prośba o pomoc -konie źle ujeżdzone jak to naprawić

Mam prośbę o pomoc w "naprawieniu" koni...otóż...trafiłam do stajni(choć stajnia do za dużo powiedziane) gdzie konie są zajeżdżane i później użytkowane (przez właściciela) na zasadzie-"WIO' i "PRR"...właściciel nie zna pojęcia dosiad czy rozluźnienie konia....popędza go (je) uderzając dogami o boki konia i wykrzykując WIO...a zatrzymuje (o zgrozo) wieszając się na wędzidle i jeżdżeniem wędzidłem po zębach i pysku konia....chcę tym zwierzakom pomoc i chciałabym spróbować naprawić te konie by reagowały na dosiad,łydkę ,paradę itp...jednocześnie ucząc też właściciela na czym polega  "kierowanie" koniem....sama jeżdze od jakiś 3 lat,co nieco ogarniam ale potrzebuje technicznych wskazówek od czego zacząć naukę tych koni by reagowały na dosiad itp...są to niezwykle grzeczne zwierzaki więc mam nadzieję ze się uda...a i niestety nie mam możliwości zabrać do tej stajni profesjonalnego instruktora bo właściciel nie chce wydawać pieniędzy na szkolenie koni...🙁
Bardzo proszę o pomoc i podpowiedzi..o czego zacząć naukę i jak to robić .
Pozdrawiam.
chaberek83, Nie pocieszę Cię niestety. Jeśli właściciel nie widzi potrzeby, żeby coś było lepiej (bo nie zna niczego lepszego), to nic nie zrobisz.
Sama masz za mało doświadczenia, żeby szkolić konie i bez instruktora ani rusz.
A nawet gdybyś miała większe doświadczenie, to też niewiele by dało. Szkolenie konia to długi proces, wymagający czasu. Na konia, którego się czegoś uczy powinien wsiadać tylko ten szkolący. Jeżdżąc na zmianę z kimś traktującym konia źle, nie dość, że nic się nie zmieni, to jeszcze może pogorszyć sprawę.
Niestety, świata nie zbawisz.
Nie trać czasu na "naprawianie". Znajdź stajnię w której mogłabyś się od kogoś doświadczonego uczyć.
Dopiero jako doświadczony jeździec, w przyszłości, może komuś będziesz w stanie pomóc.
chaberek83, ale jak to sobie wyobrażasz? Najpierw nauczysz jeździć właściciela? Na czym? I zgodzi się na pokorną naukę? A potem razem odrobicie te konie? Bo one nie są surowe. Już mają złe nawyki.
No i... co to przeszkadza? (osobie decyzyjnej) Chce z punktu A do B - ma z punktu A do B.
Jedyne co, to może zachęcić do bezwędziłówek? Albo chociaż dopasować "wyrozumiałe" (dla ręki jeźdźca i pysków koni) kiełzno?
Zgadzam się z Dziewczynami w 100% .Trzy lata praktyki to za mało by podjąć się takiego zadania ,a jak nie ma chęci właściciela to wyżej dupy nie skoczysz  😕
Ja mam inne pytanie: Po co podejmować się tego naprawiania? Rozumiem że cały problem wynika z tego, że facet nie potrafi jeździć i nie czuje potrzeby zmieniania tego.
Teraz mamy taki scenariusz: Przyjeżdżają spece, robią hecę, naprawiają konie i... facet nie daje sobie z końmi zupełnie rady - przy czym próbując przeforsować na nich swoje "praktyki" ogłupia je jeszcze bardziej, sprzedaje, kupuje nowe i je psuje,a te już zepsute przechodzą z rąk do rąk nim ktoś się nad nimi zlituje. Gdzie tu sens?

Najpierw trzeba naprawić właściciela tych koni, a dopiero później można się brać za konie. A czym pachnie takie "wio" do sklepu, sąsiada, lasu na wrażliwym na łydkę koniu dosiadanym przez człowieka od "wio i prrr" to chyba nie trzeba być geniuszem by sobie wyobrazić.
Moon   #kulistyzajebisty
17 września 2015 06:53
Jeżdząc od 3 lat chcesz konie naprawiać i jeszcze dorosłego uczyć... Jest to taka sama abstrakcja jak bieganie z konikami po tęczy. Z ciekawości - jesteś osobą pełnoletnią, jeśli wolno zapytać?
Miałam okazję poznać jednego właściciela koni w tym właśnie typie, jeśli chodzi o umiejętności jeździeckie (no może trochę lepiej, ale niewiele). Zasadniczo odnoszę wrażenie, że ludzie tego rodzaju uważają, że skoro nie spadają z konia i jadą tam, gdzie chcą, to znaczy, że są doskonałymi jeźdźcami. A że przy okazji konia kopią, szarpią i tłuką batem, to pozostaje poza sferą ich zainteresowań, nawet jeżeli codziennie widzą osoby, które jeżdżą inaczej.
To się zalicza w sumie do kategorii "nie ogarniam", ale wniosek jest z tego, że takich ludzi nie da się niczego nauczyć, bo oni uważają, że tak, jak jest, jest dobrze, a reszta to cudowanie.
chaberek83, znajdź sobie jakąś porządną stajnię, "marnuj" swój czas z pozytywnymi ludźmi, którzy wiedzą co robią, ich konie chodzą zadbane i zdrowe, no i jeszcze idealnie, jak sami coś dużego osiągnęli. Pamiętaj - z kim przystajesz, takim się stajesz, a jeżeli spędzisz wiele czasu w środowisku, jakie opisujesz, to nie dość, że się niczego nie nauczysz, staniesz w miejscu, to mało tego - cofniesz się ze swoimi umiejętnościami i jako bonus dostaniesz frustrację, smutek i poczucie zmarnowanego czasu.
Jeździsz dopiero 3 lata i to naprawdę malutko, żeby zająć się takim czymś, poza tym podejrzewam, że pan jest dużo starszy niż ty i w życiu by nie chciał cię posłuchać. Wiem, że to przykre, ale świata nie zbawisz, a koń, póki ma jeść i gdzie się wybiegać, nie umrze i nie dostanie depresji z powodu jakiegoś pana, który go kopnie i szarpnie raz na jakiś czas. W sumie takie coś jest o niebo lepsze, niż bycie zamkniętym cały czas w jakiejś ciemnej stajni i wychodzenie na godzinę dziennie po to, aby być zgiętym w osiemset na czarnej wodzy w rękach kogoś, kto ma wielkie aspiracje, a mało talentu 😉

Pomyśl, co byś wolała - wieczór spędzony z zepsutym koniem, prawdopodobnie kłótnia z panem, poczucie smutku i współczucia, bo koń został zbity i wracanie do domu, będąc zmartwionym...
czy przyjście do czystej stajni z pozytywnymi ludźmi, jazda na szczęśliwym koniu, nauczenie się kilku nowych, ciekawych i przydatnych rzeczy, a potem wieczór spędzony przy grillu w doborowym towarzystwie i powrót do domu z pełnym poczuciem satysfakcji i spełnienia?

Kochana, masz jedno życie i fajnie by było, abyś czerpała z niego, ile się da. Owszem, wielka szkoda z powodu koni, ale popatrz na to z innej strony - może jakbyś pojeździła z rok-dwa w innej stajni, nauczyła się duuużo więcej, być może dzięki pozytywnemu nastawieniu znalazłabyś ciekawą pracę i mogłabyś kupić własnego konia - i pewnego dnia, tak przy okazji zajechać do stajni tamtego pana i zrobić mu pokaz, że jak to fajnie, jaki to konik grzeczny, jak to łatwo się jeździ bez kopania i szarpania 😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98166.msg2421563#msg2421563 date=1442470800]
To się zalicza w sumie do kategorii "nie ogarniam"
[/quote]
a nie do kategorii zacofanie? są po prostu ludzie z dziadka na ojca na syna, bo jak tatko czy dziadek tak robili sto lat temu, to po co to robić inaczej, lepiej?
E. ogarniam, że można coś robić jakoś, bo tak się zostało nauczonym (czyli właśnie "bo dziadek, tata..."😉
Ale nie ogarniam, że można widzieć czasem codziennie, że inni mają lepszą metodę, i nie chcieć z niej skorzystać.
Przykładowo nigdy nie ogarnęłam, jak to jest możliwe, że opisany wcześniej właściciel kopiąco-szarpiący wolał przez kwadrans okładać swoją klacz batem, żeby przeszła koło dużej dziury w ziemi, której się bała, zamiast zastosować dowolną z metod, które widział, że stosuję ja i koleżanka, i przejechać tamtędy spokojnie, bez nerwów i w ciągu dwóch minut. Już nawet pomijając dobro konia - on sam miałby mniej problemu, nie marnowałby czasu, nie musiałby się denerwować i wściekać na klacz.
Murat-Gazon, kij ma zawsze dwa końce. Trenerka metod naturalnych, z którą bywałam na wyjazdach terenowych, zawsze strasznie biła się ze swoimi naturalnymi końmi, kiedy moje jakoś straszaki mijały bez większych emocji. Mostki były najgorsze. Najpierw wielka bitwa, potem koń i tak był przeprowadzony w ręku. Ja po wiejskiemu nie miałam kłopotu.
Met w tym wypadku nie chodzi o konkretną metodę, tylko o sam fakt, że można lepiej, łatwiej, sprawniej, bez stresu. A pan miał do wyboru metody różne, ale wszystkie lepsze - bo mógł naśladować mnie-naturalsa na halterze albo koleżankę-klasyka pełną gębą. Każda z nas robiła to po swojemu, ale żadna nie biła się z koniem. I każda z nas chętnie by się podzieliła swoimi metodami, gdyby tylko nas zapytał, ale nie, okładanie konia batem jest lepsze niż zapytanie, jak to zrobić inaczej.
I tego nie ogarniam. No nie wiem, dla mnie to jest oczywiste - jeżeli muszę bić zwierzę, jakiekolwiek, żeby wykonało moje polecenie, to znaczy, że coś robię źle...
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98166.msg2421642#msg2421642 date=1442478853]
E. ogarniam, że można coś robić jakoś, bo tak się zostało nauczonym (czyli właśnie "bo dziadek, tata..."😉
[/quote]
czyli widac nie ogarniasz polskiej wsi. tam autorytetem jest wójt, sąsiad, proboszcz
wszyscy spoza wsi są be i nietutejsi i na pewno głupi
zresztą, nawet w miastach w dużych stajniach, widać że nie wszyscy chcą się słuichać, znam i takie przypadki, kiedy wydawac by się mogło wykształceni ludzie, a słuchać nie będę nikogo, bo rpzecież wiem wszystko
Są po prostu ludzie z dziadka na ojca na syna, bo jak tatko czy dziadek tak robili sto lat temu, to po co to robić inaczej, lepiej?


Strzał w dziesiątkę. Ostatnio sąsiad upierał mi się kwadrans, że mam nie słuchać żadnych hodowców, bo jego tato uczył i nie ma czegoś takiego jak chów bezstajenny a koń musi stać w stajni bo jak tylko spadnie śnieg - na pewno zamarznie. Nawet nie ma co dyskutować z takim przypadkiem, jedyne co się zyska to kłótnie i nerwy. Jedyna netoda, potakiwać i swoje robić.
To nie trzeba być ze wsi. Ostatnio znajomi moich rodziców, ludzie od pokoleń miastowi, których córka też ma konia, powiedzieli moim rodzicom tonem autorytetu, że ja bardzo źle robię, trzymając swojego konia wolnowybiegowo - takie utrzymanie jest szkodliwe dla koni, a już zwłaszcza dla takich ras szlachetnych jak araby, które w ogóle powinny być trzymane w stajniach, bo to są bardzo delikatne i chorowite konie, które nie powinny być za długo na zewnątrz. Bo tak powiedziała ich córka.
Skąd się biorą tacy ludzie...  😵
haha, arab to się wszystkim wydaje, że wychuchana laleczka z porcelany  😁
Nooo... Pojęcia nie mam, jak one przetrwały te wieki hodowli na pustyniach, pod palącym słońcem.  😀iabeł:
[quote author=Murat-Gazon link=topic=98166.msg2421563#msg2421563 date=1442470800]
To się zalicza w sumie do kategorii "nie ogarniam"

a nie do kategorii zacofanie? są po prostu ludzie z dziadka na ojca na syna, bo jak tatko czy dziadek tak robili sto lat temu, to po co to robić inaczej, lepiej?
[/quote]

Bardzo dziękuję,faktycznie masz rację...świata nie naprawię ale swoje umiejętności jazdy poprawić mogę w innym miejscu..jestem naiwna ,i łudziłam sie ze to ma sens ale owszem dopóki ten człowiek nie będzie chciał sam się uczyć szkoda mojego czasu...
"Jeżdząc od 3 lat chcesz konie naprawiać i jeszcze dorosłego uczyć... Jest to taka sama abstrakcja jak bieganie z konikami po tęczy. Z ciekawości - jesteś osobą pełnoletnią, jeśli wolno zapytać?"

prosiłam o pomoc,o poradę..nie o hejtowanie mojej osoby...tak jestem osobą pełnoletnią
chaberek83, No cóż, przykro bo człowiek by chciał jak najlepiej, ale pomyśl że to naprawdę nie jest najgorsze co może spotkać konie 🙂 One w układzie "ja i mój prywatny osobisty człowiek" mają szansę nawyknąć do tego pana i jego metod, bo tak samo jak ten pan nie wiedzą że można inaczej. A w odróżnieniu od ciebie nie porównują tego, nie zastanawiają się nad tym- biorą swoją rzeczywistość taką jaka jest.
"Jeżdząc od 3 lat chcesz konie naprawiać i jeszcze dorosłego uczyć... Jest to taka sama abstrakcja jak bieganie z konikami po tęczy. Z ciekawości - jesteś osobą pełnoletnią, jeśli wolno zapytać?"

prosiłam o pomoc,o poradę..nie o hejtowanie mojej osoby...tak jestem osobą pełnoletnią

To nie hejt a smutna rzeczywistość.
Uciekaj stamtąd gdzie pieprz rośnie.
Chyba ...że jeden z tych koni będzie Twój (tylko Ty na nim będziesz jeździła z pomocą ogarniętego instruktora) to może miałoby jakiś sens.
Nie znam właściciela koni, nie mam pojęcia czy widząc Twoje efekty chciałby coś zmienić.

Ikarina napisała wszystko - albo będziesz sfrustrowana patrząc na te tłuczone konie albo ...pójdziesz do przodu czerpiąc satysfakcję z uczenia się i przebywania z pogodnymi końmi.
Życie masz jedno. Wybieraj mądrze z korzyścią dla własnego serca i rozumu
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 września 2015 07:15
Powinno sie tez dawać zarobić, poświęcać czas i energię, czyli nagradzać ludzi, którzy o konie dbają. Tak samo krecia robotę robią fundacje, ciagle dając do ręki pieniądze ludziom, którzy nad końmi sie znęcają. Powinni im jeszcze dawać buzi, dobry alkohol i bukiet kwiatów za to, ze konie biją, głodzą i nie leczą.

I cóż, w dobie internetu jakoś cieżko przychodzi człowiekowi akceptacja ignorancji.
Powinno sie tez dawać zarobić, poświęcać czas i energię, czyli nagradzać ludzi, którzy o konie dbają. Tak samo krecia robotę robią fundacje, ciagle dając do ręki pieniądze ludziom, którzy nad końmi sie znęcają. Powinni im jeszcze dawać buzi, dobry alkohol i bukiet kwiatów za to, ze konie biją, głodzą i nie

a kto tak kogo finansuje? Tzn która fundacja płaci za bicie i głodzenie? Pierwsze słyszę by finansowali takie akcje.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 września 2015 17:08
Luna_s20, pan bije i głodzi konia, przyjeżdża fundacja, płaci mu za bite, głodzonego konia 3000 zł. To nie jest finansowanie takiej działalności? To nie jest przyzwalanie i zachęcanie do dalszego procederu?
No faktycznie zawrotna suma 🙂
Jeśli ktoś bije i głodzi to mu się zwierzę odbiera i wytacza proces.
A skoro fundacja konia kupuje, to znaczy że do żadnych skrajności nie doszło. Zresztą jak ci taka fundacja przyjeżdża to koń będzie się walał w sianie rzuconym na trawę a oni doczepią się że w sezonie paszy nie masz. Więc to głodzenie też powinien oświadczać weterynarz a nie fundacja.
I nikt ŻADNEJ fundacji nie ma obowiązku sprzedawać koni, a już na pewno nie za 3 tysiące.
Kiedy i która fundacja w swoich materiałach zamieściła info że świeżo kupiony koń jest chory czy kontuzjowany z innej przyczyny niż bestialstwo i zaniedbanie? Kupują konia który miał iść na rzeź bo gospodarz nie miał czasu się zajmować i np wciskają ludziom że zwierzę było bite. Kto i po co miałby codzień bić zwierzę z którym nic nie robi? Jakaś polowa fundacyjnych szkap to zwierzaki osób bądź nieświadomych współczesnych metod opieki i hodowli, bądź osób które zbiedniały i mimo chęci nie dały sobie rady z zapewnieniem odpowiedniej opieki.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 września 2015 19:25
Luna_s20, dla Ciebie nie. A wiele koni w ogłoszeniach jest o wiele tańsze.
Ale, pierwsze lepsze ogłoszenie o ratowaniu konika:
http://www.viva.org.pl/ostatnia_szansa_tuptusia.html
ciach kolejny, 1500 zł za nieujeżdżenego poochwatowego kuca 😀 Nie wspomnę, że na pewno pójdzie na mięso nafaszerowany lekami 😀
http://www.viva.org.pl/spieszmy_sie_z_pomoca_puckowi.html
o, akurat 3000 za 19 letniego konia, który nie może chodzić pod siodłem:
http://www.viva.org.pl/ratujemy_spracowana_basie.html

A to tylko jedna fundacja.
O ile kojarzę, ratują też psy - które koniną, cielęciną i jagnięciną w karmi nie gardzą 🙂 Dlatego uważam, że połowa działań takich fundacji to działania pod publiczkę, dla wzbudzenia sentymentu ewentualnych sponsorów.
Basia, koń ze zdjęcia, 19 letnia klacz która musiała w trudzie i znoju wozić dzieci, a kto wie czy i nie dorosłego - nie widzę by była zaniedbana. A jak wygląda koń stojący w niesprzątanym boksie, wie każdy kto kiedykolwiek na dwa dni zaniemógł mając konie.
Kucyk Pucuś to zwierzę przekarmione w dobrej wierze i braku wiedzy (jak niejeden zresztą jamniczek i perski kotek). Napisano że właściciel kuca zdecydował się sprzedać go handlarzowi i "wiadomo gdzie pojedzie Pucek". Czyli co, w ogłoszeniu stało "Tylko handlarzowi"? Czy może wszyscy handlarze wożą konie(kuce) do rzeźni?
Trzeci konik, Tuptuś "czasami ciągnął maleńką bryczkę wypełnioną pasażerami po brzegi". Śledzili konia czy bryczkę?

To są konie, które z jakiegoś powodu nie nadają się już do pracy, dlatego ludzie, którzy kupili je do pracy, chcą je sprzedać. Tymczasem fundacja, jeszcze zanim pojawi się ogłoszenie, już wie komu zostaną sprzedane, i dokąd pojadą? Nikt ich nie bił i nie głodził. Pod każdym z tych materiałów robi się ze sprzedającego jakiegoś potwora. Komuś niepotrzebny chory koń, komuś innemu może przynieść radość, więc się go sprzedaje lub nawet oddaje.
A cały problem wynika z tego, że jeden czy drugi gospodarz chce dać koniowi szansę i wystawia na sprzedaż - a można przecież wywieźć prosto pod rzeźnię i nie być oczernianym w sieci. Tacy właściciele czasem trzymają konia nim fundacja zbierze odopwiednią sumę. Po co? Z potworności? Oczywiście, akty bestialstwa się zdarzają, ale gwarantuję że bestia nie zawiesi swojego bestialstwa na czas, nim fundacja się zorganizuje. A jeśli 1500 albo 3000 to nawet nie jest rekompensata za kilka lat opieki nad koniem, bo nawet źle zadbany koń pociąga jakieś koszty w paszy, środkach pielęgnacji, słomie, i zwykłym nakładzie sił.

Każdy sprzedany czy oddany koń może trafić kiedyś do rzeźni, ale to nie znaczy że każdy kto sprzedaje konia - tanio, drogo - obojętnie, jest jakąś bestią. Dużo ludzi chętnie kupuje takie konie jako towarzyszące i wybacza im starość, kontuzje. Zakładanie że każdy koń który nie jest pięknym rumakiem, jest starszy lub chorowity, zaraz trafi na mięso, jest co najmniej dziwne. Dlatego materiały fundacyjne traktowałabym z pewnym przymrużeniem oka, bo najwięcej napisane bywa na białym.

Tutaj również mamy osoby, które sprzedały konie kontuzjowane, lub niespełniające oczekiwań. Są też tacy którzy oddali konia komuś, u kogo miał szansę na emeryturę. Niektóre z tych koni są szczęśliwe do dzisiaj, a niektóre spotkał przykry los - ale to nie jest wina tego, kto konia sprzedał w dobrej wierze, tylko tego kto konia powiózł na mięso. Mogę sprzedać swojego koina za 100 tysięcy i nie mieć pewności czy za 10 lat ktoś nie postawi go w ciemnym boksie i nie wywiezie w ostatnią podróż.

Nie powinniśmy przymykać oczu na ewidentne przypadki bestialstwa, przemocy, ale nie róbmy potwora z każdego kto sprzedaje nieidealnego konia, ani nie rzucajmy oskarżeń na każdego komu koń zachorował albo uszkodził nogę - bo takie rzeczy po prostu się zdarzają nawet najwspanialszym i najbardziej rozpieszczonym zwierzętom świata.


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się