Sprawy sercowe...

Poza tym znam wielu ludzi którzy mając 20-25-30 lat kompletnie nie wiedzą co chcą w życiu robić


Ja zawsze jak patrzę na dziewczyny, albo już raczej kobiety, w tym przedziale wiekowym, które nie mają bladego pojęcia, co zrobić dalej ze swoim życiem, to myślę o moich rodzicach, którzy w wieku 25 lat mieli już 5-letnie dziecko.  😁 Ale z perspektywy czasu wyszło im to na dobre, bo okolice 30-stki to przeważnie czas, w którym rozwija się karierę zawodową, ma stałą pracę, zobowiązania i w czasie, gdy ich znajomi przerywali wszystko, bo trzeba było zająć się małym dzieckiem, oni mogli bez przeszkód się rozwijać.  🙂
Tak sobie pomyślałam, że może jest mi pisane zostać starą panną z kotem, bo podejmowanie decyzji, kiedy za drugi kawałek sznurka trzyma inny człowiek, którego mogę zranić, jest ponad moje siły.  😵
Wniosek z tego taki: najlepsze małżeństwa to te oparte na przyjaźni i empatii. Górnolotnie brzmi, ale chyba faktycznie działa.

Tu sie chyba jeszcze nie udzielałam, takze sorry ze się wetne, ale czuje ze tu mądre głowy zasiadają a na pewno bardziej doświadczone..
Czyli co, brutalnie upraszczając: jeśli chłop dobry, zaradny zyciowo to cieszyc sie ze sie taki trafił i nie narzekac? Zagłuszac wszelkie wątpliwosci? Nawet jesli od początku nie ma motylków to sie nie przejmowac bo przeciez kiedys i tak ich nie bedzie, wiec w zasadzie na jedno wyjdzie?? 🙄
Nie ma ironii, bardziej ciekawosc, bo jestem jeszcze na tyle naiwna i na tyle asekuracyjna ze nie miałam za soba tzw. "powaznego zwiazku"- kilkuletniego, z mieszkaniem razem itp. wiec nie wiem co jest dalej.
Jednak miałam za soba zwiazek oparty na niesamowitej przyjaxni ale na fascynacji i na motylkach rowniez. Generalnie taka bajka o jakiej sie czyta w ksiazkach..
I inny zwiazek, bez tego wszystkiego, od poczatku. No moze przyjaźn. A trwał dlatego ze starałam sie sama siebie przekonac jaki to dobry chlop, ze zakochany wiec i ja musze cos poczuc. Miałabym z nim super- nie watpie. Zerwałam- nie żałuje. Poczułam ulge.
Dla mnie jest to jednak troche przerazajace- byc z kims a miec wątpliwosci.
Jesli zycie z drugą osobą to głownie rutyna i przyzwyczajenie, to chyba stąd uciekam  🙇
Evson, chciałam o to samo zapytać🙂

no właśnie w moim pzypadku nie chodzi o to, że kocham ale nie ma motylków, tylko że nawet nie wiem czy kocham, czy to już raczej rozsądek. i z jednej strony spoko, można na tym coś zbudować i pewnie to będzie dość trwałe i funkcjonujące ale mając 23 lata powinnam zapomnieć o uczuciu prawdziwej szczerej miłości do drugiego człowieka, dlatego że związki trzeba budować na przyjaźni? bo przyjaźń między nami jest, wzajemne zrozumienie też, popieranie swoich pasji też, przychylność otoczenia, dobre perspektywy na przyszłość.... ale czy to jest wszystko?

(też bez złośliwości pytam😉 bo sama się nad tym zastanawiam dlatego nie kończę związku! nie wiem czym warto się kierować...)
Wizja   Skąd wziąć siłę do dalszej walki...?
28 kwietnia 2011 18:51
Hehe, mam dokładnie takie same wątpliwości od jakiegoś czasu. Może to taka pora roku ? Albo tez wiosna i tlumnie pojawiajace sie obok szalenczo zakochane swieze pary sklaniaja do przemyslen. Ja tez juz sama nie wiem. Niestety chyba czas na postawienie ulimatum. Ale zaczynac wszystko znowu od nowa z kims obcym? To mnie troche przeraza...
ja mam przemyślenia takie m.in. ze względu na 'teściową' i jej zachowania 🙄
ok..jutro poznaje rodziców A. i muszę się przyznać, że się bardzo stresuję!!  😵
nie wiem jak ma to wyglądać, skoro oni ani słowa po polsku czy angielsku, a ja ani słowa po hiszpańsku...
mamy iść na kolację.

planuje przywitać ich jakimś zwrotem po hiszpańsku ale boje się, że to głupio wyjdzie.. 🙄
Evson, Wybacz, Mam 13 lat i miałam jednego chłopaka. Chodziliśmy za rączkę przez tydzień, ale on mnie rzucił dla pokemonów. Planuję spalić firmę Nintendo.

A chodziło mi o związki typu "być ze sobą żeby być, bo kiedyś tam się zakochałam, teraz on mnie wkurza, ale jestem z nim już tak długo, po co to kończyć, w sumie mogło być gorzej". Jest pełno takich związków. Poznali się na kiedyś, pierwsza fascynacja była, jakieś zakochanie było, przez pierwsze pół roku było świetnie, a później się wkradła nuda, ale w sumie, po co się rozstawać? Mimo, że nie ma tematów do rozmów [ale takich Rozmów! Prawdziwych! Ciągnących się godzinami! Tak jak potrafią rozmawiać ludzie o wspólnych pasjach, zainteresowaniach, wspólnym hmm.... "toku myślenia"], mimo, że ona woli spędzać tak, on woli zupełnie inaczej. Ona wychodzi na imprezy, biega, pływa, lubi aktywnie spędzać czas, on uwielbia spędzać czas leżąc do góry brzuchem na kanapie, ona nie chce jechać do ciepłych krajów, woli Norwegię, on ma uczulenie na zimno i zamarza przy +20, ona uwielbia kolor zielony, on wymiotuje na widok zieleni, ona przyrządza w domu kuchnię włoską, on nie cierpi makaronu, ona nienawidzi tańczyć, on czuje się na parkiecie jak ryba w wodzie.... w łóżku znośnie, mogło być gorzej, ale bez fajerwerek, no w końcu facet to facet, kobieta to kobieta - wszyscy wyglądają tak samo..... i takie pary ze sobą są, jakby ich kto przywiązał. Nie wydaje się to wam strasznie... nudne?
Co innego, kiedy spotyka się dwoje ludzi, którzy oprócz początkowej fascynacji [no, niekoniecznie takiej na zasadzie podrywu z amerykańskiego filmu: ona zakochana, on zakochany, po dwóch dniach lądują we wspólnym łożu, pół roku później się chajtają i żyją długo i szczęśliwie w idealnym, amerykańskim domu z ogrodem], potrafią ze sobą przegadać noce i ciągle nie mają dosyć, mają wspólne zainteresowania [no, niekoniecznie takie same, nie chodzi mi o to, żeby się wiązać ze swoją kopią, ale przynajmniej wspólne, nie wiem - taniec i muzyka, jazda konna i rower, bieganie czy inny sport, sztuka i literatura.... i tak dalej]. Tacy chyba się sobą nie znudzą w momencie kiedy endorfiny się wyczerpią, nie? No chyba nie ma nic gorszego niż dwoje ludzi, którzy mijają się we własnym mieszkaniu, bo się sobą znudzili i wszystko ich w sobie denerwuje, wzajemnie się sobą nie interesują i najchętniej każde zmieniłoby drugie w kogoś, kto bardziej odpowiada, nie ma zrozumienia, nie ma przychylności, ale jednak oni razem uparcie są.... no bo są. Bo tak głupio być samemu, bo nikt nie chce żyć samotnie, mimo, że tak naprawdę i tak samotność to najczęściej spotykana dolegliwość społeczna.

dumkowa Jeśli nie umiesz hiszpańskiego, to olej takie akcje. Nie wiem wprawdzie jak trudny jest hiszpański, ale mam koleżankę, która tak próbowała po norwesku... i źle zaakcentowała jedno słowo. Sens wyszedł bardzo śmieszny. 😉 Nic złego się wprawdzie nie stało, ale jednak gafa.
Ubierz się ładnie, uśmiechaj się, będzie spoko. 😉 A. będzie tłumaczył :P
Wniosek z tego taki: najlepsze małżeństwa to te oparte na przyjaźni i empatii.

I seksie.  😀
Powtórzę za moim tatą: najważniejsza jest biologia, potem - pieniądze, potem - przekonania wyniesione z domu.
Już to pisałam w czeluściach tego wątku. Że ciskałam się jako dwudziestolatka, że to nieprawda  👿
A tato zapytał spokojnie: tak? a przyjrzyj się, z jakich powodów dochodzi do rozwodów?
Dziewczynom niemogącym podjąć decyzji "być czy nie być" radzę wyobrazić sobie prostu test: On odwraca się na pięcie i idzie dłuuugą drogą (albo zjeżdża windą). Wiecie, że nie wróci, nie zawróci. Co robicie? Wyskakujecie (za nim) z balkonu? Pędzicie galopem? A może wzdychacie i wracacie do swoich zajęć?
I jeszcze jeden teścik: wyobrazić sobie, że "Onego" nie ma na waszych urodzinach (ani innym osobistym święcie jakie kto Bardzo lubi) za 5, 10, 15 lat. I co? Spoko? To spoko  💃
Evson, Chodziliśmy za rączkę przez tydzień, ale on mnie rzucił dla pokemonów. Planuję spalić firmę Nintendo.


😁

halo, na pewno zostajesz w tym momencie moim sercowym guru :kwiatek:

Dodam od siebie, że miałam już związek oparty na przyjaźni i seksie, i było mega 😍, aczkolwiek facet okazał się cholernie nieodpowiedzialny, i traf losu sprawił, że nie mamy ze sobą już kontaktu (i związek też się przy tej okazji skończył).
Teraz mam "zawiązek", choć na razie to bardziej relacja jest opartą na... na nie wiem czym? Bo na pewno nie wzajemnym szacunku, ciągnie nas do siebie niemiłosiernie jak się dłużej nie widzimy, natomiast, jak się kłócimy to "po włosku", dużo krzyku, wychodzenia i nie wracania. Problem w tym, że po paru godzinach to mija, emocje opadają, i nadal do siebie ciągniemy. Jakiś pomysł...?
Sankaritarina no chyba ze tak. Bo zinterpretowałam w drugą stronę.
Oczywiscie ja nie wyobrazam sobie związku bez przyjaźni, czyli tak jak mówisz póki były motylki to były a jak nie ma to okazuje sie ze nie ma juz nic poza tym i własciwie to nie mam o czym rozmawiac z tym człowiekiem.
Mi chodziło bardziej o sytuacje budowania czegos mimo ze nie ma nawet najmniejszego 'drgniecia serca' jest za to przyjaźń. Ale tylko i wyłącznie...
Generalnie halo podsumowała jak należy,w skrócie bo w skrócie ale zgadzam sie z tym  🙂
Evson, Nie no, tu się z Tobą zgodzę. Bez najmniejszego "drgnięcia serca" to tak chyba trochę nie bardzo :kwiatek:

halo, Hm. Po głębszym namyśle stwierdzam, że... to ma sens. 😁

bobek87 skoro was do siebie jednak ciągnie, mimo tego "włoskiego" obycia.... to chyba nie jest tak źle, co? 🙂 Bez kłótni to nie związek. 🙂
Ja to zrozumiałam nieco inaczej. Związek nie ma wypłynąć na samej przyjaźni. zeby powstał potrzebna jest jakaś iskra, te motylki właśnie. Z tym, że kiedyś motylki mogą odlecieć, przylatywać sezonowo (nie twierdzę, że u wszystkich, ale wydaje mi się, iż jest możliwym, że po kilkudziesięciu latach małżeństwa można je czasem gdzieś znaleść, choćby pojawiły się na chwilę 🙂 ) i wtedy to właśnie ta przyjaźń i wzajemne zaufanie powinno zostać. Motylki potrzebne są do rozdmuchania całej sprawy, ale fundamentem ma być przyjaźń i budowane przez lata zaufanie, które powstaje w otoczeniu fruwających motyli 😉
dumkowa, trzymam kciuki😉

bobek87, no ja właśnie tego bym chciała! tego ciągnięcia do siebie po kłótni!

byłam w takim związku poprzednio - jak się kłóciliśmy to na zabój, ale jak się kochaliśmy to do szaleństwa. Był dla mnie zawsze jak gigantyczny magnes, na który nie miałam sposobu. Później nastąpiły różne historie, trochę mnie zawiódł (więc w naszym stylu, właśnie po włosku odeszłam), a potem zobaczyłam jak rodzina się cieszy z naszego rozstania, jaki ojciec jest dumny że poszłam po rozum do głowy i uznałam że może faktycznie... Potem nawinął się L którym rodzina była zachwycona, zaczął podrywać, widziałam że mu zależy, pomyślałam że chyba tez mnie bierze i tak jestem z nim od ponad roku. I nie mówię że nie czułam nic, bo rok temu o tej porze byłam przekonana że to chyba z nim się hajtnę, ba, nawet w grudniu tak myślałam przez chwilę... ale jednak my się kłócimy na zabój, ale później nie  godzimy jak szaleni. Raczej godzimy się żeby mieć już z głowy to kłócenie, żeby przejść do porządku dziennego. A były jak był tak jest nadal wielkim magnesem który ciągnie i kusi, co sprawy nie ułatwia......

z drugiej strony Dworcika, chyba masz rację. Przyjaźń i zaufanie zostanie. A motyle jakieś były. więc może to już ten czas że trzeba się oprzeć na przyjaźni i nie kombinować żeby nie przekombinować?
Chyba każdej z nas należy się porządne twarzoranie...
Trzeba się wziąść do kupy i pozałatwiać wszystko.
Jak się kłócę, wychodzę i jadę do stajni, to wcale mi nie brakuje, myślę sobie: jak fajnie jest być samemu, koń , praca, co jeszcze do szczęścia trzeba?
i pod koniec dnia się zastanawiam, co on robi, jak się czuje, że mi w sumie tęskno. Oj to niezdecydowanie...
Jeszcze trochę i będziemy jak hiacyntowa, "miłość się nie liczy", to musi być rozsądny związek, jak 200 lat temu przy zamążpójściu, kiedy dziewczyny po 20 roku życia brały wszystko co się 'napatoczy", żeby tylko starymi pannami nie zostać... 🤔wirek:
trzynastka   In love with the ordinary
29 kwietnia 2011 09:58
ale jednak my się kłócimy na zabój, ale później nie  godzimy jak szaleni. Raczej godzimy się żeby mieć już z głowy to kłócenie, żeby przejść do porządku dziennego.


To jest ważne zdanie, bo kłótnie i sposoby rozwiązywania problemów kształtują związek i ludzi. Pokazują, że komuś zależy. Z resztą pisałam o tym poprzednio do kasi&figi.

B. jest moim chłopakiem, oparciem, najlepszym przyjacielem, kocham go i nie wyobrażam sobie dnia bez niego. Nie wyobrażam sobie żadnego ważnego wydarzenia bez jego uśmiechu, nie wyobrażam sobie też ciężkich chwil bez jego ramienia.  Ale skłamałabym potwornie pisząc, że nie wiem co macie na myśli 😉
Bo oglądając te durnowate seriale, czy słuchając opowieści o burzliwych romansach znajomych chce się czasami tak szaleć, chce cię czasami tak cierpieć z nieszczęśliwej miłości która w końcu znajduje dla siebie drogę 😉 Ale życie to nie bajka i po chwili rozmyślań wolę tego standardowego buziaczka na gadu co rano i te dołeczki w policzkach

Ja mam też ten problem, że jestem na zupełnie innym poziomie jeśli chodzi o związek niż moi znajomi i czasami czuję się w tym lekko zagubiona, bo gdy oni szukają pierwszej miłości, przeżywają kolejne rozstanie, boją się zagadać do obiektu westchnień a ja ? no mnie to nie dotyczy, słabo doradzam, bo jednak jestem zupełnie gdzie indziej.
no i jego rodziców raczej nie poznam.. jak chce Wam się czytać historię pt. 'poznawanie rodziców' oto ona:

w sumie nie wiem teraz co mam o tym myśleć, miałam już się z nimi widzieć wczoraj i przedwczoraj  - ale jeszcze byłam chora więc to ja przesunęłam na dzisiaj. (rodzice zostają w PL do wtorku)
po czym dowiedziałam się od A., że: ' on bardzo chce im powiedzieć o mnie, ale nie umie. Już prawie im powiedział, ale jednak nie wie jak'
więc mu powiedziałam, że skoro ma się zmuszać do tego to nie ma to sensu i żeby im powiedział, jak będzie czuł, że chce i potrafi.
Cały czas A. powtarza, że on chce im powiedzieć ale nie wie JAK, że mnie przeprasza i że czuje się z tym źle.

z jednej strony rozumiem, jesteśmy 4 mies razem, nie jest to długi czas, nie wiem jakie on ma relacje z rodzicami, nie widział się z nimi bardzo długo plus różnica kulturowa na pewno gra tu dużą rolę.
z drugiej no muszę przyznać, że troszkę mnie to zabolało.

co Wy o tym sądzicie?
trzynastka   In love with the ordinary
29 kwietnia 2011 10:15
Moim zdaniem może Cie to troszkę boleć ale powinnaś zrozumieć i się nie pchać.
Rodziny bywają naprawdę różne, niektóre nie są zżyte, w innych członkowie rodziny się siebie wstydzą, to wszystko jest bardzo ciężkim tematem.
bobek87, oj twarzowanie się należy bardzo. ale ja na razie czekam. nie wiem czy mądrze, ale czekam i zobacze co będzie! chociaż też tak mam, że jak ma dużo pracy i smutny mówi że nie da rady się spotkać to z równie smutną miną mówię że szkoda, a tak naprawdę nawet się cieszę bo mogę sobie zaplanować dzień po swojemu... ale! jw. czekam, zobaczę co będzie.

ninevet, no właśnie pamiętam tą Twoją wypowiedź i też ona dała mi sporo do myślenia... bo u nas pogodzenie się jest po to żeby wrócić do równowagi i móc w spokoju dalej "działać" a nie dlatego że nie możemy wytrzymać  kłótni... przynajmniej z mojej strony nie wiem jak z jego... ALE!🙂 jak wyżej - czekam. to jest moja zajebista decyzja:P

dumkowa, popieram nine... jeśli mówi Ci o tym, nie ściemnia, nie okłamuje Cię, to tylko dobrze o nim świadczy. A że jesteście tylko 4 miesiące razem to tym bardziej się jeszcze nie spinaj😉 niektóre pary poznają swoich rodziców dopiero po zaręczynach! jesteś przecież z nim a nie jego rodzicami. A tym bardziej że to inna kultura - może ma z nimi napięte stosunki? może nie jest mu łatwo? zrozum go i ciesz się że masz to póki co z głowy:P
ninevet, breva nie no, oczywiście nie mam zamiaru robić mu fochów czy kazać mu żeby mnie poznał.
zresztą moja reakcja to było powiedzenie, że oczywiście rozumiem i że w takim razie jak będzie chciał to wtedy mnie pozna. Bez żadnych spin.

a zabolało tylko ze względu na to, że 2 tygodnie przed ich przyjazdem codziennie mi mówił jak to będzie wspaniale, że ich poznam, jak już przyjechali to było to samo: zdrowiej szybko, bo bardzo chce żebyś ich poznała!
gdyby nie było całej tej otoczki wcześniejszej to nawet bym się tym nie przejęła specjalnie 😉

dzięki za odpowiedzi :kwiatek: ja to niedoświadczona jestem w poznawaniu rodziców ;p
incognito   W życiu należy postępować w zgodzie ze sobą.
29 kwietnia 2011 13:04
halo my nawet nie potrafimy rozejść się tak żeby żadne z nas nie zawróciło,zazwyczaj zawracamy oboje 😍 Swego czasu miałam takie problemy jak tutaj teraz opisywane,ale teraz jestem w 100% utwierdzona w przekonaniu,że go kocham i tylko jego i nie wyobrażam sobie,że mogłoby go zabraknąć w moim życiu.I nie jest to pierwsze pół roku związku 😉 Motylki?Motylki są chyba trochę infantylne,ja bardziej czuje się tak jak byśmy byli magnesami  😀
Wiadomo,jak między wszystkim ludzmi są różne różnice,że tak powiem czy to w gustach czy też w opinii na jakiś temat,ale podsumowując i tak zawsze wychodzimy na plus,bo na dobrą sprawę co byłoby ciekawego w byciu z człowiekiem,który w każdej kwestii ma takie samo zdanie itd?
Jeszcze trochę i będziemy jak hiacyntowa

Oj jeszcze troche brakuje... 😉
Dworcika, bardzo trafna wizja - "sezonowo przylatujące motylki"  💘
dumkowa, a może... może podsuń, żeby jednak zaaranżować spotkanie? przypadkiem?
To da się zrobić, zaaranżować gdzieś w mieście. Niekoniecznie jako "MIŁOŚĆ mojego życia" ale jako znajomą, którą poznałem i na której zaczyna mi zależeć?
Kiedyś popełniłam błąd i nie poznałam mojej Wielkiej Miłości (choć platonicznej  😀iabeł🙂 z moim Tatą - stracha miałam bo WM był żonaty, a miałam dobrą okazję. Żałuję. Że nie poznali się jako ludzie, bo raczej przypadliby sobie do gustu.
Później... wkrótce później Taty już nie było  🙁

No, znikam Wam już i przestaję "mieszać"  🙂 - mąż już wyjechał do domu  💃 i za kilka godzin będzie po tęsknocie  💃
halo nie, nie chce się narzucać nawet tak przypadkiem :P
dzisiaj wiem, że mają wycieczkę poza miasto i dostałam telefon od A., 'wrócimy wieczorem, dam znać to może miałabyś ochotę się spotkać?'

oczywiście się zgodziłam, ale nie zdziwię się jeśli znowu powie, że jednak nie. no nic,decyzja należy do niego, ja na nic naciskać nie chce.
dumkowa, trochę nie rozumiem takiego niechcenia z jego strony, przecież są różne formy poznawania się ludzi, nie wszystko musi być oficjalne i super-poważne. Rodzice znają jego prawdziwą narzeczoną, czy co, że to taki problem?

Ale to moje nierozumienie, nie musi być powszechne.
Teodora już przerabiałam z nim temat: poznawanie rodziny, rodziców itp przy okazji jak zaprosiłam go do siebie pierwszy raz i jak był w szoku, że w mojej rodzinie to że przyprowadzę chłopaka do domu nie oznacza od razu ślubu i dzieci. Więc kiedy dowiedziałam się o przyjeździe jego rodziców nawet nie zakładałam, że będzie chciał mnie z nimi poznać. Byłam w wielkim szoku kiedy oznajmił mi, że chce mnie z nimi poznać.

z jego relacji u niego w domu odwiedzali go tylko kumple, zresztą przede mną miał tylko jedną dziewczynę i to bardzo krótko. jak sam mówi, teraz pierwszy raz jest w czymś 'poważniejszym' i jeszcze nie wie z czym to się je :p
Poznałam jego rodzeństwo (byli na tydzień w Polsce) - kótrym przedstawił mnie jako swoją 'girlfriend' 😉
Więc ok rozumiem go, ale nie rozumiem jedynie tego, raz mówi mi że nie jest gotowy, wcześniej opowiada jak to będzie cudownie, teraz znowu, że niby się spotkać i w sumie nie wiem o co chodzi już.
Ciekawe takie duże różnice. Nie wiem, do jakiego stopnia kulturowe, do jakiego indywidualne?

Ale tak sobie myślę, może to ma dobre strony? To jak z definicją zdrady. Często sobie zakładamy, że nasze rozumienie tejże jest powszechne, a potem u niektórych par okazuje się, że dwie strony miały inne wyobrażenia. A jak różnice między ludźmi są duże, pochodzą z różnych światów i mają różny (albo potencjalnie różny) obraz różnych spraw, to sobie muszą wszystko podogadywać. Tak sobie to przynajmniej wyobrażam, nie byłam nigdy w związku międzykulturowym.

Teraz masz zagwozdkę, ale może jakaś ciekawa wiedza co kto na temat związków, rodzin itd. myśli?
Teodora myślę, że tutaj to wchodzi w grę i różnica kulturowa i indywidualna.
Czyli zupełnie inne zwyczaje wewnątrz rodziny, wychowanie a do tego różnice wynikające z pochodzenia.
Dlatego, zawsze na każdą sprzeczkę czy nieporozumienie najpierw patrzę od strony różnic kulturowych. Oczywiśie nie chodzi mi tu o sprzeczkę pt. jaki film oglądamy  🤣

Na początku też dużo do nieporozumień przyczyniał się - język. Niby mówiliśmy to co mieliśmy na myśli, ale jak już sie przełoży swoją myśl na obcy język to ona kurcze jakoś brzmi inaczej. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Teraz już stworzyliśmy jakiś taki 'wspólny język' więc coraz mniej takich nieporozumień.
dumkowa i jak tam piatkowe spotkanie, odbylo sie? czasem sie ciesze, ze u mnie obylo sie bez wielkiego "poznawania"... wyszlo calkiem przypadkiem, zarowno poznanie jego rodzicow, rodzenstwa i dziadkow, jak i zapoznanie z moimi rodzicami. odebral mnie z lotniska, zawiozl do domu i wniosl walizke, to przeciez nie powiem mu w drzwiach "no to pa" 😉 zycze powodzenia 😀
piątkowe się nie udało, ale za to wczoraj ich poznałam 😉 od piątku nie poruszałam tematu, po czym sam mi oświadczył, że jego rodzice zapraszają mnie na wspólną kolację. Wcześniej powiedział im, że poznał dziewczynę z którą się spotyka i jest dla niego bardzo ważna dlatego zależałoby mu aby mnie poznali.

ogólnie spotkanie było bardzo sympatyczne, troszkę niezręczne przez to, że każde słowo musiało być tłumaczone. no ale dużo się uśmiechałam i jakoś poszło 😉
Stresowałam się okropnie...! ( no ale następny raz w Polsce będą może za rok  😀 )
zwłaszcza, że nigdy nie poznawałam rodziców ani przez przypadek ani oficjalnie od strony: 'to jest moja dziewczyna'

cieciorka   kocioł bałkański
02 maja 2011 10:21
to mamisynkowie mają jednak plusy- rodziców poznaje się przy pierwszej wizycie :P
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się