Zrobie wyjatek w niepisaniu, bo rozbawilo mnie bardzo dzisiaj. Nie moge przestac sie smiac 😁
Pieknie zrobilo sie na zewnatrz, sloneczko swieci, ae nie ma upalu, wiec stwierdzilam, ze przejade sie na Babe. A na dodatek wezme Shy na uwiazie, zeby tez sie przewietrzyla i troche poruszala. Maz na poczatku mial jechac na Shy, ale stracil odwage, jak tylko wsiadl, wiec od razu zsiadl.
Wyjechalam na droge miedzy domami, gdzie ruch jest minimalny, Babe weszla w szybkiego stepa, Shy wolala byc ciagnieta na sile niz isc, jak nalezy z boku. Tak wiec uwiaz mialam uwiazany za petle na rogu siodla, Shy byla wrecz na ogonie Babe, Babe szla jak lokomotywa ciagnac Babe. Odwrocilam sie w pewnym momencie i widze meza, biegnacego za nami.
Niestety nie chcial wsiasc na konia, ale zdecydowal ze sie z nami przespaceruje do konca ulicy i z powrotem. Oddalam mu uwiaz, przerzucil przez ramie i tak ciagnal leniwego konia. Babe o dziwo dostosowala tempo do meza, a nawet co jakis czas wrecz szla z lbem nad jego ramieniem.
Kiedy weszlismy przez otwarta brame na nasze pastwisko, powiedziaam do meza "zobacz co ona robi". Babe bez wahania poszla wzdluz sciany garazu, poczekala przy malej bramce zeby maz jej otworzyl, skrecila kolo przyczepy dla koni, ktora jest zaparkowana kolo garazu...i weszla do garazu po czym stanela na wolnym stanowisku i zaczela niecierpliwie ogladac sie na mnie i szturchac nosem moj but :rotfl1: :rotfl1:
Poprosilam meza o udokumentowanie, jak kon sie sam "zaparkowal" w garazu 😀evil1: