Julita, sorki, przeoczylam pytanie - niestety nie bylam, ale moja przyjaciolka byla juz kilka razy, lacznie pare miesiecy tam spedzila. Jako wolontariuszka i podrozujac.
No i costam ze studiow pamietam 😉
ekwan przepraszam, ze z takim opoznieniem odpisuje, ale w koncu mam chwile:
z wypozyczeniem samochodu w Jordanii nie ma problemu, fajnie i tanio sie tak podrozuje (my wypozyczylismy na pare dni), drogi maja bdb, tylko trzeba brac poprawke na specyficzny wschodni styl jazdy 😉 ale wbrew pozorom czlowiek latwo sie przyzwyczaja, wypadkow jest malo.
Morze Martwe - jeden dzien to maks. Tam nawet nie ma gdzie spac (no chyba, ze stac Cie na hotel 5*). Nic kompletnie tam nie ma. Podjedzcie sobie na dzien na Amman Beach i zawijajcie sie. Nad tym morzem jest tylko pustynia, fabryki, i obozy dla uchodzcow.
Nie wiem jak z przejezdzaniem jordanskim samochodem przez granice - podejrzewam, ze moze byc kiepsko.
Z przechodzeniem przez granice, jak nie jestescie bardzo podejrzani (jak ja :lol🙂, to nie powinniscie miec problemow. Choc polecam przekraczanie granicy w Aqabie, bo to najbardziej turystyczne przejscie i najmniej powinni sie czepiac. Poza tym to przejscie przez Jordan czasem zamykaja, jak robi sie goraco (po izraelskiej stronie oczywiscie).
Najwazniejsze miejsca w 5 dni zdazycie obleciec spokojnie. Mozna zrobic to tak:
Wypozyczacie samochod w Aqabie i:
Aqaba - Wadi Rum (nocleg w Wadi Rum).
Wadi Rum - Petra (nocleg w Petrze)
Petra - Morze Martwe - Amman (nocleg w Ammanie)
Amman - Madaba - Aqaba (nocleg w Aqabie)
i piatego dnia byczycie sie na plazy za miastem/robicie zakupy w Aqabie a przed zachodem slonca dajecie na granice Aqaba-Ejlat.
heh, chyba zaraz dokoncze jordanskie opowiesci, bo wzielo mi sie przez Ciebie za wspominki! 😉
edit: dobra, wzięłam się do roboty
Zima na Bliskim Wschodzie część III.
(skończylismy ostatnio tu
http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,163.msg1987851.html#msg1987851
a zaczęło się tu
http://voltopiry.pl/forum/index.php/topic,163.msg1963320.html#msg1963320 )
Jesteśmy w Aqabie. Odchorowaliśmy Izrael, w końcu jemy naprawdę dobre jedzenie (choć ja nadal nie znalazłam takiej shawarmy jak w Syrii. będę jej szukać cały wyjazd!).
W naszym totalnie opustoszałym hotelu nr 1, w trakcie mojej jednodniowej choroby zdążyły pogryźć mnie pluskwy, ale nie jakoś masakrycznie 😉 Był to pierwszy i ostatni raz w tym kraju. To chyba znak, że trzeba się w końcu gdzieś ruszyć! Zmieniliśmy hotel na jakiś bliżej miejskiej plaży, wypożyczyliśmy auto (targując się oczywiście) i ruszyliśmy na Wadi Rum.
Aqaba leży w specjalnej bezcłowej strefie, więc wjeżdża się i wyjeżdża przez bramki, na których hmm czasami niektórych sprawdzają. My przejeżdżaliśmy przez nie w sumie jakieś 6 razy. Sprawdzili nas... raz? 😉
Prawie cała Jordania pokryta jest górami (a jak nie górami, to pustynią 😉 ). A góry są piękne - kolorowe, z wyraźnie odcinającymi się kolorowymi paskami z różnych minerałów... Ale o tych kolorach jeszcze będzie. W każdym razie, pomimo trudnych warunków do budowania dróg, właściwie wszędzie są one bardzo dobre (tak chyba z resztą jest w większości regionu). Kolega, który prowadził miał jedynie na początku problem z załapaniem zasad, jakie panują na drodze. Ponieważ teoretycznie ich nie ma 😉 A praktycznie, to jest tak:
-większy ma pierwszeństwo
-ostrzegaj o wszystkim, co robisz (trąbiąc)
-miej oczy dookoła głowy
Ponieważ wszyscy tych reguł przestrzegają, każdy jeździ na tyle ostrożnie, że wypadki są naprawdę rzadkie. Przetarcia - jak najbardziej (ale to głównie w dużych, zakorkowanych miastach). Generalnie Arabowie to bardzo dobrzy kierowcy.
Dojechaliśmy do Wadi Rum. To taki rezerwat na pustyni wśród gór. IMO najpiękniejsze miejsce ever! To między innymi tam miał swój obóz Lawrence z Arabii. Są tam niesamowite formacje skalne, próbuje się odbudować populację oryksa, mieszkają tam też Beduini. Można się u nich przekimać. Dobra opcja na cieplejsze noce, my niestety nie skorzystaliśmy, bo temperatura nocą była zbyt niska, a my jeszcze nie do końca wyzdrowieliśmy. Jest sporo szlaków, którymi można (koniem, wielbłądem, samochodem, samolotem, motolotnią) zwiedzać Wadi Rum. My postawiliśmy na terenówkę i było super. Najpierw przejeżdża się przez malutką beduińską wioseczkę. A potem jest już to:
W trakcie zatrzymaliśmy się na herbatę u Beduinów. Cóż, to było miejsce typowo pod turystów, ale równocześnie była to najlepsza herbata jaką piłam 😉 Beduini mieli pieska, którego zaczarował Boy:
zdjęcie dziwne, bo robione jakimś krejzi obiektywem, typu rybie oko czy inne cudo 😉
Piasek w różnych miejscach miał różne kolory - ceglany, czerwony, pomarańczowy, żółty... Góry też były różnokolorowe!
Na koniec udało nam się zaliczyć zachód słońca na pustyni 🙂
Nie wiem czy wiecie, ale na Bliskim Wschodzie, słońce wschodzi i zachodzi bardzo szybko. To jest moje prywatne syryjskie odkrycie 😉 Polski zachód słońca mieni się kolorami przez ponad godzinę nieraz... a tam - parę minut i koniec. Słońce znika w oczach i bardzo szybko robi się ciemno. Dlatego na wschody nigdy mi się nie chce wstawać, bo to nic specjalnego tak szczerze mówiąc 😁
Ponieważ zaczęło się ściemniać, musieliśmy się zwijać. Wróciliśmy do Aqaby inną drogą, żeby zobaczyć, czy w okolicy jeszcze coś jest. Są niestety tylko jakieś malutkie biedne wioseczki i tory kolejowe. No i nic nie jest w stanie pobić niesamowitego, niemal księżycowego (a może bardziej marsowego - od tego czerwonego piachu) krajobrazu Wadi Rum. W moim osobistym rankingu przebija nawet Petrę. Będę chciała tam jeszcze wrócić na pewno! Następnym razem - koniecznie na noc.
Limit zdjęć się skończył znowu, więc... c.d.n. 😉
zdjęcia moje i Michała Sacharewicza:
http://www.sacharewicz.pl/