Sprawy sercowe...

Lov   all my life is changin' every day.
27 lutego 2013 08:58
halo, ja mam różnie. Jeśli chodzi o wrogów, własnie zazwyczaj mnie żre od środka, wybucham jak już irytacja osiągnie apogeum. Z drugiej strony, jeśli chodzi o relacje z osobami, na których mi zalezy, staram się mówić szczerze, co mnie boli, choć nie zawsze mi to wychodzi, bo często przerabiam "w środku" 😉 Na szczęście P. rozpozna, jak mnie coś gryzie, nawet jakbym bardzo starała się to ukryć 😁 I zawsze każe mi walczyć o swoje 😉

Biorąc pod uwagę sytuację tomii, to owszem, wydaje mi się że może się zachowywać "ciepło i życzliwie dla wroga" wobec siostry (chociaż fakt, że to ona się wprowadzila, a nie siostra do niej, też powinien mieć jakiś wpływ, no i powinno się przestrzegać jakiś zasad kultury wzajemnego przebywania), ale jeśli mąż twierdzi, że histeryzuje, ma napady nerwowe itepe, itede, to ja raczej polecałabym szczerą rozmowę, taką do bólu. Jeśli ciężko mówić, niech napisze na kartce, w punktach, co jej nie pasuje. Mąż niech zrobi to samo, bo przecież wiadomo, że każdy ma coś za uszami. Może wtedy dojda do jakiegoś porozumienia 😉
halo, ja mam różnie. Jeśli chodzi o wrogów, własnie zazwyczaj mnie żre od środka, wybucham jak już irytacja osiągnie apogeum.

to jest sedno z wypowiedzi halo, to Ciebie żre, nie Twojego wroga i to Twoja zdrowie na tym ucierpi
to baaardzo trudne nauczyć sie reagować tak jak opisała halo, wiem coś o tym bo też nad tym pracuję
ale sama świadomość konsekwencji jakie niesie ze sobą "wojowanie" jest już krokiem w dobrą stronę
Lov   all my life is changin' every day.
27 lutego 2013 09:19
edyta, też nad tym pracuję 😉 Mi niestety łatwo tak wjechać na psychę, ale mój największy wróg ostatnio pokonał się sam swoją własną bronią. I nagle wszyscy zaczęli mi przyznawać racje do tego, co mówiłam wczesniej, więc odczuwam małą satysfakcję 😁
tylko widzicie dziewczyny, uprzejmość przerabiałam. w ciąży gotowałam za nią sprzątałam za nią, jej dzieci spały to nawet ciągnika chłopaki nie odpalili bo broń Boże się obudzą. ok wszystko respektowałam itd. jak to mówiłyście to ja przyszłam a nie oni. ale w momencie, kiedy zaczyna wybrzydzać że czemu to jest do zjedzenia a nie to, że można by to zrobić tak i wtedy (z naciskiem na "można" = ma być i ch.). później ciąże miałam zagrożoną i ostatnie 3 miesiące nie mogłam nic robić. oj wtedy to już w ogóle zaczęła na mnie najeżdżać.. wtedy zaczęło się nastawianie teściowej przeciwko nam obojgu, że my kupujemy co chcemy a jej dzieci tego nie lubią, że my wymyślamy z tą ciążą na podtrzymaniu itd.
zaczęła odwracać za każdym razem kota ogonem to co my powiedzieliśmy zrobiliśmy. np. normalnie bez podnoszenia głosu zwróciłam uwagę o tym nieszczęsnym łażeniu w butach po domu. mnie olała lekceważąco jeszcze się na mnie wydarła że co ja sobie myślę. dopiero jak mnie trafiło o czym Wam wspomniałam z tym pakowaniem się, przestali w butach łazić. a pierwsze to zeszła na boso do kuchni gdzie siedziała jej matka i z płaczem.. takie przeinaczanie mnie aż "parzy".
spasowała bym może i faktycznie, bo to ja do nich się przeniosłam a nie oni do mnie. ale od początku powiedzieli prosto z mostu, że ja teraz jestem "gospodynią". więc chyba jednak przyzwolenie jakieś mam/miałam.
i nie jest tak że cały świat przewracam komuś do góry nogami. chyba logiczne, że skoro mamy małe dziecko, to też ono potrzebuje ciszy (nie grobowej bo to było by głupie, ale jakieś jednak) do zaśnięcia. chyba logiczne, że jak my robimy zakupy to będziemy gotować według własnych gustów. i tak dalej. nie wyrzucam jej z wc, bo ja chcę wejść, nie zabraniam jej robić co tam ma ochote, ale brak kultury i współdzielenia mieszkania to u niej chyba problem.
i wydaje mi się, że ona mnie nie dzierży za to, że zawsze powiem prawdę. bo kobieta owa ma tendencje do wciskania swoim głupot byle wyjść na świętą. i tak miała chorą córkę dwa tygodnie ponad temp powyżej 40. do lekarza małą wzięli jej drudzy dziadkowie. dostała skierowanie do szpitala. okazało się że miała odmiedniczkowe zapalenie nerek. się jej matka pyta od czego to, a ta jej wmówiła że z powietrza 😵 a że ja czytam to i tamto to jej mówię od czego. to się kobieta zdziwiła. i tak nie raz wyprowadzam ją z błędu.. więc pewnie przez to też super szwagierka mnie nie trawi. ale wciskania ciemnoty to ja nie lubię. i już.
na konsula to się nie nadaję. ale i nie chcę. błędem jaki T. ze mną popełnił, to ten że nie poznałam za dobrze funkcjonowania i zasad jego domu. bo wówczas bym odwlekała przeprowadzke do niego i tyle.
nie jestem koniem pociągowym żeby za kogoś kto ma ponad trzydziestke na karku wszystko robić i znosić jeszcze muchy w nosie.
nie chciałam go stawiać pod murem i "wybieraj ona albo ja". stąd przez te prawie dwa lata jakoś wytrzymywałam.

i dzięki pewnej wypowiedzi będę próbować dalej. Ms_konik  :kwiatek: jesteś wielka z tą recepturą. 
ale myślę że cokolwiek powinien zrobić, żeby we mnie nie pozostała do niego głupia czy nie ale pretensja i żal.

i dzięki Wam wszystkim kobietki za wszelkie odpowiedzi :kwiatek:
takie spojrzenie "obserwatora" potrafi czasem coś wnieść do sytuacji.


edit. literówka... ale mi esej wyszedł. sorki
edit2. a i przepraszam, zapomniałam Halo jesteś bardzo mądrą osóbką  :kwiatek:
tak piszecie o tym podejściu od drugiej strony. czasem tez tego próbuję.. i wychodzi.. aż do momentu tego typu  🙄 widocznie nie jestem mistrzem tej metody.. jeszcze nie..
ale masz racje Halo, cóż jest ten czas co jeszcze ich muszę tolerować w odniesieniu do pozostałej wieczności..  😍 kocham Twoje stwierdzenie po prostu. muszę sobie to w głowie drukowanymi zapamiętać.
tomia
szczerze  😉 przepros za zasmiecanie lodowki, niewlasciwe zywienie rodziny i obiecaj, ze to sie juz nie powtorzy
kup swoja lodowke i wstaw ja do swojej czesci mieszkalnej i tyle
jest wytyczona data (mniej lub bardziej realistyczna) zakonczenia budowy i przesieniesia sie siostry z jej rodzina ?
Albo podzielcie lodówkę😉 niech każdy ma swoją półkę, swoje jedzenie.
ja tam nie będę nikogo przepraszać, bo to nie ja zaczęłam "podkładać komuś nogę". baba_jagaw lodówce już podział nastąpił (pewnie i to ma mi za złe, bo teraz za swoje muszą sobie jedzenie kupować). za złe pewnie ma mi wiele, bo czasem jestem w łazience jak by chciała postać przed lustrem, bo gotuję smaczniej (i tu nie chodzi o przechwalanie się), bo mam małe dziecko i mam czas żeby jeszcze coś w domu porobić (a swojej matce wpajała że ma się dziecko to nie ma kiedy czy posprzątać czy ugotować), bo potrafię się lepiej zorganizować w prowadzeniu domu, bo nie muszę ciągle na małego krzyczeć i go nie biję jak ona swoje dzieciaki, bo ma mi pewnie za złe że jej nie wzięliśmy na chrzestną (Boże uchowaj mnie od tego błędu kiedykolwiek). więc pewnie mnie nie lubi. i ma mi przez to ciągle wszystko za złe. ale to po mnie akurat spływa. wręcz uskrzydla, że sobie dobrze umiem w wielu rzeczach poradzić. powiem tak. ja jej nie lubię mówiąc w prost i raczej nie polubię a już w ogóle pod wspólnym dachem. ale jej "nóg nie podkładam" i złośliwie nie robię.
i tu, myślę, T. powinien wkroczyć i zwrócić uwagę. przecież nie każę mu wybierać ja albo ona. wiem że to jego siostra. ale żona powinna się chyba też liczyć. to jak ktoś ją traktuje i w ogóle.
i zastanawiam się jak to jest, że on i druga siostra są zupełnie inni od niej. chyba naprawdę jakaś w wychowaniu luka albo bomba gdzieś tam wpadła  🙄
najpóźniej chyba we wrześniu, bo do szkoły (nie wiem szkoła zerówka, teraz po tej reformie to się nie orientuję) najstarszą chcą na miejscu posłać. ale niby już mają pokoje do wyszpachlowania, więc mam nadzieję, że zgodnie z pierwszymi zapowiedziami na wiosnę.
Mistral,jakieś miesiąc temu,może już dalej też rozpadł się mój 3 letni związek,na początku nie ruszało mnie to,później przyszedł czas,że zaczeło mnie to boleć,ale teraz cieszę się...w końcu poczułam,że żyję,że nikt mnie nie ogranicza,nic nie każe.
I podobnie jak u Ciebie,jest mi bliską osobą,pomagamy sobie nawzajem,mamy lepszy kontakt niż jak byliśmy razem(pod koniec same kłótnie),teraz widzę,że troszkę go gryzie to,że mi się jakoś układa,że spotykam się ze znajomymi,dużo mężczyzn wokół mnie,ale to mnie jeszcze bardziej uświadamia,że dobrą decyzję podjęłam.
Więc życzę Ci też tego samego 🙂
Zobaczysz dopiero teraz poczujesz,że żyjesz 🙂 🙂
tomia, bardzo ci współczuję sytuacji, naprawdę  :kwiatek: ale... Masz rację -  I CO Z TEGO? Co DOBREGO z tego DLA CIEBIE wynika?  :jogin: To nie jest tak, że ten co ma rację... no właśnie - co? Wygrywa? Przecież już parę miesięcy temu byłaś u kresu wytrzymałości. Bratowa ściemnia - i świetnie na tym wychodzi. Ty ściemniania nie trawisz - i jak na tym wychodzisz? Zastanów się, bo "oni" się wyprowadzą (szybko życzę) a twoja postawa z tobą zostanie. I - uwierz, będzie się odbijała czkawką w setkach sytuacji. Nie dasz rady zawsze odciąć się od ludzi "z tą drugą postawą"  🙂.
Doskonale cię rozumiem, bo chyba te 30 lat temu też taka byłam (i dodatkowo obawiam się, że jeszcze +30 lat za długo  😕 - ale to już moja głupota  :icon_redface🙂
Z pewnością jako "świeży praktykant" bratowej jej bronią - m.in. słodzeniem i wykręcaniem kota ogonem - nie pobijesz, ale naprawdę warto praktykować. Dla siebie samej. Żeby móc być elastycznym.
Tu taka anegdota: znałam sportowca akurat, dobry był. Mówimy: ty to zrobisz karierę (radził sobie w życiu bardzo dobrze). E - ja kariery nie zrobię, bo nie jestem "elasticznij" (zza wschodniej granicy był). Co to znaczy "elasticznij"? No jakby wam tu... za mało ku*wa męska jestem.  🤣 Karierę faktycznie zrobił umiarkowaną.
Może przesadzać nie warto (coby siebie móc w lustrze oglądać) ale trochę się nauczyć - warto.
Pomyśl o tym tak: jeśli poradzisz sobie z bratową - to z każdym sobie poradzisz. Sparring partner taki. Na razie twoja strategia i taktyka - zawodzą. Zmień je. Masz do dyspozycji jeszcze ewangeliczne "strząsnąć proch i pył z sandałów" i jeszcze jakieś inne.

Jeśli da się z mężem jawnie (kartką?) wyjaśnić sprawy - to świetnie. Ale nie mówcie mi (to już do wszystkich) że to jest OT, ze z bliskimi, z partnerami to trzeba zawsze z otwartą przyłbicą. Nieprawda. Miliardy związków na świecie - "zwycięskich w grze życiowej" funkcjonują w oparciu o ściemnianie. Jak to moja siostra mawia: każda rodzina ma swojego trupa w szafie  😀iabeł: Osoba z w pełni otwartą przyłbicą jest ZAWSZE bezbronna. Zawsze wyląduje gorzej, niż gdyby była... odrobinę bardziej przewidująca, powiedzmy  😉.
Myślę, że głównym problemem tomi nie jest jej szwagierka, tylko mąż, który jest lojalny wobec swojej siostry i reszty rodziny, a nie wobec żony. Znam to uczucie. U mnie sytuacja nie była aż tak ekstremalna jak u tomi, ale też bolało. Dziś szczęśliwie mam drugiego męża, dla którego to ja jestem najważniejsza.
Bo gdyby tomia miała wsparcie u męża byłoby jej po stokroć łatwiej. A tak czuje, że jest sama.
I nie chodzi tu wcale o walkę brata z siostrą, ale o zdrowy dystans i lojalność, którą mąż winny jest żonie.
siostrze też jest niestety winny lojalność, bo więzy krwi blablabla. dlatego facet też ma ciężką przeprawę, bo musi wybrać kogo wspierać, a nie jest to łatwe...

halo, mówisz dokładnie jak moja teściowa, też próbuje mi wbić w głowę, że powinnam postępować dyplomatycznie i się nie odzywać zamiast jojczyć, ale młoda krew to nie woda i przychodzi mi to z wielkim trudem... najpewniej przyjdzie z wiekiem, człowiek przed 30 stką jest większym idealistą 😉
a wiesz, że kolejny raz masz rację kobietko. i dzięki za zrozumienie  :kwiatek: faktycznie nic z tego nie wynika. no może odrobina satysfakcji, że się "zgnoić" całkiem nie dam. ale patrząc i z tej perspektywy chyba ją jeszcze większy "gul" chwyta, jak widzi, że ja sobie z dobrym humorkiem chodzę. więc coś jednak w tym jest. ale ,znów jest ale, dla przykładu: jestem zadowolona bo coś tam zrobiłam sobie w ogórdku wedle własnej wizji, ta widzi i już się zaczyna awantura, że kto to?po co? z jakiej racji? itd. i już się zaczyna chęć wlezienia mi na łeb na szyje, żeby tylko nie było tak jak zrobiłam. czyli zawsze na przekór. wiesz, staram się to lekceważyć. w gruncie rzeczy i tak zostaje po mojemu bo ona ani nie garnie się jakoś do tego. więc po co to całe "halo"..? może rzeczywiście trzeba to lekceważyć.. może szuka we wszystkim zaczepki.
widzisz po owym moim kresie wytrzymałości. powiedziałam wówczas T. aby zamiast mi wciskać jakąś nadnerwowość, lepiej zrobi mówiąc "byle do wiosny/lata" czy "jeszcze troszke i będzie raj", czy "i tak wiem jak jest na prawde, nie ma co się nią przejmować".. działało ale moje mężu zapomniało o wskazówce i podziałało jak płachta na byka  😁
aczkolwiek wychodzimy na prostą. ponownie i o by na stałe. choć jest ciężej, przez grypsko w pełni ani nie mam siły mówić ani nic. on w nie lepszej formie. mały kapke zdrowszy ale jutro i tak do lekarza na kontrole trzeba jechać. więc czuję się jak na rezerwie z aku..
chyba faktycznie byle do wiosny  😉
a wiecie, ciągle myślę nad zwierzątkiem.. i każdego mi szkoda  🤔wirek:
dzięki że mnie wsparłyście i wypowiedziałyście swoje opinie  :kwiatek: w pewnych rzeczach pomogły.
Halo jesteś moim guru  🙇 😉
Edyta trafiłaś w sedno sprawy. właśnie tego mi brakuje. Isabelle lojalność do siostry to jedno, ale to nie jej przyrzekał wierność itd. to nie z nią chce spędzić reszte życia. to nie jej wyznaje miłość dozgonną jedyną i tak dalej. więc jednak powinien (wiem, że to nie jest lekkie - ale ja też moich zostawiłam a przecież "lojalność"..) jakoś mnie wesprzeć.
generalnie nie wyobrażam sobie sytuacji, aby ktoś z mojej rodziny go dzień w dzień praktycznie dręczył. wszak jest tym najważniejszym facetem w moim życiu i poszła bym za nim w ogień, życie oddała, co tylko by trzeba. więc pewnych zachowań mogę oczekiwać, tak mi się wydaje  🙄
tomia,  akurat ja mam ten komfort, że mój dostrzega wady swojej siostry i zgadza się ze mną, ale byłabym ostrożna przed radykalnymi krokami, żeby Ci nie zarzucił za lat "naście", że go "rozdzieliłaś z siostrą", bo więzy krwi są mocne. nie oznacza to uginania się, bardziej nie wciągania go w sytuacje, kiedy musi poprzeć którąś z Was. może on nie chce wesprzec Ciebie, bo jest mocno emocjonalnie związany z siostrą i przywykły do jej wad, i nie dość asertywny. spróbowałabym jednak samodzielnie załatwić sprawę, nie oczekując tutaj wsparcia, odbyć z nim rozmowę z jasnymi argumentami, ale nie wymagać interwencji, tylko iść do dziołchy i jej powiedzieć co Ci leży na wątrobie, jeśli nie zadziała-przemordować się, bo to chwila tylko.

cięzko znalezc złoty środek, to często przypomina wojnę teściowa-zięć, kiedy kobieta jest w ciężkiej sytuacji, kiedy musi wybierać pomiędzy miłością do matki a miłością do męża. poza tym, w każdej rodzinie relacje są inne. mój facet "wybiera" mnie, bo nie jest baaardzo związany z siostrą, ale staram się dyplomatycznie go naprowadzać (np nie marudzić jaka to ona zła, tylko opisać zimno sytuację i nalegać, żeby się sam wypowiedział co o tym sądzi, łatwiej mu wtedy zrozumieć bez genu obrony siostruni).
ale Isabelle ja mu nie muszę mówić jaka ona jest. sam widzi. sam mnie kiedyś za nią przepraszał. ba sam miał już chęć zadzwonić do opieki społecznej, bo już znieść nie mógł jak oni dzieci traktują i się do nich odnoszą (ale to inna już sprawa). wtedy to ja miałam zdziwioną minę, że własnej siostrze takiego świństwa nie ma co robić.. więc to też nie jest tak, że ja mu na nią nagaduję jaka to ona fe, sam czasem mi wzdycha że ma jej dość. ale jak widać jak ja mam dość to wówczas ja jestem "nerwus". sam z nią nie rozmawia, omija ją łukiem, bo rozmowa z nią nawet dla niego musiała by polegać tylko na przytakiwaniu. sam ma dość jej wścibiania nosa (on ma w planach remont, a ta na pare miesięcy przed wyprowadzką będzie mu mówić jak co ma robić i gdzie).
no i naprawdę nie chodzi o to aby wybierał. przecież może wesprzeć mnie w taki sposób, aby jego relacje (jakiekolwiek są) z nią nie uległy zmianie. a moje wyciąganie co mi na wątrobie leży jej w twarz już pisałam jak wygląda - zaczyna się na mnie drzeć jak na jakąś smarkule co szybe wybiła. więc ja zrobiłam już krok owy kilkakrotnie. a że jest jej reakcja jaka jest, ja zrezygnowałam, to chyba w kwestii męża to pozostaje.. bądź rodziców  🙄 nie wiem, ale z tak nie komunikatywną i nie kulturalną osobą do czynienia wcześniej nie miałam.
i nie powiem, żal mi T. ja mam to szczęście, że moi wszyscy mają z nim dobry kontakt, choć nie zawsze wszystkim wszystko się podoba. ale umieją rozmawiać.
bynajmniej z T. wracamy dziś do ładu. wszak żadna (chyba mam zwierzątko  :hurra🙂 smoczyca nie rozdzieli nas i nie skłóci. ale i tak czeka go przeprawa odnośnie tego tematu.
siostrze też jest niestety winny lojalność, bo więzy krwi blablabla. dlatego facet też ma ciężką przeprawę, bo musi wybrać kogo wspierać, a nie jest to łatwe...




nie zgadzam sie! więzów krwi się nie wybiera, a żonę tak i to żona i dziecko są jego rodziną w tej chwili - przynajmniej tak powinno być
podkreślam, że nie chodzi mi o wojnę z siostrą, a o zachowanie się fair w tej sytuacji, a on jest od tego daleki, ponieważ wkręca tomi w poczucie winy za to co się dzieje w domu
on nie jest nawet neutralny, a powinien być co najmniej taki
w rzeczywistości, z tego co pisze tomi, mąż przyjął taktykę "naprawiania" żony, aby ta dostosowała się do reszty domowników
to nie jest dobry pomysł na związek
A ja nie widzę powodów, by ukrywać cokolwiek przed swoją drugą połówką. Przed rodziną- tak, warto się nie odkrywać do końca. Warto mieć wiele tajnych broni w zanadrzu. Ale przed mężem?? Na Boga! Po co?
( no chyba, że mąż nie jest najbliższą nam istotą na ziemi, a jest po prostu "instytucją MĄŻ". Wtedy tak. Wtedy ukrywamy dużo. Bo przed instytucją MĄŻ warto mieć tajemnice)

Dla mnie również więzy krwi są mniej warte niż moja druga połówka. Rodziny się nie wybiera, mamy jaką mamy. A partnera wybieram takiego jakiego sobie życzę SAMA. Gdyby dla partnera rodzina była ważniejsza niż ja.....to .. nie wiem czy bylibyśmy małżeństwem. Nie mam pojęcia. gdyby już podczas bycia razem, na początku, wysyłał sygnały, ze jestem mniej ważna, to chyba by to oznaczało, że nie pasujemy do siebie. Myślę, że wówczas również inne cechy by nas różniły na tyle mocno, że zastanawiałabym się nad wiązaniem z takim mężczyzną.
A ja nie widzę powodów, by ukrywać cokolwiek przed swoją drugą połówką. Przed rodziną- tak, warto się nie odkrywać do końca. Warto mieć wiele tajnych broni w zanadrzu. Ale przed mężem?? Na Boga! Po co?
( no chyba, że mąż nie jest najbliższą nam istotą na ziemi, a jest po prostu "instytucją MĄŻ". Wtedy tak. Wtedy ukrywamy dużo. Bo przed instytucją MĄŻ warto mieć tajemnice)

Dla mnie również więzy krwi są mniej warte niż moja druga połówka. Rodziny się nie wybiera, mamy jaką mamy. A partnera wybieram takiego jakiego sobie życzę SAMA. Gdyby dla partnera rodzina była ważniejsza niż ja.....to .. nie wiem czy bylibyśmy małżeństwem.


Dokładnie! Dlatego z moim poprzednim się pożegnałam, a obecny mąż jest moim Przyjacielem i zarówna ja dla niego, jak i on dla mnie jest najważniejszą osobą.
Krewnych się nie wybiera.
tunrida to jest fakt. i tak jest w moim przypadku. tylko T. wie na mój temat wszystko, a jak czegoś nie wiem - wystarczy, że spyta. jest dla mnie wszystkim. mężem, kochankiem, ojcem mojego dziecka, powiernikiem, przyjacielem.. u nas leży tylko ta jedna kwestia i trzeba to jakoś ogarnąć  🏇
stąd się rozpisałam tutaj. a nóż jakiś pomysł mi podrzucicie, a nóż mnie oświeci czytając Wasze wypowiedzi..
i tak jak to ujęłaś w drugiej części posta. tylko teraz poszukuję pomysłu co z tym fantem i jak zrobić.. no przepękać.. ok, jest to najlepsze rozwiązanie. ale potrzebne jest mi właśnie to wsparcie od męża.. miałam wątpliwości, czy mogę tego oczekiwać/wymagać. ale utwierdzam się w przekonaniu, że tak.
Potwierdzam. Ale jak tu kiedyś napisałam, że wolałabym by mój mąż był bardziej przyjacielem niż bardziej kochankiem, to głosy były baaardzo różne. Część twierdziła, że PO CO mąż ma być przyjacielem?
Uważam, że wiadomo, że lepiej by był w 100% i tym i tym ( to jasne!) Ale gdybym miała wybierać, to wybrałabym większy procent przyjaciela niż kochanka w swoim mężu.
No właśnie dlatego, że ma to być najbliższa mi osoba na ziemi. Na zawsze. Przynajmniej tak to widzę. Mąż przyjaciel to niezastąpiona rzecz pod słońcem.

tomia- ja to pisałam nie a propos ciebie, tylko a propos postu halo o nieotwieraniu się przed bliskimi, przed zamkniętą przyłbicą i innymi takimi.  😉 Ale, że już kiedyś o tym gadałyśmy i miałyśmy odmienne zdanie, to i teraz tak jest.
Powinnaś tego oczekiwać, bo niestety jest tak, że jeśli nawet przepękasz, to nie wymarzesz tego czasu z pamięci i już zawsze będziesz żyła ze swiadomością, że nie wiesz jak on się zachowa w trudnej sytuacji, czy będziesz mogła na niego liczyć.
Może tak mu to pokaż, ze to nie jest kwestia tej konkretnej sytuacji w domu, ale Waszego związku. W moim przekonaniu małżeńska przysięga wierności odnosi się nie tylko do zdrady w postaci innego partnera seksualnego czy emocjonalnego, ale takze do takich zachowań jakie opisujesz.
Może powinnaś mu uświadomić, że nie chodzi o siostrę, a o zaufanie do niego.
dla mnie to i to się liczy. razem przeplata. tworzy całość. kochanek (bez przyjaciela) jest wybrakowany. przyjaciel (bez kochanka) to nie do końca mąż/partner. pewnie jak wszystko trzeba i na to mieć indywidualny złoty środek.
Edyta nad tym właśnie się zastanawiałam.

a teraz  :jogin: usypiam małego, akurat trzeba pranie robić dzieci po korytarzu ganiać i wyzywać. i pewnie po małego spaniu  😵
współczuję tomia, i powodzenia w rozmowie z mężem, bo bez jego wsparcia nie zmienisz sytuacji w tym domu
brrr, jak sobie przypomnę scenki z przeszłości ... w moim przypadku ważniejsza była mamusia i żona brata męża oraz wiecznie obecny u nas bratanek 🙄
nie-dzięki Edyta co by nie zapeszyć. już nie mówię o drastycznych zmianach sytuacji..choć pewnie takie cichsze zachowywanie się jak dziecko usypiam, czy poszanowanie czyjeś pracy i kultura może być dla niektórych pewnie drastyczne. więc ani się już poprawy nie spodziewam 🙄

skończyła prać i dziwnym trafem, zeszli na dół do kuchni, a moje dziecko chwila moment i się położyło i usnęło..co za częsty i dziwny zbieg okoliczności  🤔wirek: gdyby nie ten malec, to pewnie nie była bym taka uparta

fajnie Was tu mieć wiecie.. w czyichś problemach jestem dobrym obserwatorem i doradcą, tak bynajmniej mówią mi znajomi. ale w swojej własnej sytuacji czasem ciężko znaleźć odpowiedź/rozwiązanie/nabrać odpowiedniego dystansu aby obiektywnie spojrzeć.  :kwiatek: więc dla Was wszystkich moje drogie kobietki
tunrida, patrząc na rzeczy indywidualnie - oczywiście masz rację. Ale w skali globalnej - małżeństwo to nie prywatny związek dwojga ludzi ale właśnie instytucja 🙂 Żebyśmy nie wiem jak zaprzeczały. "Imagine" Lennona - ładna piosenka 🙂 A świat bez masowego ściemniania byłby koszmarny. Wiara w jasność i otwartość między bliskimi, zawsze i w każdym momencie życia, to pląsanie po tęczy. Bardzo nielicznym będzie to dane, bardzo nieliczni utworzą taki, bezwarunkowy związek. BTW - ty możesz nawet nie pojmować o co kaman, bo w strategiach postępowania jesteś, zdaje się, dość dobra 🙂 - ciągle pamiętam wpisy o wkupywaniu się w łaski stajennego 🙂. Może Tobie intuicyjnie wychodzą dobre proporcje między szczerością a zbieganiem o innych w rodzinie, tak, że postępujesz w sposób dla siebie oczywisty, naturalny.
edyta, polecanie własnej strategii, która doprowadziła do rozwodu, komuś, kto najwyraźniej zdecydowanie nie życzy sobie rozstania to wątpliwy pomysł 🙂 Nie każdy miał pecha źle wybrać. A każdy, najszczęśliwszy związek można rozwalić niewłaściwym postępowaniem. Postępowanie trzeba dobierać do sytuacji. I unikać kwantyfikatorów "zawsze" i "nigdy". Bo w życiu to tylko jedno jest pewne: że wszyscy umrzemy.
Zastanawiam się nad tym i wychodzi mi, że chyba to jest tak, że u mnie istnieje a) mój mąż, b) moje dziecko i c) szeroko rozumiana reszta świata. Stosunki z mężem są takie jak opisywałam. Z dzieckiem- jak to z dzieckiem- dość chyba typowe.
A z resztą świata- zależne od osoby, sytuacji, uwarunkowań moich i reszty- czyli- wszystko zależy.
U mnie po prostu mąż nie należy do reszty świata, w przeciwieństwie do reszty świata. (przed resztą świata NIGDY nie będę szczera i otwarta w każdej sytuacji, mogę BYWAĆ otwarta. Przed mężem- zawsze! Jesteśmy w związku 15 lat i jak na razie sprawdza nam się taki układ. Mało tego. Jest tak dobrze, że nie wiem czy mogłoby być bardziej.)

Wydaje mi się to tak naturalne, że dziwię się jak można być szczęśliwym w związku z kimś, wobec kogo nie możemy/nie umiemy/nie chcemy być otwarci do końca!!!  😲
Z tym, że ja chyba zawsze w związkach dawałam CAŁĄ siebie. Albo wcale, albo na całość. I albo związek był mocny na maksa, albo... przestawał być związkiem. Nie uznaję w związkach z partnerem układów połowiczych.
Napiszę w drugim poście, bo nie chcę pisać o sobie ( bo to jest tu nieistotne), ale ogólnie o związkach.

Podejrzewam, że bywa w życiu tak, że człowiek pobierze się niekoniecznie z tą swoją przysłowiową idealnie dobraną połówką.
I co robić?
No właśnie myślę, że po to warto szukać osoby bliskiej jako przyjaciela, żeby umieć utworzyć związek trwały nie tylko na podstawie miłości ( która wiadomo, że może zblaknąć, nie być już tak silna) ale właśnie na podstawie: kurde... przyjaźni, szacunku, akceptacji siebie nawzajem, zrozumieniu siebie nawzajem, tolerancji, zaufaniu, wsparciu. Dlatego warto mieć podobne charaktery ( lub uzupełniające się), zainteresowania, oczekiwania od życia, podobny system wartości.
Po to, żeby kiedyś, kiedy po latach dojdziemy do wniosku, że nie jest to chyba idealnie ta nasza połówka, a mamy już dom, dzieci i masę wspólnych rzeczy,- żeby umieć być z tą osobą w "instytucji mąż- żona" nie z przymusu, ale z jakąś kurde jednak przyjemnością.
I wierzę, że aby podtrzymać/rozwijać te wszystkie piękne cechy ( przyjaźń, szacunek, akceptację, zaufanie, bla, bla, bla) trzeba być właśnie wobec siebie szczerym, otwartym i rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać o WSZYSTKIM.

Wiadomo, że jeśli 2 osoby są TOTALNIE niedobrane, to pewno gucio z tego będzie, ale jeśli mają wyjściowo wiele wspólnych cech, to dzięki otwartości, szczerości i ciągłych rozmowach o wszystkim- można zbudować piękny związek dwóch osób.
A ukrywanie siebie, nie otwieranie siebie przed drugą osobą i siebie na drugą osobę- nie pomoże nam.
Lov   all my life is changin' every day.
28 lutego 2013 19:46
tunrida, amen. Podpisuję się pod tym obiema rękami i nogami. Dla mnie facet może być nawet średnim kochankiem, ale na co dzień to ja potrzebuję przyjaciela, wsparcia i osoby zaufanej, i nie mam na myśli tu koleżanek. P. twierdzi też dokładnie tak samo jak Ty- że przede wszystkim trzeba rozmawiać, o problemach, o sytuacjach mniej lub bardziej poważnych, i razem to rozwiązywać. Jeśli ja mu nie powiem, że coś mnie gryzie od środka (zwłaszcza jeśli chodzi o jego zachowanie), to on nie będzie miał szans na poprawę, a ja się będę irytować coraz bardziej. Dlatego cieszę się, że on od razu widzi, że coś jest nie tak i umie to ze mnie wyciągnąć, bo ja raczej jestem typem "pomruczę sobie pod nosem i ewentualnie wyżyję się na poduszcze" 😁
ja tam nawet rozumiem kobiety, które chcą widzieć głównie kochanka, bo to da nich strasznie ważne. OK.
Ale na Boga- nie zaniedbujcie tej drugiej kwestii!
Żeby potem nie było tak jak z moją koleżanką, która ma problemy w związku.
Ja jej mówię "To idź i pogadaj z nim!" A ona mi na to "Ale co ja mam mu powiedzieć?" Albo "A jak ja mam mu to powiedzieć", albo "On ze mną tak nie rozmawia".
Żeby nie mówić tak jak to moja znajoma, to trzeba rozmawiać wcześniej. Zanim dojdzie się do stanu, że nagle stwierdzamy, że nie umiemy z własnym mężem gadać.  🙁
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
28 lutego 2013 20:11
Sa takie typy zwiazkow- gorace, namietne, burzliwe. Gdzie wszystko dzieje sie szybko, jest czar, adrenalina, jest masa ognia i co chwile wybuchajacy wulkan. Takie 150% normy. Ale jak kazde wulkany, po erupcji powolutku zaczynaja wygasac, sa jeszcze jakies male wybuchy, jakas para, dym, cieplo. A potem wszystko zastyga i sie schladza. I nie zostaje nic wlasciwie, tylko zal za tym co bylo i wspomnienie ognia i zaru. Troszke dlatego 'zwiazki na boku' sa takie pociagajace- bo ten stan moze trwac duzo dluzej poprzez dawkowanie sobie tych emocji i niemoznosc nasycenia i zwyklego znudzenia.
Niemniej, po latach nawet, mozna wspominac taki zwiazek jak powiedzmy ekscytujaca podroz czy przygode.

Ale partner na zycie to taka bezpieczna przystan - taki dom, do ktorego chce sie codziennie wracac. Oczywiscie to tez kochanek, tez kumpel do wyglupow, tez towarzysz wypraw i przygod. Ktos kto potrafi wkurzyc jak nikt i ucieszyc jak nikt. Partner. Nie spowiednik, nie psiapsiola, tylko partner. Ramie w ramie. Zaufanie, szacunek i wspolpraca.
Musimy chyba uściślać wyrażenia. Bo dla mnie partner to właśnie przyjaciel. Partner bez przyjaciela, to może być współpracownik z pracy.
Psiapsiuła to ...sorry..ale jakaś idiotka z którą się pierdzieli tylko o głupotach.
A spowiednik to jakiś pantoflarz, który słucha i głaszcze po głowie, cokolwiek by mu się nie powiedziało. 
Nie zmienia to faktu, że przyjaciel-partner może być chwilami i pisapsiułą i spowiednikiem, który postara się mnie zrozumieć.
Tak czy inaczej..chyba rozumiecie o co mi chodzi.
I żeby facet był tym wszystkim, to musimy być na siebie nawzajem otwarci i szczerzy. Od początku.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się