Sprawy sercowe...

Murat-Gazon super, że są ludzie tacy jak Ty z bardzo jasno określonymi zasadami i przede wszystkim z umiejętnością bezwzględnego stosowania ich w każdej sytuacji (nawet tej gdzie działają silne emocje).
Ale nie każdy jest tak moralno czarno-biały.
Co więcej uważam, że człowiek może odczuwać tak wiele rodzajów miłości, fascynacji, pociągu na raz, że ciężko czasem jednoznacznie określić- "ok kocham tę osobę, a uczucie do tamtej wygasło, więc odchodzę".
Szczególnie dotyczy to młodych osób ( i to nie tylko "młodych" wiekiem, ale też "młodym" jeśli chodzi o doświadczenie w związkach).
I dlatego "młodzi" powinni korzystać z doświadczeń "starszych". No ale to jak wiadomo nie jest do zrealizowania, bo wtedy "się wie najlepiej".  😉
A jak już się życiowo i wiekowo zostanie "starszym", to się zapomina, jak to samemu było się pewnym własnej nieomylności, i się burczy na "młodych", że się im mówi i tłumaczy, a oni i tak swoje.
Murat-Gazon Ty tak serio?
Naprawdę uważasz, że ludzie powinni zrezygnować z życia "na swój sposób", popełniania własnych błędów na rzecz "słuchania rad starszych"?
Murat-Gazon, ale czy wtedy kiedy umiałaś podjąć taką decyzję (brawo!) miałaś na koncie np. wspólny kredyt, wspólną własność (samochód, mieszkanie), kilka-kilkanaście wspólnych lat, przebyte razem choroby albo inne nieszczęścia, wspólną firmę, no i to co najważniejsze dziecko?
Bo to tak jak pati12318 napisała - może wygasnąć miłość, może nawet wygasnąć przyjaźń i jakakolwiek sympatia między partnerami, a zostają zobowiązania.

Nadal nie mam dość czasu, a tu taka interesująca wymiana myśli.

W skrócie tylko powiem, że stety-niestety miałam i mam możliwość obserwacji bardzo dużej ilości dziwnych układów. Z tą trzecią, tym trzecim, z tą trzecią i tym czwartym jednocześnie. Układów stałych, zmiennych, itd. O takich sprawach i trudnościach rozmawiają ze mną kobiety i mężczyźni. I to naprawdę bardzo, bardzo trudno oceniać czarno-biało.
Pomimo tego, że jak się wcześniej wypowiadałam mam w sobie sporą dozę idealizmu i romantyzmu. I chciałabym widzieć wokół siebie tylko piękną, czystą miłość.
Ale też nie umiem potępiać ludzi. Nie umiem im odmówić próby szukania własnego szczęścia. Nie umiem im odmówić uśmiechu na twarzy kiedy okrzepną po podjęciu trudnych decyzji.

Interakcje między ludzkie + niespodzianki jakie niesie życie tworzą niesamowicie skomplikowane wzory. Tego się jednak nie da przyłożyć do jednego kanonu zasad.

I jeszcze jedno - widzę różnicę (z praktyki tego, co wiem) pomiędzy "wydzieraniem kogoś na siłę ze związku" a... nie wiem jak to dobrze określić... próbą poznawania się z kimś kto jest w związku.
To pierwsze tak naprawdę rzadko się zdarza. Tak cwanych i zatwardziałych ludzi nie znam. Może z dalszych opowiadań.
Raczej występuje to drugie. Bo nie zawsze można "zniknąć z oczu", bo się np. ze sobą pracuje czy spotyka z jakiś okazji koleżeńskich, itd. A to "coś" kiełkuje czy chcesz czy nie.
Poza tym (tu pisałam, że według mnie napisałaś nielogicznie) skoro "czekam aż się rozstanie i zaczniemy budować na czystym gruncie" to jednak utrzymuje się kontakt. Może (i powinien) to być kontakt który nie przekracza granic intymności (czyt. seks), ale jednak kontakt się ma, jeśli "coś" zaskoczyło. Bo ta osoba, która chce skończyć swój dotychczasowy związek też chce (i chyba ma wręcz prawo) wiedzieć, że zmienia swoje życie, a przez to sprawi przykrość dotychczasowemu partnerowi, dla czegoś co naprawdę JEST, co ma przyszłość. O tym już napisała pati12318.

To naprawdę nie jest czarno-białe, tak jak to nasze pisanie tutaj na forum.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
28 stycznia 2015 12:37
Bo ta osoba, która chce skończyć swój dotychczasowy związek też chce (i chyba ma wręcz prawo) wiedzieć, że zmienia swoje życie, a przez to sprawi przykrość dotychczasowemu partnerowi, dla czegoś co naprawdę JEST, co ma przyszłość. O tym już napisała pati12318.


Czyli na zasadzie "rozstanę się z żoną/mężem jeśli obiecasz, że ze mną będziesz"?  😲 A jak nie to się nie rozstanę? Czy źle zrozumiałam?  :kwiatek:
Naprawdę uważasz, że ludzie powinni zrezygnować z życia "na swój sposób", popełniania własnych błędów na rzecz "słuchania rad starszych"?

Nie, oczywiście, że nie, zresztą to jest nierealne. Bardziej chodzi mi o to, że wielu błędów i nieprzyjemnych sytuacji można byłoby uniknąć albo znacznie zmniejszyć ich skutki, gdyby się chociaż posłuchało, co ci starsi i bardziej doświadczeni mają do powiedzenia. Bo zazwyczaj (nie mówię, że zawsze) mają jednak do powiedzenia mądre rzeczy. Tylko to się widzi zwykle dużo, dużo po czasie.
To bardziej taka refleksja filozoficzna nad życiem niż cokolwiek innego.  🙂

Ascaia mam w zasadzie to samo pytanie, co smarcik.
Bo widzisz, w sytuacji, którą wcześniej opisałam, ja co prawda byłam właśnie bardzo młoda (wiekiem i "stażem życiowo-związkowym"😉, ale jak już napisałam - facet, w którym się zakochałam, nie miał zielonego pojęcia, że ja coś do niego czuję, ba, mało tego, doskonale wiedziałam, że jestem zupełnie nie w jego typie i szanse, żeby zwrócił na mnie uwagę, są bliskie zeru. Ale to nie miało znaczenia, liczyło się dla mnie to, że oszukuję mojego obecnego chłopaka, gdyż samym faktem bycia z nim niejako deklaruję, że czuję do niego coś więcej niż sympatię, a tak już nie było. To był dla mnie wystarczający powód do zakończenia tego związku.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
28 stycznia 2015 12:54
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2278646#msg2278646 date=1422448961]
Ale to nie miało znaczenia, liczyło się dla mnie to, że oszukuję mojego obecnego chłopaka, gdyż samym faktem bycia z nim niejako deklaruję, że czuję do niego coś więcej niż sympatię, a tak już nie było. To był dla mnie wystarczający powód do zakończenia tego związku.

[/quote]

Tylko sama napisałaś, że chodziło o chłopaka. Czy jeśli chodziłoby o męża i dwójkę dzieci, platoniczne zadurzenie się w kimś też byłoby wystarczającym powodem do zakończenia związku?


Mi o te dzieci chodzi.. Mąż/żona to dorosła osoba, potrafi sobie w życiu poradzić i wie, że nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Ale to dzieci cierpią najbardziej a nie sądzę, by można je było obarczać JAKĄKOLWIEK winą.

Bo to tak jak pati12318 napisała - może wygasnąć miłość, może nawet wygasnąć przyjaźń i jakakolwiek sympatia między partnerami, a zostają zobowiązania.



I jeszcze jedno - widzę różnicę (z praktyki tego, co wiem) pomiędzy "wydzieraniem kogoś na siłę ze związku" a... nie wiem jak to dobrze określić... próbą poznawania się z kimś kto jest w związku.

jeżeli mówimy o małżeństwie to proponuję zapoznać się z przysięgą, którą dwoje dorosłych ludzi sobie składa. I tak zostają zobowiązania ale nie tylko. Zostają pokaleczoni ludzie bo nie włożyli wysiłku aby ich związek się rozwijał, aby podtrzymywać ogień .
Co do drugiej części. Ja nie widzę różnicy. To tylko inna metoda osiągnięcia celu - rozwalenia czyjegoś małżeństwa.
smarcik w temacie dzieci to będzie już czysto teoretyczne, ale wydaje mi się, że jeśli załóżmy kobieta zostaje w związku z niekochanym mężczyzną ze względu na to, że jest ojcem jej dzieci, ale go nie kocha (tylko kocha kogoś innego), to prędzej czy później taka sytuacja emocjonalna odbije się na jakości tego związku. Nie da się budować na kłamstwie, a to już jest moim zdaniem kłamstwo. A dzieci doskonale wiedzą, kiedy między rodzicami coś jest nie tak, i zwykle nie jest to dla nich najlepsze. Może i w takiej sytuacji lepiej by było, żeby rodzice się rozstali? Przecież dzieci nadal mogą mieć z nimi kontakt.
Znam co najmniej kilka osób, których rodzice się nie rozstali "bo dzieci", i teraz jako dorosłe osoby one wszystkie twierdzą, że zarówno dla nich, jak i dla rodziców byłoby lepiej, gdyby się rozstali.
Oczywiście pominęłam uniemożliwiający całą sytuację aspekt materialny jako nieistotny dla rozważań etyczno-psychologicznych.
smarcik, i źle, i dobrze zrozumiałaś.

Wiedziałam, że tak będzie z pisaniem "na szybko" 🤔
Wieczorem dziewczyny, wieczorem. Pozdrawiam z pracy, a za chwilę wybywam na pogrzeb. 🙁
Majowa przysięgi? Bardzo przepraszam i nie chcę nikogo urazić. ale ma wrażenie, że treść przysięgi małżeńskiej (mówimy o tej przysiędze cywilnej czy religijnej bo to zasadniczo zmienia postać rzeczy) już dawno przestała znaczyć tak wiele jak jeszcze np. 100 lat temu.
Ludzie biorą ślub z tak wielu powodów i niestety rzadko z powodu takiej szczerej, wielkiej miłości (a często z powodów finansowych, bo wspólny kredyt, bo tak wypada, po ciąża, po rodzina naciska).
Często ślub biorą bardzo młode osoby (z powodów wymienionych wyżej) i jest to decyzja totalnie nieprzemyślana i powodująca wiele krzywdy w dalszym życiu.

Tak jak już napisałam, jest tak wiele rodzajów miłości, uczuć, sytuacji, osobowości i problemów, że jednoznaczna ocena nigdy nie będzie możliwa.
Majowa przysięgi? Bardzo przepraszam i nie chcę nikogo urazić. ale ma wrażenie, że treść przysięgi małżeńskiej (mówimy o tej przysiędze cywilnej czy religijnej bo to zasadniczo zmienia postać rzeczy) już dawno przestała znaczyć tak wiele jak jeszcze np. 100 lat temu.
Ludzie biorą ślub z tak wielu powodów i niestety rzadko z powodu takiej szczerej, wielkiej miłości (a często z powodów finansowych, bo wspólny kredyt, bo tak wypada, po ciąża, po rodzina naciska).
Często ślub biorą bardzo młode osoby (z powodów wymienionych wyżej) i jest to decyzja totalnie nieprzemyślana i powodująca wiele krzywdy w dalszym życiu.

Tak jak już napisałam, jest tak wiele rodzajów miłości, uczuć, sytuacji, osobowości i problemów, że jednoznaczna ocena nigdy nie będzie możliwa.

Dlaczego uważasz że przysięga nie ma znaczenia takiego jak dawniej ? Dla mnie jest oczywistą rzeczą że ma. Nawet większą. Teraz są mniejsze naciski  " społeczne " . Ważne aby do małżeństwa podejść poważnie  i po kolei. Najpierw ślub a potem kredyt  😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 stycznia 2015 13:27
Ludzie biorą ślub z tak wielu powodów i niestety rzadko z powodu takiej szczerej, wielkiej miłości (a często z powodów finansowych, bo wspólny kredyt, bo tak wypada, po ciąża, po rodzina naciska).

Poważnie??
Masz jakieś badania na ten temat, statystyki? Chętnie bym się z nimi zapoznała.
Ok, zgadzam się, że różna bywa motywacja zawarcia związku małżeńskiego, ale nie pokusiła bym się o stwierdzenie, że jednym z rzadziej występujących powodów jest miłość.

Becia23   Permanent verbal diarrhoea
28 stycznia 2015 13:27
To tylko inna metoda osiągnięcia celu - rozwalenia czyjegoś małżeństwa.

Ale jak mozna rozwalic cos, co juz nie istnieje? Cos, co jest juz czysta fikcja na papierze, pusta skorupka po przeszlosci, czyms czego juz nie ma?
Pauli może źle się wyraziłam. To raczej obserwacja mojego otoczenia, bliższych i dalszych znajomych.
Jestem w takim wieku, że moi rówieśnicy w większości przypadków już dawno po ślubie, albo zaraz będą po.
I niestety mam takie właśnie odczucia.

Dlaczego uważasz że przysięga nie ma znaczenia takiego jak dawniej ? Dla mnie jest oczywistą rzeczą że ma. Nawet większą. Teraz są mniejsze naciski  " społeczne " . Ważne aby do małżeństwa podejść poważnie  i po kolei. Najpierw ślub a potem kredyt 
Majowa dla Ciebie. Pozwól innym mieć swoje własne poglądy.
Ok, zgadzam się, że różna bywa motywacja zawarcia związku małżeńskiego, ale nie pokusiła bym się o stwierdzenie, że jednym z rzadziej występujących powodów jest miłość.

Sformułowałabym to w taki sposób, że najczęstszym powodem zawierania związku małżeńskiego jest fakt, iż ludziom wydaje się, że to miłość.

Ale jak mozna rozwalic cos, co juz nie istnieje? Cos, co jest juz czysta fikcja na papierze, pusta skorupka po przeszlosci, czyms czego juz nie ma?

Tylko że kto ma to obiektywnie ocenić? Osoba "rozwalająca"? Osoba "wyciągana", która zwykle łzawo deklaruje, jaka to żona jest okropna/mąż zły, żeby zasygnalizować, że chętnie by się dała "wyciągnąć"?
[quote author=Majowa link=topic=148.msg2278671#msg2278671 date=1422450254]
To tylko inna metoda osiągnięcia celu - rozwalenia czyjegoś małżeństwa.

Ale jak mozna rozwalic cos, co juz nie istnieje? Cos, co jest juz czysta fikcja na papierze, pusta skorupka po przeszlosci, czyms czego juz nie ma?
[/quote] Bo nadzieja umiera ostatnia. Związek może się odrodzić a taka meduza zasadzająca się na cudzego męża/ żonę może to utrudnić lub uniemożliwić. Odebrać chęć do walki. Wskazać drogę na skróty.
Tyle, że "meduza" na ogół jest wtórna do możliwości odradzania się.
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
28 stycznia 2015 13:38
Murat-Gazon
Ale jak stwierdzić komu się wydaje, a komu nie?
To, że miłość nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością, znaczy że była udawana, zbyt słaba, mniej wartościowa?
Może jestem idealistką, ale wierzę, że ludzie deklarujący wzajemne uczucie jednak są go świadomi. Trwałość tego uczucia niestety nie zawsze wytrzymuje próbę czasu.
Nie nam oceniać, kto kocha, a kto nie, ani wartościować miłość.

.

Bo nadzieja umiera ostatnia. Związek może się odrodzić a taka meduza zasadzająca się na cudzego męża/ żonę może to utrudnić lub uniemożliwić. Odebrać chęć do walki. Wskazać drogę na skróty.
Tylko nie wiadomo co jest gorsze- odejść zbyt wcześnie drogą na skróty, kiedy można było jeszcze powalczyć, czy tkwić w czymś co nas unieszczęśliwia latami, bo "tak wypada", "bo powiedzieliśmy słowa przysięgi", "bo jestem wytrwała i nie poddaję się łatwo", "bo w sumie nie jest tak źle, inni mają gorzej" itd. itd.
Murat-Gazon
Ale jak stwierdzić komu się wydaje, a komu nie?
To, że miłość nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością, znaczy że była udawana, zbyt słaba, mniej wartościowa?
Może jestem idealistką, ale wierzę, że ludzie deklarujący wzajemne uczucie jednak są go świadomi. Trwałość tego uczucia niestety nie zawsze wytrzymuje próbę czasu.
Nie nam oceniać, kto kocha, a kto nie, ani wartościować miłość.

Ja nie wartościuję, w żadnym wypadku. Chodziło mi raczej o to, że jest różnica między miłością a zakochaniem czy zauroczeniem. Ludzie zaś używają słowa "miłość" na określenie wszystkich trzech stanów oraz zazwyczaj wydaje im się, że zakochanie jest miłością. Tymczasem nie jest nią i wcale nie musi się w nią przerodzić, może się po prostu wypalić. Natomiast absolutnie nie kwestionuję autentyczności owego zakochania.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
28 stycznia 2015 14:02
[quote author=Becia23 link=topic=148.msg2278695#msg2278695 date=1422451657]
[quote author=Majowa link=topic=148.msg2278671#msg2278671 date=1422450254]
To tylko inna metoda osiągnięcia celu - rozwalenia czyjegoś małżeństwa.

Ale jak mozna rozwalic cos, co juz nie istnieje? Cos, co jest juz czysta fikcja na papierze, pusta skorupka po przeszlosci, czyms czego juz nie ma?
[/quote] Bo nadzieja umiera ostatnia. Związek może się odrodzić a taka meduza zasadzająca się na cudzego męża/ żonę może to utrudnić lub uniemożliwić. Odebrać chęć do walki. Wskazać drogę na skróty.
[/quote]
Nie zrozumiemy sie chyba 😉 Dla mnie moment, w ktorym facet zaczyna jakiekolwiek dzialania w kierunku bycia z ta trzecia, to rowniez "point of no return", moment w ktorym nie ma juz zadnej nadziei, nie ma szansy zeby cokolwiek jeszcze ratowac. Dopoki nadzieja istnieje, to zeby nie wiem co, on nigdy nie zdecyduje sie na bycie z inna kobieta. Dla mnie Twoj tok myslenia jest jak oksymoron. Impossible.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
28 stycznia 2015 18:15
Dopoki nadzieja istnieje, to zeby nie wiem co, on nigdy nie zdecyduje sie na bycie z inna kobieta.


Skąd wiesz?
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
28 stycznia 2015 18:21
Już mówiłam - pracuję w środowisku zdominowanym przez mężczyzn, w najróżniejszym wieku i z najróżniejszymi historiami życia miłosnego. I takie są moje obserwacje.
(moje prywatne - nie wiem czy to ogólna prawda, czy istnieje coś takiego jak ogólna prawda kiedy chodzi o tak skomplikowane emocje i sytuacje).
Bo nadzieja umiera ostatnia. Związek może się odrodzić a taka meduza zasadzająca się na cudzego męża/ żonę może to utrudnić lub uniemożliwić. Odebrać chęć do walki. Wskazać drogę na skróty.


dziżas.. i znów facet jako bezwolna istotka, na którą na każdym kroku czeka jakaś meduza  😲.. dziewczyno, jak facet będzie chciał być z Tobą, to każda meduza, harpia (zwał jak zwał) zasadzająca się na Twojego faceta będzie bez szans, a jak będzie chciał odejść to zawsze sobie znajdzie jakąś koleżankę z pracy, która go "lepiej rozumie"..

co do dzieci - sama jestem matką i mężatką, kocham moją córę ponad życia i chciałabym dla niej same niebo, kocham męża i wierzę, że bedziemy razem do grobowej (wspólnej) deski...ale naprawdę bycie z kimś nieodpowiednim tylko dla dziecka nie ma sensu, to jakaś mordęga wielka - naprawdę myślicie, że dzieci nic nie widzą i nie czują? nie widzą, że rodzice się nie kochają, nie całują, nie tulą? że są dla siebie wrogami pod wspólnym dachem..?

Becia - zgadzam się z Tobą
carmina, widzą i ma to niejednokrotnie znaczący wpływ na ich dorosłe życie.
Nie zapominajcie, ze czasami to kobiety inicjuja rozwod  👀  btw w dyskusji wygla to  tak, ze jest sobie wspaniala kobieta - zona, matka i patriotka dmuchajaca i chuchajaca na meza, dzieci i cale ogolnie mocno szczesliwe ognisko domowe, a tu nagle maz zostaje otumaniony przez jakas, 'meduze', szczescie rodzinne jak za uderzeniem pioruna rozpada sie z hukiem, maz porzuca wspaniala zone i matke aby zwiazac sie jakas harpia bez sumienia.  🙄
Za kazdym rozstaniem stoja ludzie ze swoimi historiami, wiec nie zawsze jest tak jak napisalam wyzej. Rozne sa powody, ze ludzie decyduja sie na malzenstwo - nie tylko milosc. I rozne sa powody, ze malzenstwa sie koncza rozwodem. Czasami placze kobieta, czasami facet ale czasami opboje czuja ulge. Zycie nie jest 0-1, przynajmniej w sferze uczuc. I przypomne tym wszystkim, ktorym malzenstwo sie uklada (i prosze mi nie pisac, o kryzysach, kryzysikach, ja to naprawde rozumiem, a sa sytuacje, ktore ludzi przerastaja, sa sytuacje, ze ludzie naprawde chca cos skonczyc i maja ku temu swoje subiektywne powody, albo chca wreszcie cos szczesliwego zaczac) - znamy sie na tyle na ile nas sprawdzono.  😉
I zeby nie bylo - jestem idealistka, chce aby moja Milosc byla szczera, piekna, prawdziwa i na zawsze. Ale duzo w zyciu widzialam, i wiem, ze rozne rzeczy dzieja sie w zyciu. Dlatego tez nie wrzucam wszystkich do jednego worka ;-)
Nie zrozumiemy sie chyba 😉 Dla mnie moment, w ktorym facet zaczyna jakiekolwiek dzialania w kierunku bycia z ta trzecia, to rowniez "point of no return", moment w ktorym nie ma juz zadnej nadziei, nie ma szansy zeby cokolwiek jeszcze ratowac. Dopoki nadzieja istnieje, to zeby nie wiem co, on nigdy nie zdecyduje sie na bycie z inna kobieta. Dla mnie Twoj tok myslenia jest jak oksymoron. Impossible.


Ja się tutaj z Becią zgadzam.
Sama byłam w takie sytuacji w poprzednim związku. Był gorszy moment i nagle pojawił się ktoś, kto wręcz zaproponował, że może powinniśmy spróbować. Ja nie odpowiedziałam. Ale zaczęłam się zastanawiać. Czy ciągnąć aktualny związek, w którym to ja dawałam z siebie więcej, a druga strona co jakiś czas tylko błagała o kolejną szansę.
Tylko dla mnie nie było opcji: a, pójdę do B, spotkamy się, spędzimy razem weekend, może prześpimy, zabiorę swoje gumki w razie czego, a potem zdecyduję.
Była tylko opcja: albo zostaję, albo się rozstaję. I wtedy może coś wyjdzie z innym.
Decyzję podjęłam. Złą. Co prawda podążyłam za głosem serca, które chciało zostać i czuło, że to coś wyjątkowego. I zostałam z kimś, kto mnie nigdy nie kochał.
Wiele już argumentów podobnych do mojego myślenia padło.

Ale chciałam zwrócić uwagę na jeszcze kilka aspektów.

Po pierwsze "jak to się zaczyna". Takie prozaiczne sprawy... Kiedyś ludzie w ogromnej większości brali śluby kościelne, a po nich nosili obrączki. I to był znak po którym rozpoznawało się kogoś w stałym związku. W dzisiejszych czasach po pierwsze zdecydowanie mniej jest ślubów, a obrączki nosi tylko część z tych co ślubowała. W ogóle wiele poważnych i stałych związków jest niesformalizowanych. Partnerzy zatrzymują swoje nazwiska. Nie ma obowiązku meldunku, więc często osoby mieszkające ze sobą mają różne adresy. Całkiem dużo jest też par, które ze sobą nie mieszkają np. ze względów zawodowych. Wśród swoich znajomych mam chyba każdą z możliwych kombinacji.
Osoba A poznaje osobę B, jak stwierdzić na dzień dobry czy ten ktoś ma partnera. Czy wy przedstawiając się mówicie każdemu mężczyźnie "cześć jestem X, jestem z związku od czterech lat / jestem żoną?
To jest pierwszy problem. Bo może się okazać, że zaiskrzy od pierwszego spojrzenia. Albo może będą spotykania przy innych okazjach (np. ze względu na konferencje, inne sprawy związane z pracą, albo wizyty w jednej szkole, albo w jednej przychodni) co jakiś czas. I rozmawiacie, i rozmawia się wam świetnie i tworzy się to COŚ. Flirt? Zauroczenie? Zainteresowanie? Zaczyna być "niebezpiecznie". Wtedy już rzeczywiście jest czas by dowiedzieć się jakie są inne zobowiązania.

Przy czym tak jak dziewczyny już napisały - jeśli między "starymi" partnerami jest dobrze to zauroczenie umrze w momencie zamknięcia się drzwi za tą trzecią osobą. To nie pojawi się potrzeba skontaktowania się z tym trzecim po raz kolejny. Bo nasze potrzeby na rozmowę, śmiech, wypłakanie się, dotyk, wspólne obejrzenie filmu i smakowanie obiadu spełni nasz dotychczasowy partner. Ale co jeśli tego nie dostajemy? Okazuje się, że właśnie ten moment kiedy te potrzeby spełnił ktoś inny, boleśnie nam uświadamia co się dzieje w naszym obecnym związku. A w dodatku okazuje się że jest na świecie ktoś kto nam to dał, chociaż właściwie nic nas jeszcze nie łączy.
Ale tu masz jeszcze te zobowiązania, o których już było pisane. Są dzieci. Jest wygoda "tego co znane". Czyli na przykład tego, że mąż dobrze zarabia, a żona dobrze gotuje. (tak wiem, pojechałam stereotypem, ale przecież wiecie co mam na myśli). Tamta trzecia osoba jest jeszcze jaką nieznaną - z jednej strony kuszącą, z drugiej strony budzącą obawy.
Mówicie - trzeba o związek zadbać. Zgadzam się z wami (co z resztą ciekawe w poprzedniej dyskusji - to ja byłam bardziej za opcją starajmy się, a kilka osób tłumaczyło mi, że nic nie jest na stałe i nie warto się męczyć, trzeba szukać własnej wygody).
Ale jak zdecydować czy to jeszcze jest o co dbać? Pewnie zawsze coś dobrego by się znalazło przecież.
A jeśli zaznało się właśnie dobra od tej trzeciej osoby? Nie kusi, żeby zrobić listę plusów i minusów? Ale skąd znać wszystkie plusy i minusy tego nowo pojawiającego się osobnika? Nie kusi, żeby lepiej go poznać? Żeby się spotkać jeszcze raz na kawę? Żeby dowiedzieć się coś więcej? Tak normalna ludzka ciekawość i pociąg do... komfortu, do zadowolenia (?), do radości (?)

A co z osobą, która jest tzw singlem i dowiaduje się, że ktoś kto ją zafascynował ma partnera?
Owszem są ludzie tak silni by odwrócić się na pięcie i  uciec jak najdalej. Czasem bywa jednak tak, że się nie da zerwać kontaktu, bo np. łączą was zobowiązania zawodowe. Inni nie mają w ogóle z zwyczaju zrywać kontaktów, bo uważają to za niegrzeczne. Jeszcze ktoś po prostu tęskni za tym poczuciem bycia ważnym dla kogoś i to ich pragnienie nie daje im się zdystansować.
Więc dalej osoba A i osoba B mają ze sobą kontakt. Poznają się lepiej. I może między nimi nie dochodzić do żadnej fizyczności a coś kiełkuje. Gorzej jak ulegną też pożądaniu fizycznemu.

Nikt nikogo nie musi namawiać. Żadne z nich "nie wyszarpuje" z poprzedniego związku.
To co już napisałam - znając wiele różnych i dziwnych sytuacji. nie znam żadnej tej harpii lub "tego harpia", który by na siłę wchodził między dotychczasowy związek.

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się