naturalna pielęgnacja kopyt

Przy tym jakie na początku mały miał kopyta to odrazu bym go w takie miejsce wysłała. Teraz wszytsko idzie w dobrą stronę, ale myślę że czas jest nieporównywalnie dłuższy.
Będę się zastanawiać i mam nadzieję, że na myśleniu nie skończę. Po nowym roku kupujemy kombajn do badania krwi, RTG mamy praktycznie na miejscu w razie czego, USG mamy swoje i ponad 40 ha ziemi u znajomego, gdzie trzymamy konie. Nakład kasy na początek przeogromny i nie jestem pewna czy kiedykolwiek się to zwróci.
Będę się zastanawiać i mam nadzieję, że na myśleniu nie skończę. Po nowym roku kupujemy kombajn do badania krwi, RTG mamy praktycznie na miejscu w razie czego, USG mamy swoje i ponad 40 ha ziemi u znajomego, gdzie trzymamy konie. Nakład kasy na początek przeogromny i nie jestem pewna czy kiedykolwiek się to zwróci.

Z całego serca życzę Ci abyś miała chętnych a z drugiej strony podziwiam że od razu chcesz tak inwestować.
Właśnie nie chcę, badam rynek na razie. Kombajn do badania krwi i tak kupujemy. Szukam pomysłu na życie, bo zastygłam z dzieckiem i mam dość.
A po co Ci kombajn do badania krwi?
Mój chłop jest lek. wet. od koni. Myślę, że czasem mu się przyda 😉
A no to na pewno  🙂
kaloe- chyba właśnie za mało reklamy. Powinno być o Tobie głośno w Polsce środkowej, południowej, na zawodach, w stajniach. Wiadomo, że niektórzy kowale mogą robić Ci złą opinię i z tym się trzeba liczyć. Reklama, reklama, reklama.
Widzę po swojej niekońskiej działalności ile telefonów mi się rozdzwoniło, kiedy naprawdę położyłam wielki nacisk na dobrą reklamę.
dea   primum non nocere
05 sierpnia 2014 07:43
kaloe - ktoś już model biznesowy działający wymyślił - Nic z Rockley Farm. Zrób podobnie. Blog z opisem przypadków, które do Ciebie trafiają. Jeden obraz znaczy więcej niż tysiąc słów... Ja żałuję, że trochę zaniedbałam fotografowanie moich "nowszych" podopiecznych, bo takich kopyt, jakie miały na początku, już mieć nie będą (i dobrze!!!) - a teraz to nikt już nie uwierzy od czego startowaliśmy... nawet ja i właściciele czasem wątpimy 😉 Chociaż oczywiście nie zawsze jest taki spektakularny sukces, ja przyczynę "nieuleczalnych" problemów najczęściej widzę w warunkach utrzymania. Samo struganie nadzwyczaj często rozbija się o ścianę. Może "nie szkodzić", czasem trochę wspomóc - i tyle. Kopyto musi wybudować koń, ze składników odżywczych odpowiednio zbilansowanych, stymulowany ruchem.

Co do kursu, to mam wstępną deklarację, że będę mieć wsparcie organizacyjne. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to na początku 2015 w Sopocie cośtam będzie. Jaki będzie ostateczny tego kształt, to jeszcze zadecydujemy 🙂 ale ja się skłaniam ku temu, żeby nacisk był na czytanie tego, co kopyto chce powiedzieć (oznaki zdrowia i choroby, przypuszczalne powody problemów - gdzie szukać rozwiązań i na co patrzeć, żeby wiedzieć, czy się poprawia).

...a kiedyś może i u nas byłaby szansa na jakiś ośrodek rehabilitacyjny, tyle że to raczej nie w najbliższych latach.
Miło, że tacy fachowcy jak Ty, DEA myślą o edukowaniu "młodego pokolenia". U nas także nieśmiało rodzi się taka myśl. Wsparcie organizacyjne mam, wstępny zamysł jak taki kurs będzie wyglądał także. Przypadków do dyskutowania nie brakuje....no nic, czas pokaże jak to wyjdzie w praniu 😉
tajnaa zazdroszczę weta, ja wciąż szukam kogoś do współpracy i już powoli tracę nadzieję, że ktoś godny zaufania, nieskażony klasycznym podejściem do zdrowia konia się znajdzie 😕


dea, kibicuję bardzo, żeby udało się coś zorganizować w trójmieście. Sama chętnie przyjdę na kurs!
dea  też z chęcią bym się wybrała  😀
Ja również z przyjemnością wybiorę się na kurs 🙂  :kwiatek:
A ja -dla przestrogi -wklejam link do oceny wiedzy i działalności "kursantów" po 2,3-dniowych kursach szkoleniowych -dotyczy co prawda kursu Strasser, ale też każdego innego kursu "kopytowego". Opinia jest całkowicie prywatna, Stajni Trot (mam nadzieję, że nie jest to zabronione 😀).
Mam mieszane uczucia -bo z jednej strony -jest to wszystko prawda, ale z drugiej -przecież każdy kiedyś się uczył i zdobywał wiedzę praktykując...
Jak wybrnąć z problemu?? 😉

http://www.stajniatrot.pl/texts/mondre/strasser.html

kasik, mój też był skażony klasycznym podejściem do kopyt, bo tak się uczą. Na szczęście od paru lat jest wyleczony 🙂
rzepka ta ocena jest jak dla mnie mało rzeczowa 😉
Po pierwsze osoba pisząca nie była uczestnikiem takiego kursu, po drugie jest w tej krytyce sporo błędów (choćby to, że sama dr Strasser stwierdza, że są przypadki kiedy nie powinno się konia rozkuwać, czy to, że 3dniowy kurs certyfikatu nie daje 😉, by go zdobyć trzeba ukończyć szkolenie w ośrodku dr Strasser, co o ile mi wiadomo udało się w Pl tylko jednej osobie). Odnośnie zarzutu w stosunku do "kursanta", który dopuścił się analizy zdjęcia rtg: 47stopni dla zadniego kopyta, to nie jest dobrze, pachnie raczej położonymi piętkami, za długim pazurem i możliwe, że odwrotną rotacją, więc kto mylił się bardziej?? kursant czy......
Odnośnie wspomnianych weterynarzy i kowala....no cóż, znam osobiście....zdjęcia rtg wykonane przez oboje wklejałam (mogę przypomnieć jeśli komuś potrzebne), miałam również okazję słuchać ich opinii na temat kopyt kilku dobrze znanych mi koni, w tym mojego Smyka, którego opyta miały być  wg nich super (koń miał przykurcz, który został zauważony dopiero na rtg, bo przecież strome kopyta były jak najbardziej w porządku).....Aha...wspomniana Pani dr sama wysyła konie na Pomorze do Tomasza Świątka 😉. Nazywa go magikiem od kopyt i ostatnią deską ratunku. (wiem, bo wielokrotnie rozmawiałam z nią na ten temat)
Zgadzam się oczywiście z tym, że takie kursy mogą przynieść tyle samo dobrego co i złego (czy każdy posiadający prawo jazdy powinien siadać za kierownicę??)...wiele zależy od kursanta jak również wykładającego. Nie widzę jednak nic złego w poszerzaniu swojej wiedzy, bo jak wspomniał sam autor pełno w koło partaczy 🤣
przepraszam za chaos wypowiedzi ale kto zechce, przesłanie odnajdzie 😉
dea   primum non nocere
05 sierpnia 2014 22:49
rzepka - ja mam świadomość, co sama wiedziałam po 3-dniowym kursie... i wolałabym, żeby po takim czymś się ludzie nie zabierali za struganie koni (choć sama się za własne zabrałam, i było różnie na początku, ale ostatecznie wyszło im to zdecydowanie na plus). Dla takich mam inna propozycję, jeśli tylko będę w stanie (bo to już praktykowałam) - uczę powoli, kontrolując co się dzieje, na konkretnych egzemplarzach (na ich koniach). Niektórzy łapią błyskawicznie i efekty naprawdę są fajne - jak przyjeżdżam i nie mam nic do poprawki kolejny raz, to naprawdę śpię spokojnie, że takich ludzi "wypuściłam". Inni sami widzą, że koniowi nie służy ich robota albo nie czują się na siłach, żeby przejąć na siebie (fizycznie albo psychicznie) - wtedy po prostu ja strugam i tyle.

Tak czy inaczej, wiem, że wiedzą można się "skaleczyć", ale uważam (od początku tego wątku  😀iabeł🙂, że wyłącznie w sytuacji przerostu pewności siebie.  Przy zachowaniu ostrożności, samokrytycyzmu, przy ciąglej obserwacji odpowiedzi konia i kopyt - naprawdę marginesu trochę jest i lepiej coś wiedzieć niż nie wiedzieć.

Mnie osobiście nie podobało się podejście Tomka na kursie Strasser, który zachęcał do rżnięcia podeszwy naprawdę mocno i ośmielał ludzi, którzy początkowo mieli wątpliwości, czy nie skrzywdzą zwierzaka. Rozmawiałam z nim zresztą o tym (upierdliwą kursantką byłam 😉) - choć sam kurs, jako jeden z "zaliczonych", uważam za bardzo "edukacyjny" (z mojego punktu widzenia). Ale gdyby to był mój pierwszy/jedyny.... nie wiem, czy to by się dobrze skończyło.

Co do samego tekstu z linka, trochę nie mam sił, by przez to przebrnąć - na początek może po raz setny powiem, że "naturalna pielęgnacja kopyt" != "metoda Strasser". Błędne założenia na samym początku... Jak to powiedziała Zuzanna "tyle mamy wspólnego ze Strasser, że tu i tu mowa o bosych koniach". Nie wchodząc w wyższość jednej metody nad drugą (bądź stosowanie "autorskich" hybryd) - to zwyczajnie różne bajki.
prawda jest taka, że sporo osób natchniona tym co przeczyta w "naszym wątku" chwyta za tarnik bez ukończenia jakiegokolwiek kursu, sądzę że takim przypadku bezpieczniej będzie jeśli wiedzę teoretyczną uzupełnią praktyką :kwiatek: . Jeśli uda się stworzyć dobry, bezpieczny system szkoleń, po których ukończeniu adept nie pozostanie sam lecz będzie mógł liczyć na pomoc (choćby via net) to może się udać 😉 Rzeka wiedzy płynie, zatrzymać się już nie da ale może pozwoli się regulować 😉
mila   głęboka rekreacja
06 sierpnia 2014 09:09
Może osoba po kursie powinna swoje struganie przez kilka miesięcy konsultować z nauczycielem lub wyznaczonym przez nauczyciela mentorem?

mila wiele zależy od stopnia samokrytyki 😉 strugam od 2011roku, mam pod opieką ok 20koni i przy każdej okazji chętnie konsultuję swoje poczynania....bo równie niebezpieczna jak nieuświadomiona niewiedza jest rutyna 😉
mila   głęboka rekreacja
06 sierpnia 2014 09:41
mila wiele zależy od stopnia samokrytyki 😉 strugam od 2011roku, mam pod opieką ok 20koni i przy każdej okazji chętnie konsultuję swoje poczynania....bo równie niebezpieczna jak nieuświadomiona niewiedza jest rutyna 😉


Zgadzam się w 100%
Wcześniej odpowiedziałam na pytanie, co zrobić, żeby uczniowie po kursach nie robili dużej krzywdy koniom. Konsultacje z osobą prowadzącą kurs, to dla mnie minimum z minimów.

Najlepsi strugacze konsultują swoje przypadki i utrzymują kontakt z innymi strugaczami/kowalaim/wetami/masażystam.żywieniowcami 😉 czytają opracowania i generalnie trzymają rękę na pulsie.
podrzucam mój ciekawy przypadek z dziś, kuc z ochwatem na cztery

zdjęcie przed i po

właściwie to wdzięczny obiekt do pracy, bo jest co ciąć 😁
dea,kasik -wszyscy wiemy, ze im więcej kursów i szkoleń -tym lepiej 😀 To oczywiste. Osobiście cieszę się, ze byłam tez na kursie "strasserowym" -bo dzięki temu mogę połączyć obie metody w razie potrzeby, a i poszerzenie horyzontów zawsze się przyda 😀
Ale znam osobę. która po jednym z kursów wpadła dosłownie w fanatyzm ... zresztą, dyskutowaliśmy nad tym problemem niejeden raz. W końcu chirurg tez kiedyś musi rżnąć pierwszy raz 😁
mam jeszcze takie w trakcie pracy
Przody bym poskracała bardziej 🙂
ha, to poprawię, mąż mi mówił, że tyle by  nie ciął bo by się bał, i tak więcej machnęliśmy, ale potrzebowałam pozytywnego wzmocnienia aby więcej podciąć, to poprawimy 🙂
a z piętek nie dało się więcej zejść?
Wrzuć zdjęcie przodów od spodu.
dodaję

pp jeszcze się robi na tym zdjęciu
z jednego i drugiego widać, że jest sporo do zejścia 🙂
dea   primum non nocere
07 sierpnia 2014 08:04
anyann - zależy od punktu wyjścia, moim zdaniem. Oczywiście, że cośtam by się dało jeszcze zrobić, ale czasem lepsze są wolniejsze zmiany, o ile idą w dobrym kierunku. A jesli masz możliwość nie zostawiać konia na za długo, to lepiej robić częściej i mniej. Chociażby dlatego, że ścięgna będą mieć chwilę, żeby się przystosować.
A te drugie kopyta ładne, nawet bardzo, tylko przerośnięte "trochę".
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się