonżownik dobra rzecz ale wydaje mi się, że takich lęków człowiek się pozbywa kiedy pojedzie w teren raz, drugi i trzeci i wróci cało i zdrowo nie przeżywszy po drodze żadnych niechcianych przygód. Mam nadzieję, że szybko uda Ci się uporać z tym problemem bo smutno tak mieć pod nosem konia i teren, gdzie można by pohasać i z tego nie korzystać.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się