Oddawanie prywatnych koni "pod opiekę"

Wybrałam kilka wypowiedzi wg mnie istotnych

Mój układ wygląda tak, że zajmuje się dwoma końmi pewnego pana.... Właściciel kupuje sprzęt który jest mi do nich potrzebny, mogę robić z końmi co chcę itd.  W zamian za to trzymam tam swojego nowego kopytnego, więc mam wszystko w jednym miejscu a i dojazd dobry 🙂




Pół roku robiłam konika, moja praca poszła na marne, ale ja nabyłam doświadczenie, nie wkładając w ten interes ani grosza  😉 


To ciekawe podejście .

Możliwość nauki przy koniach za darmo, jeżdżenia na nich tez za darmo.
To wszystko mało ?
Czyli taki właściciel konia to krwiopijca 🙄
Tylko zakupił konia ( wydał pieniądze) , płaci za utrzymanie, lekarzy itp przez wiele lat.
Wygląda, że to mało- powinien jeszcze oddać za darmo osobie , która z niego tylko korzysta
Ciekawe , gdzie można pobrać takie nauki za darmo ?

Pomyśleć, że kiedys uczniowie pragnący szkolic się , musieli płacić za tego rodzaju nauki.

Na szczęście znalazłam taką sensowną wypowiedź i odetchnęłam z ulgą 😀

Ja przez parę lat byłam w takie sytuacji, opiekowałam się prywatnymi końmi ludzi ze stajni. I z mojego punktu widzenia było to bardzo dobre. Ja mogłam sobie pojeździć, zdobywać doświadczenie w opiece nad koniem, uczyłam się odpowiedzialności. Bardzo dbałam o konie które miałam pod opieką. A właściciel konia miał pewność, że ktoś zwierzaka wyczyścił, wygłaskał, poruszał.
Wadą rzeczywiście było to, że czasem kon np. zmieniał stajnię i oznaczało to rozstanie (a wiadomo, przywiązywałam się jak cholera). Ale nic nie płaciłam za jazdę (bo opiekowanie się końmi sprawiało i nadal sprawia mi przyjemność) więc i tak byłam wdzieczna losowi, że mam możliwość przebywania z konmi, i liczyłam się z tym, że właściciel może konia zabrać.



Może jednak ten tytuł  wątku ze słowem opieka w cudzysłowiu ma głębsze znaczenie.

Bywa też tak, że właściciel konia dowiaduje się przez internet, albo znajomych przedziwnych rzeczy o sobie i o swoim koniu 😲
guli właściwie masz racje...tyle, że trudno się rozstać w miłej atmosferze z właścicielem konia, nad którym tyle pracowałeś, pokochałeś go i przyzwyczaiłeś, a ten niewiadomo czemu Ci go odbiera(nie mówię tu o moim przypadku)...każdy medal ma dwie strony
No to widzę że zetknęłaś sie z nielada "poważnym" człowiekiem...
A nie spytałaś się o co mu chodzi ? Sądzę, że po prostu nie chciało mu się przeprowadzać rozmowy z tobą, a miał więcej czasu i mógł na koniu jeździć regularnie. Albo druga opcja...znalazł kogoś z rodziny, lub znajomych do opieki,  i Ciebie olał...


Oł noł noł 😉 Facet nadal w stajni pojawiał się tylko w weekendy, nic się nie zmieniło. Nikt też nie zajmował się koniem. Po prostu nie przyjeżdzałam wcześnie rano w soboty i nie siodłałam mu konisia. I focha strzelił 😉 Co z tego, że w innych godzinach zajmowałam się tym koniem codziennie... 🙄
  trudno się rozstać w miłej atmosferze z właścicielem konia, nad którym tyle pracowałeś, pokochałeś go i przyzwyczaiłeś, a ten niewiadomo czemu Ci go odbiera


Odbiera???

Przeciez nikt nie darowuje konia , przynajmniej w tym wątku.
Jak więc może odebrać? 😉
Ciekawa jestem, czy  uzytkownicy  cudzych koni zmieniają swój pogląd stając się ich posiadaczami. 🙂

Ciekawa jestem, czy  uzytkownicy  cudzych koni zmieniają swój pogląd stając się ich posiadaczami. 🙂


Z tego co zaobserwowałam w moim otoczeniu, dzieje się tak bardzo często. Często zostaje pominięty fakt, kto jest prawnym właścicielem i to, że w każdej chwili ma prawo zrezygnować z tego układu.
Niestety odradzam przywiązywać się do konia, którego nie ma się na papierze z własnym nazwiskiem, jeśli bardzo emocjonalnie podchodzi się do ewentualnych rozstań.
Wiem, że zaraz pewnie padnie argument, że nie każdego stać na konia. Jednak tak jak mówie. Czasami lepiej myśleć realnie za wczasu niż poważnie się rozczarować.
Czasami się po prostu nie da nie zaangażować emocjonalnie. Luzakowałam pewnemu panu przy jego wałachu. Miałam pracować 6 tygodni, pracowałam 2,5 roku. Zakończyliśmy współpracę, bo on przeprowadził się do innej stajni. Nie powiem, że nie było mi trochę przykro, w końcu spędzałam z tym zwierzakiem czas codziennie, on za mną chodził jak pies. Ale co zrobić, życie. Łatwo jest powiedzieć - nie angażuj się, bo nie twój koń.
  Łatwo jest powiedzieć - nie angażuj się, bo nie twój koń.


Pewnie, że to nie jest łatwe.
Ja sama wpadłam w taką pułapkę 🙄
Po ponad roku zajmowania się końmi, po prostu kupiłam je , a nigdy nie chciałam mieć nawet jednego konia 🤔

No cóż- poczułam się odpowiedzialna za nie - zresztą tylko ja się nimi zajmowałam, właściciel nie znał się na koniach, nie interesowały go, nie jeździł.
I przewróciłam swoje życie do góry nogami.
[quote author=grzesiek.1993 link=topic=3369.msg277697#msg277697 date=1245262260]
  trudno się rozstać w miłej atmosferze z właścicielem konia, nad którym tyle pracowałeś, pokochałeś go i przyzwyczaiłeś, a ten niewiadomo czemu Ci go odbiera


Odbiera???

Przeciez nikt nie darowuje konia , przynajmniej w tym wątku.
Jak więc może odebrać? 😉
Ciekawa jestem, czy  uzytkownicy  cudzych koni zmieniają swój pogląd stając się ich posiadaczami. 🙂
[/quote]

oj nie czepiaj się słówek, przenosi, odbiera możliwość jazdy i opieki, wiesz o co chodzi 😉
Ale konia nie zawsze można odkupić  🙄 i to jest największy problem.

Spójrzcie na to ze strony właściciela: wie, że nie będzie go przez jakiś czas, nie ma jak się zająć zwierzem, ale nie chce go sprzedawać. Więc daje komuś na jazdy w zamian za opiekę, ale płaci za wszystko (za pensjonat, kowala, weta, czasem i treningi). A potem znów moze się zająć koniem, to jest w końcu jego koń, do którego jest przywiązany, którego kocha, może wychował sam od źrebaka. To co, ma go teraz sprzedać/oddać, bo ktoś się nim pozajmował jakiś czas?
ja sobie takiej sytuacji nie wyobrażam. Jasne, opiekując się koniem przywiązujemy się do niego, ale ktoś inny też może być przywiązany. A tego nikt tu jakoś nie powiedział.
Racja! Z punktu widzenia opiekuna to wygląda inaczej, bo skoro się spędza z koniem o wiele więcej czasu niż właściciel, to człowiekowi się wydaje, że nabywa jakieś moralne prawo. Nie każdy właściciel, który nie zajmuje się swoim zwierzakiem podjął taką decyzję z własnej woli, czasem sytuacja do tego zmusza. Anyway, ja jestem dziwadłem i jest niewiele osób, którym "nie żałuję" mojego konia. Gdybym miała luzaka, miałby ze mną dobrze, bo i tak 90% rzeczy robiłabym sama 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 czerwca 2009 16:58
Lena, a tak masz córkę i ma z Tobą strasznie  😂 To był oczywiście żart, mam z Tobą bardzo fanie  😉

ja się nauczyłam, że póki nie mam papieru z moim nazwiskiem jak właściciela, muszę być przygotowana, że za każdym razem jak idę do stajni, to konia może już w boksie nie być. Takie jest życie, nie ma co nad tym płakać, tylko trzeba się przyzwyczaić.
[quote author=Lena link=topic=3369.msg278046#msg278046 date=1245309185]
  Łatwo jest powiedzieć - nie angażuj się, bo nie twój koń.


Po ponad roku zajmowania się końmi, po prostu kupiłam je , a nigdy nie chciałam mieć nawet jednego konia 🤔

No cóż- poczułam się odpowiedzialna za nie - zresztą tylko ja się nimi zajmowałam, właściciel nie znał się na koniach, nie interesowały go, nie jeździł.
I przewróciłam swoje życie do góry nogami.
[/quote]

Hm, sytuacja jak u mojego K.

Pracował ok 4 lat u pewnego faceta, który miał 3 klacze Wlkp.
Do jednej przywiazał się szczególnie... najstarszej, niegdyś zdziczałej, zawistnej wobec człowieka.
Brzmi to jak bajka, ale klacz wypiękniała mimo, że ma teraz 11 lat,  ma większe zaufanie do człowieka, startuje w zawodach L,P. Nie miał sumienia zostawić ją, wiedząc ze znów może stać się taka jak kiedyś. I kupił ją...  właściciel wiedząc o jego uczuciach wywindował sumę  o wiele za dużą jak na tą klacz. ale... K. siedział w Angli aż zarobił. I teraz już jest jego.... niczyja więcej 🙂
Ja też miałam podobną historię. Tylko bez zawyżania ceny za konia. 😉 Najpierw całe lata opiekowałam się różnymi  końmi klubowymi (i trochę startowałam na nich), a potem kolezanka, która miała własnego kopytnego poprosiła mnie o opiekę nad nim. Wyszła za mąż, była w ciąży i potrzebowała kogoś sensownego do konia, który był delikatnie mówiąc "trudny". Nie przepadałam za tym koniem, miałam przyjemność spadać z niego wielokrotnie i tylko refleks pozwalał mi unikać ząbków i kopytek.
Ale za radą trenera zgodziłam się. Namówił mnie bo koń dobrze skakał. Układ był taki, że właścicielka płaciła pensjonat wybrany przeze mnie (bo zaufany), kowala i lekarza (chyba, że byłoby ewidentnie z mojej winy), dała sprzęt jaki miała.  Ja opłacałam sobie trenera, dokupowałam sprzęt potrzebny do treningów np. ochraniacze, czapraki, derki itp.
Po prawie dwóch latach (dodam, ze ciężkiej pracy nad koniem) koleżanka poinformowała mnie, że ma różne osobiste kłopoty i nie może już utrzymywać konia. Musiała go sprzedać.
Zapropnowała mi jego kupno po cenie, od której odjęło się koszt mojej pracy włożonej w ujeżdżenie konia. I koszt dwuletniej opieki nad nim.
Uważam, że zachowała się bardzo fair w stosunku do mnie i do swojego konia. Wolała zrezygnować z większej kasy, a w zamian za to zafundować koniowi dobry dom.
To był mój pierwszy własny koń i miał u mnie dożywocie.
Tylko, ze taki układ jest możliwy niestety gdy w grę wchodzą osoby dorosłe i niezależne finansowo.
Nastolatki mają dużo gorzej. (Mowię o tych fajnych nastolatkach, może tłumu ich nie ma ale ja kilka spotkałam, nawet bardzo fajnych, własnie przy koniach 😀)
Pamiętam jedną dziewczynę, ktora przyszła do mojej stajni bo szukała konia, którym opiekowała się gdzie indziej, a właściciel go sprzedał i nawet nie powiedział jej gdzie. Jeździła od stajni do stajni, aż zobaczyła na padoku mojego Grubego i z daleka wzięła go za swojego ulubieńca. Z bliska to już poznała, że to nie ten ale pogadałysmy i zaproponowałam jej, żeby pojeździła sobie na Grubym, ktory akurat po kontuzji wracał do regularnej pracy. Jeździła tak jak to jeżdżą ludzie bez trenera ale była odważna, miała dobrą równowagę i byla chętna do nauki i pracy.
Nie miała kasy więc namówiłam trenera, zeby mogła jeździć jak inne konie mają lekcję, trener się zgodził, że bedzie na nią patrzył, trenujący też nie protestowali.
I bylo super. Dopóki nie poprosiłam kartki z podpisem rodziców, że wyrażają zgodę na jej jazdy konne i opiekowanie się koniem.
Czekałam dwa miesiące, przypominałam i w końcu musiałyśmy powaznie porozmawiać. Szkoda.
Bischa   TAFC Polska :)
01 września 2009 07:56
A ja mam pytanie w kwestii finansowej . Od 3 września będę się zajmować kobyłą koleżanki , która na miesiąc wyjeżdża za granicę - pomoc będzie polegać na czyszczeniu , smarowaniu , sprawdzeniu czy jest wszystko ok - bez wsiadania i lonżowania - koleżanka chce by kobyła odetchnęła . I kazała mi się zdeklarować , ile chcę za to kasy , a ja nie wiem kompletnie  😉 Mam czas do jutra  🙄 Pomóżcie .
SIWA FOLBLUTKA   i jej miedziana arabka
01 września 2009 08:23
Bischa ja w naszej stajni (czyli tu gdzie stoi i Twoja przyszła podopieczna) płaciłam za tydzień 50 zł od konia, ale czyszczenie co drugi dzień i bez smarowania kopyt. Wynika z tego, że powinnaś poprosić o 100 zł tygodniowo, szczególnie, że jest to kobyła odsadzająca się, łykająca. Większe ryzyko zranienia, kolki niż u innych koni czyli i większa odpowiedzialność i stres z tym związany 😉 A co, trzeba się cenić 😉
zależy jeszcze czy masz daleko do stajni, czy bedziesz tam codziennie specjalnie dla tej kobyłki czy przy okazji np. bedac u własnego konia???

według mnie 400 zł za samo czyszczenie i smarowanie ( max godzina pracy jednorazowo nawet mniej ) to stanowczo za duzo...
jak kon sie odsadza to nie przywiazywac i ryzyko zranienia jak przy innych kopytnych a to ze łyka- coż wieksza kasa dla ciebie nie spowoduje ze obronisz ją przed ewentualna kolką

ja zapłaciłabym komus max! 50 zł za tydzien + ewentualne koszty dojazdu ale nie angazowałabym do pomocy osoby która ma kawał drogi do stajni
zreszta hipotetycznie "pracodawcy" nie interesuje jak daleko masz do pracy- zgadzasz sie tzn ze warunki ci pasują w tym dojazd  🙂
Ja tez mam prywatnego konia pod opieką. Już jakies pól roku. Generalnie włascicielka wyjechała do Anglii juz bardzo dawno temu. Koń był jej syna, który po prostu przestał jeździć, zaczał studia medyczne i raczej nie wróci... .
Mam z Nia fajny układ bo ja opiekuje sie jej 2 końmi - jednego regularnie jeżdze, za 2 odpowiadam pod wzgledem kowala, weterynarza, witamin itp, w zamian za to Ona płaci za pensjonat, i wszystko co z konmi zwiazane, ja mam konia dla siebie i możliwośc chodzenia na skokowe treningi bez płacenia za nie.
Za opieke nie dostaje pieniedzy, ale za to mam fantastycznego konia tylko dla siebie i mog sie rozwijac... za co jestem ogromnie wdzeczna tej Pani, bo w innym przypadko było by mnie stać co najwyżej na jakas mała czesć dzierzawy konia.... :/

Problem jest tylko taki że konia w pełni zaczęłam traktować jak swojego. Wiem ze nigdy nie bedzie na sprzedaż, ale mimo to tak sie przywiazałam ze juz nawet nie wsiadam na nic innego, a do stajni przyjeżdzam tylko do Niego.
Mimo wszystko ciągle sie licze z tym ze lada dzien moge zostac bez konia... .
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
01 września 2009 09:21
Bischa ja za taką opiekę biorę właśnie 50zł tygodniowo - oczywiście pod warunkiem, że koń jest na miejscu.
od 3 lat jeżdżę konie cudze które są na sprzedaż. i nie boli mnie kiedy koń sie sprzedaje bo mam świadmość ze to dzięki mojej pracy ktoś zwrócił na niego uwagę. Boli kiedy właściciel mimo postępów postanawia zmienić koniowi jeźdzca, bo a nóż koń pójdzie coś wyżej pod kimś innym. Ale zdaję sobię sprawę, że ma do tego prawo. Dlatego zbieram na własnego rumaka, aby samej móc decydować o losie konia na którym jeżdżę.
Bischa   TAFC Polska :)
21 września 2009 21:34
Ech zaczynam żałować , że się tego podjęłam , bo się dowiadywać zaczęłam ciekawych rzeczy od osób trzecich . Że właścicielka nie wie kto się koniem zajmuje , że ja niby tego nie robię , że coś tam . A nie raczyła się do mnie odezwać do dziś na maila i gg , a miało to dać możliwość stałego kontaktu  🤔 Ja maila jej ani gg nie znam . Koń jest na miejscu , a ja w stajni jestem niemal codziennie , bo robię praktyki .
Jak mnie koleżanka poprosi, żebym cokolwiek zrobiła przy jej koniu, bo nie jest przez jakiś czas w stanie przyjechać do stajni, to w miarę możliwości to robię i nawet nie przyszło mi do głowy żeby wziąć za to pieniądze...
m0niSka, pewnie nie chodzi o bliską koleżankę.

a ja mam pytanie co do umowy przy użyczaniu konia. podpisujecie takową? ma ktoś może wzór?
mój młodszy koń będzie szedł pod opiekę znajomej od października - mam oczywiście do niej zaufanie, że krzywdy koniowi nie zrobi, ale już raz się nacięłam na innej znajomej (na szczęście nie przy koniach, tylko na studiach - miałyśmy razem mieszkać a ona mnie okradła ze wszystkiego) i teraz się już nie bawię bez papierów. Wszystko ładnie pięknie, ale umowa musi być spisana by nie było potem nieporozumień.
Na moim koniu 2 dni w tygodniu jeździ inna osoba. Bardzo odpowiedzialna i fajna, ALE zdarzają się bardzo irytujące mnie wpadki. Jej rola jest taka, że ma na koniu tylko pojeździć, kiedy ja nie mogę być w stajni. W dodatku za to płaci. Nie każę jej myć ochraniaczy, prać czapraków czy cokolwiek innego, tylko niech pojeździ. A co zrobiła ta osoba jak byłam na 2-tygodniowym wyjeździe? Zapuszczaną i już dosyć długą grzywę, którą szykowałam pod przerywanie obcięła z powrotem na irokeza, nie pytając mnie o zdanie  😵 napisała tylko potem smsa, że już miał tak okropną grzywę, że mu obcięła. I tyle. No powiem wam, że dostałam dzikiej furii. To jest właśnie przykład, kiedy osoba opiekująca się koniem ma zapędy na to, że może ten koń staje się "troszkę" jej.
ja jeśli chodzi o długość grzywy i ogona mam pełną swobodę, ale kiedy ścinałam konia na irokeza to wolałam zapytać właściciela o zdanie i musiałam poczekać trochę żeby to "przetrawił" 😁
o jezu  😵

ja na punkcie grzywy mam hopla, jakby ktoś mojemu kucykowi zrobił krzywdę to  🤦


chociaż... moze on by dobrze wyglądał w irokezie  😁
z grzywą pamiętam taką sytuację kiedy grzywa byla zapuszczana na zawody u mojej - wówczas jeszcze dzierżawionej od poprzedniego właściciela - klaczy. miała być na koreczki, ale niestety grzywę ktoś tak upitolił, że mogłam już tylko po tym kimś wyrównać. no, ale wtedy to był koń szkółkowy, a nie własny.
Wiecie, wszystko jest kwestią dogadania. Ja bym CUDZEMU koniowi bez zgody właściciela ani nie zmieniła racji żywioeniowej ani nie obcięłą grzywy, czy chociażby szczotek przy pęcinach. Tamta akcja mnie jednak nauczyła, żeby takie rzeczy przypominać tej osobie jeżdżącej, coby się nie zapędziła znowu i będzie znów miło 🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
23 września 2009 09:28
Dzionka: ta osoba jeżdżąca to pewnie z rodzaju tych, co za nie długo stwierdzą nabycie przez zasiedzenie 😉 Też bym się raczej wściekła na taką akcję.
Ta osoba jest naprawdę przesympatyczna i ufam jej, że super zadba o konia, co nieraz już robiła w przypadku jakiejś "emergency" gdy ja byłam za granicą, no ale właśnie chyba jest tak jak piszesz  🙂 Trochę umiem ją zrozumieć po jakichś... 5 latach dzierżawienia cudzych koni, ale wiadomo że traci się ten punkt widzenia, jak się wreszcie ma swojego  😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
23 września 2009 09:40
ja w sumie też wielokrotnie dzierżawiłam czyjeś konie. Z tym że nigdy by mi taka akcja nie przyszła do głowy. Nigdy nie rozmywała mi się granica że ten koń to jednak nie mój.
No mi też nie... Ech, nadal mnie krew zalewa jak sobie przypomnę tą sytaucję - już byłam umówiona z koleżanką na przerywanie tej "okropnej grzywy", a tu bach - łysol stoi w boskie  😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się