Sprawy sercowe...

kujka   new better life mode: on
26 czerwca 2014 17:55
a ja jak filip z konopii wyskocze z wywiadem, bo czytajac go pomyslalam o tym watku:
[url=http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,15811979,Daniel_Jones___redaktor_najbardziej_poczytnej_na_swiecie.html#TRrelSST]klik[/url]
na zdrowie!
Murat-Gazon, tak jak pisze Dodofon i szafirowa - to NIE JEST "wariactwo emocjonalne". To typowe zaburzenia percepcji. Słynne "uważaj na marzenia, bo mogą się spełnić".
Mam dokładnie takiego męża, jak kiedyś sobie wymarzyłam. Dziś wiem, że zupełnie inny typ osobowości znacznie lepiej odpowiadałby moim Rzeczywistym potrzebom. Ale to nie jest wina mojego męża! Wspaniałego zresztą człowieka. Bywało burzliwie, gdy uparcie próbowałam go zmienić w kogoś, kim nie jest i nie będzie. Teraz wiem, że "każda zaleta ma swoja wadę" 😁
A największe problemy mamy z określeniem co to znaczy, konkretnie, "lepiej". Bo WSZYSTKIEGO na 100%-  mieć się nie da 🙁 I tak - mam męża super "kompatybilnego" z moim systemem wartości, a np. niekoniecznie skłonnego do towarzyszenia mi w huśtawkach emocjonalnych 🙂 Itd.
Też wam się wgryzę w dyskusję. Wczoraj mój gad tajemniczo, wymacywał czegoś pod kołdrą. Pomimo paskudnego okresu w moim życiu zafundował mi wspaniały wieczór, taki, jakich dawno nie mieliśmy. Kolacja, kąpiel, masaż itepeitede. No i ja tam coś się jeszcze zbieram, siedząc na kraju łóżka, a ten grzebie pod tą kołdrą coś i się uśmiecha. No to myślę - kurde, pierścionek! Oświadczyny! Może trochę zły moment, jak na taką decyzję, bo żałoba w rodzinie i ogólnie się trochę nie układa, ale jeśli już zadecydował, że się będzie dziś oświadczał, to jasne, że przyjmę. Czekam na ten dzień już tyle czasu. Chociaż... Trochę tak sobie kiepsko wymyślił, żeby pierścionek spod kołdry wyjmować i to w takich okolicznościach, bo i kreatywny chłopak jest i zawsze więcej taktu w sobie miał... Ale może to trema, emocje i w ogóle. Przeciągnął tą rzecz pod swoją poduszkę, kazał mi się położyć do spania i sam się walnął obok i 'dobranoc' mi mówi. Myślę sobie - kurde, rozmyślił się, albo czeka aż usnę, albo, albo, albo... i nie wytrzymałam. Pytam z nadzieją w głosie:
- Kochanie, czego ty tak szukałeś pod tą kołdrą?
- A, bo zostawiłem zatyczkę od perfum na łóżku i nie chciało mi się jej zabierać wcześniej, a też nie chciałem, żebyś się na nią nabiła, jak się będziesz kładła... A co?
😵 Co ja sobie myślałam... 😵 Chyba prochów się za dużo nażarłam.
Mój gad jest podobny do mojego taty - jest złośliwy, uparty i nie daje łatwo za wygraną. A ja muszę mieć osobę, z którą mogę się posprzeczać i porywalizować. Kto się czubi ten się lubi. Oboje są zaradni i dbają o swoje kobiety. I jestem szczęśliwa i z jednym i z drugim, więc może faktycznie coś w tym jest.
Dodofon, dziękuję za wyjaśnienia 🙂 I trzymam mocno kciuki za Ciebie :kwiatek:
Halo to w moim już nieistniejącym małżeństwie było w zasadzie tak, że mój eks był dokładną odwrotnością takiego zestawu cech, jakie już od dłuższego czasu wiem, że podobają mi się w mężczyznach. Ale ja to akceptowałam, nie próbowałam go zmieniać w kogoś, kim nie jest. Chciałam natomiast, żeby zaakceptował także to, jaka ja jestem. A on próbował upodobnić mnie do siebie, mimo że byliśmy zupełnie różni. I tak dzisiaj to analizując - w dużej mierze próbował mnie zmienić nie tyle w siebie, ile w kopię swojej mamy.  😵 Czyli wracamy do tematu wzorców, jak nie jedno z pary szuka odbicia rodzica, to drugie - a ja i jego mama to kompletne przeciwieństwa.
Swoją drogą myślę sobie, że musiał być równie nieszczęśliwy w tym związku, jak ja, skoro tak daleko odbiegałam od wzorca kobiety, jaki mu pasował.
Murat-Gazon, piąteczka! ja teraz z perspektywy czasu widzę, że mój ex też miał jakieś wyobrażenie mnie, też zupełnie różne od tego jaka faktycznie jestem. I chyba liczył że po ślubie zacznie mnie formować jak plastelinę i dopasowywać do swoich wyobrażeń. Niestety nie chodziło o błahostki tylko o duże, niemożliwe do zmiany rzeczy.. I chyba też go to męczyło i był naprawdę nieszczęśliwy, co zresztą było widać. Teraz jest dużo szczęśliwszy i wyluzowany bo odpuścił mission impossible. Jejku.. ale nam to obydwojgu na dobre wyszlo....
Breva no bo to jest podstawowa prawda życiowa dotycząca związków - albo akceptujesz człowieka takim, jakim jest, albo nic z tego nie będzie.
Nie da się zmienić drugiej osoby w kogoś, kim nie jest.
Mało tego, choćby ten ktoś sam próbował dostosować się do oczekiwań drugiej strony, to się też nie uda i tylko sam się unieszczęśliwi jeszcze bardziej. Wiem, bo dobrych kilka lat próbowałam być taka, jak P. oczekiwał, że będę, ale to zawsze było sztuczne i nigdy go nie zadowalało (bo niby jak miało, skoro było nieautentyczne). I właśnie też chodziło o kluczowe sprawy, takie z gatunku definiujących, kim się jest. Efekt był jeszcze gorszy.
Nieszczęśliwy jest w takim układzie zarówno zmieniany, jak i zmieniający.
Gillian   four letter word
27 czerwca 2014 10:46
Dowiedziałam się wczoraj zupełnie przypadkiem, że mój chłop planuje mi budować stajenkę pod domem. Stwierdził, że inaczej sobie tego nie wyobraża. Niech mnie ktoś uszczypnie 🙂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
27 czerwca 2014 10:57
G. żyć nie umierać! 🙂
dodzilla, dobrze że na głos nic nie powiedziałaś 😉
ja miałam taką sytuację kiedyś na rowerach: jedziemy ścieżką, wąsko dosyć, także jeden za drugim. Jedziemy, jedziemy, wkoło lasy, krzaki, pokrzywy łaskoczą po łydkach, nagle przed nami mostek i strumyk. Zostałam poproszona o poczekanie, (ex) pojechał pierwszy, zatrzymał się na tyle daleko, że nie widziałam co robi (krzaki).
No i myślę: no jak nic się oświadczy, słyszę: już możesz jechać, no wiec jadę uśmiechnięta, szczęśliwa, a tu: "klik"
-no, chciałem cię nagrać jak przejeżdfzasz przez ten mostek.
😂

Gillian, złoto nie facet 😉

Ciekawe co piszecie o tych wyobrażeniach a rzeczywistości.
Kiedy sobie uświadomiłam, że nie mogę zmieniać kogoś pod to moje wyobrażenie o idealnym facecie;
zamiast zmieniać, zaczęłam takich szukać. Tylko, że po jakimś czasie następuje zderzenie rzeczywistości z wyobrażeniem.
Teraz widzę, że moje wyobrażenia lekko mijają się z rzeczywistością.
Ale podoba mi się tak jak jest. Myślę, że te lekkie mijanie się jednego z drugim dostarcza w zamian nutki ekscytacji.
Niby znam Go, chcę z Nim być, dbać o Niego i chcę z Nim mieć "stadko",  z drugiej strony myślę, czy my faktycznie dla siebie.
Znamy się już (dopiero) 4 lata, ponad rok mieszkamy razem.

Chciałabym mieć więcej pewności co do związku, jednocześnie kiedy jest obok, czuję że liczy się tu i teraz. Czuję przede wszystkim, że mam obok siebie przyjaciela. Potem kochanka, partnera. Nie wiadomo co będzie jutro i tak jak zwykle filozofię "carpe diem" odbierałam jako: szalej i rób głupie rzeczy teraz (takie typowo nieodpowiedzialna postawa, bez brania na siebie odpowiedzialności za swoje słowa, czyny), tak teraz wiem, że to najważniejsze, bo życie to jest teraźniejszość. Mamy w pamięci to co było, ale potrafimy się cieszyć z każdej upływającej sekundy bo każda jest niepowtarzalna i jedyna.

(Byłam dziś na pogrzebie, może dlatego mnie tak natchnęło. Z resztą, to był chyba najbardziej optymistyczny i piękny pogrzeb na jakim kiedykolwiek byłam. *O ile się jest wierzącym.)


A jak macie z fizycznością?
Przeciez nie każda z nas chodzi z mężczyzną który jej się w 100% podoba?

Byłam bliska związania się na zawsze z facetem, który był zupełnym przeciwieństwem mojego "idealnego" mężczyzny.
Będąc z nim, uległam zachowaniu, charakterowi, bo nim mnie zdobył.
jednak czasami nachodziły mnie myśli, że jednak brakuje mi choć jednej cechy fizycznej, która mnie kręci.
Teraz moja połówka odpowiada mi pod względem cech fizycznych prawie w 100% 😎
o i jakoś mam większą satysfakcję myśląć o naszym związku, przyszłości.
Jestem bardzo ciekawa jak nasze życie się potoczy, czy to już koniec "szukania", czy nie, trochę się boję myśleć o przyszłości z tego względu.
Dziwnie jest mieć w sobie dwa tak różne uczucia...

PS Dodofon, ja czytając opis Twojego Taty mam wyobrażenie właśnie mojego idealnego faceta, takiej oazy spokoju, z własnym zdaniem, empatycznego samca, który lubi przyrodę 😉
Gillian   four letter word
27 czerwca 2014 11:30
Thymos, nie wszystko złoto co się świeci, ale chyba lepiej trafić nie mogłam 🙂
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
27 czerwca 2014 11:41
Thymos, spotykałam się z różnie wyglądającymi facetami. Najczęściej daleko im było od ideału: niscy, chudzi/puszyści, blondyni.
P. za to jest wysokim, dobrze zbudowanym brunetem.  😜
Thymos bo ideałów nie ma. Każdy ma zalety i wady.
Pamiętam jak ja czasem po kłótniach myślałam sobie czemu mój facet nie może być inny w danej kwestii, inaczej reagować w danej sytuacji i tak dalej. Czasem zazdrościłam innym kobietom, że ich mężczyźni w określonej sytuacji zachowują się tak jak mój nie potrafi. Ale Ci faceci, na pewno mieli inne wady których ja nie widziałam, bo ich nie znałam. To tak trochę jest jak z tą trawą, która za płotem zawsze wydaje się bardziej zielona 😉
Z wiekiem przyszło zrozumienie, że wady trzeba zaakceptować, a jeśli się ich nie da absolutnie zaakceptować, to lepiej się rozstać, bo próbując zmienić człowieka, wyrządza się sobie nawzajem krzywdę.
Teraz nie patrzę tylko na same, przeszkadzające mi wady. Patrzę na wady i zalety. Szukanie mężczyzny wedle swoich sztywnych wyobrażeń, bez kompromisów i elastyczności, to jak szukanie księcia z bajki. Tak można szukać w nieskończoność, bo ludzi nie da się wpisać w określony szablon 😉
Pamirowa w temacie ideałów moja przyjaciółka powiedziała kiedyś moim zdaniem bardzo mądrze: "Ideałów nie ma. Ale są mężczyźni, których wady nie mają dla ciebie znaczenia."
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2128132#msg2128132 date=1403866011]
Pamirowa w temacie ideałów moja przyjaciółka powiedziała kiedyś moim zdaniem bardzo mądrze: "Ideałów nie ma. Ale są mężczyźni, których wady nie mają dla ciebie znaczenia."
[/quote]

Murat, właśnie polałaś miodu na moje serce 😉
Czy tam balsamu na moją duszę :P

No tak, wiadomo, nie ma ideałów, są ludzie, których wady nam nie przeszkadzają, albo je akceptujemy, bo w bilansie jesteśmy z nim szczęśliwe (wzajemnie) i ma więcej cech porządanych niż tych "złych".
Tylko wydaje mi się, że wtedy zawsze w głowie zostaje: a może znalazłby się ktoś jeszcze bardziej "dla mnie i ja dla niego"?
Pomimo tego, że teraz już jest cudownie.


Nie boicie się, że jak jest idylla, to ona kiedyś się skończy?


JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
27 czerwca 2014 12:25
Thymos, nawet jeśli z wyglądu nie jest idealny to ma to coś co mnie kręci 😉 A z czasem i fizycznie zaczyna mi się podobać 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 czerwca 2014 12:40
Thymos moj to taki poczciwy, rubaszny slowianin. W ogole nie w moim typie. Wole go z elegancko podcieta broda, a on chodzi jak zarosniety wiking. No I jak go poznalam byl zdecydowanie chudszy I bardziej umiesniony. Ale jak czasem na mnie spojrzy, przytuli, stoi przy kowadle czy idzie w zbroi na bitwe... no serce to mi jak szalone bije 😉
Thymos jak dla mnie jeśli idylla jest wynikiem burzy hormonów i pierwszego etapu zakochania, to tak, skończy się.
Ale jeśli jest wynikiem wzajemnego szacunku, zrozumienia i dbania o potrzeby drugiej strony - to nie ma powodów, by się skończyła.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2128132#msg2128132 date=1403866011]
Pamirowa w temacie ideałów moja przyjaciółka powiedziała kiedyś moim zdaniem bardzo mądrze: "Ideałów nie ma. Ale są mężczyźni, których wady nie mają dla ciebie znaczenia."


Murat, właśnie polałaś miodu na moje serce 😉
Czy tam balsamu na moją duszę :P

No tak, wiadomo, nie ma ideałów, są ludzie, których wady nam nie przeszkadzają, albo je akceptujemy, bo w bilansie jesteśmy z nim szczęśliwe (wzajemnie) i ma więcej cech porządanych niż tych "złych".
Tylko wydaje mi się, że wtedy zawsze w głowie zostaje: a może znalazłby się ktoś jeszcze bardziej "dla mnie i ja dla niego"?
Pomimo tego, że teraz już jest cudownie.


Nie boicie się, że jak jest idylla, to ona kiedyś się skończy?



[/quote]


Thymos nie można tak myśleć, że może znalazłby się ktoś jeszcze bardziej odpowiedni od obecnego, przy założeniu, że jesteś z nim szczęśliwa. Bo to w dalszym ciągu szukanie księcia z bajki 😉 Może znalazł by się taki, który będzie miał jeszcze bardziej odpowiadające Ci cechy od poprzedniego mężczyzny, ale może przy tym mieć wady, których z kolei nie zniesiesz. A jak wiadomo, wady zauważymy dopiero po pewnym czasie. I tak można całe życie spędzić na szukaniu tego odpowiedniego. Moim zdaniem, to nie powinno zresztą polegać na szukaniu. Po prostu w pewnym momencie trafia się na mężczyznę, który nam odpowiada i nawet jego wady, nie są w stanie nas do niego zniechęcić. Murat-Gazon przytoczyła bardzo trafne słowa swojej koleżanki 🙂 Zresztą, czyż to nie jest tak, że lepsze jest wrogiem dobrego? 😉 Bo zawsze może być lepiej, inaczej, więcej, ale łatwo jest przedobrzyć.

Idylla zawsze może się skończyć, bo nie wiemy co nas jeszcze w życiu czeka. Więc nie ma sensu się obawiać, bo co ma być i tak przyjdzie, niezależnie od tego czy będziemy się tego bali czy nie.
Ale po prawie 9-ciu latach razem, w tym prawie już trzech jako małżeństwo, mogę powiedzieć, że idylla nawet po takim czasie nie musi się skończyć. I mimo tego, że się mojemu mężowi trochę przytyło, a jak zaczynałam z nim być to był bardzo przystojnym, fajnie zbudowanym mężczyzną, mimo tego, że nie bywa już raczej romantyczny, nie zaprasza mnie do kina, na kolacje, nie zapala świec w calutkim pokoju jak kiedyś, nie kupuje mi kwiatów, dalej jest między nami idylla, tylko wygląda po prostu inaczej niż w początkowej fazie związku. Szczerze mówiąc, chociaż motyle w brzuchu i ta magia z poznawania siebie jest niesamowita, to ja jednak wolę obecny stan, bo daje pewność i bezpieczeństwo. Bo wiem, że mam osobę na którą mogę liczyć w każdej sytuacji, która mnie wspiera, rozśmiesza, dla której jestem piękna bez makijażu, zaraz po wstaniu z łóżka, czy chora z gorączka i zakatarzona 😉 Pomimo, że z mężem mieszkamy już około 6 lat razem, to kiedy nie widzimy się 10 godzin, bo siedzimy w pracy, to tęsknimy za sobą i zawsze po powrocie lubimy się do siebie przytulić. Oczywiście, że mój facet ma wady, że czasem mnie wkurza i miewam go dosyć 😉 Nie raz sobie myślę, że fajnie by było mieć faceta, który sprząta w domu i gotuje obiady. Ale z drugiej strony, mąż ma wiele innych zalet, więc nie może być we wszystkim idealny 😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2128175#msg2128175 date=1403869908]
Thymos jak dla mnie jeśli idylla jest wynikiem burzy hormonów i pierwszego etapu zakochania, to tak, skończy się.
Ale jeśli jest wynikiem wzajemnego szacunku, zrozumienia i dbania o potrzeby drugiej strony - to nie ma powodów, by się skończyła.
[/quote]

No to mnie uspokoiłaś 😉

Że lepsze jest wrogiem dobrego, to się w sumie w stajni staram stosować!
To nie tak, że ja chcę kogoś szukać, bo tak jak jest, mogłoby trwać do końca świata.

I właśnie to, że żyje się chwilą pomaga mi nie myśleć o przyszłości. Może mam jakiś taki etap teraz, że tak mi zależy - że aż się boję - jestem w 100% przekonana że to wynika też z rozwodu moich rodziców. (32 lata poślubie, jeszcze nie tak dawno po osiedlu chodzili ze sobą za ręce, a teraz już rok minie od rozwodu (inna dup* - przepraszam, inna miłość 😎 - do mojego tatusia zapukała...)

Po prostu mam ostatnio jakieś przekonanie, że później on i tak gdzies odejdzie, że wszyscy faceci tacy są. To przykre i krzywdzące, pracuję nad tym, no ale w głowie siedzi i męczy :/

U mnie chemię ciężko zabić, a przynajmniej mój pociąg do partnera 😁
Myślę, że ta chemia to jak z grą. Mam nową grę, jest super, ale jak już się przejdzie dwa razy to staje się nudna.
Człowiek, nie znamy, więc tworzymy domysły - interesuje nas, myślimy o nim.
Jak już poznamy, trochę chemia pada.
Po roku, myślimy co by zjadł na obiad, a po 15 już nie myślimy bo wiemy. Oby to też było fajne!

Thymos myślę, że po  piętnastu cieszymy się, że mimo tylu lat jedzenia ulubionej pomidorówki on wciąż pędzi na obiad jak na skrzydłach i twierdzi, że nikt nie robi jej takiej smacznej jak ty.  😉
Thymos chociaż mnie samej ciężko czasem w to wierzyć i też się tego trochę boję (ale staram się o tym po prostu nie myśleć), to nie wszyscy faceci odchodzą po latach od swoich żon. Nie musi tak wcale być przecież, więc nie ma co martwić się na zapas, chociaż wiem, że to nie jest takie łatwe.

Powiem Ci, że jak ta początkowa chemia, którą nazywa się zauroczeniem mija, też może być fajnie. Nawet po latach. I to, że zna się tego drugiego człowieka tak dobrze, też jest fajne. Bo nie trzeba się domyślać, co lubi a czego nie. Zna się jego nawyki, reakcje i zachowania i po prostu łatwiej się razem żyje. Nie traci się dzięki temu tyle energii na bezsensowne kłótnie, bo po dłuższym czasie człowiek ma szanse nauczyć się siebie nawzajem.
To, że chemia opada, wcale nie znaczy, że nagle przychodzi nuda. Przynajmniej w przypadku moim męża, tak nie jest 😉
pamirowa, w moim też tak nie jest, znam go ponad 4 lata  (jak już pisaałam korzystam od ponad roku) i cały czas mnie kręci. Po prostu ma w sobie to coś 😉
korzystasz od ponad roku?? Zabrzmialo to przynajmniej dziwnie  🤣
To, że jestem w związku, to też nie oznacza ze mam klapki na oczach, bo zauważam facetów - szczególnie tych przystojnych 😉 Natomiast szukając partnera na stałe, kieruję sie nie tylko wyglądem - oczywiście, musi mnie pociągać i przyciągać, ale jest szereg cech, które sa bardzo istotne przy budowaniu stałej relacji.
Znam kilka tzw.ciasteczek, na które można tylko patrzeć, bo jak otwierają buzie, to aż smutno się robi  🤣
Znam kilka tzw.ciasteczek, na które można tylko patrzeć, bo jak otwierają buzie, to aż smutno się robi  🤣

Tak mi się od razu przypomniało 😁
Jak się dzielą faceci na polibudzie?
1) Przystojni
  a) i inteligentni = zajęci
  b) do momentu pierwszej rozmowy
2) Brzydcy
  a) ale da się pogadać
  b) nerdy - ani popatrzeć, ani pogadać
3) Szara masa - tak szara, że nawet ich nie zauważasz
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
27 czerwca 2014 23:56
Najfajniejsi faceci mają już żony albo chłopaków.


Thymos, jestem optymistką co do twojego związku. Bo dojrzałość - nie maleje. Gdy już się pojawiła, to może tylko wzrastać. Myślę, że jeszcze tęsknisz za dawną, "nieokreśloną" - tak to ujmijmy 😉 - JA. I nie ufasz, czy "szaleństwo młodości" nie dopadnie ciebie czy jego. Widocznie twój tata nie dojrzał nigdy 🙁, możliwe, że twoja mama "ciągnęła" dojrzałość związku za dwoje. Na to bacz pilnie - czy któreś z was nie zaczyna drugiego kosmicznie wyprzedzać poziomem dojrzałości i czy nie niesie większości trudów relacji na własnych barkach.

Mój mąż jest "facetem z odzysku". Choć sytuacja była bardzo klarowna (nie poznałam ex-żony, ale utrzymujemy pewien kontakt), zawsze ciut obawiałam się, że zwyczajnie - porzucił żonę, bo już nie była młoda, bo się znudzili, etc. Dopiero gdy minęły lata, zorientowałam się co, prawdopodobnie, rozwaliło ich małżeństwo. Bo nam groził identyczny schemat. Z wiekiem związany o tyle, że upływ czasu i doświadczenia życiowe - modyfikują osobowość i zmieniają "układ" między stronami relacji. Czasem ludzie nauczą się "nowego", zmienią dotychczasowe "zasady", zmodyfikują relację - i kochają się nadal, każde "tego innego", czasem ten trud (bo to jest niewąski trud) ich przerasta - i wolą poszukać "dotychczasowej" osoby, o innych "danych identyfikacyjnych".
Na to bacz pilnie - czy któreś z was nie zaczyna drugiego kosmicznie wyprzedzać poziomem dojrzałości i czy nie niesie większości trudów relacji na własnych barkach.


upływ czasu i doświadczenia życiowe - modyfikują osobowość i zmieniają "układ" między stronami relacji. Czasem ludzie nauczą się "nowego", zmienią dotychczasowe "zasady", zmodyfikują relację - i kochają się nadal, każde "tego innego", czasem ten trud (bo to jest niewąski trud) ich przerasta - i wolą poszukać "dotychczasowej" osoby, o innych "danych identyfikacyjnych".


O to, to... Idealne podsumowanie historii mojego nieudanego małżeństwa. Lepiej tego nie można ująć.
Może ja już jestem baba starej daty, ale
Razi mnie pisanie o facecie "Śmierdziel" lub w kontekście przedmiotowym,
czyli "korzystam już..." Biją te słowa po oczach brakiem szacunku.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się